Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2009, 22:30   #26
Mivnova
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Mida wysłuchał rozklejonego herszta z mieszanymi uczuciami. Czyżby ten stary wyjadacz się właśnie wypalał? Gdzie jego chłód i opanowanie, gdzie zwykły profesjonalizm pragmatycznego zabójcy?

Elf nie musiał i nie zamierzał tolerować ani słów, ani obecności cwaniaka zwanego Liskiem dłużej niż to konieczne. Gdy tylko swoista introdukcja w szczegóły operacji dobiegły końca, Mazze stuknął pięścią w lewą pierś modą nilfgaardzkich żołnierzy i odmaszerował. Był wyraźnie zmęczony towarzystwem, na poważnie zdenerwowany faktem, że musi działać w grupie osób, którym nie można ufać i do tego wszystkiego ścigać się z nimi o to, kto zabije czarodziejkę. To nie jego metody, nie jego, jakby to ująć, styl.

Dziesięć dni. Mnóstwo czasu. Wyszedł na ulice Nilfgaardu, prawdopodobnie najbardziej cywilizowanego miasta na świecie i zaczerpnął głęboko czystego ( tak jest- czystego) powietrza. To nie krainy Nordlingów, gdzie gnój i szczyny wylewano z okien. To stolica Cesarstwa, największego i najpotężniejszego państwa na tym Kontynencie.
Nilfgaard. Właściwie to był jego dom. Owszem, często witał do poszczególnych Prowincji i państw satelitarnych, ale, żeby pchać się tak daleko na północ? Do jakiegoś zakichanego Novigradu? Przez Cintrę? Przez spaloną ziemię, przez pola bitew?
Ktokolwiek najął Gildię Cieni, musiał być cholernie, cholernie bogatą osobą. Wynajęcie jednego płatnego zabójcy do takiej podróży było już niebotycznie drogie. A całej grupy graniczyło z czynem na miarę światową. Ha, może i ktoś o tym ułoży kiedyś balladę... to znaczy, jeśli skrewią. Bo jeśli im się uda, nikt nie powinien się dowiedzieć, że chociażby byli na północy.

Mik’haen starym przyzwyczajeniem naciągnął na dłoń modną rękawiczkę w stylu rozbójnickim, z wyciętymi palcami, zatknął beztrosko kciuki za pas z mieczem i ruszył z wolna ulicą.

***

W przeciwieństwie do reszty zabójców, nie miał planów działania sprecyzowanych do tego stopnia, by się zaopatrzyć w konkretny sprzęt w postaci trucizn, ostrzy, amuletów czy innych głupot. Właściwie był zawsze gotów do akcji, napakowanie juków na dłuższą podróż zajmowało mu mniej niż godzinę, a przygotowaniem wierzchowca ze stajni służb specjalnych zajmowali się wojskowi pomagierzy. Miał ten plus, że nie musiał się niczym troszczyć, nadal przecież był oficerem. Teoretycznie. W praktyce, jako weteranowi Pacyfikatorów przysługiwał mu urlop na czas nieokreślony, więc i nikt go nie rozliczał z obecności w stolicy. Puszczyk gdzieś zniknął, ponoć ścigał terrorystów, toteż nikt z oficjalnych pracodawców nie mógł go obecnie zwerbować.

Ku pamięci jednak, przez Nilfgaardzkie filie wymienił kilkanaście florenów na akceptowane na północy weksle, wysłał do swego stałego krawca zamówienie na nowy strój roboczy, poszwędał się po mieście, zniknął na dwie godzinki w oficerskim sztabie w pobliżu Pałacu, wreszcie zaszył się w dzielnicy biedoty niedaleko targów, gdzie zwykł spędzać większość wolnego czasu. Przyczyny trudno było wskazać, być może po prostu upodobał sobie zaułki plebsu, może miał tam kobietę, może melinę, a może czuł do tego miejsca jakiś irracjonalny sentyment.
 
Mivnova jest offline