Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2009, 18:16   #111
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Mina Ghardula mówiła sama za siebie.
Jak to mogło się wydarzyć? Jak można było dopuścić do takiego ciągu wydarzeń?

Po porostu, jedno piwo, jeden kielich gorzały, a potem już górki. Mieli wyjść od razu jak tylko zbiorą wszystkich. Lipa jednak z tego wyszła. Cześć piła sobie w najlepsze. Ciężko jest odciągnąć orka czy goblina od wyżerki albo wypitki. I tym razem nie było inaczej. Dlatego też stało się tak jak to przedstawiają wydarzenia.

Pierw zalani wrócili do wyra. Nic w tym szczególnego. Może poza tym, że mieli być od paru godzin w drodze. Spali se w najlepsze do póki. Taki właśnie w świecie snów i majaków wybierał się z jakąś szarą goblinką w czerwonej szacie na górne piętro jakieś gospody, gdy ze snu wyrwał go brzdęk szkła.

Otworzył oczy ale nie ruszył się dopóki wszelkie zmysły nie wróciły do właściwych czynności. Oczy szybko przywykły do niewielkiej ciemności. Słuch nastawił się na każdy szelest. Ręka Takiego powędrowała do pasa w powolnym poszukiwaniu sztyletu, gdy jego uszu doszedł cichy głos Ślepca, "Jak możesz bierz żywcem!". Warg warknął a Taki doszedł do wniosku, że nie musi się ruszać z łóżka. Już było po wszystkim.

Taki usiadł tylko wygodnie na łóżku. Wziął do ręki sztylet, wiedział, że mu się nie przyda ale nawet taki zwyrodnialec jak on, ma chociaż minimalny instynkt samozachowawczy. Ze spokojem przyglądał się całemu zajściu, zastanawiając się, czy wszyscy wstaną, gdy nagle coś go ruszyło.

- Oszczędź mózg!

Raczej, oczywiste jest to, że Ghardul będzie chciał zostawić napastnika przy życiu. Warto dowiedzieć się, kto go przysłał i jaki miał zamiar. Natomiast jak by się nie udało Taki ma plan B. Niezbyt rozważny i niezbyt bezpieczny, do tego może się nie udać. Ale za to o wiele Takiemu bliższy.

Taki zamierza przesłuchać w raz Ghardulem (i resztą o ile będą chcieli się przyłączyć) assasyna. O świcie, natomiast, zamierza udać się do miejsca, w którym zaczają się na konwój.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 15-11-2009, 23:44   #112
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Orkowy wojownik z Klanu Złamanego Kła wiercił się na pryczy, na jakiej zaległ po kolejnym udanym wieczorze, kiedy jego żołądek po brzegi (a nawet bardziej, o czym świadczyła zarzygana podłoga w izbie głównej) wypełnił się mięchem i różnymi rodzajami alkoholu.

Uthgor kochał alkohol. I alkohol kochał jego. Było to częstym i zrozumiałym zachowaniem każdego orka, który opuścił rodzinną jaskinię ze wspomnieniem piwa warzonego na różnego rodzaju substancjach, przez cywilizowane gatunki określane jako śmieci i obrzydlistwo, i dobrał się do jasnego i ciemnego piwa warzonego z ziaren zbóż, ziół, korzennych przypraw i takich tam. Dlatego właśnie wielu orków po prostu zapijało się na śmierć, zanim przyzwyczaili organizmy do mnogości rodzajów i smaków alkoholu z różnych stron świata.

Jakiś brzęk i szelest czyjegoś ubrania przedarł się przez panujące w izbie głośne pochrapywanie synchroniczne róznokolorowego towarzystwa. Uthgor przebywający właśnie w krainie, która musiała być orkowym rajem, ogryzał aromatyczne i ociekające tłuszczem baranie udźce, zagryzał krasnoludzkimi uszami w galarecie na ostro i zapijał wszystko palącą gardło ziołową okowitą. Ponieważ było to zbyt piękne, by mógł tę sielankę zepsuć jakiś nic nie znaczący hałas, ork mlasnął tylko, oblizując swe wydatne wargi i wystające spod nich kły i obrócił się na drugi bok z towarzyszącym każdemu ruchowi trzeszczeniem posłania.
- Choć no tu dzifko! - wymamrotał przez sen do jakiejś zielonoskórej skąpo ubranej dziewoi o solidnym dupsku i buforach niczym marzenie każdego barbarzyńcy. Ideał kobiecości Uthgora, miast pląsając w dzikim tańcu przydryfować do spragnionego miłości wojownika, zawołał tylko śmiejąc się i wrogo obnażając kły:
- Wstawaj durniu! - zdumiony ork wytrzeszczył ślepia. Do niego to było? Trzeba pokazać tej laluni, gdzie....
- Wstawaj niereformowalny debilu!... - tym razem głos tańczącej przed nim kurtyzany wydał mu się dziwnie znajomy...
"Wstawaj, kurwa, krasnoludy atakują!" - demon w końcu odnalazł odpowiednie hasło.
Uthgor zerwał się z pryczy z warknięciem. Chwycił za topór i buławę gotów mordować zastępy pokruczów, odwiecznych wrogów każdego zielonoskórego. I bez znaczenia pozostawał fakt, że zwykle to właśnie krasnale mordowały zastępy zielonoskórych.
W czasie, gdy wojownik Złamanych Kłów rozbieganym wzrokiem próbował zlustrować okolicę w celu namierzenia wroga, wybełkotał jeszcze pijackim głosem z oburzeniem:
- Nie ma chędożenia! Nie ma dupczenia! Uthgor zły! Uthgor zabijać!

Cóż, napięcie nagromadzone za sprawą powabnej tancerki, choćby nawet była wyimaginowana, musiało znaleźć ujście w formie dużej dawki frustracji i gniewu. Ork rzucił się na napastnika znajdującego się w pobliżu pryczy trolla. Wężykiem...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 16-11-2009, 17:04   #113
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Civril w najlepsze gawędził sobie z sklepikarzem, ludzkim mężczyzną w sile wieku. Chociaż gawędził to trochę złe słowo, jego twarz przypominała i kolorem i stężeniem woskową maskę a głos z pewnością nie był ciepły, handlarz, jak to rasowy handlarz nie zważał na to wietrząc okazje do zysku. Właśnie próbował wmówić elfowi, że konie to to, co druchii i jego zwierzyniec pragną.
-Po części może i Elfie masz rację. Konie nie są dla wszystkich. Ale
to tym bardziej trzeba podkreślać kto może i chce a kto nie jest godny by
konno podróżować. Zawsze można się dogadać...

Z pewnością był dobrym handlowcem, wchodził delikatnie na dumę klientowi, podkreślał jego wyższość... Widać jednak, że nigdy nie handlował z upadłym elfem. Bladolicy stał oparty o ławę i od niechcenia biegał wzrokiem po półkach.
-Wiesz co... Właśnie się zastanawiam czy chcesz obrazić mnie czy
moich...

Druchii chwilę szukał słowa
-Czy moich podwładnych. Nie odpowiadaj. Koni nie wezmę, te debile
najpierw by je zgwałciły a potem zjadły.

Handlarz nie przejął się jakoś szczególnie uwagę elfa, nawet zaśmiał się z jego żartu. Człowiek postępował dalej w myśl starego krasnoludzkiego przysłowia "gdy nie sprzedasz komuś konia sprzedaj łóżko", czy jakoś tak...
-Spanie i owszem znajdą się pokoje, dwa dwuosobowe i wielka izba na
poddaszu w niej się każdy może wyspać nawet i kilkunastu chłopa.
Teraz są tam zajęte trzy łóżka więc.. Mam rozumieć że na dziś rezerwujecie
lokum? Bo chyba nie macie zamiaru po ciemku podróżować?

Civril ciągle milczał biegając wzrokiem po półkach, kupiec go irytował, chciał wiedzieć za dużo. Śmierdział mu szpiclem. Cóż, takich najbardziej deprymuje szczerość i milczenie. Co prawda pierwsze słowo dla Civrila wydawało się jakimś zamorskim wyrazem jednak milczeć potrafił. Kupiec niezrażony indagował dalej.
-Jakoś tego nie widzę że na jakimś zamku będą chcieli WAS
zatrudnić a nie miejscowych LUDZI. Ale życzę szczęścia. Jutro po śniadanku
zapraszam do mnie na zakupy na drogę.

Chwila ciszy tym razem została przerwana przez elfa, rzucił on od niechcenia:
-Widzisz... Ludzie, szczególnie Ci z cesarstwa są zajebiści w mieczu
i w zasadzie w niczym więcej. Magowie bojowi nie ruszają się z swoich
siedzib dlatego szlachta czasem wynajmuje Takich Jak My. Mało ludzi ma
wytrzymałość i siłę należną orkom a jeszcze trudniej spotkać maga,
który dorównuje mi mocą. Właśnie dlatego w Arkani znajdziemy zarobek bo gdy ma się problem staje się nagle bardzo tolerancyjnym.

-Rozumiem, rozumiem ja osobiście nie pomogę ale gdy będziecie w
Merske proponuję odwiedzić mojego bratanka. Zwie Jonathan, prowadzi sklepik przy końskim targu może będzie mógł wam pomóc w zleceniach. W
końcu najważniejsze to znaleźć zaczepkę.

Kupiec szczerząc się, wyciągnął na stół księgę
-To mam rezerwować pokoje
-Rezerwuj.
-To dwa pokoje dwuosobowe są do waszej dyspozycji. W ogólnej izbie nie
będę nic rezerwował bo i tak miejsc wystarczy.. To łącznie będzie
15 sztuk srebra, w koszt jest wliczone śniadanie.

-Zapłaci Zank ten śmieszny goblin.
-Rozumiem, rozliczymy się gdy już wszyscy będą szli spać.
-Kuszę samopowtarzalną dostane? Albo chociaż pistoletową?
-Nieeeee, takiego czegoś to nie mam. Tu nie ma zbytu na tak wymyślne
rzeczy. Solidną kuszę i naciągi się znają. Czy bełty dobrze
wyważone. To każdy kupi. Ale takich zabawek to można szukać np w Merske. Na przykład u bratanka.
-Tak z ciekawości... Mieszkają tu ludzie? W końcu mieszkacie blisko
granicy.

-Raczej mało, niby to pogranicze ale nadal za blisko do orków.
Ewentualnie w większych osadach, tak jak nasza.

Akurat w tym momencie do sklepu wszedł ślepiec i goblin, handlarz od razu podszedł do nich, uznając, że głupszym łatwiej wciśnie konie czy insze kandiru. Civril wyszedł z sklepu nie oglądając się. Nie podobał mu się ten ślepiec, był stanowczo za sprytny jak na orka.

***

Druchii długo nie imprezował, posiedział trochę, popilnował by ktoś czegoś nie chlapnął i zrezygnowany poszedł spać. Usłyszał tyle niestworzonych historii z jednym z orków w roli głównej, że przestał się obawiać o to, że ich cel wyjdzie na jaw. Prawie nawet współczuł potencjalnemu szpiclowi, który starałby się doszukać w nich choć cienia prawdy. Szczególnie nieprawdopodobna była ta o "pokonaniu" armii elfich dziewic (chociaż po spotkaniu z orkiem przestały takowymi być). Chociaż kto wie czy nie bardziej nieprawdopodobna była ta o twierdzy krasnoludzkiej...
Civril zamknął za sobą drzwi od dwójki. Stał chwilę w ciemności, wydawało się, że nasłuchiwał czy nikogo nie ma. Nic bardziej mylnego. Druchii po prostu cieszył się samotnością i ciszą. Lubił tę chwilę, gdy stał samotnie w ciemności, gdy nie było przyjaciół i nieprzyjaciół, gdy nie musiał uważać na własne plecy. Uśmiechnął się lekko, jak to mawiała jego przyjaciółka "cisza, ja i czas". Rzucił bezceremonialnie na stół swoją koszulę a w ślad za nią nóż, położył się ciężko na łóżku. Leżał tak w milczeniu, odpoczywał...

Drzwi się otworzył, bladolicy zerwał się z łóżka. Nawet nie zauważył kiedy przysnął. Światło z korytarza oświetliło sylwetkę Sashivei, drowka pewnie też miała dość zielonego towarzystwa i postanowiła iść spać. Nie dziwił się jej, że wybrała jego pokój, miała do wyboru jego i zielonych. Nie był z tego zadowolony ale co miał zrobić. Czy nienawidził drowkę? Tak, tak samo jak nienawidził Virellesa, tak samo jak nienawidził Takiego i Zanka. Nie potrafił inaczej, każdy co go otaczał był dla niego kimś gorszym, kimś kto zasługuje tylko na nienawiść. Miał żyć wśród niewolników niegodnych patrzeć mu nawet w twarz! Chociaż nie. Była jedna istota godna z nim współzawodniczyć. Ekron. Tajemniczy szef wywiadu Morkoth, którego się bała Katarzyna, słaba elfka.
Druchii bez słowa położył się z powrotem do łóżka, nie reagując na jakiekolwiek zaczepki. Zasnął

Tym razem zapadł w lżejszy sen, rozbite szkło w sąsiednim pokoju go obudziło niemal natychmiast. Nie zerwał się, otworzył w oczy. Albo orki dalej się bawiły i rozbiły kimś szybę albo ktoś rozbił szybę i zabawia się z orkami. Civril nie biegł sprawdzić, nie biegł na pomoc. Czemu? Stąd nie musieli wrócić wszyscy a ten cały śmieszny konwój nie powinien stanowić dla niego zagrożenia. Leżał czekając na rozwój wypadków.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 18-11-2009, 15:07   #114
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
- Nie lubię być dowódcą. Nie lubię - W głowie błękitnego kapłana kłębiło się właśnie tysiąc myśli. Każda z nich przyprawiała go o porządną migrenę. Miał już sprawdzony sposób by się odprężyć w trakcie marszu. Po nosem zaczął nucić YouTube - Sabaton - Back In Control [Warhammer]. Na tyle cicho by reszta tego nie słyszała. W końcu był kapłanem i pewnej części elfem.
Był czas że strasznie mu to przeszkadzało ale przyzwyczaił się do tego a ŚŁUŻBA skrzywiła jego psychikę do reszty. Teraz natomiast sam do końca nie wiedział dlaczego ale prowadził drużynę sprawdzonych siepaczy na odsiecz młodej drużynie. Nie przeszli wszakże jeszcze próby, nie byli jeszcze z nimi. Dla Heinricha zresztą nigdy pewnie nie będą. Tak jak i on lub Barbak.

Spojrzał na potężnego Orka, nadającego rytm drużynie. Nie jego Szary polubił. To tylko ja mam przesrane. W imię czego? - Chwila zamyślenia, introspekcji spowodowała że odruchowo przeskanował obszar wokół. Żadnych mocnych magicznych emanacji. Przynajmniej takich jakie Vireless mógł odczuć. Przeskanował raz jeszcze w poszukiwaniu nie umarłych. Tych także nie ma w pobliżu.

- Co się obijasz?
- Sprawdzałem, wiesz strzeżonego...
- Tak wiem strzyżą za darmo?
- Barbak nie dał się wziąć na melancholię. Misja widocznie podładowała jego akumulatory
- Prawie, martwię się trochę tymi konserwami, które tu zmierzają. Nie uśmiecha mi się walczyć ze wszystkimi na raz.
- Ani mi. Zawijamy towar i tyle nas widzieli.
- Ale wiesz że nie będzie teleportu. Ekron w końcu mnie wyśmiał. Swoją drogą jestem ciekaw co On kombinuje
- Cokolwiek to było on Cię nie lubi
- Za co?
- na głos błagalnego pytania obydwaj buchnęli się śmiechem

- Co zamierzasz w związku z tym
- Heinrich dostanie Adamant i Mithryll. Ale resztę stali mam gdzieś. Zawijamy to co najlepszego. No i tych co zostaną.
- ..
- Ork chciał coś powiedzieć ale przerwał mu w tym widok.

Nie to że widok, lub krajobraz potrafią wchodzić w słowo lub chrząkać na tyle głośno by nie można było się skupić. Po porostu dotarli na miejsce.
- Według mnie wybiorą to miejsce jako zasadzkę.
- Ja bym na pewno wybrał.
- opłaca się mieć informatorów tu i tam?
- to byli moi informatorzy
- wiem bo to ty im zapłacisz pierwszego

W ostatnim momencie zdążył się zasłonić staffem. Orcza i ciężka rękawica zadźwięczała na kryształowym staffie.

- dobra koniec wygłupów. Ty się zajmij zasadzką. Ja się zabieram za plan IDD?
 
Vireless jest offline  
Stary 18-11-2009, 15:55   #115
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Wasz nieoczekiwany gość, wpadł bez zapowiedzi, zdawał się też mieć za nic zasady dobrego wychowania. Ot wpadł sobie do Was mając za nic to, czy aby jest to właściwa pora na popołudniową herbatkę. Problem polegał na tym, że nie herbatka była głównym celem tegoż intruza. Świadczyć o tym mógł ostry przedmiot w dłoni, wzrok wyraźnie przeszklony, oraz żądza mordy jaka zeń biła. Cóż… Dlaczego specjalnie Wam to nie przeszkadzało?
Może powodem było to, że na terenach Dzikich Ziem podobne wizyty miały miejsce co najmniej dwa razy w tygodniu (z czego zawsze w poniedziałek)?

Zareagowaliście w sposób klasyczny i defensywny… a wiadomo że najlepszą obroną jest atak. W sposób bardziej lub mniej koordynowany ruszyliście na spotkanie przeciwnika.

Ghardul
Twój wierny kompan wyrwał nad wyraz sprawnie. Jego czujność i zdecydowanie w działaniu, nie mogły się jednak równać zręczności elfickiej… Czy może raczej nie mogły zapobiec temu co długo uchy sobie zamyślił.

Elf jednak widząc co się święci, i że jego zamiary zostały jednak zauważone… zmienił cel ataku. Z trolla, który w myśl pewnej logiki zdawał się być najgroźniejszy, elf przerzucił się na kogoś… kto był zdecydowanie najbliżej. Zawinął ostrzem i zgrabnie, na iście elficką modłę… przejechał ostrzem po gardle Zergh’a.

Wszyscy
Dobiega Was charakterystyczny gulgot. Świadczy on wyraźnie o tym, iż jeden z Waszych kompanów topi się właśnie swoją posoką.

Ghardul
Warg dobiega do celu. Kilka sekund za późno, jednak dobiega. Skacze na napastnika starając się przewrócić go. Elf wykonał zręczny i zdawać by się mogło nie wymagający żadnej siły piruet. Ten delikatny ruchy wystarczył jednak aby Twój wierny kompan przeleciał obok przeciwnika. Odwrócił się by ponownie zaatakować… jednak.
Zabrałeś głębi siebie siłę jaką obdarzyły Cię duchy. Koncentracja była tym co w takich momentach było bardzo potrzebne. Śmierć kompana… może nie kogoś bliskiego… jednak kompana, odrobinę Cię osłabiła. Na całe szczęście nie na tyle aby zepsuć zaklęcie.

Wszyscy
Po zgrabnym cięci i jeszcze zgrabniejszym piruecie, elf zaczął w sposób nie skoordynowany podrygiwać. Nie macie bladego pojęcia, czy jest to element jakiejś elfickiej tradycji, czy jest to skutek działania drużynowego Szamana (wokół którego jeszcze przed sekundą zrobiło się zielonkawo).

Uthgor
Tia… Nie ma Samic! Nie ma Chędożenia! Plus jest takli że była cała masa darmowego żarcia, picia… teraz natomiast jest malutka zadyma. Oto właśnie twym zaspanym i zdecydowanie przepitym oczkom ukazał się obraz naćpanego elfa. Skąd wiesz że naćpanego? Ano bo właśnie przewraca się na Twych oczach uskuteczniając jakiś dziwny taniec (którego nazwę potomni połączą pewnie z czymś związanym z łamaniem). Wszystko by było fajnie, gdyby nie fakt, że jeden z członków zespołu właśnie przestaje się krztusić i milknie… w sposób który widziałeś już decydowanie nie raz.
Ruszasz zatem do boju.
Podłoga trochę ucieka… w zasadzie to masz wrażenie, że ten lembas rzucił na Ciebie jakiś podły urok. Zataczając się to w prawo to w lewo docierasz jednak do celu… W kluczowym momencie zamachnąłeś się styliskiem broni… i o dziwo trafiłeś!

Nie mogąc wyjść z szoku spowodowanego powyższym faktem, stwierdzasz jednak że nie wszystko poszło tak. Skubaniec tak strasznie podskakiwał, a na dodatek w kluczowym momencie zrobiło się ich jeszcze trzech!... Nie trafiłeś tego właściwego… Nie jest jednak tak źle. Właściwy oberwał trzonkiem broni i właśnie leży nieprzytomny na podłodze…


Wszyscy
Noc zdaje się być cicha, nie zakłócają jej już żadne podejrzanie dźwięki… poza tymi, które wydajecie Wy sami.

Civril
Wylegujesz się w najlepsze. Fakt iż Twoi kompanie coś robią w drugim pokoju mało Cię obchodzi. W sumie dlaczego miało by tak być…. W końcu należą do niższych ras… Może nie dosłownie, ale niższych na pewno…

Taki
Przyglądasz się całemu zajściu z zainteresowaniem. Poderżnięte gardło, demonstracja siły Twego towarzysza… w końcu taniec ostrzy w wykonaniu alkoholika na haju. To jest to! Gdyby tylko ktoś miał odpowiedni budżet dało by się z tego sklecić całkiem przyzwoitą telenowele.
Przyglądasz się badawczo elfowi… Dycha jeszcze. Ale czy to przeszkadza.
Zanurzasz ręce w jednej ze swych przepastnych toreb w poszukiwaniu szprycy!

Wszyscy
Wyglądacie na zewnątrz. Świta. Cokolwiek macie zrobić, lepiej robić to szybko, szczególnie że przed Wami daleka droga i zasadzka do zastawienia...

***

Vireless
Żartów końca nie było. Zupełnie jak za starych dobrych czasów. Ten sam ork, co zawsze stał kole Ciebie. Trak który do złudzenia przypominał te, przez które nie raz przemierzaliście… słowem sielanka. Gdyby tylko ta zielona maszyna nie chciała się znowu bunować!!!
- Zajmę się zasadzką, ale nie tu. Heinrich nakazał nam odebrać metal. Oki.. nie powiedział jednak jak mamy to zrobić. Chciałbym, aby mój Syn i jego kompania mieli się okazję wykazać. Proponuję, żebyśmy się przyczaili i robili za coś na kształt ubezpieczenia.
Jeśli będzie taka potrzeba wkroczymy. Zajmij się IDD… ja zajmę się resztą.

Szczery uśmiech Barbaka zdradzał, że ma on coś w zanadrzu.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 18-11-2009, 16:52   #116
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
W drugim pokoju nastała cisza, znak, że towarzystwo przestało się gwałcić tudzież ktoś przestał gwałcić towarzystwo. Cóż... Zieloni... Rasy niższe...
Druchii spokojnie wstał z łóżka, podniósł koszulę, zarzucił ją na grzbiet i wyszedł z pokoju, w paru szybkich krokach znalazł się w pokoju reszty drużyny. Burdel, ork z bronią, goblini trup, elfi trup. Upadły uśmiechnął się delikatnie.
-Ładna impreza, tylko o panienkach zapomnieliście.
Cisza. Ci zzieleniali debile, pociotki żab nawet nie zrozumiały żartu. Upadły minął całą ferajnę i uklęknął przy elfie. Szaty Asasyna i sztylet mówiły same za siebie, o dziwo mimo obrażeń głowy nieszczęśnik jeszcze oddychał. Upadły bezceremonialnie zaczął obszukiwać elfa, niestety jeden z goblinów (ten prawie inteligentny towarzysz ślepca) stanął nad nimi z wielką strzykawką. Stał tak chwilę po czym rzucił bezceremonialnie:
-Przytrzyma ktoś.
Civril nawet nie podniósł wzroku, znalazł właśnie jakiś pergamin.
-Poczekaj.
Goblin tylko popatrzył się na niego, elf w tym czasie odłożył pergamin na bok i kontynuował oględziny. Pokazał coś Takiemu po czym zdjął z nieprzytomnego koszulę i zawinął w nią sztylet. Pakunek odłożył na bok. Wstał powoli zyskując przewagę nad goblińskim znachorem (czy tam kucharzem, kto by ich rozróżnił a i jeden i drugi miał strzykawkę). Pokazał na pergamin obok którego leżały monety i nóż.
-Jeśli ktoś z was zna magie poznania... Sztylet, który zawinąłem w koszulę jest zaklęty dlatego nie radzę go dotykać gołą skórą nim go nie zbadam.
Nie czekając na odpowiedź zwrócił się do Takiego.
-Co chcesz mu zrobić? Ja bym najpierw grzecznie zapytał.
Goblin wyszczerzył zęby w paskudnym grymasie, elf skrzywił się czując nieprzyjemny zapach wydobywający się z ust zielonego.
-A ja nie... - odchrząknął i splunął dalej się uśmiechając. - ale po moich zabiegach nie będzie mógł mówić. Coś proponujesz?
Gobas ciągle mu się uważnie przyglądał, Civril odpowiedział mu jak zwykle beznamiętnym tonem mówiącym aż nad to co elf myśli o swoich towarzyszach.
-Tak, to jest leśny elf nie rozpozna we mnie upadłego. Dla "brata" może powiedzieć coś z własnej woli. Jeśli odmówi potrafię przymusić do zeznań. Twoje zabiegi można wykonać zawsze.
Zielony uśmiechnął się jeszcze bardziej.
-Tak, moje zabiegi można zawsze. Pamiętaj tylko, że czas goni.
-Odsuńcie się po za zasięg słuchu. Chyba, że mam mu uniemożliwić obracanie karkiem. przy Was nic nie powie.
Civril przyklęknął przy elfie, wiedział co zaraz nastąpi, ktoś mniej rozgarnięty wyrzuci mu, że się rządzi a nic nie robi. Rasy niższe... Grunt, że dziwna parka ślepiec-goblin się zgadzają, oni mogli stanowić jakieś szczątkowe zagrożenie.
Upadły nie przystąpił jednak do ocucania, zamknął na sekundę oczy, gdy je otworzył zobaczył wzorzec. Rozwalenie ścięgien u rąk było tylko kwestią chwili. Jeśli by ból nie ocucił asasyna Civril zrobi to tradycyjnie (wodą).
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 19-11-2009, 18:37   #117
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
***

"Dzięki szatańskiej pysze jednych nie słucham, drugich nie słyszę."


Wreszcie cywilizacja, pomieszczenie bez krat, znany odór gorzałki. Ah, jak przyjemnie - pomyślała. Weszła żwawym krokiem do środka przybytku, rozglądając się trochę. Nie podobało się jej towarzystwo zielonych, jednak wiedziała doskonale, że musi przyzwyczaić się, a klęcie pod nosem nic nie pomoże, a tak na prawdę to zaszkodzi tylko. Na chwilę przymknęła oczy i westchnęła ciężko, jak to miała w zwyczaju robić, ponieważ choć tak głupi nawyk pozwalał uspokoić się.
Podeszła do szynkwasu i poprosiła o szkarłatny trunek, najlepiej słodki. Nie miała zamiaru skuć się nadto, ale tym razem świadomi używała za darmo, z myślą, że tym razem nikt jej nie podejdzie i nie ukradnie. Dlatego też wzięła kieliszek i całą butelczynę wina, sprawdzając czy to nie chłam, gdy okazało się, że nie oszukano jej ruszyła w stronę sałatek. Sowicie zapełniwszy talerz, tym na co akurat miała ochotę, dorzucając trochę pieczonego mięsa do zieleniny dosiadła się, spokojnie ówcześnie zapytawszy dwójkę kompletnie nieznanych jej osób, do stolika i bez zbędnych rozmów raczyła się posiłkiem i słodkim winem. Zdążyła zauważyć, że bladolicy wyszedł poza dobytek, a Zank, jak i Uthgor rzucili się na jedzenie i alkohol, a Gerbo tylko na to ostatnie, nawet wyzywając klientów do pojedynku, natomiast Taki wdał się w dysputę przy szynkwasie, a i jaszczur również postanowił pogaworzyć z nieznajomymi, ekhm rozmówcami.
Chwila relaksu nie została w pełni wykorzystana przez drowkę, ponieważ myśli błądziły złowrogo przypominając o sobie kolejnym nieprzyjemnym wspomnieniem, a i wzrok nie pozostał dłużny, bo czasem łypnął na półelfa, a i przy okazji omiótł jego dwójkę towarzyszy siedzących przy stole.

Osuszywszy połowę butelki, gdy myśli stawały się trudniejsze do ogarnięcia, szanowna gromadka, którą zdążyła już z góry na dół pooglądać miała do przekazania pewne istotne rzeczy, a mianowicie fakt naszego wybycia i zadania jakie musimy wykonać.
- Rozsądnie go podzielcie jeżeli ktoś ma jakieś jeszcze pytania to proszę, jeżeli nie to zbiórka przed świątynią.
Nie miała najmniejszej ochoty tłuc się o pieniądze, ponieważ, choć przydałoby się mądrze je rozdysponować, to drowka nie chciała wdawać się w dysputę z Uthgorem. Dlatego też wzięła buteleczkę z winkiem, zostawiając kieliszek i wyszła z karczmy obrzucając większość swoich, pożal się boże, towarzyszy krótkim spojrzeniem.
Po drodze do świątyni Palladine osuszyła do końca butelkę, jednak kroków ku swemu celu nie stawiała pospiesznie.

***

"W ułud i marzeń kwiat stroi się życie czas jednak ściera zeń świetne kolory, w życiowej walce nieszczęście zwycięża, złudy zrzucają skórę na kształt węża."



Dzikie Ziemie. Miejsce, które nie może być obojętne, tudzież pominięte przez wspomnienia. Jednak nie teraz czas na to. Zimny wiatr zwiastujący zimę wywołał nieprzyjemne ciarki. Schowawszy się trochę przed wietrzyskiem wysłuchała co kto miał do powiedzenia. Najpierw fakty przedstawił półelf, a później zaczęło się. Lawina pomysłów, rozwiązań, pytań i możliwości? Coś w tym stylu, jednak bardziej żałosno - śmiesznego. Nie ma to jak od razu omawiać plan, z marszu. Jakby nie można było usiąść, pomyśleć, porozmawiać. Uthgor przedstawił swój genialny plan wyrżnięcia wszystkich w pień, Civril podłapał pomysł, jednak jak zawsze miał jakieś "ale", przy okazji nie trudnym było do zauważenia, że upadły jest zmęczony, chociaż przez jego ziewanie przemawiała nuta ignorancji. Do tego ślepiec po mimo ukazaniu na światło dzienne swojego oburzenia, postanowił pomóc, jak i również jego kompan Taki wściubił nos, pokazując, że jest zielonym czynu. Oczywiście jeszcze został nasz, o ironio, przywódca Zank, który nie wiadomo jakim cudem zadał dobre pytanie, to jednak był to chwilowy prześwit inteligencji i mały pognał do miasteczka.

***

"Czasem trzeba zamilknąć żeby zostać wysłuchanym."


Suma sumarum wszyscy ruszyli do miasteczka, a i los chciał, że drowka znalazła się w towarzystwie J'Ram'a, Gerbo i Civrila. - Kompletny brak zgrania w grupie, wszystko robimy na hip hura i na pewno z tego nic dobrego nie wyniknie. - pomyślała. Tam spojrzała jak Zank robi zakupy, a po niedługim czasie Uthgor terroryzuje go, ponieważ ten przerośnięty por przypomniał sobie, że jest głodny. Tu, jak Taki z Ghardulem rozmawiają i zachowują się w sposób irracjonalny, śmiechem zalewając okolicę, jak i szeptami ściągając uwagę. Albo oni tak mieli zawsze, albo coś tu bardzo nie halo jest. Drowka wzruszyła ramionami, sama do siebie.
Wreszcie po zbiegu dziwnych wydarzeń udało się zajść do karczmy, jak i załatwić nocleg. Zbyt dużego wyboru Sashivei nie miała, co do miejsca spoczynku, więc wybrała towarzystwo bladego, ponieważ spanie z hałastrą zielonych nie wprawiało w zachwyt i dobry humor. Civril poszedł do pokoju, a ona jeszcze chwilę posiedziała z resztą wesołej gromadki, po czym również udała się, żeby odpocząć od ich jazgotu i krzyków. Choć towarzystwo druhiego nie była zachwycające, to jednak wiedziała, że będzie z nim ciszej, ewentualnie trochę ciśnienie podniesie jej chłopak, ale na to była gotowa.
Jakże wielkim było zdziwieniem, gdy Civril nawet nie sapnął na fakt jej wkroczenia do pokoju. - Chyba musi być cholernie zmęczony - pomyślała, ale i bez zbędnych ceregieli położyła się i pozwoliła odpocząć swemu ciału jak i umysłowi.

Dźwięk tłuczonego szkła dobiegający z sąsiedniego pomieszczenia, gdzie zieloni kisili się w odorze swoich oddechów, wybudził ją z lekkiego snu. Otworzyła leniwie oczy, jednak zauważywszy, że Civril nie ruszył się zbytnio z miejsca i nie goni sprawdzić czy to tylko libacja alkoholowa "towarzyszy", czy może jednak coś stało się (jakby to ją obchodziło), została na miejscu, jednak usiadła na swoim łóżku i przetarła dłońmi twarz. W pewnym momencie bladolicego chyba ciekawość zżarła, więc wstał i bez słowa wyszedł z pokoju. Po chwili i ona tak postąpiła. Spostrzegła, że zaczyna świtać.
Oparła się o ścianę przy framudze i spojrzała po pokoju, gdzie panował rozgardiasz. Zergh miał poderżnięte gardło, a jakiś elf leżał na ziemi, równie martwy, co goblin. Cóż za ciekawy widok - skwitowała w myślach. Nie wchodziła do pokoju, bo natężenie takiego smrodu by ją ścięło na miejscu, jednak przyglądała się co oni mają zamiar zrobić i co właściwie wydarzyło się. Po krótkiej chwili zrozumiała, że agresor jeszcze dyszy i chcą wyciągnąć od niego informacje, a konkretnie jej szanowny współlokator.
To spojrzała na Takiego, to na warga, to na Ghardula, to na Uthgora, któremu przypisała fakt obalenia przeciwnika na ziemię, ponieważ ten jako jedyny miał broń w łapach, choć znając zielonych, wszystko jest możliwe i obarczanie zwycięstwem orka może być niewłaściwe. - Ciekawe kto czyha na nasze życie i czemu mnie to nie dziwi? - zapytała w duchu.


***

- Jak tak dalej pójdzie to Tobie poderżną gardło - zagrzmiał głos.
- Dokładnie, coś musisz zrobić z tym motłochem, bo polegniesz z nimi.
- Ale z nimi nie da się współpracować, albo są na to za głupi, albo zbyt indywidualni...
- Pewnie nawet nie posłuchaliby co do nich mówisz.
- Może z bladolicym?
- No chyba mnie pogrzało, żeby się z nim dogadywać!
- To może jaszczur?
- No już prędzej, ale i tak nie uśmiecha mi się to...
- Ale przez te waśnie rasowe, to wasza grupa rozpadnie się szybciej niż myślisz i chcesz...
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 19-11-2009, 21:28   #118
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wojownik z Klanu Złamanego Kła spojrzał ze zdumieniem na trzymaną w prawym łapsku nabijaną żelazem maczugę. A może to była lewa ręka? Zdezorientowany jeszcze bardziej spróbował podrapać się po łepetynie, jednak miast drapania, w izbie rozległ się dźwięk mordowanego drewna. Uthgor spojrzał, aczkolwiek nie bez trudności, w górę i dostrzegł swój topór tkwiący w belce podtrzymującej sufit.

- A ty skąd tam się wziąłeś? - uradowany zagadał do znajdującego się najbliżej trzonka. - Wyłaź! - szarpnął oburącz, wyrywając broń z miejsca. Końcowym efektem próby drapania po głowie uzbrojonym w żelazo łapskiem był pył osypujący się z powały i niezgrabny piruet wielkoluda, który opadł wreszcie na czyjeś posłanie, aż jęknęły deski. Szczęściem, nikogo na pryczy nie było. Znaczy był, ale jeden raczej nieżywy goblin z poderżniętym gardłem się nie liczy.

Dopiero po trzeciej próbie udało mu się skutecznie wstać. Zlustrował okolicę wzrokiem zwycięzcy, sprawiedliwie napawając się widokiem pokonanego elfiaka.

Kiedy wszedł blady elfak (może to umarlak jaki?), Uthgor beknął, zionąc oparami na wpół przetrawionego alkoholu. W wielu odmianach... Utrzymał się za to na nogach, co było nie lada wyczynem. No i usłyszał jak ten blady mówi coś o panienkach.
"Że niby to ma być ta zaproszona panienka?" - zaczął uważnie przyglądać się drzewołazowi.

Tylko chyba dzięki temu, że był wpatrzony w druhii nie zareagował, jak ten po chamsku obmacywał JEGO zdobycz. Nie poruszył się prawie (nie licząc chwiania na boki i łypania ślepiami), gdy ten podjął dyskusję z którymś z goblinów (kto by spamiętał imiona tego zielonego drobiazgu...). Za to z zainteresowaniem przyglądał się wypiętemu zadkowi Civrila, kiedy ten przyklęknął przy nieprzytomnym zamachowcu. Jakoś nie mógł przekonać się do pomysłu elfiaka, że ten zostanie ich panienką, ale jak to mówią - żeby życie miało smaczek, raz kobitka, raz elfiaczek... - sparafrazował powiedzenie, nie mając pojęcia, co to w ogóle za przyprawa, ta parafraza.

- Będzie chędożenie?... - mruknął pod nosem, wciąż patrząc na elfa, po czym czknął.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 21-11-2009, 17:25   #119
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Ech życie goblina jest ciężkie. Zawsze znajdzie się jakiś wielkolud który będzie wykorzystywał mniejszych, słabszych i lichszych od siebie. Jak zwykle orki dręczyły małe słodziutkie gobliny. Uthgor nie dawał spokoju młodemu kucharzowi. Raz za razem dawał do zrozumienia, ze ten powinien mieć sakiewkę bez dna i być gotowym do jej użycia na każde jego skinienie.
~ A figa! Kasy już ni mo. I co zrobić? Rzec mu to prosto w twarz? Brrr.... A co ja? Zbrodaciałem? Uciekać? Udawać głupa? Może jednak spokojnie z nim porozmawiać?
Humor Zanka powoli pisał karteczkę: "Jestem na wakacjach. Nie wiem czy wrócę.". Siedział tam w tej karczmie czekając, aż w końcu ktoś zażąda zapłaty za to wszystko... A wtedy się zacznie...

Małym promykiem w ciężkim życiu okazał się Taki. Pobratymiec trzymający z ślepym łorkiem. Kilka chwil po ich wcześniejszej wizycie - która nie mówiąc wiele była bezpośrednim powodem jego smutku, gdyż stracił resztę złota. Czuł jakoś podświadomie, że nie wydadzą go na zbędne napitki i używki lecz czemu reszta zielonej ferajny nie brała z nich przykładu? Zwłaszcza posiadacz największego zielonego dupska... No ale odbiegam od tematu.

A więc kilka... Wróć! Jeszcze raz! - zła nauczycielka od polskiego gwałtownie pogroziła biednemu narratorowi grubym paluchem. Jej haczykowaty nos kręcił się z powątpiewaniem, a czarna szata ściśle przylegała do jej dużej postaci.
Kilka chwil po poprzedniej wizycie, zielony alchemik podszedł do Zanka z małym, drewnianym i podłużnym przedmiotem. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak dziurawa w kilku miejscach różdżka.
- Witaj szefunciu! Mamy prezent dla ciebie. To na wypadek jakby się ciebie futrzak nie słuchał. - i poda mu flet.
Zank nieufnie przyjął prezent. Wyjąkał tylko krótkie "Dzięki" i przyjrzał się dokładnie przedmiotowi. Z jednej strony miał spłaszczony otwór, z przeciwległej okrągły, a na grzbiecie w rządku znajdowało się kilka mniejszych. Popatrzył na alchemika, acz ten już odszedł w stronę Ghardula.
Szczurwij spokojnie siedział mu na ramieniu. Z chytrym uśmiechem kucharz spojrzał na niego i na swój nowy nabytek. Wziął go do lewej ręki i wymownie pogroził nim swemu towarzyszowi. To jednak jakby nie zrobiło na nim wrażenia. Przynajmniej widocznego. Siedział jak siedział i tylko w wąsiki mu się ruszały. Wtedy go olśniło. A gdyby tak w to dmuchnąć? W końcu po cuś jest ta spłaszczona końcówka... wygląda jakby właśnie do ust dopasowana. Jak pomyślał, tak też zrobił. Z całych sił dmuchnął w instrument. W powietrzy rozniósł się głośny pisk nowej zabawki kucharza. Przeszywający dźwięk wydobywający się z otworu na pewno nie spodobał się szczurkowi. Ten od razu ugryzł swego pana w ucho dając mu coś do rozumienia.
- Auć! No zostawić pana! - Kucharz skarcił swego chowańca.

Dalsza impreza nie ciekawiła Zanka zbytnio. Wiedział, że w końcu przyjdzie komuś za to zapłacić i czuł, ze będzie to on. Nie było to zbyt przyjemne.Do tego jadło jakoś go nie przekonało. Brakowało... Tego czegoś. A to za słone, a to pieprzu zabrakło. W tym grzybki by się przydały. Ale takie suszone... nie marynowane. Do tego coś mu się widziało, że kucharz naszczał do co poniektórych potraw. Ale może tylko mu się wydawało. Po za tym wciąż ciągnęła go piszczałka. To dziwne uczucie... chciał wszystko porzucić i siąść w kącie by nauczyć się grać na tym instrumencie. Zanko muzykant... Nie mógł wręcz usiedzieć na miejscu. No ale pewnikiem by mu zęby wybili, a sam flet wbili mu w gardło gdyby jakieś nieprzyjemne i fałszywe dźwięki rozeszły się po sali. A to mu się nie widziało. Do tego miał jeszcze kuszę dla bladego lembasa... Chciał by mu kupić... kupiono. Czemu jej nie odebrał? Pokazywał swoją wyższość czy cu? Zły dzionek.

Zły dzionek dobiegał końca, a raczej dawno dobiegł, tylko ich wesoła kompania dopiero teraz to zauważyła. Wiec zaczął się zły wieczorek. Goblin nie mógł zasnąć. Dręczyły go myśli i kusił flet. W nocy pewnie zachowali by się jeszcze bardzie brutalnie gdyby ktoś im przerwał spoczynek... Nawet nie chciał myśleć co by się z nim stało. Wiec leżał tylko i przewracał się z boku na bok. Do czasu.

W pewnym monecie usłyszał coś co nie odpowiadało tutejszym klimatom chrapania i sapania przez sen. Ktoś mozolnie starał dostać się do wnętrza poprzez okno. Ktoś kto chyba nie miał dobrych zamiarów... Komornik?

Leżał. Na tyle go było stać. Jego odwaga wygrała wycieczkę kilka lat wcześniej. Dawno jej nie było. Wiec leżał udając, ze go nie ma. Jedynie patelnie ściskał w dłoniach jakby to miało go uratować. Raz nawet pomyślał co by się rzucić na włamywacza, lecz szybko wyzbył się tego pomysłu. Zginał by marnie.

W pokoju zaczęło się piekło. Przynajmniej z punktu leżenia Zanka. Assasin, a był to elf, wybił szybę w oknie. Szybko wszedł i uprzedzając atak warga poderznął komuś gardło. Zank dokładnie nie widział komu. Oprócz wilczura szarże podjęło również orczysko. I sfinalizował on całe spotkanie ogłuszeniem dziwnie podskakującego elfa (czyżby jakiej sraki dostał?). Wielkie zawieruszenie. Cała ferajna - wraz z nieobecnymi podczas spoczynku elfami (ciekawe co oni tam robili...) - zebrała się nad nieżywym, albo przynajmniej nie przytomnym napastnikiem. Szybko go przeszukano i postanowiono przesłuchać. Chcieli go pozbawić nie tylko majątku ale i informacji. Na podłodze wylądowało złoto. Monety zapewne były nagroda za wyeliminowanie ich kompaniji. Może problemy Zanka odejdą w niepamięć?
- O! Przynajmniej zafundować on dla my nasza wieczerza i spaciu! - rzekł uradowanym głosem. - Bo kiesa coraz chudsza... - dodał już ciszej - A co do przesłu... przes... do tego co wy robić chcecie to Zank może pomóc. Zank dobry. Zankowi się inni zwierzać często.. Lubić Zank i lubić z Zank rozmawiać. Ja móc pomóc. - rzucił w eter swą propozycję.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 23-11-2009, 13:25   #120
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Assasyn był rozważny, bo zamiast rzucić się na wstającego już trolla, zrobił zmyłkę i uderzył w mniejszego rozmiarowo i niechybnie mniej groźnego magika. Przyszło mu to z zadziwiającą łatwością. Mimo to raczej był to akt desperacji, niż rozsądne działanie. Jak można rzucić się samemu, na watahę zielonoskórych? - Pomijając to, że niektórzy nie są wcale zieloni. Ale zrobił co zrobił. Następstwa tego ataku, były bardzo mroczne i nieprzyjemne, oczywiście tylko dla napastnika.

Taki wszystko oglądał z łóżka. Nie miał zamiaru stawać po między wojami i ich padliną, bo tym miał się zaraz stać ów assasyn. Zadziwiająco poradził sobie ork z połamanym zębem, jak na zapitego w sztok dobrze se radził z orężem. Dopiero po chwili okazało się, że to tylko spektakularny pijacki taniec.

Skuteczność jednak była wystarczająca. Mimo wszystko Taki, miął nadzieję, że to nie był szczyt umiejętności woja. Bo w innym razie, przyszłość marnie by wyglądała. Drgawki, które nastąpiły po chwili mogły być następstwem jakiejś trucizny, albo ataku Ghardula. Ten ślepy ork zawsze wymyśli coś dziwnego. Taki wstał, poszperał w torbie, po czym w jego ręku zabłysnęła igła w strzykawce.

W sumie mało kto wiedział do czego służy ten przyrząd. On sam by nie wiedział, gdyby któregoś razu nie przydybał jakiegoś elfickiego zielarze ratującego jelenia. Te elfy są dziwne.

Gdy w ręku pojawiła się strzykawka na łóżko obok, zwaliła się jakaś wielka i ciężka kupa mięcha. Z tego co Taki pamiętał, nadal leżał tam wykrwawiający się goblin. Teraz wykrwawienie mu nie groziło. Natomiast z drugiej strony, od drzwi, przylazł elf, ten z tych upadłych i nie opalonych i zaczął grzebać przy skrytobójcy (zresztą jaki to skrytobójca skoro włażąc do pomieszczenia wszystkich pobudził).
- Przytrzyma ktoś. - raczej polecił niż poprosił Taki. Nie miał zamiaru dać assasynowi chwili do zebrania sił, czy choćby do machnięcia ręką (mimo, że ciągle przechodziły go jeszcze drgawki).

Okazało się, że elf poznał swego i chce z nim wcześniej zamienić kilka słów. Taki instynktownie spojrzał na Ślepca i wzruszył ramionami. Wątpił, że zabójca piśnie choć swoje imię, ale niechże się elf wykaże. Mimo to na polecenie odsunięcia się od niego taki zrobił krok do tyłu - więcej nie miał zamiaru - i usiadł na łóżku zbroczonym krwią.

Rozmowa był krótka ale wymowna. Civril zabrał się za przesłuchanie zaczynając od cucenia assasyna. A zrobił to za pomocą wody. Wszyscy jak tam staliśmy nie widzieliśmy skąd ją wziął. Ale gdy woda z wiadra znalazła się na twarzy elfa, ten otworzył oczy. Wzrok miał raczej rozbiegany, ale jak ktoś niewiedzący co się dzieje a nie osoba w spazmie bólu, czy drgawek. Minęła dłuższa chwila zanim leżący elf zogniskował wzrok na kucającym elfie. Cevril zaczął coś szeptać, mówić, próbował coś wycisnąć z assasyna w każdy możliwy sposób (posypały się nawet bluzgi i piąchy). Elfiasty jednak milczał jak zaklęty. Najciekawsze jednak nastąpiło dłuższą chwilę później, gdyż w końcu lembas po kolejnej fazie tortur, bicia i poniżania otworzył usta wszyscy zamarli. A w pokoju słychać było tylko głośne sapanie siedzącego na łóżku orka i chrapanie któregoś z ferajny...

Z ust nie popłynął jednak żaden dźwięk. Elf pokazał tylko, że ma upitolony język. (sic!)

Taki nie czekał długo, na dalszy ciąg wydarzeń. Wyciągnął sztylet i bez pardony wbił w gardło napastnika. Za oknem świtało, a każda minuta zwłoki może przesądzić o efektach ich zasadzki. Sztylet ugrzązł głęboko toteż goblin, miał problem z wyciągnięciem go. Gdy już zdołał go wyszarpnąć, zbliżył się uważnie i czekając chwilkę - by upewnić się, że śmierć zabrała elfa - za pomocą wspomnianej wcześniej strzykawki, przebił się przez ucho do mózgu. Przezroczysta strzykawka napłynęła dziwnie wyglądającą cieczą o kolorze mieszanki glutów z krwią.

- Zank, mówiłeś coś, że chcesz pomóc w przesłuchiwaniu, tak? Dobrze się składa, bo bardzo nam jest potrzebna pomoc. - Szarozielone zęby pojawiły się na wykrzywionej twarzy Takiego. - Ghardulu możesz go przytrzymać? Pomożecie? - zwrócił się do Orka siedzącego na łóżku (ciągle nie mógł zapamiętać jego imienia) i elfa o dziwnie bladej skórze.

Gdy zaaplikują Zankowi wspomnienia assasyna, będzie trzeba chwilę odczekać i ocucić go. Ból powinien być tylko podczas aplikacji (przez ucho jak podczas pobierania) natomiast później zielony powinien zemdleć. Po ocuceniu Zank powinien pamiętać to co skrytobójca.

Taki, zamierza długo nie czekać i zadać pierwsze pytanie:
- Zank, pamiętasz kto wysłał tego skrytobójce? Czemu nas zaatakował?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172