Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2009, 18:53   #601
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Secret by *Kistit on deviantART

Nizzre; Iliamdrill nie wyglądał najlepiej, ale żył. Co lepsze, nie był opętany ani ranny. Po prostu trochę się usmażył w gorącu ognia i demonicznej energii.
- Wiem... teraz... - wyszeptał nagle.
Spojrzałaś na niego - miał uchylone jedno zamglone oko i uśmiechał się z przekąsem.
- ...dlaczego nazwał cię Nizzre - dokończył, uśmiechając się.
Wyglądało na to, że powoli dochodzi do siebie, a przynajmniej, że będzie żył. W okolicy niestety snuło się coś, co zagrażało egzystencji was obojga. Katem oka zauważyłaś znów ruch. Duży, wielonożny kształt rósł na tle falującej ściany ognia. W końcu rozpoznałaś w nim Fufiego i odetchnęłaś z ulgą. nadbiegający pająk nastroszył się i wydał z siebie wściekły syk. Ostrzeżenie zostało przyjęte i uskoczyłaś w samą porę.
Queen by *Mr--Jack on deviantART
Odnóże Żywej Klątwy wbiło się w ziemię obok kamienia, na którym leżał Iliamdrill a sama modliszka odprowadziła cię wzrokiem, sycząc wściekle, zła, że chybiła.
*
- To się wymknęło spod kontroli - zauważył Kruk.
- Samael złamał nóż, ale nikt nie doprowadził sprawy do końca - przyznał czarnowłosy.
- Klątwa nie została przełamana, ale uszkodzona - Kruk machał ogonem. - wymyka się spod kontroli.
- Nie ma sensu dłużej jej chować.
- nie - poparł Kruk. - Ale bez mocy Bieli nie można jej zabić póki ma jeszcze jeden punkt odniesienia.
- Kości. Będzie chodzić za nimi. Nie chcę, żeby uszkadzała ich w nieskończoność, teraz, kiedy biega luzem.
- Wyślę kogoś, żeby zniszczył kości. Gate`a?
- Beritha - zmrużył oczy. - Będzie szybciej.
- Co by mu na myśl nie przyszło niszczenie samej Klątwy.
- I spotkanie z Nizzre.
- Gatenowhere dostanie zatem inne zadanie.
- Tak, niech ich wytropi i zgładzi.
* * *

Szamil; zaatakowałeś. Efekt był jaki był...

Barbak; przygotowałeś się na przyjęcia ciosu atakującego elfa, odkrywając nagle, że albo potknąłeś się na jakimś zdradzieckim kamyczku, albo przydepnąłeś se sznurówkę, albo miało miejsce inne, równie obciachowe i brzemienne w skutkach wydarzenie. A nie. To Berithi postanowił pozdrowić odpowiednio Syna Bieli i fala jego niewidzialnej energii uderzyła w ciebie, okręcając cię wokół własnej osi z kilka razy i zwalając cię z nóg. Impet z jakim zwaliłeś się na ziemię wstrząsnął niebiosami. Przy upadku zrobiłeś sobie kuku własną bronią! Ze zdumieniem odkryłeś, że ostrze topora przypadkowo wbiło się niegłęboko pod twoim obojczykiem!

Szamil; Ork pofrunął a że fruwanie z toporem nie jest łatwe, zrobił sobie kuku. Nie minęło dużo czasu zresztą, nim Berithi pozbywszy się jednego stwierdził, że może pozbyć się i drugiego.
- Wybaczcie panowie, robota wzywa...
Obejrzałeś się na niego; stał prosto jak świeca, nieruchomo, bez broni, z opuszczonymi rękami. I naraz powietrze zafalowało, a fala energii pomknęła ku tobie i podmuchem zmiotła cię, kiedy byłeś jeszcze w powietrzu. Kolejne ‘chrup’ o ścianę i tym razem nie wstałeś, rzygnąłeś za to krwią i wrzasnąłeś niekontrolowanie z bólu. Chmurek rzucił się aby cie ratować.
- Remember what i told you – mruknął Berithi. – Please be serious... son.

http://fc00.deviantart.net/fs20/i/20...nais_child.JPG

Demon jak to demon – teleportował się i tyle go widzieliście...

Szamil, Kall`eh, Barbak;
Demon wsiąkł. Wrócił za to Możeeeeee eeeeeh...? Zauważyliście, że ktoś wysoki stoi przy wejściu do groty. Oglądacie się na niego, ze względu na jeden szczegół – choć z postury podobny do pomarańczoookiego, to jednak ślepia ma inne... i do tego dziwnie lśniące w mroku!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 21-11-2009, 16:46   #602
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Ból. Koszmarny, obezwładniający ból. Coś co wwierca się w mózg niczym igła, coś co rozsadza czaszkę, całe ciało… BÓL!
Plan był prosty. Zabić piekliszcze. Nie raz i nie dwa przeprowadzał już takie zabiegi. Nie raz atakował piekliszcze, nie raz piekliszcze atakowało jego…Problem zasadniczy polegał na technice. Ta w zasadzie też była mu znana…. Atak na „lecącego wariata” miał przećwiczony aż za dobrze. Nie raz i nie dwa za sprawą jego mięśni, orkowi kompani szybowali w przestworzach. Raz to na smoczym nosie, innym razem w mniej epickich okolicznościach… słowem miał to w małym palcu. Co więc poszło źle? Dlaczego ostrze topora tkwi teraz w jego obojczyku? Dlaczego to na dodatek jego topór?

Twarz orka prócz oczywistego bólu wyrażała zaciekawienie. Ork nie zastanawiał się w jaki sposób piekliszcze tak go podeszło… sprawa pod tym względem była dość oczywista. Ork zastanawiał się jednak w którym momencie walki popełnił błąd. Po kilkunastu sekundach doszedł do wniosku, że nie popełnił go wcale. Jedynym błędem była sama walka. Przynajmniej w takim kształcie. Należało się nie sugerować rodzinnymi koneksjami Synka i od razu w sposób definitywny zakończyć sprawę… a tak blada rzyć.

Barbak spróbował się podnieść… zakończyło się to tylko i wyłącznie falą obezwładniającego i pozbawiającego przytomności bólu.
- Nie ruszaj się!
- Emanuelu, przestań gadać!
- To nie jest taka prosta sprawa. Masz spory kawałek żelaza w ciele.
- Co Ty nie powiesz? Popatrz a ja myślałem, że to co innego!
- Boś jest durny! Po jaką cholerę tak folgowałeś sobie z tym Demonem?
- Dobre pytanie.
- No właśnie. Następnym razem, bo jestem przekonany że taki będzie, zabierz się za to jak należy.
- Tak zrobię. Możesz poradzić coś na to cholerstwo.
- Owszem, ale najpierw ktoś musi wyciągnąć topór.
- O w mordę!


Barbak zlustrował otoczenie. Był tam Synek i Kall’eh. Ork był zdania, że do załatwienia tak delikatnej sprawy (delikatnej to dobre słowo!) wymagany jest ktoś o odpowiedniej subtelności.
- Kall’eh! Pomóż proszę! Wyciągnij to cholerstwo!

Barbak zacisnął szczęki na kawałku znalezionego patyka i oczekiwał na to co nieuniknione.
Gdy pomieszczenie wypełnił przeraźliwy wrzask było jasnym, że ostrze opuściło ranę. Pchli felczer na całe szczęście działał szybko. Barbak nie zdążył nawet na dobre stracić przytomności gdy było już po wszystkim. Oparł się siedząc o ścianę, nie świadom tego, że jest ona cała upaćkana jego posoką.
Huge Orc by ~Ilacha on deviantART
- Dziękuję brodaty przyjacielu. Mam nadzieje, że nie będę musiał odpłacać Ci nigdy podobną przysługą! Ork krzywił się jeszcze.

Następnie zwrócił się do Samuela
- No to daliśmy ciała. Masz może koncept, gdzie go można teraz znaleźć?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 23-11-2009, 18:25   #603
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Powłóczysta szata ocierała się, szeleszcząc przy tym, o nogi. Była przy tym tak majestatyczna, tak pełna uroku, że aż chciało się ją zedrzeć z istoty, która ją miała na sobie. Była czarna, jak noc. Przykuwała oko. Może w większej mierze dlatego, że postać która była w nią odziana była niczym zjawa, senna mara. Niewidoczna pod szatą, skryta w mroku, w pustce swego przeznaczenia.
Jednak nie tylko szata zdobi człowieka, jak brzmiało stare porzekadło. Istota ta w dłoni, także skrytej pod płaszczem, trzymała kostur. Wyglądało to tak, jakby się opierała o ten "zwykły kawałek drewna". Kostur był zwieńczeniem szaty. Był jak ostatni puzzel, który, jak nic innego, pasował do układanki. Cały czarny z niebieskim kryształem przy końcu. W rękach maga, bo niewątpliwie nim ta istota była, potrafił stać się czymś więcej, aniżeli zwykłą bronią drzewcową. Przy nim każda pika była niczym gałązka przy kłodzie. Co prawda nie była to broń niezastąpiona i nie najlepsza, ale była solidna, poręczna, potężna i posłuszna. Taak... Posłuszna. W przeciwieństwie do innych broni ta posiadała dusze. Posiadała swoje wnętrze i w momentach gniewu dodawała mocy. W momentach złości kierunkowanej do swego pana, zawodziła. Była darem, ale i przekleństwem. Zupełnie jak magia... I kobiety.
Czarna postać miała jeszcze jedną rzecz.

Zawieszony na plecach miecz, broń, która służyła jako deska ratunku, która miała za zadanie wspomóc maga w walce, gdy kostur zawiedzie, bądź też, gdy chęć skosztowania krwi będzie zbyt wielka, by ją zlekceważyć. A co wtedy? Mag potrafi rzucić się w wir walki, z wielką furią zadając ciosy i wdychając woń stęchlizny i krwi. Woń, która jest niczym piwo dla krasnoluda, krew dla rekina, chaos dla demona, czy las dla elfa.
Mag ruszył powolnym krokiem do przodu. Nadal opierał się o kostur, który teraz służył mu za podporę. Ogień naokoło był ramką, w której posklejane puzzle miały zawisnąć. Był przyjemnie kojący, magiczny i spokojny. Bez żadnych niepożądanych istot był niczym raj. Pustelnia dla maga- wręcz wymarzona.
Jednak nigdzie nie jest za pięknie. Nie ma miejsca, w którym była by idealna cisza. Jak grzyby pod deszczu wyłoniły się trzy postacie. Z początku mag dojrzał tylko jedną, ale chwilę potem zza niej "wyszły" kolejne dwie. Dziwna to była drużyna. Ork, tęgi i rosły, elf z białymi włosami i dwarf, który najlepiej nie wyglądał.
Mag przystanął na chwilę wpatrując się w ową trójkę, jakże dziwnych, wędrowców. Chwila ta trwała dość krótko, bo jeden z nich wypatrzył go.
Elf podszedł do niego. W dłoni trzymał oręż. Odziana w czarne szaty istota zmarszczyła brwi, jednak nie zauważył tego długouchy, bo całą twarz maga była skryta pod kapturem, zakryta w cieniu.
- Kim jesteś.- rzucił elf.
Mag wziął głęboki oddech i odparł:
- Jestem tym, kim byłem przed wiekiem, oraz tym kim jestem teraz.
- Eche...
Samael splunął krwią na podłogę.
- Słyszałem to już setki razy. Chcesz mieć szansę wytłumaczenia się czy wolisz od razu przyozdobić ściany?
- Kim ty jesteś, elfie, że śmiesz podchodzić to mnie i pytać się o miano, samemu wcześniej się nie przedstawiając? Czy tak prędko zależy ci na tym aby nasze ostrza się spotkały w boju? Czy twój młody umysł zawiera tylko zło, pogardę i chęć niszczenia?
- Eche... Skąd wiedziałeś? To jak?
- Tak prędko ci do podnoszenia ręki na tych, którzy mogliby by być ci rodzicielem? Na tych, którzy tworzyli to, co nazywamy teraźniejszością. No dobrze... Muszę cię zmartwić, bo nie po to tu jestem. I nie moim zwyczajem jest zabijanie każdej napotkanej istoty. Szczególnie tak młodej i... zadufanej w sobie.
Znowu splunięcie, tym razem śliną. Mag spojrzał na niego z politowaniem.
- Można wiele złego powiedzieć o moich rodzicach... Naprawdę wiele. Ale żadne z nich tak nie przynudzała. Powiesz nam swój arcyważny powód Czy mam żyć go nie poznawszy z kolejną kreską na moim mieczu?
- Powodów jest mnóstwo, ale żadnego nie poznasz. Jesteś zbyt arogancki i... Nieważne. Chcesz mimo wszystko, wraz z moją odmową włącznie, podnieść na mnie swój oręż. No dobrze... Twój wybór. Jak skończysz rzeknij, czy mogę już wstać i ruszyć w dalszą drogę, albo, jeżeli byłaby taka potrzeba, porozmawiać jak człowiek z elfem, kulturalnie, bez naskakiwania na to, że przynudzam, czy też innych, "ważkich" powodów.
- Eche. Wybacz ale jestem zmęczony. Możesz podejść i kucnąć, wtedy zetnę za pierwszym cięciem.
- Ohohohoho... Stawiasz mi jeszcze warunki... Jak ta młodzież się zmieniła. No cóż. Widać nie mam większego wyboru.
Mag powolnym krokiem dochodzi do Samaela.
- Wybacz, że nie ukucnę. Mam swoje lata i nie wypada mi przed tobą klękać, ale... proszę. Jestem do twojej dyspozycji.
Samael przekrzywił głowę, patrząc trochę z boku na nowego. Dał dwa kroki w tył, obejrzał się za siebie.
- Te Barbak! Następny demon.
Następnie półdemon spojrzał na maga.
- Pozdrów Berithiego i Misstres.
Noga zakroczna wystrzeliła do przodu a miecz wspomagany przez skręt ciała pobiegł na spotkanie nowego przeciwnika.
- - Ehhh... Więc myślisz, że jestem demonem? I mimo wszystko, że oddaje się w twoje ręce wołasz kompana? Cóż za brawura.
Chwilę potem poczuł dziwny dreszcz, który przebiegł najpierw po torsie, by chwilę potem rozejść się przez całe ciało. Elf nie rzucał słów na wiatr. Ciął na ukos, po korpusie. Mag nie wyczuł czy od dołu czy od góry był zadany cios, ale stwierdził po namyśle, że od dołu, bo tam ogniskowanie bólu było największe i najdotkliwsze. Jednak nie było to tak straszne i bolesne. Dawało na swój sposób pewną... satysfakcje.
Nie minęła chwila, składająca się z kilku momentów, a już otrzymał poprawiający cios, tym razem głowicą. Zadany atak był niezwykle precyzyjny, bo jak wielu trafiło by pomiędzy oczy, nie widząc twarzy przeciwnika.
Mag upadł. Postanowił chwilkę... poleżeć.
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 23-11-2009 o 18:45.
Faurin jest offline  
Stary 23-11-2009, 22:42   #604
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Uśmiechnęła się do Iliamdrilla. Mroczny elf wyraźnie cierpiał, ale trzymał się dzielnie i uderzyło ją to, że najwyraźniej przywykł do cierpienia, co zabolało ją z kolei.
- Tak - potwierdziła poważnie. - Ale trzymaj się teraz czujnie, Piękny, mamy towarzystwo.
Fufi zjawił się na czas, niestety zjawiło się także coś wielonożnego i większego od Fufiego. Zjawiła się Żywa Klątwa. Cholera. Gdzie to przylazło?
Iliamdrill był na tyle nieprzytomny ze po chwili dopiero zorientował się o obecności modliszki i jej ataku. Nizzre podejrzewała, że mroczny elf ledwo co widział w tej chwili, ledwo słyszał i kojarzył fakty. Mimo opóźnionej reakcji, mroczny elf zrozumiał ostatecznie, ze w pobliżu jest wróg i zacisnąwszy zęby usiłował podnieść się by usiąść i dobyć broń.
- Il, leż! - krzyknęła Nizzre, na co modliszka znów sieknęła odnóżem w jej kierunku.
Zdołała uskoczyć do tyłu. Cholerna klątwa. Klątwy z reguły nie biegają luzem, Nizzre wiedziała coś na ten temat. Ale ta klątwa wyraźnie spacerowała wokół bez smyczy, po tym jak ktoś zerwał jej łańcuch.

* * *
Chłopiec długo siedział wpatrzony w akwarium w kształcie miski i z zabsorbowaniem obserwował pływającą w nim biało-pomarańczową rybkę, która niby ciągle tylko robiła to samo – pływała i pływała, a jednak wykonywała najróżniejsze akrobacje: fikołki, przewroty, śruby, piruety. Podpływała do powierzchni wody, zaczerpując powietrza pluskała i chlupała. Drażnił ją, podsuwając jej palec, niby do kąsania.
- Ładna, ładna! – mówił pieszczotliwie, delikatnie gładząc ją po miękkich łuskach, gdy tak podpływała do jego palca.
- Wiesz, co to jest śmierć?
Obrócił się, pytająco spoglądając na elfa stojącego w drzwiach.
- Mama mi mówiła – uśmiechnął się promiennie, z dumą. - Śmierć to coś co bardzo, bardzo boli, i potem człowiek znika i już się nie pojawia. Ale nie wszyscy ludzie tak znikają, tylko bardzo starzy albo bardzo chorzy albo tacy co ich bardzo, bardzo, bardzo boli.
- Bałbyś się tak zniknąć?
- Nie wiem... – zamyślił się głęboko.
* * *
Siedział w fotelu i obserwował chłopca, który kończył czytać książkę.
- Wiesz, co to znaczy zabić? – spytał uważnie, gdy chłopiec odłożył książkę na bok.
- Mama mówiła kiedyś, że to jest jak się zbije kogoś bardzo, bardzo mocno – odparł po zastanowieniu. - Wtedy się go zabija.
- Tak. Wtedy dopada tego kogoś śmierć.
- I znika?
- Tak – przytaknął z uśmiechem. - Widzisz, istota żywa, człowiek albo zwierzątko, to jest ciało, czyli to co widać, co można dotknąć. Oraz to, czego nie widać i nie można dotknąć. To się nazywa dusza.
- Jak ona wygląda? – zaciekawił się.
- Ona nie wygląda. Ona po prostu jest. I ona jest dobra albo zła. A jaka jest to wiadomo po tym, jak się zachowuje ten, który ją ma.
- Gdzie ona jest?
- Tutaj – wskazał na swoje serce. – W twoim serduszku też jest dusza.
- Tak? – speszony pomacał się po piersi. - Chyba nie ma!
Elf zaśmiał się głośno.
* * *
- Pamiętaj, dobro musi zwyciężać. Wojownicy muszą walczyć o dobro.
* * *
Nizzre była bardzo niespokojna. Bardzo szybko osiągnęła swój limit break, jak każdy wojownik Bieli w takiej sytuacji. Wzywał ją. Widziała go. Widziała swój cel. Widziała istotę, której musiała bronić i istotę, którą musiała powstrzymać przed wyrządzeniem krzywdy. Miała swój cel i miała broń w ręku. Była szczęśliwa. Miała swoje Światło.
- Fufi, zabierz go stąd!!!
Zjeżony pająk biegał na boki, starając się odciągnąć wściekłą modliszkę od swej pani.
- Jazda! – klepnęła we włochaty odwłok pająka. – Idź, Fufi!
Odbiła w bok, starając się skupić uwagę Żywej Klątwy na sobie. Fufi chwycił mrocznego elfa i wrzucił go na swój grzbiet. Iliamdrill przy lądowaniu wydal z siebie bolesny jęk i wściekłe sykniecie. Pająk ruszył, drow próbował nadal podnieść się i usiąść na grzbiecie włochatego wierzchowca. Nizzre uskakując prze odnóżami nacierającej modliszki słyszała wściekłe słowa jakie cedził Iliamdrill, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Bronić za wszelką cenę. Nawet, jeśli broniony nie życzy sobie tego. Nizzre była między swoim celem i tym, kogo broniła. Tam, gdzie zawsze było jej miejsce. Słyszała, jak cały czas ją wołał, z wściekłością i pretensją. Pamiętała, ile razy wzywała tak własnych towarzyszów.
- Prowadź mnie, Światło, daj mi wiarę i nadzieję! Daj mi odegnać złą duszę tam, skąd przybyła! Mów do mnie poprzez ich szepty!...
- Nizzreeee!!!... – wściekłe wołanie mrocznego elfa dodało jej tylko sił.
Leż. Nie przychodź tu. Zostań. Musiała pozbyć się Żywej Klątwy, żeby mógł leżeć, nie przychodzić, zostać.
- Odejdź... – świsnęła odpędzająco pazurami przed modliszką, stając nieruchomo w bojowej pozycji.
Iliamdrill kusił ją, wzywał. Nie umiał się modlić. Był bezbronny wobec Żywej Klątwy i ona o tym wiedziała. Nizzre także o tym wiedziała. Czuła frustrację modliszki całym swym ciałem.
- Won! – syknęła, czekając na ruch Klątwy. – Światło, nie zamykaj mi oczu, pozwól mi widzieć zło by niszczyć je w twe imię!!!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 24-11-2009, 16:51   #605
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- AAAAAAAAAAAAAAA!
- Przestań!
- Boli! AAAAAAAAAAAAAAA!
- Zamknij się!
- AAAAAAAAAAAAAAA!
- Jeszcze nic nie zrobiłem!
- Nie???? A to przepraszam. Powiedz jak zaczniesz.
- Nie ma za co. Już.
- AAAAAAAAAAAAAAA!


Ork, jak to na orka przystało, mężnie przyjmował to co przyniósł mu los. Jego mężne, acz odrobinę żałosne wrzaski rozchodziły się mężnie (i odrobinę żałośnie) w przestrzeni.
Topór został wydobyty z jego barku, on natomiast mógł już w spokoju drzeć się, czekając aż jego pchli felczer go poskłada.

Poskładał, jak zawsze sprawnie, fachowo, a co najważniejsze szybko.
Obojczyk pulsował jednak bólem i ork miał świadomość, tego że będzie musiała minąć chwila zanim ponownie użyje Maleństwa… a szkoda.

- Te Barbak! Następny demon.

Synek zagaił. Znowu zaczynał wdawać się w jakąś rozróbę z jakimś nieznajomym. Cały Samael! Zanim pomyśli już musi komuś przyładować. Dlaczego on to robi? Czy nie można by było zacząć od zwykłego ”dzień dobry”? Czy demony zawsze musiały w ten sposób rozładowywać popęd seksualny?

- Synek! Daj pokój! Toż to chucherko jakieś! Zostaw Go, niewiadomo gdzie się szlajał. Połam mu nadgarstki, od wujka Barbaka, a potem pomóż mi wstać! Za stary już jestem na takie zabawy!

Pół elf przyładował nieznajomemu!

- Synek! Do ciężkiej Anielki! Na wszystkie siły. Te białe, fioletowe, i inszych, mniej szlachetnych kolorów. Czy ty do ciężkiej cholery wiesz co to jest humor sytuacyjny? Nie można tak komuś dawać w pysk, tylko za to że przyszedł i śmierdzi!

Ork z oburzeniem obrzucił wzrokiem pół demona, i rzeczonego śmierdziela.

- Jak wspomniałem zostaw go! Załatw skądś wiadro wody! Zawsze miałeś do tego talent! Ocuć go, uśmiechnij się, nie podniecaj… i zajmijmy się w końcu tym po co tu przyszliśmy!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 24-11-2009, 19:35   #606
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Lot znacznie się przedłużył, co prawda za sprawą ojczulka zmienił również kierunek. Uderzył z hukiem o ścianę, coś tam trzasnęły, coś pękło, ślina z krwią pociekła z ust. Berithi potrafił skarcić nadpobudliwego synalka. Samael po uderzeniu stracił nagle cały swój zapas humoru i dowcipnych uwag, momentalnie przestał być dumnym elfem a stał się skrzywdzonym chłopcem. Półleżał oparty o ścianę i wyrzygiwał się częściowo na ziemie częściowo na koszulę. Nie zareagował na słowa ojca, najprawdopodobniej ich nie usłyszał.
Chmurek dopadł swego pana i momentalnie wziął się za jego leczenie, żebra z trzaskiem (i sykiem bólu półdemona) wróciły na miejsce, porozcinana o skały skóra się zrosła a krew z ust przestała lecieć. Szamil powoli, opierając się o skałę podniósł się do pionu, nie reagował na latającego wokół Chmurka, chociaż nie, po chwili spojrzał na swoją bestie i mruknął.
-Nie lataj tak upierdliwie. Masz jakąś nadpobudliwość?
Rozejrzał się. Tatusiek zostawił niezły bajzel, krasnolud przykuty do ściany (i kto mówił, że demony mają normalne preferencje seksualne), Barbak leżał z wbitym toporem po obojczyk i prosił Kalleha o pomoc. Cóż... Półdemon postanowił się zlitować i pomóc przyjacielowi. Złapał pewnie za topór, napiął mięśnie... i nagle przyszło mu do głowy, że właśnie ratuje paladyna, wroga, kogoś kto będzie chronił Wojownika i stanie na przeciwko niego. Kogoś kto wbije mu w przyszłości nóż w plecy. Napiął mięśnie i sprawnie wyjął broń z rany, jakby robił to nie raz. Wydawało mu się, że był delikatny, wydawało... Barbak zawył z bólu jak zwierze. Wsza orkowa robiła co mogła i paladyn po chwili stał w miarę pewnie.
-No to daliśmy ciała. Masz może koncept, gdzie go można teraz znaleźć?
-Ja tam nikomu swego ciała nie oddawałem...

Samael wzruszył ramionami i oddał orkowi topór.
-Sam przypełźnie, po co go szukać?

Białowłosy rozejrzał się i spostrzegł nową sylwetkę. Kogoś mu przypominała, ta postura, ta nutka tajemniczości i te oczy... Nie, oczy miał inne ale we wszystkim innym (czyli w sumie tylko posturą bo twarzy nie szło dostrzec pod kapturem spod którego błyskały oczy [zagmatwane to jak układanka z dwoma ostatnimi elementami]) przypominał Może. Samael pewniej chwycił miecz i podszedł do nieznajomego. Wywiązała się rozmowa, nowy okazał się następnym popaprańcem, który uważał, że jak będzie mówił niezrozumiale to będzie mówił mądrze. Samael się zastanawiał kto pisał tym wszystkim ludziom te teksty w stylu: "Jestem tym, kim byłem przed wiekiem, oraz tym kim jestem teraz"? Starzec zirytował Samaela a półdemon dostatecznie wyprowadzony z równowagi przez ojczulka zaatakował, uderzył szybko i silnie, rezultat mógł być tylko jeden, nieprzytomny przeciwnik u stóp.

-Jak wspomniałem zostaw go! Załatw skądś wiadro wody! Zawsze miałeś do tego talent! Ocuć go, uśmiechnij się, nie podniecaj… i zajmijmy się w końcu tym po co tu przyszliśmy!
Samael spojrzał to z lewej, to z prawej na nieznajomego i wyciągnął w jego kierunku sztych miecza, delikatnie zsunął mu kaptur z twarzy. Nieznajomy był wcale młody, wyglądał nie na więcej niż dwadzieścia lat. Przeczucie półelfa się potwierdziło.
-Spójrz... Młody jest a gadał jak stary dziad. Albo jest jednym z tych nawiedzonych popaprańców... pardon, świątobliwych pustelników albo demonem czy innym opętańcem. Ja tam zrobiłbym przerwę, związał go i przesłuchał. Może będzie wiedział gdzie jest Berithi...
-Kalleh masz jeszcze linę? Czy lepiej mu profilaktycznie uciąć łapy?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 24-11-2009, 21:34   #607
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- I widziałem Anioła zstępującego z nieba, który miał klucz od przepaści i łańcuch wielki w Ręce swojej i uchwycił Smoka starodawnego, i związał go na 1000 lat, i wrzucił go w przepaść, i zamknął go. A potem ma być rozwiązany na krótki czas. Błogosławiony i święty ten, który ma udział w Pierwszym, nad tymi druga śmierć mocy nie ma. I gdy się skończy 1000 lat będzie rozwiązany Wojownik z ciemnicy swojej i wyjdzie, aby armie zgromadzić do boju. Liczba ich jak piasek morski, i wstąpili na szerokość ziemi i zstąpił Legion wezwany przez nich.
- To im powiedziałeś?
- To i wiele innych wersji.
- Coś im cienko idzie – zauważył Kruk.
Czarnowłosy był spokojny.
- Czas nie gra roli dla takich jak my. Samael jest prawdziwie Ślepy na szczęście.
- Gdzie umrze tam powstanie po dwakroć.
- Jego upór i wytrwałość to jedyne, co mnie niepokoi. Berith nie stanie na drodze Wojownikowi ani armii – czarnowłosy przechadzał się spokojnie po katedrze. – A Legion powróci.
- Czyż to nie idealne Miejsce? – pochwalił się Kruk. – Tutaj może ich szukać. I znaleźć. Nieważne, ile razy ich zabije.
- Prawda? – uśmiechnął się. – Wystarczy przekonać pewne osoby. A czas i zamknięcie tutaj przekona każdego. Mamy czas. Kiedy oni go dostaną, zabije ich to. Nie są przystosowani do wieczności, do potęgi i chwały.
* * *
- Jeden demon mniej to zawsze pociecha – mruknął smok.
- Owszem, tyle, że zabijanie demonów, których i oni chcą się pozbyć to pójście im na rękę – westchnęła, gładząc dłonią swój łuk.
- Oni nie przywiązują się do siebie nawzajem. Wszyscy pochodzą z tych samych Mgieł. Nie znają uczuć, czas nie ma dla nich znaczenia. To co robią, robią dla rozkoszy, lub z ciekowości. Robią to, gdyż tak jest najprościej. Jeśli nie ma powodu, aby nie usunęli przeszkody ze swej drogi – a takiego powodu być nie może jeśli Czarna Zorza go nie widzi – dlaczego mieliby się nad tym zastanawiać? Są z tych samych Mgieł, widzą i słyszą to co Ona, chcą tego, czego Ona chce. Wszyscy.
- Prawie wszyscy. Dlatego Ona chce go odzyskać.
- Minęło dużo czasu. Zrozumiał, nauczył się, a ona za Nim tęskni.
- Nie ma innego na jego miejsce – przyznała poważnie. – On jeden potrafi władać Legionem. Jemu jednemu Ona pozwoli nim władać. Musimy chronić Wojownika, aby ten mógł wykonać swoje zadanie.
- Legion bez dowódcy, błąkający się po świecie... to byłaby katastrofa – przyznał smok.
* * *

Nizzre; Udało ci się odciągnąć Żywą Klątwę od mrocznego elfa i ewakuować Iliamdrila, skupiając na sobie gniew modliszki.
Dobrze wiedziałaś, że każde rozsądne stworzenie na widok Żywej Klątwy odwraca się i schodzi temu czemuś z drogi, ale sytuacja wymagała poświęceń. Żywa klątwa miała chrapkę na mrocznego elfa, a ty nie zamierzałaś zostawiać go na jej pastwę. Żywa Klątwa ochoczo przyjęła wyzwanie. Pozbawiona swojej Bestii szybko odkryłaś, jak ciężko jest walczyć z tak dużym, wielonożnym przeciwnikiem. Wróg miał wiele nóg-szpikulców, czyli wiele długich ostrzy, którymi mógł cię bez trudu sięgnąć. Wykonywałaś zwinne uniki, ostrza twoich bransolet blokowały ciosy i cięły po nogach modliszki, ale bezskutecznie. Za którymś ciosem ostrze Żywej Klątwy przebiło na wylot twoją lewą nogę i z krzykiem bólu upadłaś. Modliszka wysunęła ostrze z twojego ciała, a ty poczułaś, że zraniona kończyna natychmiast zupełnie ci zdrętwiała.

Szamil; Barbak, Kall`eh;
Zjawił się nowy koleś. Całkiem sexowny i elokwentny, a do tego z godnością i mówiący do rzeczy [ale to tylko subiektywne zdanie sil wyższych]. Facet jest dziwny [odezwał się w odpowiedzi na pytanie!] więc zasługuje na śmierć!!! [patrz Samael w akcji]. Pól elf powitawszy go niemal zgodnie z tradycją [obrażenia jakie odniósł nowy mogą być porównywalne z trafieniem w pewną część ciała stołkiem] zaczął gościa rozbierać [wywalił kapelusz – dlaczego oni wszyscy noszą kapelusze?! Gah!] Do tego zaproponował bondage eerrr żeby go związać, znaczy nie jego, tylko tego nowego [seme!].

Zauważacie, że przy wejściu do dużej groty z wielkim robalem czai się znów chochlik czy goblin, który wnikliwie się wam przygląda!
Goblin by ~DavidRapozaArt on deviantART
- Wyjść!!! – burczał, machając ręką i podskakując ze złością. – iść stąd, precz, precz, złodzieje, wandale, wielkie dwunożne ludzie!!! Dać spokój!! Chcieć spokój, już!!! Precz!!! Przychodzą ciągle po buty i skarby!!! – awanturował się. – Nie ma, iść, won!!! I tak nie mieć klucz! Musieć zabrać klucz od strażnik! - wskazał na wielkiego robala. – Chodźta, heheh tak tak, chodź, do wielki robal! – zaprosił złośliwie. – Am-am! A on odda tylko jak dostanie to, czego chce! – powtórzył to, co niektórzy z was już usłyszeli. - To, od czego wszystko się zaczęło i to, jak wiele się kończy, to, co śmiechem lub płaczem, to, co panika. Won! Chodź! Strażnik wam pokazać!!! Wynocha z mój dom!!! Mieć dosyć was elfy i wielkie dwunożne ludzie! Precz, preeeecz!!!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 24-11-2009, 22:13   #608
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Rozmowa z elfką rozwiązała wiele niepewnych kwestii, dzięki czemu Może wrócił do pełnej kontroli nad sytuacją. Nic go tak nie irytowało jak sytuacja, której nie potrafił w pełni zrozumieć. Co prawda ta cała gra, którą zaplanował dla niego demoniczny szlachcic nie była w tej sytuacji możliwa do przejrzenia, jednak tą sprawę zostawiał na później. Mógł być pewien, że wszystko wyjaśni się, prędzej czy później. Natomiast sprawa z elfką, jej zachowanie gdy go zobaczyło i skomplikowana aura emocjonalna która nie sprzyjała zdrowemu odżywianiu się jej negatywnymi emocjami okazała się prostsza niż myślał. Elfka była jednym z tych, którzy działali poza. Miała swój cel, być może istotny, jednak dla Może to już nie było ważne. Doskonale wiedział, że Takim jak Ona nie powinno się pomagać, jeśli o pomoc nie poproszą. To była jej prywatna sprawa, a on sam nie miał prawa w nią ingerować. Poza tym, z racji rasy jakiej był przedstawicielem zwyczajnie mu to nie wypadało. Trzeba w końcu odgrywać demoniczny charakter tak, jak sobie go śmiertelni wyobrażali, by nie przyzwyczaili się zbytnio do modelu dobrego demona, promowanego przez Astarotha.

Sam nie do końca rozumiał istnienie tej gry, czy może raczej gry w grze. Istniały drużyny, które walczyły o szablę, przedmiot który dla nich był potężną bronią. Chcieli dzięki niemu się zemścić, stanąć w obronie bliskich osób czy po prostu zdobyć siłę z własnych egoistycznych powodów - to wszystko było nieważne. Na końcu drogi tak naprawdę nie czekała ich żadna nagroda. Drugą grupę stanowili ci, których zadaniem nie było zbieranie dusz tylko mordowanie uczestników gry na zlecenie. Oni także pragnęli dzięki temu spełnić jakieś swoje cele, myśląc że są ponad normalnymi graczami. Oni także na końcu mogli doświadczyć tylko klęski i zawodu, jednak Może rozumiał, że Tacy jak Oni nie mogą tego zobaczyć. Są zaślepieni dniem dzisiejszym, nie potrafiąc spojrzeć przed siebie i zobaczyć czegoś więcej niż koniec własnego nosa. Nie była to ich wina, śmiertelnicy po prostu tacy byli

I nie wiedzieli, że chaos ma wypaczone poczucie tego, jak wygląda ,,szczęśliwe zakończenie". O tym się jednak mieli dopiero przekonać, gdy owioną ich fioletowe mgły wśród których usłyszą głos ,,siuprajs bejbi :3". Być może Może byłoby ich szkoda, ale jako demon nie znał współczucia, więc ten problem miał z głowy

Nizzre odeszła do drugiej drużyny, a Może zastanawiał się nad inną sprawą. Przez jakiś czas elfka towarzyszyła Uzjelowi i reszcie kompanii. Po co? Zbierała o nich informacje? Miała ochotę dorwać w swoje ręce drowa, do którego jak zauważył oczami Uzjela miała słabość? Tego wciąż nie wiedział. Nie był to co prawda jego interes, jednak ludzka ciekawość nie opuściła go pomimo pewnej zmiany stanu, jaką przeszedł. Miał nadzieję, że kiedyś uda mu się i tą sprawę wyjaśnić, o ile Nizzre nie zabierze tego ze sobą do grobu. Wiedział, że śmiertelnicy mają taki paskudny zwyczaj ze swoimi tajemnicami, jednak miał nadzieję, że nie będzie to dotyczyło tej jednej, szczególnej elfki

Pozostawała kwestia upolowania wierzchowca, który mógłby go przenieść bezpiecznie przez płonący las. Nie musiał długo szukać, już po chwili Flafie wskazała mu lizakiem na wyjątkowo dorodny okaz dzika. Co prawda dla demona o wiele odpowiedniejszy byłby wilk czy inne majestatyczne zwierzę, ale Może spodobała się perspektywa przejechania się na dzikiej świni. Początkowo dzik sprawiał groźne wrażenie, ale po tym jak demon wteleportował się na jego plecy i wytrzymał kilkuminutowe rodeo wyraźnie się poddał, a Może zyskał awangardowy środek transportu

Miał ochotę przekazać o tym pozostałym, więc wraz z dzikiem i Flafie przeniósł się przed wejście do groty. Jednak pierwszy rzut oka na imprezę trwającą wewnątrz nieco ochłodził jego zapał. Krew, jakaś postać leżąca na ziemi i półelf mający najpewniej zamiar się do niej dobrać. Może nie chciał wnikać, czy to kolejne elfickie tradycje czy może zwykła sprzeczka, więc chrząknął głośno. Liczył, że zwróci to uwagę obecnych że nie są sami i powinni się hamować. A jeśli dwarf, będący w tej chwili w niezbyt komfortowej sytuacji będzie potrzebował pomocy, to w ramach możliwości postara się mu udzielić
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 25-11-2009, 00:28   #609
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Po kilku kopniakach, nie, po kilkudziesięciu kopniakach Kall'eh doszedł do wniosku, że sportowiec z niego żaden. No miał nawet dobrą pozycję w światowej lidze skoków w dal i pokrewnych dyscyplinach. Ale kopanie, czegoś co ledwo się toczy, nie wychodziło mu za dobrze. Co chwila rozglądał się ciekawsko z nadzieją na jakiś zwrot wydarzeń, który da mu wolność. Bo w chwili obecnej czuł się jak bez ręki. Jakież to zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy jak zobaczył ślepe oczy wcale nieślepego Chochlika. Barachłajstwo wyglądało jak paskudny goblin nie jak jakiś chochlik. Chochliki mają skrzydełka i robią psoty, podsumował.

No nic trzeba zagadać, na samą myśl wykrzywił ledwo widocznie twarz i powiedział:
- hej, psst, ty, panie goblinie... - [kopas w ślimas] jeszcze parę dni wcześniej nigdy by nie przyznał, że takie słowa przejdą mu przez gardło. - Mości goblin. Móżna na słówko?

Goblin zdał sobie sprawę, że dwarf go zauważył i odskoczył do tyłu, chowając się za załom skalny.
- Przyszli po buty! - warknął zaciekle goblin. - Nie dostaniecie!

Buty, no tak ich cel wyprawy. Cel tak ulotny jak teraz te ślimaki, na które raptem przestał zwracać uwagę. Buty, które miały im dać bez przeszkód przejść płonący las. Czemu tylko nie można poczekać, aż las zgaśnie? Kall'eh wiedział czemu, bo tutaj rządzą prawa antyfyziki, czy jakoś tak. Takie świata są dzikie i nie obliczalne. Trzeba grać w gry na zasadach miejsca, w którym się znajdują. A Kruk powiedział, że albo buty albo zwierzyna. I kolejny raz przeczucie krasnoluda nie zmyliło. Trzeba było ruszać na zwierzynę. Butów się za chciało...

- Cśsiii - Kall'eh przyłożył palucha do ust. - spokojnie, mości. Ja ni po buciory żadne.
Rozejrzał się uważnie.
- Jam, ino zapytanie mam. Ni wiesz jak si ze tłego uwolnić? - skinieniem głowy wskazał na uwięzioną rękę. - Pomóżże waćpan dla inwalidy.

Goblin spojrzał na uwięzioną rękę.
- Musieć zabrać klucz od strażnik - wskazał na wielkiego robala. - A on odda tylko jak dostanie to, czego chce. To, od czego wszystko się zaczęło i to, jak wiele się kończy, to, co śmiechem lub płaczem, to, co panika.

Kall'eh wytrzeszczył oczy z trudem powstrzymał cisnące się na usta obelgi i przekleństwa. Tętno podskoczyło jakby dostał z buta w twarz. Do jasnego ciorta, zagrzmiał w duchu, że też musiał mu się trafić goblin kaznodzieja. Czy tam jakiś mistyk. Fakt, same oczy rozmówcy przywoływały takie myśli.
- Mości goblin, prościj si nida? Przecie ja prosty dwarf jest.

Goblin wydaje jednak z siebie tylko potępieńczy rechoto-bulgot. Nic co by miało uprościć sprawę.

- I mam jeszcze jednego zapytania, ło cło chodzi ze tymy butami?

Bulgot powtórzył się. A Kall'eh nic a nic nie był bliżej wyjścia niż wejścia do tej jaskini. Stał tak ze lekko spuszczoną głową warząc słowa Chochlika. W oddali słychać odgłosy walki. Nawet jakby pragnienie pomocy kompanom było jego jedyną i największą potrzebą nie jest w stanie się ruszyć dalej niż na krok do tej cholernej ściany. Świadomość tego denerwuje go jeszcze bardziej. Bierze duży rozpęd i kopie ślimaka tak by doleciał do tego całego strażnika.

Nagle jak z za grobu pojawił się nieopodal Barbak. Był jakiś zmieniony, gdyż miał wielkie toporzysko wystające z korpusu. No ładne cuda.
- Kall’eh! Pomóż proszę! Wyciągnij to cholerstwo!

Kall'eh spojrzał na niego unosząc jedno z brwi. Prawe. Bo niby jak ma to zrobić do jasnej cholery. Telepatią? Czas jednak naglił i trzeba było działać. Nie wiadomo co się jeszcze wydarzy dlatego też, Kall'eh zaczął jedną nogą ściągać buta z drugiej nogi. Po chwili w stronę orka podążyła bosa stopa.

- Stój prosto tom złapie i wyszarpam. - rzucił do Barbaka.
Gdy było już po wszystkim (czyli: ostrze wyciągnięte a ork reanimowany przez mikroskopijną florę zamieszkującą zbroją wojownika). Ork zwrócił się do Krasnoluda tymi oto pamiętnymi słowami:

- Dziękuję brodaty przyjacielu. Mam nadzieje, że nie będę musiał odpłacać Ci nigdy podobną przysługą!

- Jam tysz. - oparł, ze zgrozą wyobrażając se stopę wielgaśnego orka, spoczywającą na rękojeści jego pieszczocha. - Jam tysz - powtórzył.

Barbak jeszcze chwilę się krzywił nie wiadomo jednak czy na wspomnienie bólu czy stopy Kall'eha. Gdy już było dobrze po wszystkim Szamil zadźgał kogoś w sutannie. Karłowi przez myśl nawet nie przeszło, że mógł być to ktoś konkretny. Ot ktoś zły i nie dobry się napatoczył. Po wymianie zdań między Szamilem i Barbakiem, elf zapytał się krasnoluda czy ma linę.

- móże i mom ale nie mam jak zaglondnonć do torby. - i wtedy jeszcze raz pokazał się ten parszywy goblin. Powiedział swoją wiązankę i kazał wypadać z jego domu. Kall'eh pokręcił głową z rozpaczą - wicie ło cło temu chodzi?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 27-11-2009, 20:09   #610
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Szamil stał nad człowiekiem i mu się przypatrywał gdy usłyszał chrząkniecie, obrócił się gwałtownie gotowy do walki jednak na widok Może się rozluźnił i opuścił miecz. Nigdy nie sądził, że widok demona go uspokoi.
-Coś potrzeba? To Twój towarzysz?
Może zlustrował wzrokiem leżącego po czym delikatnie wzruszył ramionami
-Pierwsze widzę. Czemu pytasz?
-Wygląda trochę podobnie, zjawił się znikąd i się mądrzył... Jak to nie Twój towarzysz to przeciwnik. Masz linę? Chcę go przepytać skąd jest i gdzie są jego towarzysze.
-Linę? Pewnie że mam
- Może wyciągnął lewą rękę delikatnie w bok, ale nic się nie stało. Podniósł delikatnie brew, jakby nie będąc pewnym co się stało
-Nie... najwyraźniej nie mam liny - powiedział powoli z nutą zdziwienia w głosie - Nie widzę jednak między nami podobieństwa. Kto zacz?
Samael delikatnie uśmiechnął się na widok nieudanej próby wyjęcia liny.
-W sumie jak się przyjrzeć to nie widać... Wzrok już nie ten, pierwsze wrażenie było mylne.
Półdemon chwilę przypatrywał się Yanowi.
-Nie wiem kto. Przyszedł, zaczął się wymądrzać, mówił jak jakiś starzec i odmówił podania imienia. Zresztą jak to nie towarzysz kogoś z nas to wróg. Trzeba wydobyć od niego informacje i dusze.
-W sumie to ja też niedawno waszym towarzyszem nie byłem. Zdobyłem pierwsze zwierzę do transportu jakbyście zawalili zadanie z butami. Co do wydobywania informacji czy dusz to na mnie nie licz, ja jestem pacyfistą jak na demona przystało.
-Tak ale byłeś uzupełnieniem. Przynajmniej tak twierdzisz... Wybacz ale jak będziemy głaskali każdego kto się napatoczy i go przygarniali... Nie jesteśmy instytucją charytatywną. A co do przemocy to rozumiem, religia zabrania.
-Dokładnie, w końcu nasze wspaniałe światło zabija zabraniać i tak dalej... Sam wiesz jak to jest, w końcu przyjaźnisz się z samym Wojownikiem Światła Barbakiem... Ale to już inna sprawa. Rób z nim co chcesz, to nie moja sprawa.
Samael wzruszył ramionami, splunął.
-Przesądy... Dobra szybko skończę i wracamy do szukania butów.
Spojrzał jeszcze raz na Yana, szturchnął butem czy aby nie symuluje utraty nieprzytomności i podszedł do Kalleha.
-Sprawdzę czy masz w torbie linę lub wódkę.
Przeszukał szybko torbę krasnoluda, jeśli znajdzie w niej linę to zwiąże nią Yana, jeśli wódkę chluśnie nią w twarz maga (trzymając sztych przy gardle maga by się za gwałtownie nie ruszał) a jak nie to poczeka z sztychem przy jego gardle aż sam się ocuci (względnie pomoże jakimś strategicznym kopniakiem).
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172