Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2009, 18:25   #603
Faurin
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Powłóczysta szata ocierała się, szeleszcząc przy tym, o nogi. Była przy tym tak majestatyczna, tak pełna uroku, że aż chciało się ją zedrzeć z istoty, która ją miała na sobie. Była czarna, jak noc. Przykuwała oko. Może w większej mierze dlatego, że postać która była w nią odziana była niczym zjawa, senna mara. Niewidoczna pod szatą, skryta w mroku, w pustce swego przeznaczenia.
Jednak nie tylko szata zdobi człowieka, jak brzmiało stare porzekadło. Istota ta w dłoni, także skrytej pod płaszczem, trzymała kostur. Wyglądało to tak, jakby się opierała o ten "zwykły kawałek drewna". Kostur był zwieńczeniem szaty. Był jak ostatni puzzel, który, jak nic innego, pasował do układanki. Cały czarny z niebieskim kryształem przy końcu. W rękach maga, bo niewątpliwie nim ta istota była, potrafił stać się czymś więcej, aniżeli zwykłą bronią drzewcową. Przy nim każda pika była niczym gałązka przy kłodzie. Co prawda nie była to broń niezastąpiona i nie najlepsza, ale była solidna, poręczna, potężna i posłuszna. Taak... Posłuszna. W przeciwieństwie do innych broni ta posiadała dusze. Posiadała swoje wnętrze i w momentach gniewu dodawała mocy. W momentach złości kierunkowanej do swego pana, zawodziła. Była darem, ale i przekleństwem. Zupełnie jak magia... I kobiety.
Czarna postać miała jeszcze jedną rzecz.

Zawieszony na plecach miecz, broń, która służyła jako deska ratunku, która miała za zadanie wspomóc maga w walce, gdy kostur zawiedzie, bądź też, gdy chęć skosztowania krwi będzie zbyt wielka, by ją zlekceważyć. A co wtedy? Mag potrafi rzucić się w wir walki, z wielką furią zadając ciosy i wdychając woń stęchlizny i krwi. Woń, która jest niczym piwo dla krasnoluda, krew dla rekina, chaos dla demona, czy las dla elfa.
Mag ruszył powolnym krokiem do przodu. Nadal opierał się o kostur, który teraz służył mu za podporę. Ogień naokoło był ramką, w której posklejane puzzle miały zawisnąć. Był przyjemnie kojący, magiczny i spokojny. Bez żadnych niepożądanych istot był niczym raj. Pustelnia dla maga- wręcz wymarzona.
Jednak nigdzie nie jest za pięknie. Nie ma miejsca, w którym była by idealna cisza. Jak grzyby pod deszczu wyłoniły się trzy postacie. Z początku mag dojrzał tylko jedną, ale chwilę potem zza niej "wyszły" kolejne dwie. Dziwna to była drużyna. Ork, tęgi i rosły, elf z białymi włosami i dwarf, który najlepiej nie wyglądał.
Mag przystanął na chwilę wpatrując się w ową trójkę, jakże dziwnych, wędrowców. Chwila ta trwała dość krótko, bo jeden z nich wypatrzył go.
Elf podszedł do niego. W dłoni trzymał oręż. Odziana w czarne szaty istota zmarszczyła brwi, jednak nie zauważył tego długouchy, bo całą twarz maga była skryta pod kapturem, zakryta w cieniu.
- Kim jesteś.- rzucił elf.
Mag wziął głęboki oddech i odparł:
- Jestem tym, kim byłem przed wiekiem, oraz tym kim jestem teraz.
- Eche...
Samael splunął krwią na podłogę.
- Słyszałem to już setki razy. Chcesz mieć szansę wytłumaczenia się czy wolisz od razu przyozdobić ściany?
- Kim ty jesteś, elfie, że śmiesz podchodzić to mnie i pytać się o miano, samemu wcześniej się nie przedstawiając? Czy tak prędko zależy ci na tym aby nasze ostrza się spotkały w boju? Czy twój młody umysł zawiera tylko zło, pogardę i chęć niszczenia?
- Eche... Skąd wiedziałeś? To jak?
- Tak prędko ci do podnoszenia ręki na tych, którzy mogliby by być ci rodzicielem? Na tych, którzy tworzyli to, co nazywamy teraźniejszością. No dobrze... Muszę cię zmartwić, bo nie po to tu jestem. I nie moim zwyczajem jest zabijanie każdej napotkanej istoty. Szczególnie tak młodej i... zadufanej w sobie.
Znowu splunięcie, tym razem śliną. Mag spojrzał na niego z politowaniem.
- Można wiele złego powiedzieć o moich rodzicach... Naprawdę wiele. Ale żadne z nich tak nie przynudzała. Powiesz nam swój arcyważny powód Czy mam żyć go nie poznawszy z kolejną kreską na moim mieczu?
- Powodów jest mnóstwo, ale żadnego nie poznasz. Jesteś zbyt arogancki i... Nieważne. Chcesz mimo wszystko, wraz z moją odmową włącznie, podnieść na mnie swój oręż. No dobrze... Twój wybór. Jak skończysz rzeknij, czy mogę już wstać i ruszyć w dalszą drogę, albo, jeżeli byłaby taka potrzeba, porozmawiać jak człowiek z elfem, kulturalnie, bez naskakiwania na to, że przynudzam, czy też innych, "ważkich" powodów.
- Eche. Wybacz ale jestem zmęczony. Możesz podejść i kucnąć, wtedy zetnę za pierwszym cięciem.
- Ohohohoho... Stawiasz mi jeszcze warunki... Jak ta młodzież się zmieniła. No cóż. Widać nie mam większego wyboru.
Mag powolnym krokiem dochodzi do Samaela.
- Wybacz, że nie ukucnę. Mam swoje lata i nie wypada mi przed tobą klękać, ale... proszę. Jestem do twojej dyspozycji.
Samael przekrzywił głowę, patrząc trochę z boku na nowego. Dał dwa kroki w tył, obejrzał się za siebie.
- Te Barbak! Następny demon.
Następnie półdemon spojrzał na maga.
- Pozdrów Berithiego i Misstres.
Noga zakroczna wystrzeliła do przodu a miecz wspomagany przez skręt ciała pobiegł na spotkanie nowego przeciwnika.
- - Ehhh... Więc myślisz, że jestem demonem? I mimo wszystko, że oddaje się w twoje ręce wołasz kompana? Cóż za brawura.
Chwilę potem poczuł dziwny dreszcz, który przebiegł najpierw po torsie, by chwilę potem rozejść się przez całe ciało. Elf nie rzucał słów na wiatr. Ciął na ukos, po korpusie. Mag nie wyczuł czy od dołu czy od góry był zadany cios, ale stwierdził po namyśle, że od dołu, bo tam ogniskowanie bólu było największe i najdotkliwsze. Jednak nie było to tak straszne i bolesne. Dawało na swój sposób pewną... satysfakcje.
Nie minęła chwila, składająca się z kilku momentów, a już otrzymał poprawiający cios, tym razem głowicą. Zadany atak był niezwykle precyzyjny, bo jak wielu trafiło by pomiędzy oczy, nie widząc twarzy przeciwnika.
Mag upadł. Postanowił chwilkę... poleżeć.
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 23-11-2009 o 18:45.
Faurin jest offline