Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2009, 20:39   #130
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phaere, Latien, po krótkiej wymianie żartów i złośliwości, która Wam obojgu sprawiła przyjemność, pozbieraliście resztę rzeczy i ruszyliście w drogę. Czekał Was przyjemny, półgodzinny (w tempie drowki) spacer do świątyni. Odpoczynek czarodziejki trochę trwał jakąś godzinę czy dwie - w zasadzie tei'ner powinna była już wrócić. Nie wiedzieliście co w świątyni mogło ją zatrzymać, ale póki co nie przejmowaliście się tym zbytnio - dolina była zwodniczo spokojna, nic Was nie atakowało, więc czemuż Selenie miało by się coś stać? Tiloup zniknął gdzieś w trawach w poszukiwaniu myszy i innych ciekawych stworzeń, a Wy wędrowaliście leniwie, zatopieni we własnych myślach.

Latien
, wymiana "uprzejmości" z drowką wprawiła Cię w dobry nastrój. Może jednak uda się Wam jakoś sensownie dogadać? Im dłużej jednak szedłeś tym bardziej pogarszał Ci się humor. Zacząłeś bowiem analizować Wasze pierwsze spotkanie w gospodzie na rozstajach, a wnioski były niepokojące. Raz, że zniknęła łowczyni oraz młody chłopak podróżujący wraz z gromadą obcych. Dwa, przypomniałeś sobie słowa drowki: przybysze szukali drogi powrotu do swoich światów. A z braku tei'ner moc thana miała być następną, po którą chcieli sięgnąć. Czy w takim razie zgodzą się walczyć przeciwko nekromancie? A przynajmniej - czy wszyscy?


Nathiel
, smętnie prebierałeś nogami w drodze do strażnicy. Jak zwykle wszystko szło nie tak. W zasadzie zapomniałeś już, jak to jest, gdy sprawy układają się jak należy. Trzeba było siedzieć w Rangaard a nie uganiać się za znikającymi w kłębach barwnego dymu tei'ner, czy liczami z tysiącletnich legend. Swoją drogą całkiem miła mieścina - całkiem spora, a przede wszystkim leżąca nad morzem. Mógłbyś znów podjąć korsarski fach, albo wręcz przeciwnie - nająć się do tutejszej straży morskiej. Ale nie - musiałeś wyruszyć z tą bandą. I co Ci z tego przyszło? Łazisz wte i wewte, z nikim się nie możesz dogadać, a wnętrze jedynej przyjaznej Ci istoty okupuje duch nawiedzonej wojowniczki. Znów (jak w Podmroku) musisz użerać się z dumną kobietą, a - wydawałoby się - rozsądny kapłan dyszy teraz żądzą zemsty, dla której gotów jest się sprzymierzyć nawet z sukkubem - do tego obłąkanym. Tylko czekać co z lilenda "wyrośnie". Dobrze przynajmniej, że zwierzęta są normalne. Póki co... Co ty tu w ogóle robiłeś? Nie miałeś żadnej motywacji by walczyć z thanem, niewielką by sprzymierzać się z nim i wracać do swojego świata... Zasadniczo włóczyłeś się z tą bandą z braku innego zajęcia. I coraz bardziej męczyło Cię to i denerwowało.

W chwili obecnej martwiło Cię jednak co innego (poza bezpieczeństwem Anzelma). Ciągłe zaniki pamięci i niewytłumaczalne zachowania. Potrafisz określić kiedy się one zaczęły... tyle że w innym czasie, w innym miejscu... Przed oczami stają Ci ciała pomordowanych towarzyszy, zrujnowane miasto, wszechobecna krew... I Ty pośród tego wszystkiego, niepewny czy tajemnicza armia nie była tylko snem, czy twój "talent do walki" nie zmienił się tamtej nocy w berserkerski szał pochłaniający życia Twoich druhów... Czy ta sama tragedia powtórzy się i tutaj?
Zatopiony w myślach zauważyłeś Anzelma i resztę dopiero, gdy ostry głos demonicy zmącił ciszę. Pogardliwe słowa, tak podobne do tych, którymi obdarzała Cię Phaere sprawiły, że krew znów zagotowała Ci się w żyłach. Dopiero spokojny, ostrożny głos kapłana ostudził nieco Twoje mordercze zapędy. Jego obecność oszczędziła Ci poszukiwań, tylko co teraz?


Seleno
, otrząsnąwszy się z pierwszego szoku wpatrujesz się uważnie w twarze Pięciu Bohaterów. Jeszcze w nocy widziałaś ich żywymi, czułaś to co oni, czułaś bicie serca Uriela, jego napięcie i strach... Dzięki swojej pozycji wiedziałaś, że zamrożone w czasie ciała umierających bohaterów podtrzymywały istnienie bariery nad Imil. Że ich niewyobrażalna moc, skoncentrowana we wspólnym wysiłku chroniła całe Zuath no'ma. Nigdy nie myślałaś o tym, że oni nadal żyją w swoich kokonach mocy, żyją i czuwają nad swoimi potomkami. Teraz, gdy nad Oczami Matki widzisz... - co? manifestacje? duchy? czy może... dusze? - zdajesz sobie sprawę, jak wiele musieli przez te wielki wycierpieć. Tak jak than odradzał się powoli w swoim więzieniu, tak i oni żyli... i cierpieli. Widzisz, jak ich klatki piersiowe unoszą się w powolnym jak w hibernacji oddechu, widzisz jak rany zadane kiedyś przez thana zasklepiły się wraz z upływem czasu... Sekunda po sekundzie, godzina po godzinie, wiek za wiekiem... Spalona skóra Milosa wróciła już prawie do normalnego stanu, rady Dileny dawno się już zabliźniły, oko Tilesa zarosło świeżą skórą... Pięciu nie zestarzało się w swych kokonach, ale również nie było całkowicie "zamrożonych". Czyżby - podobnie jak ciała - żyły również ich dusze?
 
Sayane jest offline