Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2009, 23:15   #105
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Osioł w sezonie godowym. Zdecydowanie osioł - pomyślała Sabrie, opuszczając broń chwyconą w pierwszym odruchu po przebudzeniu. - Nic dziwnego, że Dru tyle pije.

Starając się ignorować nabożne ryki Kastusa dziewczyna dokonała szybko niezbędnej toalety oraz wykonała kilka wymachów i skłonów, by rozruszać zesztywniałe mięśnie. Po chwili zastanowienia nie przywdziała zbroi, zostając tylko w zwykłym ubraniu oraz płaszczu. Ostatecznie byli jeszcze blisko Waterdeep, a tutejsze trakty były nieźle chronione.

Drogę do karczmy przebyła wędrując w pewnej odległości za wozem, starając się nie słuchać złowieszczego skrzypienia. A potem starając się nie słuchać podnoszącej ciśnienie konwersacji z właścicielami niegramatycznie nazwanej gospody "Pod Leśnym Ruczajem".

- A przepraszam, niby czemu mamy płacić w ten sposób za pobyt? Nie potrzebujemy najmować pokoi ani śniadać, tylko skorzystać kuźni przez kilka godzin - rzuciła Sabrie na wpół retorycznie. Po zainteresowanych minach kapłanów widziała już niestety, że cokolwiek powie i tak to nic nie da.
- Jeśli nam nie udostępnicie kuźni, to ledwo stąd ruszymy nasz wóz się rozsypie. Na środku tej ślicznej drogi. - dołączył się Roger, wskazując leśną dróżkę, którą przybyli. - A to oznacza, że żaden z gości tu nie dotrze inaczej, jak na piechotę. A nie prosimy o kuźnię za darmo. Zapłacimy.
- Dzisiejszą wizytą w kuźni nie przeszkodzimy wieczornym harcom. - Za to weselne wozy zablokują nas tu na kilka dni... Gdzie tu sens, gdzie logika... Naprawić wóz, odjechać, a nie wydziwiać..., skrzywiła się w myślach.
- Jeśli nie chcecie pomóc, to nie liczcie też na naszą pomoc - odparł Valdro. - A co do oczekiwań... Cóż... właściwie maestro Tallstag obiecywał wiele atrakcji, ale nie wspomniał jakich, a skoro macie czarodziejkę, to może pokaz magiczny? No i wieczór kawalerski, z jakąś dorosłą rozrywką. Poza tym potrzeba nam muzyków.
- Uparty jak nie przymierzając pewna nieduża kapłanka - mruknęła wojowniczka, ale w odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami. Sylphia pognała już (bo ciężko było inaczej to określić) do wnętrza karczmy, zapewne w poszukiwaniu wygód innych niż twarda ławka wozu. Początkowo Sabrie sądziła, że niechęć czarodziejki do magicznego rozwiązania sytuacji wynika z przekory "Nie-wszystko-idzie-rozwiązać-za-pomocą-Sztuki"; teraz jednak doszła do wniosku, że szlachcianka po prostu czekała na okazję, by się pobyczyć! Ciekawe czym płacą jej za to zlecenie, bo z dobrego serca to ona...
- Ja umiem śpiewać.- wtrącił Kastus przerywając jej rozmyślania.
- O bogowie... - pomyślała Sabrie i nie słuchając dalszej wymiany zdań pociągnęła wóz w stronę kuźni i obszernych stajni. Tam oddawszy konie w dobre ręce stajennych przykazała im nakarmić i wyczyścić zwierzęta, zabrała swoje rzeczy i ruszyła ścieżką w górę strumienia. Okolica była bardziej niż urokliwa - nawet wokół gospody - a dziewczynie potrzebna była chwila samotności. Może nawet więcej, niż chwila... Dlatego szła i szła, dopóki nie była pewna, że nikt z gospody tu za nią nie przywędruje.




"The Fairy Woods 2", copyrights by *midnightstouchSTOCK


Dotarłszy do niewielkiej polanki Sabrie wyciągnęła flet, zagrała kilka powtarzających się taktów, po czym ułożyła się wygodnie na trawie i przymknęła oczy. Sielanka... - pomyślała, słuchając świergoczących jej nad głową ptaków. Jakaś mrówka przemaszerowała jej po ręce, ale nie zwróciła na nią uwagi. Może nawet na chwilę przysnęła... Dopiero delikatne kroki na leśnym poszyciu wyrwały ją z błogostanu.
- Ciężka noc? - cichy, jedwabisty głos towarzyszki jak zwykle podziałał na wojowniczkę lepiej, niż najlepszy odpoczynek.
- Lepiej nie pytaj... - westchnęła Sabrie podnosząc się do pozycji siedzącej i streszczając dotychczasowe wydarzenia.
- Złe miłego początki? - na wpół filozoficznie podsumowała Miie’le.
- Żeby to... Sama zresztą zobacz. Cormyrski mag już zrezygnował ze zlecenia. Leniwa, bezczelna magiczka myśli więcej o całości swoich fatałaszków niż o całości armaty. Kapłanka Gonda z kolei myśli głównie o hektolitrach alkoholu, które namiętnie w siebie wlewa. Wiesz, że przepiła fundusze na podróż? Kapłan zaś siedzi pod jej pantoflem; choć w walce oboje okazali się całkiem wprawni. Aasimar nie wydaje się być zainteresowany czymkolwiek, ot służbista i tyle. Drugi mag zaś bardziej wydaje się być po tamtej stronie Splotu niźli po naszej. Obawiam się, że służy Shaar... Pozostaje jeszcze Morgan - w przypadku walki będzie on realnym zagrożeniem. Podsumowując: kradzież armaty na otwartym polu nie nastręczy wielu trudności... Tamtym w mieście Tymora nie sprzyjała i tyle.
- Oby Tymora sprzyjała tobie, przyjaciółko. Co teraz zamierzasz?
- Wóz się popsuł, więc nie mamy innego wyjścia jak popasać w tej gospodzie. Wcześniej jak w południe nie wyruszymy w drogę; podejrzewam jednak, że zabawimy tu ze dwie noce. Wystarczy, że Drucilla upije się na weselu i pół dnia z głowy.
- Nie zazdroszczę zlecenia. Wolnym być to największa radość...
- Nie filozofuj
- burknęła Sabrie. To, że Miie'le nie musiała użerać się z szaloną kapłanką działało jej na nerwy. - Mam zadanie dla Ciebie. Chciałabym wysłać wiadomość - szybko wyłuszczyła przyjaciółce swój plan.
- Trudne to będzie, okolic tych nie znam, znajomków nie mam - rzadko przecie tu bywałyśmy. Ale niemożliwe to nie jest.
- Spróbuj więc proszę. Jak nie obrócisz przed jutrzejszym zenitem, to dogonisz nas na szlaku. Znasz drogę, prawda?
- Znam. I z pewnością się nie zgubię.
- Szczera prawda. Kto jak kto, ale nie ty -
roześmiały się obie tworząc dziwną kakofonię dźwięków. - Mimo to uważaj na siebie. To nie dom, w tych okolicach czyha wiele groźnych stworzeń... z czego ludzie najgroźniejsi.
- Wiem, przyjaciółko, wiem...

Porozmawiały jeszcze chwilę ustalając szczegóły, po czym Miie'le zniknęła, a Sabrie wyłożyła się spowrotem na trawie, rozważając kolejne etapy swojego planu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-11-2009 o 08:50.
Sayane jest offline