Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2009, 23:36   #20
Nimue
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Narzuciła szal na ramiona, opatuliła się nim szczelnie i ruszyła przez wypełnione hulającymi przeciągami korytarze. Przyzwyczaiła się do stojących jak słupy soli strażników, którzy pomału wtopili się w zamkowy krajobraz i stali niemal nieodzownym elementem wystroju wnętrza.

Artyści nie byli w komplecie, przywitała się grzecznie i czym prędzej kazała sobie przynieść grzanego wina z ziołami.

- Obawiam się, że nie prędko dane mi będzie pochwalić się przed wami moim śpiewem. Gardło nadal boli okropnie – odpowiedziała na uprzejme zainteresowanie jej stanem zdrowia uległemu gwałtownemu pogorszeniu po pamiętnej nocy na murach, która uraczyła ją najpierw przyprawiającym o palpitacje serca widokiem gry świateł, a potem gorączką, przytłaczającym ciężarem na piersiach i palącym niczym najzdradliwsza trucizna bólem gardła.

Omal nie rozlała, trzymanego w prawej ręce, wina w misternie rzeźbionym kubku, wzdrygnąwszy się gdy pierwszy grzmot przedarł się przez szmer deszczu, a towarzysząca mu błyskawica przeorała usiane szarymi, ciężkimi chmurami niebo.

Burze fascynowały ją od zawsze. Nieposkromiony żywioł szalejący gdzie i kiedy zechce, rzucający raz po raz jasnymi gromami, plujący ogniem, igrający z uszami i sercem, które trwożąc się przed majestatem nieobliczalności, płonie afektem ku nieposkromionej sile i oczyszczającej mocy naturalnego gniewu.

- „Niebo się gniewa „ - to mama tak mówiła zawsze, gdy kuliła się w jej ramionach, szukając schronienia w czasie szalejącej burzy.

Tak bardzo chciała móc to powiedzieć kiedyś...

Wpatrzyła się w widok za oknem. Sceneria dopasowała się do jej nastroju, czy może raczej odwrotnie, jej nastrój wydobył taki a nie inny obraz tego co działo się na zewnątrz. Być może dlatego nie od razu wyłoniła, rozmyty przez strugi deszczu, obraz postaci, poruszającej się wśród ściany wody batożącej ziemię za wszelkie przewiny tego świata.

Zaiste wielkie oddanie charakteryzować musiało tego mężczyznę. Kim był? Jaką rolę grał w tym teatrze? Bo czyż życie nie jest sztuką? Teatrem. Różne sztuki tylko odgrywa. Co było ich udziałem teraz? Komedia, tragedia, dramat? Patrzyła na maleńki punkcik zbliżający się do zamku, próbując wyobrazić sobie jak każda kropla przesiąka przez jego płaszcz a wiatr smaga i nieprzyjemnie drażni ciało. Tego co czuł i myślał wtedy, nie była w stanie sobie wyimaginować.


Rozmowy, dyskusje, plany. Był wyraźnie ukontentowany wynikiem ich bytności tutaj.

Waszmość Vautrin, na ileś zadowolony z nas, a na ile z tańca do muzyki, którą nam przygrywasz? - pomyślała, nie wiedzieć czemu. Czy to przeczucie, kobieca intuicja kazały jej węszyć w każdym geście fałsz, a w każdym zachowaniu podstęp? - To przewrażliwienie, gdyby nie Ruf ... - zaczęła tłumaczyć sobie, gdy nagłe wtargnięcie gwardzisty potwierdziło jej słuszność w nieufności.

Jasper? Nie mieli okazji poznać się bliżej, lecz jego inność, niesztampowość, a przede wszystkim drwina z konwenansów, sytuowały ją raczej bliżej niż dalej od niego.

Na wiadomość o znalezieniu ciała, dała się powieść owczemu pędowi. Ruszyła za resztą, zapominając o swej chorobie i walącym się ze wszystkimi dobrodziejstwami niebem na głowę.

Błyskawica.
Bezwładne ciało, nie pozwalające na zidentyfikowanie twarzy.

Błyskawica.
Rozrzucone na boki ramiona, wykrzywiona nadnaturalnie głowa.

Błyskawica.
Szarobura breja wnętrzności zmieszanych z błotem.

Błyskawica.

Ramię w ramię krocząc ze swymi myślami, pod rękę spacerując ze swym natchnieniem, nie rejestrując dokładnie otoczenia i wydarzeń, potknęła się tuż przed drzwiami Jaspera. Na chwilę zagościła w niej świadomość rzeczywistości i to co jej towarzyszyło.

Dziwne dźwięki dobiegające zza drzwi.
Krok do przodu.
Jęk?
Krok do tyłu.
Szmer.
Ręka tuż przy klamce.
Spojrzenie na tkwiących na swych posterunkach strażników.
Nie bądź śmieszna!
Cofnięcie ręki.
Przygryzienie wargi.
Rezygnacja.


Błyskawica.

Wyszła razem z innymi, wiedziona pospolitym i tkwiącym w każdym z ludzi uwielbieniem sensacji. Nagły dreszcz zimna przeszył ją na wskroś.
Zimna czy przerażenia?

Spojrzała na stojącą wokół trupa grupkę. Zakapturzeni, niemi prawie, tak podobni w ciemności i nieprzychylności natury. Niewzruszeni pozornie.

A ona drżała.

Najpierw światła i znaki, teraz tajemnicza śmierć. A to wszystko okraszone atmosferą huraganu i nieokiełznanej tafli wody.

Wróciła do siebie, nie czekając na innych, tak po prostu, odwracając się nagle i maszerując w stronę swej komnaty.

Dawno nie czuła się tak samotnie.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline