Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2009, 23:40   #13
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Zapierdalał przez ośnieżone krzaczory i pagórki, przeklinając pod nosem tę pieprzoną pogodę. Nie dosyć, że musieli obejść całe miasteczko dokoła, to jeszcze zza drzew wyskakiwały mu na drogę jakieś zjawy. Tego już było za dużo jak na jego prosty umysł, przyzwyczajony do nocnych wybryków co najwyżej z zimnymi trupami. Coś tu było nie tak, a on najwidoczniej stał się częścią czyjejś gierki. I wcale mu się to nie podobało.

Gdy minęli wzniesienie i znaleźli się na drodze do miasta, Bartosz puścił dziewczynę, dostrzegając przy bramie strażnika. Jeszcze tego by brakowało, żeby ich teraz wsadzili, a potem spalili. Może i było mu zimno ale w sposób, jaki oferowała straż wszelkim heretykom i złoczyńcom, ogrzać się nie chciał. Zbliżając się do bramy, zezował na Rosę.
- Tylko bez sztuczek, bo inaczej to załatwimy. – mruknął. - W razie czego wracamy ze wsi obok.
- Daj spokój, przecież nic nie robię – odparła, szczękając zębami i mocniej okrywając się długim do kostek płaszczem. Wolałaby być w swoim małym, ciepłym domku i palić w kominku.
- I tak ma zostać. – skwitował.

O dziwo strażnik przy bramie nie odezwał się ani słowem i przepuścił ich bez zadawania pytań, choć oboje widzieli jego podejrzliwe spojrzenie. Bartosza przeszły ciarki po plecach, nie wiedział jednak, czy to z podniecenia faktem, że się udało, czy z zimna. Rosa ledwo co za nim nadążała, trzęsąc się i słaniając na nogach.


Przemykając uliczkami Tarnowa porywacz zwłok dochodził do wniosku, że coś się zmieniło. Mimo, że wrzaski nawołujące do zlinczowania młodej czarownicy ucichły, to w powietrzu unosiła się niezdrowa atmosfera i dało się wyczuć napięcie. Jedynie mężczyzna pchający wóz z mąką nie przejmował się tym wszystkim i dalej robił swoje. Na wszelki wypadek ominęli go szerokim łukiem, a dziewczyna mocniej naciągnęła kaptur na głowę.
- Nie musisz się tak zakrywać. – powiedział Bartosz. – Gdyby mieli cię rozpoznać, już dawno by to zrobili. To ciemniaki.
- Nieważne. Zimno mi… - jęknęła cicho. Na tym mroźnym powietrzu całe jej ciało czuło się wprost okropnie. Nocne leżenie na twardej ziemi teraz odbijało się lekkim bólem w mięśniach i zesztywnieniem stawów. Wszystko przez tego „wielkiego bohatera”! Była zła, rozżalona i niepocieszona, ale cóż mogła zrobić? Jakoś ciężko jej było uwierzyć, że ludzie z miasta planowali ją spalić na stosie. Zatrzymała się gwałtownie.
- Oszukałeś mnie – stwierdziła, oskarżycielsko wskazując na niego palcem. – Dlatego nie muszę się chować i zakrywać, bo NIKT tak NAPRAWDĘ mnie nie szuka!
- Już ci mówiłem o tym w twojej pieprzonej chacie!! – Bartosz podniósł głos, co spotkało się z kilkoma podejrzliwymi spojrzeniami mijających ich przechodniów. W duchu pożałował swoich emocji. Westchnął, po czym rzekł cicho. – Gdyby nic się nie działo, to nie fatygowałbym się do ciebie… Miałem iść na piwo. – prychnął. – A teraz wygląda na to, że będę musiał odłożyć te plany na jakiś czas.
- No to sobie idź, przecież nikt cię nie trzyma na siłę. Nie wiem, po co przylazłeś, choć mogę się tylko domyślać. Na pewno nie było to z dobroci serca i chęci pomocy mi. Poznałam cię już na tyle, by móc to stwierdzić, panie grabarzu… - zwiesiła lekko głos, patrząc się na niego spode łba. – Nikt mi nic nie chciał zrobić i taka jest prawda, nie zaprzeczaj.
- Myśl sobie co chcesz, ja wiem jaka jest prawda. – podsumował. – A teraz idziemy, ruszaj się…
Nie doszli do końca ulicy, jak na głowie Bartosza rozbiła się kula śniegu. Poirytowany tym mężczyzna odwrócił się w kierunku rzutu, ale dostrzegł jedynie plecy czwórki rozbawionych dzieci, znikających w bramie kamienicy po drugiej stronie ulicy. Zaklął szpetnie pod nosem, słysząc również szczery śmiech swojej towarzyszki.
- Siły na chodzenie to nie masz, ale żeby się śmiać to i owszem. – mruknął.
- Los jest sprawiedliwy, choć nieco skąpy. Powinieneś dostać cegłą przez łeb – odpowiedziała, chichocząc cicho.
- Muszę cię rozczarować, skarbie – na mój zakuty łeb cegła to za mało. – uśmiechnął się paskudnie, po czym chwycił ją pod rękę i przyspieszył kroku.

Śnieg sypał coraz bardziej, utrudniając im poruszanie się po wąskich uliczkach. Obserwując mieszkańców, Ostrowski stwierdzał, że odkąd opuścił miasto, coś się musiało tutaj wydarzyć. Ta cisza była tak przejmująca, że aż nienaturalna. Tarnów w tych godzinach tętnił życiem, nawet w taką pogodę jak teraz. Mężczyzna splunął, marszcząc brwi i minął ubojnię starego Stefana, szybko przebiegając wraz z Rosą na drugą stronę ulicy. Dziewczyna trzęsła się coraz bardziej, a ta drgawki zimna sprawiały tylko, że czuła się cała obolała i zmęczona. Zwłaszcza na plecach i karku, jakby ją ktoś mocniej tam ściskał.

W końcu doszli do jakiegoś domu, a Bartosz zatrzymał się nagle. Przystanęła obok niego, pochylając się i opierając dłonie na kolanach, musiała złapać oddech. Nogi miała całe sztywne, a lekki ucisk przeszywał jej piszczele oraz łydki. Musiała się rozgrzać. Jej towarzysz natomiast zupełnie nie zwracał na nią uwagi, pochłonięty oglądaniem budynku, który robił na kobiecie niepokojące wrażenie.
- Co za rudera. – rzuciła rozcierając dłonie.
- Rudera? Ciesz się, że nie widziałaś piwnicy. – fuknął Bartosz.

Stare budownictwo i ciemnoszary kamień sprawiały, że dom odstraszał od siebie potencjalnych gości. Mężczyzna czasem się zastanawiał, czy nie taki był właśnie zamiar Zeitera, który w piwnicach tego domostwa pracował nad swoimi pokręconymi eksperymentami. Mężczyzna nie lubił tego miejsca, wielokrotnie miał wrażenie, że ktoś lub coś obserwuje go w środku z ukrycia. Teraz jednak po raz kolejny musiał przekroczyć progi królestwa zdziwaczałego medyka a uchylone, skrzypiące drzwi zapraszały niepokojąco do środka.
- Gotowa?
- Lepiej tam niż tutaj. – wzdrygnęła się pocierając ramię. – Przynajmniej ciepło będzie.
- Żebyś nie żałowała. Chociaż ty też normalna nie jesteś, to przypadniecie sobie z Zeiterem do gustu. – uśmiechnął się.
Dziewczyna nie za bardzo wiedziała o co mu chodzi, ale była pewna, że niebawem się przekona. Chwilę później ruszyła za swym „wybawcą” i przekroczyła z nim próg. Otwierane drzwi zaskrzypiały jeszcze bardziej zwiastując medykowi (o ile był w środku) nadejście gości.
- Panie Zeiter, jest pan w domu? To ja, Bartosz! – zawołał mężczyzna rozglądając się na boki. – Muszę z panem porozmawiać, przyprowadziłem dziewczynę.
Rosie nie spodobało się to, co powiedział Bartosz i skrzywiła się lekko, przeczuwając jakiś podstęp. Porywacz zwłok natomiast stanął w korytarzu, oczekując jakiejś odpowiedzi. Nie zamierzał się kręcić z dziewczyną po domu medyka. Poczeka aż sam do niego przyjdzie.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline