Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2009, 13:04   #127
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Wszystko to było takie podobne do czegoś ... właściwie nie do czegoś, wszystkie te elementy przypominały mu jego "poprzednie" życie. Jego "prawdziwe" o ile można tak to nazwać życie. Już dawno nie był sobą, już dawno nie był "u siebie", o ile oczywiście istniało miejsce, które mógł tak nazwać. Była to ciekawa kwestia bo najbliżej do domu miał w Los Angeles, ale z drugiej strony późniejsze wydarzenia, pokazały, że w procesie dorastania miasto stało się po prostu miejscem, bez żadnego łącznika emocjonalnego ... chociaż to akurat było kłamstwo, istniał taki łącznik ... chociaż nie należał on do tych dobrych. W tym jednak momencie należało skupić się na tu i teraz.

David odchrząknął próbując przywołać swoje myśli do jako takiego porządku.

-Tak dziękuje, poradzę sobie z mieszkaniem. Zaufam swojemu doświadczeniu i intuicji przy wyborze odpowiedniego - zawahał się chwilę ... jak mógł odpowiedzieć na pierwsze pytanie? -Chyba mogę pierwsze zadanie wykonać razem z jakąś kobietą - najczęściej bywały one mniej agresywne, więc może i zadanie będzie spokojniejsze. Taką przynajmniej miał nadzieję.

- Rozsądne założenie panie Mallory. Jednak czy mam przez to rozumieć, że nic panu nie powiedzieli? -

-Co mieliby mi powiedzieć? Przepraszam, ale przez kilka ostatnich dni miałem lekkie urwanie głowy. Nie dowiedziałem się nic -
próbował tutaj znaleźć jakieś dobre słowo ... dowiedział się wielu ciekawych i ważnych rzeczy, nie wiedział tylko, która wiadomość byłaby potrzebna w tym momencie - Nie dowiedziałem się nic o czekających mnie zadaniach. Właściwie chyba nic tak naprawdę istotnego ... chociaż sporo ciekawych rzeczy- zdecydował się w końcu na tą wydawało się dość bezpieczną opcję.

- Ah. - westchnęła poprawiając okulary - To jest baza pionu operacji wywiadowczych i wsparcia. Jak wszystkie agencje rządowe zajmujemy się wydawaniem pieniędzy podatników... dużych pieniędzy podatników. Co nie znaczy panie Mallory, że podpisuję wszystkie wydatki lub szastam pieniędzmi. Wliczając nas pracuje tutaj 19 istot. Każdy ma co najmniej dwie kompletne tożsamości i w razie czego jesteśmy w stanie w kilka minut wygenerować kolejną i wprowadzić dane do wszystkich baz danych, sieci komputerowych, itd... Pan ma przeszkolenie więc nie będę pana męczyła kursem wstępnym... W piwnicach tego budynku jest basen, garaż i centrum komputerowe. Na parterze gabinet lekarski, garderoba i pokoje odpraw; na piętrze sala gimnastyczna, kort do squasha oraz ring. Na poddaszu pokoje sypialne. Pańskie BMW jest samochodem należącym do nas, znaczy pańskim wozem służbowym, oczywiście oficjalnie należy do wypożyczalni Hertz... Tak... O czymś zapomniałam... A. Kawy? Herbaty? Zapraszam -

Przeszła kilka metrów do pokoju przypominającego sale klubową i uruchomiła ekspres. David spokojnym krokiem ruszył za nią - Panuje samoobsługa... Cały sprzęt operacyjny, ubiory, telefony, biżuterię, gadżety, samochody, bilety zapewniam ja. A ja muszę oszczędzać na remont elewacji... - Gdy dziennikarz usłyszał tą informację sam zajął się zaprzeniem swojej herbaty. Może nie należała do jego ulubionych napojów, ale w tym momencie wydawała się bezpiecznym wyjściem.

-Wiedźma mówisz to od pięciu lat - może czterdziestoletni mężczyzna o zdecydowanie wojskowych ruchach pojawił się w pomieszczeniu - Jak wyglądam?-

- Akcent, panie Rostov. Akcent. Poza tym... doskonale. -

- Naturalnie, - głos przybrał zdecydowanie rosyjski akcent - Cóż za chwilę dopiero będę w pracy... To ta nowość? - zapytał wychodząc.

- Więc panie Mallory co jeszcze? A. Ponieważ, jak powiedziałam, nie mamy jeszcze gotowych wszystkich pana dokumentów... Pierwsze zadanie będzie bardzo nudne, nikt ich nie lubi, ale... Jak pan wie JT czyli Jakub zniknął z Essen razem z najważniejszymi członkami gangu. Są oni naszym jedynym śladem aby ustalić jakim cudem broń znalazła się na ulicach. W takich sytuacjach nie podejmujemy żadnych prób kontaktu z agentem czekając na jego ruch. Jakub przysłał zdjęcie Bayer Arena. Ustaliliśmy dokładnie miejsce i w miejscu zrobienia zdjęcia wystawiliśmy wachtę. I wie pan o czym mówię, prawda panie Mallory? -

Przez resztę wywodu i rozmowy z tajemniczym człowiekiem milczał. Rządowa agencja, to było w sumie ciekawe, z drugiej strony co za różnica dla kogo się pracuje? Pieniądze tak czy siak przychodziły, a pomiędzy prywatnym przedsięwzięciem a państwowym nie było wcale tak wiele różnic. Tak naprawdę podstawową była osoba, która płaci. W tym momencie, nie miał zresztą już możliwości wycofania. Należało zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Gdy padło ostatnie pytanie kiwnął głową. W sumie za kogo ona go uważała?

-Wiem -

- Czy ma pan jeszcze jakieś pytania panie Mallory?-

David wzruszył ramionami - Chyba nie. Przynajmniej większość może zaczekać. Myślę, że po prostu będzie trzeba pojechać za Jakubem - pewnie i tak ta rozmowa miała do tego prowadzić. W sumie czego innego mógł się spodziewać? Czego innego od niego mogli wymagać. Ciekawe czy członkowie gangu, z którymi uciekł też byli wampirami. Mogło to lekko utrudnić sprawę, ale cóż ...

- Niestety... JT nie bedzie tego ciągnął długo... Skoro kobieta ... to pozwoli pan, panie Mallory, ze przedstawię... -
wstała i poszła do drzwi naprzeciwko. - Tatiana Griczenko... -


Dziewczyna uśmiechnęła się podając rękę -Tagi. Jest krócej i wygodniej. Miło mi.-

David uścisnął rękę kobiety i również uśmiechnął się -David Mallory, miło mi poznać - Mówi się, że stare przyzwyczajenia umierają długo. Tak wyglądało z posługiwaniem się niezliczoną ilością fałszywych nazwisk i person, po pewnym czasie zaczynały żyć własnym życiem. Wiele osób ostrzegało, że można zatracić siebie ... w tym wypadku to była nieprawda, on żył dalej ... po prostu ukryty przed światem przez innych ... w pewnym sensie byli jego ochroniarzami. Nigdy nie miał problemów, bo zawsze wiedział kim jest i zawsze starał się o tym pamiętać.

- To ja znikam - powiedziała Tatiana -Zmieniasz mnie o 21:30. -Klepnęła Malloryego po ramieniu i odeszła

- Weź Volvo - Wiedźma obróciła się za nią - Panie Mallory... Cóż jeszcze... A. Garderoba. Jakieś upodobania?-

Dziennikarz wzruszył ramionami -Wszystko mi jedno, jestem nauczony pracować w różnych garderobach. Jeżeli ma być nazwijmy to mniej wieczorowe i mniej rzucające się w oczy, to może to być jakaś kurtka skórzana, coś utylitarnego w każdym razie - odpowiedział na to pytanie

- Doskonały wybór... - przeszli na koniec korytarza i Wiedźma otworzyła drzwi. Pomieszczenie przypominało wnętrze sklepu z odzieżą wszelaką od militarnej po wieczorową. Kobieta wzięła kartkę i wybrała kilka rzeczy. Kurtkę, koszulę, spodnie, buty. Z szafki wyciągnęła broń i dwa magazynki. Wrzuciła wszystko do sportowej torby i podała Davidowi: - Proszę pokwitować. Wszystko w pańskim rozmiarze panie Mallory. Będzie pasować. -

David kiwnął głową, wyciągnął długopis, poczekał aż kobieta poda mu kartkę do podpisania, gdy tylko ją otrzymał złożył krótki podpis na niej. Po czym dodał spokojnym głosem chowając długopis z powrotem do kieszeni

-Piękna organizacja -

Kobieta Uśmiechnęła się i wręczyła Davidowi torbę. - Namiary na miejsce są w nawigacji pańskiego samochodu... Dane również. Ohh. Dziękuję, choć komplementami nic pan u mnie nie załatwi panie Mallory.

-Dobrze dziękuje - powiedział spokojnie - Mimo wszystko. Z ciekawości czy dużo pracuje tutaj ludzi? -

- Czternastu panie Mallory. Nie Tworzymy sztucznych podziałów. Staram się dbać o przyjazną i rodzinną atmosferę -

- Przyjazna i rodzinna atmosfera, to przypomina kilka organizacji, które miałem kiedyś okazję poznać -

- Oh. Doprawdy?

-Może nie osobiście, ale sporo czytałem, trochę słyszałem - to prawda wiele organizacji terrorystycznych starała się przynajmniej utrzymywać iluzję, że są związani. Tak jak gangi motocyklowe w USA z ich "braćmi" ...

- Oh. - stwierdziła raczej bez związku z czymkolwiek, dla podtrzymania rozmowy...

-Tak, rozumiem, że pracujemy dla rządu Republiki Federalnej?- to może nie było aż takie ważne, ale przyjemnie byłoby to wiedzieć. Szczególnie, że ta rozmowa była trochę dziwna ... ciężko było nazwać ją tak naprawdę rozmową.

- Również, panie Mallory... - odparła na pytanie Davida

-Rozumiem. Dokumenty, które dla mnie przygotujecie, jakieś konkretne nazwisko i narodowość?- Tak naprawdę nie rozumiał tego do końca, nie pracowali tylko dla rządu, to dla kogo jeszcze? Nie było jednak sensu dłużej tego drążyć. Lepiej było zmienić temat i dowiedzieć się czegoś ciekawszego.

- Pańskie pełne osobowości, panie Mallory, to kompletne życia w praktycznie dowolnych miejscach świata. Edukacja, zatrudnienie, pasje. Kompletny życiorys. Nazwisko i dane dopasowujemy do historii, ale oczywiście ma pan wybór panie Mallory, wie pan jak to funkcjonuje... Dokumenty na akcje są równie dobrze wyrobione, ale nie mają tylu detali, często nie ma na to czasu, czy nie jest to potrzebne. Po zadaniu są kasowane... Na potrzeby tego zadania też jakoś się pan nazywa - podała mu kopertę.

-Jeżeli miałbym wybierać, to wybrałbym Dublin, Cork albo Boston, zawsze podobały mi się te miasta -
odpowiedział lekko uśmiechnięty Mallory po czym po części żeby zbić ją z pantałyku, po części być może żeby uzyskać szczerą odpowiedź -Czy liczbę ludzi wlicza pani do liczby istot tutaj pracujących?-

- Oczywiście panie Mallory. Jednakże, jeżeli mam być szczera, jest pan najgorzej wyszkolonym agentem jakiego mam... Ale popracujemy nad tym. Panie Jax, nie kryj się za filarem. Twoje dokumenty są na stole, pieniądze, karty kredytowe, bilety. Samolot nie będzie czekał...-

- Już mnie nie ma... Mogę?-


- Nie. W czym jeszcze mogę panu pomóc panie Mallory?-

Mallory poszukał w pomieszczeniu jakieś odbijającej powierzchni a la lustro, aby zobaczyć kim jest tajemniczy pan Jax ... -To chyba wszystko, przykro mi, że musi się pani męczyć ze mną - po tych słowach uśmiechnął się bardzo szczerze - To będzie kolejna rzecz, w której będę najgorszy, mama mówiła, że jestem też złym Afrykanerem - jego uśmiech rozszerzył się, z tego dobrego żartu ... z Afrykanerami miał tyle wspólnego, że jednego udawał. Nigdy nawet nie był w RPA.

Kiedy David mówił Jax wyszedł zza filara przy schodach. Wyraźnie widać było, ze coś chce powiedzieć, ale zrezygnował. Z sekretarzyka zabrał szarą dość pokaźną kopertę i wszedł w jedna z drzwi. - Ja się nie męczę z agentami. To oni męczą się ze mną - również się uśmiechnęła - Jeżeli ma pan pytania to proszę pytać. Nie chciałabym aby pozostały jakieś niedopowiedzenia panie Mallory.-

Mallory zastanowił się jeszcze nad tą kwestią -Czy będzie nietaktem jeżeli zapytam czy jest pani zwykłym człowiekiem?- to również była przydatna wiedza, po tym kogo poznał w ciągu tych kilku ostatnich dni, fajnie było wiedzieć na czym się stoi.

- Zwykłym? - Zastanowiła się przez chwilę - Hmmm. A co pan przez to rozumie panie Mallory? Bo może tak będzie mi prościej odpowiedzieć...-

-Hmm powiedzmy nie obdarzony jakimiś mojo, nie będącym żadnym Upiorem, Wilkołakiem, Wampirem czy jakimś innym Leperchaunem -

- A. To tak. Przy tej definicji jestem zwykłym człowiekiem. Co prawda umiem ustawiać innych, ale to tylko psychologia i trochę charyzmy, a nie żadne magiczne sztuczki... -

-Całe szczęście, ostatnio miałem kilka spotkań, z jak to pani ładnie określiła istotami. Dla człowieka to trochę dużo jak na kilka dni wrażeń - to była prawda, oczywiście przyjęcie tej roboty zapewne oznaczało, że będzie musiał się jeszcze z nimi spotykać, ale po prostu w tym momencie przyjemnie było rozmawiać z kimś całkowicie "normalnym".

- Oh. Wiem. -

-No cóż, w takim razie chyba nie będę dłużej przeszkadzał. Zabiorę się za poszukiwanie jakiegoś mieszkania - odpowiedział jej dziennikarz szykując się do wyjścia.

- Proponuję coś z tej listy. - podała złożony dokument, który wyciągnęła z szuflady - Myślę, że w pana guście panie Mallory... Do zobaczenia. -

-Do zobaczenia - odparł i ruszył do wyjścia. Wychodząc sprawdził zawartość koperty było tam 1500 euro w różnych banknotach, dowód osobisty na niemieckie nazwisko Paul Werner. Dokumenty były albo doskonale podrobione, albo prawdziwe, David nie mógł tego stwierdzić, ale to dobrze wróżyło powodzeniu tej misji. Ostatnią kartką była lista 17 mieszkań w Essen, wraz z numerami do właścicieli.

Dziennikarz spokojnym krokiem podszedł do swojego zaparkowanego BMW i wpakował torbę sportową do bagażnika, zamykając go. Potem podjechał do najbliższej kawiarni z punktem wi-fi. Zatrzymał się tam, zamawiając sobie colę do picia i włączając swojego laptopa. Szybko przejrzał wszystkie oferty, które znajdowały się na internecie, szukając odpowiedniego mieszkania. W końcu znalazł takie większe mieszkanie w kamienicy, niedaleko dość dużego parku. Z dostępem do internetu, całkowicie umeblowane i odremontowane. Spojrzał na opis na kartce, był w nim elektroniczny sejf, nowej generacji, a cena jak na ten standard była "niska" jedynie 2500 euro miesięcznie. Mallory podniósł telefon i zadzwonił do właściciela. Umówili się na pół godziny później.

Obchodząc je był coraz bardziej zadowolony. Było miejsce gdzie zaparkować samochód, czuł się w nim dobrze. Miało oczywiście osobną łazienkę i ubikację, salon, kuchnię połączoną z jadalnię i dwie sypialnie. Kiwnął głową.

-Bardzo pięknie, jestem zdecydowany, je wynajmować. Pani Rosemary Vail dobrze mi poleciła - gdy właściciel mieszkania usłyszał to nazwisko uśmiechnął się szeroko.

- A... to trzeba było od razu, że od Rosemary. Już miałem okazję z nią współpracować. Trudny babsztyl, ale kapitalny współpracownik... Tu jest numer konta do wpłat i numer telefonu do mnie gdyby coś było potrzeba... -
David wziął dwa numery i szybko je zapamiętał. Po czym sięgnął do kieszeni, odliczył kwotę i wręczył właścicielowi mówiąc.

-Proszę nie lubię mieć długów, a nie będę miał dzisiaj czasu latać do banku. Skoro można to załatwić teraz i mieć spokój. Chciałbym się spokojnie rozłożyć. -

Facet szybko przeliczył pieniądze po czym kiwnął głową -Dobra to ja panu nie przeszkadzam, do zobaczenia - po tych słowach wręczył wszystkie klucze i wyszedł. Mallory szybko przeniósł wszystkie swoje rzeczy z samochodu i rozłożył je po szafach. Nie pozostawało tego zbyt wiele, ale wystarczająco żeby mieszkać. Jak któregoś dnia będzie miał trochę więcej wolnego czasu, wtedy wyskoczy na jakieś zakupy.

Sprawdził dość duży sejf w jednej z szaf w sypialni i przeprogramował go zgodnie z instrukcją. Zamknął tam najważniejsze rzeczy, które nie będą przydatne podczas tej misji i na razie postanowił zrobić sobie jakąś kolację. Nie miał zbyt dużo czasu, dlatego musiało to być coś szybkie. Jak strzała wyleciał do najbliższego sklepu, który mijał jadąc tutaj samochodem i zrobił szybkie zakupy. W ciągu 15 minut miał wszystko zapakowane w lodówce, a kolacja gotowała się. Włączył telewizor ... akurat na VH1 leciała pewna znana przez niego piosenka:

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/dK-ozcitHPY&hl=pl_PL&fs=1&[/MEDIA]
*****
Miał wtedy może z 8 lat, ale dość dobrze pamiętał to wydarzenie. Wtedy czuł się naprawdę szczęśliwy i beztroski. Dzieciak był z niego straszny, szczególnie, że jego matka musiała wychowywać go samotnie. Któregoś dnia zabrała go na obchody dnia Świętego Patryka. W LA nie były one tak popularne jak w innych miastach, ale tutaj także istniały pewne skupiska Irlandczyków. O dziwo zazwyczaj tam nie przychodzili. Chociaż chłopak wiedział, że jego matka urodziła się w Irlandii ... wtedy jakieś dziwnej nazwie, która wiele nie mówiła, nigdy zresztą nie interesował się tym za bardzo. Wtedy jednak obserwowali paradę. Miał taką zieloną bluzę, a jego matka sukienkę tego samego koloru.

To wtedy z ciekawości wyrwał się spod jej opieki i uciekł, aby przespacerować się po tej gorszej części tej jakże ciekawej dzielnicy. Nie obchodziły go krzyki matki ... nadal pamiętał jej głos. Ten silny irlandzki akcent ... mimo wszystko nadal brzmiał on w jego uszach jak najsłodsza muzyka. Wtedy jednak biegł ile sił w nogach.

Błędem było wejście do bocznej alejki. Stało tam dwóch nad wiek wyrośniętych nastolatków. Wtedy nie wiedział co tam robili ... a oni po prostu handlowali marychą. Nie wiedział czy to była duża ilość, ale świadek ... szczególnie jakiś dzieciak, był dla nich najmniej potrzebną osobą, w tym momencie. Byli uzbrojeni w noże ... to było nadal straszne wydarzenie i nie wiadomo jakby się skończyły, gdyby nie wysoki rudzielec, który ich przegonił i uratował go.

Gdy tylko tamci uciekli złapał go w mocny uścisk i odprowadził do matki. Najpierw dostał ostrą burę, a potem ona zaczęła go tulić.

-Podziękuj panu Kevin - kazała młodemu, a on wtedy wydukał z siebie jakieś podziękowania.

-Nie ma potrzeby Molly - nie wiedział skąd matka go znała, ale to było jasne, że byli dobrymi znajomymi. Jednak ciekawe było to, że matka o nim ani wcześniej ani później nie mówiła, a facet po prostu odwrócił się i poszedł gdzieś dalej.

-Mamo wracamy do domu?- uśmiechnął się do swoich wspomnień, cały czas pamiętał, że kiedyś miał akcent po matce. W końcu nasłuchał się go za młodu. Zniknął gdy jego matka zmarła, a on trafił do sierocińca. Starsi i silniejsi bili go, za niego. Nauczył się mówić tak jak "powinien" tak jak oni, potem już praktycznie bez wysiłku przychodziło mu udawanie akcentów ... jednak tamten ... tamten był taki prawdziwy i piękny.
*****
Dotknął ręką ukrytego pod koszulą krzyżyka. Dostał go tamtego dnia od matki ... stary drewniany krzyż celtycki. "Żebyś zawsze był chroniony" powiedziała matka gdy wręczał mu go w domu. Cóż ... tyle lat i nadal tam był, znaczyło to, że przynajmniej teoretycznie ten krzyż działa ... należało jednak powrócić do rzeczywistości.

Szybko zjadł przygotowaną kolację i wrzucił talerze do zmywarki włączając ją. Wymył się ... tak na wszelki wypadek, rano jak wróci może być strasznie zmęczony. Następnie ubrał rzeczy przygotowane przez wiedźmę. Spodnie wojskowe, ładny czarny t-shirt bez żadnych nadruków, ciemna bluza i skórzana kurtka, raczej sportowego typu.

Był już gotowy na misję, ale ponieważ miał jeszcze kilka minut do wyjazdu postanowił zamknąć mieszkanie i przejść się po najbliższej okolicy, potem wsiądzie do samochodu i ruszy zmienić Tatianę.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline