Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2009, 23:12   #127
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Gotfryd, Varl, Gnordi

Akolita przestraszył się słysząc o pomiotach i zwierzoczłekach, natomiast strażnik parsknął śmiechem gdy krasnolud wspomniał Skaveny.
- Przecież to bajki którymi straszy się małe dzieci. „Jeżeli szybko nie pójdziesz spać synku, to z kanałów wyjdzie olbrzymi szczuroludź i Cię zje.” Ile razy słyszałem coś takiego od moich rodziców…
- Śmiech jest nie na miejscu… Zdecydowanie nie na miejscu. – przerwał poważnym głosem Mablung. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. To był chyba pierwszy raz kiedy słyszeli i widzieli go tak poważnego. – Każda bajka ma ziarno prawdy. A uwierz mi, że bajki nie są wcale taki niewinne i dziecinne jak się wydają.
Strażnik trochę speszył się, słysząc poważny ton elfa i nic więcej już nie powiedział.
Akolita spojrzał na włóczykija i przerażonym głosem zapytał:
- Myślisz… że to naprawdę zrobił ten, jak mu tam, skaven?
Normnay nie odpowiedział. Spojrzał tylko na rysy i zamyślił się. Kiedy wreszcie zdecydował się odpowiedzieć, przerwał mu Gustav, który także dawno się nie odzywał. Cały czas stał przy wejściu i lustrował pokój. Nie był detektywem tylko żołnierzem. Nie znał się na szukaniu śladów i mógłby tylko przeszkadzać. Jednak teraz rzucił niezwykle ważną uwagę:
- Stanie tutaj i zastanawianie się, nie pomoże nam rozwiązać tej sprawy. Powinniśmy czym prędzej złożyć raport kapitanowi.
Elf zgodził się przytakując i, stukając swoim kijem, opuścił pokój bez słowa. Za nim podążyła reszta drużyny. Strażnik rozkazał akolicie zamknąć pokój, tak żeby nikt nie mógł wejść.

Podróż minęła bez większych przeszkód. Drużyna zastała kapitana w swoim gabinecie, jak zwykle zawalonym papierami. Gdy tylko weszli, podniósł głowę i wstał.
- I jak śledztwo? Udało się wam czegoś dowiedzieć?

Martin

Gospodarz wstał i nalał wina, cały czas słuchając. Postawił pełen kielich przy czarodzieju i usiadł obok. Zaczerpnął łyk po czym mlasnął z zadowolenia:
- Tak. Zdecydowanie najlepsze w całym Middenheim. Wróćmy jednak do spraw ważniejszych. – powiedział i wziął raport do ręki. Przyglądał mu się przez chwilę po czym powiedział – cóż niestety nie mam odpowiednich kompetencji, żeby móc go odczytać. Muszę panu powiedzieć, że nie jestem tak naprawdę mistrzem tej gildii, a jedynie go zastępuje. Mój mistrz, arcymag Albert Helseher, dowodzi najlepszymi magami gildii towarzyszącymi armii Middenheim w pościgu za Archeonem. Pełnie kompetencji sprawuje moja koleżanka po fachu, Janna Eberhauer. Jednak uważa ona wszelkie formalności za nudne i niepotrzebne. Dlatego to ja zajmuje się takimi sprawami. Postaram się jej przekazać ten raport jak najszybciej.
Po tych słowach schował go do biurka. Następnie wziął do ręki glejt i szybko przeleciał go wzrokiem i spokojnie wysłuchał relacji Martina.
- Rzeczywiście to wiele wyjaśnia. Współpracuje pan ze strażą miejską, w sprawie zabójstwa? Muszę przyznać, że Schutzmann potrafi szybko rekrutować ludzi do pomocy. Zabójstwo tego, jaku mu było? Ojca Mortena? Tak, z pewnością jest to powód do zmartwień. Musi pan wiedzieć, że w tym mieście stosunki pomiędzy sigmarytami i ulrykowcami są niezwykle napięte. Wystarczy mała iskra, żeby ta beczka prochu wybuchła. Trzeba będzie zadbać by informacja nie dotarła do większego grona ludzi.
Gospodarz znowu zaczął przeszukiwać biurko, otwierając poszczególne szafki i zrzucając kilka papierów z biurka. W końcu znalazł to czego szukał.
Założył okulary na nos i przyciągnął bliżej papier z kawałkami strzałki. Nagle targnął nim dreszcz. Odsunął krzesło i złożył okulary. Przybliżył nos do kawałków, jakby chciał się upewnić, po czym błyskawicznie się odsunął. Potarł palcami skronie i wstał. Zaczął chodzić po pokoju tu i tam, zastanawiając się nad czymś.
- Myślę, że nie potrzebujemy magów z kolegium złota. Trochę dziwne, że sam pan tego nie wyczuł… chociaż jest tego tak mało, że mógł pan to przegapić. Moje zmysły są trochę bardziej wyczulone. – Zatrzymał się nagle i spojrzał głęboko w oczy Martina. Jego twarz była poważna i lekko wystraszona. – Ta trucizna jest magiczna, panie von Altmarkt. I jeżeli się nie mylę to wyczuwam w niej śladowe ilości spaczenia, ale do tego potrzebuje już dokładniejszej ekspertyzy. To nie jest dobra wiadomość. Wygląda na to, że w mieście znowu zagnieździli się Chaośnicy. Ostatnim razem sprawili nam dużo kłopotu. – Podszedł do stołu i wziął kartkę z notatkami ojca Mortena. – To jest odcisk ostatnich notatek tego kapłana? Możliwe, że zostawił nam jakąś wiadomość o zabójcy, albo odkrył coś czego nie powinien.
Mag podniósł kartkę do góry i zmrużył oczy. Po chwili westchnął ze zrezygnowaniem
- Nic. Nie dam rady tego odczytać… ale chyba wiem kto da! Proszę za mną.
Szybkim krokiem opuścił pokój, nie oglądając się za siebie. Martin uczynił to samo. Ciężko było podążać za tymczasowym mistrzem gildii, który jakby nagle dostał skrzydeł. Mijali kolejne korytarze, od czasu do czasu skręcając w któryś. W końcu doszli do skrzydła budynku, które kończyło się drzwiami. Nad nimi widniała tabliczka „Lars- skryba gildii”.
Mag wszedł do środka bez pytania. Panowała tam olbrzymia duchota. Na biurku leżały stosy ładnie uporządkowanych dokumentów.
Pokój był zupełnym przeciwieństwem gabinetu mistrza gildii. Skromny, przyciemniony i, o dziwo, schludny. Najwyraźniej ten Lars był pedantem. Wszędzie panował niesamowity porządek. Nic się nie walało. Przez małe okienko w suficie, wpadało mało światła, więc w pokoju znajdowało się mnóstwo świec.
-Czym mogę służyć, Marcusie? – rozległ się cichy, acz stanowczy głos. Jego posiadacz wyraźnie nie był zadowolony z tego nagłego wtargnięcia. Stał w drugiej części izby, która wyglądała na połączenie spiżarni i kuchni. W rękach trzymał kubek, z którego wydobywała się para.
Lars był już starym człowiekiem. Jego pomarszczona skóra wisiała na nim luźno. Nawet oczy straciły swój młodzieńczy blask. Miał średniej długości, szare włosy i brodę. Za nim stał mały piecyk, z którego wydobywało się pomarańczowy blask, sprawiający, że Lars wyglądał jeszcze starzej niż w rzeczywistości.
- Wybacz to wtargnięcie Lars, ale potrzebujemy twoich zdolności. Jesteś zajęty?
- Nie. Właśnie suszyłem raporty Marty na temat północnych murów, które ta głupia dziewczyna wrzuciła do wody. Trochę to potrwa, więc zaparzyłem sobie także herbatę. Chcą panowie trochę? – spytał się patrząc na Martina, jakby to od niego domagał się odpowiedzi.
- Może później, Lars. Mamy sprawę nie cierpiącą zwłoki. To jest kartka z odciśniętym pismem – powiedział podając kawałek papieru skrybie. Ten podszedł do jednej ze świec i spojrzał na nią.- Jest jakiś sposób, żeby to odczytać dokładnie?
- Bardzo prosty – odparł Lars i podszedł do piecyka. Z leżącego obok kosza wyjął kawałek węgla drzewnego i usiadł do pulpitu. Zaczął delikatnie trzeć węglem o papier.
-To może trochę zająć – powiedział gospodarz, przyglądając się pracy swojego skryby. – Proponuje wyjść na korytarz. Tutaj się można udusić

Na korytarzu było o wiele zimniej. Dało to niebywałą ulgę spoconym skórą obu czarodziejów.
- A, tak. Jeszcze sprawa pozwolenia. Cóż warunki nie są za surowe. Użycie magii jedynie w ostateczności albo podczas jakiś badań, nie używanie potężnych zaklęć w obrębach murów i oczywiście przestrzeganie prawa Imperium i Middenheim. W gabinecie mam odpowiedni formularz. Wystarczy podpis na potwierdzeniu zapłaty. – wyjaśnił gospodarz.
Odcyfrowywanie tekstu zajęło parę chwil. W końcu z dusznego pokoju wydobył się głos:
- Marcusie! Zrobione!
Marcus, samotnie poszedł i odebrał kartkę. Gdy wychodził, Martin ujrzał na jego twarzy zawód. Nie musiał prosić o dokument. Mag sam podał mu pomazaną węglem notatkę.
-Jednak się myliliśmy. Nie ma tutaj raczej nic ważnego. Udało nam się, jednak i tak dużo odkryć. Mam nadzieje, że byłem pomocny. Zapraszam zatem do mnie. Podpiszemy potwierdzenie zapłaty.

Wkrótce Martin opuszczał budynek wzbogacony dodatkowo o pozwolenie na uprawianie czarów.

Notatka ojca Mortena - http://img692.imageshack.us/img692/3...jcamortena.jpg


Bugg

Szczęście z pewnością nie sprzyjało tego dnia szczurołapowi. Chyba, że bandę głodnych, śmierdzących i krwiożerczych szczurów można nazwać szczęściem… a częściowo można zwłaszcza z dopiskiem „głodnych”. Kiedy, nie tak do końca głupie zwierzaki, miały do wyboru, gonić szybko biegającą ofiarę, a martwą, to wybór był sprawą oczywistą. Jednak Bugg tego nie wiedział. Biegł i biegł, nie oglądając się za siebie, aż się zasapał. Jako, że nie słyszał za sobą żadnych odgłosów, postanowił się zatrzymać i odpocząć. Z trudem łapał oddech.
Dziwne to uczucie uciekać przed czymś, na co do tej pory się łowiło. Nagle do tego uczucia dołączyło inne, bardziej znajome. Uczucie niepewności i jakiegoś zagrożenia. Uczucie towarzyszące szczurołapowi zawsze, kiedy się gubił. Rozejrzał się rozpaczliwie dookoła i usiadł na brudnym chodniku. Podczas ucieczki stracił orientacje i czort jeden wie gdzie on teraz jest…
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 21-11-2009 o 23:25.
Noraku jest offline