Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2009, 17:25   #119
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Ech życie goblina jest ciężkie. Zawsze znajdzie się jakiś wielkolud który będzie wykorzystywał mniejszych, słabszych i lichszych od siebie. Jak zwykle orki dręczyły małe słodziutkie gobliny. Uthgor nie dawał spokoju młodemu kucharzowi. Raz za razem dawał do zrozumienia, ze ten powinien mieć sakiewkę bez dna i być gotowym do jej użycia na każde jego skinienie.
~ A figa! Kasy już ni mo. I co zrobić? Rzec mu to prosto w twarz? Brrr.... A co ja? Zbrodaciałem? Uciekać? Udawać głupa? Może jednak spokojnie z nim porozmawiać?
Humor Zanka powoli pisał karteczkę: "Jestem na wakacjach. Nie wiem czy wrócę.". Siedział tam w tej karczmie czekając, aż w końcu ktoś zażąda zapłaty za to wszystko... A wtedy się zacznie...

Małym promykiem w ciężkim życiu okazał się Taki. Pobratymiec trzymający z ślepym łorkiem. Kilka chwil po ich wcześniejszej wizycie - która nie mówiąc wiele była bezpośrednim powodem jego smutku, gdyż stracił resztę złota. Czuł jakoś podświadomie, że nie wydadzą go na zbędne napitki i używki lecz czemu reszta zielonej ferajny nie brała z nich przykładu? Zwłaszcza posiadacz największego zielonego dupska... No ale odbiegam od tematu.

A więc kilka... Wróć! Jeszcze raz! - zła nauczycielka od polskiego gwałtownie pogroziła biednemu narratorowi grubym paluchem. Jej haczykowaty nos kręcił się z powątpiewaniem, a czarna szata ściśle przylegała do jej dużej postaci.
Kilka chwil po poprzedniej wizycie, zielony alchemik podszedł do Zanka z małym, drewnianym i podłużnym przedmiotem. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak dziurawa w kilku miejscach różdżka.
- Witaj szefunciu! Mamy prezent dla ciebie. To na wypadek jakby się ciebie futrzak nie słuchał. - i poda mu flet.
Zank nieufnie przyjął prezent. Wyjąkał tylko krótkie "Dzięki" i przyjrzał się dokładnie przedmiotowi. Z jednej strony miał spłaszczony otwór, z przeciwległej okrągły, a na grzbiecie w rządku znajdowało się kilka mniejszych. Popatrzył na alchemika, acz ten już odszedł w stronę Ghardula.
Szczurwij spokojnie siedział mu na ramieniu. Z chytrym uśmiechem kucharz spojrzał na niego i na swój nowy nabytek. Wziął go do lewej ręki i wymownie pogroził nim swemu towarzyszowi. To jednak jakby nie zrobiło na nim wrażenia. Przynajmniej widocznego. Siedział jak siedział i tylko w wąsiki mu się ruszały. Wtedy go olśniło. A gdyby tak w to dmuchnąć? W końcu po cuś jest ta spłaszczona końcówka... wygląda jakby właśnie do ust dopasowana. Jak pomyślał, tak też zrobił. Z całych sił dmuchnął w instrument. W powietrzy rozniósł się głośny pisk nowej zabawki kucharza. Przeszywający dźwięk wydobywający się z otworu na pewno nie spodobał się szczurkowi. Ten od razu ugryzł swego pana w ucho dając mu coś do rozumienia.
- Auć! No zostawić pana! - Kucharz skarcił swego chowańca.

Dalsza impreza nie ciekawiła Zanka zbytnio. Wiedział, że w końcu przyjdzie komuś za to zapłacić i czuł, ze będzie to on. Nie było to zbyt przyjemne.Do tego jadło jakoś go nie przekonało. Brakowało... Tego czegoś. A to za słone, a to pieprzu zabrakło. W tym grzybki by się przydały. Ale takie suszone... nie marynowane. Do tego coś mu się widziało, że kucharz naszczał do co poniektórych potraw. Ale może tylko mu się wydawało. Po za tym wciąż ciągnęła go piszczałka. To dziwne uczucie... chciał wszystko porzucić i siąść w kącie by nauczyć się grać na tym instrumencie. Zanko muzykant... Nie mógł wręcz usiedzieć na miejscu. No ale pewnikiem by mu zęby wybili, a sam flet wbili mu w gardło gdyby jakieś nieprzyjemne i fałszywe dźwięki rozeszły się po sali. A to mu się nie widziało. Do tego miał jeszcze kuszę dla bladego lembasa... Chciał by mu kupić... kupiono. Czemu jej nie odebrał? Pokazywał swoją wyższość czy cu? Zły dzionek.

Zły dzionek dobiegał końca, a raczej dawno dobiegł, tylko ich wesoła kompania dopiero teraz to zauważyła. Wiec zaczął się zły wieczorek. Goblin nie mógł zasnąć. Dręczyły go myśli i kusił flet. W nocy pewnie zachowali by się jeszcze bardzie brutalnie gdyby ktoś im przerwał spoczynek... Nawet nie chciał myśleć co by się z nim stało. Wiec leżał tylko i przewracał się z boku na bok. Do czasu.

W pewnym monecie usłyszał coś co nie odpowiadało tutejszym klimatom chrapania i sapania przez sen. Ktoś mozolnie starał dostać się do wnętrza poprzez okno. Ktoś kto chyba nie miał dobrych zamiarów... Komornik?

Leżał. Na tyle go było stać. Jego odwaga wygrała wycieczkę kilka lat wcześniej. Dawno jej nie było. Wiec leżał udając, ze go nie ma. Jedynie patelnie ściskał w dłoniach jakby to miało go uratować. Raz nawet pomyślał co by się rzucić na włamywacza, lecz szybko wyzbył się tego pomysłu. Zginał by marnie.

W pokoju zaczęło się piekło. Przynajmniej z punktu leżenia Zanka. Assasin, a był to elf, wybił szybę w oknie. Szybko wszedł i uprzedzając atak warga poderznął komuś gardło. Zank dokładnie nie widział komu. Oprócz wilczura szarże podjęło również orczysko. I sfinalizował on całe spotkanie ogłuszeniem dziwnie podskakującego elfa (czyżby jakiej sraki dostał?). Wielkie zawieruszenie. Cała ferajna - wraz z nieobecnymi podczas spoczynku elfami (ciekawe co oni tam robili...) - zebrała się nad nieżywym, albo przynajmniej nie przytomnym napastnikiem. Szybko go przeszukano i postanowiono przesłuchać. Chcieli go pozbawić nie tylko majątku ale i informacji. Na podłodze wylądowało złoto. Monety zapewne były nagroda za wyeliminowanie ich kompaniji. Może problemy Zanka odejdą w niepamięć?
- O! Przynajmniej zafundować on dla my nasza wieczerza i spaciu! - rzekł uradowanym głosem. - Bo kiesa coraz chudsza... - dodał już ciszej - A co do przesłu... przes... do tego co wy robić chcecie to Zank może pomóc. Zank dobry. Zankowi się inni zwierzać często.. Lubić Zank i lubić z Zank rozmawiać. Ja móc pomóc. - rzucił w eter swą propozycję.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline