Podchodzę do Kieri zdejmuje kaptur z głowy i patrząc jej przez ramię na oddalonego już spory kawałek Tolbertiego, mówię : - tak, nic mu nie będzie, nie obawiaj się, po prostu czarodzieje, pozdrawiają swych kompanów za każdym razem, gdy któryś z nich odłącza się od grupy, nawet na tak krótki czas ......
Uśmiecham się serdecznie, po czym zarzucam kaptur na głowę, by zasłaniał twarz przed palącym słońcem i utkwionym we mnie wzrokiem Kieri |