Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2009, 00:00   #46
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Czuł się jakby zobaczył od lat nieodwiedzane miejsce. Doskonale znał wszystkie szczegóły, ale miał wrażenie, że to było tak bardzo dawno gdy ostatnio się im przyglądał. Przetarł niewyspane oczy zaskoczony tym dziwnym przeświadczeniem i podniósł się na łóżku chcąc przywrócić organizm do pozycji pionowej. Niemal wyczuwalnie pulsowanie krwi w skroniach ustąpiło. Ziewnął głęboko i przeciągnąwszy się odrzucił kołdrę. Koszulka była cała przyklejona do ciała. W dodatku mokra i śmierdząca od potu. Spojrzał szybko na skręcony kaloryfer i dotknął dłonią czoła. Nie miał gorączki, a w pomieszczeniu wcale nie było ciepło. Od niechcenia sięgnął do leżącego na szafce nocnej zeszytu i otworzywszy na ostatniej stronie pod hasłem „doktor Zaniewicz” spisał objaw, oraz datę i godzinę. Rzadko coś tu wpisywał. Ale słowa lekarza traktował poważnie. Znał konsekwencje zaniedbań. Wszystkie odchodzące od normy objawy.

Odrzucił notes i wstał. Co sobotnia rutyna. Włączył radio i poszedł się umyć. O dziesiątej miał basen.

***

Jechał przez Pola Mokotowskie. Kręte ścieżki rowerowe projektowane przez zdawać by się mogło szalonego artystę, a nie inżyniera, lub osobę z choćby minimalnym pojęciem o geometrii, zawsze były przyjemniejsze niż Żwirki i Wigury. Minął budynek biblioteki narodowej i przyśpieszył na prostej. Dżdżysty deszcz osadzał się na okularach tworząc drobniutką siateczkę z kropli wody. Wiało trochę w twarz. Konradowi nie sprawiło to specjalnej różnicy. Dzień był jak każdy inny. Szary i ponury. Starał się jak mógł dobić człowieka. Ale młody wykładowca przyzwyczaił się już do tego, że świat tak naprawdę niespecjalnie go interesował. Mógłby przejechać obok umierającego na ziemi bezdomnego i najprawdopodobniej nawet by się nie obejrzał. Bez jakiegoś głębokiego przekonania o ucieczce, czy panującym złu. Po prostu z przyzwyczajenia do niedostrzegania tego co go nie dotyczy. Tak już miał. Tak było lepiej. Kamienny Szczęśliwy Pies obrzucił go tym samym spojrzeniem co zawsze gdy chlusnęła na niego woda z kałuży. Nie mógł jej ominąć, by nie wpaść w dwie dziewczyny nadjeżdżające z naprzeciwka na rolkach. Ta od wewnętrznej mogłaby zjechać. Smarkula nie mogła więcej niż paręnaście lat. Jej długie jasne włosy powiewały za nią nieskrępowane wymaganym kaskiem. Na tle szarego budynku wydziału geologii... Nie mógł oderwać od niej wzroku. Speszona zjechała za koleżankę. Coś mu to powinno mówić. Gęste płowe włosy uciekającej dziewczyny. Coś to było. Myślał przecież o tym jeszcze zupełnie niedawno. Tylko kiedy? Nieważny detal urósł do rangi walki o trzeźwość umysłu...
- Ewa... - szepnął oglądając się za nią. Dziewczyna przyśpieszyła. Klakson samochodu i gwałtowne uderzenie przewróciło go gdy skręcający z Banacha w Żwirki i Wigury pojazd hamując z piskiem opon, uderzył w niego. Bezwładnie zleciał na asfalt i przetoczył się na nim dwa razy zostając na plecach. W głowie miał mętlik. Przez szary całun przebudzenia przypominał sobie wszystko po kolei. Wyludnione miasto, Władysława, Ewkę, księdza...
Ktoś podbiegł i stanął nad nim. Jakiś mężczyzna podbiegł od strony przystanku. Kobieta w czarnym żakiecie wyszła z śliwkowego mondeo. Stukot obcasów uprzedził jej pochylenie się nad Konradem. Coś mówili...
Bestia. Nieludzka bestia, która sunęła korytarzem za starszym mężczyzną... i ten chłód. Ten okropny chłód... Ksiądz... Tardemah... Ewka. Pobiegła do budynku. Słyszał jak krzyczy, ale jej nie widział. Tonął...
- ... nie jest?
Zamrugał oczami. Pierwszy raz. Pierwszy raz pamiętał swój sen.

***

Wyszukanie w googlu adresu do szpitala specjalistycznego w Międzylesiu nie było trudne. Tak jak zadzwonienie tam i zapytanie się, czy nie leży u nich przypadkiem żaden ksiądz, który miałby na imię Antoni...
Pozostało już tylko pojechać tam i skonfrontować fakty z senną marą. Jeśli to wszystko prawda, to pozna tego mężczyznę. Potem poszuka squatu Ewki...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline