Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2009, 21:36   #121
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Eric Gower - w turze 10 - 05:00 do 06:12

Kiedy Eric kończył pracę w loży 19 dalej siedziała ta sama para ludzi. Któryś z kelnerów co jakiś czas przynosił tam kolejne piwa i kolejne kieliszki tequili. Już przebrany Gower zajrzał jeszcze za bar i przez chwilę przyglądał się kluczykom pozostawionym przez Thomasa. Miał nawet wrażenie, że kiedy wychodził Krupp go obserwował."Urojenia" - pomyślał natychmiast - "Jest zbyt pijany, aby utrzymać prosto głowę a co dopiero, aby kontrolować sytuację wokół siebie. Nie ma najmniejszych szans, aby..." Drzwi otworzyły się zdecydowanie zbyt gwałtownie, albo zmęczone zmysły Erica zadziałały zdecydowanie zbyt wolno... W każdym razie efekt nosowego zderzenia twarzy z rozpędzonym drewnem szybko znalazł się w ustach i na ręce barmana... Nie chcąc tracić czasu na wyjaśnianie i przeprosiny wbiegł do najbliższej toalety. Nos nie był złamany, ale wyglądał fatalnie. Po prostu fatalnie... Krew, jak zawsze w takich sytuacjach, nie chciała przestać płynąć... Cholera... W końcu czerwone krople przestały skapywać z nosa.

Eric naciągnął czapkę mocniej na czoło, licząc na to, że daszek i przytłumione światło korytarzy ukryje ślady... wypadku.
Kilka minut później wyszedł z klubu, prawie zaliczając krawężnik po przejechaniu się na skórce od banana. Autobus, którym zwykle wracał do domu, odjechał, a następny był za pół godziny. Nie było sensu czekać, zwłaszcza, że przyjechałaby linia 38, z której i tak musiałby się przesiadać przy KligerStrasse... Spojrzał na ustawiony pod "IX" sznur taksówek. Już miał podążyć w tym kierunku, kiedy - tknięty jakimś dziwnym przeczuciem - wyjął portfel. Te kilka Euro może starczyłoby na jakąś bułkę u Turka, ale na pewno nie na taryfę. Karta kredytowa... została w domu. "No co jest? Jakieś "Oszukać Przeznaczenie 15" czy co???" - pomyślał kierując się w stronę najbliższej stacji U-Bahn. Zaklął pod nosem, kiedy okazało się, że schody ruchome są nieczynne, a kamienne lśnią jeszcze cieniutką warstewką wody po właśnie zakończonym myciu. To nie tak, że był przesądny, czy strachliwy, ale bezpieczniej było się przejść niż kusić los... Po dzisiejszych wydarzeniach - po prostu było bezpieczniej...


Przynajmniej poranek i piękny wschód słońca usiłował zrekompensować beznadziejność sytuacji.


Było zimno, ale to nawet odpowiadało Gowerowi... Nie po raz pierwszy jego nos był w stanie... w takim stanie; ale to nie znaczyło, że przyzwyczaił się do niego, czy, tym bardziej, że był z niego zadowolony...

Miasto powoli zaczynało budzić się do życia. Kiedy pierwsze promienie słońca oświetlały budynki, dozorcy i sprzątacze krzątali się, aby przygotować domy na nowy dzień... Gdzieś tam, w niektórych mieszkaniach dzwoniły pierwsze budziki, w innych gotowała się pierwsza poranna kawa i piekły tosty... Pierwsi ludzie wychodzili z domów, aby zdążyć do pracy... Kioski z gazetami i punkty z kawą otwierały się, aby obsłużyć pierwszych gości... Stawało się coraz głośniej i ruchliwiej... To była ciekawa pora dnia. Na swój sposób Eric ją lubił - choć może dlatego, że od kilku "ładnych miesięcy" kojarzyła mu się z...


Kiedy jego stopa dotknęła chodnika barman poczuł coś... Coś równie ciężkiego do zidentyfikowania jak to, co stało się wokół... Rzeczywistość poszarzała, jakby była tylko pożółkłym zdjęciem. Stojąca obok kamienica dosłownie wyparowała pozostawiając kikut ściany i trochę gruzu. Budynek biblioteki publicznej, znajdującej się z tyłu, zaczął straszyć pustymi oknami... Było całkowicie cicho...


"Wojna? Trzęsienie ziemi? Co jest???" - myśli przebiegły przez głowę. Sam nie wiedząc dlaczego spojrzał na zegarek. Irracjonalna czynność w nieakceptowalnej rzeczywistości... Elektroniczny wyświetlacz wskazywał 17:38:15... Jutro?!?

- Würden Sie bewegen? - Eric aż podskoczył słysząc prośbę o przesunięcie się - Danke!

Stara kobieta zajęła się dalej zamiataniem chodnika. Gower odetchnął kilka razy starając się uspokoić... "ZwelligenStrasse 37" głosiła zielona tablica umieszczona na ścianie kamienicy. Po płocie ogrodu przylegającego do budynku spacerował kot...

"Mam omamy wzrokowe. Jestem przemęczony. Nie jestem szurnięty!!!" - ruszył przed siebie potykając się o nierówne płyty chodnikowe... - "Nie jestem wariatem..."




Godzinę później niż zakładał, niż powinien być, Eric dotarł do domu. Z przeciwległej strony wracała jego sąsiadka niosąc jakąś reklamówkę. Miała na sobie płaszcz i ciężko było powiedzieć czy to faktycznie ona była w "IX"... Kobieta doszła szybciej do drzwi wejściowych i otworzyła je uśmiechając się do Erica.

- Wszystko w porządku? - zapytała jakby z grzeczności, ale z wyraźnie wyczuwalną w głosie troską.
 
Aschaar jest offline  
Stary 29-10-2009, 17:59   #122
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
David Mallory - Tura 11 - 15:30 do 15:50

Czas płynął. Mallory zdążył już zapamiętać każdy detal ze stojącej na przeciwko niego, przy parkowej alejce, ławki... Chyba nawet układ źdźbeł trawy wokół niej.




Al spokojnie popijał kawę i czytał jakiś artykuł... Minuty mijały... Kiedy David zaczął myśleć, że chyba w tym miejscu traci czas siedzący obok mężczyzna upił jeszcze jeden łyk kawy i powiedział:

- Nieźle. Może nie dobrze, ale nieźle... Na studiach to byłaby trójczyna... no może z plusem. "Nasza mała agencja" - podoba mi się to określenie... Do rzeczy jednak. Od kilku miesięcy zespół Thevery & Jamesson rozpracowywał ten gang. Pierwszy od wewnątrz, a drugi od zewnątrz. Broń pochodzi bezpośrednio z amerykańskiej armii i sprawa na pewno nie jest jeszcze zamknięta. Jakub uciekł z dwoma najważniejszymi personami gangu... ale przedtem doprowadził do zgromadzenia całości ładunku w jednym miejscu i zdekompletował całą broń. Markus zapewniał spokój w działaniu... Nie byliśmy do końca przekonani słowami Jamessona o Twoim powiedzmy... zaangażowaniu i przynależności do którejś ze stron. Bascien zgodził się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i zapytać Cię o kilka szczegółów... Choć zapytać to może nie jest najlepsze słowo... Więc twoja dedukcja jest poprawna. Nie ma znaczenia kto i od kiedy, ważny jest efekt. Nie jesteśmy formalną grupą, a nawet - powiedzmy szczerze - nie wszyscy przepadamy za sobą. Stara maksyma mówi jednak: "Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem"... To para, którą widziałeś w tunelu była odpowiedzialna za powiedzmy walki... Według mnie w tamtym starciu zginęło za dużo ludzi, jednak... znając maksymę Lincolna o drzewie wolności... Hmmm. Zastrzeżenia, duże zastrzeżenia, budzi ostatnia Twoja akcja. Z tego co mi zrelacjonowano - miałeś możliwość kolejno: bezproblemowej ucieczki z magazynu, i dyskusji, kiedy ewidentnie okazało się, że walka jest do uniknięcia... Takich... bohaterów... to widzi się na zdjęciach z czarnym paskiem powieszonych na ścianie... nie w czynnej służbie. - Zrobił ostatni łyk kawy i kubek wylądował w koszu na śmieci - Pod siedzeniem pasażera w samochodzie leży 35 tysięcy euro, kilka gadgetów i dwie koperty. Czerwona i niebieska. To nie ja to wymyśliłem... ale chyba dobrze oddaje sytuację w jakiej się znajdujesz. - Dodał składając gazetę, wstał i odszedł, jakby rozmowa nigdy się nie odbyła...
 
Aschaar jest offline  
Stary 30-10-2009, 19:09   #123
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Poczekał aż Al zniknie za najbliższym zakrętem. Był przyzwyczajony do tego typu rozmów, do tego typu spotkań, był przyzwyczajony do tego typu życia. Właściwie był sierotą, nie znał za dobrze swoich rodziców, nawet nie wiedział kim był jego ojciec, szczerze powiedziawszy gdy był mały może chętnie by się tym zainteresował, ale później? Jakoś nie widział sensu, żeby to robić.

Jego wspomnienia z dzieciństwa, cóż nie należały do najlepszy. Matka zmarła na raka, gdy miał 12 lat, nie miał żadnej bliskiej rodziny, która mogła się nim zająć, matka urodziła się w Irlandii, ale wyjechała stamtąd bardzo wcześnie. Co by nie powiedzieć, ale domowi dziecka czegoś brakuje. A jednak mimo licznych przeciwności losu udało mu się przetrwać, zawsze i wszędzie to robił. Sam siebie od najwcześniejszych lat uważał za "wojownika", zawsze sobie powtarzał, że ktoś kto rezygnuje, nigdy nie wygra. Jeżeli miał już grać to przecież tylko o zwycięstwo. To właśnie dlatego, gdy na studiach agencja zaproponowała mu testy zgodził się ... zrobił to bez wahania, bo nie miał rodziny, za którą mógł tęsknić, a jednocześnie była to szansa na lepsze życie.

Nie raz i nie dwa zastanawiał się jak potoczyłoby się jego życie gdyby wtedy powiedział nie? Czy skończyłby studia magisterskie, a potem doktoranckie? Pracowałby jako nauczyciel, albo ktoś podobny? Cóż sam przed sobą musiał przyznać, że nie chciałby tego. Oczywiście nie raz i nie dwa marzył o spokojnym życiu, ale czy faktycznie byłoby to takie piękne? Człowieka kształtują różne doświadczenia życiowe, kim by dzisiaj był, bez tego wszystkiego? Na to pytanie odpowiedzi nie znał i wiedział, że już jej nie pozna.

Wyrzucił swój kubek, złożył gazetę i ruszył w stronę samochodu. BMW pięknie zabezpieczone, skoro mogli włożyć tam jakieś ciekawe rzeczy. Chociaż z drugiej strony wiedząc co oni potrafią, to chyba nie można było się dziwić. W końcu ilu producentów samochodów ma zabezpieczenia przeciw magii? David uśmiechnął się na taką myśl, to mogłaby być naprawdę ciekawa perspektywa. BMW auto nr.1 w testach anty wampirzych.

Po kilku minutach dotarł pod swój samochód i otworzył drzwi. Usiadł na miejscu kierowcy i sięgnął ręką pod fotel. Namacał tam jakiś słoik, który jako pierwszy wyjął. Znajdował się w nim zniekształcony i zakrwawiony pocisk kalibru 9 mm. Nie wiedział kim była ta dwójka punków, ale to tylko potwierdzało, że nie byli zwykłymi ludźmi. To ciekawe, mówili że współpracują z ludźmi, ale jak do tej pory chyba zbyt wielu nie poznał? Może ten który go śledził i temu, któremu zapłacił za pomoc w zniknięciu był taki? Może partnerka Ala ze sceny zabicia Stevena, ale nie mógł tego ani potwierdzić, ani temu zaprzeczyć, dlatego najlepiej było nie łamać sobie na tym głowy.

Następną rzeczą jaka została wyciągnięta spod fotela był lokalizator GPS. To było dość ciekawe. W pewien sposób chcieli mu powiedzieć: "Teraz jesteś wolny, możesz zrobić co chcesz, możesz zniknąć". No tak oczywiście musieli go sprawdzać, musieli znać jego każdy krok. Mógł się domyślić, że w tym aucie będzie coś takiego.

Następnie wyciągnął kopertę zawierającą pieniądze i zapasowe kluczyki do BMW. Sprawdził czy pasują do tego samochodu, czy może chcą żeby wymienił auto? Tymczasem przeliczył euro ... 35 tysięcy, całkiem ładna sumka, na początek jakiegoś nowego życia. Dawałaby dobry start, gdyby faktycznie zdecydował się opuścić Essen. Schował ją do marynarki, z zamiarem znalezienia jakiegoś banku.

Na koniec wyciągnął dwie koperty. Niebieską i czerwoną. Al coś o nich wspominał, że niby to jakiś wybór i nie on to wymyślił? Gdy je zobaczył od razu coś go uświadomiło. Matrix ... widział ten film w kinie, a potem przy okazji w telewizji. Może nie było to jakieś wybitne dzieło, ale na pewno do obejrzenia, szczególnie ta pierwsza część. Teraz uświadomił sobie jeszcze jedno, wcześniej gdy nie wiedział o tym wszystkim, sam był w takim Matrixie. Zresztą dla zwykłego człowieka, który nie znał co czai się w mroku ... tak to była porządna alegoria. Czerwona i niebieska pigułka .... zaczął myśleć, która wyciągała człowieka i po chwili przypomniał sobie nawet odpowiedni cytat: "Weź niebieską, a obudzisz się w domu i będziesz wierzył, w to co chcesz. Weź czerwoną a zostaniesz w Krainie Czarów i pokażę tobie, jak daleko sięga królicza nora".

Chwilę patrzył na kopertę. Wiedział, że to ważna decyzja, jedna z najważniejszych w jego życiu. Mógł otworzyć tą niebieską i pewnie zacząć nowe życie. Widząc ich umiejętności, może mogli by sprawić, że zapomniałby o tym wszystkim? A może nie ... koperty były na tyle grube, że mogły zawierać jakąś elektronikę czy bombę ... tylko po co? Nie to nie miało sensu.

I była czerwona koperta. Wołała go ... czuł jej zew. "Otwórz mnie i się przekonaj". Jakiś słaby głosik w jego głowie przekonywał, że lepsza byłaby niebieska ... ale był ten drugi mocniejszy. Jakiś tajemniczy zew, który go wzywał. "Poznasz prawdę i prawda cię wyzwoli" jak głosiło motto CIA. Czy tak naprawdę mógł zrezygnować? Nie ... gdyby otworzył niebieską, tym samym przyznałby przed samym sobą, że jest tchórzem. Uciekłby w świat ułudy. Być może to była jego wada, ale uważał się za człowieka odważnego. "You fight for your life because the fighter never quits; You make the most of the hand you're dealt; Because the quitter never wins". Przypomniał sobie tekst piosenki.

Wiedział już co trzeba zrobić. Podniósł do ręki czerwoną kopertę. Czas było odrzucić wszystkie kłamstwa, czas było poznać prawdę i wejść w to prawdziwe życie. "Do cholery! Lepiej zginąć na stojąco niż żyć na kolanach!". Odetchnął głęboko i ze słowami

-Czas wejść do króliczej nory - otworzył czerwoną kopertę.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Hawkeye : 30-10-2009 o 21:35.
Hawkeye jest offline  
Stary 03-11-2009, 15:18   #124
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Sabine raz po raz kiwała głową, jakby rozumiejąc co mówi do niej mężczyzna. Zresztą obawiała się, że tak właśnie jest. Że rozumiała też wkład wilka tutaj... Ale taki przypadek? Dopiero co poznała Kurta, by przekonać się, ze nie tylko on jest... „taki”. Z drugiej strony mogła sobie zadać pytanie, jak bardzo była ślepa wcześniej?

Kiedy temat pocztówki się wyczerpał, a raport trafił do kieszeni dziewczyny (póki co nie zamierzała go jednak pokazywać starej hrabinie), Sabine stała jeszcze chwile niezdecydowana. Miała jeszcze jedno czy nawet dwa pytania. Tylko jak wyjaśnić ich celowość w razie czego? Mimo to postanowiła spróbować.

- A tak właśnie... ten nóż co tu widać – wskazała monitor – to co to jest?

- W zasadzie nie powinienem ci tego mówić, ale...
- wyraźnie widać, że przez chwilę jej rozmówca się łamie, jakby ważąc argumenty. Potem, obdarzywszy dziewczynę uważnym spojrzeniem, rzekł już pewnie, jakby relacjonując fakty, tak jak mówił o kartce. - Nóż, ręczna robota, kuty i hartowany średniowiecznymi metodami. Nieostrzony, ale ponieważ jest dobrze wykuty... jest dość ostry. Broń rytualna, albo jakiś fetysz. Pozostaje na miejscu zdarzeń z udziałem seryjnego zabójcy, raczej jakiejś organizacji, niż pojedynczego człowieka... Czy pytasz z jakiegoś konkretnego powodu? - zadaje pytanie bardzo naturalnie, ale Sabine wyczuwa, że bacznie ją obserwuje.

- Ja... no cóż... pan wie, że...

- Izzat.

- No tak, wybacz. Wiesz, ze jestem tak zwanym medium i... ja kiedyś widziałam taki nóż w swoich wizjach...


O dziwo mężczyzna zareagował bardzo poprawnie. Nawet uśmiechnął się pokrzepiająco i skinął głową. Chwilę co prawda jeszcze się namyślał, ale zaraz potem wskazał dziewczynie ruchem głowy, że ma iść za nim. Wyszli na korytarz i technik poszperał przez chwile pękiem kluczy przy zamku naprzeciwległych drzwi. Ustąpiły. W tym pomieszczeniu był już tylko jeden komputer, za to znacznie więcej szarych, opieczętowanych jakimiś kodami pudeł. Technik podszedł do tego, które stało aktualnie na biurku i z uśmiechem magika wyjął ze środka nóż w plastikowej torebce. Taki sam jak na monitorze.

- To ostatni znaleziony nóż. Chodź, obejrzyj go. Nie ma co ignorować niekonwencjonalnych metodach badań, szczególnie, że często się przydają...

Nóż był identyczny. Nie zawierał jednak w sobie żadnych odczuć czy uczuć, ale dotykając go Sabine zauważyła nierówną siatkę z kolorowych linii różnych długości.

- Coś tu widzę... – jeszcze raz spojrzała niepewnie na Izzata czy nie popatrzy na nią, jak na wariatkę, lecz nie, zdawał się szczerze zainteresowany – Nie wiem czy to ma sens, ale... to takie kolorowe linie, masz kartkę?

Mężczyzna wyrwał jakąś czysta A4 z drukarki przy komputerze, po czym wręczył dziewczynie również długopis, który miał w kieszeni. Szybko naszkicowała to, co zobaczyła. O dziwo, rysunek był całkiem podobny.

- Proszę...

- Dzięki. Wygląda... jak wizja Kuby Rozpruwacza z czasów żłobka.
Izzat uśmiechnął się szeroko przyjmując rysunek - Dam to do analizy komuś bardziej obeznanemu w takich zagadkach i zobaczymy co wyjdzie. Masz jeszcze jakieś ciekawe pytania?

- No w sumie... trochę... tak
. – Sabine znów wydawała się skrępowana – Ten mężczyzna... którego wcześniej widzieliśmy na korytarzu... W czarnym płaszczu.... Wiesz, kto to?

- Masz na myśli, tego co pasuje tutaj jak pięść do oka?
– zachichotał w odpowiedzi technik - Pewnie znów po jakiejś mhrocznej imprezie przyszedł do pracy... Szef tego całego burdelu, znaczy Komisariatu 3 Policji i tego laboratorium kryminalistyki... Porucznik Markus Stein, dla znajomych... Goth.

Dziewczyna spojrzała oceniająco na mężczyznę, po czym zaczęła nerwowo przeszukiwać torebkę. Gdzie to było... a jest! Wyjęła plik wizytówek, które swojego czasu wyrobił jej Gerhard i wręczyła Izzytowi. Minę miała poważną.

- Wydajesz się godny zaufania, dlatego mam prośbę. Daj mu moją wizytówkę, dobrze? Coś go gnębi i... może będę w stanie mu pomóc.

Co prawda teraz wizja brania na siebie kolejnego ducha wywoływała u Schwartzwissen dreszcze, ale wiedziała, że komuś taki „pasażer” z innego wymiaru może rujnować życie, jeśli nie spełni się jego próśb.

Kiedy zaintrygowany technik obiecał spełnić prośbę, pożegnali się. Mężczyzna obiecał też, że jeśli w sprawie z nożem, Sabine będzie się wydawała potrzebna, wezwie ją.
Zbliżało się południe, gdy dziewczyna opuściła budynek i poczuła się bardzo głodna. Ludzki odruch... jak miło go czasem poczuć. Postanowiła, że do czasu odwiedzin galerii wieczorem skupi się na normalnym, nastoletnim życiu.
 
Mira jest offline  
Stary 11-11-2009, 22:44   #125
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
W końcu zmęczenie wzięło górę. Eric wstał, pożegnał się z Miki, która kończyła zmianę parę godzin po nim i wyszedł z klubu. Kiedy się zbierał miał przez chwilę wrażenie, że Krupp go obserwował.

-„Daj spokój…”- pomyślał- „Jesteś zmęczony, tylko ci się wydaje”.

Skierował swoje kroki do drzwi. Już chciał chwycić klamkę, gdy nagle ktoś otworzył je gwałtownie z drugiej strony, roztrzaskując nos zaskoczonego mężczyzny, który momentalnie wylądował na ziemi, starając się zatamować krwotok rękoma. Wstał i nie słuchając tłumaczenia sprawcy zajścia wszedł do najbliższej toalety, aby zrobić z sobą porządek. Stanął przed lustrem i zobaczył opłakany stan swojego nosa. Na szczęście nie był złamany, jednak krew nie chciała przestać płynąć.
Po paru minutach krwotok ustał i Eric mógł w końcu wyjść z klubu.

Zaraz po opuszczeniu budynku mało brakował a ponownie wylądowałby na ziemi. A wydawałoby się, że na skórce od bana można poślizgnąć się tylko w kreskówkach… W końcu dotarł na przystanek autobusowy, który był dziwnie pusty. Spojrzał na rozkład jazdy, później na zegarek i głośno zaklną. Autobus odjechał parę minut wcześniej a do następnego zostało jeszcze 30 minut.
Eric uznał, że nie warto czekać i skierował się w stronę taksówek stojących przy klubie.
Nagle przypomniał sobie, że nie zabrał ze sobą praktycznie żadnych pieniędzy a karta kredytowa została w domu.

-Może to jakieś fatum…- mruknął- Jakaś wiedźma, której nie smakował drink? Albo facet, do której dziewczyny puściłem kiedyś oczko?

Wszystko układało się jakby przeciw niemu. Uznał, że nie warto kusić losu i udał się do domu pieszo. Przynajmniej poranek zapowiadał się na ładny i przyjemny. Poprawił czapkę na głowię i ruszył żwawym krokiem.

Miasto zaczynało budzić się do życia. Ludzie wychodzili z budynków poddając się codziennej rutynie. To właśnie lubił w swojej pracy. Nie musiał pogrążać się w schemacie codzienności.

W pewnym momencie po całym ciele mężczyzny przeszedł zimny dreszcz. Poczuł się jakoś… dziwnie. Nie potrafił określić, co to było. Wszystko dookoła poszarzało, wyglądało jak na starych filmach.
Kamienica stojąca obok zmieniła się nie do poznania. Wyglądała jakby przed chwilą trafił w nią jakiś pocisk. Biblioteka publiczna wyglądała jakby była zupełnie opuszczona.

- Co jest do cholery?!- wyrwało mu się dość głośno.

Spojrzał na zegarek. Zaskakujące, że w takiej sytuacji działa tak głupi i bezużyteczny instynkt jak chęć sprawdzenia godziny. Wyświetlacz mówił, że jest dzień jutrzejszy… Co jest ?!

- Würden Sie bewegen?- usłyszał za sobą głos i odskoczył natychmiast w bok- Danke.

Starsza kobieta zamiatająca chodnik spojrzała na niego ze zdziwieniem i wróciła do swoich zajęć. Mężczyzna odetchnął i spojrzał na tabliczkę z nazwą ulicy- "ZwelligenStrasse 37".
Nie wiedzieć dlaczego zapatrzył się na chwilę na spacerującego po płocie.
-„Czyżby… Nieeee… daj spokój.”

W końcu dotarł do swojej klatki. Było zdecydowanie później niż zwykle, gdy wracał do domu, więc nie mógł się doczekać, by walnąć się na łóżko i zasnąć. Z przeciwnej strony szła jego sąsiadka z dołu. Miała na sobie płaszcz, więc Eric nie mógł poznać czy to ona była w klubie razem z Kruppem.

- Wszystko w porządku?- zapytała otwierając drzwi.

-Tak… Mały wypadek w pracy i autobus, który uciekł… Kolejny dzień w Essen…- powiedział lekko zrezygnowany.- A właśnie. Czy nie widziałem cię przypadkiem dzisiaj wieczorem w „IX”? Wydawało mi się, że siedziałaś razem z Kruppem, ale nie jestem pewien. Może to po prostu zmęczenie.

- Na pewno wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.

- Wszystko dobrze... chyba- powiedział niepewnie- Chociaż patrząc na ostatnie dni ciężko powiedzieć, że wszystko jest na miejscu..

- Zapewne chcesz o tym porozmawiać? - Zapytała.

Gower milczał przez chwilę walcząc z samym sobą. Po chwili jednak uznał, że rozmowa dobrze mu zrobi. Od dłuższego czasu tłumił w sobie wszystko, a Lindey wydawała się osobą najodpowiedniejszą do zwierzeń.

-Właściwie to tak...

- To wygodniej będzie u Ciebie - pchnęła drzwi puszczając go przodem - u siebie nie będziesz się tak bał...

Dla Erica zabrzmiało to jak obietnica czegoś strasznego, lub nieprzyjemnego, jednak wiedział, że nie musi obawiać się kobiety. Wszedł schodami na górę, otworzył drzwi i wpuścił Lindey przodem.

- Co jest nie tak?

- Ostatnio dzieje się trochę... dziwnych rzeczy- powiedział trochę skrępowany- Wszystko wydaje się nierealne, lub może nadnaturalne i zaczynam się zastanawiać czy problem nie tkwi we mnie, czy to ja nie tworze tego wszystkiego.

- Co dokładnie się dzieje? jakbyś to opisał?

- Może inaczej. Kurt Webber- mówi ci to coś ?

- Owszem... Ale rozmawiamy o tobie, nie o nim.

- Jednak moje problemy i on są ze sobą w dużym stopniu powiązane... Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Więc skoncentrujmy się najpierw na problemach. jak je zdefiniujesz? Jak je odbierasz? Czym one są? Jakie one są?

- Wydaje mi się, że jestem jakimś pionkiem w grze rozgrywanej w tym mieście.- powiedział po chwili milczenia- Z jednej strony, co chwila otrzymuje jak na tacy kolejną część układanki a z drugiej każdy jej fragment oddala mnie od rozwiązania i przynosi kolejne pytania. Czasami czuje, że odchodzę od zmysłów- dodał z wyraźną ulgą wyrzucenia tego z siebie.

- Skoncentrujmy się na zmysłach. Dlaczego uważasz, ze od nich odchodzisz? Umysł ludzki pracuje na wielu płaszczyznach. Zresztą wykorzystujemy tylko niewielką jego część... Czemu wydaje Ci się, że odchodzisz od zmysłów?

- Wszystko miesza się jedno. Nie potrafię rozróżnić co jest prawdą a co fikcją... Na przykład dzisiaj, gdy wracałem do domu wszystko dookoła mnie zmieniło się na chwilę, jakbym przeniósł się w czasie, gdy spojrzałem na zegarek pokazywał jutrzejszą datę.
Kurt powiedział mi niedawno, że jestem kimś w rodzaju przewodnika, czy jakoś tak. Powiedział, że mogę spoglądać w przyszłość i co gorsza raz mi się już zdarzyło... Miałem sen, w którym widziałem kolegę z pracy, jak rozbija się samochodem na autostradzie, a dzisiaj dowiedziałem się, że miał wypadek i przeżył tylko dla tego, ze go ostrzegłem. Jakby tego było mało mówił, że wydawało mu się, że mnie widział dokładnie w miejscu, z którego ja widziałem go we śnie- mówił szybko, wyraźnie słychać było w jego głosie zdenerwowanie.


- Ciiiii.... - wstała i podeszła do biurka biorąc jakiś zeszyt i ołówek. Usiadła i zaczęła rysować - Umysł ludzki to znacznie więcej niż nam się wydaje. Człowiek wykorzystuje tylko 5 do 7% procent swoich możliwości. Czasami - przez pewne bodźce nasz mózg przekracza tą granicę i wykorzystuje znacznie więcej niż powinien... Takim czynnikiem mogło być spotkanie Kurta - ma bardzo specyficzną aurę... To, ze używamy większej części naszego mózgu nie powoduje, że przestajemy być ludźmi, ale nie jesteśmy już tacy sami. Sam musisz zdecydować, co chcesz tym zrobić dalej. Możemy zrobić prosty test, jeżeli chcesz to bardziej zgłębić lub umówię cię na wizytę u mojego bardzo dobrego przyjaciela... jesteś wystraszony i przemęczony.- mówiła spokojnie a ton jej głosy wydawał się kojący.

- Wolałbym nie wychodzić z tym poza ten pokój- odpowiedział pocierając zmęczone oczy- Co to za test ?

Lindey na ułamek sekundy pokazała obrazek, który rysowała.
- Co zauważyłeś?

- Katastrofę odrzutowca, dookoła kilka osób i terenowy samochód, możliwe, że jakiś prokurator albo komisja, wszystko obstawione przez wojsko...- powiedział po chwili.

Otworzyła zeszyt jeszcze raz pokazując obrazek tego samego odrzutowca, ale w powietrzu:
- Umysł najszybciej dostrzega krótkie ciągi znaków takie jak numer tego samolotu. Oraz kształty. Jednocześnie Twój umysł wiedział, że na rysunku jest obraz. Mając tylko numer podświadomie przeszukał pewien wycinek czasu odpowiadający czasowi kiedy takie odrzutowce były produkowane. I znalazł najbardziej dramatyczny obraz z historii tego samolotu. Tak, ta maszyna się rozbiła na poligonie... Jesteś Przewodnikiem. I masz dwie drogi... czyli wolny wybór.

- Co to za wybór ?

- Możesz albo nauczyć się to wykorzystywać, tak, aby cię to nie zabiło; albo... zapomnieć. Odpowiednie pastylki zdziałają cuda. Żadne rozwiązanie niczego cię nie pozbawi, nie przestaniesz być człowiekiem... Jeżeli faktycznie to się zaczęło od spotkania z Kurtem to pewnie usiłował Ci zamieszać w czapie - chciał, abyś coś zapomniał, czy coś takiego... Gdybyś to w sobie zdusił to pewnie efekty po kilku dniach by minęły... Cóż teraz wiesz...

-Muszę to przemyśleć- powiedział spokojnie- Jednak zostaje jeszcze moja mania prześladowcza... Czy to możliwe, że ktoś mną manipuluje, podstawia mi kolejne fragmenty układanki ?

- Tak. Ty sam.

- Nie rozumiem... Kiedy chciałem znaleźć coś w bibliotece miejskiej, to czego szukałem było wystawione na stole, wszystko wyglądało jak starannie wybrane, żeby pokazać mi tylko to co ktoś chciał bym wiedział.

- Nasz umysł czasami płata nam figle. Najlepszym przykładem jest samospełniająca się przepowiednia. Jeżeli mówisz sobie, ze jesteś ofermą i wszystko leci ci z rąk, to twój umysł zaczyna podświadomie tak kierować twoimi mięśniami, ze nie zdając sobie sprawy upuszczasz przedmioty zaczynając być ofermą. W pewnym momencie twój umysł zaczął pracować inaczej, jakiejś części twojej osobowości to się podoba... i nie ma w tym nic złego. Ta część osobowości zaczęła szukać odpowiedzi na pytania kim jestem, kim się staję, co będzie dalej. Ponieważ to alter ego nie ma możliwości otwartej komunikacji z twoją jaźnią posługuje się masą trików. Powiedziałeś, ze wpadłeś na drzwi - z jakiegoś powodu Twoja subjaźń to konkretne alter ego spowodowało, że mięśnie nie zadziałały dostatecznie szybko. Czy powodem tego było, abyś się spóźnił na autobus, czy miałeś zbyt wysokie ciśnienie krwi i to był sposób na jego obniżenie, czy w końcu miałeś iść piechotą, może nawet miałeś być w określonym miejscu o określonym czasie? Twój umysł chciał ci coś powiedzieć. Co? To już sam musisz wymyślić... Teczka na uniwersytecie w starej bibliotece? - zapytała jakby dopiero teraz to do niej dotarło.

- Tak, były w niej wycinki na temat różnych wydarzeń z historii miasta, wiele osób pojawiało się w nich, co jakiś czas, niekoniecznie pod tym samym nazwiskiem.- powiedział zaniepokojony reakcją kobiety.

- Ale kanał... Taka czerwona? Ups... Prowadzę zajęcia z socjologii na Uniwerku. Na czwartym roku jest taki przedmiot socjologia społeczna i tam, jako jeden z tematów zajmujemy się wpływem kultury masowej na społeczeństwo. Filmów, gier, powieści, etc... W tym roku robiliśmy mały eksperyment. Grupa najpierw zaznajomiła się z wybranymi dziełami: "Wywiad z wampirem" " Zmierzch", "od zmierzchu do świtu", potem zadałam referat, do którego trzeba było wykorzystać podręcznik z regału, na którym leżała teczka. Teczka była na tyle znaczna, ze każdy, kto był przy regale musiał zwrócić na nią uwagę... Auć... boleśnie. Niektóre informacje nie do końca są prawdziwe...

Eric nie do całkiem był w stanie uwierzyć, że to prawda, lecz z drugiej strony nie miał argumentu, który zaprzeczyłby temu, co mówi Lindey. W dodatku był zmęczony i nie miał ochoty wdawać się w szerszą dyskusję.

- Dzięki za rozmowę.- powiedział po chwili zamyślenia- Jestem zmęczony i chciałbym się już położyć. Jeszcze raz dzięki- dodał wstając i odprowadzając kobietę do drzwi.

- Dobranoc.- odpowiedziała i wyszła.

- I jak tu nie zwariować…- mruknął do siebie kiedy zamknął drzwi za sąsiadką i poszedł do sypialni. Musiał być wypoczęty, w końcu tego miał iść na ważne przyjęcie.
 

Ostatnio edytowane przez Zak : 22-11-2009 o 15:48.
Zak jest offline  
Stary 12-11-2009, 01:09   #126
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
David Mallory - Tura 11 - do 17:30

David przez chwilę porównywał koperty, w końcu otworzył czerwoną i wyjął kilka złożonych kartek. W środku był bilet parkingowy - zwykła miejska karta parkingowa jakich dziesiątek tysięcy używano w mieście. Jedna z kartek zawierała wydrukowany tekst:


„Właściwy samochód stoi na parkingu przy dworcu Essen Hbf. Na poziomie -3 miejsce 357. Przestanie tam stać dokładnie 12 godzin po rozmowie. Więc jeżeli nawet otwarłeś tę kopertę, ale jest później - to możesz otworzyć drugą.”


Dziennikarz rzucił wszystko na fotel pasażera i ruszył.

Dworzec Essen Hauptbanhof był postmodernistycznym klockiem postawionym praktycznie w samym centrum miasta. Jednocześnie będący na większości pocztówek i ganiony za architektoniczną brzydotę Dworzec Główny po prostu trwał...


Mallory chciał zaparkować na właściwym poziomie, jednak okazało się że o tej porze "tańszy" parking jest całkowicie pełny. Chcąc, nie chcąc, wjechał na -1 i dostał wydruk z bramki. Stanął gdziekolwiek i znalazł najbliższą windę. Na niższym piętrze wepchnął kartę do czytnika i wszedł na parking. W takich miejscach zawsze panował chłód i ta specyficzna atmosfera... Przeszedł kilkanaście metrów i znalazł starego, trochę już rdzewiejącego, Passata. Wewnątrz na przednim siedzeniu leżała torba z McDonalda i reszta "czegoś z bułki" w otwartym pudełku. Wszystko razem tworzyło świetny obrazek... Idealny wręcz... David chwycił klamkę i drzwi odskoczyły. Zabrał torbę i zatrzasnął samochód. Znalazł windę i po chwili siedział w swoim samochodzie. W torbie poza resztkami opakowań była poskładana kartka papieru, a w niej karta SIM.


„Jeżeli czytasz te słowa to znaczy, że wygrałem skrzynkę... jak za starych dobrych czasów. Napiszę to tylko raz – cieszę się. Naprawdę. Choć obawiam się, że przynajmniej początkowo będziemy w różnych sekcjach...
Koniec czułości czas na robotę.
Za to co znalazłeś w poprzednich miejscach – urządź się wygodnie. Karta ma zapisany jeden numer. Kod PIN to Twoja data urodzenia.”


Przez chwilę David bawił się kartą. Tym razem była to naprawdę ostatnia chwila, aby się wycofać... Włożył kartę do telefonu i podał PIN. Wyświetlacz rozjarzył się logiem T-Mobile. Przez chwilę czekał na połączenie.

- Witam. Wiedźma z tej strony – głos był niewątpliwie kobiecy, choć bardzo szorstki... - Zapraszam do mnie na rozmowę; Wasserwerk Strasse 79. Jestem tutaj do osiemnastej, ale podejrzewam, że nie ma pan nic innego do roboty, więc zapraszam zaraz. Drzwi wejściowe są otwarte; potem pan sobie poradzi... mam nadzieję. A, proszę nie zapomnieć karty SIM. Czy ma pan jakieś pytania? To doskonale. Do zobaczenia wkrótce.

Rozmowę rozłączono zanim David zdążył cokolwiek powiedzieć. Już wiedział, że ksywa "Wiedźma" nie wzięła się z niczego. Wbił w nawigację adres i po niecałej pół godzinie jazdy znalazł się w starej części Essen. Tutejsze budynki pamiętały jeszcze powojenny bum przemysłowy i budowane w pośpiechu robotnicze dzielnice. Budynek przy Wasserwerk Strasse 79 był doskonałym przykładem rozpadającej się architektury powojennej. Na dodatek niezamieszkałym i zapuszczonym przykładem...


Zostawił samochód na ulicy i podszedł do drzwi budynku. Stara brązowa farba wiórkowała się z drzwi, a one same sprawiały wrażenie, że zaraz wypadną z zawiasów. Otworzyły się jednak zaskakująco lekko i cicho. W niewielkim przedsionku stała tylko jakaś stara miotła i wiadro. Drugie drzwi wyglądały niewiele lepiej i do tego nie miały klamki. Rozejrzał się omiatając wzrokiem krzyżowe sklepienie sufitu – mikro kamera znajdowała się dokładnie tam gdzie sam by ją zamontował, choć dostrzeżenie jej niewytrenowanym okiem było awykonalne. Zamachał ręką i drzwi zaczęły się bezszelestnie otwierać. Krótki korytarzyk prowadził do dużej klatki schodowej zakończonej czymś na kształt otwartego gabinetu.


David miał już się odezwać kiedy z góry usłyszał rozmowę:

- Panie Puszek głos z pewnością należał do kobiety, która przedstawiła się jako Wiedźma – mnie naprawdę nie obchodzi z kim się pan bije i gdzie się pan bije. Koszulka była służbowa i muszę kupić nową. To nie było byle co, tylko Calvin Klein. Muszę wydać 27 Euro...
- Ale... Czy to moja wina, że dostałem w mordę od jakiegoś palanta –
głos był ewidentnie męski i Mallory miał wrażenie, że już gdzieś go słyszał. Do głosów dołączył odgłos schodzenia po kamiennych schodach – Albo czy to moja wina, że dałaś mi jakiego Galvina Baina? Nie mogłaś dać czegoś normalnego? Jakiejś chińczyzny? Może ja zacznę przychodzić do roboty w swoich ciuchach?
- Panie Puszek... To niedozwolone, aby podczas wykonywania zadań używać swoich rzeczy. Pan i tak jest problematyczny z tym czymś na głowie...
- Kurwa! To coś nazywa się irokez! Masz 30 Euro, trzy będziesz mi winna. Idę na salę bo zgłupieję.
- Panie Puszek... -
drzwi trzasnęły – czy ten lakier do...


Po kilkunastu kolejnych stopniach w polu widzenia dziennikarza pojawiła się może trochę ponad półtora metrowej wysokości starsza kobieta.


- Oh. Ma pan całkiem dobry czas panie Mallory. - rozprostowała banknoty trzymane w dłoni i kontynuowała – Nazywam się Rosemary Vail, popularnie zwana Wiedźmą i usiłuję utrzymać ten cały interes na chodzie... Co nie jest takie proste, bo ciągle są jakieś nieprzewidziane wydatki... Ma pan moją kartę SIM? Świetnie – kontynuowała kiedy David podał jej kartę – może będą z pana agenci... Cała robotę związaną z odciskami, zdjęciami, nazwiskami, kartami, siatkówką oka i tak dalej zrobimy później. Teraz tylko dwa pytania: pierwszą akcję woli pan przeprowadzić z kobietą czy z mężczyzną? Czy znaleźć panu jakieś mieszkanie czy sam się pan tym zajmie?
 
Aschaar jest offline  
Stary 20-11-2009, 13:04   #127
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Wszystko to było takie podobne do czegoś ... właściwie nie do czegoś, wszystkie te elementy przypominały mu jego "poprzednie" życie. Jego "prawdziwe" o ile można tak to nazwać życie. Już dawno nie był sobą, już dawno nie był "u siebie", o ile oczywiście istniało miejsce, które mógł tak nazwać. Była to ciekawa kwestia bo najbliżej do domu miał w Los Angeles, ale z drugiej strony późniejsze wydarzenia, pokazały, że w procesie dorastania miasto stało się po prostu miejscem, bez żadnego łącznika emocjonalnego ... chociaż to akurat było kłamstwo, istniał taki łącznik ... chociaż nie należał on do tych dobrych. W tym jednak momencie należało skupić się na tu i teraz.

David odchrząknął próbując przywołać swoje myśli do jako takiego porządku.

-Tak dziękuje, poradzę sobie z mieszkaniem. Zaufam swojemu doświadczeniu i intuicji przy wyborze odpowiedniego - zawahał się chwilę ... jak mógł odpowiedzieć na pierwsze pytanie? -Chyba mogę pierwsze zadanie wykonać razem z jakąś kobietą - najczęściej bywały one mniej agresywne, więc może i zadanie będzie spokojniejsze. Taką przynajmniej miał nadzieję.

- Rozsądne założenie panie Mallory. Jednak czy mam przez to rozumieć, że nic panu nie powiedzieli? -

-Co mieliby mi powiedzieć? Przepraszam, ale przez kilka ostatnich dni miałem lekkie urwanie głowy. Nie dowiedziałem się nic -
próbował tutaj znaleźć jakieś dobre słowo ... dowiedział się wielu ciekawych i ważnych rzeczy, nie wiedział tylko, która wiadomość byłaby potrzebna w tym momencie - Nie dowiedziałem się nic o czekających mnie zadaniach. Właściwie chyba nic tak naprawdę istotnego ... chociaż sporo ciekawych rzeczy- zdecydował się w końcu na tą wydawało się dość bezpieczną opcję.

- Ah. - westchnęła poprawiając okulary - To jest baza pionu operacji wywiadowczych i wsparcia. Jak wszystkie agencje rządowe zajmujemy się wydawaniem pieniędzy podatników... dużych pieniędzy podatników. Co nie znaczy panie Mallory, że podpisuję wszystkie wydatki lub szastam pieniędzmi. Wliczając nas pracuje tutaj 19 istot. Każdy ma co najmniej dwie kompletne tożsamości i w razie czego jesteśmy w stanie w kilka minut wygenerować kolejną i wprowadzić dane do wszystkich baz danych, sieci komputerowych, itd... Pan ma przeszkolenie więc nie będę pana męczyła kursem wstępnym... W piwnicach tego budynku jest basen, garaż i centrum komputerowe. Na parterze gabinet lekarski, garderoba i pokoje odpraw; na piętrze sala gimnastyczna, kort do squasha oraz ring. Na poddaszu pokoje sypialne. Pańskie BMW jest samochodem należącym do nas, znaczy pańskim wozem służbowym, oczywiście oficjalnie należy do wypożyczalni Hertz... Tak... O czymś zapomniałam... A. Kawy? Herbaty? Zapraszam -

Przeszła kilka metrów do pokoju przypominającego sale klubową i uruchomiła ekspres. David spokojnym krokiem ruszył za nią - Panuje samoobsługa... Cały sprzęt operacyjny, ubiory, telefony, biżuterię, gadżety, samochody, bilety zapewniam ja. A ja muszę oszczędzać na remont elewacji... - Gdy dziennikarz usłyszał tą informację sam zajął się zaprzeniem swojej herbaty. Może nie należała do jego ulubionych napojów, ale w tym momencie wydawała się bezpiecznym wyjściem.

-Wiedźma mówisz to od pięciu lat - może czterdziestoletni mężczyzna o zdecydowanie wojskowych ruchach pojawił się w pomieszczeniu - Jak wyglądam?-

- Akcent, panie Rostov. Akcent. Poza tym... doskonale. -

- Naturalnie, - głos przybrał zdecydowanie rosyjski akcent - Cóż za chwilę dopiero będę w pracy... To ta nowość? - zapytał wychodząc.

- Więc panie Mallory co jeszcze? A. Ponieważ, jak powiedziałam, nie mamy jeszcze gotowych wszystkich pana dokumentów... Pierwsze zadanie będzie bardzo nudne, nikt ich nie lubi, ale... Jak pan wie JT czyli Jakub zniknął z Essen razem z najważniejszymi członkami gangu. Są oni naszym jedynym śladem aby ustalić jakim cudem broń znalazła się na ulicach. W takich sytuacjach nie podejmujemy żadnych prób kontaktu z agentem czekając na jego ruch. Jakub przysłał zdjęcie Bayer Arena. Ustaliliśmy dokładnie miejsce i w miejscu zrobienia zdjęcia wystawiliśmy wachtę. I wie pan o czym mówię, prawda panie Mallory? -

Przez resztę wywodu i rozmowy z tajemniczym człowiekiem milczał. Rządowa agencja, to było w sumie ciekawe, z drugiej strony co za różnica dla kogo się pracuje? Pieniądze tak czy siak przychodziły, a pomiędzy prywatnym przedsięwzięciem a państwowym nie było wcale tak wiele różnic. Tak naprawdę podstawową była osoba, która płaci. W tym momencie, nie miał zresztą już możliwości wycofania. Należało zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Gdy padło ostatnie pytanie kiwnął głową. W sumie za kogo ona go uważała?

-Wiem -

- Czy ma pan jeszcze jakieś pytania panie Mallory?-

David wzruszył ramionami - Chyba nie. Przynajmniej większość może zaczekać. Myślę, że po prostu będzie trzeba pojechać za Jakubem - pewnie i tak ta rozmowa miała do tego prowadzić. W sumie czego innego mógł się spodziewać? Czego innego od niego mogli wymagać. Ciekawe czy członkowie gangu, z którymi uciekł też byli wampirami. Mogło to lekko utrudnić sprawę, ale cóż ...

- Niestety... JT nie bedzie tego ciągnął długo... Skoro kobieta ... to pozwoli pan, panie Mallory, ze przedstawię... -
wstała i poszła do drzwi naprzeciwko. - Tatiana Griczenko... -


Dziewczyna uśmiechnęła się podając rękę -Tagi. Jest krócej i wygodniej. Miło mi.-

David uścisnął rękę kobiety i również uśmiechnął się -David Mallory, miło mi poznać - Mówi się, że stare przyzwyczajenia umierają długo. Tak wyglądało z posługiwaniem się niezliczoną ilością fałszywych nazwisk i person, po pewnym czasie zaczynały żyć własnym życiem. Wiele osób ostrzegało, że można zatracić siebie ... w tym wypadku to była nieprawda, on żył dalej ... po prostu ukryty przed światem przez innych ... w pewnym sensie byli jego ochroniarzami. Nigdy nie miał problemów, bo zawsze wiedział kim jest i zawsze starał się o tym pamiętać.

- To ja znikam - powiedziała Tatiana -Zmieniasz mnie o 21:30. -Klepnęła Malloryego po ramieniu i odeszła

- Weź Volvo - Wiedźma obróciła się za nią - Panie Mallory... Cóż jeszcze... A. Garderoba. Jakieś upodobania?-

Dziennikarz wzruszył ramionami -Wszystko mi jedno, jestem nauczony pracować w różnych garderobach. Jeżeli ma być nazwijmy to mniej wieczorowe i mniej rzucające się w oczy, to może to być jakaś kurtka skórzana, coś utylitarnego w każdym razie - odpowiedział na to pytanie

- Doskonały wybór... - przeszli na koniec korytarza i Wiedźma otworzyła drzwi. Pomieszczenie przypominało wnętrze sklepu z odzieżą wszelaką od militarnej po wieczorową. Kobieta wzięła kartkę i wybrała kilka rzeczy. Kurtkę, koszulę, spodnie, buty. Z szafki wyciągnęła broń i dwa magazynki. Wrzuciła wszystko do sportowej torby i podała Davidowi: - Proszę pokwitować. Wszystko w pańskim rozmiarze panie Mallory. Będzie pasować. -

David kiwnął głową, wyciągnął długopis, poczekał aż kobieta poda mu kartkę do podpisania, gdy tylko ją otrzymał złożył krótki podpis na niej. Po czym dodał spokojnym głosem chowając długopis z powrotem do kieszeni

-Piękna organizacja -

Kobieta Uśmiechnęła się i wręczyła Davidowi torbę. - Namiary na miejsce są w nawigacji pańskiego samochodu... Dane również. Ohh. Dziękuję, choć komplementami nic pan u mnie nie załatwi panie Mallory.

-Dobrze dziękuje - powiedział spokojnie - Mimo wszystko. Z ciekawości czy dużo pracuje tutaj ludzi? -

- Czternastu panie Mallory. Nie Tworzymy sztucznych podziałów. Staram się dbać o przyjazną i rodzinną atmosferę -

- Przyjazna i rodzinna atmosfera, to przypomina kilka organizacji, które miałem kiedyś okazję poznać -

- Oh. Doprawdy?

-Może nie osobiście, ale sporo czytałem, trochę słyszałem - to prawda wiele organizacji terrorystycznych starała się przynajmniej utrzymywać iluzję, że są związani. Tak jak gangi motocyklowe w USA z ich "braćmi" ...

- Oh. - stwierdziła raczej bez związku z czymkolwiek, dla podtrzymania rozmowy...

-Tak, rozumiem, że pracujemy dla rządu Republiki Federalnej?- to może nie było aż takie ważne, ale przyjemnie byłoby to wiedzieć. Szczególnie, że ta rozmowa była trochę dziwna ... ciężko było nazwać ją tak naprawdę rozmową.

- Również, panie Mallory... - odparła na pytanie Davida

-Rozumiem. Dokumenty, które dla mnie przygotujecie, jakieś konkretne nazwisko i narodowość?- Tak naprawdę nie rozumiał tego do końca, nie pracowali tylko dla rządu, to dla kogo jeszcze? Nie było jednak sensu dłużej tego drążyć. Lepiej było zmienić temat i dowiedzieć się czegoś ciekawszego.

- Pańskie pełne osobowości, panie Mallory, to kompletne życia w praktycznie dowolnych miejscach świata. Edukacja, zatrudnienie, pasje. Kompletny życiorys. Nazwisko i dane dopasowujemy do historii, ale oczywiście ma pan wybór panie Mallory, wie pan jak to funkcjonuje... Dokumenty na akcje są równie dobrze wyrobione, ale nie mają tylu detali, często nie ma na to czasu, czy nie jest to potrzebne. Po zadaniu są kasowane... Na potrzeby tego zadania też jakoś się pan nazywa - podała mu kopertę.

-Jeżeli miałbym wybierać, to wybrałbym Dublin, Cork albo Boston, zawsze podobały mi się te miasta -
odpowiedział lekko uśmiechnięty Mallory po czym po części żeby zbić ją z pantałyku, po części być może żeby uzyskać szczerą odpowiedź -Czy liczbę ludzi wlicza pani do liczby istot tutaj pracujących?-

- Oczywiście panie Mallory. Jednakże, jeżeli mam być szczera, jest pan najgorzej wyszkolonym agentem jakiego mam... Ale popracujemy nad tym. Panie Jax, nie kryj się za filarem. Twoje dokumenty są na stole, pieniądze, karty kredytowe, bilety. Samolot nie będzie czekał...-

- Już mnie nie ma... Mogę?-


- Nie. W czym jeszcze mogę panu pomóc panie Mallory?-

Mallory poszukał w pomieszczeniu jakieś odbijającej powierzchni a la lustro, aby zobaczyć kim jest tajemniczy pan Jax ... -To chyba wszystko, przykro mi, że musi się pani męczyć ze mną - po tych słowach uśmiechnął się bardzo szczerze - To będzie kolejna rzecz, w której będę najgorszy, mama mówiła, że jestem też złym Afrykanerem - jego uśmiech rozszerzył się, z tego dobrego żartu ... z Afrykanerami miał tyle wspólnego, że jednego udawał. Nigdy nawet nie był w RPA.

Kiedy David mówił Jax wyszedł zza filara przy schodach. Wyraźnie widać było, ze coś chce powiedzieć, ale zrezygnował. Z sekretarzyka zabrał szarą dość pokaźną kopertę i wszedł w jedna z drzwi. - Ja się nie męczę z agentami. To oni męczą się ze mną - również się uśmiechnęła - Jeżeli ma pan pytania to proszę pytać. Nie chciałabym aby pozostały jakieś niedopowiedzenia panie Mallory.-

Mallory zastanowił się jeszcze nad tą kwestią -Czy będzie nietaktem jeżeli zapytam czy jest pani zwykłym człowiekiem?- to również była przydatna wiedza, po tym kogo poznał w ciągu tych kilku ostatnich dni, fajnie było wiedzieć na czym się stoi.

- Zwykłym? - Zastanowiła się przez chwilę - Hmmm. A co pan przez to rozumie panie Mallory? Bo może tak będzie mi prościej odpowiedzieć...-

-Hmm powiedzmy nie obdarzony jakimiś mojo, nie będącym żadnym Upiorem, Wilkołakiem, Wampirem czy jakimś innym Leperchaunem -

- A. To tak. Przy tej definicji jestem zwykłym człowiekiem. Co prawda umiem ustawiać innych, ale to tylko psychologia i trochę charyzmy, a nie żadne magiczne sztuczki... -

-Całe szczęście, ostatnio miałem kilka spotkań, z jak to pani ładnie określiła istotami. Dla człowieka to trochę dużo jak na kilka dni wrażeń - to była prawda, oczywiście przyjęcie tej roboty zapewne oznaczało, że będzie musiał się jeszcze z nimi spotykać, ale po prostu w tym momencie przyjemnie było rozmawiać z kimś całkowicie "normalnym".

- Oh. Wiem. -

-No cóż, w takim razie chyba nie będę dłużej przeszkadzał. Zabiorę się za poszukiwanie jakiegoś mieszkania - odpowiedział jej dziennikarz szykując się do wyjścia.

- Proponuję coś z tej listy. - podała złożony dokument, który wyciągnęła z szuflady - Myślę, że w pana guście panie Mallory... Do zobaczenia. -

-Do zobaczenia - odparł i ruszył do wyjścia. Wychodząc sprawdził zawartość koperty było tam 1500 euro w różnych banknotach, dowód osobisty na niemieckie nazwisko Paul Werner. Dokumenty były albo doskonale podrobione, albo prawdziwe, David nie mógł tego stwierdzić, ale to dobrze wróżyło powodzeniu tej misji. Ostatnią kartką była lista 17 mieszkań w Essen, wraz z numerami do właścicieli.

Dziennikarz spokojnym krokiem podszedł do swojego zaparkowanego BMW i wpakował torbę sportową do bagażnika, zamykając go. Potem podjechał do najbliższej kawiarni z punktem wi-fi. Zatrzymał się tam, zamawiając sobie colę do picia i włączając swojego laptopa. Szybko przejrzał wszystkie oferty, które znajdowały się na internecie, szukając odpowiedniego mieszkania. W końcu znalazł takie większe mieszkanie w kamienicy, niedaleko dość dużego parku. Z dostępem do internetu, całkowicie umeblowane i odremontowane. Spojrzał na opis na kartce, był w nim elektroniczny sejf, nowej generacji, a cena jak na ten standard była "niska" jedynie 2500 euro miesięcznie. Mallory podniósł telefon i zadzwonił do właściciela. Umówili się na pół godziny później.

Obchodząc je był coraz bardziej zadowolony. Było miejsce gdzie zaparkować samochód, czuł się w nim dobrze. Miało oczywiście osobną łazienkę i ubikację, salon, kuchnię połączoną z jadalnię i dwie sypialnie. Kiwnął głową.

-Bardzo pięknie, jestem zdecydowany, je wynajmować. Pani Rosemary Vail dobrze mi poleciła - gdy właściciel mieszkania usłyszał to nazwisko uśmiechnął się szeroko.

- A... to trzeba było od razu, że od Rosemary. Już miałem okazję z nią współpracować. Trudny babsztyl, ale kapitalny współpracownik... Tu jest numer konta do wpłat i numer telefonu do mnie gdyby coś było potrzeba... -
David wziął dwa numery i szybko je zapamiętał. Po czym sięgnął do kieszeni, odliczył kwotę i wręczył właścicielowi mówiąc.

-Proszę nie lubię mieć długów, a nie będę miał dzisiaj czasu latać do banku. Skoro można to załatwić teraz i mieć spokój. Chciałbym się spokojnie rozłożyć. -

Facet szybko przeliczył pieniądze po czym kiwnął głową -Dobra to ja panu nie przeszkadzam, do zobaczenia - po tych słowach wręczył wszystkie klucze i wyszedł. Mallory szybko przeniósł wszystkie swoje rzeczy z samochodu i rozłożył je po szafach. Nie pozostawało tego zbyt wiele, ale wystarczająco żeby mieszkać. Jak któregoś dnia będzie miał trochę więcej wolnego czasu, wtedy wyskoczy na jakieś zakupy.

Sprawdził dość duży sejf w jednej z szaf w sypialni i przeprogramował go zgodnie z instrukcją. Zamknął tam najważniejsze rzeczy, które nie będą przydatne podczas tej misji i na razie postanowił zrobić sobie jakąś kolację. Nie miał zbyt dużo czasu, dlatego musiało to być coś szybkie. Jak strzała wyleciał do najbliższego sklepu, który mijał jadąc tutaj samochodem i zrobił szybkie zakupy. W ciągu 15 minut miał wszystko zapakowane w lodówce, a kolacja gotowała się. Włączył telewizor ... akurat na VH1 leciała pewna znana przez niego piosenka:

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/dK-ozcitHPY&hl=pl_PL&fs=1&[/MEDIA]
*****
Miał wtedy może z 8 lat, ale dość dobrze pamiętał to wydarzenie. Wtedy czuł się naprawdę szczęśliwy i beztroski. Dzieciak był z niego straszny, szczególnie, że jego matka musiała wychowywać go samotnie. Któregoś dnia zabrała go na obchody dnia Świętego Patryka. W LA nie były one tak popularne jak w innych miastach, ale tutaj także istniały pewne skupiska Irlandczyków. O dziwo zazwyczaj tam nie przychodzili. Chociaż chłopak wiedział, że jego matka urodziła się w Irlandii ... wtedy jakieś dziwnej nazwie, która wiele nie mówiła, nigdy zresztą nie interesował się tym za bardzo. Wtedy jednak obserwowali paradę. Miał taką zieloną bluzę, a jego matka sukienkę tego samego koloru.

To wtedy z ciekawości wyrwał się spod jej opieki i uciekł, aby przespacerować się po tej gorszej części tej jakże ciekawej dzielnicy. Nie obchodziły go krzyki matki ... nadal pamiętał jej głos. Ten silny irlandzki akcent ... mimo wszystko nadal brzmiał on w jego uszach jak najsłodsza muzyka. Wtedy jednak biegł ile sił w nogach.

Błędem było wejście do bocznej alejki. Stało tam dwóch nad wiek wyrośniętych nastolatków. Wtedy nie wiedział co tam robili ... a oni po prostu handlowali marychą. Nie wiedział czy to była duża ilość, ale świadek ... szczególnie jakiś dzieciak, był dla nich najmniej potrzebną osobą, w tym momencie. Byli uzbrojeni w noże ... to było nadal straszne wydarzenie i nie wiadomo jakby się skończyły, gdyby nie wysoki rudzielec, który ich przegonił i uratował go.

Gdy tylko tamci uciekli złapał go w mocny uścisk i odprowadził do matki. Najpierw dostał ostrą burę, a potem ona zaczęła go tulić.

-Podziękuj panu Kevin - kazała młodemu, a on wtedy wydukał z siebie jakieś podziękowania.

-Nie ma potrzeby Molly - nie wiedział skąd matka go znała, ale to było jasne, że byli dobrymi znajomymi. Jednak ciekawe było to, że matka o nim ani wcześniej ani później nie mówiła, a facet po prostu odwrócił się i poszedł gdzieś dalej.

-Mamo wracamy do domu?- uśmiechnął się do swoich wspomnień, cały czas pamiętał, że kiedyś miał akcent po matce. W końcu nasłuchał się go za młodu. Zniknął gdy jego matka zmarła, a on trafił do sierocińca. Starsi i silniejsi bili go, za niego. Nauczył się mówić tak jak "powinien" tak jak oni, potem już praktycznie bez wysiłku przychodziło mu udawanie akcentów ... jednak tamten ... tamten był taki prawdziwy i piękny.
*****
Dotknął ręką ukrytego pod koszulą krzyżyka. Dostał go tamtego dnia od matki ... stary drewniany krzyż celtycki. "Żebyś zawsze był chroniony" powiedziała matka gdy wręczał mu go w domu. Cóż ... tyle lat i nadal tam był, znaczyło to, że przynajmniej teoretycznie ten krzyż działa ... należało jednak powrócić do rzeczywistości.

Szybko zjadł przygotowaną kolację i wrzucił talerze do zmywarki włączając ją. Wymył się ... tak na wszelki wypadek, rano jak wróci może być strasznie zmęczony. Następnie ubrał rzeczy przygotowane przez wiedźmę. Spodnie wojskowe, ładny czarny t-shirt bez żadnych nadruków, ciemna bluza i skórzana kurtka, raczej sportowego typu.

Był już gotowy na misję, ale ponieważ miał jeszcze kilka minut do wyjazdu postanowił zamknąć mieszkanie i przejść się po najbliższej okolicy, potem wsiądzie do samochodu i ruszy zmienić Tatianę.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 21-11-2009, 15:20   #128
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
David Mallory - Tura 11 - do 21:30

Okolica, w której znalazł się David Mallory była przyjemna. To było właściwe słowo. Kamienice; z lat 60-tych otoczone schludnymi chodnikami, niewielkimi parkingami i dużą ilością zieleni; miały już swoje lata, ale wszystkie były w prywatnych rękach – odremontowane; z mieszkaniami pozamienianymi na nowocześnie wyposażone lofty... Dzielnica zdecydowanie więcej niż średnio zamożna... Raczej ludzi młodych i zajmujących się własną karierą, co widać było chociażby po samochodach – sportowych, bądź SUV... Jedne i drugie średnio nadawały się do wożenia dzieci... Davidowi to odpowiadało – w takich miejscach sąsiadów wypadało znać z widzenia, ale nie wypadało za bardzo interesować się tym co kto robi i w jakich godzinach to robi...

Spojrzał na zegarek i poszedł do samochodu. Usiadł za kierownicą i gdy tylko komputer odpalił nawigację zostały zaznaczone dwa punkty: „Tu jesteś” oraz „Tu powinieneś być”... „Ha, ha, ha” - pomyślał Mallory przekręcając kluczyk w stacyjce. Wyjechał na autostradę i wcisnął pedał w podłogę... Nie chodziło o to, że się spieszył... Jeżeli wóz należał do „firmy” to na pewno nie był seryjnym egzemplarzem... Po prostu żadna „firma” nie stosowała seryjnych egzemplarzy... I ten też nie był seryjny – siła z jaką silnik szarpnął i wgniótł Davida w fotel... kilka szybkich zmian biegów i elektroniczny wyświetlacz pokazał 330 km/h. Dziennikarz odpuścił, nie dlatego, że bał się jechać szybciej, czy że był to koniec możliwości pojazdu; po prostu musiał skorzystać z następnego zjazdu, a przynajmniej tak twierdziła nawigacja.

Sprawnie przejechał przez miasto, aby w końcu zatrzymać się dokładnie za parkującym na ulicznym parkingu Volvo. W bagażniku luksusowej limuzyna z przyciemnianymi szybami Tagi szukała czegoś zawzięcie. Gdy Mallory wysiadał wyjęła jakiś sweterek oraz wielką torebkę i zatrzaskując bagażnik powiedziała w powietrze:
- Holiday Inn. Pokój 315. - po czym poszła w kierunku kiosku z gazetami.

David był delikatnie zaskoczony, ale... może tu pracowało się inaczej. Obejrzał się na stojący po przeciwnej stronie ulicy hotel – typowy, wielki hotel, wielkiej sieci... Przeszedł na drugą stronę i wszedł do budynku, w lobby siedziało z dwadzieścia osób, kilkanaście kręciło się koło recepcji. Przeszedł w stronę wind przez chwilę czekał. W końcu drzwi otwarły się z typowym „ding”.
- Proszę przytrzymać windę! - dobiegło z holu i David chwycił framugę. Do windy weszła Tagi z naręczem gazet i magazynów... Gdy winda ruszyła powiedziała – Dzięki. W pokoju się nie pozabijajcie... Skoro jesteś wcześniej... Ale może to lepiej.

Zanim drzwi się otwarły chwyciła go pod ramię i na hotelowym korytarzu wyglądali na typową parę...



- Wy się już znacie – powiedziała w pokoju – ale przedstawię: David to jest Okruszek; Okruszek to jest David... Mężczyzna w wytartych jeansach, czarnej sportowej koszuli i wojskowej czapce z daszkiem odwrócił się od okna.
- Wiedźma spunktowała mnie za spodnie, więc masz szczęście, że gramy w jednej drużynie... Pogadajcie sobie, ja się pogapię... I tak mam tydzień wolnego, na leczenie rany postrzałowej... Doktorka kiedyś rozszarpie...
- Ok. Dzięki. Kawy? -
zapytała przechodząc do niewielkiego aneksu z ekspresem.
- W telegraficznym skrócie – powiedziała kobieta siadając z kubkiem kawy – co do samego zadania to flaki z olejem... Pewnie wiesz jak to jest. Ślepimy na Volvo. Samochód jest otwarty, ale zabezpieczony, bez kluczyka w stacyjce nie odjedzie; nic w nim nie ma co da się ukraść, więc nawet jakby ktoś się do niego dobierał... należy olać. Wóz stoi dokładnie w miejscu, z którego JT zrobił zdjęcie... Facet pewnie wsiądzie na tylne siedzenie wozu i nasza robota to wyjść i pojechać gdziekolwiek samochodem, pod centrum handlowe, kino, cokolwiek co wyglądać będzie naturalnie, chyba że JT coś będzie potrzebował. Zresztą co ja ci tłumaczę... - uśmiechnęła się. - Są trzy rzeczy, które musisz wiedzieć, a których Wiedźma na pewno Ci nie powiedziała. Po pierwsze: nigdy, ale to nigdy nie zgub rachunku. Możesz wydać praktycznie każde pieniądze i wtedy tylko Ty wysłuchasz tyrady, o tym, że doprowadzasz ją do bankructwa. Jak zgubisz rachunek to wszyscy wysłuchamy tyrady o właściwym rozliczaniu zadań, fakturowaniu rachunków... Więc – nigdy nie zgub rachunku. Dwa: życie agenta jest najważniejsze. Jak coś się cholernie sypie, nie zgrywać bohatera tylko dzwonić po wsparcie – 159 działa tak samo jak 112. I nie chcesz wiedzieć kto wtedy dowodzi... Trzy: Wiedźma siedzi w tym biznesie od 28 lat. Jeżeli nie ma w swoim telefonie numeru do któregoś dyrektora generalnego, albo generała połączonych sztabów – to znaczy ze zajmują się sadzeniem pietruszki za kołem podbiegunowym. Wiesz co to znaczy... Są dwie opcje – siedzisz w najbardziej uwalonej, albo najlepszej firmie... Wybierz sobie. - zaśmiała się.

- Panowie... Pokój jest na mnie, więc nie uwalajcie go krwią... ani nie zdemolujcie... Idę się wykąpać... potem łóżeczko. David zmieniam Cię o trzeciej zero...

Wyjęła z hotelowej szafy szlafrok i zniknęła w łazience.
 
Aschaar jest offline  
Stary 27-11-2009, 10:06   #129
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Faktycznie przynajmniej na jakiś czas zostali sami. Facet nadal nie przerywał obserwacji samochodu. Widać był skupiony na pracy, albo po prostu nie miał ochoty na rozmowę z dziennikarzem. Czemu nie można było się za bardzo dziwić, nie zaczęli tej znajomości z najlepszej strony ... właściwie to czasami tak zaczynały się vendetty, ale teraz mieli pracować razem i trzeba było przynajmniej spróbować odłożyć przeszłe wydarzenia na bok i zająć się tym co ich czeka. Musisz ufać osobie, która siedzi koło ciebie z gnatem.

-Okruszek ciekawa ksywka, nie powiem. - David mówił spokojnie, chociaż zastanawiał się, kto go tak "ochrzcił" -Więc kim jesteś? - wydawało się to być całkiem bezpiecznym zagajeniem rozmowy.

- Dorobiłem się już specjalnego agenta. A ksywa... jakoś tak wyszło... -
odparł nie odwracając się od okna.

Mallory cały czas go obserwował. Jego odpowiedź oczywiście nie odpowiadała na zadanie pytanie, ale była całkiem niezłym wybrnięciem z tego. -Masz jakieś fajne zdolności? Jakieś Mojo ?-

- Jasne. Robię najlepszą kawę w całej firmie...-

Teraz dziennikarz uśmiechnął się lekko. Nie ma to jak ironia, przejście na jakieś lepsze stosunki z tym facetem może okazać się trudniejsze niż podejrzewał -I pewnie jesteś też najzabawniejszym facetem w całej firmie. A tak serio? -

- Serio. To ja się ciebie nie pytam, co potrafisz, z kim sypiasz, co jesz na obiad... W tej firmie każdy ma swoje małe sekreciki. Jedyną osobą, która może wie wszystko jest Wiedźma, to ona wyznacza agentów do zadania i prawdę powiedziawszy nie pamiętam aby kiedyś się pomyliła. Mój profil jest dość specyficzny, ale chyba każdy jest na swój sposób specyficzny w tej firmie. -


Widać dbał o swoje sekrety, co oczywiście można było uszanować, aczkolwiek dobrze było wiedzieć coś więcej o drugiej osobie, z którą miało się współpracować. Wygląda, że przynajmniej na razie będzie trzeba zostawić tą kwestię, może w przyszłości jakoś sama się rozwiąże.
-Możliwe, słuchaj nie chciałem cię urazić, przepraszam za to w magazynie, ale wyglądasz całkiem nieźle, jak na kogoś kto dostał kulką . Twardy z ciebie skurczybyk - powiedział mu David .

- Powiedz mi ta kartka w samochodzie, jak to zrobiliście? - postanowił zadać jakieś bezpieczne pytanie.

- Drugi komplet kluczyków. - odparł rozbawiony. - Otwarliśmy go drugim kompletem kluczyków. Potem zatrzasnęliśmy je w środku. Znaczy ktoś z firmy zatrzasnął... bo nie ja osobiście... W centrali jest jeszcze 3 komplet kluczyków, jakbyś jedne zgubił, a drugie zepsuł...-

-Nie chodziło mi dokładnie o to. Znikający tekst? Nie wyglądało to na żadne proste techniki - wyjaśnił swoje pytanie Mallory

- Banał. Ta kartka to papier światłoczuły... rewersowy, przy naświetlaniu staje się biały nie czarny. Piszesz tekst atramentem, albo pisakiem ścieralnym i naświetlasz. Tam gdzie jest powłoka pozostaje czarny, reszta bieleje. Potem w ciemni ścierasz resztę i składasz. Ktoś kto to otworzy przez chwilę widzi tekst, zamim papier nie naświetli się do końca... -

-Hmm no tak - odparł na to David i wzruszył ramionami. Słyszał już kiedyś o tej technice, szczerze powiedziawszy musiał ukryć swój wyraz zawodu, ale chyba mu wyszło, bo Okruszek nie zwrócił na to uwagi. Normalna technika śledcza, a szczerze powiedziawszy Mallory liczył na coś bardziej niesamowitego, jakieś hokus -pokus, czy inne podobne sztuczki. Widać nie zawsze agencja chciała wykorzystywać akurat te atuty.

-Długo już pracujesz?-

- 11 rok -

-Musiałeś w takim razie bardzo młodo zacząć tą robotę - dodał dziennikarz -Ten drugi, to twój brat?-

- Tak.-

No cóż nie wyglądało na to, żeby ta rozmowa szła w jakimś szczególnym kierunku. Była raczej jednostronna, a Malloryemu znudziło się jej prowadzenie. Jeżeli będzie kiedyś możliwość to pogadają na serio, na razie nie było sensu tego ciągnąć. -No dobra, to pogadaliśmy sobie, nie ma co. - podsumował rozmowę.

Na te słowa Okruszek mruknął coś pod nosem i jeszcze chwilę patrzył w okno. W końcu kiedy przekonał się, że nie pada więcej pytań zebrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju.

David spokojnie przygotował swoje miejsce obserwacyjne. Mimo wszystko był tego nauczony i przyzwyczajony do tego. Tatiana położyła się spać. Z początku obserwacja była nudna, ulica powoli zaczynała się wyludniać. Co jakiś czas młodzi ludzi podchodzili do BMW i pokazywali go sobie palcami. W pewnym sensie było to przyjemne, chyba każdy facet chciał kiedyś jeździć samochodem, który inni będą sobie pokazywać (w tym dobrym sensie oczywiście, a nie dlatego, że jest taki brudny, czy zniszczony). Nie miało to nawet znaczenia, że to de facto nie jego samochód, naprawdę miło się nim podróżowało, a pokonywanie autostrady stało się po prostu szybkie.

Było chwilę po 23, gdy na prawie pustej ulicy pojawił się Jakub i szybko zajął miejsce na tylnym siedzeniu. David podniósł się ze swojego miejsca, narzucił na siebie kurtkę, złapał kluczyki do Volvo, obok których leżały jego do BMW. Zostawił je tam właśnie na taki wypadek, teoretycznie ktoś będzie mógł go odprowadzić pod "jego" dom. Szybko przeszedł ulicę, otworzył drzwi i zajął miejsce kierowcy jednocześnie wkładając kluczyki do stacyjki. Wcześniej zauważył, że JT leży pomiędzy siedzeniami, tak, że z zewnątrz nie było go w ogóle widać. Zgodnie ze wcześniejszymi instrukcjami jak i starymi nawykami, natychmiast włączył się do ruchu i zaczął jechać ... w jakimś kierunku.

Zdążył już kawałek odjechać kiedy Jakub powiedział: - Żadnych pytań! Wyrzuć mnie na jakimś podziemnym parkingu, najlepiej koło metra. Zostawię coś na tylnym siedzeniu, najlepiej, aby tego nikt nie dotykał poza Jumperem lub Gotem. Im szybciej tym lepiej. Niech ktoś z komputerowców obrobi ciąg: 7586669453698224. Jutro przydałoby się jakieś kabum... Ten parking będzie dobry.-

Nie zadawał więc żadnych pytań, zamiast tego skupił się na jeździe. Kiedy wjechał na jeden z niższych poziomów parkingu Jakub uśmiechnął się i podczas jazdy wyskoczył z wozu. David szybko machnął kierownicą, aby drzwi się zamknęły. Przyjrzał się przedmiotowi leżącemu na tylnym siedzeniu, był to kawałek starego drewna, lekko zmurszałego, albo mokrego? Trudno było w tym momencie stwierdzić, w każdym razie był nieopakowany. Wyśmiał by wcześniej taką paczkę, ale po tym co zdążył przeżyć, wolał tego nie lekceważyć. Skoro JT radził, żeby tego nie dotykać, to miał zamiar tak zrobić.

Mallory wycofał samochód i rozpoczął jazdę w kierunku autostrady. Miał zamiar zawieźć samochód z paczką pod firmę i niech ktoś inny się już o to martwi. W zasadzie gdy wóz był jeszcze na zjeździe na autostradę zestaw audio zasygnalizował przychodzącą rozmowę telefoniczną. Dziennikarz nacisnął przycisk i odebrał połączenie

- Cześć tu Capcam. Co jest?-

-Mam paczkę, przeznaczoną dla Gota albo dla Jumpera, wiozę ją do firmy - odparł dziennikarz

- Cześć Depesz... Chwila... O Jumperze zapomnij. Jest na zupełnie drugiej półkuli. Got się odchamia... Galeria Rosenthall Essen. Twoja nawigacja właśnie powinna dostać namiarami... Coś jeszcze? A przy okazji, miło poznać. -

Tymczasem nawigacja komputerowa otrzymała nowy zestaw namiarów. Faktycznie chłopaki byli dobrzy.

-Mi też miło poznać, w takim razie jadę do galerii Roshenthall, jak to jakaś zamknięta impreza to powiadomcie go, bo nie mam ani odpowiedniego stroju, ani zaproszenia -
skonkludował te wszystkie informacje, zakładając, że o tej godzinie raczej nie będzie to noc muzeów.

- Spoko. W tym Volvo w bagażniku jest co najmniej jedna sportowa marynarka... a resztę załatwię... Jak zwykle... -


-Jasne, nie ma w takim razie problemu. Aha jeszcze jedna sprawa jest dla komputerowców - na chwilę zamilkł gdy wyprzedzał jakiegoś marudera, który postanowił zrobić sobie spacerek samochodem.

- No?-

-Trzeba obrobić ciąg znaków 7586669453698224. Aha i na jutro potrzeba trochę fajerwerków -

- Hmmm. Wygląda na współrzędne... Sygnus to jeszcze policzy. Ile tych fajerwerków?-


-Nie sprecyzowane - odparł dziennikarz obserwując cały czas drogę
-Właściwie to było proszone o jakieś kabum, zaraz po podaniu tego ciągu - dodał po chwili dla wyjaśnienia.

- Aaaa. to trzeba było tak od razu - śmiech w słuchawce - kabum to Puszek Okruszek bez sprzętu...-

-No proszę, znaczy się pewne błędy w kodzie komunikacyjnym. Zupełnie jak z łapaniem stopa, w niektórych kulturach - odparł David gdyż w tym momencie wiele to tłumaczyło. Jednakże było też oznaką, że będzie musiał nauczyć się całkiem nowego slangu. W firmach tak bywało, ale prędzej czy później przyzwyczai się do tego i nie będzie wiedział nawet kiedy zacznie tego używać.

- Spoko. Got nie ma szans wyjść, chyba, że tylko na chwilę, więc jak będziesz na miejscu to powiedź, zęby cię zaprowadzili do stolika madamme Rosenthall. Ciecie cię puszczą. Jakąś marynarkę wygrzebiesz w bagażniku... Za zakrętem jest ograniczenie do 80 ze względu na prace drogowe... - faktycznie za chwilę zauważył to ograniczenie, zwalniając i dostosowując się do niego.

-Spotkanie z właścicielką galerii, tylko że ja na sztuce się za bardzo nie znam - powiedział lekko rozbawiony David, jednocześnie cały czas obserwując drogę - W ostatniej "firmie" nie wymagano tego ode mnie -

- Spokojnie jak na wojnie Depesz... Got będzie z nią siedział... więc w razie czego to on nawinie jakieś ładne tet a tet...-


-Mogę zapytać dlaczego depesz? -

- David Mallory. inicjały DM jak Depeche Mode więc Depesz...-

-Słodkie - powiedział David z angielskim akcentem, w końcu stamtąd właśnie pochodził ten zespół. Po krótkiej chwili tym samym akcentem dodał -W takim razie wiem już wszystko -

- Więc: Enjoy the silence - rozmowę skasowano.

Dalsza droga minęła mu bez problemów. Miał czas zastanowić się, w co się właściwie wpakował, ale ostatecznie chyba nie wyszło źle. Agencje raczej dbały o swoich ludzi. Przynajmniej powinien nauczyć się jeszcze kilku ciekawych rzeczy.

Gdy zajechał pod galerię stwierdził, że nie było szans wnieść broni. Ochrony było więcej, niż podczas wizyty Papieża. Było także całkiem sporo wozów ze znaczkami CC i CD przyklejonymi na zderzakach i z flagami różnych państw. Mallory wysiadł z samochodu i otworzył bagażnik. Chwilę pogrzebał i znalazł strój którego szukał. Postanowił przebrać się w samochodzie, potem zostawić w nim broń, zamknąć go i wejść do środka. Może faktycznie będzie zabawnie?
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 28-11-2009, 02:05   #130
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Tura 12 - Galeria Rosenthall - noc 25/26 lipca 2008

Eric Gower

Kiedy zamknął drzwi odetchnął jakby właśnie pozbył się jakiegoś przytłaczającego ciężaru... To wszystko było w jakiś pokręcony sposób logiczne, choć wydawało się „chore”. Chociaż z drugiej strony – faktem jest, że człowiek w procesie uczenia się zostawał nauczony pewnych schematów działania. Głupie prawo jazdy – zawsze zmieniaj biegi przy takich obrotach, przy takich manewrach patrz w to, a nie inne lusterko... Schematy żądzą jazdą początkującego kierowcy, potem... zaczyna je łamać dostosowując styl jazdy do swoich preferencji – nawet jeżeli nie do końca jest to ekonomiczne czy bezpieczne...

Był zmęczony i miał to niesympatyczne wrażenie, że jego mózg właśnie powoli się wyłącza... Ściągnął polo i buty. Zwalając się do łóżka myślał tylko o tym, aby się wyspać...
Spojrzał jeszcze na wyciągnięty z kieszeni telefon i odłożył go na stolik.



Sny... mówi się, że są projekcją naszych marzeń; zabawą podświadomości składającej znane obrazy, lub ich fragmenty w całkiem nowe twory, które mogą odpowiadać na pytania jakich nawet obawiamy się zadać... Jego sny były wyraźne jak nigdy. Chociaż widział miejsca, w których nigdy nie był... wiedział dokładnie gdzie jest i na co patrzy. Sceneria zmieniała się jak w albumie z wakacji... Dubaj... Rzym... Kioto... Zdziwił się widząc swoje mieszkanie i siebie leżącego w łóżku... Nie zwracając uwagi na samego siebie podszedł do stolika i podniósł telefon. Wstukał ciąg cyfr numeru i wysłał wiadomość...



Syrena wozu strażackiego w bardzo kłopotliwy sposób przerwała jego sen. Spojrzał na zegarek było kilka minut po szesnastej... W zasadzie i tak należy się zbierać, a przynajmniej zacząć zbierać... Pomimo niezbyt wygodnej pozy czuł się wypoczęty i... spokojny. Tak, to było właściwe słowo. Spokojny. Może dokonuje jakiejś nadinterpretacji faktów, tworzy kolejną teorię spiskową dziejów, paranoicznie zaczyna widzieć rzeczy, które nie istnieją? Ktoś taki jak Przewodnicy nie istnieją – a Lindey przecież jest psychologiem – wmówi każdemu wszystko...

Coś do zjedzenia, toaleta, ubranie...


Na zaproszeniu była godzina 19:00, więc kilka minut po 18:00 wyszedł z domu, aby mieć całkowitą pewność, że zdąży...



Gdy ochrona zweryfikowała jego zaproszenie (z wyraźnym zaskoczeniem) i sprawdziła czy nie wnosi jakiś materiałów niebezpiecznych, jeden z oczekujących kelnerów poprosił, aby podążył za nim do stolika.

Piękne wnętrza były jeszcze puste, ale Eric już czuł się nieswojo... Zwłaszcza po „tej stronie barykady”...






*****

Sabine Schwartzwissen


Dzień minął szybko, nawet zdecydowanie zbyt szybko. Gdy tylko wyszła z budynku laboratorium Gerhard przypomniał jej, że dzisiaj miała jeszcze odebrać dokumenty ze szkoły dotyczące egzaminu na certyfikat językowy. Ledwo zdążyli je odebrać...

Potem, jakby nigdy nic zadzwoniła ciotka z pytaniem: "Czy nie ma ochoty na obiad gdzieś na mieście?" Gdzieś na mieście okazało się uroczą knajpką z tarasem krytym szkłem


Podczas obiadu wyszło co prawda na jaw, że ciotka była z kimś umówiona, kto w ostatniej chwili odwołał spotkanie i po prostu... Sabine jednak cieszyła się z każdej chwili - ostatnio jakoś bardziej potrzebowała tej bliskości... tej świadomości, że ma kogoś na kogo może liczyć...

Po lunchu Sabine wpadła jeszcze na "szybkie zakupy" przerwane wiadomością od Kurta: "Będę czekał pod domem o 18:30. Co prawda możemy się spóźnić, ale po co? :)" Wróciła do domu uświadamiając sobie, że ma jakieś dwie godziny na przygotowanie się...


Punia jakby rozumiała, że nie jest to najlepszy moment na czułe wylegiwanie się na kolanach i z wysoko uniesionym ogonkiem odmaszerowała w kierunku fotela... Zwinęła się w kłębek i spod przymkniętych powiek obserwowała krzątaninę dziewczyny...

Kilka minut przed wyznaczoną godziną panna Schwartzwissen znalazła się na parkingu pod domem, gdzie Kurt już czekał. Uznała, że wygląda dziwnie - do tej pory widywała go tylko w luźnych ciuchach... Teraz w smokingowych spodniach z szerokim pasem, idealnie śnieżnobiałej i uprasowanej koszuli... wyglądał dziwnie i zachowywał się też inaczej, jakby sztywniej...


Kiedy siedziała w samochodzie radio po raz kolejny przypomniało o zamknięciu kilku ulic w Essen. To tłumaczyło dlaczego Kurt jechał jakimiś bocznymi drogami, w końcu znaleźli się pod Galerią.


Gdy zatrzymali się na czerwonym dywanie Sabine poczuła się jakby była gwiazdą na jakiejś gali; zwłaszcza, gdy, jak na filmach, Kurt oddał kluczyki boyowi i podał jej rękę:

- Gotowa?

Skinęła głową i w błysku fleszy przemaszerowali po dywanie. W foyer ich zaproszenia zostały zweryfikowane, a oni sami sprawdzeni jakimiś wykrywaczami.

- Wolverine by nie wszedł - zachichotał kiedy kelner prowadził ich do stolika...



*****


Sabine Schwartzwissen & Eric Gower


Sala na której miała odbyć się przyjęcie potrafiła zrobić wrażenie... wszystko tonęło w żółtawym półmroku. Olbrzymie telebimy pokazywały grafiki i animacje...



Oboje zdziwili się kiedy kelnerzy przyprowadzili ich do tego samego ośmioosobowego stolika. Ustawiony trochę z boku dawał doskonały widok na salę, a jednocześnie można było dość swobodnie do niego dotrzeć. Miejsca były opisane niewielkimi karteczkami. Gdy siadali kelner usunął ich nazwiska z zastawy i zapytał czy coś podać do picia, ewentualnie jakieś przekąski...

Kurt odczekał, aż Sabine złoży zamówienie, po czym sam poprosił o wodę niegazowaną i tatar. Pytająco spojrzał na Erica – tajemniczy uśmiech nie znikał z jego twarzy ani na chwilę.


Sala szybko zapełniała się, aby przed dwudziestą być już pełną. Punktualnie o dwudziestej telebimy rozbłysły popiersiem rudowłosej kobiety:

- Witajcie Drodzy Przyjaciele. - uśmiechnęła się słysząc delikatnie oklaski - Jak wiecie zawsze staram się przygotować jakąś drobną niespodziankę, która uświetnia nasze spotkania. Tym razem zagłębiamy się w sztukę młodych twórców. W coś co być może dla wielu krytyków jest sztuką ulicy, bazgraniem po murach, niewartym zachodu i wspomnienia wandalizmem. Jednak zauważmy w tym sztukę. Sztukę być może inną, inaczej wysublimowaną, inaczej ukształtowaną, korzystającą z innych wzorców i korzeni, ale... sztukę. Aby pokazać w jaki sposób powstaje tego rodzaju sztuka poprosiłam o pomoc ludzi, którzy zajmują się tym rodzajem sztuki zawodowo. W holu szklanym dzisiejszej nocy powstanie obraz namalowany na waszych oczach przez ulicznych graficiarzy... Ah, przestańcie – powiedziała kokieteryjnie na głosy zdziwienia, czy zaskoczenia i sala zakrztusiła się własnym śmiechem – mamy tylko mały problem, który rozwiązujemy. Dlatego bardzo was przepraszam, ale chwilowo nie mogę do was dołączyć. Wybaczcie mi proszę to foux pas i... bon apetit!

Ustawiony gdzieś z boku kwartet smyczkowy rozpoczął spokojną klasyką, a obecni pogrążyli się w rozmowach. Kelnerzy zaczęli się uwijać po sali roznosząc pierwsze potrawy i ostatnie przystawki.


- Rozumiem, że gospodyni się spóźnia? Co było zresztą do przewidzenia... - powiedział mężczyzna który podszedł do stołu – wino, czerwone słodkie i deskę serów.



- Panno Schwartzwissen powiedział, gdy kelner odszedł – jest mi bardzo miło poznać, Markus Stein, mam nadzieję, że chłopaki pani pomogli? Jeżeli kiedyś będzie pani czegoś potrzebowała – nasze laboratorium jest do dyspozycji...
- Pan Eric Gower jak mniemam? Naprawdę... -
„kchmm” Kurta było aż nazbyt znaczące – wiele o panu słyszałem... Lukrecja nie może się pana nachwalić – dokończył i obrócił się w kierunku Kurta:
- Kaszelek? Pogarsza się koledze? Mniej palić więcej się ruszać...
- A ty za to się zestarzałeś...
- Ludzie... patrzą.
- To nie zaczynaj! Oh, nie będę kosztował –
powiedział do kelnera – dobrze znam gust madame Rosenthall... Dziękuję serdecznie. Mam propozycję pogadajmy o czymś, byle nie o sztuce ulicy... Z tego tematu jestem słaby... Może nawet lepiej, że jesteśmy w tak małym gronie; można będzie porozmawiać zdecydowanie otwarciej... - zakończył i uśmiechnął się: - Zamówimy coś do jedzenia? Coś do picia może?

Sabine nie mogła się pozbyć wrażenia, że mężczyzna, którego widziała rano był identycznej budowy i postury, ale znacznie młodszy...



*****


David Mallory


Było kilkanaście minut po północy kiedy David znalazł się pod Galerią Rosenthall. Od strony ulicy po prostu trzeba było zobaczyć budynek...


Kolory zmieniały się co kilka, kilkanaście sekund, sprawiając, że budynek zdawał się żyć i tańczyć w rytm jakiejś niesłyszalnej muzyki. On sam zwolnił i jakoś nie dziwił się ludziom, którzy spoglądali na iluminację z zapartym tchem i rozdziawionymi ustami. Na terenie galerii było tylu ochroniarzy, a na parkingach przed galerią tyle limuzyn z VIPowskimi blachami, że starczyłoby na obdzielenie kilku obiadów u premiera.

Przebrał się i podszedł do jednego z ochroniarzy. Podał nazwisko i po chwili pojawił się kelner. W międzyczasie „sztywne kołnierzyki” zdążyły sprawdzić czy czasem nie ma przy sobie gnata, albo materiałów wybuchowych.

Wszedł za kelnerem do jednego z budynków Galerii. Potężne przestrzenie, zastawione obrazami, rzeźbami, tekturowymi ściankami z graffitti; dziesiątki ludzi w strojach bardziej przypominających galę oskarową czy bal u Prezydenta... Nie chodziło, o to, że David nie bywał na takich przyjęciach – choć przeważnie jako ochrona... Jednak to przyjęcie potrafiło zwalić z nóg, zwłaszcza jak jego wzrok wyławiał z tłumu tą czy inną twarz z pierwszych stron gazet...

Kilka sal, kilka minut slalomu pomiędzy rozbawionymi ludźmi. Nawet nie wyglądał jakoś strasznie "inaczej" - wielu mężczyzn było w marynarkach, spotrowych koszulach, a nawet bluzach z kapturem... Pewnie kosztujących kilka średnich krajowych bo uszytych za zamówienie przez Armaniego, czy innego Versace...

- Stolik na wprost pana - powiedział kelner, ukłonił się i odszedł.
David podszedł do stolika, część zastawy była nieużywana, widocznie nie wszyscy zaproszeni goście przybyli...



*****


Sabine Schwartzwissen
& Eric Gower & David Mallory


- Przepraszam państwa, moje nazwisko Werner i...
- Czekałem na pana -
mężczyzna ubrany w coś co wyglądało na jakąś imitację munduru odwrócił się i wtedy David dostrzegł oczy. Twarz była inna, starsza niewątpliwie, ale oczy należały do Markusa Steina - Tak, to jest część mojego mojo...

Markus wstał od stołu:

- Wybaczcie – muszę was na chwilę opuścić... Proponuję coś zjeść panie Werner, kuchnia tutaj jest wyśmienita... Naprawdę polecam. O! Państwo się chyba znają... Jak mniemam? -
dodał spoglądając na podchodzącą kobietę.


- Lukrecja Rosenthall - delikatnie skłoniła głowę - wybaczcie, że dopiero teraz do was dołączam, ale - mówiąc między nami, tak całkiem szczerze, w moim wieku przygotowanie takiego przyjęcia i te wszystkie miłe rozmówki z tymi wszystkimi VIPami męczą mnie straszliwie. Jeszcze z niektórymi trzeba zamienić kilka słów jak już się człowiek spóźnił... Ale nieistotne... Bardzo się cieszę, że przyjęliście moje skromne zaproszenie. Armand podaj mi kieliszek wina proszę... Dla Was? - stojący za jej plecami lokaj rozejrzał się po zgromadzonych czekając na ewentualne zamówienia...

Ciężko było powiedzieć coś o wieku madame, na pewno nie była nastoletnią osobą, ale przy dzisiejszych kosmetykach, dietach, zabiegach...

 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172