Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2009, 20:25   #81
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Agromannar odnalazł uliczkę, w której zaatakował dziwną czarodziejkę i gdzie zostawił miecz. Niestety broni już tam nie było. Zdenerwowany porozglądał się po tamtej dzielnicy lecz nie znalazł nic ciekawego. W związku ze sprawą, do której został zatrudniony przez Valerię nie mógł wiele zdziałać ponieważ jedyny trop jaki posiadał urywał się na opętanym krasnoludzie, któremu dwa razy groził.
Postanowił że wróci do posiadłości i zapyta samą Valerię czy ma coś do roboty dla niego lub czym ma odsprzedać jakąś ciekawą broń. Teleportował się z powrotem. Na podwórku stała dziwna bryła lodu, na którą wcześniej nie zwrócił uwagi. Teraz przyjrzał się jej z bliska. Okazało się że był to zamrożony Khann. Zdziwiony tym że jeden z nich leży nieodmrożony na przed willą półwampir ruszył do środka. Tuż po wejściu zauważył zastanawiających się nad czymś Gelidusa, Tezzego i Valerię. Czemu Khann leży zamrożony na zewnątrz?z - przerwał widząc ich strapione miny - coś się stało?
 
Garzzakhz jest offline  
Stary 24-11-2009, 21:30   #82
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Valeria wzięła medalion Gelidusa do dłoni i badała go przez jakiś czas wzrokiem. Palcem przesuwała po gładkich kamieniach usadowionych w czterech okręgach. Każdy był innego koloru - czerwony, zielony, niebieski i fioletowy. Widząc zniecierpliwienie na twarzy towarzysza westchnęła.
- Nigdzie nie widziałam nic podobnego. - rzekła. Ale daj mi trochę czasu, poszukam czegoś w swoich księgach. Wydaje mi się jednak, że ta błyskotka wygląda znajomo...
Kobieta nie oddała Gelidusowi medalionu tylko przeszła do niewielkiej biblioteki z wcale nie małą kolekcją ksiąg. Z jednego regału wyciągnęła tomiszcze oprawione w szarozieloną skórę, o tytule "Symbole i oznaczenia Wieloświata", po czym usiadła do biurka przy oknie. Uważnie lustrując ilustracje w księdze, szukała przedmiotu podobnego do medalionu Gelidusa.

- Mam! Znalazłam! - podekscytowana Valeria wbiegła do salonu, gdzie Gelidus i Tezze wyjaśniali coś Argromannarowi.
- Oh... - zarumieniła się lekko, niemal niezauważalnie na widok półwampira. Ten medalion... popatrz!
Wskazała Gelidusowi rysunek z identycznymi symbolami, co te na medalionie, który Nieskończony zdobył od zabójcy.
- "Zakon Czterech Słońc to bardzo stara i wpływowa organizacja zrzeszająca przedstawicieli wielu ras. Niewiele o niej wiadomo, lecz członkowie zakonu posiadają nieprzeciętne zdolności magiczne w zakresie magii czterech żywiołów." - przerwała czytanie. To by wyjaśniało pochodzenie umiejętności twego zabójcy. Piszą też: "Organizacja ta posiada różnorodne kontakty w kręgach kupieckich, politycznych, a nawet przestępczych, czego nigdy oficjalnie nie udowodniono. Chociaż główna siedziba Zakonu Czterech Słońc znajduje się w świecie zwanym Mithios, to jej filie umieszczone są w wielu wymiarach, również w... Neverendaarze."
Zapadła długa cisza.
- Nie rozumiem dlaczego Zakon mógłby chcieć naszej śmierci, ani skąd dowiedział się o naszej misji. Nieznane są nam też motywy organizacji... - ciszę przerwała Valeria. Spróbujcie się dowiedzieć czegoś na mieście, być może mieszkańcy miasta będą wiedzieli coś więcej. Ah, i pod żadnym pozorem nie zapuszczajcie się do ich siedziby... przynajmniej sami. Nie wiemy co Zakon Czterech Słońc ma wspólnego ze zniknięciem córki króla, lecz powinniśmy zachować ostrożność.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 25-11-2009, 22:10   #83
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
W rezydencji Panny Brightfeather oczami Ognistego Nieskończonego.


***


Towarzystwo było naprawdę rozgadane. Nie sposób było się tu nudzić, niemniej jednak niektóre tematy poruszane były dość sztywno i tak naprawdę przydałoby się rozruszać całe to towarzystwo. Nie było jednak na to czasu. Misja. Pierun misje strzelił. Duże słowo, a my siedzimy sobie u Valerii i popijamy kawkę. Od tak, z małym paluszkiem uniesionym ku górze, żeby się nie poparzyć od ciepła bijącego z filiżanki.

Arnth milczał - przyglądał się tylko trzem rozmawiającym postaciom i postanowił w końcu usiąść i przyłączyć się do rozmowy Tezze, Geldius i Agromannar. Chyba dobrze kojarzył ich imiona. Ten ostatni to bodajże wampir, chociaż teraz jakby zęby ma schowane. Kurwa, nie przyglądaj mu się tak.- skarcił się w myślach. To niegrzeczne.
Już miał zapytać, skąd właściwie Geldiius wziął ten medalion, o którym tyle szumu, ale do pomieszczenia właśnie wpadła Valeria.



***

Zakon Czterech Słońc. Na dźwięk tych słów Arnth aż się zatrząsł. Zbladł nieco, gdy Valeria tłumaczyła, co to za organizacja. Właściwie to słyszał jej słowa, ale jego mózg rzucał mu przed oczami obrazy, których nie chciał pamiętać. Dawno nikt nie wymawiał w jego obecności nazwy Zakonu. Od ponad roku- zdążył już zapomnieć to, co widział. Miesiąc intensywnego picia i faszerowania Treksem nie pomógł jednak zapomnieć do końca. Niektórych rzeczy nie da się wymazać z pamięci. Mózg to nie kartka papieru, z której można coś skreślić, wykreślić lub wymazać gumką do mazania. Można dopisywać kolejne słowa (chociaż kartka się zapełni i zabraknie miejsca na nowe słowa czy obrazy, a mózg raczej nie ma ograniczonej pojemności), ale nie można tej kartki zgnieść i wyrzucić do kosza. No, chyba, że ktoś rozłupie ci głowę toporem, ale za to to ja uprzejmie podziękuję.

Usiadł ciężko na krześle.
- Nie pakujcie się pod nogi Zakonowi.- odezwał się cicho. Nie zwracał uwagi czy ktoś go słucha, mówił dalej, patrząc tępo w podłogę- Może się nie znam, może mało wiem, ale o jednym jestem przekonany. Zakon to potęga. Zdepce każdego, kto stanie mu na drodze. Byłem w drodze do Mithios... zwiedziłem wiele miejsc, ale stamtąd zawróciłem, zaraz po przejściu przez portal...- uciął w pół słowa.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 25-11-2009, 23:08   #84
 
Erthon's Avatar
 
Reputacja: 1 Erthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znanyErthon nie jest za bardzo znany
Sataner budząc się na schodach ujrzał kobiete nad sobą.
Nie widział jej nigdy wcześniej więc nie mogła pochodzić z domu Valerii.

Gdy wstał Kobieta znacząco się uśmiechneła siadając na przeciw niemu.
Gdy sataner przetarł wypełnione czernią oczy, kobieta zniknęła...
Zupełnie zmieszany podniósł się pomagając sobie mieczem, i udał się do pokoju gdzie położył się by odpocząć.
Usnął kamiennym snem.
Ta sama kobieta która ujawniła sie przy nim gdy się obudził, była w jego śnie...Sataner miał wrażenie że wkradła się do niego...Wyglądała na młodą nieskończoną, o niebiesko złotch skrzydłach, oraz nie powtarzalnej urodzie.
Jej oczy były niczym kora drzewa...Brązowe i swoją barwą przebijające światło które padało na jej szczupłą twarz.
Jej usta miały kolor niebieski...Niczym niebo...Jej błyszczące kasztanowe włosy opadały bezwładnie na ramiona, falując pod najlżejszym powiewem wiatru.
Ubrana w jedwabną suknie sięgającą kostek, poruszała sie zgrabnie między drzewami niosąc za sobą cudowny zapach świeżo zebranych lilii. Sataner widział to i był oszołomiony tym widokiem. Coś go ruszyło. Czuł impuls który bezwładnie pchał go w strone kobiety.
-Kim jesteś...?- spytał delikatnie Sataner w nadzieji że usłyszy imie.
-Twoim marzeniem...- odpowiedziała swym śpiewnym głosem.
-Jak to...nie rozumiem...
-Jestem Twoim opiekunem.-odpowiedziała zatrzymując się.
Sataner nadal znajdował się w kropce...Chciał podejść do kobiety lecz ta z każdym jego krokiem coraz bardziej się oddalała, aż w końcu zniknęła we mgle pomiędzy drzewami...
Sataner zatracił się stojąc tak jeszcze chwile rozglądając się.
Poczuł jak miękka dłoń gładzi jego policzek: Obudził się.
Przez chwile wydawało mu się że widzi tę samą dziewczyne która prysła niczym bańka mydlana w środku tego pięknego snu...


Wstał...zataczał koleine koła zastanawiając się Kim mogła być nieznajoma...i co miała na myśli mówiąc "Opiekun". Próbował coś z tego zrozumieć lecz im bardziej się starał tym dalej był od odpowiedzi.
Zdezorientowany wyszedł z pokoju, kierując się korytarzem w strone pokoju Valerii.
Gdy doszedł zapukał delikatnie do drzwi, które lekko się uchyliły zdradzając to cichym skrzypnięciem wydobywającym się z zawiasów. Sataner ujrzał Valerie siedzącą na krawędzi łóżka, oglądającą jakiś dziwnie wyglądający złoty przedmiot.

Kobieta podniosła głowę.
- Kto tam? - zapytała
-To ja...Sataner- odpowiedział cichym głosem
- Wejdź, proszę. - powiedziała. Mogę w czymś pomóc? - dodała kiedy mężczyzna wszedł do jej komnaty.
- Mam pewien problem i nie mogę go zrozumieć...- mówiąc stanął przed Valerią.
Dziewczyna spojrzała Satanerowi w oczy, odgarniając przy tym włosy za twarzy.
- Co się stało?
- Powiedz mi...te dom ma jakieś ukryte właściwości?- powiedział unikając wzroku Valerii
- Oprócz tego, że jest chroniony przed jakimkolwiek wpływem z wewnątrz, to nie. Zbudowano go stosunkowo niedawno... moja rodzina podarowała mi go w prezencie. Nie ma tu niczego, o czym bym nie wiedziała. - odpowiedziała.
- Bo widzisz...rano...gdy byłem na placu tam gdzie poznaliśmy Twego brata...Błysnęło coś w ogrodzie...podążałem za tym i na końcu ukazał mi się chłopiec był jakby inny...-Sataner opowiedział wszystko z drobnymi szczegółami po czym dodał -A gdy wracałem do pokoju...nie wiem chyba zemdlałem. Gdy się obudziłem ujrzałem przed sobą kobiete...Smukłą z kasztanowymi włosami...z takim spojrzeniem, czułem się jakby mnie przeszywała na wylot.-powieział odsłaniając czarne oczy- Chwile potem w pokoju usnęłem. Miałem sen. Ta sama Kobieta mi się śniła. Zanim się obudziłem poczołem dotyk kobiecej dłoni na mym policzku...potem przez chwile ujrzałem ją jakby stała nademną i przenikała mnie spojrzeniem.
Valeria się zamyśliła.
- Nie znam się dobrze na takich sprawach. Szczerze mówiąc, nie mam nawet pojęcia co to wszystko może oznaczać. Jedno jest jednak pewne - chłopiec, który ci się ukazał był materializacją twojej duszy. A ty mu tak po prostu... kazałeś odejść. Co do tej kobiety, to być może ma to związek z twoją duszą. Nie wiem.
-chciałbym to wiedzieć...- powiedział zciszonym głosem
- Powinieneś porozmawiać z Lilianne, kapłanką. - dodała po chwili. Być może ona będzie w stanie wyjaśnić ci tą dziwną sytuację.
-Gdzie ją znajde?
- O ile jest w domu, pewnie przebywa w swojej komnacie...
- Jeśli będziesz ją widziała...prosze powiedz żeby do mnie zajrzała
- Oczywiście.
-Dziękuje...-powiedział- Nie będe Ci już więcej zabierał czasu...- wychodząc ukłonił się znacząco...
 

Ostatnio edytowane przez Erthon : 25-11-2009 o 23:12.
Erthon jest offline  
Stary 26-11-2009, 18:38   #85
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Tezze patrzył i słuchał rozmów które prowadziły się między rozmówcami. Co jakiś czas zamyślał się. Dla niego liczyło się teraz jedno. Nie interesowały go żadne zakony , kapłanki czy tym bardziej bracia którzy są potężni. Jego przygoda , która zaczęła się pare dni temu cały czas wyznaczała mu nowe cele. Oczywiście nie zapominał no starych celach. Stawał się osobą , która pomału zatraca się w swoich myślach. Potrafił godzinami odrywać się od rzeczywistości. Lecz to nie pomagało. Musiał jakoś zaradzić. Valeria nie była w stanie mu pomóc. Gladius z którym zdążył się poznać , też nie miał dokładnie pojęcia co się działo. Banicja? Wyrwanie skrzydeł? Czysto teoretyczne założenia z jakimi musiał walczyć wewnątrz siebie. Następna była walka w której niestety brał udział. Nie wkraczał z całą swoją mocą na pole bitewne - i dobrze. Nie chciał niszczyć krajobrazu. Uratował jedynie wampira , lecz nadal nie wiedział czy jest on po jego stronie. Z tego co wiedział wampirza natura bywa zmienna. Jednak to nadal nie było to co go najbardziej interesowała.
Nagle potworny ból głowy.
Tezze złapał się jedną ręką za głowę , drugą trzymał młot. Ból szybko minął.
Szybko minął , lecz tak potężny , że nie sięga pamięcią kiedy miał. Może to z przemęczenia.
Podniósł głowę. Zauważył , że rozmówcy nie zwrócili na niego uwagi.
Tak , ich misja była teraz najważniejsza. Na szczęście , on sam też miał misję. Która nie była powiązana z ich misją.
- Chce wam podziękować za współpracę. Będę się zbierać. Podziękujcie Valerii za nocleg ode mnie.
Powiedział. Był już przekonany. Musi iść i znaleźć kogoś . Kogoś kto pomoże mu rozwikłać zagadki , które nosi w sobie już od długiego czasu.

Odwrócił się i poszedł po schodach na górę. Otworzył drzwi pokoju w którym sypiał wcześniej. Zamknął je. Położył młot na łóżku. Klasnął w ręce. Niebieski prąd przeszedł po jego dłoniach , aż do łokci. Dotknał swoich pleców , a raczej płaszcza. Nagle kawałek jego płaszcza odrósł od reszty tworząc coś w rodzaju kółka na wieszak. Wział do ręki młot który leżał.
Piekielny ból w ręku. Upuścił na ziemię młot. Mało nie roztrzaskał mu nogi. Sam przy tym podskoczył. Dało się słychać dźwięk charakterystyczny przy reakcjach spalania. Zdziwiony odwrócił dłoń by na nią spojrzeć. Dłoń nietknięta.
- Co do chol...
Powiedział cicho. Kucnął przy broni. Delikatnie wyciągnął rękę i dotknął palcem młota. Nic się nie działo. Wziął więc go w dłoń. Też nic. Zdziwiony podniósł się i włożył młot w miejsce które zrobił sobie na plecach.
Teraz był gotowy.
Obejrzał wzrokiem pokój. Było czysto. Nie chciał zostawić po sobie chlewu.
Wyszedł i zamknął drzwi. Zszedł po schodach na dół , gdzie stali wszyscy. Byli zajęci rozmową. Ruszył więc do drzwi wejściowych i po drodze rzucił :
- Powodzenia wam i żegnajcie. - Machnał przy tym ręką.
Otworzył drzwi wejściowe. Wyszedł i zamknął je za sobą. Ruszył przed siebie. Przeszedł przez barierę która otaczała posiadłość. Była ona dość mocno wyczuwalna. Posiadała podobną strukturę duchową jak Valeria. Nie wiedział czemu , i nie bardzo go to interesowało. Gdy szedł tak miał nareszcie czas by zastanowić się nad tym co dalej. Póki co cel miał jeden - dowiedzieć się wiecej w mieście.
 
BoYos jest offline  
Stary 27-11-2009, 15:48   #86
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Lekkie rany Gelidusa goiły się dość szybko. Gdy tylko trochę odpoczął i wziął prysznic a Valeria oddała mu srebrny wisior postanowił znowu udać się do miasta. Przeteleportował się na główny plac. „Jeżeli mi się nie powiedzie, pojawią się kolejni!” – przypomniał sobie słowa mrocznego elfa. Rozejrzał się ostrożnie dookoła. Po placu jak zwykle gęsto chodzili zarówno przedstawiciele różnych ras jak i Nieskończeni. Ponad placem latali ci drudzy. Przespacerował się chwilę w zamyśleniu. Nagle coś różowego mignęło mu przed oczami i poleciało w boczną ulicę. Gelidus od razu się tam udał. Ujrzał jak kawałek różowego skrzydła znika w bramie prowadzącej na jakieś podwórze. Gdy tam zaszedł Neko czekała na niego w rogu,za marmurową kolumną. Rozejrzał się czy nikogo w pobliżu nie ma. Nie wyczuwał też żadnej aury dookoła oprócz jej.
- I co? Dowiedziałaś się czegoś?
- Nie było łatwo – Neko z poważną miną założyła ręce na piersiach – Opiekunka córki króla nazywa się Klara i wciąż przebywa w kompleksie pałacowym. Natomiast jej osobisty ochroniarz to niejaki Rudolf z kasty ziemi. Podobno nie żyje. To niestety wszystko.
- Wystarczająco dużo. Jesteś wielka – Gelidus pokazał uniesiony kciuk małej Nieskończonej.
- Wisisz mi przysługę Geli – uśmiechnęła się.
- Która to już?
- Według moich obliczeń to będzie szesnasta.
- Pamiętaj,że jakby co to mnie nie znasz i nigdy się nie spotkaliśmy. Chyba ktoś na mnie poluje a nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo.
- Żartujesz? Niebezpieczeństwo to moje drugie imię! – zatańczyła w miejscu. Gelidus patrzył na nią poważnie.
- Dobra,dobra będę o tym pamiętać. Coś jeszcze?
- Na razie to wszystko. Dzięki.
 
Cerber jest offline  
Stary 28-11-2009, 23:06   #87
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
- Arnthaniel wie co mówi.
Valeria przyznała słuszność słowom mężczyzny i poszła do swojej komnaty. Kiedy już się tam znalazła, oparła się plecami o zamknięte drzwi. Sięgnęła po medalion, który odebrała Argromannarowi i usiadła na krawędzi łóżka. Złotawa powierzchnia ozdoby była chłodna i gładka. Patrząc na wygrawerowaną na nim literę „D” przypomniała sobie o pewnym zdarzeniu. Kiedy znalazła się w karczmie, gdzie Argromannar wcześniej wynajmował pokój, dotknęła medalionu i została obdarzona dziwną wizją. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Czuła w tym wpływ potężnej magii, ale nie potrafiła określić jej źródła. Pamiętała, że czuła się zagubiona… wyczuwała nadchodzącą śmierć. Chwilę potem straciła przytomność na długie godziny. Jej roztargnienie przerwała rozmowa z Satanerem. Kiedy skończyli, Valeria postanowiła coś zjeść. Wzięła jeden ze świeżych, złoto-czerwonych owoców przypominających jabłka, które leżały na tacy, którą przyniosła wcześniej Lilianne. Owoc był bardzo miękki i soczysty. Natychmiast zaspokajał głód i pragnienie. Przypomniała jej się rozmowa, którą odbyła dzisiejszego ranka z Argromannarem. Z każdą chwilą odczuwała silne pragnienie, aby dowiedzieć się więcej o tym mężczyźnie. Sama sobie nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego tak się działa. Po prostu tak mówiło jej serce…
Już raz się zawiodłam na moim sercu…” – pomyślała z żalem przywołując w pamięci twarz Arnthaniela, mężczyzny w którym niegdyś była zakochana.
Widziała reakcje Argromannara na jej głos i dotyk… Nie bardzo je rozumiała, ale pomyślała, że on bardzo się boi zbliżyć do kogokolwiek. Jak na ironię losu, ona wcale nie miała przed tym obaw. Powiedziała mu, że chce go poznać. Z całą pewnością zamierzała dochować tego słowa…

W międzyczasie Lilliane przeteleportowała się do ogrodu Valerii. Zaskoczyła się widząc przed sobą zdezorientowanego Nieskończonego, który potrząsał desperacko ciałem Morana.
- Słyszysz mnie? Ocknij się! Otwórz oczy!! – mężczyzna szarpał łowcę za ramiona.
- Odsuń się, durniu! – Lilianne krzyknęła nie kryjąc oburzenia.
Podbiegła do rannego przyjaciela i odepchnęła od niego Nieskończonego. Rzuciła okiem na jego rany i nachyliła się nad nim aby sprawdzić czy oddycha.
- Żyje… - wymamrotała. Co się mu się stało? – zapytała nieznajomego.
- Zaatakowały m-mnie jakieś wilki ze skrzydłami, a ten mężczyzna chciał mi pomóc, a… ale ugryzł go jeden…
Kapłanka badała twarz nieznajomego. Rzeczywiście, mówił prawdę. Wyczuwała w nim strach i ulgę jednocześnie. Wyjęła swój krótki miecz, który miała ukryty z tyłu pleców. Precyzyjnym cięciem rozcięła spodnie Morana, w miejscu, gdzie wciąż powiększała się plama krwi. Jej oczom ukazała się okropna rana szarpana po ugryzieniu. Co gorsze, wyczuła zapach silnej trucizny. Bez chwili wahania uniosła ręce do góry i wymówiła słowa modlitwy. Jej dłonie nagle otoczyły dwie sfery wody, promieniując słabą, błękitna poświatą. Opuściła ręce, i wodę przytknęła do rany. Twarz Morana wykrzywił grymas bólu, kiedy woda zaczęła się pienić. Zabieg trwał dobre dwie minuty, dopóki woda nie zniknęła do końca. Lilianne odetchnęła ciężko. Jeszcze nigdy nie zetknęła się z równie silną trucizną… to cud, że Moran jeszcze żył. Samo pozbycie się trucizny nie było wystarczające. Mężczyzna stracił bowiem sporo krwi, a rana wciąż była otwarta.
Neptune, pani wody i życia, obdarz mnie swą łaską. Jestem Twoją wierną służebnicą, poddaję się twojej woli i zaklinałam własną duszę, aby szerzyć ulgę wśród cierpiących!” – powtórzyła modlitwę do bogini wody Nieskończonych.
Jej dłonie rozbłysły i zbliżyła je do rany na udzie Morana. Chłodne światło sprawiło, iż rozpalone gorączką ciało mężczyzny wracało do zdrowia. Rana zasklepiła się, a temperatura ciała wróciła do normy. Wykorzystując dużą część swojej mocy, kapłanka posłużyła się magią wymiarów, aby wytworzyć z powietrza metrowy pas białego płótna. Owinęła nim ranę przyjaciela. Kiedy skończyła, o mały włos nie padła na ziemię. Przytrzymał ją nieznajomy mężczyzna, o zielonych skrzydłach.
- Dziękuję. Gdybyś mógł… - pomógł jej wstać. Proszę jeszcze, podnieś go i chodź za mną.
Nieskończony z łatwością podniósł Morana i kapłanka zaprowadziła go do komnaty łowcy. Tam, położyli go na łóżku.
- Wyliże się z tego. – Lilianne odpowiedziała zanim Nieskończony zdążył zadać pytanie.
Szybko wstała i wraz z mężczyzną opuścili komnatę….
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 29-11-2009, 00:20   #88
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Arnthaniel zauważył kątem oka wychodzącego Tezzego. Przed oczami mignął mu młot Khanna, który zawieszony był na jego plecach. Zasadniczo Arnth nie miał nic przeciwko, by nosić czyjąś broń, ale postanowił, że zapyta. Od tak, żeby się upewnić.
- Może to nie moja sprawa.- powiedział.- Ale czy uważasz, że noszenie broni po zmarłym jest w porządku? Nie żebym się wtrącał, ale dla mnie to dosyć dziwne. Nie patrzył mu w oczy.- Nie miej mi tego za złe, jestem chyba zbyt wścibski.- dopowiedział tylko.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 29-11-2009, 18:22   #89
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Moran wszedł do jaskini. Było w niej bardzo ciemno i można było dosłyszeć odgłosy nieznanych stworzeń. Zagłębiał się coraz dalej rozglądając się w koło. Jego łuk był gotowy do strzału, kolana ugięte, cięciwa w połowie naciągnięta. Wszystko zgodnie z tym, czego nauczył go mistrz. Zagłębiał się coraz bardziej aż wreszcie ujrzał drzwi. Podszedł do nich i nacisną na klamkę. O dziwo były otwarte. Wszedł do środka, czemu towarzyszyło głośne zgrzytanie starych zawiasów. Był tam pokój. Zupełnie jasny. Na środku niego był fotel, a w nim jakaś postać. Istota wstała. Była troszkę wyższa od Morana. Miała skrzydła, podobne do nieskończonego. Lecz Moran czuł, że to nie jest nieskończony.
-Czego tu szukasz ?!- wrzasną nieznany mężczyzna momentalnie napinając łuk. -Angaro Velt - krzykną, po czym rozbłysło czerwone światło.

***

ŁUP ! - szklanka rozbiła się obok łóżka Morana budząc go jednocześnie.
-Ja pier***e - szepną Moran czując piekący ból nogi. Rozglądną się po pokoju. Słońce wpadało przez lekko rozchylone zasłony tworząc niesamowity efekt. Z dołu było słychać rozmowy. Łucznik próbował wstać, lecz jego kontuzja mu na to nie pozwalała. Zamkną oczy i starał się ponownie zasnąć. Słyszał coraz wyraźniejsze odgłosy wchodzenia po schodach.
Przy drzwiach pojawiła się Lilianne. Delikatnie zamknęła za sobą drzwi i przesuwając najbliższe krzesło, usiadła przy Moranie.
- Jak się czujesz? - spytała zatroskana.
-Bywało lepiej - odrzekł Moran podnosząc się na łóżku do pozycji siedzącej. - Co właściwie się stało ?
- Sama chciałabym wiedzieć. Wróciłam do posiadłości, kiedy zobaczyłam przy tobie jakiegoś obcego mężczyznę. Twierdził, że zostaliście zaatakowani. Miałeś poważną ranę, która była jeszcze zatruta. Zlikwidowałam truciznę i uleczyłam twoje udo. Wyglądało jednak na to, że straciłeś dużo krwi...
-Gdzie jest ten nieskończony ? Skoro goniły go te wilki, musi być zamieszany w jakąś poważna sprawę. Może warto byłoby, gdyby Valeria z nim porozmawiała ?
- powiedział z entuzjazmem Moran. Rana piekła go niemiłosiernie, lecz nie chciał wyjść na mięczaka przy Lilianne.
- Uspokój się. Nie powinieneś ruszać się tak gwałtownie, bo rana się otworzy! - kapłanka go skarciła.
Moran z wyrazem zdziwienia obserwował ten nieoczekiwany wybuch frustracji.
- Zaprowadziłam go na dół, i uspokoiłam. Wyglądał na bardzo roztrzęsionego,a na imię mu Groff. Jak twierdzi został zaatakowany przez te stworzenia kiedy próbował dostarczyć przesyłkę do Lorda Tohotha. - powiedziała po chwili. Valeria właśnie z nim rozmawia.
-Może powinienem z nim porozmawiać ? – zaproponował Moran i z wyraźnym bólem na twarzy próbował wstać z łóżka. Odkąd sobie przypominał nigdy nie czuł się tak źle. Miewał już wiele urazów, ale to nie była zwyczajna rana szarpana. Zdawał sobie z tego sprawę, że nie beezie łatwo dojść do pokoju wspólnego o własnych siłach.
- Pragniesz zniszczyć ogromny wysiłek, który włożyłam w wyleczenie twojej rany? - głos Lilianne stał się zimny i przerażający.
Moran z przestrachem zauważył nietolerującą sprzeciwu iskrę w jej oczach. W tej chwili mogła przerazić nawet martwego.
-Szanuje to, że martwisz się o mnie, lecz myślisz, że będę leżał tak cały dzień nie robiąc nic ? Może w końcu znajdziemy jakąś poszlakę, a ja mam się wylegiwać w łóżku ? - zripostował Moran. Wiedział, że igra z ogniem, lecz nie chciał leżeć wtedy, gdy inni próbują coś ustalić.
- A może od razu cię zabijemy, jeżeli tak nalegasz.
Kapłanka podniosła spojrzenie na twarz mężczyzny. Jej własną twarz wykrzywił szalony uśmiech pełen morderczych intencji...
-Nie poznaje tej słodkiej Lilianne, która niedawno spotkałem - odpowiedział Moran z wyraźnym żalem. -Ale niech Ci będzie. Ile będę musiał tak leżeć ?
Grymas kobiety natychmiast przemienił się w promienny, pełen ciepła i przyjaźni uśmiech. - Wiedziałam, że dojdziemy do porozumienia. - powiedziała radośnie. -Powinieneś wypocząć jeszcze parę godzin i coś zjeść.
Mówiąc to, kapłanka sięgnęła do tacy z czerwono-złotymi owocami, którą przyniosła kiedy Moran był jeszcze nieprzytomny. Wzięła jeden i rzuciła go przyjacielowi.
-Dobrze, lecz wiec, że następnym razem mnie nie powstrzymasz - odpowiedział Moran z wyraźną ulgą, że Lilianne znowu jest drobną, skromną kobietą. - Dziękuje, że mnie wyleczyłaś.
- Czy aby na pewno? - na sekundę jej twarz ponownie stała się przerażająca.
- To miłego odpoczynku. - zaśmiała się perliście. -Potrzebujesz czegoś - krzycz, jestem w pokoju na przeciwko. - mrugnęła okiem i pomachała Moranowi na "do widzenia".
Moran zjadł owoc podarowany przez Lilianne. Mimo, iż był on nieduży nasycił jego głodny brzuch. Łucznik ułożył się wygodnie w ciepłym łóżku i oddał się objęciom Morfeusza.
 
Sorix jest offline  
Stary 30-11-2009, 22:20   #90
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Gelidus stał przed biurkiem,za którym siedziała Nieskończona w średnim wieku. Skrzętnie coś zapisywała wielkim piórem. Na biurku leżał stos dokumentów.
- Mówię pani,że lord Mizoir mnie przyjmie.
- Niestety,jeżeli nie był pan umówiony to nic nie mogę dla pana zrobić – kobieta poprawiła okrągłe okulary na nosie.
- Ale on jest tuż za tymi drzwiami – wskazał na podwójne wrota – Proszę mu tylko powiedzieć,że tu jestem. Czy to naprawdę taki problem? Byłbym pani naprawdę wdzięczny gdyby pani to zrobiła – przybrał najsztuczniejszy uśmiech świata.
- Ech,no dobrze – kobieta wstała i podeszła do drzwi a Gelidus spoważniał za jej plecami.
- Jeszcze raz,jak się pan nazywa? Gladius? Geldius?
- Gelidus – odpowiedział przewracając oczyma.
Zapukała i weszła do gabinetu. Po krótkiej chwili wróciła i oznajmiła nie patrząc mu w oczy:
- Może pan wejść.
- Dziękuję – ukłonił się.
Gabinet Mizoira był jak na członka Rady Pięciu przystało – wielki i bogato wyposażony.
On sam stał przy dużym oknie i spoglądał na wodną dzielnicę. Gelidus szybko i treściwie wyłożył mu sprawę w jakiej przychodził. Po niespełna kwadransie wyszedł z gabinetu z rulonem papieru w ręku.


Dookoła murów pałacowych chodziły i latały straże. Do Gelidusa podszedł Nieskończony w odświętnym stroju i zapytał w czym może pomóc. Ten podał odźwiernemu dokument zezwalający na wejście do kompleksu i pałacu. Podpisany przez lorda Mizoira i z jego pieczęcią. Odźwierny dokładnie przeczytał wszystko,zwinął papier i oddał Gelidusowi.
- Cel wizyty?
- Przyszedłem odwiedzić kuzynkę. Gdzie znajdę budynek dla służby?
- Prosto i w prawo. Długi,niewysoki budynek w kolorze bursztynu – odźwierny wskazał Gelidusowi wejście i kiwnął do jakiegoś oficera nad bramą.
Nieskończony przeszedł przez zdobiony most. Był wewnątrz. Za tymi murami,w pałacu przebywali najważniejsi politycy,ważni goście,ambasadorzy,generałowie wojska i rodzina królewska. Niepełna rodzina królewska.
Bez trudu odnalazł budynek dla służby. Pokojówki,lokaje,kucharze,kucharki i najróżniejsze postacie wchodziły i wychodziły.
Dzień dobry. Czy Klara ma dziś wolne? Przyszedłem ją odwiedzić – uprzejmie oznajmił kobiecie za kontuarem.
- Klarę Minester ogrodniczkę czy Klarę Verlois opiekunkę? – zapytała wertując księgę na blacie.
- Klarę opiekunkę.
- Tak,nie wiedzieć czemu ma wolne już od paru dni. Szczęściara. Pokój numer 17 na parterze.
- Dziękuję – ukłonił się.
Zapukał do drzwi pokoju numer 17. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Zapukał jeszcze raz,tym razem głośniej. Znowu nic. Nacisnął na klamkę. W dużym,schludnym pokoju nie było nikogo. Tylko drzwi prowadzące na werandę były otwarte co oznajmiała powiewająca,długa firana. Gdy wyszedł na taras zobaczył kobietę w ogrodzie i zarazem parku,który rozciągał się za budynkiem. Siedziała na ławce i w milczeniu patrzyła na klomb kolorowych kwiatów. Wyglądała na przygnębioną. Gelidus spokojnie podszedł i ukłonił się nisko:
-Dzień dobry. Czy pani Klara Verlois,opiekunka córki naszego króla?
Kobieta,która dopiero teraz spostrzegła mężczyznę przestraszyła się i wstała.
- Ale kim pan jest? - wydusiła z siebie.
- Mam na imię Alamander i działam z ramienia Rady Pięciu. To jak pani się domyśla bardzo delikatna sprawa.
- Rada Pięciu... - powtórzyła z roztargnieniem. Czy mogłabym zobaczyć królewską pieczęć? - tym razem w jej głosie słychać było podejrzliwość.
- Naturalnie - Gelidus pokazał jej dokument od lorda Mizoira.
- Czy mogę zadać pani kilka pytań? Oczywiście jeżeli nie ma pani nic do ukrycia - tym razem on spojrzał na nią podejrzliwie.
- Może pan pytać. Postaram się na nie odpowiedzieć... - usiadła z powrotem na ławkę.
- Czy nie powinna pani zajmować się teraz Drullią’An ?
- Jeżeli działa pan z rozkazu Jego Nieskończoności,to powinien pan wiedzieć,że zaginęła - poruszyła swoimi bladożółtymi skrzydłami. Jej twarz wyrażała wielki smutek i żal.
- Oczywiście. Ale działam według ścisłych wytycznych moich przełożonych. Jestem pewien,że już była pani o to pytana nie raz ale co pani wtedy robiła,gdzie była i w jakich okolicznościach zaginęła droga Drullia'An ? Czy nie powinna pani być z nią zawsze i wszędzie?
- Tak... nigdy nie powinnam była jej opuszczać - przyznała - Jej zniknięcie... było nieoczekiwane. Wyszłam tylko po posiłek dla księżniczki z jej rozkazu. Tego dnia była taka spokojna... Kiedy byłam w kuchni... usłyszałam krzyk. Pobiegłam najszybciej jak mogłam! Przed jej komnatą leżał Rudolf. Był cały... we krwi! Kiedy zajrzałam do środka, nikogo tam nie było. Ale... mignęło mi światło przed oczyma i zobaczyłam zamykającą się szczelinę w posadzce - Klara przypominając sobie o wydarzeniach, stawała się coraz bardziej roztrzęsiona - Nie mam pojęcia co się z nią stało... ani kto mógł to zrobić. To wszystko moja wina... gdybym jej nie opuszczała...
- Proszę się nie obwiniać. Wypełniała pani rozkazy. A jeśli Rudolf,który był jednym z najznamienitszych wojowników króla poległ,to gdyby pani tam wtedy była to raczej byśmy tu nie rozmawiali. Proszę na to spojrzeć z tej strony - uśmiechnął się.
- Czy księżniczka wspominała o czymś dziwnym lub niepokojącym przed jej zniknięciem? Czy nie zachowywała się inaczej lub czy coś ją martwiło?
- Jak już mówiłam, była wyjątkowo spokojna. Siedziała na krześle, które kazała sobie ustawić na balkonie. Kochała patrzeć w niebo... nawet jeśli nie mogła go dostrzec - opiekunka zamyśliła się - Kiedy o tym myślę,to wyglądało zupełnie jakby oczekiwała,że coś się stanie. Jak prawdopodobnie pan wie... Drulia'Ann potrafiła przewidywać, co się wydarzy w przyszłości. Miewała wizje, które zawsze się sprawdzały. Zazwyczaj dzieliła się nimi ze mną, ale tego wieczora... ukrywała coś.
- Czy to możliwe... - Gelidus zamyślił się - Że nie wspominała o tym by panią chronić? Jakie były stosunki między wami? A jakie między księżniczką a Rudolfem? Lubiła was?
- Księżniczka... ona kochała wszystkie istoty,nawet te najmniejsze. Od początku naszej służby u jej boku połączyły nas więzy przyjaźni. Dobroć jej serca, szczerość duszy, sprawiały, że niezmiernie łatwo zdobywała szacunek ludu... - znowu się zamyśliła - Rudolf... był mi naprawdę bliski. Można powiedzieć, że był moim kochankiem - opiekunka przyznała się z rumieńcami na twarzy - Nigdy nie pogodzę się z jego śmiercią.
Gdyby nie chłodny organizm Gelidusa to on sam też by się lekko zarumienił.
- Rozumiem. Moje wyrazy współczucia. Jeszcze tylko dwa ostatnie pytania. Z jakim wyprzedzeniem Drullia'An miewała wizje? To znaczy czy widziała co stanie się za godzinę,jutro czy za rok? I czy te wizje były częste?
- Jej wizje nie były regularne. Przewidywała różne rzeczy... Zazwyczaj odnosiły się do bliskiej przyszłości,ale była także w stanie przewidzieć wydarzenia z dalekiej przyszłości.
- Rozumiem. To wszystko. Dziękuję pani za współpracę. Mam nadzieję,że wkrótce odnajdziemy księżniczkę całą i zdrową.
Znów ukłonił się nisko. Przez moment chciał ją pocałować w rękę na do widzenia ale w ostatniej chwili się powstrzymał i stwierdził,że to by było nieodpowiednie po jej stracie.
- To ja bardzo dziękuję - wstała i ukłoniła się - Chciałabym uwierzyć,że to co powiedziałam,może uratować księżniczkę - uśmiechnęła się lekko - Pozwoli pan,że teraz odejdę.
- Z całą pewnością pomoże. Do widzenia.


Gelidus opuścił królewskie mury. Nie chciał się tam plątać bez celu bo wyglądałoby to co najmniej podejrzanie. Szedł spokojnie aleją w stronę głównego placu. Gdy spacerował lepiej mu się myślało niż podczas lotu. Spodobała mu się opiekunka księżniczki. Była bardzo rozsądna,bystra i na dodatek ładna. „I miała śliczne skrzydła” – pomyślał – „Ale cóż...ma swojego Rudolfa. No właściwie to już nie ma ale nie o to chodzi.”
- Heh o czym ja myślę? Nie do wiary – na głos wyśmiał sam siebie.
„A więc młoda wiedziała o porwaniu. Hm to by się zgadzało. Oddelegowała Klarę żeby ją chronić. Ale czemu naraziła Rudolfa? Chociaż jak miałaby go uratować skoro ochroniarz musi nad nią czuwać 24 godziny na dobę i nie podlega jej rozkazom. Ale czy pozwoliłaby mu zginąć skoro kochała wszystkich? Może za bardzo kochała? Zazdrość? Opiekunka i ochroniarz pieprzyli się po kątach pod jej nosem. Skoro widziała przyszłość i była gotowa na porwanie to to pewnie też jej nie umknęło. Ale czemu nie powiadomiła ojca? Nie miała czasu? Ech te odpowiedzi zrodziły tylko więcej pytań” – Gelidus bił się z myślami.
„Jedno jest pewne. Klara widziała szczelinę. Też taką widziałem przez ułamek sekundy i to całkiem niedawno” – przypomniał sobie zabójczego elfa.
„Zakon Czterech Słońc...kiedyś,w księgach na pewno spotkałem się z tą nazwą. Kojarzyłem też ich symbol. Arnthaniel wie coś więcej o tym zakonie. Trzeba z nim porozmawiać. Trzeba z wszystkimi porozmawiać. Bo możliwe,że trzeba będzie odwiedzić filię zakonu w mieście. Gdziekolwiek ona się znajduje... Coraz mniej mi się to wszystko uśmiecha” – rozejrzał się dookoła i przyśpieszył kroku.
 
Cerber jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172