Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-11-2009, 22:45   #21
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Zoom ruszył do przodu stając się rozmazaną złotą smugą. Chodnik nie wytrzymał dostarczonej siły i eksplodował odłamkami, ujawniając wyżłobienie trasy po której poruszał się zamaskowany mężczyzna. Panna Flay ledwie zdążyła uskoczyć, choć wcześniej wspomniane elementy podłoża dość mocno ją poobijały. Błękitna panna niestety nie miała tyle szczęścia. Została potraktowana barkiem i ciśnięta wprost na opuszczoną stróżówkę. Improwizowany budynek nie wytrzymał dostarczonej mocy i zawalił się na Live Wire.

- Ojej, to musiało boleć. Heheheh…

Super-szybki oponent stanął w miejscu bez konieczności hamowania.
-Nie jesteś dla nas przypadkiem za szybki i wściekły, kochasiu?
Chociaż na pierwszy rzut oka przeciwnik okularnicy i jej radosnego różowego oddziału destrukcji zdawał się być człowiekiem takim jak Jasiu czy Zosia, to jednak jego wyczyny...albo zakładały udziały jakieś magii, demoniczne pochodzenie, techniczne wspomożenie, albo po prostu bardzo długie podążanie ideą treningową Charlesa Atlasa. Przy okazji, interesującym było to, że elektryczna dziewica miała chyba jednak jakiś fizyczny limit wytrzymałości...no tak, nawet żywiołaki można było zasiec młotami i tasakami, mimo wszystko. Ciekawe jaki rodzaj nadnaturalnej lub supertechnologicznej egzystencji trzyma pod spódnicą Meido? Ale żeby tego się dowiedzieć, wypadałoby przeżyć i ją z niej obedrzeć, hm.
-Może zwolnisz trochę? Heh, mogę się założyć, że bez takich supersonicznych ekscesów, nie dałbyś mi rady w walce na noże, spróbujesz?
Mimo, że udawała niezwykle pewną siebie wręcz do granic arogancji, tak naprawdę średnio oceniała swoje szanse w najbliższym czasie, starając się jak mogąc by je podbić, czy to poprzez utrzymanie absolutnego skupienia, czy gotowości do zmiany miejsca pobytu i uniknięcia kolizji z pędzącym pociągiem złota w najkrótszym możliwym czasie... ewentualnie dziabiąc go ostrym przedmiotem, jeśli siła wyższa pozwoli.


Jaśniejący mężczyzna najwyraźniej nie był zbyt dobry w walce przy użyciu ostrych przedmiotów. Oczywiście nie powstrzymało go to od wyprowadzenia natychmiastowej ofensywy na słowa panny Flay. Ponowny trzask zalał percepcję dziewczyn. Zoom kierował się prosto na pannę z bronią białą. Problem polegał na tym, że nigdy do niej nie dotarł. Zahamował gwałtownie a parkiet ustąpił po raz kolejny. Rykoszetując odłamkami niczym granat. Ostre kawałki betonu pomknęły w kierunku dwójki niewiast. Materiał wbił się w głęboko w prawy bark panny Flay, roztaczając krwawą łunę. Wilhelmina, mimo swojej niewidzialności, miała niewiele więcej szczęścia. Kawał budulca ciął ją w lewą rękę, powodując kapanie kropel krwi. Te, na chwilę obecną wciąż były niewidoczne, jednak oddalenie się z miejsca mogło zniwelować tą przewagę. Fakt, że kawałki przeleciały przez iluzoryczną kopię sprawił, że złoty chłopiec ukazał lekkie zdziwienie. Wilhelmina trafnie przewidziała trasę Zooma i w ułamku sekundy, szybkość przeciwnika wymuszała niezwykle dokładną koordynację, otoczyła go dziesiątkami wstęg. Jeśli przyjrzeć się im bliżej, okazałoby się że są nieco odmienne od tych zastosowanych w poprzednim starciu, bardziej lepkie. Wykonując atak pokojówka zdradziła swoją pozycję, ale w zamian Zoom został oplątany co w najgorszym wypadku dawało walczącym kobietom trochę czasu. Wystarczająco dużo, by Patrycja doskoczyła do biedaka i przygotowała się do wyprowadzenia czystego, błyskawicznego pchnięcia.

Zoom nie przejął się zbytnio zaistniałą sytuacją. Miał już powiedzieć coś sprytnego. Faktycznie, powiedział, ale szybkość z jaką to zrobił uniemożliwiła którejkolwiek z panien zrozumienie jego kwestii. Potem było już tylko gorzej. Wiązanie speedster’a chyba nigdy nie stanowiło dobrego pomysłu a ta sytuacja nie była wyjątkiem. W mrugnięciu oka w miejscu wstęg powstało ogromnych rozmiarów złote tornado i gdyby Wilhelmina nie rozluźniła natychmiast swoich wstęg, zostałaby zapewne roztrzaskana o sąsiedni budynek. Panna Flay także zakończyła swój atak niepowodzeniem, wygenerowana siła wiatru cisnęła nią do tyłu – na szczęście nie powodując kolejnych ran. Zoom zakończył swój piruet a porwane wstęgi… niespodziewanie eksplodowały! Jednak kiedy dym opadł, dziewczyny nie dostrzegły ciała. Kątem oka, uzbrojona w nóż niewiasta zauważyła, że Live Wire podnosi się z gruzów. Mężczyzna pojawił się na środku placu boju, między nie-świętą trójcą. Choć eksplozja powinna go całkowicie odparować, jedynie jego kostium był nieco nadpalony, zupełnie jakby wyszedł z pola zagrożenia jakimiś niewidzialnymi… bocznymi drzwiami, które tylko on mógł dostrzec.


- No, to było całkiem niezłe. Prawie mnie miałaś franco. Szkoda, że już więcej się na to nie nabiorę, prawda? Chyba czas wyrównać nieco szanse. W końcu trzy do jednego to… trochę nieuczciwe, prawda? Hah, widzę, że się zgadzacie. Chodź Bat Girl. Pobaw się z nami.

Zoom pstryknął palcem. Stojącą nieco dalej, rudowłosą dziewczynę otoczyły karmazynowe wyładowania i kolorystyka szarości odparowała z niej jakby nigdy nie istniała.

- NiewiemcomizrobiłeśZoomalewszyscyporuszaciesięj akwzwolnionymtępie.

- Hrm. Przywykniesz.


Dodatkowo, nietoperza wojowniczka zdawała się… bardzo pobudzona i hiperaktywna.
- Gah. Meido, Ty wyglądasz na jakąś czarokletkę, wyjaśnij mi co się tutaj dzieje, ładnie proszę?
- Dla naszego przeciwnika czas płynie o wiele wolniej niż dla nas, co z naszej perspektywy pozwala mu poruszać się niezwykle szybko. - Zoom musiał być przy tym niezwykle długowieczny, skoro przy ciągłym używaniu swojej mocy nie umarł ze starości. Lub po prostu czas działał dla niego w sposób, którego Meido zwyczajnie nie potrafiła pojąć.
-...łał. Jakiś pomysł jak to robi?
-Pole Dyferencji Temporalnej. - powiedziała Tiamat niewiele przy tym wyjaśniając.
-Magia... ale okej, łypie i łapię.
- Nie, Zoom nie korzysta z Nieograniczonych Metod. - Wilhelmina najprawdopodobniej miała na myśli zaklęcia - Źródłem jego mocy jest nieznana mi, związana z nim siła natury. W przeciwieństwie do tego. - wokół dłoni pokojówki pojawił się runiczny krąg, który znikł natychmiast gdy Wilhelmina dotknęła swojej sojuszniczki. Okularnica wywróciła oczyma, najwyraźniej mając w głębokim poważaniu fachową klasyfikację dziedzin czarnoksięstwa. Miała już powiedzieć dowcipnego, bardzo mądrego i przenikliwego, więc musiała oczywiście poprzedzić to klasycznym gestem poprawy okularów na nosie... co związało się z mrożącym krew w żyłach odkryciem. Nie miała ręki!... zaraz, nie tylko ręki. Cholera, właściwie ot nawet szkieł nie miała. Nic nie miała! Złapała się za głowę, ignorując ból rannego ramienia, w geście desperacji, sprawdzając czy na pewno wciąż tam jest. Była. Tylko pewnie jej nie widać było--! Ooo, niewidzialność! Fajny motyw! I jaka okazja!...właściwie, to jej tutaj nie było, naprawdę, Meido ją tak naprawdę wyteleportowała gdzieś daleko, żeby rannej pozbyć się z polu boju. Czy coś. Definitywnie jej tutaj nie było i definitywnie nie skradała się z niecnymi zamiarami w kierunku Batgirl, by sprawdzić swoją teorię odnośnie tego co się dzieje, gdy pchasz ostrą końcówkę w pewne miejsca.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 22-11-2009, 21:58   #22
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Niedowierzanie. Krzyk. Trzask. Prask. Jebnięcie kinetycznej Fali uderzeniowej. Latające Kontenery. Przebijanie się przez kolejne piętra budynku. Tylko tyle i aż tyle zrobiła jedna dziewczyna w ciągu zaledwie krótkiej chwili. Legion po odgłosach dobiegających z góry miał mniej więcej jako taki obraz sytuacji tam powstałej. Nie wiedział kim jest Luthor, ale nie chciał być teraz w jego skórze. Kolejne odgłosy przebijanej ściany zawiadomiły go, że chyba ktoś właśnie opuścił budynek w tempie ekspresowym i domyślał się kto. Tak czy inaczej problem został rozwiązany więc trzeba ruszać dalej. Oryginał powłoki Legionu był na tyle miły, że już utorował przejście więc nietaktem było by z niego nie skorzystać. W paru susach pokonał mini tunel znajdując się dwa piętra wyżej.

-Fiuu… - zagwizdał na widok Pinhead'a stojącego przy zwłokach - jak przypuszczał - niedoszłego obrońcy tej planety. Szczerze mówiąc nie wyglądał jakoś specjalnie. Pomijając fakt, że był trupem oczywiście. Iglasty nawet nie odwrócił się w stronę Legionisty. Zamiast tego kreślił na pojemniku jakieś tajemne symbole, układające się w pogmatwane wzory. Srebrny morderca zwrócił uwagę na fakt, że jego pracodawca posługiwał się w tym celu krwią. Zakończywszy kreację kolejnej pieczęci, Pinhead przemówił do podkomendnego spokojnym, basowym głosem.

- Twoja rola w tym budynku dobiegła końca, ale bitwa na dole wciąż trwa. Jeśli zdecydujesz się ruszyć na pomoc walczącym, pamiętaj. Pod żadnym pozorem nie wolno ci zabić Luthora. W innym wypadku całe to uniwersum złoży się niczym domek z kart.

Biały niczym kreda palec zaczął kreować kolejny element układanki.
-Nie, ale dziękuję za sugestie. - Legion odparł niemal natychmiast poprawiając blond włosy. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. -Powiedzmy, że wolę popatrzeć jak nasz MVP - skrót przeliterował wyraźnie akcentując każdą literę - poradzi sobie tam na dole. Jak sytuacja będzie beznadziejna to mu najwyżej pomogę.

Podszedł do wyrwy w ścianie i usiadł na krawędzi budynku obserwując z uciechą jak reszta morduje się nawzajem. Kolczasty jedynie pokręcił głową, choć ciężko było określić dokładne przesłanie tego gestu. Daleko w dole, bitwa trwała w najlepsze.

Ciśnięty przez Michael’a kawał metalu sięgnął swojego celu, trafiając megalomaniaka prosto w klatkę piersiową i odrzucając go o dobre kilkanaście metrów. Jednak Lex Luthor, mimo widocznej dekoncentracji zdecydowanie nie zamierzał się poddać. Podniósł się z ziemi natychmiast, na jego stroju widniało jedynie nieznaczne zarysowanie. Ponownie strzelił promieniem w kierunku czarnoskórego bohatera, ale chybił mizernie nie zmuszając go nawet do aktywnego uniku.

Michael zgrzytnął zębami, ale zaraz się opanował. Facet nie był może wyjątkowo groźny dla któregokolwiek z nich, ale z pewnością mógł wziąć sporo na klatę i dokonać zniszczeń w mieście. Ta cholerna zbroja wydawała się największym atutem Luthorem... więc to na niej należało skupić wysiłki. Tyle że walka wręcz i na dystans mija się z celem z odpornością pancerza z którym mieli do czynienia... trzeba było ruszyć makówką. Co ma każda nowoczesna metropolia, poza kinem i elektrownią atomową?
Własną, podziemną linię metra, która niczym wielowarstwowa pajęczyna rozciąga się pod miastem.
A co ma każda szanująca się linia metra? Tory pod napięciem zdolnym powalić słonia. Michael coś o tym wiedział - nie tak dawno jego kompan Annex przekonał się o tym z pierwszej ręki, gdy Czerwony Hulk usmażył jego i jego zbroję jednym ciosem wbijając go w tory... Czas zobaczyć jak ta taktyka pójdzie tym razem.

Szczerze mówiąc Michael nie miał pojęcia gdzie akurat trafi na tunel metra, ale zdawał sobie sprawę że jeśli w Nowym Jorku są one tak gęste że wpadnięcie do studzienki kanalizacyjnej zazwyczaj kończy się śmiercią pod pędzącym pociągiem niż skąpaniem się w nieczystościach, to miejsce takie jak Metropolis nie może być gorsze. Podjął więc decyzję. Wykorzystując fakt, że Luthor był zajęty Stewardem, Van Patrick nabrał nieco wysokości, a potem lotem pikującym którego nie powstydził by się żaden orzeł ruszył na łysego adwersarza. Wątpił żeby Luthor zdążył zareagować zanim młodzieniec wpadnie na niego jak kula armatnia i wbije go piętro niżej... albo, w wypadku braku linii metra bezpośrednio pod nimi, zmieni ich obu w mokrą plamę.

Los uśmiechnął się jednak do młodego patrioty. Grunt ustąpił pod niesamowitym naciskiem dostarczonej siły i obydwaj walczący runęli w dół, lądując niemal centralnie na torach kolejowych. Jeśli chodziło o łysego psychopatę, jego lądowanie było zdecydowanie mniej miękkie niż to MVP. Jednak mimo tego wszystkiego, Lex wciąż się nie poddawał. Jego oczy były czerwone niczym krew a planarny turysta mógł przysiąc, że widzi pianę toczoną z pyska.

~ Panie Michael, jakby to ująć... to czerwone coś z wnętrza tego kombinezonu jest odpowiedzialne za to chaotyczne i agresywne zachowanie pana Luthora. ~

Młodzik znał ten niepewny głos, który odezwał się echem w jego umyśle. Niezaprzeczalnie należał on do rudowłosej Marsjanki.

Nagłe pojawienie się w jego głowie głosu zdekoncentrowało Michaela na tyle, że nie zauważył lecącej na spotkanie z jego twarzą pięści Luthora. Siła ciosu odrzuciła młodzika na dobrych parę metrów, lecz w porównaniu z krzepą Lobo była jedynie lekkim kuksańcem. Van Patrick skupił się na zlokalizowaniu 'tego czerwonego czegoś' o którym wspomniała M'gann... i prędko to odnalazł - niewielki przezroczysty pojemniczek z silnie błyszczącym, czerwonym kryształem mignął mu tuż przed nosem, gdy Luthor wyprowadził kolejny cios. Był przytwierdzony do zbroi na nadgarstku Lexa, i tam też wylądował mocarny uścisk dłoni Van Patricka.

Młodzieniec założył na ramię łysego dźwignię i przerzucił go ze straszliwą siłą przez ramię, wbijając go w tory. Błysnęło - zbroja drgnęła konwulsyjnie, a Luthor ryknął z wściekłości. Liczne lampki i diody na powierzchni jego pancerza zaczęły mrugotać nieregularnie, on sam zaś zdawał się nie móc nad nim zapanować. To była szansa dla Michaela...

MVP położył nogę na klatce piersiowej Luthora, chwycił obiema rękami jego pancerną rękawicę, zaparł się i pociągnął potężnie. Przewody i nitowanie puściło, odrywając cybernetyczny naręczak od reszty zbroi i zostawiając gołe, nietknięte ludzkie ramię. Luthor zawył wściekle i najwyraźniej odzyskując panowanie nad zbroją złapał drugą ręką nogę Michaela i odrzucił go z powrotem na powierzchnię, posyłając młodego bohatera przez warstwę betonu.

Ten jednak nie wypuścił mechanicznej ręki swego przeciwnika i po ciężkim lądowaniu na ulicy uderzył nią silnie o jezdnię, rozbijając szkatułkę z czerwonym kamieniem. Michael wgramolił się niepewnie na nogi, stękając z bólu, i wzniósł kryształ w stronę lewitującego nieopodal Johna.

-Mam kamienia- Pochwalił się z krzywym uśmiechem zakrwawionych warg. -O to chodziło?

Przedstawiciel Latarni spojrzał pytająco na pozaziemską dziewczynę, a ta przyjrzawszy się zdobytemu przez MVP trofeum, uśmiechnęła się i przytaknęła głową.

- Tak, dokładnie o to. To właśnie ten przedmiot generował tyle złości.

- Chwila, chwila. Nie znam się może na tym zbyt dobrze, ale czy to nie kryptonit? Jakim prawem to coś miałoby działać na zwykłego człowieka?


Marsjanka przepraszająco wzruszyła ramionami. Najwyraźniej wiedziała w tej kwestii tyle co jej przełożony. Nagle, zza pleców grupy rozległ się ponury głos.

- Hah a co, nie czuliście jego smrodu frajerzy? Capi na sporą odległość. Nawet dalej niż mój <sniff> męski aromat. Ten palant naszprycował się pewnie genami Super Ciołka.

Lobo uśmiechnął się krzywo do młodego patrioty. Czarnianin siedział luzacko na stercie gruzu, bawiąc się swoim łańcuchem niczym breloczkiem. Pozostało oczywiście pytanie, jak zdołał się zeń wyzwolić. Michael jęknął przeciągle i przewrócił oczami.
-Tylko nie to... właśnie ciebie mi brakowało Lobo, dziękuję- Powiedział na głos. - Co to oznacza że naszprycował się genami jakiegoś... Super Ciołka? I co zrobimy z tym całym kryptonitem? I, co najważniejsze, co zrobimy z nim?...- Jego wzrok zawisł na sporej dziurze w ulicy którą zrobił podczas walki z Luthorem.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 23-11-2009 o 01:23.
K.D. jest offline  
Stary 25-11-2009, 12:45   #23
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Czarnoskóry super bohater nie odpowiedział. Zamiast tego uniósł dłoń i wycelował swoim pierścieniem mocy w kamień trzymany przez MVP. Megan zamknęła oczy. Kiedy wiązka energii napotkała przeszkodę na swojej drodze, dosłownie rozsadziła ją od środka. Niewielkie, czerwone drobinki, tańcząc na wietrze, runęły na spotkanie gruntu.
- To załatwia jeden z naszych problemów. Teraz zajmijmy się Luthorem.
- Zaręczam, że nie będzie takiej potrzeby.

Łysy mężczyzna w podniszczonej, drażniącej kolorystyką zbroi wyłonił się z dziury. Co jakiś czas potrząsał głową, jednak, jak nie trudno było zauważyć, jego zacięcie bojowe wyprowadziło się na Majorkę i nie powiedziało czy kiedykolwiek wróci. Podszedł z nieznacznie uniesionymi rękoma, dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru walczyć.
- To niefortunne nieporozumienie. W wyniku szarpaniny z Matrix moja zbroja została uszkodzona a kryptonit zaczął oddziaływać na umysł i…
Jadeitowa ozdoba została wycelowana centralnie w łysola, świecąc jaskrawym światłem i sugerując los podobny do tego jaki spotkał „kamienia” zdobytego przez młodzika. Murzyn przeszedł kilka kroków i bez pardonu capnął niedawnego wroga za kark.
- Lex, podaj mi jeden powód dlaczego nie powinienem wrzucić twoich czterech liter za kilka warstw nieprzeniknionej siły woli. Lepiej żeby był dobry.
- Myślę, że dojdziemy do porozumienia panie Steward. Mógłbym na przykład sfinansować odbudowę części miasta zdewastowanej przez tego kosmitę.



Zmienił swoje nastawienie. Uśmiechnął się, wskazując na Lobo. Czarnianin jedynie przewrócił oczyma i cmoknął przeciągle ustami, zapewne nawiązując do zachowania Luthora i zadniej części ciała przedstawiciela Zielonych Latarni. Steward zmiękł. Opuścił swój pierścień. Legion i Pinhead pojawili się przy młodym patriocie bez jakichkolwiek wodotrysków. Na rękach iglastego jegomościa spoczywał czarnowłosy, muskularnie zbudowany mężczyzna, co biorąc pod uwagę chudą sylwetkę Pana Igły wyglądało naprawdę komicznie. Nie mniej jednak, wywołało niebagatelne zdziwienie u wszystkich rdzennych mieszkańców tego uniwersum. Nawet Lobo poderwał się ze swojego siedzenia, a John ponownie zabrał głos, tym razem zdecydowanie mniej pewnie.
- Ciało… ciało Supermana? Gdzie je znaleźliście. Szukaliśmy go bez skutku i…
- Pan Luthor był tak miły by ofiarować swoją pomoc w odnalezieniu Supermana. Co więcej, nie jest on martwy. Jedynie chwilowo niedysponowany. Dojdzie do siebie. Zapewniam.

Luthor przygryzł wargę, ukazując niepewny i zdecydowanie nieszczery uśmiech. Wściekłość chciała rozsadzić go od środka, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.
- Megan, powiedz mi… czy to prawda?
- Tak panie Steward. Nie wiem jak to możliwe, ale wyczuwam sygnał mentalny.
- Nie wiem jak wam dziękować nieznajomi. Zatrzymaliście Lobo, przywróciliście…

John położył dłoń na klatce piersiowej zmartwychwstałego towarzysza. Poczuł bicie serca. Lex przeklął pod nosem a Pinhead uciszył czarnoskórego gestem.
- Nie mamy na to czasu. Weźmiemy Lobo i ruszamy dalej.
- Chwila, chwila ty jebany fetyszysto. Myślisz sobie, że co? Że można tak zwyczajnie trzymać Ważniaka na smyczy? Urwę ci głowę i zagram nią w galaktyczny baseball!

Czarnianin zdecydowanie nie lubił gdy traktowano go w ten sposób.
- Dwa miliony kredytów.
- Zrobię sobie z twoich wnętrzności naszyjnik i…hę?
- Tyle dostaniesz za pomoc nam w wykonaniu zadania.

Mężczyzna o czerwonych oczach urwał swoją wulgarną wypowiedź i powstrzymał się od rękoczynów. Włożył cygaro do ust i uśmiechnął się ukazując swoje pożółkłe uzębienie.
- Ha! Hahahaha! Widzisz Clyde, trzeba było tak od razu! Uniknęlibyśmy kopania waszych żałosnych zadów kilka minut temu! A co do ciebie Steward… lepiej dobrze się zajmij Super Ciołkiem. Bo kiedy skończę pomagać tym tutaj… wrócę przemodelować jego facjatę.
Zebrał flegmę i dym z gardła, po czym splunął na ziemię. Płomiennowłosa kosmitka wyraźnie się skrzywiła, obserwując ohydne zachowanie Czarnianina.


W niewielkiej eksplozji purpury, na dłoni kolcogłowego pojawiła się igła z wyblakłym, okrągłym zakończeniem. Na jej czubku dało się dostrzec pozostałości czyjejś krwi. Masochista ubrany w czerń mruknął i zgrzytnął zębami, wyraźnie niezadowolony.
- Właśnie straciliśmy dziewczynę. Bardzo… niefortunny układ wydarzeń.
Jak zwykle, próżno było dopatrywać się na białej twarzy jakiejkolwiek formy współczucia. Koordynator z planu ekstazy i bólu okazywał jednak subtelną formę niezadowolenia. Być może wybór dwóch przedstawicielek płci pięknej do udziału w plenarnej misji nie stanowił jego najrozsądniejszej decyzji? Jednak przyczyny nie mogła przecież stanowić ich płeć, ani nawet brak potężniejszych mocy – Pinhead znał kilka kobiet, które mimo braku jakichkolwiek nadnaturalnych zdolności zdołały wyjątkowo sprawnie i sprytnie popsuć jego plany. Należało więc szukać innego powodu. Ale nie teraz. Wyprawa do Metropolis zakończyła się powodzeniem, a w świetle zaistniałych okoliczności należało wspomóc wciąż pozostałą przy życiu dwójkę z Gotham. Iglak nie zwlekał. Uniósł dłoń i otworzył magiczny portal.

***

Batgirl mrugnęła. Raz i drugi. Mimo, że stan nadzwyczajnej szybkości zdawał się być dla niej czymś zupełnie nieznanym, zamaskowana nie miała zbyt wielkich problemów z przystosowaniem się do nowych norm panujących w otaczającym ją, karmazynowym świecie. Jej funkcje ruchowe odzyskały już pełnię swojej sprawności, a dodatkowa augumentacja od żółtego demona szybkości oferowała nowe perspektywy.
- Onieniemanawetmowy!
Długoucha wykrzyczała ciąg wyrazów podczas gdy sylwetka panny Flay zaczęła się „teleportować”, tajemniczo znikając z pola widzenia. Trzy niewielkie, koliste obiekty zostały rzucone i pognały w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się niebezpieczna okularnica. Każdy z nich wybuchł dziwnym, skondensowanym dymem w kolorze błękitu i choć dzierżąca nóż próbowała na czas odskoczyć, to skrzące drobiny obkleiły całą jej osobę, dokładnie zdradzając obecną pozycję dwójce przeciwników. Stanowiło to nietypowy, ale ciekawy widok. Zupełnie jakby nicość została przyozdobiona w jaśniejące, niebieskie cętki.
- Dobra, myślę, że czas najwyższy podkręcić nieco tempo. Co ty na to, pinglaro?
Złoty biegacz nieznacznie przechylił głowę i zaśmiał się z udawaną litością, spoglądając na idealnie widoczny cel. Po czym, w towarzystwie wybuchu betonu z pod jego stóp, zniknął. Ku zaniepokojeniu służącej i zdziwieniu nietoperzycy, zniknęła też panna Flay. Pojedyncze drobiny dziwnej substancji opadające na ziemię były jedynym świadectwem jej egzystencji.


Nożowniczka otworzyła ślepia. Dostrzegła nimi bezkres czarnobiałej przestrzeni, na którą składały się tysiące, jeśli nie miliony rozmaitych, falujących dróg. Jedyny element koloru stanowiła niewielka, złota kropka. Pannica nie miała bladego pojęcia gdzie (a może raczej kiedy) się znalazła. Odczuła kopniak w potylicę, który całkowicie pozbawił ją równowagi i naruszył strukturę czaszki, powodując obfite krwawienie z nosa. Następnie mocarny, lewy sierpowy. Z dziewczęcej szczęki wydobyło się trzaśnięcie i dosłownie wyskoczyła ona z zawiasów. Kolejne ciosy padły na barki, łokcie i stawy kolanowe. Dłonie także nie były bezpieczne. Ostry przedmiot opuścił delikatne palce w momencie gdy zostały one złamane. Zoom, jako osoba z wyszkoleniem służb bezpieczeństwa, wiedział jak pozbawić kogoś możliwości ruchu. Nadmiar sadyzmu zyskany wraz z mocami dodawał mu efektywności. Czerwone rękawice zacisnęły się na talii sponiewieranej wielbicielki broni białych.
- Heheh… gotowa? Sam jestem ciekaw co się stanie. Jeszcze tego nie testowałem!
Był podekscytowany jak małe dziecko, otwierające swój gwiazdkowy prezent. Bezbarwne, pomarszczone pole siłowe jakie roztaczał na nią swoją osobą, natychmiast opadło, a nienaturalne środowisko w którym się znajdowało zaczęło zbierać swoje ponure żniwo. Wbrew temu czego się spodziewała, nie było pieczenia. Nie było palącego uczucia zdzieranej skóry i zrywanych z trzaskiem mięśni. Ani nawet jakiegokolwiek bólu. Choć… być może jej zmysły były już zwyczajnie zbyt otępiałe aby go odczuć. Ciało zdawało się wiotczeć i starzeć z każdą chwilą. Pojedyncze sekundy biegły jak miesiące, lub całe lata z dziewczęcego życiorysu. Elementy ubrania pożółkły i wyblakły. Młoda, jędrna cera stała się stara, pomarszczona i odrażająca. Włosy zatraciły odcień błękitu i siwiejąc poczęły wypadać jeden po drugim. Pełne werwy i energii oczy zaszły mgłą, a potem zgasły całkowicie. Życie zupełnie uleciało z panny Flay a jej ciało, teraz stanowiące zaledwie szkielet z elementami postrzępionej odzieży i zgniłego mięsa, zostało uwolnione z karmazynowego uścisku manipulatora czasu. Dokładnie jak popsuta zabawka.
- Ach ten czas. Jest tak okrutny! Wczoraj przedszkole, dziś trumna! Hahah!
Zoom złapał się za żołądek, nie mogąc pomieścić w sobie nadmiaru uczucia potęgi i dobrego humoru. Wybuchł śmiechem. Chichotał długo, zanosił się do rozpuku. Ale, jak zawsze, nie musiał się przecież nigdzie śpieszyć. Niewidoczny zegar działał na jego korzyść.


Biegacz pojawił się znikąd, obok nietoperzycy. Bez uciekinierki, choć zdecydowanie w dobrym humorze. Długoucha nie kryła zdziwienia.
- Gdziebyłeścoztamtądziewczyną?
- Widzisz ruda, prawie ją miałem, ale… wymknęła mi się. Dosłownie się rozpłynęła. Heh.

Płomiennowłosa nie była łatwowierna, wobec czego brak zaufania jakim darzyła tymczasowego sojusznika zyskał właśnie na sile. Ale, jak mówi stare przysłowie, lepiej paktować ze znanym sobie diabłem niż z nieznajomym aniołem. Nie pytając o nic więcej, dziewczyna chwyciła z kolejne narzędzia przy pasie, tworząc metalowy wachlarz i ciskając trzy batarangi w stronę pokojówki. Służka zdecydowanie nie znajdowała się w ciekawej sytuacji. Mała kula elektrycznej energii nadleciała jednak z nikąd, rozrzucając metalowe przedmioty na bok, nim zbliżyły się do celu. LiveWire w końcu wzięła się do roboty.
- Nie ignorujcie mnie, do jasnej cholery!
Najwyraźniej straciła swoje lekkie usposobienie z przed kilku chwil. Błyskawica wystrzeliła z wyprostowanej, błękitnej dłoni, ale zarówno żółty demon, jak i jego tymczasowa sojuszniczka uskoczyli na czas z pola rażenia mocy. Pozostała jedynie wyrwa w podłożu. Zoom przestał pleść ozorem i natychmiast pognał w stronę Wilhelminy. Zamachnąwszy się pięścią… został zablokowany. Wraz z kolejnym mrugnięciem Władczyni Wstęg, jakby z podziemi, wyłonił się Pinhead. Bez żadnej, widocznej emocji trzymał zaciśniętą, karmazynową pięść swoją dłonią. Szanse obu stron uległy właśnie diametralnej zmianie.
- Ach, Hunter. Hunter Zolomon. Znany również jako super-złoczyńca Zoom. Choć z tego co zostało mi przekazane, nie ten prawdziwy. Gdybyś mógł…
- Huh? A ty, coś za jeden?! Z resztą, nieważne, i tak skopię ci tyłek!
- Hmm. Nie. Raczej nie.

MVP pojawił się przy Leslie. Legion wylądował bez problemu na dachu elektrowni, podobnie z resztą jak Lobo. Choć cała trójka była nieco wyjęta z kontekstu, posiadali pełen obraz pola bitwy. Jako, że trzej panowie pochodzili z uniwersów pełnych super bohaterów, nie trudno było domyślić się zestawu mocy posiadanego przez dziwaka w żółtym kostiumie. Ten wyprowadził w Iglaka kopniak, którego nawet nie dało się dokładnie prześledzić. Chybił. Ponownie uderzył pięścią, ale ta została odtrącona jak natrętna mucha. Próbował nawet walnąć głową, jednak w porę zreflektował się odnośnie igieł przyozdabiających makówkę jego nowego oponenta. Kolcogłowy jedynie się uśmiechnął. Wysunął prawicę spokojnie do przodu, uderzając złotego biegacza w splot słoneczny i dolne partie mięśni. Mimo zdecydowanie wolnego tempa tego ataku, nie został on skontrowany, a Zoom odskoczył, trzymając się za żołądek i rycząc z bólu. Większość zebranych nie miała bladego pojęcia co się dzieje i dlaczego konfrontacja wygląda tak, a nie inaczej. Wyjątkiem był Michael, który dzięki serum super żołnierza sam wiedział co nieco o działaniu czasu na molekuły...
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 25-11-2009 o 13:05.
Highlander jest offline  
Stary 29-11-2009, 00:13   #24
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Michael dziarsko wytarł nos wierzchem dłoni i uśmiechnął się sprawiając że gojąca się rana na jego twarzy znów nabiegła krwią. Wyglądał na nieco bardziej poobijanego niż wtedy gdy reszta drużyny widziała go po raz ostatni, zdawał się też nieco zmienić garderobę - jego muskularny tors okrywała ciasno doń przylegająca niebieska koszulka z dużym, czerwonym 'S' wpisanym w złotą tarczę na klacie, znalezioną między gruzami w Metropolis i wziętą na zastępstwo dla jego starej koszulki pod tytułem 'MVP'.
-Miło was znowu widzieć, przyjaciele. Zdaje się że nadchodzimy w samą porę.
Powiedział, lustrując od stóp do głów znajdującą się najbliżej nieznaną mu dziewczynę w stroju przypominającym nietoperzową wersję kociej wersji stroju sado-maso.
-Straty w ludziach. - skomentowała tiara Wilhelminy, wskazując, że mimo wszystko pojawienie się kilka chwil wcześniej byłoby bardziej pożądane. Młodzieniec zrobił smutną minę, która prędko przerodziła się w swoją groźną siostrę.
-Rozumiem.- Powiedział tylko, a jego usta zacisnęły się w wąską kreskę, po czym zwrócił się do nietoperki. - Poddajcie się, proszę. Nie chcemy zrobić wam krzywdy. - W jego głosie ciężko było znaleźć potwierdzenie dla drugiej części jego wypowiedzi, ale mowa ciała sugerowała że na razie nie chwyci się za rozbijanie niczyich głów niesprowokowany.
-Ta kobieta pozostaje pod kontrolą przeciwnika. Tego typu prośby kieruj do Zooma.
Mówiąc to pokojówka wycofała się spoza bezpośredniego zasięgu ciosu superzłoczyńcy.

Legion po teleportacyjnej podróży przeciągnął się eksponując kobiece kształty w celu sprowokowania Lobo. Lubił to ciało z każdą chwilą coraz bardziej a widok nowego stroju MVP wywołał słuszne poczucie ironii losu.
-No to co wielkoludzie? Pokażesz mi jakim jesteś silnym bydlakiem? - wyszeptał w kierunku Lobo zachęcająco kiwając głową w kierunku bojowiska. Był ciekaw czy czarnianin zdołał już połączyć postać okularnika z postacią Super-Woman. Z pewnością nie mogła tego uczynić Wilhelmina, która widziała zarówno Lobo jak i nową postać Legionu pierwszy raz w swojej karierze. Z jej perspektywy Legion i Marie zostali nagle zastąpieni parą innych bohaterów, co w połączeniu z losem Panny Flay nie mówiło wiele dobrego przestrzeganiu zasad bezpieczeństwa i higieny pracy w spółce Pinhead & Team Interuniversal. Oczywiście Wilhelmina nie planowała tracić nikogo więcej z drużyny, więc niezapowiedziane pojawienie się sojuszników było jej jak najbardziej na rękę. Szczególnie, że istniała szansa, że choć jeden z nich dysponuje zdolnościami pozwalającymi skutecznie przeciwstawić się superszybkości Zooma. Meido ustawiła na prawo od LiveWire tworząc w ten sposób z resztą drużyny krąg otaczający wokół Zooma i Pinheada, wciąż blokującego pięść przeciwnika. Lobo podszedł w kierunku Legionisty i zaczerpnąwszy głębiej powietrza w płuca, warknął ukazując wyjątkowo podminowany wyraz twarzy.
- Clyde, poznam twój smród wszędzie. Jest jak stary olej silnikowy, a jedyny powodem dla którego nie roztrzaskam ci teraz łba, stanowi ta cholerna igła w moim karku.
Odwrócił się na pięcie i przykucnąwszy na dachu, ryknął do Pinhead’a.
- Hej Fetyszysto! To kogo właściwie mam tu nawalać, co!?
Pokryty ostrymi przedmiotami osobnik nie odwrócił się, nie rozluźnił też swojego uścisku.
- Nikogo Lobo. Całkowicie panuję nad obecną sytuacją.
- Jak cholera! Zaraz zaczniesz śpiewać inaczej!

Krzyknął Zoom, wypłacając kopniak prosto w krocze masochisty. Trafił bezbłędnie, jednak bez widocznego efektu bólu. Pinhead tylko mrugnął. Bat Girl widząc, że sytuacja robi się nieciekawa, oraz że sama nie będzie w stanie pomóc sojusznikowi, postanowiła się wycofać. Nie zamierzała się na to zgodzić LiveWire, która wystrzeliła w jej kierunku na wiązce błyskawic, zbliżając się z wrogimi intencjami i zawrotną prędkością.

Van Patrick syknął z naganą. Nie ma chuja we wsi - jeśli nie dopadną ich jacyś psychopaci, sami wytłuką się między sobą, zwłaszcza że ego niektórych z członków jego drużyny zaczyna mieć własną grawitację i naturalne satelity w postaci odłamków skondensowanego kompleksu małych jąder.
-Ostrożnie- Krzyknął do LiveWire. -Jeśli możesz- Dodał po chwili nieco grzeczniej i nieco ciszej, po czym poszedł parę kroków w kierunku szamoczącego się w uścisku Pinheada mężczyzny w złotym stroju. -Przepraszam, pan się urwał ze sPice?- Spytał krytycznym okiem ogarniając strój jegomościa i nawiązujac do okrytego niedawno głośnym skandalem nowojorskiego klubu dla superbohaterów-gejów. -I oszczędź sobie tanie chwyty, wszyscy nosimy tytanowe suspensory. Dziewczyna też- Wskazał kciukiem Legiona, a potem spojrzał pytająco na Pinheada i przeniósł kciuk na ciskającego się faceta w złocie podnosząc brew. Legion wyraźnie posmutniał słysząc reakcję Lobo.
-Daj spokój wielkoludzie. Nadal masz urazę za tamto? To była tylko praca. Osobiście nie mam nic przeciwko tak dobrze zbudowanym typom jak Ty.
Ton głosu był wyraźnie przesłodzony jakby postać pozowała na niewinną słodką dziewczynkę. Ciężko było stwierdzić czy Legion mówi serio czy się z Lobo nabija, choć większość pewnie by raczej obstawiła to drugie.
-Pinhead skarbie! Długo Ci jeszcze zajmie zabawa z Tym panem? - zmiennokształtny zmienił temat rozmowy. Po sekundzie skierował wzrok na swoje paznokcie i z nutką załamania westchnął.
-Hrm… przydałoby się manicure…
Tymczasem wstęgi Wilhelminy ścigały się z błyskawicami LiveWire o prawo pierwszeństwa o decydowania nad losem Batgirl. Bojowa pokojówka wątpiła czy niebieskowłosa zechce zabić kogoś w obecności Pinheada, ale z drugiej strony należało zadbać by kobieta kontrolowana przez Zooma nie sprawiała więcej problemów. W mgnieniu oka, a dokładniej w momencie gdy białe pasy materiału były o metr od celu odziana w czerń pięść nawiązała dość bolesny kontakt z plecami nietoperzycy, w towarzystwie przemożnego krzyku wyzwalając potężny ładunek elektryczny.
- Hahah! W końcu cię mam ty ruda wywłoko!
Zdezorientowana i zdecydowanie bardziej chrupka Bat Girl została ciśnięta prosto we wstęgi pokojówki. To, że nie była w stanie się bronić, zdawało się oczywiste. Iglak przytaknął Wilhelminie z uznaniem, zdając sobie sprawę, że zdobyli właśnie źródło informacji. Moment nieuwagi wykorzystał Zoom, który zamachnął się wolną dłonią w szczękę MVP sprawiając, że młody patriota nie tylko stracił równowagę, ale także zarył strukturę parkietu. Masochista delikatnie mruknął. Jego dłoń chwyciła biegacza za krtań.

- Zolomon. Sądzę, że skoro pozbawiłeś życia moją podkomendną, zabranie ci twojego będzie jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem. Prawda?

Purpurowa igła pojawiła się z nikąd, wbijając się w kark. Tamten próbował coś odburknąć jednak w tym momencie eksplodował posoką i karmazynowym światłem. Zupełnie jak jakaś żywa bomba.
Michael został dosłownie pokryty wnętrznościami, podobnie jak pokojówka i Bat Girl. Kiedy wszyscy otworzyli oczy, zdziwienie zagościło na ich twarzach po raz kolejny. Pośród pozostałości pana Zolomona stała panna Flay. Jej spojrzenie pozbawione jakiegokolwiek zrozumienia, ona sama okropnie zziębnięta i roztrzęsiona. Nastała pełna konsternacji cisza, jeśli nie liczyć krzyków i wrzasków związanej nietoperzycy.
Michael wstał z ziemi i zdjął z włosów kawałek Zooma chwytając go w dwa palce i rzucając gdzieś za siebie.
-Nic już dzisiaj nie jem.- Jęknął, otrzepując jeansy. A potem podniósł głowę i zaraz odwrócił ją ze skonsternowanym wyrazem twarzy. Oto w żelaznym uścisku Pinheada spoczywała Flay, dziewczyna którą poznał na samym początku przygody i którą zdążył już zaliczyć ją do wspomnianych przez czepek Wilhelminy 'strat w ludziach'. Zdaje się, że była gdzieś w okolicach liceum? To oznaczało dwie rzeczy - nie było na co popatrzeć, i że za patrzenie na to czego nie ma czekałaby ich okrągła rundka schylania się po mydło w więzieniu stanowym. - Na Borisa Johnsona, niech ktoś ją ubierze... Wilhelmino, pożycz metr bieżący bandaża, panna Flay przeziębi sobie nerki- Mruknął i odwrócił się plecami do całej sceny, drapiąc się po zapaskudzonym Zoomem nosie. Pokojówka skinęła głową i już po chwili ciało przywróconej z niebytu nożowniczki pokryły warstwa białych wstęg.
- Jak rozumiem możemy wrócić do tego co robiliśmy zanim nam przerwano? - spytała Wilhelmina, pilnując by wierzgająca Batgirl nie zrobiła sobie krzywdy. Pokojówka wykorzystała wolne ręce do przywrócenia swojego uniformu do jako takiego porządku. Być może przesłuchanie nietoperzycy potrwa na tyle długo, że będzie miała też czas na wybranie strzępków Zooma spomiędzy włosów. Skąpana w bieli zmartwychwstała przebyła kilka kroków chwiejnie, niczym ofiara piekielnego kaca. Tak, definitywnie, była upojona drinkami serwowanymi w życiu pośmiertnym, doprawionymi szczyptą bólu i cierpienia. Przyjmowała ich większe lub mniejsze dawki codziennie od urodzenia; być może to uratowało ją od zupełnego zatracenia się w tej siedmiodniowej biesiadzie. Twarda była, nie miękka. -Hm. Umarłam. Przeczesała ręką włosy, chwyciła jeden z kosmyków i uważnie mu się przyjrzała. Włosów, które były...czarne. -Heh...heh. Gdzie ja teraz znajdę taką farbę. Westchnęła ciężko, niczym ktoś, kto po ciężkiej nocy zorientował się, że nie ma nic na śniadanie, obiad i kolacje, a sklepy zamknięte. Pogrążona w jakichś mrocznych myślach, zaczęła kierować się w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku, tylko po to by nagle obrócić się, zauważyć teraz zielonymi oczyma (naturalnymi?) obecność kogokolwiek, i rzucić wyjaśnienie równie pełne wigoru, co jej cała obecnie osoba-dokładnie takiego, jak miałaby persona brutalnie obudzona i zmuszona do funkcjonowania o piątej nad ranem po intensywnej popijawie.
-Wybaczcie, zaraz wracam. Idę kogoś skrzywdzić.
I poszła. Kilka włamań i poważnych urazów ciał ożywionych i nieożywionych później, nożowniczka w pełni już odziana oraz wyposażona, w ukryciu podążała za grupą, najwyraźniej nie mając zbytniej ochoty partycypować w życiu socjalnym, pozostając poza zasięgiem percepcji przyjaciół, wrogów i dostawców pizzy.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 05-12-2009, 18:54   #25
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
MVP chciał dość aktywnie zaprotestować przeciwko takiemu postępowaniu nieletniej, ale został równie aktywnie powstrzymany przez Pinhead’a - szef zdawał się nie być przeciwny pośmiertnym frustracjom dziewczyny i dał Michael’owi do zrozumienia że wtrącanie się w jej biznes nie będzie mile widziane. Zamiast tego młodzieniec postanowił skupić się na czymś innym, jak na przykład przeprowadzenie drobnego wywiadu ze swoim pracodawcą.
- Huh.- Zaczął niepozornie, zezując na igłowego i bujając się na piętach.
- Zaliczyliśmy Metropolis, wskrzesiliśmy Supermana, spuściliśmy manto Luthor’owi, powstrzymaliśmy i zwerbowaliśmy w nasze szeregi kosmicznego łowcę nagród
Zaczął wymieniać ich dokonania. Jedynym komentarzem Lobo okazał się środkowy palec.
- Teraz zaś, jaki jest nasz następny ruch? Zdaje się że powinniśmy przesłuchać tą rudą pod kątem miejsca przebywania tego całego… Batmana- Michael westchnął.
- Nie sądziłem że tutejszy element nadludzkiego marginesu będzie miał wymyślniejsze ksywki niż obrońcy sprawiedliwości. Serio, Batman? Superman? To nie lata czterdzieste.
Zafilozofował sam do siebie. Okularnica, siedząca tyłkiem na ziemi i opierająca się plecami o ścianę znajdowała się poza zasięgiem klasycznych metod postrzegania wzrokiem, jakimi mogła dysponować Batgirl. Słuchała raportu odnośnie osiągnięć swoich kompanów. Wymienione imiona nic jej nie mówiły i nie bardzo ją obchodziły. Flegmatycznie uniosła kciuk w górę ku radości niczyich oczu, po czym wlała w siebie kolejną dawkę podwędzonego napoju. Jak toast za dokonania, heh. Nietoperzyca pozostawała wpatrywała się w betonową powierzchnię nieobecnym wzrokiem. Była jak lalka wisząca na bandażowych sznurkach pokojówki. Jednak dobrze widoczne (i zapewne niezwykle bolesne) nadpalenia jej tkanek nie stanowiły chyba powodu owego stanu. Odpowiedzialny zdawał się raczej sam Pinhead, który zdetonował Zooma na oczach rudej i wywołał owy szok. Leslie, zadowolona niczym kot w fabryce sznurków, przeciągnęła się i obeszła całą scenę dookoła, zakrywając złośliwy uśmieszek na ustach. Zabawne, ze detonacja złoczyńcy, czy wieść o rzekomym wskrzeszeniu Supermana zupełnie na nią nie wpłynęły. Lobo łypnął czerwonym ślepiem na krwawy krater, który pozostał po mężczyźnie w obcisłym, żółtym wdzianku.

- Hmmm. No, no Clyde. Powiem Ci tak - może nie jest to jakaś wielce profesjonalna robota, ale stary… masz u mnie punkty za oryginalność! Hah!
Zarechotał. Pinhead nie zareagował. Zamiast tego odezwał się do MVP.
- Musimy zlokalizować tego, którego nazywają Joker. Jeśli go powstrzymamy, unikniemy zniszczenia otaczającego nas świata. Powiem jednak, że ostatnie wydarzenia… sugerują ingerencję innego, nieznanego mi stronnictwa. Ktoś aktywnie działa przeciwko nam.
Skrzyżował ręce na piersi i uniósł smoliste oczy ku niebu.
Michael pokiwał mądrze głową jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
- To było do przewidzenia- Powiedział. - Nie wiem jak w Twoim, ale w moim świecie każda akcja powoduje reakcję o odpowiednim natężeniu - jakimś cudem każdy nasz dobry uczynek jest okupiony jakimś złym z ich strony, każda drużyna jaką wystawimy na pole walki musi zetknąć się z oddziałem ich stronnictwa. Oczywiście to my wygrywamy
Młodzieniec wzruszył ramionami. Szef nie był pod wrażeniem.
- Ale to dlatego że jesteśmy po prostu lepsi. Dobro zwycięża- Słuchający z narastającym niepokojem zdawali sobie sprawę, że chyba zwerbowali kogoś ze stajni Disneya.
- Mam nadzieję że tak będzie i w tym wypadku… Lepiej miejmy się na baczności.
Kapsel od nowej butelki wystrzelił w powietrze, obracając się w fascynującym, hipnotycznym ruchu. No tak. Faktycznie, jedna frakcja nie mogła posiadać monopolu na takie usługi transportowe, nie? Gdyby tak było, prędzej czy później... chyba, ze byliby dobrzy. Pragnący zachować równowagę. Wyżej wspomniany kapsel boleśnie (jeśli posiadał w ogóle jakieś odczucia) uderzył o podłoże, podczas gdy ta która cisnęła go ku jego zgubie, z rozbawieniem, ubrudzonym lepkim i czarnym humorem, przypomniała sobie dlaczego nie wydaje jej się by Pinhead był najbardziej moralnym bytem w okolicy. Livewire rzuciła porozumiewawcze spojrzenie Lobo i oboje parsknęli autentycznym śmiechem na słowa Michaela. Błękitka otarła nieistniejące łzy a Czarnianin pacnął na cztery litery i niewiadomo skąd zorganizował sobie piersiówkę. Lub coś, co piersiówkę miało tylko udawać.
- Oj młody, młody. Jakiś ty naiwny. Z tą koszulką wyglądasz jak harcerzyk junior.
Kobiecy piorunochron wzbił się w powietrze i zatoczył koło wokół Van Patricka, rekreacyjnie tworząc dłońmi rozmaite wzory trzeszczącej i skwierczącej energii.
- Dobro, zło? Pfff! Chyba nie wierzysz w co mówisz! Z takimi czadowymi mocami jak nasze jesteśmy poza wszelką moralnością. Jedyne co się liczy to dobra zabawa!
Co ciekawsze, naprawdę wierzyła w to co mówi, w jej tonie próżno było szukać jakiejkolwiek formy złośliwości. Lobo przytaknął głową, biorąc kolejny łyk trunku.
- Wie laska co mówi… dobra, dosyć tego pierdolenia! Co robimy z tą rudą siksą?


Michael zrobił kwaśną minę, ale szybko się opanował. Ta dekadencka para mogła sobie myśleć co jej się żywnie podoba - chcąc nie chcąc, ratowali teraz uniwersum. Jedyne co się liczy to dobra zabawa? Takie rzeczy tylko w Erze. Nie uzewnętrznił jednak swoich odczuć i zamiast tego podszedł do nietoperzycy i kucnął przy niej. Jego twarz, już kompletnie zaleczona, przywołała swój najpromienniejszy uśmiech, a głos nabrał łagodnego brzmienia.
- Hej. Słuchaj, wybacz te pioruny i więzy… u mnie takie coś przechodzi dopiero o kinie i kolacji, ale ci barbarzyńcy nie wiedzą jak traktować kobietę. Jestem Michael.
Przedstawił się, przeczesując bujną czuprynę dłonią jak to miał w zwyczaju, a potem nie tracąc uśmiechu kontynuował. Nawet nie zareagowała.
- Szukamy pewnego osobnika. Zagrożona jest cała twoja planeta, nie tylko to jedno miasto. Ten człowiek jest tutaj znany pod pseudonimem Joker, i musimy go niezwłocznie odnaleźć, a potem zneutralizować. Czas jest na wagę złota. Czy wiesz gdzie go znaleźć?
Spytał, patrząc dziewczynie w oczy. Podsłuchująca nożowniczka wzruszyła ramionami. Ale mimo wszystko, nadstawiła uszu - mimo wszystko, ciekawość która się w niej zalęgła wymagała czegoś więcej niż siedmiu piekieł, by jej się pozbyć. Argh, piekła. Gdzie jest jej piwo... tutaj. Tak. Płomiennowłosa zrównała wzrok z patriotą. Zwierciadła jej duszy były puste, lub przynajmniej mocno nadpęknięte. Całkowicie załzawione i przekrwione.
- Ja… nie wiem. Nie wiem gdzie jest… może Bruce wie… gdzie… ja nie…
Mówiła nieskładnie i bez większego sensu. Zaciekawiona Wire zastygła w powietrzu.
- Ojej… popsuliśmy ją? Heh… myślicie, że tubka super-glue załatwi sprawę?
Głos uległ przesłodzeniu, ale nienawiść była namacalna. Dało się jej dotknąć i posmakować. Jakby nie dość było problemów, MVP właśnie zdał sobie sprawę z faktu, że Legion nie znajduje się pośród członków grupy. Super. Świetnie.
- Zamknij paszczę, pizdoskrzepie, bo jak ci zamaluję to zesrasz się zębami!
Nie wytrzymał i gniewnie zmarszczył brwi.
- Jesteś gorsza niż... chwila moment, gdzie jest Legion? Nie stał tu przed chwilą? Lobo, zły pies! Wypluj Legiona! Jak to nie wiesz gdzie… Stał tuż obok ciebie!
MVP załamał ręce. Powietrze wokół stało się wyraźnie cięższe.
- Tego brakowało, żeby Legion poszedł sobie na ryby. Pinhead, nie wyczułeś niczego?
W głosie patrioty zabrzmiała nutka niepewności gdy zdał sobie sprawę że w zasięgu jego fenomenalnych zmysłów nie ma nikogo prócz nich samych, plus minus jedna postać w osobie Iglaka który zdawał się nie posiadać serca ani wydzielać zapachu.
- Nie podoba mi się to... mój zdrowy rozsądek został zaalarmowany.
Jęknął MVP nerwowym ruchem przeczesując włosy dłonią. Zaraz jednak ponownie znalazł się przy Batgirl. Tej nie mogło to chyba obchodzić mniej.
- Słuchaj, pomogę ci… ale musisz powiedzieć gdzie jest ten Bruce o którym mówisz? Trzeba się z nim jakoś skontaktować. Obiecuję że wszystko będzie dobrze.
Dodał uspokajającym głosem, a potem poczęstował Pinhead’a zmartwionym spojrzeniem. 'Co z Legionem?' zdawało się owe spojrzenie pytać. Kolczasty uniósł nieznacznie dłoń.
- Spokojnie Michael. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Legion oddalił się na moje polecenie i mam nad nim pełną kontrolę. Cały czas pozostaje w zasięgu…
Głos iglastego został zagłuszony przez wyładowanie elektryczne. Piorun kulisty pojawił się na odzianej w czarną rękawiczkę dłoni i pomknął w stronę MVP. Ostre zmysły tego ostatniego zezwoliły mu na próbę uniku względem mknącej wstęgi. Ale na próbie się skończyło. Ogromna ilość woltów uderzyła w koszulkę i dosłownie odparowała atomy tkaniny. Jednak to jej nie zatrzymało. Skóra została zwęglona i pękła z zagłuszonym trzaskiem, torując drogę do mięśni. Układ nerwowy Michaela zatańczył lambadę, zaś cała sylwetka, nabierając rotacji śmiercionośnego szpicu, oddzieliła się od ziemi i odleciała kilkanaście metrów, stając się kolejnym narzędziem do orania betonu.


- Zabiję cię! Zabiję cię ty pieprzony, pyszałkowaty gogusiu! Myślisz, że w jakikolwiek sposób jesteś ode mnie lepszy!? Kiedy z tobą skończę zostanie tylko wspomnienie!
Ostatnio zdecydowanie nie była taka mocna. Stąpnęła do przodu, zmniejszając dystans, a ziemia zaczęła pękać pod jej krokami. Panna Flay doskonale rozumiała to, co ma miejsce. Livewire wchłonęła tak wiele prądu, że mogła zasilić miasto przez następne kilka lat. Czarnianin patrzył z szeroko otwartymi oczyma. Odruch wywołany przez zaskoczenie sprawił, że motocyklista zwrócił wszelki trunek jaki obecnie znajdował się w jego ustach.
- Hahahaha! O kurde-bele, widzieliście!? To dopiero gorąca kobitka!
MVP niestety musiał się nie zgodzić. Miał trudności z oddychaniem i pozbieraniem się na równe nogi. Krew zakrzepła i odparowała nim na dobre rozprysła się z jego wnętrzności. Błękitna walnęła go z mocą, która negatywnie wpłynęłaby na samoocenę pana o ksywce Electro. Co gorsza, nie poprzestała na tym przyjaznym klapsie.
-Założę się że dorastałeś w niemal tylko męskim, wykastrowanym z bogatszych socjalnych interakcji, gronie.
Najwyraźniej damy upodobały sobie tą noc jako światowy dzień mvpobicia. Piękny tulipan powstał właśnie pełnej butelki doskonałego alkoholu, która rozbiła się o potylicę Michaela chwilę temu. Tkwił obecnie w dłoni okularnicy i wycelowany był w Live Wire.
- Hej, Wire. Dawno się nie widzieliśmy. A przynajmniej ja Ciebie.
Zmęczone westchnienie. Chwilowe zatrzymanie morderczego pochodu.
- Naprawdę, normalnie dałabym wam spokojnie się pobić, ubrudzić a potem pewnie przespać. Normalnie nie robi się tego w otoczeniu dwóch osób, które mogą was zabić.
Delikatny ruch głową w stronę Pinhead'a definitywnie określał tożsamość jednej z nich.
-A ja wiem co Cię wtedy czeka. I niezależnie jak wredną lub nie babą jesteś, nie życzę Ci tego. A Ty...- nóż wystrzelił z kieszeni wskrzeszonej i zatrzymał się niedaleko głowy Michaela - ...na Boga, pogadaj może z kilkoma dziewczynami i zanotuj zwroty, które prowadzą do samonamierzalnego plaskacza, eh?
Flay policjant. Kto by się tego spodziewał? Na pewno nie ona sama. Ją tutaj przyciągnęła piersiówka Lobo. -Hej. Sam widzisz co stało się z moim…
Patricia potrząsnęła żałośnie resztką butelki, spoglądając łakomie na skarb Czarnianina.
Lobo warknął coś niewyraźnie, ale widać wezbrała w nim jakaś wypaczona forma współczucia. Pociągnął jeszcze jeden łyk, po czym cisnął piersiówkę w kierunku znajdującej się na dole pannicy. Michael wstał powoli, chwiejąc się.
-Teraz jestem…- Warknął i nie dokończył, bo wokół rozsypały się drobinki szkła. Zdezorientowany młodzieniec rozejrzał się żeby zidentyfikować ich źródło, gdy okazało się że jest nim pijąca nastolatka. Michael podłubał w uchu, ale wciąż dzwoniło mu w uszach po ataku Livewire, więc usteczka młodej poruszały się bezgłośnie - dla pewności Van Patrick kiwał głową. Dopiero gdy wyjęła nóż zaczął rozróżniać poszczególne słowa. Uśmiechnął się na nie łagodnie mimo bólu.
-Oczywiście, moja droga. W momencie w którym pokażesz mi w którym miejscu mam tu do czynienia z kobietą- Machnął delikatnie dłonią w kierunku LiveWire, a potem odprowadził dziewczę wzrokiem. Nie chciał żeby stała jej się krzywda - zdaje się że była normalnym człowiekiem, a MVP miał nieprzyjemność badać kiedyś wieś niedaleko której starli się dwaj Hulkowie - ich ciosy wywołały siedmiostopniowe trzęsienie ziemi i pogrzebały pod gruzami sześćdziesiąt osób. Cywilne szkody należało umniejszać wszelkimi możliwymi sposobami. Ach, chwila moment, lepiej się nie rozpraszać...
-Poszłuchaj, jędzo...- Zaczął nieskładnie, ale ugryzł się w język. Młoda miała rację - do kobiet trzeba było z szacunkiem. Zamiast więc mleć ozorem, i postarał się przypomnieć sobie jakie pokemony zawsze wygrywały z elektrycznymi? Zdaje się że te ziemne... i inne elektryczne. A że nie było nigdzie pod ręką Digletta, należało wziąć sprawy w swoje łapska. Mimo znacznego osłabienia MVP wciąż do ułomków nie należał - podskoczył nagle, i...
-I would prefer you to stay unarmed.
Angielszczyzna brzmiąca niczym żywcem wyciągnięta z j-popowej piosenki jakiegoś czupiradła, towarzyszyła pojedynczemu, delikatnemu ruchowi noża, który leniwie przeszedł przez prawe ramię Michaela jak przez masło na wysokości łokcia, płynnie i z gracją kontynuując swą podróż ku stawom kolanowym, równie radośnie i profesjonalnie je przecinając. Oczy i usta nastolatki wyrażały zirytowanie, dezaprobatę i ogólne zmęczenie postawą super bohatera. Wzruszając ramionami, spojrzała przepraszająco na Wire i Iglaka.
 
Highlander jest offline  
Stary 09-12-2009, 23:06   #26
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Pinhead spoglądał to na okaleczonego MVP, to na Nożowniczkę odpowiedzialną za owy czyn. Michael z narastającym przerażeniem zauważył, że w przeciwieństwie od obrażeń powstałych w skutek elektryczności, rany po ciosie nożem nie ulegają jakiejkolwiek regeneracji. Ostatnie szczątki racjonalności podpowiedziały mu, że panna Flay najwyraźniej operowała jakąś nadnaturalną siłą. Kolcogłowy zmniejszył odległość, powodując, że Livewire ostatecznie odstąpiła, podobnie jak nieletnia niewiasta o zmienionym kolorze włosów. Siedzący na podwyższeniu Czarnianin potarł brodę i westchnął. Najwidoczniej przeżywał stratę butelki a seans, który oglądał nie zaspokoił jego apetytu na destrukcję.


- Nie przewidziałem takiego obrotu wydarzeń. Przykro mi Michael, ale jestem zmuszony odesłać cię do rodzimego uniwersum. Stan twoich ran uniemożliwia ci kontynuację misji.

Facet potrafił wskrzesić zmarłych a nie umiał zasklepić rany po nożu? Coś było nie tak.

W odpowiedzi Michael zagryzł wargę, patrząc rozwartymi oczyma na swoje obrażenia. Przytknięta do kikuta ręka załapała już kość, ale... nic więcej. Mięśnie, nerwy, ścięgna jego kolan - nie czuł charakterystycznego mrowienia powielającej się tkanki, lekkiego ściągnięcia gojonej skóry. Jego ręka poniżej łokcia nie odpowiadała na bodźce, nogi odmawiały posłuszeństwa. Zupełnie jakby był zwykłym człowiekiem... Tylko ból, o dziwo, był dziwnie stłumiony. Raczej nie był to szok pourazowy - Michaelowi zdarzało się otrzymywać gorsze rany(ale tamte się goiły, a te...), więc może właśnie to przyzwyczajenie uodporniło go przykre efekty związane z nagłą niepełnosprawnością.


-Czekaj... Jak to? Nie możesz nic zrobić? Wskrzeszałeś zmarłych, a nie umiesz zasklepić rany po nożu?- W głosie chłopaka brzmiał... zawód? Chyba przykro mu było opuszczać kolonie właśnie gdy coś zaczęło się na nich dziać...

Ciemnowłosa schowała ostrze do kieszeni dresowej bluzy, bezemocjonalnie spoglądając na superbohatera. Zamknęła oczy, zastanawiając się nad tym, na co go skazała. W końcu jedno z jej ślepi otworzyło się i spojrzało na niego z ukosa. Chociaż odrobina wyjaśnień należała mu się, mimo wszystko.


-Rana Ci zadana dotknęła nie tylko sfery fizycznej; zostałeś złamany na nieskończenie wielu płaszczyznach, sięgających najbardziej pierwotnej formy egzystencji. Twój stan, twoja forma są obecnie traktowane przez istnienie jako... najbardziej naturalne, nienaruszalne, przez co uleczenie Cię jest prawie niemożliwe. Nigdy nie miałeś tej ręki. Nigdy nie będziesz miał. Osobiście, polecam wizytę u kogoś potrafiącego cofać czas...lub manipulować rzeczywistością u samej jej podstawy.

Poprawiła okulary kciukiem, wiercąc butem w podłożu. Definitywnie, z tego właśnie powodu Pinhead jej potrzebował. Z jakiego innego?

MVP przełknął głośno ślinę, wpatrując się w milczeniu w bezużyteczne kończyny... Może i znał kogoś potrafiącego manipulować rzeczywistością - znajdzie się i ktoś kto może cofać czas. A nawet dwie te rzeczy na raz, ale nie o to tu chodziło. Jego świat był specyficzny pod tym względem - gdziekolwiek indziej taka rana oznaczałaby definitywny koniec heroicznej egzystencji. To go bardziej przerażało; że istniały osoby zdolne dokonywać takich czynów z równą łatwością z jaką inni zmieniają żarówki.

-A więc to koniec?- Spytał Michael, zwracając się do Pinheada. -Co się teraz stanie z misją?- Tym razem w jego głosie pobrzmiewał silny niepokój. Brak nóg i ręki swoją drogą - ale cały wszechświat jest w niebezpieczeństwie!


Kolczasty skrzyżował ręce za plecami i odpowiedział bez pośpiechu.


- Będziemy ją kontynuować. Posiadam potencjalnego zastępcę dla każdego z was.

Pinhead złączył dłonie. Buchnęło z nich purpurowe światło.


- Pojawisz się w domenie najpotężniejszej czarodziejki w Limbo. Z tego co wiem, znasz ją. Ne powinieneś więc mieć trudności z przekonaniem jej do udzielenia ci pomocy.


Michael zrobił nieco obrażoną minę, słysząc że Pinhead posiada 'potencjalnego zastępcę' dla każdego z nich, ale potem westchnął i przymknął oczy. Normalna przezorność, i jak widać, słuszna.


-Najpotężniejsza czarodziejka? Limbo? Mówisz o Magik?- Rozpromienił się Van Patrick. No, kto jak kto, ale jeśli ktoś da radę zebrać go do kuby, to na pewno ona. -No cóż... pozostaje mi się pożegnać. I życzyć powodzenia - jeśli wszechświat nie wybuchnie w najbliższym czasie, będę wiedział że się wam udało.

-I nawzajem. Miłego urlopu. Nieśpiesznie odpowiedziała mu wskrzeszenica. Błękitka nie siliła się na ripostę (przynajmniej nie kulturalną), a Lobo był zbyt zajęty dłubaniem we własnym nosie aby przejmować się ckliwymi pożegnaniami. Pinhead wyzwolił energię a Michael… zniknął jakby nigdy go nie było. Świadectwem jego obecności pozostała wyrwa w gruncie, oraz ślady krwi na
betonie.

*
Loge ziewnął i usiadł na truchle powalonego giganta. Stwór zdecydowanie nie pachniał aromatem letnich ziół - raczej gnijącej terpentyny, jeśli ta w ogóle gnije - ale mężczyzna miał ten fakt bardzo nisko w tabeli rzeczy które go w tym momencie obchodziły. Po pierwsze musiał uprzątnąć bałagan który zostawił po sobie jotun, a po drugie musiał uprzątnąć samego giganta, a kiedy ostatni raz sprawdzał cennik wysypisk śmieci nie wspominano o przyjmowaniu czterometrowych monstrów. Życie bardzo się dla niego ostatnio skomplikowało. W każdych innych okolicznościach zwaliłby to na wygraną Obamy w wyborach, ale tym razem musiało chodzić o coś innego.
Bogowie ucichli. Nie odzywali się już od łuższego czasu, a wszelkie próby nawiązania z nimi kontaktu okazywały się płonne. To bardzo, bardzo niepokoiło - zwłaszcza w zestawieniu z coraz to zuchwalszymi atakami pomiotu Tytanów.

Rozmyślając na problemem Loge metodycznie oczyszczał z czarnej posoki Tyrfinga kawałkiem dotychczas śnieżnobiałej brody jotuna.

To już się raz zdarzyło. W 79', gdy Tytani po raz pierwszy wyrwali się ze swojego więzienia i zaczęli czynnie działać na szkodę panteonów. Ale skoro Przedwieczni już byli na wolności, czego namacalny dowód drgał właśnie w pośmiertnych spazmach pod zadkiem Loge'a, co mogło się takiego stać że Zaświatom znowu urwał się film?

Chujowa sprawa. Zwłaszcza że zniknięcie staruszków oznaczało przerwę w przypływie kieszonkowego... A to się bardzo młodzieńcowi nie spodobało.

Chowając miecz do pochwy Loge wstał i przeciągnął się, strzelając głośno krzyżem. Ponurym wzrokiem zmierzył panujący na całej sali wykładowej burdel. Z tego nie da rady wytłumaczyć się tak jak ostatnim razem - napad złodziei kredy do tablic nie przejdzie po raz drugi. Gigant był mniejszym problemem, rozpuści się w swoim czasie; wtedy tylko pochodzić z suszareczką i voila. Loge westchnął i kopnął martwego potwora w jego parchaty nochal, zły że przez jednego parszywego jotuna straci cały wieczór który z pewnością mógłby spędzić w przyjemniejszym towarzystwie niż kolosalne zwłoki(czyżby na starość stawał się wybredny?) i produktywniej niż opanowując rządzącą i dzielącą rozpierduchę.
Jednak gdy tylko czubek jego buta dotknął facjaty powalonego adwersarza, Loge z niejakim przerażeniem uświadomił sobie że jego otoczenie zmieniło kolorystykę z 'normalnej' na 'magiczny fiolet'.

-Dobra, przepraszam!- Jęknął i cofnął się o krok oddalając się od ledwo widocznego poprzez fioletowy wir truchła, ale jego stopa nie odnalazła oparcia w zdradliwym podłożu. Tracąc zupełnie równowagę, Loge wpadł w sam środek jaskrzącego się tajfunu i mógły przysiąc że niemal popuścił w spodnie.

Nagle opustoszała sala jeszcze przez chwilę powtarzała echo jego ostatnich słów:
-...wa mać! ...wa mać! ...wa mać!...-

*
Zebrani wokół Pinheada po raz kolejny byli świadkami tak dobrze i z pierwszej ręki im znanego kabaczkowatego rozbłysku. W miejscu gdzie jeszcze moment temu 'pożegnali' MVP otworzył się krągły, świdrujący mózg wir, od patrzenia w którego szybko rozbolewały oczy. Przy akompniamencie trzasków energii eterostatycznej i dobiegających z wnętrza portalu nieco dziewczęcych pisków na beton wypadła zmięta, przeżuta i wypluta postać.
Z wyglądu był to młody, przystojny mężczyzna. Miał widocznie nordyckie rysy twarzy i złote jak peruka Sif włosy, elegancko zaczesane, zgodnie z panującą w Europie modą na przydługie fryzury. Ubiór nowoprzybyłego był dziwną mieszanką - miał on na sobie dośc niewyróżniający się letni garment w stonowanych kolorach, ale... czy w dekolcie jego longsleevu w serek błyszczy kolczuga? Co więcej, u pasa dyndał mu imponujący pod względem rozmiaru i zdobień miecz, a szerokie, choć szczupłe ramiona okrywał mu grubaśny futrzany płaszcz, spięty pod szyją spinką w kształcie kruka. Facet wyglądał jak by nie tylko był nie z tej bajki, ale i jak gdyby bajka z której pochodził nie była jego bajką.

Jednak najbardziej uwagę przykuwały jego oczy - dwa lśniące, chłodne szmaragdy, czyste i wolne od skazy jak najwyższej jakości kamienie szlachetne. W tym spojrzeniu było coś hipnotyzującego, a jednocześnie odpychającego - jak w programach z Jerrym Kimmelem.
Nieznajomy powiódł tym niezwykłym wzrokiem po zebranych wokół niego indywiduach i otworzył lekko usta.

-Ooookej...- Mruknął, prostując się, otrzepując z pyłu i poprawiając absurdalny płaszcz. Gdy ponownie odwrócił twarz ku zebranym była ona już maską szczerej, rozbrajającej sympatii. -Jestem pewien że się jakoś dogadamy- Wciąż błyszcząc równymi, białymi jak latarkami mężczyzna zaczął się powoli wyfocywać. Wpadł jednak plecami na klatę ośmiostopowego szaroskórego mężczyzny, który nie zaszczycając go nawet spojrzeniem dźgnął go palcem w żebra i pchnął lekko ku mężczyźnie ozdobionego masą wymyślnych, metalicznych kolczyków.
Chwila moment, to chyba nie kolczyki...

O kurwa.

Loge zrobił niewyraźną minę i w sekundę gdzieś zniknęła jego sympatyczna demenora.
-Dobra, zdaje się że nie jesteście tymi za których was wziąłem...- Przemówił z nowojorskim akcentem. -Jestem Loge Stjernskirke, podróżnik extraordinaire, do waszych usług- Skłonił lekko złotowłosą głowę. Tatuś uczył go by zachować etykietę wobec, między innymi, band paskudnie wyglądających(tej, czy to nie jest jakaś nastolatka?) zabijaków jeśli ci mają nad tobą przewagę sześciu do jednego. -Zdaje się, że to wy mnie tu wezwaliście. Można wiedzieć czemu?- Ugryzł się w język żeby nie powiedzieć 'i co będę z tego miał?'. Zachowywał się dość spokojnie, niemal z rutyną. Czyżby już kiedyś spotkało go coś tak niecodziennego jak porwanie za pomocą magii i wyrzucenie w jakimś nieznanym... O matko jak tu brzydko, gotyk wiecznie żywy?... miejscu?

-Pinhead! Zabiłam tych cywili jak prosiłeś. Widząc, że dresiara jest z nami zgaduję, że cały rytuał się udał. - Legion zmaterializował się obok szpilkogłowego. Kobiece spojrzenie powędrowało w kierunku nowo przybyłego osobnika.

-Hm… najpierw praca a potem przyjemności. - Super-woman skierowała swoje kroki w kierunku Batgirl, która była w stanie… unieruchomienia z powodu wstęg Flame Haze. Blondyna nawet nie trudziła się by je zerwać. Wzięła zamach i przebiła dłonią magiczny kaftan bezpieczeństwa. Cios poszedł jednak dalej i dłoń bohaterki przebiła się przez brzuch i wnętrzności docierając aż do kręgosłupa. Ofiara zatrzęsła krzyczeć i wić się jakby dostała spazmów. Oczy zaczęły kręcić się we wszystkie strony jakby ta straciła już resztki zdrowych zmysłów jakie jej zostały po dzisiejszych zdarzeniach. Legion uniósł rękę w górę a wraz z nią ciało pokrzywdzonej, które jeszcze się ruszało, ale z każdą chwilą coraz wolniej… Po chwili martwa już bohaterka zaczęła przemieniać się w metaliczną materię, która wchłaniała się w dłoń Legionu. Po Batgirl nie został nawet ślad.

-Zdzira nie wiedziała gdzie jest Batman, ale znam teraz lokalizacje jego kryjówki.
Zdała raport Pinheadowi.

Przy okazji wysłuchała go też dresiara. Pomiędzy jej uszami właśnie odbywały się procesy termonuklearne, interpretujące to, co przed chwilą zobaczyła i usłyszała. Mordowanie cywili? Jak prosiłeś? Co się stało z Batgirl? Co ta abominacja jej uczyniła? Zabiła ją? Wchłonęła? Co do kurwy nędzy? Mniej więcej potrafiła zrozumieć o co chodziło z cywilami, co prawdę mówiąc wypełniło ją samowstrętem, ale to ostatnie...poczuła jak jej świadomość wypełnia się żywym ogniem, który powstał w wyniku sprzeciwu wszystkich reprezentowanych przez nią ideałów i wpojonych jej zasad.

Jak to dobrze, że ze względu na to że paranormalne stwory często dysponowały zdolnościami manipulującymi umysłem, posiadała wystarczająco silną wolę by się opamiętać.
-Hej, Loge. Jesteś tutaj by upewnić się, że będziesz miał po czym podróżować. Jej głos był spokojny, trochę wypalony. -Na pewno umiesz coś fajnego i przydatnego, tak jak tamta panienka. Wyjaśni mu i mnie ktoś, co ona zrobiła?

Zmarszczyła czoło, pływając wzrokiem po... Batgirlożercy.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 09-12-2009 o 23:08.
K.D. jest offline  
Stary 17-12-2009, 14:28   #27
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Po prostu pozwoliłam by Batgirl dołączyła do Legionu. Asymilacja pojedynczej jednostki w celu scalenia jej wspomnień, wiedzy, doświadczeń i genów z cechami wcześniej wchłoniętych osobników. Z teoretycznego punktu widzenia Batgirl ciągle żyje we mnie, a konkretnie jest teraz nierozłącznym fragmentem mojej osoby.
Blondynka wyjaśniła chyba najzwięźlej jak potrafiła zjawisko, które przed chwilą miało miejsce. Podeszła w kierunku nowego i zaczęła mu się przyglądać z zaciekawieniem. Zmrużyła delikatnie oczy i powiedziała zachęcającym tonem głosu.
- Przystojniaku, a może też chciałbyś dołączyć do Legionu?
Nowoprzybyły uśmiechnął się bez wesołości i cofnął pół kroku wzruszając ramionami. Widać było że niepokoi go ta młoda dama, która wszak przed momentem zasymilowała jakąś inną, nieszczęsną niewiastę. Opór zdawał się bezcelowy...
-Raincheck. Nigdy nie ciągnęło mnie do wojska.
Powiedział, przecząco kręcąc głową. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, ale nie tracił zimnej krwi - bywało gorzej. Dużo, dużo gorzej, jak wtedy gdy Pan przyłapał go z jedną ze swoich nimf. Zanim jednak zdążył wspomnieć tamten uroczy wieczór, zwrócił swe niewiarygodne błyszczące oczy do młodziutkiej dziewczyny obok.

- Tak, posiadam pewne umiejętności. Zakładam, że to przez nie mnie tu sprowadziliście. Rozejrzał się po obecnych, szukając w nich potwierdzenia swoich słów.
- Może nie równie przydatne i eh… fajne jak tamta blondynka, ale nie mogę narzekać. Wspomniałaś że Midgaard znów jest w niebezpieczeństwie? Wiedziałem. Tytani coś knują.
Loge uderzył kantem pięści w otwartą dłoń.
- Przyznam, że macie nade mną przewagę. Nie dosłyszałem waszych imion… i z pewnością nigdy wcześniej was nie widziałem. Ani tego miejsca. Prawdę mówiąc…
Zadarł lekko głowę i spojrzał gdzieś w bok i w górę, co nadało mu wygląd psa łapiącego trop. - Prawdę mówiąc nie sądzę żeby to wciąż był Midgaard.
Powiedział cicho, niemal do siebie. Dresiara potarła dłonią kark w zamyśleniu, kontemplując problem jaki stanowiła egzystencja pewnego bytu w jej najbliższym otoczeniu, oraz konfliktów moralnych z tymi praktycznymi. Naprawdę kłopotliwe. Ale i tak rozważanie tego w obecnej chwili, nie miało większego sensu; definitywnie nie w obecności igłolicjanta.
- Tak Dorotko, to nie jest Kansas.
Uśmiechnęła się sennie i mistycznie, nieco jak upiorzyca z paranormalnego thrillera
- Wołaj na mnie jak chcesz. Byle ładnie i dziewczęco.
Mrugnęła do midgarczyka. Być może mogłoby być to słodkie, czy nawet zalotne... gdyby nie to, że zrobiła to w kombinacji z poprawieniem okularów dłonią trzymającą niekonspiracyjnie nóż, który całkiem niedawno był używany. Efekt więc stał się zgoła odwrotny.

Blondynka zaczęła nagle robić się metaliczna, a zarysy jej sylwetki zmieniały kształty. Gdy proces dobiegł końca srebrna masa znów przybrała bardziej ludzkie odcienie. Supergirl przekształciła się właśnie w swój ostatni posiłek. Przed wszystkimi stała Batgirl, która jakby nigdy nic puściła łobuzerskie oczko w kierunku Live Wire.
- Jak mówiłam, znam miejsce kryjówki Batmana. Nie wiem czy go tam zastaniemy, ale mamy teraz jakiś punkt zaczepienia. A co do Ciebie…
Rudowłosa skierowała się kierunku nowego.
-… to upraszczając całą sprawę… Wszystkim światom grozi zagłada. Twój nazywa się Midgaar, jak rozumiem? Każde z nas pochodzi z innego uniwersum i staramy się powstrzymać nadchodzącą katastrofę za wszelką cenę, stosując wszystkie możliwe sposoby. Jedyne co musisz robić to pomóc nam uratować światy, w tym Twój własny. Póki co zamknij więc swoje piękne usta, nie plącz się pod nogami i pomagaj jak potrafisz.
Skierowała wzrok w kierunku Pinheada.
- Ruszamy skarbie? Tutaj zrobiliśmy wszystko więc zacznijmy szukać pana nietoperza.
Loge przewrócił oczami.
-Midgaard- poprawił dziewczynę-… owszem, w mojej, między wieloma innymi, kulturze tak nazywa się świat śmiertelników.
Poinformował zupełnie niezainteresowane towarzystwo. Dotychczasowa blondyna wyraźnie nie trudziła się żeby nawiązywać z nim, tudzież resztą niecodziennego towarzystwa, pokojowe kontakty. Loge zakreślił jej imię w umysłowym notesie na czerwono i dorysował kreseczki smrodku unoszące się zeń. A co sobie będzie żałował, dodał też mały świński ryjek.
Ale dosyć mentalnych bohomazków. Został porwany, zmuszony do ciężkiej, niebezpiecznej pracy fizycznej w równie niebezpiecznych warunkach. No i z miejsca mu grożą. Co to, już poniedziałek na uczelni? Trzeba było działać. W pierwszej nadarzającej się okazji spróbuje dać nogę. Ale jak? Nie był w swoim świecie i nie był pewien czy udałoby mu się wrócić, nawet z jego niemałym repertuarem zdolności i możliwościami. Postanowił chwilowo tańczyć jak mu zagrają, pierdzieć bąki i zbijać w stołek. Jeśli Los tak zechce, wkrótce będzie miał swoją wymarzoną okazję. Jeśli nie... no, nie pierwszy raz trzeba będzie uratować świat.
Jego uwagę przykuła stojąca nieco z boku, niepozorna w porównaniu do reszty załogantów dziewucha, przebrana za pokojówkę, albo po prostu pokojówka. Loge zbliżył się do niej nieznacznie i stanął obok, patrząc w stronę Pinheada.
- Czy ciebie również mam nazywać z własnej inwencji, czy masz może jakieś imię? Zagaił, uśmiechając się półgębkiem.
- To Mecha-Meido. - Odezwała się dresiara, gwiżdżąc. - Prawdziwa historia!
- Wilhelmina Carmel. - kobieta skłoniła głowę w geście powitania.

Błękitna iskierka obniżyła swój poziom elektryczności. Nijak nie zareagowała też na prowokację Legionisty. Najwidoczniej miała już dość konfrontacji na jeden dzień, lub po prostu stojący centralnie przy niej Iglak był wystarczającym upomnieniem. Flay zauważyła, że jej niebieska sojuszniczka przygryzła lekko wargę i zmrużyła oczy. Na zmianę rozluźniała i zaciskała lewą rękę, wpatrując się w miejsce z którego wyparował MVP. Jednak nim wielbicielka noży zdołała bliżej przyjrzeć się temu zestawowi emocji, ciszę przerwano. - Wyjaw nam więc gdzie jest kryjówka Legion. Ja rozwiążę problem transportu.
Pinhead odpowiedział krótko, najwidoczniej mając ochotę jak najszybciej zakończyć scenę toczącą się przy elektrowni. Biorąc pod uwagę wszystko miało miejsce, nie można było się mu dziwić. Nie był też w tym nastawieniu odosobniony.
-Posiadłość Bruce Wayne’a. To on jest właśnie tym kogo szukamy. Pod jego rezydencją znajduje się sieć jaskiń w których urządził sobie bazę. Tan przynajmniej trzyma cały swój sprzęt, więc jest spora szansa że go zastaniemy.
Ruda odpowiedziała jakby od niechcenia.


Korzystając z magii Pana Bólu, podróżnicy pojawili się przy ogromnej posiadłości należącej do rodu Wayne’ów. Wrota prowadzące na plac dojazdowy pozostawały zamknięte na głucho, zaś w środku przybytku nie paliło się nawet pojedyncze światło. Pinhead przeszedł kilka kroków. Jego toga zostawiała wyraźny ślad na miękkiej ziemi. Czarnianin podrapał się po głowie, tym samym eksmitując ze swych włosów jakieś piszczące, kosmiczne żyjątka.
- Hej, niezła hacjenda! Nietoperz wie jak się urządzić. Założę się, że ma barek pełen najróżniejszych gorzałek. To jak. Idziemy, czy będziemy tu stali?
Czerwone ślepia wyrażały zniecierpliwienie. Wire wlepiła wzrok w zaścielające się chmurami niebo. Odezwała się do reszty po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Lobo ma rację. Chodźmy, zanosi się na deszcz.
Flay powolutku przepłynęła wzrokiem po budynku, starając się dostrzec jakieś nieprzyjemne, potencjalne zagrożenia wcześniej, niż one dostrzegą ich. Niech to, wolałaby by dostrzegły grupę w momencie, gdy przestaną istnieć. Dopiero po chwili dotarło do niej, że podróż była bardzo komfortowa, właściwie... gdyby nie to, że zostało jej zapowiedziane że zostaje przetransportowana, byłaby przekonana, że to otoczenie się przesunęło, nie ona. Zaprawdę, wygodne moce. Co nie zmieniało faktu, że przesiąknięte bolesnym złem do szpiku... igły. Wzdrygnęła się minimalnie. Długo nie zapomni tego, co przeżyła nie żyjąc.

Gdy już miała rozpocząć długie wspomnienia odnośnie tego, jak ostatni raz w podobnym przybytku brała udział w polowaniu na antycznego wampira o dziwacznych upodobaniach, zauważyła coś... odstającego od normy, chociaż nie była do końca pewna, co. Definitywnie, ta sprawa wymagała głębszego spenetrowania. Dresiara konspiracyjnie oddaliła się od reszty ekipy, z rękoma w kieszeniach, nucąc sobie pod nosem motyw przewodni pewnego inspektora, mając zamiar przyjrzeć się bliżej prawemu wzniesieniu, bez zbędnej gromady zaglądającej jej przez ramię w trakcie pracy. Okazało się, że był to... hologram. Ściana rozwiała się, ujawniając dwa, zaawansowane technologicznie projektory i w pełni zmechanizowane drzwi, które swoją grubością nie ustępowały sejfowi w Fort Knox. Dziewczyna uniosła brwi, przytakując sobie samej. Ostrożnie, nie spuszczając oczu z owej imponującej bariery, podniosła pierwszy lepszy (większy) kamień i cisnęła nim we wrota, sprawdzając obecność jakiegoś mistycznego mechanizmu obronnego. Uderzenie. I nic. Co prawda i tak pewnie by nie zadziałał gdyby coś było zainstalowane. Ile kamieni musi tutaj uderzać codziennie, niesione wiatrem? Obejrzała metal dokładniej. Jaka niefortunna sytuacja. Podrapała się po głowie, po czym zerknęła w lewo. Zerknęła w prawo. Wyciągnęła nóż z kieszeni. Spojrzała na zawiasy z uśmiechem sadystycznego kota, który właśnie odkrył sposób by otworzyć klatkę znienawidzonego chomika, na którego czaił się ostatnie dwa i pół roku. A potem był tylko dźwięk upadających wrót, który zwróciłby uwagę nieboszczyka, a co dopiero ekipy ratującej światy. Kot, jak przystało na psotnika, był wszędzie, tylko nie przy drzwiach.
 
Highlander jest offline  
Stary 26-12-2009, 22:01   #28
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
* * *



Kroki rozchodziły się echem po korytarzu. Dziewczyna w pomarańczowo-srebrnym skafandrze bojowym wkroczyła do przyciemnionego pomieszczenia. Jęknęła. Z powodu stęchłego powietrza, jej twarz mimowolnie się skrzywiła. Mimo to, niewiasta natychmiast odzyskała rezon i zwróciła się w stronę pary karmazynowych oczu tkwiących pośród mroku.

- Równowaga uniwersum numer trzy została niemal przywrócona. To poważny…

Cień uniósł prawą dłoń. Uciszył rozmówczynię nim rozgadała się na dobre.

- To nie warte naszej uwagi mikroby. Jedynym prawdziwym zagrożeniem jest Pinhead. Usuwając go, pozbawimy ich możliwości podróży między uniwersami.

Mimo, że jego głos brzmiał dosyć młodo, zawierał silne zabarwienie bezwzględności, znieczulicy i sadyzmu. Jeśli byt kiedykolwiek posiadał człowieczeństwo, to zatracił je dawno temu. Blondynka wymruczała nieprzychylny komentarz pod nosem i zmieniła ton.

- Twoje zdanie i rzekomy geniusz taktyczny nie mają tu nic do rzeczy. Podstawiony przez nas Zoom, kilka minut temu pożegnał się z życiem. Góra zadecydowała, że konieczna jest interwencja bezpośrednia, inaczej nasze dalsze poczynania mogą zostać zachwiane. Wyruszasz za dwie godziny, wraz trzema z innymi osobami.

Warknięcie. Migoczący błysk ostrza pośród mroku.

- Mógłbym cię zabić Moonstone. Przyznam, że od dłuższego czasu chodzi mi to po głowie. Twoje żałosne sztuczki nie zdałyby się na nic względem moich zdolności…

- Daruj sobie pogróżki. Co potem? Dobrze wiesz, że pozostali zajęliby się tobą natychmiast i nie byliby równie przychylni twojej sprawie co ja. Ale jeśli chcesz spróbować…


Zaakcentowała ostatnie słowo, w mało subtelny sposób przepowiadając mu unicestwienie. Minęła chwila milczenia, po czym osobnik powoli schował swój miecz.

- Kogo dostanę do pomocy? Skoro to tak poważna sprawa jak twierdzisz…

- Raven i Wolf wyruszą z tobą… oraz ktoś z góry, kto będzie miał oko na waszą trójkę, Ponieważ trio całkowitych szaleńców wysyłane na tego typu misję zazwyczaj rodzi więcej szkody niż pożytku. Wasz cel jest prosty - całkowita anihilacja przeciwnika.


Nie odpowiedział. Przynajmniej nie od razu. Ważył wszystkie za i przeciw. Pośród mroku, powoli wykwitł uśmiech sadysty. Widząc, że skutecznie zdobyła zaciekawienie młodzieńca, Moonstone wyszła z pomieszczenia i ruszyła na powrót do centrum dowodzenia.

- Heh. Elfy. Tak łatwo nimi manipulować…






Grupa poruszała parła do przodu pośród pierwotnej breji nieprzeniknionych ciemności. Lobo pociągnął nosem. Legion zaczerpnął głębiej powietrza, odkrywając niepokojący zapach. Taki, który w większości przypadków był niedostrzegalny dla szarych śmiertelników, a przynajmniej szarych ludzi. Podczerwień i… materiały wybuchowe. Zanim jednak utkany ze srebrnej masy osobnik zdążył ostrzec o tym fakcie pozostałych, jakiś masywny obiekt nadleciał z tyłu, oplatając szyję psotnej okularnicy. Metalowe ogniwa zacisnęły się, uniemożliwiając najmniejszy ruch. No chyba, że ktoś skrycie liczył na złamanie sobie karku.

- Hej! Lepiej uważaj gdzie stąpasz mała. Inaczej zostaną z ciebie puzzle. Mój nochal właśnie zameldował mi, że stąpamy po polu minowym. A Ważniak nie lubi się mylić…

Chwyt zelżał, pan haczyk opadł na ziemię, roztaczając wokół nieznaczne echo.
Pani okularnica pacnęła się w głowę, wydając z siebie westchnienie ostatecznej beznadziejności. Pułapki! Przyzwyczajona do magicznych runów, pól siłowych i złowrogich klątw, które można było klasycznie i błyskawicznie rozpłatać, zupełnie zapomniała, że mogą znajdować się tutaj bardziej przebiegłe metody prewencyjne; takie, do których nie uda jej się dojść na tyle blisko, by się ich pozbyć, wcześniej ich nie aktywując.
-Hrm. mruknęła, wyraźnie niezadowolona z obecnego obrotu sprawy. Roztropnie cofnęła się kilka kroków. -Dzięki. Jakiś pomysł, co robimy z tym fantem? Gdyby jeszcze była tutaj przestrzeń do akrobatycznych rewolucji, to pal licho...ale taki tunel jest jak trumna. Wzdrygnęła się, najwyraźniej tknięta jakimś makabrycznym wspomnieniem -Może poszukać jakiegoś innego wejścia, takiego które...ma mniejszą szansę na zwalenie się na głowę?
Czuła się jak kretynka. Najpierw sama dokonuje wielkiego włamania, a potem pierwsza chce się wymknąć. Ale kurcze, nie spodziewała się, by ktoś z nich potrafił telekinetycznie zatrzymywać tony ziemi zwalające się na głowy. Czy coś.
Loge kaszlnął sucho w zaciśniętą pięść z niewiadomego powodu i rozejrzał się w około.
-Ktoś tu nie żałuje swojej chaty...- Wytknął, zupełnie niepotrzebnie. -To mi nie wygląda na zwykłego pragmatyka z manią prześladowczą. Te ładunki... zupełnie tak jakby komuś było wszystko jedno co stanie się z budynkiem. Albo więc ma zapasowy domek letni w Miami, albo te zabezpieczenia założył ktoś kto nie jest pierwotnym właścicielem tego przybytku- Filozofował, rozglądając się po twarzach drużyny. -Zgaduję, że żadne z was nie jest w stanie zmienić stanu skupienia na lotny, hę? Przynajmniej nie bez odpalania min- Błysnął drapieżnym, białym uśmiechem. Błękitna niewiasta w czarnym kostiumie wystąpiła na przód, podejmując inicjatywę.

- Wiecie ferajna, jeśli się skoncentruję powinnam być w stanie wyczuć baterie tych wybuchowych cacek. Ale nic nie obiecuję! W razie czego wykopujecie się sami. To jak?

Wire rzuciła na wpół zatroskane spojrzenie w kierunku stropu jaskini. Loge wzruszył ramionami.

-Warto spróbować. Tymczasem módlmy się żeby pan domu nie miał w piwnicy jakiegoś miniaturowego reaktora nuklearnego - takie baterie trzymają nieco dłużej niż Duracell... Przy okazji, w ramach BHP, sugerowałbym opuszczenie korytarza na czas operacji. Chyba, że ktoś czuje się Terminatorem...- Dodał prędko, mając wrażenie, że niejedno z nich się nim właśnie identyfikuje. Żeby tylko wybuch nie wyświetlił im na displejach 'new hardware found', jak trzysta ton skał wgniecie ich w glebę. Nożowniczka kiwnęła głową, uniosła kciuk w górę spoglądając na nowego chłopczyka, po czym bezceremonialnie obróciła się na pięcie, mając nadzieje, że zasięg potencjalnej eksplozji jest mniejszy niż kilka kilometrów. Hrm.
Batgirl westchnęła. Oczywiście, że spodziewała się pułapek różnego rodzaju. Mowa była w końcu o Batmanie - śmiertelniku który posyłał w ręce sprawiedliwości nadludzi. Nie przypuszczała jednak, że natrafi na całe pole minowe. Jeśli należało one do stałego wyposażenia tunelu to nietoperz musiał mieć jakiś sposób by je dezaktywować gdy wyjeżdżał na przejażdżki swoim Bat-samochodzikiem.
-Tylko niczego nie wysadź… - rzuciła w kierunku Wire takim tonem jakby prosiła o niemożliwe. Odwróciła się i podążyła w kierunku reszty.

Leslie uniosła dłoń, pokazując rudej środkowy palec. Oczy zalśniły wyładowaniami i żywy detektor ładunków ruszył przez siebie. Gdy tylko błękitka zbliżała się do niewielkich, śmiercionośnych sześcianów, wystrzeliwały z nich iskry, oraz cienkie nitki elektryczności, które wnikały w jej sylwetkę. Osuszone do cna zapalniki nie stanowiły zagrożenia. Pochód, który ruszył za buntowniczą dziewoją nie miał się więc czego obawiać. Po kilku chwilach tunel zwiększył swoją szerokość, stając się kolosalnych rozmiarów jaskinią.

- Jasna cholera! No to wiemy, że garaż ma dobry…

Rzucił Lobo, widząc Batmobil znajdujący się na platformie wyjazdowej, Batwing przygotowany do startu, oraz kilka Batpodów stacjonujących na boku. Czarnianin złapał się za głowę. Całe miejsce wręcz powalało ilością dostępnej przestrzeni, a echo kroków nieproszonych gości zdawało się nieść bez końca. Wielka moneta i szkielet dinozaura mogły być objawem ekstrawagancji, bądź… zwyczajnego szaleństwa. Zaawansowany technologicznie, komputer z mnogą ilością ekranów, mechanicznym ramieniem i sprzętem służącym do najrozmaitszych analiz również robił wrażenie.




Ruda zatrzymała się naglę i pociągnęła trochę mocniej nosem. Zmarszczyła brwi a na jej twarzy pojawił się grymas niepewności. Odwróciła się w kierunku głównego komputera w jaskini.
-Czuję krew… - przeczuwając najgorszą możliwą dla ich misji alternatywę Legion ruszył pędem do miejsca, które roztaczało wokół siebie słodką woń śmierci. Jeśli nietoperz dał się zabić zanim go odnaleźli… cała pieprzona robota do tej pory mogła pójść na marne. Kilka kolejnych wdechów pozwoliło zdeterminować, że krew przelała się jakiś czas temu i że… z całą pewnością nie należała do obiektu poszukiwań drużyny. Osocze należało do osoby znacznie starszej od Bruce’a, Czyżby ofiarą padł jego lokaj? Legion zwolnił bieg i wyczulił wszystkie zmysły do granic możliwości - jeśli coś tutaj kogoś zabiło to mogło nadal czaić się gdzieś w cieniach jaskini. W tym fachu ostrożności nigdy za wiele.

-Hola!- Powiedział Loge za biegnącym na złamanie karku Legionem, rozglądając się niepewnie. Jaskinia przerażała ogromem i ilością ciemnych kątów, z których każdy mógł być domem dla potencjalnego niebezpieczeństwa. Stjernskirke nie uważał się za tchórza - wolał określenie 'osobnik ostrożny, nawykły do biegów długodystansowych' - ale coś w tym ponurym, podziemnym królestwie napawało go zimnym strachem. Czuł się jak z powrotem w Svartalfheimie... a nie wspominał królestwa czarnych alfarów z rozrzewnieniem. Zaciskając mocno dłoń na rękojeści Tyrfinga Loge postąpił parę kroków w stronę centrum jaskini, a głuche echo powielało je w nieskończoność.

Nożowniczka obnażyła swoją broń, rozsądnie dochodząc do wniosku, że lepiej mieć ją między palcami, a nie w kieszeni. Różnica kilku mrugnięć często decydowała o posiadaniu kończyny, lub jej utracie; a Patricia lubiła swoje obecne rączki i miała dla nich wielkie plany. Z drugiej strony, wolała nie trzymać ostrych narzędzi na widoku, więc poszła na kompromis i naciągnęła nieco za długie rękawy dresu tak, by ukryć co tam w dłoniach piszczy. Zysk! Rozglądając sie na boki, umiejscowiła się za plecami tego który poczęstował ją nieziemskim alkoholem.
-Hej, Ważniaku, Twój nos to ostatnia nadzieja tej o to damy, nie zawiedź jej.
Uśmiechnęła się sennie, wypychając klasyczne myślenie do lodówki, pozwalając wypłynąć na wierzch instynktowi i logice morderstwa, które znajdują sposób unicestwienia czegoś tysiąc razy wcześniej, niż przeciętny sprzedawca może powiedzieć "Pięć dolarów jest okej".

Mimo, że czuł krew, kosmiczny łowca nagród nie zwrócił na to wcześniej uwagi. Najwyraźniej zawód mordercy na zlecenie mocno go w tej dziedzinie znieczulił, lub po prostu czerwone ślepia były zbyt wpatrzone w smukłe kształty maszyn, wobec czego mózg nie miał czasu wysłuchać raportów dochodzących z nosa. Flay przywołała go jednak do porządku.

- Ta chicka. Mów tak dalej to się zaczerwienię… ale spokojnie. Twój zadek jest bezpieczny. Nigdy nie tykam niczego co jest nieletnie i ma oczy wielkości połowy głowy. Hahah…
Zarechotał kpiąco i przyłączył się do detektywistycznej eskapady Legionu. Podszedł do kąta przy maszynerii, gdzie znajdowały się ledwie dostrzegalne, zaschnięte krople posoki. Obwąchał je w skrupulatny sposób, uniósł fragment do ust i posmakował.

- Kilkanaście dni. Ale zapach właściciela ciągle jest silny, a to znaczy że ktokolwiek został tak ładnie urządzony, wciąż jest wśród żywych. Sniff… jeśli mój kindol mnie nie myli, to znajduje się bardzo, bardzo… blisko. Hrm.

Lobo wyszarpnął dłoń zza pazuchy i nakierował ją na podstarzałego mężczyznę stojącego na schodach prowadzących do wnętrza rezydencji. Wyłysiały służący z delikatnym zarostem wydawał się diablo zdziwiony (i przerażony) odwiedzinami planarnych turystów.

- K-kim państwo są i jak się tu dostali? Panicz Jason mówił mi, że zabezpieczył tunel…

- Zamknij się Clyde. Póki jeszcze masz język. To my tu zadajemy pytania.

Syknął Czarnianin. Loge obrócił się ku nowoprzybyłemu, niezbyt gwałtownie jednak by go przypadkiem nie spłoszyć. W Sowieckiej Rosji to tunel zabezpiecza ciebie, pomyślał pozornie bez kontekstu.

-O- Mruknął przewracając oczami. -Daliśmy się podejść... i to dziadkowi Metuzalema- Zarechotał. -Chyba się starzejemy...- Roześmiał się cicho. -Rozumiecie? Dziadek Matuzalema, i że niby się starzejemy... łapiecie?- Nie łapali, albo nie uznali nieziemsko dobrego żartu Loge'a za wart złapania. Blondyn wzruszył ramionami. Zza jego pleców wyszedł drugi Loge, klepiąc go czule po ramieniu. -Nie martw się, stary, rzucasz perły swego humoru przed zwykłe wieprze- Zapewnił swego brata bliźniaka, po czym rozpłynął się w powietrzu gdy tylko żartowniś zdążył mu podziękować i zapewnić, że jego zdanie wiele dla niego znaczy. Stjernskirke westchnął. -Przynajmniej ja siebie rozumiem- Jęknął pod nosem, patrząc spode łba na drużynę i przerażonego lokaja. Zapowiadał sie długi, nieśmieszny wieczór...
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 26-12-2009 o 22:06.
K.D. jest offline  
Stary 29-12-2009, 21:27   #29
 
Magnificate's Avatar
 
Reputacja: 1 Magnificate nie jest za bardzo znanyMagnificate nie jest za bardzo znany
- Nazywam się Wilhelmina Carmel. - Pokojówka wystąpiła dwa kroki przed grupę i lekko skłoniła głowę. - Czy zastaliśmy pana domu?
Łysawy jegomość mocno się zasępił. Na jego twarz wypłynął wyraz ledwie kontrolowanego smutku. Nie mniej jednak, zebrał się w sobie aby udzielić odpowiedzi.
- Pan Bruce… miał przykry wypadek. Niestety, nie jestem w stanie wskazać jego obecnego położenia. Nie mogę nawet z całą pewnością stwierdzić czy jeszcze żyje…
Wlepił spojrzenie w podłogę, wyraźnie zmieszany koniecznością ujawnienia tego jakże przykrego faktu. Kiedyś nie zdradziłby obcym niczego, nie mówiąc nawet o tożsamości swojego pana, teraz jednak… Alfredowi było zupełnie wszystko jedno.
-Aha! Atmosfera się zagęszcza- Mruknął Loge, podkręcając nieistniejącego wąsa. -Zechciej powiedzieć, cóż to za przykry wypadek? Kiedy się to zdarzyło, z czyjej ręki, i jakie było ostatnie znane położenie pana Wayne'a?- Blondyn okazał się dociekliwym osobnikiem - postronnym mogło się wydawac, że zaraz wyciągnie zza pazuchy notes, obgryziony ołówek i kapelusz z karteczką pt. 'press'.
Pinhead nie wdawał się w rozmowę. Zamiast tego, z rękoma skrzyżowanymi za plecami, podziwiał otaczający go, podziemny świat. Znaczy się, jego sojusznicy przynajmniej sądzili, że jest to podziw. Ciężko było wyłapać określone uczucia na niezwykle opanowanej twarzy Iglaka. Wire wykazała się inicjatywą po raz kolejny i klasnąwszy w dłonie… zniknęła w przeogromnym komputerze, buszując po znajdujących się na nim, rozmaitych plikach.
- Jak mi przekazano, pan Wayne został uwięziony przez jakiegoś mrocznego boga w alternatywnej rzeczywistości. Nie wiadomo czy i kiedy stamtąd powróci…
Alfred udzielił odpowiedzi przedstawicielowi prasy. Widział co wyrabia elektryczna pannica, ale posiadał wystarczająco rozumu w głowie aby nie próbować jej powstrzymać.
- Czy w jego zniknięcie był zamieszany osobnik o imieniu Joker? - Wilhelmina chciała wpierw wyeliminować tę ewentualność przed uzgodnieniem co należy zrobić dalej.
- Nie droga pani, ta szalona persona nie miała z tym nic wspólnego. Skąd właściwie to dziwne pytanie? Czyżby go państwo poszukiwali?
Sługa nieco się zaciekawił. W przeciwieństwie do Lobo, który dawno już odłożył broń i obecnie podjął się zawodu archeologa, operując na terenach własnego nosa.
-Możliwe- Odezwał się Loge zawieszając wzrok na ogromnym szkielecie znajdującym się na pobliskiej platformie. -Czy wiesz gdzie do znaleźć? Chcielibyśmy z nim porozmawiać- Co prawda blondyn nie czuł się w obowiązku by znać miejsce przebywania Jokera, od takich rzeczy miał magię, ale wolał maksymalnie przedłużyć konwersację - zmniejszy to szansę na jakiekolwiek nieautoryzwane konsumpcje niewinnych. Co innego go zainteresowało - 'uwięziony przez jakiegoś mrocznego boga'. Loge czuł się niejako pewnie w tym temacie, z bogami, a nawet Bogami, miewał do czynienia na porządku dziennym, zazwyczaj w postaci bycia u któregoś na dywaniku. Ciekawe jakiż to potężny byt postanowił tym razem namieszać w świecie śmiertelnych?
- Cóż. Nie orientuję się w takich sprawach, ale komputer…

- Ha! Daruj sobie zgredzie! Znalazłam to, po co przyszliśmy!

Maszyna przemówiła znanym wszystkim, nieco irytującym głosem a niebieskawa niewiasta opuściła ją jako wiązka błyskawicy, chwilę potem przybierając swoją bardziej solidną formę.
- Niespodzianka milusińscy! Wasza mała Leslie odkryła właśnie miejsca potencjalnych kryjówek Jokera. To jak, idziemy polować na zabłąkane clowny?
Była z siebie dumna. Zarzuciła ręce za głowę i ukazując promienny uśmiech, czekała aż sojusznicy zareagują na przedstawioną przez nią propozycję.
- Limit Czasu. - stwierdziła Tiamat jak zwykle ograniczając się do krótkiego równoważnika zdania.
- Choć zdobycie sojusznika byłoby wielce pożądane to naszym priorytetem pozostaje powstrzymanie Jokera. - Tak sformułowana wypowiedź w razie braku sprzeciwu Pinheada pozostawiała Batmana w rękach tajemniczego mrocznego boga. - Livewire, czy można wiedzieć jak wiele jest tych potencjalnych lokalizacji?
Loge zaprotestował miną i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zamiast tego przełknął cisnące się na język słowa goryczy że nie przyjdzie im zmierzyć się z mrocznym bogiem w pierwszej kolejności. 'Człowieku, gdzie jest twój mózg? Nie jesteś żadnym pomylonym poszukiwaczem przygód, a domena mrocznego bóstwa to nie sklep z wiertarkami' Pomyślał, przygryzając wargę. Może to nietypowa natura ich misji, to jest ratowanie wszechświata, sprawiła że zaczął z utęsknieniem wyczekiwać konfrontacji z jakąś nadludzką eminencją. Na szczęście stary Loge już wrócił - i już obmyślał plan jak wbić swoim kompanom nóż w plecy i skontaktować się z tym całym mrocznym bogiem. Może on będzie w stanie odesłać go do domu? Między Zeusem a prawdą blondyn szczerze wątpił w powagę ich zadania, tudzież w jego brzemienne konsekwencje. Nie było sposoby żeby od tak, po prostu, zdmuchnąć jak świeczkę całe multiwersum. Co na to bogowie, ba, Tytani? Nie, to musiała być jakaś grubsza ściema - i syn boga tchórzostwa i krętactwa nie miał zamiaru brać w niej udziału.
Ale na razie będzie tańczyć jak mu zagrają. Co mu szkodzi zdobyć odrobinę zaufania? Zresztą ten cały Joker, zdaje się że to zwykły człowiek. Jak trudne może być odnalezienie i złapanie/zjedzenie go? A trochę sportu nie zaszkodzi.
-Ditto- Pokiwał zgodnie głową, patrząc a Wilhelminę. -Udupmy Waleta i dopiero wtedy weźmy się za Chernaboga. Jeśli to pomoże, mogę zaoszczędzić nam trochę czasu - nie wiem jak to wygląda w tym świecie, ale jeśli tutejsza bio- i magnetosfera są zbliżone do tych w Midgardzie, będę w stanie zlokalizować tego całego Jokera jeśli tylko dacie mi coś z czym był blisko związany. Element ubioru, broń, ulubioną tabakierkę, kieliszek z którego często pił... znalazłoby się takie coś? Od razu mówię, wypalony papieros czy zużyta chusteczka do nosa nie dadzą rady. To musi być coś z czym obiekt był związany na poziomie duchowym, nie ważne jak niewielkim- Jego wzrok przeniósł się na Alfreda. -Ale oczywiście możemy spróbować kownencjonalnej metody - nie jestem pewien czy to uniwersum wspiera moje talenty. Jeśli zamienię się w żołądź, obiecajcie że nie oddacie mnie bezdomnym wiewiórkom- Zakończył, bawiąc się bezwiednie rękojeścią wielkiego miecza który wystawał mu zza pasa.
- Hmm. Hmm…- Wire zmrużyła ślepia, przeskakując nimi po zgromadzonych w jaskini eksponatach. W końcu zatrzymała się na tym czego szukała.
- Spróbuj z tym czerwonym mundurkiem skarbie. Podobno panu J. włączył się taki agresor, że rozsmarował biednego nosiciela wdzianka po podłodze przy użyciu łomu.
- Leslie ma rację. Negatywny ładunek psychiczny powinien być dobrym przekaźnikiem.

Pinhead odezwał się po raz pierwszy od momentu wejścia do rezydencji bohaterskiego nietoperza. Najwidoczniej przedstawiony pomysł przypadł mu do gustu.
 
Magnificate jest offline  
Stary 15-01-2010, 15:19   #30
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Tak też dzielny pomazaniec boga podjął się wiadomej czynności. Powolnym, ostrożnym krokiem zbliżył się do gabloty zawierającej czerwonawy uniform i mrużąc oczy przyjrzał się mu, niemal dotykając nosem powierzchni szkła.
- Nie w moim stylu, wolę nosić bieliznę jako mniej uzewnętrzniony element ubioru. Nie macie w Gotham zim? Nic to, zobaczmy co da się z tym zrobić...
Alfred nie skomentował, zaś blondyn wziął długaśny krok w tył, strzelił donośnie kłykciami i zaczerpnął głęboki wdech... bardzo głęboki. Nieprzerwanie przez blisko dwadzieścia sekund napełniał płuca wielkimi haustami powietrza, wypinając do przodu klatę w komicznej pozycji. Zebrani w przepastnej jaskini chłopcy i dziewczynki nie mogli pozbyć się wrażenie, że temperatura powietrza gwałtownie opadła. Tymczasem Loge pochylił się do przodu, i dmuchnął potężnie falą białej mgły, która połknęła gablotę i... zamroziła ją. W istocie, gdy opar się rozwiał, szklany pojemnik z się być pokryty cienką warstwą szronu, układającą się na jego przezroczystej powierzchni w śliczne wzorki. Loge uśmiechnął się dziarsko i odwrócił się do Pinhead’a by pokazać mu wielki paluch w górę. A potem gwizdnął przeciągle, wkładając palce do ust. Gablota rozsypała się w najdrobniejszy proszek, który srebrną falą rozlał się po podłodze. Loge podszedł do niechronionego stojaka i delikatnie, z namaszczeniem zdjął z niego starą, sztywną od jakiejś zaschniętej substancji kamizelkę. Dopiero chwila zastanowienia pozwoliła zidentyfikować sprawcę tej sztywności, a także wyblakłego czerwonego koloru - uniform musiał być dosłownie skąpany we krwi. Zielonooki wzdrygnął się z obrzydzeniem i położył ubranie na ziemi nieopodal, a następnie przy nim klęknął, sięgając za pazuchę swojej futrzanej peleryny.

Wyciągnął zza niej niewielki woreczek, a z niego kawałek grubej, złotej nici. Położył owo medium na piersi kamizelki, po czym mocno przycisnął złożonymi dłońmi, niemal tak jakby próbował zrobić ubraniu masaż serca. Donośny syk jaki wydał blondyn parę mgnień oka później przerwał podniosłe, harmonijne zaklęcie które wymawiał cicho pod nosem. Jego twarz wygięła się w dziwnym grymasie, jakby kamizelka nagle zaczęła go parzyć. W istocie, spomiędzy jego palców wydobywał się szara, delikatna strużka dymu. Duszowięzy które wsiąkły w ów przedmiot przeplatały się nawzajem - strach, panika i śmierć ich dawnego właściciela walczyły o lepsze z szaleństwem, żądzą krwi i okrucieństwem jego oprawcy. Loge musiał się postarać, by przesiać te emocje i wyłowić z nich esencję poszukiwanego przez grupkę osobnika. Nie było to łatwe, ale udało się. Loge dopiął swego. Niemal jak fragmenty jakiejś metafizycznej układanki, negatywne emocje i odczucia zaczęły się formować w mglisty, niewyraźny obraz przed oczyma obserwujących. Z początku istniały jedynie szare kontury i zamazane kształty sylwetek. Głosy odbijały się echem i zdawały się niemal niemożliwe do zrozumienia. Jednakże wizja i fonia z każdą sekundą ulegały poprawie. Piwnica starego, przedwojennego budynku, ze słabym oświetleniem w formie pojedynczej żarówki. Dwie postaci. Jedną z nich był mężczyzna ukazany grupie wcześniej przez Pinhead’a. Leżał na ziemi, trzymając się za krwawiącą głowę i niewyraźnie chichocząc. Jego fioletowy garnitur był ubrudzony posoką i mocno poszarpany. Sądząc po układzie kończyn, można było oszacować, że jego kości zostały połamane w rozmaitych miejscach. Nad nim, trzymając łom, stała druga sylwetka. Wysoki, muskularny mężczyzna odziany w glany, błękitne jeansy, biały podkoszulek i skórzaną kurtkę jaką człowiek zwykle kojarzy z harleyowcami. Jego twarz przesłonięta przez pełną, karmazynową maskę z białymi wizjerami.


- Joker, Joker … kopę lat, co? Musisz przyznać, że ta scena przywodzi wspomnienia.
Tajemniczy napastnik zaśmiał się ponuro i wypuścił pokrwawiony metal z ręki jak popsutą zabawkę. Przedmiot uderzył o pokrytą kurzem i juchą podłogę.
- Ależ… to przecież panicz Jason!
Osoby obserwujące scenę przejawiały różne formy zainteresowania. Alfred był przerażony i zdegustowany, Kolcogłowy obojętny, Lobo sprawiał wrażenie krytyka sztuki, a Leslie mimo pozornego braku zaciekawienia, patrzała w okno utkane z dymu jak kobieta, która nie chce przyznać swojego zamiłowania do oper mydlanych. Loge wzruszył ramionami.
-Wygląda na to, że problem mamy z głowy. Chyba ktoś nas ubiegł...
Westchnął magik, kontemplując przykry obraz otworzony w widmowym oknie.
-Wiem, gdzie to jest. Możemy się tam udać jeśli koniecznie chcemy pozbierać resztki.

Okrutna, acz zwycięska sytuacja w mgnieniu oka stanęła na głowie. Loge spostrzegł jakiś ruch na krawędzi swej dymnej percepcji. Trzecia, niesłyszalna i niemal niezauważalna sylwetka pojawiła się z nikąd na schodach piwnicznych w obserwowanej lokacji. Szara smuga skompresowanego powietrza, ostrego jak kosa, przecięła odległość między jej stworzycielem a mężczyzną odzianym w ciuchy motocyklisty. Ten odskoczył instynktownie, jednak zdecydowanie nie tak szybko, czy zręcznie jak mogliby tego dokonać pobratymcy boskiego pomazańca. Najwyraźniej był tylko człowiekiem. Wyszkolonym, metodycznym, posiadającym zaawansowana paranoję… ale śmiertelnikiem. Emanacja przecięła bark, urywając fragment kości, mięsa i skórzanego odzienia. Red Hood złapał za ranę i syknął z bólu, opierając się o ścianę i próbując wypatrzyć agresora pośród mroku. Atakujący ułatwił mu zadanie. Z mroku wyłonił się wysoki, smukły mężczyzna o pół-długich, blond włosach, ubrany w granatowy skafander z kapotą. Loge nigdy wcześniej nie widział jegomościa, jednak czuł wyraźną… wypaczoną aurę jaka od niego emanowała.


- To uniwersum stwarza nam same problemy.
Zacisnął lewą pięść, przyglądając się jej jakby zrozumiał znaczenie wszechświata. Mówił spokojnym, wyważonym tonem, wręcz ziejącym pewnością siebie.
- Mimo, że nie wiecie o naszych planach… podświadomie robicie wszystko żeby je pokrzyżować. Wpierw Superman i Doomsday. Potem Hal Jordan i Parallax… teraz to.
- Ghhh… kurwa! Kurwa, jak boli. Khh! Faktycznie koleś… nie wiem o czym gadasz. Wiem za to, że jeśli nie jesteś kimś pokroju Marvela, Atoma, albo Lobo, to kilka kilogramów materiałów wybuchowych i kilkaset ton cegły zrobi z tobą porządek…

Hood ścisnął detonator i wskazał niewielkie, zielonkawe lampki rozsiane po całej piwnicy. Oblepiające fundamenty budynku. Przeciwnik wysilił się na delikatny uśmiech.
- Proszę…to żałosne. W tak błahy sposób chcesz zabić boga?

Nie był bogiem, Loge wyczuwał to aż za dobrze. Miał jednak ego, które było większe niż cały japoński panteon razem wzięty, a to zawsze zwiastowało kłopoty.
-Ha! O tempora, o mores... ludzie często lubią udawać u was bóstwa? Z pewnością żadnego nie spotkali. Taki Zeus, czy Odyn, to są dopiero grube ryby. W każdym razie, jedyną rzeczą którą ten człowiek może nazywać swą boską domeną, jest ego.
Loge zmarszczył nos, jakby wyczuwał jakiś brzydki zapach pochodzący od mężczyzny w kapocie. Lobo donośnie parsknął, obserwując blondyna.
- Pff! Dajta spokój ludziska, to przecież jakiś zwykły goguś. Zrobimy z niego filety.
- Hmm… no ja twierdzę, że to raczej żaden z naszych…

Wire przyglądała się postaci, próbując odnaleźć najmniejsze podobieństwo do znanych sobie super łotrów. W tym czasie, Pinhead przejął inicjatywę w rozmowie.
- Zgadza się. Kimkolwiek jest, nie pochodzi z tego świata. Z tego co powiedział, szacuję, że to przedstawiciel grupy odpowiedzialnej za ostatnie… zaburzenia.
- Tak czy siak uważałbym na niego. Może nie być bogiem, ale niech mnie kule biją jeśli nie jest diablo niebezpieczny. Czy to możliwe że to ten sam osobnik, który przetrzymuje naszego Mrocznego Rycerza? Zgadza się z opisem Alfreda…
Blondyn szczęknął niecierpliwie mieczem o pochwę.
-No cóż, wypadałoby godnie faceta przywitać. Sugerowałbym pośpiech, nie jestem w stanie bezpośrednio oddziaływać na to co dzieje się po tamtej stronie, a nie ryzykowałbym teleportacji na nieznanym terenie. Jeśli wciąż chcecie… tfu, chcemy go dopaść, dobrym pomysłem byłoby zrobienie tego zanim pan w czerwonej masce rozniesie siebie i Jokera w drobny mak. Czemu tylko tę dwójkę? Nie pytajcie dlaczego, ale wydaje mi się że Mr. Blond nie rzucił słów na wiatr kiedy powiedział że wysadzenie go w powietrze to błahostka.
Kolcogłowy przytaknął. Złożył dłonie, przygotowując się do rzucenia zaklęcia…
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172