Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2009, 20:33   #16
Suarrilk
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Za każdym razem to samo.

Przemierzanie tego odcinka ulicy, do którego przytulał się groteskowy, napromieniowany park, zawsze przyprawiało ją o gęsią skórkę. Ledwo panowała nad swoim oddechem. Urywanym, nerwowym. Serce grało szalonego marsza. Jakby zaraz miało rozsadzić jej klatkę piersiową. Dziewczynie zdawało się, że krew zbyt wielką falą zalewa jego nagle zbyt ciasne komory, ściśnięte raptem niewypowiedzianym strachem. Starała się ze wszystkich sił skupić na stawianiu kolejnych kroków. Jednocześnie nakazywała sobie, by nie oglądać się na drzewa, by nie wywoływać wilka z lasu – jeszcze nie zdarzyło jej się spotkać żadnego ze zmutowanych mieszkańców parku i zamierzała ów stan rzeczy utrzymać. Tak, to pewnie było dziecinne. Ta wiara, że dopóki czegoś nie zobaczy, to nie będzie istniało. Jak to mawiają Rosjanie, чтобы не сглазить – żeby nie zapeszyć. Dziecinne...

Irka wspomniała stare, rosyjskie baśnie, które papa kiedyś, bardzo dawno temu, jeszcze w bunkrze, w którym się kryli, czytał jej do snu. We wszystkich las był czymś złowieszczym, tajemniczym, kryjącym różne leśne stwory, nie zawsze przychylne człowiekowi – Leszy, Mróz, rusałki i wije, Dziw, Baba Jaga... Niemal śmiech ją ogarniał na myśl, że park Riemira Szewrowicza w obecnym Kijowie, Kijowie postnuklearnym, stawał się niejako symbolem i uosobieniem tych przesyconych napięciem i zgrozą baśni. Odetchnęła głębiej, poprawiając plecak na ramieniu. W takich chwilach niemal rozumiała ćpunów i pijaków, którzy dzięki swoim używkom odcinali się od tej chorej rzeczywistości. Niemal.

Szła spękanym chodnikiem, przemykając w cieniu sypiących się balkonów, pod ścianami niegdyś barwnie tynkowanych, teraz przedstawiających obraz nędzy i rozpaczy kamienic, wyłożonych pokrytymi brudem i niewymyślnym graffiti kafelkami. Przyroda wdzierała się do miasta, zupełnie jakby po wojnie, która wyniszczyła ludzkość, tryumfalnie odbierała człowiekowi to, co sam jej zabrał. W szczelinach płyt chodnikowych, kostki brukowej, asfaltu kwitło zielone, bujne życie. Wypasione szczury przesmykały w zaułkach. Wróbel znała takich, co się żywili ich mięsem. Modliła się, by samej nie przyszło jej go skosztować.

Kolejny raz miała szczęście. Bunkier zamajaczył przed nią jak biblijna obietnica odkupienia. Gdy zbliżyła się do niego, z głośnika popłynął komunikat. Dopiero jego rosyjskojęzyczną wersję w pełni zrozumiała:

- "Pебята! Перед вами неповторимый шанс поехать в облученную зону! Вам дадут лекарства и запас продуктов, единое условие — дозор Гида! Ищутся желающие поехать с экспедицией в Чернобыль! Подробнейшая информация на досках объявлений".

Podobne ogłoszenia słyszała już wcześniej i, podobnie jak poprzednio, wzruszyła na nie ramionami. Kijów może nie był rajem na ziemi, ale dopóki gdzieś w jego ulicach, w jego rozsypujących się budynkach, w ziejących pustką oczodołach okien i krzyczących bezdźwięcznie wyrwanych bramach mógł kryć się Andrzej, ona nie zamierzała opuszczać miasta. Starając się nie rzucać w oczy partyjniakom, pospieszyła do magazynu z żywnością. Czujna, ostrożna, gotowa na spotkanie z innymi amatorami „tuszonki”.

Naciągnęła mocniej na oczy wełnianą czapkę ze sztucznym kwiatkiem z materiału, pod którą ukryła przetłuszczone jasne włosy. Znalazła ją kiedyś przypadkiem nieopodal jednego z burdeli, zacerowała i nosiła niezależnie od pogody, jako jeden z łączników jej obecnego życia z przeszłością. Podobnie jak sznur czerwonych korali, drewnianych i tandetnych, nie wartych żadnych pieniędzy, ale dla niej bezcennych. Zasłoniła go połą kurtki, bo nawet wytarta czerwień mogła przyciągnąć wzrok. Niewiele rzeczy sprawiało, że czuła się wciąż zwyczajną dziewczyną. Na pewno nie należał do nich karabin, którego dotyk nagle uspokoił jej nerwy.

Przecież robiła to już nie raz.

----
tuszonka - szynka konserwowa
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 03-12-2009 o 00:14. Powód: przypis
Suarrilk jest offline