Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2009, 16:54   #109
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Cała grupka się rozlazła zostawiając Rogera sam na sam z Valdro. Karczmarz spojrzał z uśmiechem na samotnego mężczyznę i spytał.- Zna pan się może na ozdobach? Trzeba przystroić altankę weselną, a i muzykę przydałoby się załatwić... Nie oczekuję od pana pracy fizycznej. Mam od tego parobków. Bardziej mi chodziło, o nadzorowanie prac i tym podobne sprawy. Jutrzejszy dzień to być albo nie być tego miejsca, rozumie pan?
Rozumiał...czy nie rozumiał? Czy Rogera obchodziło w ogóle, być albo nie być karczmy?
Właściwie to Morgan rozważał znalezienie panienek na wieczór kawalerski w Waterdeep. Czasowo to mu się kalkulowało. Problem jednak stanowiła cena tych „przyjemności”. Na pewno nie będzie niska. I jakoś nie widział "chętnych" do jej płacenia.

A w całej karczmie i okolicy, wrzało jak w ulu. Przygotowania szły pełną parą i nikt z pozoru nie zwracał uwagi na aasimara czyszczącego broń...no, może poza coraz większym tłumem młodych „wielbicielek” gromadzącym sie wokoł niego, na których to uroda Castiela robiła olbrzymie wrażenie.
Młode pokojówki zasypywały go pytaniami, o przeszłość, o to czy kogoś tymi brzeszczotami zabił, czy ma dziewczynę, jakie mu się podobają. Trajkotały nad mężczyzną niczym chmara wróbli. I takie chyba właśnie były, bo jak tylko pojawiła się kucharka, to rozbiegły się do swych zajęć niczym spłoszone stadko ptaków.

Weselni goście zaś zaczęli się powoli zjeżdżać. Pojawiły się pierwsze karoce wypełnione gośćmi, różnymi gośćmi. Większość stanowiły ludzie, ale i półelfy się pojawiały i krasnoludy, a nawet czasem i gnom. Łączyło ich jedno...Byli bogaci ponad miarę. Służba biegała wokół nich, niczym gzy wokół wołów. Elita miasta Waterdeep zjechała na ową uroczystość. Przywódcy miejskich gildii, szanowani kupcy, ważni urzędnicy. Kupcy...bogaci i szanowani, ale nie zawsze uczciwi. Teu to wiedział, bowiem dla jednego z tych kupców pracował już raz . Było to zlecenie, którego legalności elf do dziś nie był pewien. Elf wśród zaproszonych zauważył kupca Quazarro.

Ubierający się na czarno gnom, o manierach szlachcica, humorze grabarza, umyśle liczykrupy i prowadzący nie całkiem legalne interesy. Quazarro był lichwiarzem, możliwe też, że i kimś więcej...
Jak na gnoma był zadziwiająco ponury, małomówny...może nawet melancholiczny. Jak na gnoma oczywiście.
Quazarro zauważył go i podszedł powolnym krokiem. Zmierzył spojrzeniem elfa i spytał.-A co ty, tu robisz?

Tymczasem w lesie...
- Nie powinnaś pani ucinać sobie drzemki w takim miejscu.- te słowa wyrwały Sabrie z rozmyślań nad leśnym ruczajem. Miały w sobie wiele prawdy.. Ostatnie wydarzenia rozkojarzyły dziewczynę na tyle, że straciła czujność. Spojrzała w kierunku mężczyzny, który mówił te słowa . Był postawny, wysoki, przystojny, umięśniony, długowłosy i ten jego uśmiech. I...właśnie ściągnął koszulę !

Na szczęście (albo niestety, w zależności od punktu widzenia) na ściąganiu koszuli poprzestał. Obmył umięśnione ręce i lekko zarośnięty tors w wodach ruczaju mówiąc.- Choć to spokojna okolica, to jednak zapuszczają tu się czasem satyry, a one zwykły zachowywać się niestosownie lub nieobyczajnie, wobec pięknych kobiet.
Założył koszulę i spytał.- Nie wyglądasz mi na jedną z tych wyperfumowanych panienek z Waterdeep, więc chyba nie jesteś jednym z gości weselnych. Chronisz któregoś z nich?
Wykonał parę ruchów ramionami, przy okazji prezentując muskulaturę i mrucząc.- Nic tak nie poprawia nastroju jak samotna wycieczka po lesie. Lub drzemka nad rzeką. Nieprawdaż ?
Spojrzał na dziewczynę i rzekł.- Pozwolisz pani, że odprowadzę cię karczmy. Las co prawda jest zazwyczaj spokojny, czasem jednak bywa zdradliwy. A mnie nie musisz się lękać. Jestem Sorbus, kowal i bednarz i stolarz i zielarz...złota rączka jednym słowem. A ty?

Wkrótce przyjechały dwa ważne powozy, a ich wjazd mógł obejrzeć każdy kto był wtedy na dziedzińcu. Bogato zdobione świadczyły o przyjeździe znamienitych gości.

Z pierwszego wysiadła para znana z widzenia zarówno Teu jak i Sylphii. Archibald Lockgarrison z małżonką Florą.

Szef cechu piwowarów spojrzał na drugi z powozów, z którego miała wysiąść panna młoda, jego córka.
I wyszła z niego... w bogato wyszywanej sukni podkreślającej nienaganną sylwetkę i welonie zakrywającym twarz.... i w towarzystwie czterech krasnoludzkich ochroniarzy pilnujących jej „bezpieczeństwa”.

- Odprowadźcie moją córkę do jej pokoju.- zarządził Archibald. I cała piątka ruszyła. Każdy kto przyglądał się tej scenie mógł odnieść wrażenie, że córka piwowara jest w tym układzie, bardziej więźniarką niż szczęśliwą panną młodą. Zwłaszcza, że młoda kobieta z zakrytą twarzą, zdawała się szlochać. Ale kto mógł się temu przyglądać, gdy kolejni goście zjeżdżali się do karczmy ?
A wśród nich szczególne wrażenie robiła jadąca konno młoda kobieta, o ciemnych włosach z białym pasemkiem i dość...wyzywającym, bo dość skąpym, stroju .

Zaskoczyła ona z gracją z wierzchowca i oddała w ręce stajennych, rozdając mężczyznom i kobietom dookoła nieśmiałe uśmiechy. Podeszła do Flory i obie kobiety udały się do jadalni w karczmie...zapewne na długą rozmowę. Po czym owa kobieta czym udała się do swego pokoju...Kwatery znajdującej się obok pokoju Sylphii.
Zaciekawiona zajrzała do pokoju magini i rzekła.- Witam, nazywam się Tausersis Achnetep, mistrzyni Błękitnej Sztuki. Miło mi poznać koleżankę po fachu.

Tymczasem...gdy wszyscy się bawili, pracowali lub byczyli, ktoś knuł. Kogoś czyjeś małe zwinne rączki splatały nici intrygi, by uzyskać wymarzony cel. Dru i Kastus zostali pozostawieni bez opieki... i bez nadzoru.
Kapłanowi w sumie to nie przeszkadzało, robił to, co miał zamiar robić...Czyli naprawiał wóz i...cóż...służył panience Dru. Zresztą gnomka obiecała mu wieczorem nieco wolnego. I kapłan miał zamiar skorzystać z tej okazji.
Zaś Dru...z kapłanką był ten problem, że myślała wielotorowo. Obmyślała jednocześnie nie jeden, a kilka planów...I kto wie, ile z nich odbije się czkawką ochroniarzom Dru?

Późnym popołudniem tętent stada koni skupił wszystkich będących na podwórcu uwagę. Kilkunastu młodych mężczyzn w bogatych kupieckich strojach i na rumakach czystej krwi zajeżdżało do karczmy. Nie byli oni uzbrojeni, za to niewątpliwie podpici. Przewodził im młodzian w bogatych szatach, acz przeciętnej urody. Jak się później okazało sam pan młody
Pierwsze co ich zainteresowało to dzbany wina ustawione na stołach i pokojówki, które zaczęli podszczypywać. Pozostali goście trzymali się od tej zgrai z dala, ale też i przymykali oko na ich wygłupy. Wiadomo, młodość się musi wyszaleć. A choć czynami swymi urągali zasadom moralnym i przyzwoitości, to jednak nie posuwali się w swych bezeceństwach za daleko.
Zbliżał się wieczór, a wraz z nim wystawna uczta dla gości i wieczór kawalerski dla pana młodego i jego przyjaciół. Wieczór w oddzielnej sali, z dala od oczu statecznych gości weselnych. Czego oczy nie widzą tym się nie zgorszą....a może tego sercu nie żal?

Zaś tuż przed wieczorem, komnatę magini odwiedziły dwie osoby. Jedną z nich była Aniela, drugą zaś blondynka w czerwonej sukni i ze sporym dekoltem podkreślającym jej atuty.

Aniela i owa blondynka dygnęły szybko i znajoma maginii rzekła.- To jest Natali, psze pani.
Ta zaś spojrzała na maginię i dodała.-Cieszę się że mogę pomóc, ale Aniela nie wspomniała w czym dokładnie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-11-2009 o 13:39. Powód: poprawki
abishai jest offline