Ragath patrzył zdumiony na chuderlawych i często bardzo młodych żołnierzy zhieloskojskich. W jego stronach tacy ludzie byli co najwyżej złodziejaszkami uciekającymi w popłochu na sam widok prawdziwego wojownika. A tu grupka takich kmieci dzielnie stawia czoło smokowi. Co więcej, gdy mają szansę na ucieczkę, wolą ponownie uderzyć. Co za dziwaczny kraj, a może lepiej pasowałby zwrot: co za niezwykły kraj.
Obaj najemnicy odskoczyli w lewo, gdy pozostali przy życiu ruszyli w parach na bestię. Przez chwilę biegli w milczeniu, a potwór zdawał się ich nie dostrzegać, wciąż będąc zajętym włócznią tkwiącą w jego pysku. Ragath sięgnął lewą ręką po samopał, w prawej wciąż trzymając olbrzymi miecz. Gdy byli już w miarę blisko, smok odwrócił łeb w ich stronę. Podchody przestały mieć jakikolwiek sens i z gardeł walczących wydobył się głośny krzyk.
Potwór zareagował natychmiast wypuszczając z pyska kolejny strumień ognia. Dwójka żołnierzy padła spopielona na ziemię. Prawdopodobnie nawet nie poczuli jak umierają. Ragath o tym nie myślał. Przed walką zastanawiał się czy lepiej będzie przetrwać, czy zginąć w boju, ale teraz ważnym stało się tylko dorwanie tego gada. Przynajmniej dopieczenie mu do żywego, jeśli nie zabicie.
Wojownicy rozproszyli się z zamiarem otoczenia bestii, ale ta nie zamierzała im na to zbyt łatwo pozwolić. Machała swoim ogonem, oraz łapami, a co jakiś czas buchał kolejny śmiercionośny płomień. Gdy smok nachylił łeb, by po raz kolejny porazić wrogów ogniem, najemnik podbiegając kawałek, wypalił z samopału prosto w ogromne, żółte oko. Nie trafił czysto, ale bestia musiała to odczuć, gdyż odchyliła się do tył, rozpostarła skrzydła i głośno ryknęła. Był to przeraźliwy ryk, jakiego Ragath nigdy już miał nie usłyszeć. Dosłownie mroził krew w żyłach i paraliżował wszystkie nerwy. Brzmiał jak gniew wszystkich bogów i przeszywał człowieka od stóp do czubka głowy. Niemal wszyscy stanęli jak wryci, poza Gorginthem, dla którego musiała to być nie pierwszyzna.
Smok zamknął w końcu paszczę i spojrzał w dół wprost na zabijakę. Jedno oko miał przymrużone, ale drugie wystarczało mu by dojrzeć tego, którego wybrał na kolejny cel. Podniósł, groźnie wyglądający ogon, i opuścił z całą wrodzoną siłą. Ragath stał jak oniemiały i zostałby niechybnie zmiażdżony, gdyby nie Potężny, które w ostatniej chwili odepchnął go na bok. Ogon uderzył tylko w ziemię, która aż się zatrzęsła pod wpływem olbrzymiej energii.
- Już drugi raz ratuję ci tyłek! - krzyknął Gorginth. - Może byś sie kiedyś odwdzięczył?!
- Proszę bardzo! - odkrzyknął zabijaka, zdający się „powracać do życia”, i wyciągając drugi pistolet, wypalił w górę.
Bestia właśnie nachylała się ku obu z rozwartymi szczękami, najprawdopodobniej po to by ich pożreć, ale gdy poczuła ból na podniebieniu i smak krwi, odchyliła łeb. Najemnicy wykorzystali ten fakt, by podnieść się z ziemi. Ragath rozejrzał się wokoło. Przy przepołowionych zwłokach żołnierza dostrzegł, leżącą w trawie, włócznię. Podniósł ją szybko i bez dłuższego celowania, licząc na łut szczęścia, rzucił ją w głowę gada. Szczęście go nie opuszczało, ale jak można ubić takiego stwora bez takiego sojusznika? Oszczep utkwił w prawej źrenicy, tej samej, która ucierpiała wcześniej w wyniku strzału z samopału. Jednak smok wciąż miał drugie oko. |