Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2009, 17:28   #49
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ragath patrzył zdumiony na chuderlawych i często bardzo młodych żołnierzy zhieloskojskich. W jego stronach tacy ludzie byli co najwyżej złodziejaszkami uciekającymi w popłochu na sam widok prawdziwego wojownika. A tu grupka takich kmieci dzielnie stawia czoło smokowi. Co więcej, gdy mają szansę na ucieczkę, wolą ponownie uderzyć. Co za dziwaczny kraj, a może lepiej pasowałby zwrot: co za niezwykły kraj.

Obaj najemnicy odskoczyli w lewo, gdy pozostali przy życiu ruszyli w parach na bestię. Przez chwilę biegli w milczeniu, a potwór zdawał się ich nie dostrzegać, wciąż będąc zajętym włócznią tkwiącą w jego pysku. Ragath sięgnął lewą ręką po samopał, w prawej wciąż trzymając olbrzymi miecz. Gdy byli już w miarę blisko, smok odwrócił łeb w ich stronę. Podchody przestały mieć jakikolwiek sens i z gardeł walczących wydobył się głośny krzyk.

Potwór zareagował natychmiast wypuszczając z pyska kolejny strumień ognia. Dwójka żołnierzy padła spopielona na ziemię. Prawdopodobnie nawet nie poczuli jak umierają. Ragath o tym nie myślał. Przed walką zastanawiał się czy lepiej będzie przetrwać, czy zginąć w boju, ale teraz ważnym stało się tylko dorwanie tego gada. Przynajmniej dopieczenie mu do żywego, jeśli nie zabicie.

Wojownicy rozproszyli się z zamiarem otoczenia bestii, ale ta nie zamierzała im na to zbyt łatwo pozwolić. Machała swoim ogonem, oraz łapami, a co jakiś czas buchał kolejny śmiercionośny płomień. Gdy smok nachylił łeb, by po raz kolejny porazić wrogów ogniem, najemnik podbiegając kawałek, wypalił z samopału prosto w ogromne, żółte oko. Nie trafił czysto, ale bestia musiała to odczuć, gdyż odchyliła się do tył, rozpostarła skrzydła i głośno ryknęła. Był to przeraźliwy ryk, jakiego Ragath nigdy już miał nie usłyszeć. Dosłownie mroził krew w żyłach i paraliżował wszystkie nerwy. Brzmiał jak gniew wszystkich bogów i przeszywał człowieka od stóp do czubka głowy. Niemal wszyscy stanęli jak wryci, poza Gorginthem, dla którego musiała to być nie pierwszyzna.

Smok zamknął w końcu paszczę i spojrzał w dół wprost na zabijakę. Jedno oko miał przymrużone, ale drugie wystarczało mu by dojrzeć tego, którego wybrał na kolejny cel. Podniósł, groźnie wyglądający ogon, i opuścił z całą wrodzoną siłą. Ragath stał jak oniemiały i zostałby niechybnie zmiażdżony, gdyby nie Potężny, które w ostatniej chwili odepchnął go na bok. Ogon uderzył tylko w ziemię, która aż się zatrzęsła pod wpływem olbrzymiej energii.

- Już drugi raz ratuję ci tyłek! - krzyknął Gorginth. - Może byś sie kiedyś odwdzięczył?!

- Proszę bardzo! - odkrzyknął zabijaka, zdający się „powracać do życia”, i wyciągając drugi pistolet, wypalił w górę.

Bestia właśnie nachylała się ku obu z rozwartymi szczękami, najprawdopodobniej po to by ich pożreć, ale gdy poczuła ból na podniebieniu i smak krwi, odchyliła łeb. Najemnicy wykorzystali ten fakt, by podnieść się z ziemi.

Ragath rozejrzał się wokoło. Przy przepołowionych zwłokach żołnierza dostrzegł, leżącą w trawie, włócznię. Podniósł ją szybko i bez dłuższego celowania, licząc na łut szczęścia, rzucił ją w głowę gada. Szczęście go nie opuszczało, ale jak można ubić takiego stwora bez takiego sojusznika? Oszczep utkwił w prawej źrenicy, tej samej, która ucierpiała wcześniej w wyniku strzału z samopału. Jednak smok wciąż miał drugie oko.
 
Col Frost jest offline