Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2009, 21:58   #22
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Niedowierzanie. Krzyk. Trzask. Prask. Jebnięcie kinetycznej Fali uderzeniowej. Latające Kontenery. Przebijanie się przez kolejne piętra budynku. Tylko tyle i aż tyle zrobiła jedna dziewczyna w ciągu zaledwie krótkiej chwili. Legion po odgłosach dobiegających z góry miał mniej więcej jako taki obraz sytuacji tam powstałej. Nie wiedział kim jest Luthor, ale nie chciał być teraz w jego skórze. Kolejne odgłosy przebijanej ściany zawiadomiły go, że chyba ktoś właśnie opuścił budynek w tempie ekspresowym i domyślał się kto. Tak czy inaczej problem został rozwiązany więc trzeba ruszać dalej. Oryginał powłoki Legionu był na tyle miły, że już utorował przejście więc nietaktem było by z niego nie skorzystać. W paru susach pokonał mini tunel znajdując się dwa piętra wyżej.

-Fiuu… - zagwizdał na widok Pinhead'a stojącego przy zwłokach - jak przypuszczał - niedoszłego obrońcy tej planety. Szczerze mówiąc nie wyglądał jakoś specjalnie. Pomijając fakt, że był trupem oczywiście. Iglasty nawet nie odwrócił się w stronę Legionisty. Zamiast tego kreślił na pojemniku jakieś tajemne symbole, układające się w pogmatwane wzory. Srebrny morderca zwrócił uwagę na fakt, że jego pracodawca posługiwał się w tym celu krwią. Zakończywszy kreację kolejnej pieczęci, Pinhead przemówił do podkomendnego spokojnym, basowym głosem.

- Twoja rola w tym budynku dobiegła końca, ale bitwa na dole wciąż trwa. Jeśli zdecydujesz się ruszyć na pomoc walczącym, pamiętaj. Pod żadnym pozorem nie wolno ci zabić Luthora. W innym wypadku całe to uniwersum złoży się niczym domek z kart.

Biały niczym kreda palec zaczął kreować kolejny element układanki.
-Nie, ale dziękuję za sugestie. - Legion odparł niemal natychmiast poprawiając blond włosy. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. -Powiedzmy, że wolę popatrzeć jak nasz MVP - skrót przeliterował wyraźnie akcentując każdą literę - poradzi sobie tam na dole. Jak sytuacja będzie beznadziejna to mu najwyżej pomogę.

Podszedł do wyrwy w ścianie i usiadł na krawędzi budynku obserwując z uciechą jak reszta morduje się nawzajem. Kolczasty jedynie pokręcił głową, choć ciężko było określić dokładne przesłanie tego gestu. Daleko w dole, bitwa trwała w najlepsze.

Ciśnięty przez Michael’a kawał metalu sięgnął swojego celu, trafiając megalomaniaka prosto w klatkę piersiową i odrzucając go o dobre kilkanaście metrów. Jednak Lex Luthor, mimo widocznej dekoncentracji zdecydowanie nie zamierzał się poddać. Podniósł się z ziemi natychmiast, na jego stroju widniało jedynie nieznaczne zarysowanie. Ponownie strzelił promieniem w kierunku czarnoskórego bohatera, ale chybił mizernie nie zmuszając go nawet do aktywnego uniku.

Michael zgrzytnął zębami, ale zaraz się opanował. Facet nie był może wyjątkowo groźny dla któregokolwiek z nich, ale z pewnością mógł wziąć sporo na klatę i dokonać zniszczeń w mieście. Ta cholerna zbroja wydawała się największym atutem Luthorem... więc to na niej należało skupić wysiłki. Tyle że walka wręcz i na dystans mija się z celem z odpornością pancerza z którym mieli do czynienia... trzeba było ruszyć makówką. Co ma każda nowoczesna metropolia, poza kinem i elektrownią atomową?
Własną, podziemną linię metra, która niczym wielowarstwowa pajęczyna rozciąga się pod miastem.
A co ma każda szanująca się linia metra? Tory pod napięciem zdolnym powalić słonia. Michael coś o tym wiedział - nie tak dawno jego kompan Annex przekonał się o tym z pierwszej ręki, gdy Czerwony Hulk usmażył jego i jego zbroję jednym ciosem wbijając go w tory... Czas zobaczyć jak ta taktyka pójdzie tym razem.

Szczerze mówiąc Michael nie miał pojęcia gdzie akurat trafi na tunel metra, ale zdawał sobie sprawę że jeśli w Nowym Jorku są one tak gęste że wpadnięcie do studzienki kanalizacyjnej zazwyczaj kończy się śmiercią pod pędzącym pociągiem niż skąpaniem się w nieczystościach, to miejsce takie jak Metropolis nie może być gorsze. Podjął więc decyzję. Wykorzystując fakt, że Luthor był zajęty Stewardem, Van Patrick nabrał nieco wysokości, a potem lotem pikującym którego nie powstydził by się żaden orzeł ruszył na łysego adwersarza. Wątpił żeby Luthor zdążył zareagować zanim młodzieniec wpadnie na niego jak kula armatnia i wbije go piętro niżej... albo, w wypadku braku linii metra bezpośrednio pod nimi, zmieni ich obu w mokrą plamę.

Los uśmiechnął się jednak do młodego patrioty. Grunt ustąpił pod niesamowitym naciskiem dostarczonej siły i obydwaj walczący runęli w dół, lądując niemal centralnie na torach kolejowych. Jeśli chodziło o łysego psychopatę, jego lądowanie było zdecydowanie mniej miękkie niż to MVP. Jednak mimo tego wszystkiego, Lex wciąż się nie poddawał. Jego oczy były czerwone niczym krew a planarny turysta mógł przysiąc, że widzi pianę toczoną z pyska.

~ Panie Michael, jakby to ująć... to czerwone coś z wnętrza tego kombinezonu jest odpowiedzialne za to chaotyczne i agresywne zachowanie pana Luthora. ~

Młodzik znał ten niepewny głos, który odezwał się echem w jego umyśle. Niezaprzeczalnie należał on do rudowłosej Marsjanki.

Nagłe pojawienie się w jego głowie głosu zdekoncentrowało Michaela na tyle, że nie zauważył lecącej na spotkanie z jego twarzą pięści Luthora. Siła ciosu odrzuciła młodzika na dobrych parę metrów, lecz w porównaniu z krzepą Lobo była jedynie lekkim kuksańcem. Van Patrick skupił się na zlokalizowaniu 'tego czerwonego czegoś' o którym wspomniała M'gann... i prędko to odnalazł - niewielki przezroczysty pojemniczek z silnie błyszczącym, czerwonym kryształem mignął mu tuż przed nosem, gdy Luthor wyprowadził kolejny cios. Był przytwierdzony do zbroi na nadgarstku Lexa, i tam też wylądował mocarny uścisk dłoni Van Patricka.

Młodzieniec założył na ramię łysego dźwignię i przerzucił go ze straszliwą siłą przez ramię, wbijając go w tory. Błysnęło - zbroja drgnęła konwulsyjnie, a Luthor ryknął z wściekłości. Liczne lampki i diody na powierzchni jego pancerza zaczęły mrugotać nieregularnie, on sam zaś zdawał się nie móc nad nim zapanować. To była szansa dla Michaela...

MVP położył nogę na klatce piersiowej Luthora, chwycił obiema rękami jego pancerną rękawicę, zaparł się i pociągnął potężnie. Przewody i nitowanie puściło, odrywając cybernetyczny naręczak od reszty zbroi i zostawiając gołe, nietknięte ludzkie ramię. Luthor zawył wściekle i najwyraźniej odzyskując panowanie nad zbroją złapał drugą ręką nogę Michaela i odrzucił go z powrotem na powierzchnię, posyłając młodego bohatera przez warstwę betonu.

Ten jednak nie wypuścił mechanicznej ręki swego przeciwnika i po ciężkim lądowaniu na ulicy uderzył nią silnie o jezdnię, rozbijając szkatułkę z czerwonym kamieniem. Michael wgramolił się niepewnie na nogi, stękając z bólu, i wzniósł kryształ w stronę lewitującego nieopodal Johna.

-Mam kamienia- Pochwalił się z krzywym uśmiechem zakrwawionych warg. -O to chodziło?

Przedstawiciel Latarni spojrzał pytająco na pozaziemską dziewczynę, a ta przyjrzawszy się zdobytemu przez MVP trofeum, uśmiechnęła się i przytaknęła głową.

- Tak, dokładnie o to. To właśnie ten przedmiot generował tyle złości.

- Chwila, chwila. Nie znam się może na tym zbyt dobrze, ale czy to nie kryptonit? Jakim prawem to coś miałoby działać na zwykłego człowieka?


Marsjanka przepraszająco wzruszyła ramionami. Najwyraźniej wiedziała w tej kwestii tyle co jej przełożony. Nagle, zza pleców grupy rozległ się ponury głos.

- Hah a co, nie czuliście jego smrodu frajerzy? Capi na sporą odległość. Nawet dalej niż mój <sniff> męski aromat. Ten palant naszprycował się pewnie genami Super Ciołka.

Lobo uśmiechnął się krzywo do młodego patrioty. Czarnianin siedział luzacko na stercie gruzu, bawiąc się swoim łańcuchem niczym breloczkiem. Pozostało oczywiście pytanie, jak zdołał się zeń wyzwolić. Michael jęknął przeciągle i przewrócił oczami.
-Tylko nie to... właśnie ciebie mi brakowało Lobo, dziękuję- Powiedział na głos. - Co to oznacza że naszprycował się genami jakiegoś... Super Ciołka? I co zrobimy z tym całym kryptonitem? I, co najważniejsze, co zrobimy z nim?...- Jego wzrok zawisł na sporej dziurze w ulicy którą zrobił podczas walki z Luthorem.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 23-11-2009 o 01:23.
K.D. jest offline