Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2009, 22:07   #82
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Liev, Leonard

Wrócili spiralną pochylnią na wyższy poziom i wolnym krokiem ruszyli w ślad za Axelem i bretończykiem. Korytarz, jak można się było spodziewać wciąż był prosty, jakby wyrysowany od liniału. Przez długi czas nie miał żadnych rozgałęzień, aż w końcu pojawiła się odnoga w lewo. Zaświecili do niej lampą i okazało się, że korytarz ma nie więcej niż pięć metrów długości. Znów trafili na próbny wykop krasnoludów poszukujących kruszcu.
- Coś, psiamać, szczęścia nie mieli – skomentował Caleb. – Może my będziemy mieli trochę więcej...

W końcu, kawałek za ślepym odgałęzieniem, korytarz zakręcał w prawo. Zaraz też, w prawej ścianie pojawił się portal. Wyglądało na to, że ta odnoga jest nieco głębsza od poprzedniej. Jej spenetrowanie zajęło śmiałkom około pół godziny. Pół godziny, które poszło na marne, gdyż w systemie korytarzy nie znaleźli nic. Wrócili więc do głównego korytarza i ruszyli dalej.

Płomienie w latarniach zaczęły drgać, a na twarzach poczuli delikatny ruch powietrza. Jednak nie świeżego a stęchłego i cuchnącego zgnilizną i rozkładem. Czyżby zbliżali się do drugiego wyjścia z kopalni? Jeśli tak, to dlaczego tak cuchnęło?

Jeszcze kilkanaście kroków i ciemności podziemnych korytarzy rozświetlił blask latarni. Górniczej latarenki, stojącej na posadzce i powoli dogasającej.
- To ta, którą mieli Axel i Jacques – stwierdził krasnolud. – Ale gdzie oni są?

Korytarz, początkowo nieznacznie, potem coraz bardziej się rozszerzał tworząc rozległą, niemal prostokątną salę, na podłodze której krzyżowały się tory kopalnianej kolejki. Od strony prowadzącego w lewo korytarza biła szara poświata. Drugi korytarz, prowadzący prosto tonął w ciemnościach. Cuchnęło niemiłosiernie gnijącym mięsem i odchodami. Wszędzie na podłodze walały się poobgryzane kości i resztki futra. Najwyraźniej miejsce to jako swoje leże, wybrała sobie jakaś mięsożerna bestia.

Grungan Thargunson


Od zasypanej śniegiem przełęczy, wąska górska ścieżka prowadziła cały czas w dół. Początkowo przez nieprzyjemnie kłującą kosodrzewinę, potem, nico niżej znikała między świerkami i jodłami, porastającymi górskie zbocza. Krasnolud przedzierał się przez zaspy, niknącniemal cały w śniegu. Na szczęście, im niżej tym było go mniej. W końcu pozostały po nim tylko brudne płaty, zalegające na budzącym się do wiosennego życia poszyciu.


Grungan zastanawiał się co zastanie w opuszczonej kopalni, leżącej gdzieś tu niedaleko. Słyszał, że jest przeklęta i że jego starożytni rodacy opuścili ją w pośpiechu. Co było tego przyczyną? Czy nadal stanowiło zagrożenie? Miał nadzieję, że tak. W końcu po to skierował swe kroki w tą stronę. Aby stawić czoła potężnemu wrogowi i w walce z nim znaleźć śmierć, która zmaże jego winę. Z ponurej zadumy wyrwał go widok, jaki pojawił się przed nim. Drzewa zrzedły i pomiędzy pniami widać było zrujnowane, na wpół zwalone ściany budynków, stojących wokół zarośniętego placu. W stoku góry widniał mroczny wlot tunelu.

Grungan stanął u wejścia do kopalni w Sowiej Górze, z krasnoludzka zwanej Keraz Skerdul. Jego uwagę przykuły dźwięki dochodzące z lasu poniżej. Odgłosy rozmowy i stukot podków na kamieniach. Mocniej chwycił topór i czekał na pojawienie się zbliżających się podróżnych.

Tupik, Maksymilian Witheringen

Maksymilian wyszedł z karczmy, naciągając głębiej kapelusz na głowę. Owiało go mroźne, górskie powietrze. Podniósł oczy i spojrzał w górę doliny, w kierunku gdzie znajdowała się stara krasnoludzka kopalnia, a w niej człowiek, którego poszukiwał. Początkowo miał zamiar udać się w góry sam, jednak plany zmieniły się. Do Sowiej Góry wybierał się także, przybyły zaledwie wczoraj do Behemsdorfu, niziołek, zielarz. Jak twierdził, chciał się tam rozejrzeć za jakimś rzadkim zielskiem. Maksymilian nie miał powodów aby mu nie wierzyć. Każden z nich miał coś do odnalezienia w kopalni.

Niziołek czekał już na niego, stojąc przy swoim objuczonym mule. Wyruszyli w drogę, mijając wiejskie zabudowania, potem traktem między świeżo zaoranymi polami, w górę doliny wciąż zwężającą się ścieżką. Szli wzdłuż potoku, wezbranego od topniejącego śniegu i padającego niemal codziennie deszczu.

Po niemal całodziennej wędrówce, zgodnie z tym co dowiedzieli się w Behemsdorfie, dostrzegli przed sobą porośnięte lasem ruiny. Na niewielkim wypłaszczeniu, spomiędzy drzew wystawały resztki murów, zbudowane z solidnych, gładko ociosanych kamieni. Resztki budynków tworzyły półkole, wokół placu, niegdyś brukowanego obecnie porośniętego krzakami. Po przeciwległej stronie placu, w skalnej ścianie ziało czarne wejście do opuszczonej kopalni.

Prostokątny otwór, otoczony portalem miał co najmniej dwukrotną wysokość człowieka i jeszcze większą szerokość. Na tle czerni ziejącej z głębi góry stał krasnolud, trzymający oburącz wielki topór. Jego głowę zdobił krwistoczerwony czub.

Otwór prowadził do tunelu, po którego podłodze biegły zniszczone szyny. Tuż za wejściem, pośród stert kamieni, jakie odpadły ze stropu leżał zniszczony górniczy wagonik.
 
xeper jest offline