- Niby czemu mam się uspokoić? - burknęła Anna. - Od tego czy będę spokojna czy nie nasza sytuacja się nie zmieni, a mnie ulży przynajmniej. A alkoholem ogłupiać się nie będę.
W ciszy jednak wysłuchała opowieści opata, po czym zaczęła się śmiać. - Azyl spokoju... oaza wyciszenia... chyba sam opat nie wierzy w to co mówi! Gratuluje braciszkom mieszkania w takim azylu, a panu nieodpowiedzialnego zachowania. Zamiast zebrać mnichów i pogadać z nimi jak dorośli ludzie, to się opat czai i udaje, że nic się nie dzieje. A dzieje się! Dobrze, że pokoje są na klucz zamykane, bo w takim "azylu" to strach się bać. - ironizowała. - Auta nie mamy, to przeczekamy do rana i pojedziemy do miasta... konno! Nie wiem jak wy, ale ja jeździć potrafię, podobnie pewnie jak połowa zakonników w tym "azylu".
Pojawienie się zdyszanego mnicha-pielęgniarki nawet jej nie zdziwiło. Dziewczyna wpadła chyba w jakieś odrętwienie spowodowane szokiem i absurdem sytuacji. - Witajcie w Imieniu Róży! Niech pan opat nie zapomina udawać przed resztą zakonników, że nic się nie stało, to może trup sam się znajdzie. Bo żeby zebrać braciszków i wyjaśnić im co się dzieje to pan jaj nie ma, prawda? Nie dziwota, że w głosowaniu pana nie chcieli. - Nie wiem jak wy, ale ja idę się zamknąć w swoim pokoju. I tam przeczekać do rana. Nie będę latać po straaaasznym klasztorze i szukać guza. Jakby ktoś zarządził poszukiwania, to pewnie by się nasz Krzysztof znalazł, daleko nie uciekł. Ale to zapewne wielki problem nakazać współbraciom cokolwiek, prawda? W ogóle im coś powiedzieć? Tymczasem stoimy tu jak idioci, a trup już w studni, albo piwnicach się kryje. Im mniej się robi, im bardziej chowa głowę w piasek, tym większa tajemnica - wzruszyła ramionami w geście "mnie to nie dotyczy, wy się tym martwcie". Już raz podążała śladem zwłok i źle się to dla niej skończyło. Drugi raz nie popełni tego samego błędu. |