Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2009, 18:22   #89
Sorix
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Moran wszedł do jaskini. Było w niej bardzo ciemno i można było dosłyszeć odgłosy nieznanych stworzeń. Zagłębiał się coraz dalej rozglądając się w koło. Jego łuk był gotowy do strzału, kolana ugięte, cięciwa w połowie naciągnięta. Wszystko zgodnie z tym, czego nauczył go mistrz. Zagłębiał się coraz bardziej aż wreszcie ujrzał drzwi. Podszedł do nich i nacisną na klamkę. O dziwo były otwarte. Wszedł do środka, czemu towarzyszyło głośne zgrzytanie starych zawiasów. Był tam pokój. Zupełnie jasny. Na środku niego był fotel, a w nim jakaś postać. Istota wstała. Była troszkę wyższa od Morana. Miała skrzydła, podobne do nieskończonego. Lecz Moran czuł, że to nie jest nieskończony.
-Czego tu szukasz ?!- wrzasną nieznany mężczyzna momentalnie napinając łuk. -Angaro Velt - krzykną, po czym rozbłysło czerwone światło.

***

ŁUP ! - szklanka rozbiła się obok łóżka Morana budząc go jednocześnie.
-Ja pier***e - szepną Moran czując piekący ból nogi. Rozglądną się po pokoju. Słońce wpadało przez lekko rozchylone zasłony tworząc niesamowity efekt. Z dołu było słychać rozmowy. Łucznik próbował wstać, lecz jego kontuzja mu na to nie pozwalała. Zamkną oczy i starał się ponownie zasnąć. Słyszał coraz wyraźniejsze odgłosy wchodzenia po schodach.
Przy drzwiach pojawiła się Lilianne. Delikatnie zamknęła za sobą drzwi i przesuwając najbliższe krzesło, usiadła przy Moranie.
- Jak się czujesz? - spytała zatroskana.
-Bywało lepiej - odrzekł Moran podnosząc się na łóżku do pozycji siedzącej. - Co właściwie się stało ?
- Sama chciałabym wiedzieć. Wróciłam do posiadłości, kiedy zobaczyłam przy tobie jakiegoś obcego mężczyznę. Twierdził, że zostaliście zaatakowani. Miałeś poważną ranę, która była jeszcze zatruta. Zlikwidowałam truciznę i uleczyłam twoje udo. Wyglądało jednak na to, że straciłeś dużo krwi...
-Gdzie jest ten nieskończony ? Skoro goniły go te wilki, musi być zamieszany w jakąś poważna sprawę. Może warto byłoby, gdyby Valeria z nim porozmawiała ?
- powiedział z entuzjazmem Moran. Rana piekła go niemiłosiernie, lecz nie chciał wyjść na mięczaka przy Lilianne.
- Uspokój się. Nie powinieneś ruszać się tak gwałtownie, bo rana się otworzy! - kapłanka go skarciła.
Moran z wyrazem zdziwienia obserwował ten nieoczekiwany wybuch frustracji.
- Zaprowadziłam go na dół, i uspokoiłam. Wyglądał na bardzo roztrzęsionego,a na imię mu Groff. Jak twierdzi został zaatakowany przez te stworzenia kiedy próbował dostarczyć przesyłkę do Lorda Tohotha. - powiedziała po chwili. Valeria właśnie z nim rozmawia.
-Może powinienem z nim porozmawiać ? – zaproponował Moran i z wyraźnym bólem na twarzy próbował wstać z łóżka. Odkąd sobie przypominał nigdy nie czuł się tak źle. Miewał już wiele urazów, ale to nie była zwyczajna rana szarpana. Zdawał sobie z tego sprawę, że nie beezie łatwo dojść do pokoju wspólnego o własnych siłach.
- Pragniesz zniszczyć ogromny wysiłek, który włożyłam w wyleczenie twojej rany? - głos Lilianne stał się zimny i przerażający.
Moran z przestrachem zauważył nietolerującą sprzeciwu iskrę w jej oczach. W tej chwili mogła przerazić nawet martwego.
-Szanuje to, że martwisz się o mnie, lecz myślisz, że będę leżał tak cały dzień nie robiąc nic ? Może w końcu znajdziemy jakąś poszlakę, a ja mam się wylegiwać w łóżku ? - zripostował Moran. Wiedział, że igra z ogniem, lecz nie chciał leżeć wtedy, gdy inni próbują coś ustalić.
- A może od razu cię zabijemy, jeżeli tak nalegasz.
Kapłanka podniosła spojrzenie na twarz mężczyzny. Jej własną twarz wykrzywił szalony uśmiech pełen morderczych intencji...
-Nie poznaje tej słodkiej Lilianne, która niedawno spotkałem - odpowiedział Moran z wyraźnym żalem. -Ale niech Ci będzie. Ile będę musiał tak leżeć ?
Grymas kobiety natychmiast przemienił się w promienny, pełen ciepła i przyjaźni uśmiech. - Wiedziałam, że dojdziemy do porozumienia. - powiedziała radośnie. -Powinieneś wypocząć jeszcze parę godzin i coś zjeść.
Mówiąc to, kapłanka sięgnęła do tacy z czerwono-złotymi owocami, którą przyniosła kiedy Moran był jeszcze nieprzytomny. Wzięła jeden i rzuciła go przyjacielowi.
-Dobrze, lecz wiec, że następnym razem mnie nie powstrzymasz - odpowiedział Moran z wyraźną ulgą, że Lilianne znowu jest drobną, skromną kobietą. - Dziękuje, że mnie wyleczyłaś.
- Czy aby na pewno? - na sekundę jej twarz ponownie stała się przerażająca.
- To miłego odpoczynku. - zaśmiała się perliście. -Potrzebujesz czegoś - krzycz, jestem w pokoju na przeciwko. - mrugnęła okiem i pomachała Moranowi na "do widzenia".
Moran zjadł owoc podarowany przez Lilianne. Mimo, iż był on nieduży nasycił jego głodny brzuch. Łucznik ułożył się wygodnie w ciepłym łóżku i oddał się objęciom Morfeusza.
 
Sorix jest offline