-Naprawdę, wino przednie. No to się nie dowiem co tam jest zapisane. Było trzeba się zapytać zanim wyruszyło się w drogę. -Po części przyznam rację pani Eberhauer, formalności potrafią być nudne, jednak często są koniecznością.
-Czy te napięte stosunki między kultami mogłyby doprowadzić do takiego biegu wydarzeń. Nie podejrzewam świątyni Ulryka o morderstwo, ale może chęć ukradzenia ikony. Trucizna mogła mieć za cel czasowo uśpić ojca Mortena, niestety użyta w zbyt dużej ilości, zabiła. Ogląd broni był na tyle ważny, że chcąc lub nie chcąc, z własnej ciekawości chcąc, podszedł do biurka.
-Spaczeń? Chaos? To eliminuje zarówno spory między kultami jak i podrzędnych złodziejaszków. Magiczna trucizna... Zgadzam się z pana tokiem myślenia. Kiedy można spodziewać się wyników ekspertyzy? I co najważniejsze, czy istnieje jakaś metoda prześledzenia jak to coś zostało przemycone? Kto mógł to zrobić? Choć wydaje się to szukaniem igły w stogu siana. Taka trucizna raczej nie da się wytropić jak zwykła, od stoiska z alchemicznymi preparatami. To zostało stworzone przez ukrytych czarowników, z materiałów, które formalnie nie istnieją. Może notatka coś powie?
Mimo gorąca przyglądał się pracy skryby. W końcu umiejętność odczytanie podobnego pisma może się jeszcze przydać. Ołówek, widziałem kiedyś ten sposób. Czemu go sobie nie przypomniałem.
-To może trochę zająć – powiedział gospodarz, przyglądając się pracy swojego skryby. – Proponuje wyjść na korytarz. Tutaj się można udusić.
-To prawda. Wyjdźmy.
-Hmm, warunki są w pełni do zaakceptowania. Prawa i tak muszę przestrzegać, zaklęć wolę nie używać gdy nie jest to konieczne. Długi czas mówiono mi o możliwych konsekwencjach i wolałbym ich nie doświadczyć. Co do najpotężniejszych zaklęć, to są one daleko poza moim zasięgiem. Więc zgadzam się. Także zapytam gdzie mógłbym zaopatrzyć się w składniki zaklęć. Sprawa zaczyna wyglądać poważnie a ja chciałbym mieć pewność, że moja magia mnie nie zawiedzie. Zdążył usłyszeć jak trafić do magazyniera kilka uderzeń serca zanim skryba ukończył.
-Dziękuje panu. Zobaczmy co kapłan napisał. Nic, nic co przydałoby się w szukaniu sprawcy. Chodźmy dopełnić formalności. Moneta z podobizną imperatora zmieniła właściciela, zaś w spisie pozwoleń pojawił się dodatkowy wpis. Czarodziej ostrożnie schował dokument. Kolejny papier do targania z sobą. Następnie udał się do magazynu. Sporego zastawionego skrzyniami i szafami pomieszczenia. -Czego chce? Z za jednej szaf dobiegł głos.
-Składników do zaklęć potrzebuje.
-Jakich bo nie chce mi się po składzie biegać
-Dwa dzwonki i pół tuzina strzałek. Magazynier umilkł, z głębi pomieszczenia dobiegały dźwięki szurania i otwierania szuflad.
-Gdzie ten dzieciak to położył, zabije. O jest. Starsza osoba niosąca zamówione przedmioty wyłoniła się z głębi pomieszczenia.
-O przepraszam pana. Myślałem, że to kolejny durny uczniak. Jak ja ich nie cierpię. Pan prywatnie, to zapłacić trzeba, za dzwonek szylinga za strzałkę sześć pensów. Pięć szylingów. I dzwonki przygotuje by nie dzwoniły w torbie. Chytre pełne determinacji spojrzenie dawało znak, że nie oddałby za darmo towaru nawet w obliczu całej armii chaosu.
Czarodziej wydobył dwa mieszki. Przesypał pieniądze z jednego do drugiego wydzielając przy tym należność, mieszek z pieniędzmi schował. Do drugiego trafiły strzałki a sakiewka znalazła się przy pasie w łatwo dla niego widocznym miejscu. Przygotowane dzwonki także włożył do mieszka z składnikami.
-Sporo tych strzałek. Na wojenkę się pan wybiera.
-Nie wiem man nadzieje, że nie. Przezornego Morr nie woła. Obym okazał się tym przezornym, miłego dnia życzę.
Przygotowany z zapamiętanymi informacjami ruszył w kierunku strażnicy mieszczącej gabinet kapitana. |