Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2009, 18:03   #279
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Nauki Erytrei były bardzo ciekawe. Gdyby nie łupiący ból pod czaszką, kapłan czerpałby jeszcze większą z nich przyjemność. Koń był wspaniały, a wiedza jak się nim najmować, jak go dosiadać i jeździć będzie na pewno przydatna. Do tej pory, umiał się jako tako utrzymać w siodle. Galopu próbował parę razy, ale nic poza tym. Cierpliwość i znawstwo z jakim wypowiadała się magini była tym czego potrzebował.
- Miła to nauka, bo nawet rózgi nie używasz. Wszyscy moi nauczyciele z dzieciństwa byli zdania, że bez przyłożenia w tyłek wiedza nie pójdzie do głowy – rzekł z uśmiechem do Erytrei. Widział, że dla niej rozmowa z nim też jest wytchnięciem od ogarniających ją nieprzyjemnych myśli. Pokazała mu jak docisnąć popręg, jak założył uprząż, wyjaśniła wiele rzeczy o których nie miał pojęcia do tej pory. Kapłan za sukces przyjmował, że w galopie z siodła zleciał tylko raz. Upadek niegroźny, ale szybko okazało się że tyłek bardziej bolał niż od rózeg. Widać rację mieli mistrzowie w świątyni, tak czy inaczej proces nauczania wiąże się nierozerwalnie z obitym zadkiem.

Ragnar denerwował się, gdy schodzili do grobowca. Starał się nadrabiać miną, ale w egzorcyzmach jak się okazało Livia też była niedoświadczona. Rozglądał się pilnie, z umagicznionym hełmem na głowie. Niemal odetchnął z ulgą gdy Lurien przejął prowadzenie rozmowy i wyjaśnił choć trochę sytuację. Nie widziały mu się te egzorcyzmy na kacu. Jeden ze spotkanych podczas licznych wędrówek kapłan Lathandera, wiecznie pijany w sztok dziadyga, mawiał że wystarczy z odpowiednim zaangażowaniem skląć jak nieboskie stworzenia zjawy, a wtedy one nie mogąc wytrzymać sromoty uchodzą na Plan Letargu. Jakoś nie chciało mu się w to wierzyć, ale psiakrew innego sposobu nie znał. No może oprócz odpędzania i żarliwej modlitwy, ale i to mogło się okazać nieskuteczne. Zastanawiało go tylko, czego tu szukał Sulo…

Zadbał, aby dokładnie wytłumaczyć to czego dowiedzieli się koczownikom. Erhaima zapewnił też, że postarają się odnaleźć kryształ i oddać go prawowitym właścicielom. Podróż wróciła do swej rutyny. Ragnar jednak nie narzekał na nudę. Dni wypełniała mu modlitwa i ćwiczenia. Cały czas sposobił się do nowej broni, przyzwyczajał do innego zasięgu i ciężaru, przypominał sobie zastałą już praktykę nabytą wcześniej. Ćwiczył też pilnie jazdę konną, już częściej samemu, choć niezmiennie cieszył się kiedy towarzyszyła mu Erytrea. Zdybał też wreszcie niziołka i wymógł na nim przyrządzenie dawno wymarzonej potrawy. Lodo wyruszył na poszukiwanie ziół, a Ragnar wybrał się zapolować. Oczywiście o jagniątku można było tylko pomarzyć, ale niziołek zaklinał się że ten przepis świetnie się nadaje do króliczego mięsa. Ragnar więc zaczaił się i polował na długouchy. Kusza spisywała się świetnie, a i oko kapłan miał dobre. W połączeniu z mnogością dzikich królików na stepie, polowanie okazało się udane i wkrótce nad kociołkiem unosić się zaczęła niebiańska woń potrawki z czosnkiem i rozmarynem. Ragnar był pełen podziwu dla niziołka, w zasadzie z niczego udało mu się wyczarować smak, za którym kapłan tęsknił od dzieciństwa. Niebo w gębie…
Gdy skończył już zażerać potrawkę, podeszła do niego Araia i usiadła obok. Rzuciła po chwili w stronę Ragnara niewielki przedmiot - kieł z demona, którego zabili w Palishuk.
- Ten jest dla ciebie. Największy - powiedziała, sadowiąc się obok kapłana. - Co byś z niego chciał?
Ragnar odegnał od siebie pierwszą myśl aby odpowiedzieć "]Wisiorek!" Jego poczucie estetyki było rozwinięte słabiutko. Gdyby sam sobie robił trofeum z demona skończyłoby się pewnie na zawiązaniu pętelki ze sznurka i powieszeniu na szyi. Teraz gdy widział jakie cuda potrafi zrobić półelfka, kapłan zamyślił się nieco.
- Coś prostego, nie lubię wyszukanych zdobień. Zdaję się na ciebie.
- Nie ma mowy – zdecydowanie pokręciła głową. - Tak łatwo się z tego nie wywiniesz. Masz czas do momentu, w którym Brog skończy zajadać potrawkę. Czyli jakąś minutę, patrząc na jego tempo. Potem zaczynam wycinać ci z groźnego demona płaską kobietę, bez żadnych wyszukanych zdobień - zagroziła ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
- Uparta jesteś, wiesz? - powiedział ze śmiechem Ragnar.
Poobracał chwilę w dłoni kieł demona, przyglądając mu się uważniej. Sądząc po natężeniu siorbania krasnoluda, czas wyznaczony się kończył. Wspomniał, jak kiedyś w Alkhatli oglądał wyroby jednego z rzeźbiarzy z dalekich ludów północy. Takiego małego karypla, skośnookiego co śmierdział foczym tranem tak, że aż w oczy szczypało.
- Widziałem raz wisior w kształcie haczyka, takiego dużego. - Starał się palcem pokazać w jakim kształcie, lecz szło mu niesporo. Nabazgrał wreszcie na ziemi coś, co z grubsza przypominało zagięty hak podobny do tych na duże ryby.
- Jakby ci się udało coś takiego, byłbym wdzięczny.
- Hak? - obejrzała wzór i delikatnie poprawiła jedną z linii. Skinęła z zadowoleniem głową. - Dlaczego właśnie hak?
- Nasi ludzie uważają, że haczyk jest symbolem dobrobytu. To narzędzie pracy, żywiciel. Wiem, że to tylko przesądy, ale wielu ludzi u nas nosi takie wisiorki. A i materiał pasuje, bo robią je głównie z wielorybich kości lub fiszbinu.
- To ładny przesąd - stwierdziła, odchylając się na łokciach. - Słyszałam kiedyś, że ludzie morza nazywają księżyc Okiem Leviatana. To prawda?
- Tak, też to słyszałem. U nas jednak księżyc to strażnik Północnej Pani, opiekunki Livii. Wierzymy, że Przewodniczka i jej strażnik czuwają nad żeglarzami. Prowadzą dusze ludzi morza do raju, Hilo, Fiddler's Green. No po prostu, tam gdzie dobrzy ludzie trafiają po śmierci.
- To domena twojego boga?
- Można tak powiedzieć, choć to bardziej proste jej wyobrażenie wydumane przez prostych ludzi. Fiddler's Green to miejsce, o którym żeglarze mówią - raj. Jest taka legenda, że żeby tam trafić człowiek musi wziąć na ramię wiosło, odwrócić się plecami do morza i ruszyć przed siebie. Kiedy zajdzie do takiego kraju, gdzie ludzie zaczną się dziwić i pytać co też niesie na ramieniu znaczy, że dotarł na miejsce. Dziwne, prawda? Tam, gdzie nieznane jest morze... a w szantach Fiddler's Green zawsze jest portem z tysiącem tawern, chętnych barmanek i butelek rumu rosnących na każdym z drzew.
- Raj dla żeglarzy, w którym przestają być żeglarzami? Więc tawerny, barmanki i rum wystarczają, by być szczęśliwym?
- Tak mówią - uśmiechnął się Ragnar. - Ale czy to prawda, to już chyba samemu trzeba się przekonać. Ja... sam nie wiem. A ty? W co wierzysz? Jaka nagroda czeka na ciebie, po drugiej stronie?
- Jaka nagroda? To czeka mnie nagroda? - oddała uśmiech. - Nagrody są dla dobrych ludzi, Ragnar, a ja zrobiłam wiele rzeczy, z których nie jestem dumna. Nie poświęcam także wielkiej uwagi sprawom religii, więc bogowie raczej nie zechcą mnie wynagrodzić. – Odchyliła głowę, żeby popatrzeć w niebo. - Słoneczne elfy wierzą, że życie to promień słońca uwięziony w sercu człowieka. Kiedy byłam mała moja opiekunka powiedziała mi, że gdy słońce uderza o horyzont roztrzaskuje się w miriady gwiazd, gwiezdny pył. Każda gwiazda to jakaś dusza bądź wiele dusz, niewielki odprysk słońca. Każdy elf wybiera sobie gwiazdę, jedną duszę, która ma go chronić i rozświetlać mrok nocy. Często wybiera się te, które kiedyś wybierali ojcowie i matki. Nie wszystkie oczywiście są dostępne dla każdego. Hierarchia społeczna i tu znajduje swoje odbicie. Ważne jest jednak to, że o świcie gwiazdy ponownie scalają się w złotą kulę. W to chciałabym wierzyć – w to, że możliwy jest powrót do słońca.
- No widzisz? Czyli jednak nagroda - uśmiechnął się Ragnar. Nie poprawiła go. To było coś, w co chciała wierzyć, ale wierzyć nie mogła. - Wszystkie wierzenia wszystkich ludów mają jedną cechę wspólną. Kij i marchewka. Robiłaś wiele rzeczy z których nie jesteś dumna? Ja przez pół życia łupiłem razem z braćmi i resztą jarlowej hałastry ludzi, którzy dali nam się złupić. Tak jak inni orali pola, łowili ryby tak ja pływałem z rejzami. Ale od tego jest wiara i oczyszczenie, że każdy może tej swojej nagrody dostąpić. Ale dość już tych poważnych tematów, ze mnie kiepski filozof bez gorzały. Powiedz raczej, jak ci się widzi ta sprawa z kurhanem. Psiakrew, obiecaliśmy pomóc tym ludziom.
- Przynieść ci butelkę? - skrzywiła się kpiąco. - Koczownikom już pomogliśmy. Lurien pomógł. Już wiedzą czym są te zjawy, wiedzą co się stało, wiedzą, że ich zmarli także są pod ochroną strażników. Wystarczy więc zabić Sulo i odebrać to, co do niego nie należy, a wierz mi – obecnie nic nie mogłoby sprawić mi większej przyjemności.
- Tak, ale dalej nie mogą wchodzić do kurhanu. Swoją drogą, po co Sulo ten kryształ? Chyba dopiero wtedy się dowiemy jak wyrwiemy mu go z martwych dłoni. Coś mi się zdaje, że odwiezienie go koczownikom będzie ostatnim zadaniem dla naszego niziołka - Ragnar nie wyobrażał sobie nawet, że mieliby zostawić sprawy bez rozwiązania.
- Z tego, co mówili strażnicy to serce miejsca mocy. Może magiczny pryzmat, soczewka? - wzruszyła ramionami. - Może wziął go nie dla siebie, a dla brata. Nie wiem, nie obchodzi mnie to. - Zacisnęła zęby, a jej twarz nabrała ponurego wyrazu. - Pogwałcił jednak elfie miejsce, zbezcześcił je swoimi łapami. I za to mi zapłaci. – dokończyła zimno, twardo.

Ragnar przyglądnął się uważniej wojowniczce. Stal dźwięcząca w jej głosie przybrała nieco innego tonu. Ragnar przypomniał sonie o tym co mówiła mu o swej funkcji pełnionej dawniej. Zrozumiał, że teraz zabicie Sulo, nie jest już tylko osobistą sprawą. Jest już czymś więcej, przynajmniej tak usiłował sobie wytłumaczyć ostrą nutę w jej głosie. Sam miał też ochotę spotkać tego gnoja na wyciągnięcie ręki. Zresztą Falkon chyba też o tym marzył.
Po przybyciu do wioski, Ragnar nie opuszczało dziwne uczucie, że coś jest tu nie tak. Spodziewał się pułapki, ale jak na razie wszystko okazywało się tylko obawą. Poszedł w końcu do karczmy, bo przysłuchiwanie się rozmowie Lodo z Erytreą, a w zasadzie po prostu samo wspomnienie o karczmie wzmogło jego pragnienie. „Pod bagiennym trollem”, hmm nazwa niezbyt zachęcająca, ale piwo mieli dobre. Ragnar przyglądnął się Abelardowi, jak nazwał go niziołek i podszedł do szynkwasu po drugi kufelek. Karczmarka spojrzała na niego ze zdziwieniem, bo przecież ochoczo mu podała pierwsze naczynie, ale Ragnar chciał pogadać. Karczmarze są jak zwykle ludźmi najbardziej poinformowanymi. Podszedł zaraz do zażywnego jegomościa i spytał czy nei widział tu jakiś obcych ostatnio.
- Ciekawe że pytasz... - Karczmarz popatrzył na kapłana z uwagą -Tydzień temu, przybyły do naszej wioski trzy elfy. Zupełnie takie jak ten z wami, no wiesz... złote. W zasadzie to dwa elfy i jedna elfka. Co do uzbrojenia... mężczyźni mieli łuki i miecze przy pasie, a kobieta tylko kostur. Wyglądała na jakiegoś kapłana, albo druida.
- Tydzień temu, co? Zatrzymali się u ciebie, mówili gdzie idą?
- zapytał popychając trzy srebrne monety po zalanym piwem blacie.
- Zatrzymać się zatrzymali, ale mówić nic nie mówili... wiesz jakie dziwne są te złote... - Ponownie popatrzył na Luriena - Na pewno wiesz - dodał.
- Hmm... no to powiedz kogo byś polecił na przewodnika na bagna. Widzisz musimy odbyć tam wycieczkę w ważnej sprawie. Znajdzie się jakiś miejscowy chętny zarobić trochę grosza?
- To zależy gdzie chcecie iść i czego szukacie.
- No kwiatków tam zbierać nie idziemy, jeśli wiesz o czym mówię. Podobno jest tam jedno takie miejsce o którym ludzie bajdy plotą. Na pewno wiesz o które chodzi.
- Po prawdzie to o bagnach wiele legend krąży, ale pewnie o Hautamaki Ci chodzi. Wielu już śmiałków szukało tam elfich skarbów... no przynajmniej próbowało cos znaleźć...
- No właśnie, to znajdzie się przewodnik?
- Popytajcie Klausa Hubera. Mieszka trzy chaty dalej. Jest doskonałym tropicielem i był już podobno dwa razy w tamtym miejscu.
- Dziękuję ci, dobry człowieku. Powiedz jeszcze czy pokoje jakieś znajdą się na górce. Myślę że trzy większe były by w sam raz. Osiem osób nas będzie.
- Pokoje są dwuosobowe, jak się chcecie w nich gnieść nie ma problemu, ale mam sześć do dyspozycji i wszystkie są puste.
- Dobrze, to w takim razie damy znać jeszcze.

Ragnar podszedł do kompanów i przestawił, to czego się dowiedział. Spojrzał jeszcze na Luriena, ale elf wydawał się nie być poruszonym w żadnym stopniu nowinami o pobratymcach. Ragnar natomiast zastanowił się przez chwilkę, jak takie nieoczekiwane spotkanie ma się do przepowiedni odcyfrowanej przez Falkona. No ale zaraz potem znowu dostał kufel piwa i zajął rozum czymś innym. Nie wie jak inni ale on się zamierzał wyspać w porządnym łóżku, jak jest ku temu okazja.
 
Harard jest offline