Damian nie miał czasu podziwiać schronienia swojej towarzyszki. Kiedy tylko ich automobil dotarł na miejsce, pomógł jej dojść do drzwi i wejść do środka. Z trudem powstrzymał się przed zaglądaniem jej przez ramię kiedy wyłączała alarm i resztę zabezpieczeń. W zasadzie bardziej interesowało go, by szybko poznać drogi ewentualnej ucieczki z jej schronienia, gdyby coś poszło nie tak.
Złapał się na tym, że równie co ataku z zewnątrz, obawia się wygłodniałej Bestii budzącej się w Eve...
-Zaraz wrócę, zastukam... tak jak wtedy kiedy przychodziłem do twojej matki, pamiętasz?- nie czekając na odpowiedź, pośpiesznie wyszedł i ruszył na polowanie...
***
-To ja! Le Clerk! Eve, kurna, otwórz bo długo tak nie dam rady…-do uszu Torreadorki dotarły postękiwania jej przyjaciela, dobiegające z za drzwi jej schronienia.
Ledwie je uchyliła, ośrodka wtoczył się zwalisty meks o aparycji troglodyty, typowy opryszek jakich pełno po obu stronach przecinającej Laredo granicy. Przez ramię przerzucony miał wielki wojskowy wór podróżny. Kształt majaczący w jego wnętrzu nie pozostawiał żadnych złudzeń.
-Jest dobrze, mam dla ciebie młode ciałko. –stękał Nosferatu, uśmiechając się do skołowaciałej Eve z za swojej maski. –
Draba napadłem hehe…nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka… wyjdzie że ktoś się nad wyraz skutecznie obronił przed napadem. -Tą dziewczyną się nie zamartwiaj, drab śledził ją i jej chłopaka dwie przecznice. Miał kosę i pewnie by któreś zaszlachtował i tak, gdybym go nie ubiegł. Ciała ofiar jego napadu odnajdą jutro hehe…
Co stało się z towarzyszem leżącej teraz na podłodze nieprzytomnej nastolatki, Damian już nie dodał. W końcu przecież nawet taka dziewczyna swoje waży, a na głodnego ciężko dźwigać…