Okolica, w której znalazł się
David Mallory była przyjemna. To było właściwe słowo. Kamienice; z lat 60-tych otoczone schludnymi chodnikami, niewielkimi parkingami i dużą ilością zieleni; miały już swoje lata, ale wszystkie były w prywatnych rękach – odremontowane; z mieszkaniami pozamienianymi na nowocześnie wyposażone lofty... Dzielnica zdecydowanie więcej niż średnio zamożna... Raczej ludzi młodych i zajmujących się własną karierą, co widać było chociażby po samochodach – sportowych, bądź SUV... Jedne i drugie średnio nadawały się do wożenia dzieci... Davidowi to odpowiadało – w takich miejscach sąsiadów wypadało znać z widzenia, ale nie wypadało za bardzo interesować się tym co kto robi i w jakich godzinach to robi...
Spojrzał na zegarek i poszedł do samochodu. Usiadł za kierownicą i gdy tylko komputer odpalił nawigację zostały zaznaczone dwa punkty: „Tu jesteś” oraz „Tu powinieneś być”...
„Ha, ha, ha” - pomyślał
Mallory przekręcając kluczyk w stacyjce. Wyjechał na autostradę i wcisnął pedał w podłogę... Nie chodziło o to, że się spieszył... Jeżeli wóz należał do „firmy” to na pewno nie był seryjnym egzemplarzem... Po prostu żadna „firma” nie stosowała seryjnych egzemplarzy... I ten też nie był seryjny – siła z jaką silnik szarpnął i wgniótł Davida w fotel... kilka szybkich zmian biegów i elektroniczny wyświetlacz pokazał 330 km/h. Dziennikarz odpuścił, nie dlatego, że bał się jechać szybciej, czy że był to koniec możliwości pojazdu; po prostu musiał skorzystać z następnego zjazdu, a przynajmniej tak twierdziła nawigacja.
Sprawnie przejechał przez miasto, aby w końcu zatrzymać się dokładnie za parkującym na ulicznym parkingu Volvo. W bagażniku luksusowej limuzyna z przyciemnianymi szybami
Tagi szukała czegoś zawzięcie. Gdy Mallory wysiadał wyjęła jakiś sweterek oraz wielką torebkę i zatrzaskując bagażnik powiedziała w powietrze:
- Holiday Inn. Pokój 315. - po czym poszła w kierunku kiosku z gazetami.
David był delikatnie zaskoczony, ale... może tu pracowało się inaczej. Obejrzał się na stojący po przeciwnej stronie ulicy hotel – typowy, wielki hotel, wielkiej sieci... Przeszedł na drugą stronę i wszedł do budynku, w lobby siedziało z dwadzieścia osób, kilkanaście kręciło się koło recepcji. Przeszedł w stronę wind przez chwilę czekał. W końcu drzwi otwarły się z typowym „ding”.
- Proszę przytrzymać windę! - dobiegło z holu i
David chwycił framugę. Do windy weszła
Tagi z naręczem gazet i magazynów... Gdy winda ruszyła powiedziała
– Dzięki. W pokoju się nie pozabijajcie... Skoro jesteś wcześniej... Ale może to lepiej.
Zanim drzwi się otwarły chwyciła go pod ramię i na hotelowym korytarzu wyglądali na typową parę...
- Wy się już znacie – powiedziała w pokoju
– ale przedstawię: David to jest Okruszek; Okruszek to jest David... Mężczyzna w wytartych jeansach, czarnej sportowej koszuli i wojskowej czapce z daszkiem odwrócił się od okna.
- Wiedźma spunktowała mnie za spodnie, więc masz szczęście, że gramy w jednej drużynie... Pogadajcie sobie, ja się pogapię... I tak mam tydzień wolnego, na leczenie rany postrzałowej... Doktorka kiedyś rozszarpie...
- Ok. Dzięki. Kawy? - zapytała przechodząc do niewielkiego aneksu z ekspresem.
- W telegraficznym skrócie – powiedziała kobieta siadając z kubkiem kawy
– co do samego zadania to flaki z olejem... Pewnie wiesz jak to jest. Ślepimy na Volvo. Samochód jest otwarty, ale zabezpieczony, bez kluczyka w stacyjce nie odjedzie; nic w nim nie ma co da się ukraść, więc nawet jakby ktoś się do niego dobierał... należy olać. Wóz stoi dokładnie w miejscu, z którego JT zrobił zdjęcie... Facet pewnie wsiądzie na tylne siedzenie wozu i nasza robota to wyjść i pojechać gdziekolwiek samochodem, pod centrum handlowe, kino, cokolwiek co wyglądać będzie naturalnie, chyba że JT coś będzie potrzebował. Zresztą co ja ci tłumaczę... - uśmiechnęła się.
- Są trzy rzeczy, które musisz wiedzieć, a których Wiedźma na pewno Ci nie powiedziała. Po pierwsze: nigdy, ale to nigdy nie zgub rachunku. Możesz wydać praktycznie każde pieniądze i wtedy tylko Ty wysłuchasz tyrady, o tym, że doprowadzasz ją do bankructwa. Jak zgubisz rachunek to wszyscy wysłuchamy tyrady o właściwym rozliczaniu zadań, fakturowaniu rachunków... Więc – nigdy nie zgub rachunku. Dwa: życie agenta jest najważniejsze. Jak coś się cholernie sypie, nie zgrywać bohatera tylko dzwonić po wsparcie – 159 działa tak samo jak 112. I nie chcesz wiedzieć kto wtedy dowodzi... Trzy: Wiedźma siedzi w tym biznesie od 28 lat. Jeżeli nie ma w swoim telefonie numeru do któregoś dyrektora generalnego, albo generała połączonych sztabów – to znaczy ze zajmują się sadzeniem pietruszki za kołem podbiegunowym. Wiesz co to znaczy... Są dwie opcje – siedzisz w najbardziej uwalonej, albo najlepszej firmie... Wybierz sobie. - zaśmiała się.
- Panowie... Pokój jest na mnie, więc nie uwalajcie go krwią... ani nie zdemolujcie... Idę się wykąpać... potem łóżeczko. David zmieniam Cię o trzeciej zero...
Wyjęła z hotelowej szafy szlafrok i zniknęła w łazience.