Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2009, 09:02   #280
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Wyprawa do kurhanu okazała się być zwykłą stratą czasu, a wszelkie nadzieje Broga na łatwe wzbogacenie zostały szybko i brutalnie rozwiane. Liczył na to, że za pomoc koczownicy odpalą im jakieś nieduże, acz wartościowe cacuszko, a tu wyszło im na spotkanie kilka denerwująco przezroczystych elfów i zaczęło gadać w języku, którego nie rozumiał, potem Araia przetłumaczyła ich gadkę i Brog dalej nic nie rozumiał, no może poza tym, że mają się wynosić z niczym, bo ubiegł ich jakiś szczur. To Ci dopiero strażnicy, dali się obrobić gryzoniowi. Krasnolud mało się nie popłakał ze śmiechu.
Podróż do Hautamaki była długa na tyle, by nawet twarda żyć Broga obiła się boleśnie. Z bezczynności krasnoludowi zaczęło odbijać i gdy nie drzemał zwykł był pić sfermentowane kobyle mleko, podarunek od koczowników i wydzierać się na całą okolicę :

W stepie szerokim, którego okiem
nawet sokoła nie zmierzysz,
Wstań unieś głowę, posłuchaj słowa
Pieśni o małym rycerzu …

Mały rycerz był rzecz jasna krasnoludem, który walczył z przeważającymi siłami wroga, by pod koniec pieśni polec bohatersko w obronie twierdzy zwanej Podolec Kamieński. Stąd pewnie krasnoludzki synonim beznadziejnej walki „polec w Podolec”.
Pieśń była nieznośnie pompatyczna, miała pięćdziesiąt zwrotek, a Brog doprowadzając wszystkich do rozpaczy i zgrzytania zębami śpiewał ją wciąż od nowa. Dopóki …
Dopóki Erytrea dziesiątego dnia podróży nie skontaktowała się z magiem. Brog pomyślał z odrobiną zawiści, która go samego zdziwiła, że magiczka musiała być niezła w łożnicy, skoro jej kochanek wręcz obsypał ich prezentami.
Krasnolud z właściwą sobie chciwością zaklepał sobie amulet, ale sumienie go gryzło. Na popasie podszedł do Erytrei i zagadał :
- Nie godzi się przyjąć prezentu i nie dać nic w zamian. Rzeknij co chcesz od Broga.
Czarodziejka uśmiechnęła się lekko na słowa Broga, takie poważne.
- Jesteśmy, jakby nie patrzeć, drużyną. Musimy współdziałać i wspierać się nawzajem. Ja ofiarowuję tobie magiczną pomoc, ty nie raz już ofiarowałeś mi zbrojne ramię i zapewne w przyszłości też będziesz to robił. Nie ma powodu, byś czuł się zobowiązany.
- O nie. Kochajmy się jak bracia, a liczmy się jak gnomy. -
stwierdził szperając w torbie.
- Flaszka spirytusu ... - spojrzał niepewnie na czarodziejkę - Nie wydaje mi się. Nie wyglądasz na trunkową.
Przytaknęła z tym samym nieznacznym uśmiechem.
- Kajdany ? Też nie.
- Kajdany? -
powtórzyła, zdziwiona. - Dlaczego nosisz je ze sobą?
Krasnoluda zdziwiło jej zdziwienie.
- Jak to ? A jeńca, albo bez urazy, szalonego maga jak spętać ? Nie zawsze ma się łyka.
- Widzę, że pomyślałeś o wszystkim.
Brog uśmiechnął się pod wąsem mile połechtany jej słowami, które wziął za komplement. Aż dziw jak działało na niego miłe słowo magiczki.
- Kiedyś wziąłem do niewoli znacznego rycerza dla okupu, ale mi zwiał. Od tamtej pory zawsze mam kajdany w zanadrzu. Mam też nożyczki do brody, od biedy nadadzą się do twoich włosów. - stwierdził z nadzieją w głosie.
- Albo jedwabną linę ...
- Myślisz, że przydałoby się im strzyżenie? - zażartowała bez przekonania, nawijając na dłoń czarny pukiel. Zaraz spoważniała. - Brogu. Naprawdę nie czuj się zobowiązany. Te magiczne przedmioty przysłała nam... sprzymierzeniec.
Krasnolud mruknął w brodę ledwo słyszalnie :
- Taaa ... sprzymierzeniec. Strzeżcie się magów, gdy dają prezenty.
Po czym głośniej dodał :
- Nie podoba mi się ten cały mag, wiem że masz inne zdanie, ale jakoś mu nie ufam. Jest taki ... idealny. Pomaga choć nas nie zna i nie chce nic w zamian. To nie jest normalne.
Czarodziejkę uderzyło to stwierdzenie - "jest taki... idealny". To samo, które powracało do niej w długiej, nocnej porze, gdy nie mogła zasnąć. Jest taki doskonały. Taki idealny. Jak jego iluzje. Czy on sam też otacza się kokonem iluzji?
- Wiem, że postawiłam wszystko na jedną kartę. Podjęłam jednak ryzyko i zaufałam mu. Wierzę, że jest tego godzien. Nie pozostaje zresztą tak całkiem bezinteresowny, Gallager jest jego wrogiem i Nikkolas nie zmartwi się, jeśli mag Rostorna polegnie na bagnach. Po drugie... Mylisz się. Jest coś, czego Dranstrager pragnie. Coś, czego oczekuje w zamian... - Zamilkła. Nie wydawało się, by chciała kontynuować tę rozmowę. Jakby zatopiła się w myślach, zapadła w siebie zbyt głęboko, by otaczający ją towarzysze, step, obóz - by wszystko, co poza nią, miało jeszcze jakieś znaczenie.
Brog czekał przez chwilę w milczeniu :
- No ... to czego chce ? Bo pieniądze to on ma.
Uniosła brwi, po czym pokręciła głową.
- Nie o pieniądze mu chodzi. Ani nie o życzenie, które mógłby spełnić ifryt. Wybacz. To sprawa między mną a nim.
- Mam tylko nadzieję, że powiesz jeśli ta sprawa zacznie dotyczyć nie tylko Was. Mam ! -
wrzasnął nagle krasnolud.
Omal nie podskoczyła na jego okrzyk, jej opanowanie jednak temu zapobiegło.
- Co takiego?
Z torby wyciągnął mały pojemniczek z maścią o silnym ziołowym zapachu.
- To. Dostałem od Suil. Tej koczowniczki w której namiocie nocowałem. Ta maść chroni przed ukąszeniami komarów, a wszak idziemy na bagna. Ja tam mam grubą skórę, ale Tobie się przyda. Weź choć to. Nie jest tyle warte co amulet, ale przynajmniej przydatne.
Skinęła, wyciągając rękę po puzderko.
- Dziękuję.
Krasnoludowi ulżyło. Dalej miał wobec niej dług, ale już nieco mniejszy.

Po szczęśliwym i nudnym dotarciu do Hautamaki niemal od razu poszedł do miejscowej karczmy na piwo. O bogowie, jak mu brakowało tej odrobiny luksusu. Rzygał już kobylim mlekiem i przysiągł sobie, że już nigdy więcej nie weźmie tego świństwa do ust.
Bardzo spodobała mu się wiadomość, że miejscowym nie udało się dobrać do skarbu. Widać źle szukali, co też było jakąś wskazówką.
- Po mojemu to musimy tam iść z naszymi gratami. – pogładził tarczę.
- I rozejrzeć się. Takie mądrale jak nasze elfy na pewno coś wymyślą. Ja na wszelki wypadek wezmę kilof i łopatę, w razie gdyby, jak zwykle im się nie udało.
Stwierdził nawiązując do kąśliwej uwagi Arai sprzed kilku dni. Krasnoludy są pamiętliwe, choć nie takie wredne jak inne długowieczne rasy.
 
Tom Atos jest offline