Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-11-2009, 00:47   #81
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
-Pysk mnie ciągnie- stwierdził kislevczyk. - Cosik się szykuje- dodał. - Tu i tak niczewo więcej nie znajdziem. Grajek ma racje, trza się wrócić i pójść za fircykami.
- Zapaliłbym - pomyślał. Było jednak tak wilgotno i duszno, że we łbie kręciło się na samą myśl o fajce.
Myśli Bazanova zaprzątał Bruno Kohler i jego drużyna. Gdzie zaginęli i dlaczego i jeśli oni nie dali rady to jakie szanse mają dwóch żołnierzy i grajek?
Dlaczego dał się wrobić w niańkę? Mógł siedzieć sobie wygodnie w karczmie i popijać cienkie piwo jakim raczył klientów poczciwy, psia jego mać, Helmut. Gdy tylko wrócą... jeśli wrócą, obiecał sobie, że wychyli przynajmniej trzy kufle tych szczyn.
Poprawił pas i zbroję. Sprawdził paski i uprząż topora. Wszystko było w należytym porządku. Krótki gięty łuk uwierał go pod pachą wystając z pokrowca na biodrze. - Blać - pomyślał - Na jaki grzyb zabierałem łuk do kopalni?-
- Gotów - oznajmił Liev.- Możem iść. -
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
Stary 30-11-2009, 22:07   #82
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Liev, Leonard

Wrócili spiralną pochylnią na wyższy poziom i wolnym krokiem ruszyli w ślad za Axelem i bretończykiem. Korytarz, jak można się było spodziewać wciąż był prosty, jakby wyrysowany od liniału. Przez długi czas nie miał żadnych rozgałęzień, aż w końcu pojawiła się odnoga w lewo. Zaświecili do niej lampą i okazało się, że korytarz ma nie więcej niż pięć metrów długości. Znów trafili na próbny wykop krasnoludów poszukujących kruszcu.
- Coś, psiamać, szczęścia nie mieli – skomentował Caleb. – Może my będziemy mieli trochę więcej...

W końcu, kawałek za ślepym odgałęzieniem, korytarz zakręcał w prawo. Zaraz też, w prawej ścianie pojawił się portal. Wyglądało na to, że ta odnoga jest nieco głębsza od poprzedniej. Jej spenetrowanie zajęło śmiałkom około pół godziny. Pół godziny, które poszło na marne, gdyż w systemie korytarzy nie znaleźli nic. Wrócili więc do głównego korytarza i ruszyli dalej.

Płomienie w latarniach zaczęły drgać, a na twarzach poczuli delikatny ruch powietrza. Jednak nie świeżego a stęchłego i cuchnącego zgnilizną i rozkładem. Czyżby zbliżali się do drugiego wyjścia z kopalni? Jeśli tak, to dlaczego tak cuchnęło?

Jeszcze kilkanaście kroków i ciemności podziemnych korytarzy rozświetlił blask latarni. Górniczej latarenki, stojącej na posadzce i powoli dogasającej.
- To ta, którą mieli Axel i Jacques – stwierdził krasnolud. – Ale gdzie oni są?

Korytarz, początkowo nieznacznie, potem coraz bardziej się rozszerzał tworząc rozległą, niemal prostokątną salę, na podłodze której krzyżowały się tory kopalnianej kolejki. Od strony prowadzącego w lewo korytarza biła szara poświata. Drugi korytarz, prowadzący prosto tonął w ciemnościach. Cuchnęło niemiłosiernie gnijącym mięsem i odchodami. Wszędzie na podłodze walały się poobgryzane kości i resztki futra. Najwyraźniej miejsce to jako swoje leże, wybrała sobie jakaś mięsożerna bestia.

Grungan Thargunson


Od zasypanej śniegiem przełęczy, wąska górska ścieżka prowadziła cały czas w dół. Początkowo przez nieprzyjemnie kłującą kosodrzewinę, potem, nico niżej znikała między świerkami i jodłami, porastającymi górskie zbocza. Krasnolud przedzierał się przez zaspy, niknącniemal cały w śniegu. Na szczęście, im niżej tym było go mniej. W końcu pozostały po nim tylko brudne płaty, zalegające na budzącym się do wiosennego życia poszyciu.


Grungan zastanawiał się co zastanie w opuszczonej kopalni, leżącej gdzieś tu niedaleko. Słyszał, że jest przeklęta i że jego starożytni rodacy opuścili ją w pośpiechu. Co było tego przyczyną? Czy nadal stanowiło zagrożenie? Miał nadzieję, że tak. W końcu po to skierował swe kroki w tą stronę. Aby stawić czoła potężnemu wrogowi i w walce z nim znaleźć śmierć, która zmaże jego winę. Z ponurej zadumy wyrwał go widok, jaki pojawił się przed nim. Drzewa zrzedły i pomiędzy pniami widać było zrujnowane, na wpół zwalone ściany budynków, stojących wokół zarośniętego placu. W stoku góry widniał mroczny wlot tunelu.

Grungan stanął u wejścia do kopalni w Sowiej Górze, z krasnoludzka zwanej Keraz Skerdul. Jego uwagę przykuły dźwięki dochodzące z lasu poniżej. Odgłosy rozmowy i stukot podków na kamieniach. Mocniej chwycił topór i czekał na pojawienie się zbliżających się podróżnych.

Tupik, Maksymilian Witheringen

Maksymilian wyszedł z karczmy, naciągając głębiej kapelusz na głowę. Owiało go mroźne, górskie powietrze. Podniósł oczy i spojrzał w górę doliny, w kierunku gdzie znajdowała się stara krasnoludzka kopalnia, a w niej człowiek, którego poszukiwał. Początkowo miał zamiar udać się w góry sam, jednak plany zmieniły się. Do Sowiej Góry wybierał się także, przybyły zaledwie wczoraj do Behemsdorfu, niziołek, zielarz. Jak twierdził, chciał się tam rozejrzeć za jakimś rzadkim zielskiem. Maksymilian nie miał powodów aby mu nie wierzyć. Każden z nich miał coś do odnalezienia w kopalni.

Niziołek czekał już na niego, stojąc przy swoim objuczonym mule. Wyruszyli w drogę, mijając wiejskie zabudowania, potem traktem między świeżo zaoranymi polami, w górę doliny wciąż zwężającą się ścieżką. Szli wzdłuż potoku, wezbranego od topniejącego śniegu i padającego niemal codziennie deszczu.

Po niemal całodziennej wędrówce, zgodnie z tym co dowiedzieli się w Behemsdorfie, dostrzegli przed sobą porośnięte lasem ruiny. Na niewielkim wypłaszczeniu, spomiędzy drzew wystawały resztki murów, zbudowane z solidnych, gładko ociosanych kamieni. Resztki budynków tworzyły półkole, wokół placu, niegdyś brukowanego obecnie porośniętego krzakami. Po przeciwległej stronie placu, w skalnej ścianie ziało czarne wejście do opuszczonej kopalni.

Prostokątny otwór, otoczony portalem miał co najmniej dwukrotną wysokość człowieka i jeszcze większą szerokość. Na tle czerni ziejącej z głębi góry stał krasnolud, trzymający oburącz wielki topór. Jego głowę zdobił krwistoczerwony czub.

Otwór prowadził do tunelu, po którego podłodze biegły zniszczone szyny. Tuż za wejściem, pośród stert kamieni, jakie odpadły ze stropu leżał zniszczony górniczy wagonik.
 
xeper jest offline  
Stary 30-11-2009, 23:00   #83
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Niesforne jasne loki opadały na czoło, ekwipunek raczej nie wskazywał na to by halfling miał być jakimkolwiek poszukiwaczem przygód. Rozmiar brzucha w przyrównaniu do innych członków jego rasy budził wręcz skojarzenia z anoreksją. Tupik nie był chudy, ale o dziwo gruby także nie był. Ubrany był jak kupiec, wygląd ma nienaganny, podążający za ostatnim krzykiem mody oraz wygodą. Fikuśne i kolorowe dodatki, falbanki, chusteczki, nawet kilka kolorowych wstążek przywiązanych na wzór mody w Kislevie. W Bretonii do ostatnich krzyków mody należał wełniany berecik, który i na halflingu znalazł swoje miejsce. Przy boku miał przywieszoną podręczną torbę z ziołami, zaś przy pasku wisiał krótki miecz w pokrowcu. Miał tez przy nim zawieszoną procę, wraz z sakiewką pełną ołowianych kulek. Gdy szykował się do walki, skrywał swój berecik pod metalowym hełmem, takie połączenie sprawiało, że i hełm nosiło sie wygodniej a i berecik bezpieczniej. Jego nieodłącznym towarzyszem podróży był kuc zwany "Skałą"

Halfling był w wyjątkowo dobrym humorze, już nie dni ale tygodnie dni jazdy dzieliły go od Bretonii. Do tej pory męczyły go czasem koszmary związane z wyprawą, którą zlecił im książe Adalhard. Wraz z innymi poszukiwaczami przygód przybyłymi do zamku, miał udać się w niedostępne tereny Mousillion w poszukiwaniu zbiegłego zbója i przestępcy Guido le Beau. Halfling pomimo iż nigdy nie dotarł do celu, nasłyszał się o tym miejscu wystarczająco wiele aby tam nie jechać. Niestety eskorta w postaci rycerza Sir Roberta de Bleisa nie pozwalała na zbyt wczesne oddalenie się od reszty. Cierpliwie czekał na okazję aż ta w końcu się nadarzyła. Do tej pory nie mógł zapomnieć nocy gdy spotkał Służebnicę Pani Jeziora, Pannę Gralla...

Bretonia, kilka tygodni wcześniej

"Tupik cały czas czuwał przy towarzyszach, obawiając się, że mogą oni stracić życie nie tylko z powodu otrzymanych już ran. Przyglądał się ranom i zastanawiał się ile tygodni upłynie nim wrócą w pełni do zdrowia.
Tupik przyglądał się uważnie pracy medyka, sam chciałby mieć takie umiejętności jak on. Patrzył jak chwyta się ranę – by końce zbliżyć do siebie, jak nakłuwa się skórę i szyje. Igła która posługiwał się medyk była nieco wygięta na końcu – co wyraźnie ułatwiało zszywanie rany. Tupik sam również mógłby pozszywać rany – wolał jednak tym razem zostawić to specjaliście. W nocy gdy już sam czuwał przy rycerzu wydarzyło się coś niezwykłego.

Piękna podobna do elfki kobieta która weszła, wywołała u Tupika wewnętrzny szok. Zupełnie nie wiedział jak się zachować. Jej pojawienie się było niezwykle tajemnicze i urokliwe, powietrze natychmiast zmieniło zapach, wydawało się, że po pomieszczeniu roznosi się woń róży i innych kwiatów. Sama postać bardziej sunęła niż szła w stronę rycerza.Słowa utknęły w krtani halflinga, gdy jednak zobaczył jak rycerz zostaje cudownie uleczony omal nie zemdlał z wrażenia. Był pewien, ze sama Pani Jeziora o której tyle już słyszał, przybyła aby uzdrowić rannego rycerza.

Halfling padł na kolana składając niewieście głęboki pokłon.

- O Pani, nie jestem godzien abyś przyszła do mnie, ale powiedz tylko słowo a będzie błogosławione ciało moje. Wyruszam wraz z tym oto rycerzem do Mounsilion – do najtrudniejszego obszaru jaki jest pod Twym władaniem. Proszę o błogosławieństwo, aby trudy podróży i napotkane tam niebezpieczeństwa nie przeszkodziły mi pomagać Twemu ludowi. Już sam Twój gest Pani, niezależnie od efektu, będzie dla mnie najwyższym zaszczytem, jakiego nawet nie mogłem się spodziewać.

Halfling trwał w głębokim ukłonie, wciąż klęcząc na podłodze. Modlitwy do bogini domowego ogniska – w takiej wyprawie co najwyżej ściągnęły by go z powrotem do domu. Jedyne na co mógł liczyć, to pomoc którą uda mu się pozyskać w drodze. Był w końcu tylko halflingiem, tempo podróży już mu pokazało, jak bardzo odbiega od reszty drużyny.

Po chwili namysłu, zaaferowany spostrzegł, że prosi o błogosławieństwo a nie ma przygotowanego podarku. Nie wiedział nawet jaką ofiarę można złożyć Pani Jeziora, więc zaoferował to co sam cenił. Podejrzewał też, że w Bretonii może nie rosnąć halflińskie ziele, więc podarek mógł być tym bardziej cenny. Wyciągnął z kieszonki podręczny pakunek z zawartością halflińskiego ziela i położył go przed siebie.

- Przyjmij o Pani ten skromny dar – który to można spalić niczym tytoń, lub sporządzić z niego przepyszną herbatkę.

Nie było czasu na szukanie czegoś w torbie, nie wiedział jak długo będzie przebywać ta boska istota, zazwyczaj chyba robili to po co przyszli i odchodzili… Mały halfling aż lekko dygotał z powodu wewnętrznych przeżyć jakie obecnie doświadczał. Już sam kontakt z tą nieziemską istotą napełniał go otuchą i ogrzewał. Emocje jednak były tak silne, że przy wyciąganiu podarunku spostrzegł jak bardzo spocone ma łapki. Był jednak przedstawicielem prostego, spokojnego i dobrotliwego ludu, nie spodziewał się niczego złego, sam też był przekonany, że również nie zrobił nic co zasługiwało by na jakąś karę boską. Stąd ośmielenie halflinga pozwalające na odezwanie się do Pani Jeziora – za którą brał przybyłą kobietę.

Zaskoczona wystąpieniem Tupika kobieta podeszła do niego.

- Zabawny jesteś niziołku, nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz, jestem jej służebnicą, Panną Graala. Owszem nie odmówię ci błogosławieństwa Pani, jeśli tylko będziesz wypełniał jej zalecenia tak jak do tej pory. Służąc szlachcie służysz Pani Jeziora, więc przyjmij moje błogosławieństwo.

Kobieta pochyliła się, zmierzwiła włosy Tupika, następnie poczuł on, iż z rąk Panny promieniuje ciepło."


Tak...błogosławieństwo służebnicy Pani Jeziora oraz papiery od Księcia, pozwalające na podróż pozwoliły bezpiecznie odłączyć się od wyprawy. Chyba nikt z towarzyszy pewnie nie pozwoliłby halflingowi przetrzymywać papiery gdyby podejrzewali, że z nimi zwieje. halfling nie zamierzał jednak na własne oczy oglądać Mousillion, gdzie panowała zielona ospa - śmiertelna odmiana czerwonej ospy, panował tam tez głód i nędza a poborcy podatkowi nie mieli po co się tam zapuszczać. Co więcej teren był odcięty od reszty księstwa z uwagi na panująca tam zarazę i bandytyzm. Nie było lepszej pory na ucieczkę niż ta na warcie, jednak dobrze wiedział, że może mieć za mało czasu, dogadał się więc z towarzyszem podróży krasnoludem Glorimem. Układ był prosty, halfling obejmujący wartę po krasnoludzie miał uciec już na początku jego warty, zabierając papiery i podcinając uprzęże koniom. Dopiero gdy zsabotował możliwości pościgu, pożegnał się z Glorimem i ruszył ku granicy, chcąc jak najszybciej znaleźć się w "bezpiecznym" Imperium. Krasnoludowi, któremu również nie w smak była już podróż, plan sie spodobał. Pozbawieni papierów nie mogli już dalej podróżować, więc i łatwiej mu było z wyprawy oficjalnie zrezygnować. Co się jednak stało tego halfling nie wie, przez tygodnie zajmował się myleniem tropów, szukaniem bocznych ścieżek - z daleka od patroli Bretońskiej straży. Odetchnął nieco po przekroczeniu granicy.


Behemsdorf


Był już dość daleko od Bretoni, wciąż jednak obawiał się pościgu, napotykane miejscowości leżały albo zbyt blisko księstwa, albo też były zbyt łatwe do odnalezienia. Wioska o której usłyszał przypadkiem, wydawała się być idealnym miejscem na przeczekanie najgorszego. Pełen nadziei skierował więc swe małe nóżki w stronę Behemsdorfu. Podróżował wraz z kucem "Skałą" dzięki czemu mógł zabrać ze sobą duże zapasy prowiantu i ekwipunku który "zdobył"u kwatermistrza księcia w związku z wyprawą.

W końcu dotarł do Behemsdorfu, był jednak zbyt zmęczony by dokładniej podziwiać okolicę, kroki swe skierował do stajni, gdzie odjuczył Skałę i nakarmił go. Skierował się później bezpośrednio do karczmy, gdzie zamierzał wreszcie wypocząć.


- Witaj karczmarzu, nazywam się Tupik, jak zapewne wiesz moja rasa słynie z doskonałej kuchni, mógłbym gotować u Ciebie w zamian za wyżywienie i nocleg. Moje dania z pewnością nagonią Ci klientów z całej wsi... Wyparował na wejściu gdy tylko dostrzegł i zbliżył się do karczmarza. Po chwili dodał

-Dzieje się tu u was coś ciekawego? Chciałbym osiąść tu na kilka tygodni, wolałbym jednak wpierw wiedzieć co tu się wyrabia. Macie może jakichś medyków? Jeśli nie to sam mógłbym proponować tu swoje usługi.

-Spójrzcie na moje oko. To jedyna moja obecnie przypadłość - karczmarz, helmut Knuidert, obecnie chodzący z podbitym okiem, masywny chłop o nalanej twarzy i wielkich wąsach uśmiechnął się. Po chwili obaj siedzieli już przy stole.

-Aaa taaak, osiniaczenie wywołane nagłym uderzeniem...nic tu po mnie, mogę co najwyżej okład przygotować, aby bólowi ulżyć i aby kolory szybciej wróciły do normy. Ocenił rzeczowo halfling, udając większe zatroskanie niż było potrzebne

- Chciałbyś tego mości karczmarzu? Drobne medyczne porady i pomoc wobec Ciebie i rodziny, potraktujemy jako część moich kuchennych obowiązków. Wilk będzie syty i owca cała.. Uśmiechnął się przy tym rozbrajająco, halflingi będąc podobne do dzieci, łatwiej uzyskiwały sympatię osób dorosłych, gdy zachowywały się jak dzieci. Rozbrajający uśmiech i iskierki niewinności, błądzące w oczach halflinga i szukające ucieczki, często uchylały zamknięte drzwi, otwierały serca rozmówców, dzięki czemu tej małej rasie łatwiej było osiągnąć cele niż innym.

-Był to wasz rodak, szczury mi łapał, ale się wyniósł wczoraj, jak ta cała kompania do kopalni ruszyła

-Rodak? To jest halfling znaczy się. Naprawdę? Halfling był nieco zszokowany zajęciem pobratymca, no ale samo podróżowanie budziło szok wśród jego rasy. Mimo wszystko łapanie szczurów nie mogło należeć do zadań przyjemnych z czymś takim wiązały się jedynie choróbska i zniszczone plony. "Tak, być może rodak w ten sposób chce chronić zapasy jedzenia...Nie wolno mi go więc źle oceniać"- pomyślał po czym wrócił do rozmowy.

- Gdzie się udał, jak wyglądał, przedstawiał się może? Wiesz dobry człowieku to niezwykle rzadko spotykane by natrafić na kogoś z mojego rodzaju, w szczególności z dala od miejsca zamieszkania. Szkoda, że nie wysiedział dnia dłużej, no ale cóż, najwyraźniej nie to nam pisała bogini ogniska domowego wielka Esmeralda.


-Po kolei, po kolei - karczmarz zakrzątnął się i już po chwili na stole stał kufel pienistego acz mętnego piwa, bochenek chleba i miska gulaszu.
- Pracy żadnej dla ciebie nie mam.... kucharzymy sami a medykowaniem zajmuje się stary Vidon, druid miejscowy. Co do tego Twojego rodaka, zwał się Manfred i jak mówiłem szczury mi wyłapał, bo mój kot, niecnota leniwy. Wczoraj z rana odjechał ku nizinom.

Halfling tak bardzo zaaferowany był zdobyciem pracy i dowiedzeniem się czegoś o tym miejscu, iż zapomniał jak bardzo go już brzuch naglił do jedzenia. Wchodząc do karczmy , chciał się szybko zatrudnić w kuchni, by już całkiem za darmo ugasić swój nienasycony apetyt. Jednakże brak zainteresowania karczmarza szybko ostudził jego zapał. Dopiero gdy do stołu doszedł zapach przepysznego gulaszu , Tupik zaczął się niecierpliwie rozglądać za źródłem owego zapachu. Na jego szczęście miska pełna strawy wylądowała na stole przy którym siedział. Nie czekał na specjalne zaproszenie, od razu począł pałaszować zawartość miski, talerza i kufla. Grad pytań jakie cisnął mu się na usta został skutecznie powstrzymany, zaspokajał swój głód i słuchał z zaciekawieniem odpowiedzi, na już zadane pytania.

-A i dzieje się, nie dalej jak wczoraj mutantów podłych pobili przyjezdni, Sigmarowi niech dzięki będą. Teraz starsi ich do tej kopalni posłali aby wszyscy wracali, wieś przecie w niebezpieczeństwie


- O jakiej kompani mówisz? I czemu mieliby iść do opuszczonej kopalni? Straszy tam czy co? Był tam wśród nich może mag jakowyś? Bo szukam magika, co by moje leczenia usprawnić... -Pytania padały na przemian z mlaskaniem.- Mutanci to przecież nie nowość, po wszystkich lasach Imperium grasują, nie raz przed nimi uciekać musiałem,no ale i czasem z procy udało mi się takowego potraktować. Halfling zadumał się na chwile , przypominając sobie swoje własne utarczki z mutantami. Właściwie należało by mówić o ucieczkach a nie o utarczkach, ale zdarzyło się, że zdążył z procy jakiegoś postrzelić, to że chwilę później salwował się ucieczką, nie miało wielkiego znaczenia, dla Halflinga były to starcia i już.

-Dawno temu wyruszyli? Pieszo czy konno? Może zdążyłbym ich jeszcze dogonić niż całą kopalnię splondrują?Jest tam coś wartościowego w tej kopalni? Dla halflinga o przydomku "Grotołaz" wchodzenie do jaskiń było czystą frajdą. Przydomek nie wziął się bez powodu, dla Tupika czystą przyjemnością było zwiedzanie tego rodzaju kompleksów, nie potrzebował więc specjalnego zaproszenia do kopalni. Było to jedno z jego zamiłowań, uwielbiał bowiem eksplorować wszelkie podziemne jaskinie, groty i przejścia.

- A nazjeżdżało się różnych takich z dalekich stron, czasy niespokojne to i duchy niespokojne wędrują. Mag był. Ale nie z nimi jeno wcześniej. Wraz ze swym sługą do kopalni w Sowiej Górze pojechali. A ta kompania cała ruszyła tam czarodzieja ratować, bo sobie jakaś szlachcianka umyśliła że on w niebezpieczeństwie. To i pojechali. Dwóch ostało. Ci nam w przeprawie z mutantami dopomogli a potem do kopalni po pozostałych ruszyli. Wracać im trzeba aby wsi bronić. jest wśród nich młody Skjelbred, a łucznik to doskonały. I krasnolud pewnym wsparciem będzie jak do walki z pomiotem chaosu dojdzie. Modlitwy zanosimy do Sigmara aby szybko i w zdrowiu wrócili.

Informacja o czarodzieju i to wymagającym uratowania, omal nie doprowadziła do zadławienia się halflinga." To jest to " - pomyślał. Zdążył się nawet rozmarzyć o tym jak wdzięczny czarodziej przyjmuje go na szkolenie. Już zdążył zobaczyć oczami wyobraźni siebie w szatach czarodzieja, obsypanym zwojami od wdzięcznego czarodzieja. Kubeł zimnej wody stanowiła informacja o tym, że juz ruszyła ekipa ratunkowa, od tego momentu Tupik zaczął się wyraźnie śpieszyć. "Co jak mnie ubiegną i nie będzie już kogo ratować?" - przerażony tą myślą, przyśpieszył spożywanie strawy, z niecierpliwością oczekując na wszystkie informację jakie były mu potrzebne do odnalezienia kopalni. Uznał, że reszta spraw może poczekać, no może z wyjątkiem odwiedzin druida - o ile ten nie chowa się gdzieś po lasach, bo na szukanie druida czasu nie było.

-Gdzie znajdę tego druida? Da się z nim normalnie pogadać? Bo wiesz pewnie, że nie ze wszystkimi druidami się da..

-Vidona szukajcie w jego domu, ot tam pod lasem stoi. Taki z wysokim kominem...
Kolejne pytanie karczmarz przemilczał, słusznie zakładając iż nie wiadomo jak się akurat zachowa druid.

-A ta kopalnia daleko?Jak najszybciej można się tam dostać? Łatwa w wypatrzeniu czy ukryta w gęstwinie?
Tupik nie spodziewał się zbyt dokładnych namiarów, ale każda pomoc była mu teraz potrzebna. - Kto tu wie najwięcej o kopalni i drodze do niej?

- Kopalnia jest o dzień drogi stąd, w górę doliny. Stara droga tam prowadziła ale nikt tam nie chodzi. Powiadają, że jest przeklęta. Krasnoludy dawno, dawno temu ją opuściły. Nikt nie wie czemu. Coś więcej może stary Rajmund wiedzieć, ale mimo iż on najstarszy we wsi to i tak wszystko co powie, wie od swego ojca i dziada.

Halfling wciąż pałaszował resztki, gdy skończył gulasz, kawałkiem chleba wytarł wszystko co zostało i rozglądał się na boki w poszukiwaniu dokładki... Nie chcąc się jednak zbytnio narzucać a tym bardziej sprawić, aby karczmarz zażądał zapłaty, podziękował mu i ruszył na spotkanie Rajmunda, wcześniej wypytując się o położenie jego domu.


U Rajmunda


Drzwi otwarł pomarszczony starzec z długą siwą brodą.
- I ty pewnie chłopcze ciekawyś kopalni, hę? -odgadł zamiary niziołka i gestem zaprosił go do wnętrza chaty


Halfling przywitał się , po czym zaproponował szklaneczkę jabłecznika lub fajkę nabitą zielem halflińskim, w zależności od tego na co starszy pan miał ochotę. Po tym zapytał wprost o drogę i wieści tyczące się kopalni

- Pić już dziś nie piję, ale ziela nie odmówię - odparł dziadek. Co tak wszyscy nagle o tej kopalni wszystko chcą wiedzieć? Skarby tam jakowe czy co... Już mnie dzisiaj ten młodziak o paskudnych oczach wypytywał, a teraz ty chłopcze. Powiem ci co mi mój ojciec, Morr niech ma go w opiece, mówił, a jemu z kolei jego ojciec, a mój dziad Axelbrandt opowiadał... Kopalnie założyły krasnoludy w czasach gdy nas tu nie było. Gdy nasi przodkowie zakładali tą osadę to krasnoludy właśnie góry opuszczały. Zostawiły kopalnie i forty rozsiane po całych górach i odeszły. Wejścia do nich zawaliły i wszystko co tu było klątwą obłożyły. Nasi dziadowie odnaleźli wejście do Sowiej Góry i trochę powęszyli, ale nic ciekawego tam nie było... Potem długo nikt tam nie lazł bo nie było po co, aż do bitwy z przeklętymi wyznawcami czterech potęg... Wielki poczet wojaków przez wieś jechał ale nikt żywy już nie wrócił. Niech ich Sigmar błogosławi. Życie za nas oddali, bo nijaka bestia z gór nie zeszła. A ostatnio mag jakowyś przez wioskę jechał do kopalni, też nie wrócił.

- A toć pewnie po maga ruszyli, skubańcy, a co to za jeden był z tym paskudnymi oczami? On nie z tej kompani co to do kopalni ruszyła? Jak wyglądał ?

-Ano pytał się i piwo stawiał w karczmie u Helmuta. Szczególnie ciekaw był czy do kopalni poszedł też jedne obcokrajowiec... jako mu było... Jacquesin, Jacob, albo tak jakoś. Znaczy temu obcokrajowcowi... bo ten co pytał,
miana swego nie podał

Halfling gdy dowiedział się wszystkiego co chciał, pożegnał się z dziadkiem i ruszył pośpiesznie na spotkanie z druidem.


U Druida Vidoma


- Witajcie o szlachetny druidzie, którego słowa i czyny sprzyjają naturze, co cieszy również i naszą halflińską boginię ogniska domowego. Przynoszę Ci mały podarek, aby dni twoje w tej przepięknej dziczy były jeszcze przyjemniejsze. Halfling podzielił się z druidem malutką porcją halflińskiego ziela, które słynęło z terapeutycznych i uspokajających właściwości.

Stary druid niezbyt przyjaźnie spojrzał na niziołka, jednak podarek przyjął. Po przywitaniu się z Vidonem, Tupik również i jemu zadał kilka pytań.

- Co wiesz sędziwy druidzie o kopalni, przeklętej zwaną, i o drodze doń prowadzącej? Bezpieczne to tereny? Zwierza dzikiego dużo? Czy też mutanci i bestie potępione, zwierzynę wytrzebiły? Masz może jakieś ziółka które wspomogłyby wędrowca w podróży? Zielarzem jestem, ale ciągły pośpiech nie pozwalał mi dotąd w spokoju ziół poszukać, ale Pan Panie Vidonie z pewnością czasu miał nadto, mogę też jakieś odkupić lub w zamian posadzić kilka nasion, w miejscach do których dotrę...

Głos Videona był zgrzytliwy i cichy.

-Ziół na sprzedaż nie posiadam, nie handluje nimi i tylko na potrzeby naszej społeczności posiadam wystarczającą ilość. A cóżeście tak wszyscy na tą przeklętą kopalnię się uwzięli? I ty tam chcesz leźć? To idź, błogosławieństwo Taala na drogę. A droga prosta, w górę doliny, traktem wzdłuż potoku, a potem stokami ku Sowiej Górze, ścieżka zarośnięta jest. Jeno pospieszaj bo tam teraz tłumy, szlachetnie urodzeni i swojaki, krasnoludy i obcokrajowcy się tam szwędają. Ale jak tam dotrzesz, to pośpiesz, szczególnie Skjelbreda aby czym prędzej wracał do domu. Ojciec mu z głowy kijem tą szlachciankę wybije i wyprawy też. Lasy spokojne były, ale do czasu. Teraz bestia wszelaka łazi... Ot, tuż pod naszym nosem mutantów ubili... kilku ich było, ale to rzecz niebywała, na takim odludziu jak my żyjemy te przeklęte stworzenia spotkać, ani chybi coś węszyły. Bo i po cóż miały tu leźć? A i wilków się ostatnimi czasy namnożyło. Ponoć jest wśród nich kilka szczególnie wielkich osobników, alem sam nie widział

- Skjelbreda? A któż to taki? Miejscowy pewnie? Masz moje słowo druidzie, że jak go spotkam to pośpieszę.
Halfling nawet wyrazem twarzy starał się zapewnić druida o lojalności, niespecjalnie speszony nieprzyjaznym spojrzeniem.

- Do kopalni idę bo tam mag jakowyś ratunku potrzebuję, a że chciałbym nieco magi liznąć to i mi tam śpieszno...A nie masz czasem Panie druidzie jakiegoś symbolu Talla? Co by go pobłogosławić na drogę można było...chyba, że nie masz nic przeciwko błogosławieństwu mojego medalika - wyciągnął spod kubraczka zawieszony symbol Phineasa. -Bo te wilki jakoweś to wiesz, to bestie jak dla mnie, niczym koń dla człowieka, a z pomocom Talla to może i nie ruszą mnie wcale...Nawet tak tłusty jak inne halflingi nie jestem, wręcz sama skura i kości...Halfling spoglądając na własne ciało rzeczywiście czasem odnosił takie wrażenie, mimo, że dla innych pewna "nadwaga" halflinga była łatwo widoczna.

- Skjelbred to tutejszy mieszkaniec, dawno temu ta rodzina przybyła z Norski ponoć i się tu osiedlili. Młody Effendi jest lokalnym myśliwym. Ale teraz ruszył z innymi do kopalni. A to za sprawą tej wypacykowanej lafiryndy, którą ranną znalazł czas jakiś temu na drodze do wsi; Vidon wziął podany mu przez Tupika medalion w kształcie fajki. Do ognia płonącego w kominie włożył jakąś gałązkę i gdy ta zaczęła dymić, okadził symbol halfińskiego boga, mrucząc pod nosem jakieś modlitwy. - Niech moc natury będzie z Tobą, a Taal ukoi instynkty krwawych bestii powiedział i na koniec rozmowy uśmiechnął się.

Halfiling został uszczęśliwiony niczym dziecko które słyszy, że odtąd będzie dostawać prezenty codziennie. Ucałowałby stopy druida, gdyby wiedział jaka mogłaby być jego reakcja, ponieważ nie wiedział, ograniczył się do wycedzenia "dziękuję". Łzy radości i wzruszenia napływały mu do oczu i ściskały gardło. - Dawno już nikt mi nie okazał tyle wsparcia. Była to prawda , biorąc pod uwagę, iż przez ostatnie tygodnie halfling ukrywał się przed wszelakim ludzkim wzrokiem, który mógłby ściągnąć na jego małe barki pościg z Bretonii, który z pewnością za nim ruszył. Gdyby halfling myślał jak człowiek, pewnie nie przejmowałby się tak bardzo pościgiem, w końcu Imperium to nie Bretonia, a kilku rycerzyków prędzej zginie z rąk bandytów i zwierzoludzi, niż znajdzie małego halflinga w tym ogromnym kraju. Halfling jednak nie myślał jak człowiek, bał się, że ucieczką z wyprawy i kradzieżą papierów, naraził się księciu wystarczająco mocno, by ścigać go aż po krańce świata.


Behemsdorf


- Podobno udajesz się do kopalni? - niziołek zagaił mężczyznę z kapeluszu. - Wiesz ja też tam zdążam, więc może razem tam wyruszymy? Będzie bezpieczniej.

Maksymilian spojrzał z góry na niziołka, niezauważalnie prychając spod sumiastych wąsów, jakie są noszone w Ostermarku. Mężczyzna poprawił kapelusz, poprawiając swoją widoczność na halflinga.

- Czekaj przy wyjściu na trakt, nie mam teraz czasu. Zjawię się tam wkrótce - odparł zdawkowo, po czym ruszył w kierunku bram wioski. Nie ufał mieszkańcom, ale niziołki były sprytne, a ta cecha na pewno sprawi podróż bezpieczniejszą.

Niziołek czekał już na niego, stojąc przy swoim objuczonym mule. Wyruszyli w drogę, mijając wiejskie zabudowania, potem traktem między świeżo zaoranymi polami, w górę doliny wciąż zwężającą się ścieżką. Szli wzdłuż potoku, wezbranego od topniejącego śniegu i padającego niemal codziennie deszczu. Maksymilian wydawał się być milczący, obserwował głównie zarośla i skały - czujnie, jakby spodziewając się napaści.

- No więc to ty szukasz tego człowieka...jak mu tam było Josef, Jackeqsinn czy Jakob ? Nie pamiętam. Stwierdził z niezbyt zatroskaną miną. To ktoś ważny? Tupik zagaił rozmowę, ciekaw był czemu poszukiwany mężczyzna udał się do kopalni.

- Skąd o tym wiesz? - ostro zapytał milczący do tej pory człowiek. Jego ton był szorstki, a w szarych oczach zapaliły się ogniki zirytowania. Zwolnił marsz patrząc na towarzysza.

"O ho czyżbym utrafił w czuły punkt?"
- Chghm - odchrząknął po czym odpowiedział.
- Plotki bardzo szybko rozchodzą się w małych społecznościach, w szczególności tych leżących na zadupiu jak Bogenfehlt, czy jak ta wieś się nazywa. Najstarszy mieszkaniec wioski Rajmund mi o tym powiedział.
To chyba twój krewny lub zagorzały wróg, bo reagujesz dość nerwowo...wiesz?
- Zapytał delikatnie nie chcąc bardziej rozgniewać człowieka, lecz uświadomić mu jak to wszystko z halflińskiego punktu widzenia wygląda.

- Może.. - uciął błyskawicznie gdybania niziołka. Nie chciał sprawiać niemiłego, ale niziołek, wiedząc o celu podróży - mógłby przeszkadzać podczas wykonywania pracy. - Zostawmy ten temat.

Halfling nie drążył tematu, wiedział iż gdyby nie chodziło o nic poważnego człowiek nie miałby żadnych oporów przed wyjawieniem swoich powodów. Co więcej dalsze naciskanie mogło wydawać się podejrzane, a człowiek , jeśli miał złe zamiary wobec tego kogo szukał, mógł mieć i złe zamiary wobec Tupika. Halfling wolał być ostrożny i nie poruszać tematu do czasu aż znajdzie się w większym towarzystwie. Zagaił z innej beczki.

- Skąd pochodzisz? A tak wogóle to nazywam się Tupik, w rodzinnych stronach mówią na mnie czasem Tupik Grotołaz, ale nie odwiedzałem już dawno krewnych.

- Miło mi. - Rzucił ciepłe słowo, co w odczuciu niziołka wydawało się nienaturalne dla tego osobnika. - Nazywaj mnie Maksymilianem. Pochodzisz z tego niziołczego kraiku, Krainy Zgromadzenia?

Ostatnie zdanie było wypowiedziane bardziej w tonie żartu, niż uszczypliwości.

- Nie, właściwie urodziłem się w wiosce, nieopodal Middenheim, ale ostatnio sporo podróżowałem, a Ty? - Zapytał uśmiechnięty. Cieszył się, że człowiek miał jakiekolwiek pojęcie o jego rasie a przynajmniej o jego krainie. Zauważył iż Max bardzo szybko opanował nerwy, zdobył się nawet na miłe słówko, choć w jego wykonaniu halflingowi skojarzyło się bardziej z hipnotyzującym spojrzeniem kobry, nim ta rzuci się do ataku.

- Czym się zajmujesz w życiu? Tak na ogół gdy nie szukasz nikogo po opuszczonych kopalniach? - zapytał Tupik z lekkim przekąsem, nieco żartobliwie ale i bez nacisku. Mężczyzna w kapeluszu zaśmiał się się krótko.

- Mam swój zakład introligatorski w Ostermarku, ale nie pracuję już tam - powiedział to bez jakichkolwiek emocji. Bez rozczarowania, czy też wściekłości.

"Dziwne, co tu robi introligator...Wystarczająco dziwne by nie pytać o szczegóły"- pomyślał Tupik, był coraz bardziej pewnym, iż niewiele z tego co słyszy jest prawdą. Nie zamierzał jednak na razie tego sprawdzać, ludzie którzy go okłamywali mieli w tym swój cel i raczej niechętnie godzili się z nim na rozstanie. Nie mówienie całej prawdy też było kłamstwem, gdyż wypaczało pojęcie odbiorcy, na dzień dobry wprowadzając go w błąd.

-Pozwolisz, że zrobimy sobie króciutką przerwę na przedobiad? ...obiad...poobiad...przedkolację?? Co mniej więcej dwie godziny halfling pytał się grzecznie o postój na kolejny posiłek. Po każdym posiłku halfling proponował Maxymilianowi fajkę nabitą halflińskim zielem.

Ostermarkczyk prychał, a z pod wąsa nasuwały mu się liczne przekleństwa - mimo tego, wytrzymywał z niziołkiem. Nawet go polubił, ale nie jadł razem z nim. Fajki też nie zaciągał, jedynie parę razy poprosił Tupika o trochę liści tytoniu do żucia. Czekał na halflinga, a sam jadł mało. Był cały czas w gotowości, jednak niziołek nie do końca wiedział, do czego.

Halfling był zachwycony tą częścią osobowości Maxa. Dawno już nie spotkał tak wyrozumiałego i cierpliwego człowieka, dlatego też starał odwdzięczyć mu się możliwie szybkim sporządzeniem i spożyciem posiłków. Normalnie w podzięce przygotowałby coś specjalnego, dzieląc się z towarzyszem, Maks był pierwszą osobą którego nie skusiły potrawy Tupika. Halfling poczuł lekko urażoną dumę, lecz pocieszał się, iż więcej zostanie dla niego samego. Ponieważ Maks nie chciał spróbować niczego z kuchni Tupika, ten ograniczył się do niezbyt wykwintnych dań. Oczywiście podzielił się też z Maksem porcją tytoniu do żucia, zarówno z "krainy niziołków" jak i z Bretoni, w której ostatnio przebywał.

- Tupik, dobrze wiesz, że w jaskini nie ma uczt ani fajki. Czegóż więc tam szukasz? Częściej widzę jakichś rębajłów, szukających czegoś w tej przeklętej krainie. Ostland po Burzy Chaosu nie jest miejscem dla uczciwych ludzi - zapytał grzecznie, ale emanując swoją twardością. Trochę nie był pewien, jak halfling zareaguje, ale nie bał się.

- Gdybym szukał uczt i fajek nie ruszał bym się z domu. - odparł nieco melancholijnie, ale ujmując całą prawdę o jego podróży. - Wiesz, szukam tam maga, ponoć jest w tarapatach, poza tym szukam paprotki jaskinnej, ale w ogóle lubię się kręcić po wszelakich jaskiniach, grotach i pieczarach. Kopalnia, co prawda nie była zbyt naturalna, jednak i tak stanowić będzie ciekawą rozrywkę. Dawno już nie miałem okazji by posnuć się pod ziemią.
Wolał nie komentować stwierdzenia, iż są w miejscu nie dla uczciwych ludzi, skoro bowiem Maks tak twierdził, to znaczy , że wiedział co mówi, a to ukazywało go samego jako osobę nieuczciwą. Tupik nie tylko nie chciał odkrywać swych kart zbyt szybko, ale miał też i inne powody by nie drążyć tej ciemnej strony osobowości, zawodu, przeszłości i prawdopodobnie teraźniejszości przybysza. Człowiek sprawiał wrażenie jakby miał coś na sumieniu, jakby był zamknięty na świat i innych...Tupik jednak nie czuł z jego strony bezpośredniego zagrożenia, przebywał już wśród gorszych maniaków i wiedział jak się zachować by się im nie narazić, a przynajmniej do tej pory mu się to udawało.

"Naiwny niziołku" - pomyślał Maksymilian. Spodziewał się strachu, jakie wywoła jaskinia u halflinga, chociaż też go nie znał. Ale przeczuwał, że coś stanie się w pieczarze - coś raczej makabrycznego. Obaczy się, chociaż widać było, że Tupik ma łeb nie od parady.

- Czymże się zajmujesz? Często łazisz po ów pieczarach?- zaakcentował ostatnie słowo trochę kpiąco. Nie darzył sympatią ciemnych, wilgotnych pomieszczeń. Pogładził się po sumiastym wąsie, obserwując kierunek, do którego zmierzali.

- Jestem zielarzem, choć właściwie imam się wielu rzeczy. Po pieczarach łażę jak często się da, na razie nie myślę o kolejnych bo w tej najbliższej będzie sporo do zwiedzania. Poza tym potrafię dobrze gotować, a Pan Panie Maksymilianie, jakimi umiejętnościami Pan zarabia na życie? Zresztą skoro już wspólnie podróżujemy, a i nie rzucam mi się w oczy żaden szlachecki pierścień, to chyba możemy sobie mówić na Ty?
- Maksymilian jestem. Nie lubię zdrobnienia Maks, ostrzegam - uśmiechnął się serdecznie, ale nie ukazał zębów. Nie często było zresztą cokolwiek widać spod jego zapuszczonego zarostu. - Już żem mówił, prowadziłem zakład. Teraz muszę znaleźć tą osobę, o której się dowiedziałeś.

Halfling zaklął w duchu, miał przecież nie poruszać tematu zawodu. Coś tu śmierdziało i nie było to zbuk. "Jeśli do tej pory twoim zawodem było wyłącznie introligatorstwo, to nie masz zdolności pozwalających sprowadzić kogokolwiek, dziwne, że wydostałeś się z miasta i dotarłeś tak daleko, dziwne, że zachowujesz się jak zawodowy awanturnik, z bagażem doświadczeń, a nie jak zwykły miejski rzemieślnik. Więc albo osoba której szukasz spaliła twój zakład i chcesz go zabić w zemście, albo już od dłuższego czasu nie zarabiałeś na życie introligatorstwem." Halfling znał się na ludziach, bardziej niż mogliby przypuszczać, czasem rozumiał ich bardziej niż oni sami siebie. Nie leżało w jego naturze ujawniać co wiedział, dawno już w ten sposób mógłby kogoś zrazić.

Halfling nie zadawał więcej pytań, zresztą rozmowa rozciągnęła się przez całą podróż do kopalni. Nikt nie nadawał jak najęty, pytania padały od czasu do czasu a i odpowiedzi czasami nieszybko, leniwie. Ostatnią godzinę szli niemal w milczeniu.

Podróż nie była zbyt męcząca, w końcu Tupik znalazł sobie jakieś towarzystwo. Co prawda człowiekowi niespecjalnie przypadała do gustu ilość postojów jakie szykował halfling, jednak ku zdziwieniu Tupika, człowiek Maks przystał na wszytskie posiłki i niespecjalnie go popędzał. Postoje wiązały się wyłącznie z normalną dzienna ilością posiłków. Przedśniadanie i śniadanie zjadł jeszcze w wiosce, ale kolejnych kilka posiłków rozkładało się na całą resztę dnia. Gdy po kwadransie chciał zatrzymać się na pośniadanie, spotkało się to z nieprzychylną reakcją towarzysza, postanowił więc nie przeginać struny i nieco odczekał...
Droga była malownicza i wyjątkowo spokojna co niezwykle cieszyło Tupika, brak dzikich zwierząt oznaczał też w jego przekonaniu, że symbol pobłogosławiony przez druida działał.

- Zobacz , wagonik - Tupik niemal wykrzyknął z zachwytu, wrodzona ostrożność, nie pozwalała mu jednak krzyczeć w lesie. Halflińska ciekawość była jednak czasem silniejsza od roztropności, więc Tupik niczym małe dziecko podbiegł aby przeszukać górniczy wagonik i przyjrzeć mu się z bliska. Oczywiście nie mógł w nim znaleźć nic ciekawego, jednak halfling postrzegał to inaczej.
Dopiero po chwili jego wzrok popłynął ku krasnoludowi. Miał wrażenie, jak gdyby ten wcześniej zlał się z otoczeniem, stanowiąc archaiczną figurę na tle wejścia do kopalni. Nieruchoma poza jeszcze bardziej utwierdziła w tym halflinga, po chwili jednak zatrzymał się i zaczął dokładniej lustrować krasnala.

- Witaj, Jestem Tupik "Grotołaz", jesteś strażnikiem kopalni czy co? Słyszałem, że jest opuszczona. A możeś z tych co po czarodzieja przyszli? I co znaleźliście?

Halfling nieświadomy potencjalnego zagrożenia, lub udający taką nieświadomość, zarzucił krasnala gradem pytań, cały czas z ciekawością mu się przyglądając. Słyszał o krasnoludach farbujących swoje włosy, wygnańcach, wyrzutkach, takich co szukają miejsca na śmierć, właśnie w takich miejscach do którego przybyli. Halfling zadając pytania, dyskretnie lustrował ciało krasnoluda w poszukiwaniu oznak chaosu.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 12-12-2009 o 14:47.
Eliasz jest offline  
Stary 06-12-2009, 15:39   #84
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Blask dogasającej latarenki znaczył świetlny krąg na kamiennej podłodze. Bez wątpienia była to ta sama górnicza latarenka, którą zabrali ze sobą szlachcic i młody kanciarz. Jedno natrętne pytanie kołatało się w głowie kislevity, jak i zapewne u pozostałych członków drużyny: Co stało się z właścicielami owej latarenki?
Odór unosił się w powietrzu niczym gryzący dym. Liev stąpał ostrożnie omijając rozpadające się szczątki i fekalia. Rozglądał się wokół spodziewając się najgorszego. Ręka samoczynnie odnalazła trzonek topora. Do komnaty bezceremonialnie wszedł krasnolud złorzecząc od progu:
- kurwa, ale cuchnie - zaklął Caleb, zatykając wymownie nos i spluwając.
Bazanow spojrzał na towarzyszy po czym okrążył centrum sali trzymając się bliżej ściany pomieszczenia. Dotarł do tunelu odchodzącego w lewo.
- Wot. Sprawdzę tunjel. Poczekajcie. - oznajmił konspiracyjnie i zniknął w otworze tunelu ziejącego bladą poświatą.
Poprzez korytarz wiodły tory kolejki. Stało tu nawet kilka zjedzonych rdzą wagoników.
Z przodu, jakieś 30 stóp przed kozakiem coś pobłyskiwało. Cień rozpraszał się w miarę jak słabe światło latarenki zbliżało się coraz bardziej. Teraz już wyraźnie widać było zmasakrowane zwłoki. Kozak uniósł lewą brew w geście zdziwienia i zaintrygowania.
Teraz wyraźnie widać było "wypatroszonego" młodego kanciarza. Ciało leżało w rozmazanej kałuży krwi. Ściana i pobliskie wagoniki obficie zroszone szkarłatnymi bryzgami. Wyrwane i rozwleczone wnętrzności układały się w makabryczne wzory. Bazanov sapnął przez wąsy prostując się. Ściągnął czapkę podrapał się po głowie postał chwile w ciszy po czym wzruszył ramionami. Cóż było robić? Na medyka za późno. Liev nacisnął czapę z powrotem na skroń i obszukał ciało.
W oddali, przez wylot tunelu widać było zaśnieżone szczyty gór i błękitne niebo. Musiało być to drugie wejście/wyjście z kopalni. Niczego więcej, wartego uwagi w tunelu nie było. Wojownik trzymając pod pachą kilka przedmiotów zebranych z ciała Axela skierował się na powrót do komnaty gdzie pozostawił towarzyszy.
Z tunelu wychynęła sylwetka. Caleb szarpnął się nieco w odruchu gotowości ściskając drzewce topora.
- Spokojnie mości najemniku. Eto ja. - Rzucił Bazanov. - Dary przynoszę - uśmiechnął się niezbyt wesoło. Znalazłem jednego z naszych "byłych" kompanów. Nie zobaczym już naszego drogiego kanciarza. Ktoś lub coś przerobiło go na "tatara". Chyba, że padł ofiarą nadgorliwego wróżbity. Tak czy siak znalazł go ja wypatroszonego w tunelu.

Miny towarzyszy nieco spochmurniały.

Kozak wyciągnął rękę w kierunku Caleba. Krasnolud nadstawił dłoń po chwili konsternacji. Trzy złote krążki opadły do garści ewidentnie zadowolonego najemnika. Bazanov spojrzał na krasnoluda:
Dla jednych smiert troską, dla innych szczęśliwym trafem. Dla martwych jeno wyzwoleniem. - pomyślał.
Zmarszczył brwi i szybkim krokiem podszedł do Leonarda. Wcisnął mu fikuśny kapelusz z piórkiem
- Tobie w tym bardziej będzie do twarzy niż nam - powiedział kozak wskazując na wyszczerzonego do nich krasnoluda.
Podał również miecz Axela. - Wyrzuć to zardzewiałe gówno, coś nazbierał bo tylko sobie krzywdę zrobisz. Masz tu mieczyk jak się patrzy, tylko pamiętaj ostrym końcem odsię. - dorzucił złośliwie, racząc Grajka sardonicznym uśmiechem.
Ozdobny sztylet i talie kart, Liev zachował dla siebie. Sztylet osadził w cholewie wysokiego wojskowego buta.
- Idziem dalej, ili wychodzim? - spytał kompanów rzucając przez ramię.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
Stary 06-12-2009, 18:57   #85
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Pomieszczenie zdawało się być istną świątynią rozkładu i obstrukcji. Posiadało nawet lampion...
Poznaję tą lampę... Hm. No to chyba tyle jeśli chodzi o bretończyka i kanciarza.
Widząc, jak kozak chwyta za trzonek topora, Leo sięgnął obiema rękami do sztyletów za pasem. Miecza wolał nie używać, mogło by to się źle skończyć dla niego samego.
- Kurwa, ale cuchnie! - tylko łut szczęścia sprawił, że w brzuchu Caleba nie wylądował sztylet grajka.
- Nie strasz mnie tak! Chcesz, żebym cię zabił?! - warknął grajek, wymownie potrząsając trzymanym w prawicy ostrzem. Ostatnio zrobił się nerwowy. Ciekawe, czemu.
- A coś ty taki strachliwy? Jeno gówno leży...
- Bom do gówna nieprzyzwyczajon. - rzucił Leo, gotując ripostę ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. - Co rodzi wniosek, że tys z tych, co do gówna przywykli.
Cięta repeta nie wywarła oczekiwanego wrażenia, bo oto konus ryknął śmiechem.
- A jakże, różne się rzeczy robiło w życiu. Przypomnij mi to kiedyś ci opowiem, co się wydarzyło w Wolfenburgu.
- Na pewno nie teraz, dość gówna naokoło. - mruknął grajek, wdeptując w wyjątkowo pokaźnych rozmiarów porcję odchodów.
Już i tak prawie oddałem tę resztę śniadania, jaka we mnie została...
- Przecież mówię, że kiedyś. Teraz trzeba by się dowiedzieć co tu tak sra, chyba że przemkniemy do tamtego korytarza - krasnolud wskazał palcem ciemny otwór po przeciwnej stronie sali.
Podczas, gdy oni rozmawiali, Liev przemknął pod ścianą do lewego otworu.
- Wot. Sprawdzę tunel. Poczekajcie. - oznajmił kozak i zniknął w jednym z tuneli.
- No to chyba wypada nam tylko poczekać. - skwitował ten pomysł krótko Torgaal.
Gdy kilka minut później (a były to chwile niepewności i najstraszniejszych wizji natchnionych szczątkami) to Caleb omal nie zaszlachtował kozaka, kiedy ten wychynął z ciemnej dziury.
- Spokojnie mości najemniku. Eto ja. - Rzucił Bazanov. - Dary przynoszę - uśmiechnął się niezbyt wesoło. Znalazłem jednego z naszych "byłych" kompanów. Nie zobaczym już naszego drogiego kanciarza. Ktoś lub coś przerobiło go na "tatara". Chyba, że padł ofiarą nadgorliwego wróżbity. Tak czy siak znalazł go ja wypatroszonego w tunelu.[b]
Wieści, przynoszone przez kozaka trochę zmartwiły grajka. Ale tylko trochę.
I tak ich nie lubiłem.
Rozdzielanie łupów dało mu moment namysłu, po którym (ignorując zaczepki krasnoluda), rzekł:
- Myślę, że nie ma sensu włóczyć się po kopalni z nadzieją, że to coś nas nie złapie. Musimy więc dowiedzieć się, co to jest, i być gotowymi do walki. Przy okazji, czy któryś z was zna się na walce mieczem?

Robi się nieciekawie. Ale kapelusz przedni. - pomyślał Leo, przypinając do pasa nowy miecz, a pozbywając się starego.
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Raphael jest offline  
Stary 06-12-2009, 22:12   #86
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Grungan, Tupik, Maksymilian

Już we trójkę, niziołek, człowiek i krasnolud zagłębili się w czarną czeluść starej kopalni. Właściwie we czwórkę, gdyż Tupik ciągnął za uzdę swojego, najwidoczniej nie mającego ochoty na podziemne wędrówki, muła.



We wnętrzu góry było chłodno, wilgotno i ciemno. Cały czas słychać było odgłos padających na kamienne podłogi, kropel wody ściekającej z sufitów. Dochodziły do tego popiskiwania i szelest skrzydeł nietoperzy, gromadnie zasiedlających stropy korytarzy i jaskiń oraz piski szczurów, kryjących się po kątach.

Przeszli kilkanaście metrów wzdłuż szyn do dużej groty. Jej niewidoczny w mroku strop opierał się na kilkunastu rzeźbionych filarach. Pod jedną ze ścian stały otwarte, rozlatujące się kufry, w sąsiedztwie zmurszałych drewnianych stempli. Cała podłoga pomieszczenia zasypana była odłamkami skał, które w ciągu wielu lat poodpadały od sufitu. Tory kolejki rozwidlały się na środku groty, jedna odnoga prowadziła w lewo, druga w prawo. Na filarze stojącym przy rozwidleniu widoczny był, wyryty w kamieniu drogowskaz, prawdopodobnie oznaczający kierunki w jakich wiodły tory. Pod filarem widoczne były ślady obozowiska. Zagaszone ognisko i resztki posiłku wskazywały na to, że całkiem niedawno ktoś tutaj nocował.

Liev, Leonard

- A na cóż mnie miecz skoro mam topór? – spytał krasnolud, gładząc ostrze. Ruch ten był niemal erotyczny, jakby mężczyzna dotykał ukochanej kobiety. – Chciałeś miecz to masz. Jeno znajdź kogoś kto nauczy Cię nim machać. I trzymaj z daleka ode mnie to ostrze, ludziku!

Caleb odsunął się od wymachującego nowym nabytkiem, Leonarda i zaczął przyglądać się leżącym na podłodze szczątkom. Okutym butem kopnął jakieś w miarę świeże mięso, na którym pozostały resztki futra.

- Ma duże zębiska, szeroką szczękę i piekielnie mocny zacisk – stwierdził po chwili oględzin kawałka mięsa. –Dodajmy do tego rany naszego byłego towarzysza, a raczej tego co z niego ostało. Stawiałbym na pazury. Z tego co Liev mówi to długie na trzy cale. Co najmniej... Wielkie kurewstwo jest. Ale na szczęście nie ma go w domu. Ciekawym ino, czy jest na zewnątrz czy w środku...

Wygłaszając swoje mądrości, Caleb chodził pomiędzy resztkami gestykulując toporem. Po chwili, widząc, że jego towarzysze oddalili się nieco zamilkł i dołączył do nich. Weszli w korytarz, który chwilę wcześniej penetrował kislevczyk. Obok stojących w rzędzie górniczych wagoników, leżało zakrwawione i rozbebeszone ciało Axela.

Korytarz prowadził na zewnątrz. W wylocie tunelu, obramowane skałą widniały porośnięte lasem zbocza gór. Spomiędzy drzew wystawały postrzępione skały. Na tle nieba szybko przesuwał się jakiś ciemny, uskrzydlony kształt. Widać było wyraźnie, że zbliża się do wlotu do tunelu.



- Na zewnątrz... – warknął Caleb, mocniej ściskając trzonek topora.
- Gospodarz jest na zewnątrz – wyjaśnił widząc zdziwione spojrzenia swoich dwóch towarzyszy.
 
xeper jest offline  
Stary 06-12-2009, 22:27   #87
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Witaj, Jestem Tupik "Grotołaz", jesteś strażnikiem kopalni czy co? Słyszałem, że jest opuszczona. A możeś z tych co po czarodzieja przyszli? I co znaleźliście?

- Nie jestem strażnikiem- Warknął krasnolud- Jestem Zabójcą. I nie powinieneś wchodzić mi w drogę.

Halfling przyjrzał się uważniej krasnoludowi. Faktycznie, nie dość , że wyglądał jak zabójca to i mówił jak zabójca, musiał więc nim być.

-Ach to całe szczęście, bo z takim strażnikiem kopalni to bym nie zadzierał, musiałbym zabrać się z powrotem, a tak to przynajmniej wiadomo iż okolica bezpieczna bo wytępiona z zielonoskórych. - uśmiechnął się hanfling radosny iż nie przyjdzie mu się mierzyć z zabójcą orków...czy może troli?? Nigdy dokładnie się nie dowiedział, wiedział jedno, że tacy to zabijali wszystko co zielone i wypaczone, słowem chaos i goblinoidy.

- Wiesz bo my się tu właśnie do kopalni wybieramy, wchodzić w drogę nie zamierzamy...ani też jej zachodzić, blokować czy tarasować też nie...Droga wolna mości panie krasnoludzie, którego imienia nie dane mi jeszcze było poznać, my skromnie ruszymy za Panem, pilnując by to co się zakradnie z tyłu ujść Pańskiemu toporowi nie mogło.
- zakończył dyplomatycznie jak się dało, mając nadzieję, że krasnolud zrozumie, co Tupik do niego mówi. Miał nadzieję, że krasnolud przyszedł tu pozwiedzać kopalnie, byłby idealną osobą do jej oczyszczenia, z tak utorowaną drogą halfling nie miałby o co się martwić. Oczywiście halfling chętnie by mu potowarzyszył, ale po dotychczasowym przywitaniu nie był pewny czy i krasnal ma na to ochotę.

Krasnolud spojrzał na niego wrogim wzrokiem - Nazywam się Grungan. I możesz za mną iść, ale pod warunkiem że nie będziesz przeszkadzał. Inaczej cię zabiję. – Powiedziawszy to zabójca zarzucił topór na ramię i wkroczył w mrok kopalni. Człowiek mrugnął porozumiewawczo do niziołka i wskazał na mrok kopalni.

Halfling przyjął ten warunek ze stoickim spokojem, postanowił nie zaczepiać Grungana, ani też w inny sposób mu przeszkadzać. Nie był pewny czy groźba była prawdziwa, ale nie zamierzał ryzykować przez sprawdzenie tego. Gdy tylko krasnolud wszedł do kopalni halfling pośpiesznie wrócił do Maxa i swego kuca Skały.

-Co zrobisz ze swoim wierzchowcem? Jakoś nie widzę tu pozostałych, myślisz, że bezpiecznie będzie go tu zostawić? - zapytał Maksymiliana.Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Halfling był wyraźnie niezdecydowany, nie widział nigdzie w pobliżu wierzchowców grupy która tu przybyła... Ostatecznie był gotów po prostu zostawić Skałę bez związywania, aby mógł się bronić, z drugiej strony wątpił by kuc mógł się obronić przed jakąkolwiek dziką zwierzyną. W ostateczności był gotów zabrać go ze sobą w głąb kopalń, w przeciwieństwie do koni, kuc idealnie się tam mieścił, nie raz kuce lub osły były wykorzystywane do prac górniczych. Skała miał też na sobie cały osprzęt, z którym samemu halfling raczej by się nie ruszył. Tupik był wyraźnie niezdecydowany, aż pomyślał o najważniejszym - o jedzeniu. Nie mogąc rozstać się z zapasem prowiantu, ostatecznie nie czekając na opinię towarzysza, postanowił zabrać kuca ze sobą, w głąb kopalni. Wyjął jedynie z juków lampę, uzupełnił zapas oliwy po czym odpalił. Towarzysz niziołka nie odpowiadał, przywiązał swego konia do jednego z pali obok kopalni. Zabrał uprzednio cały osprzęt wojenny - prowiant zostawił, niewiele go zresztą miał.

-Potrzebna ci pochodnia? No i jak Ci się podoba nasza nowa machina bojowa? Phineas musi być ze mną w tej podróży - mówiąc to szybciutko nabił niewielką ilością porcji halflińskiego ziela fajkę i pociągnął kilka szybkich machów, żeby nie palić w jaskini, przynajmniej na razie i żeby uczcić to sprzyjające zdarzenie "losu", a jako że Tupik nie wierzył w przypadki, wiadomo było o co chodzi. Człowiek pokręcił głową w geście zaprzeczenia - milczał już długo, nie był ufny w stosunku do krasnoluda. Nawet bardzo.

Tupik chwilę później zagłębił się w ślad za krasnoludem w głąb kopalni. Prowadził za sobą kuca jednocześnie lampą oświetlając drogę. Halflingi co prawda widziały w ciemnościach, ale tak jak krasnoludowie potrzebowali przynajmniej minimalnego źródła światła. W całkowitym mroku kopalnii nic by nie zobaczył. Starał się iść cicho, niestety tupot kopyt muła odbijał się głuchym echem po ścianach. Nie chciał zgubić krasnoluda, miał też nadzieję, że zobaczy go w akcji, choć skrycie liczył aby nie było zbyt wielu przeciwników, któryś mógłby zainteresować się i nim...
Niepocieszony iż nie mógł dokładnie przyjrzeć się wagonikowi, liczył iż może wewnątrz uda mu się poświęcić choć chwilkę na prawdziwe zwiedzanie.
Wchodząc do kopalni kuc zaczął stawiać opory. Tupik cieszył się, że "Skała" tak niechętnie wchodzi do kopalni, "Tym chętniej będzie wiał na zewnątrz, jeśli zajdzie taka potrzeba" - pomyślał zadowolony. Na wszelki wypadek gdy znalazł się głębiej podarował kucowi jabłuszko, aby nieco przełamać opór i strach zwierzęcia.

Po wejściu do kopalni halfling oniemiał na widok dwóch skrzyń. " Skarb i to na wejściu? Niemożliwe." -pomyślał szybko i rozważnie, wrodzona ciekawość nie pozwoliła mu jednak przejść obok skrzyń obojętnie. Niemal zanurzył tam całe łapki w poszukiwaniu czegokolwiek co nie było pokryte rdzą. Po pobieżnym przejrzeniu , postanowił przyśpieszyć sprawę, wysypał więc zawartość skrzyń na skaliste podłoże kopalni. Chrzęst zardzewiałego żelaza zabrzmiał w jaskini gdy halfling rozłożył zawartość skrzyni na podłodze. Halfling początkowo przewrócił skrzynie, choć powstrzymując ją przed głośnym upadkiem, a dopiero później wyciągnął ją, zostawiając całą jej zawartość na podłodze. W pierwszej kolejności rozgarnął kupkę metalu łapką i raz jeszcze przyjrzał się znalezisku w poszukiwaniu niezardzewiałych ( czyli magicznych ) przedmiotów, jak również kluczy - lub innych "przydatnych" rzeczy, które rzucą się w oczy małemu zbieraczowi - nawet tych zardzewiałych. Stara się też znaleźć cokolwiek co posłuży za choćby prowizoryczne pociski do procy. Dopiero gdy przejrzał zawartość obu skrzyń, postanowił przyjrzeć się bliżej samym skrzynkom w poszukiwaniu ukrytych schowków w tym drugiego dna. Z decyzją gdzie ruszyć i tak musiał poczekać na krasnoluda - zgodnie z zasadą "tam gdzie on tam i ja". Zamierzał też - korzystając z tego co znalazł w skrzyniach lub z okolicznych kamieni, ustrzelić z procy szczury które nawiną mu się po drodze, w celach ćwiczebnych jak i po to by pozbyć się szkodników niszczących plony. W pewnym sensie opowieść o halflilngu szczurołapie zainspirowała Tupika.

Oczywiście halfling zwrócił też uwagę na solidność zabezpieczeń, wzmocnienia stropów, rodzaj skały w której drążyli krasnoludowie - słowem wszystko co miało jakikolwiek związek z tą jaskinią i mogłoby być źródłem choćby pobieżnych informacji o niej. Zwiedzanie kopalni w porównaniu ze zwiedzaniem jaskiń było błahostką, a mimo to trzeba było uważać na zdradliwe gazy, osunięcia i spróchniałe belki, nie wspominając o potencjalnych mieszkańcach. Jeżeli starczy mu czasu a i inni towarzysze nie zainteresują się bliżej paleniskiem i śladami bytowania, zrobi to halfling. Oczywiście dopiero na samym końcu spraw. Zamierza ocenić ile osób tu ostatnio odpoczywało, jak dawno temu i co jedli - patrząc po resztkach pożywienia. Zakładał, że każdy coś jadł, więc każdy pozostawił po sobie ślady, resztki -oceniał po nich jak długo leżały na świeżym powietrzu ( choć brał zmienny stopień rozkładu panującego w kopalni). Nie było tu specjalnie zimno było natomiast dość wilgotno - a to przyśpieszało proces rozkładu. Jeśli ognisko było zimne, nie sposób było ocenić kiedy było palone. Natomiast minimalne choć źródło ciepła świadczyło o stosunkowo niedawnym pobycie - oczywiście wszystko zależało też od rozmiaru ogniska i rodzaju palonego w nim drewna.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 12-12-2009 o 14:27.
Eliasz jest offline  
Stary 09-12-2009, 17:34   #88
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Post pisany wspólnie z Raphaelem i Xeperem.

--------------------------------------------------------------------------

- Gospodarz jest na zewnątrz – wyjaśnił krasnolud widząc zdziwione spojrzenia swoich dwóch towarzyszy.

Wzrok kozaka powędrował za palcem krasnoluda. W oddali na niebie, nad Śnieżnymi szczytami majaczyła skrzydlata sylwetka. Cień zbliżał sie z każdym uderzeniem nietoperzo-podobnych skrzydeł. Za chwilę mieli poznać gospodarza który przystroił komnatę łajnem i "ogryzkami".
- Z powrotem - krzyknął Liev. Mężczyźni puścili się pędem przez korytarz do pieczary. Bazanov przywarł do ściany tuż przy wylocie tunelu. Gestem porozumiał się z najemnikiem by tamten zrobił to samo. Na środku stał zdezorientowany Leonard patrząc, to na kozaka, to na krasnoluda.
Liev i Caleb zaczęli machać na Grajka by ten stanął głębiej i na środku sali. Z niedowierzaniem bard poprawił kapelusz z piórkiem i podreptał na wyznaczone miejsce omijając co większe kupy. Stojąc na pozycji grajek trząsł się po części ze strachu po części z ekscytacji. Jeśli to przeżyje to z pewnością napisze o tym balladę. Z lekka dygocąc zauważył Lieva próbującego przyciągnąć jego uwagę machając dłonią.
- Gdy tylko svołocz wlizie do komnaty to cię zobaczy i ruszy...- tego się właśnie obawiam - pomyślał Leo - ...wtedy ciśniesz mu pod łapska latarenkę. Dziki zwierz ognia się boi, zatrzyma, a my go wtedy toporami z flanek. Paniau? - Leo skinął tylko niepewnie głową siląc się na najszerszy uśmiech na jaki było go w tej chwili stać, by dodać sobie nieco otuchy.
- Gotów? - wycedził Bazanow półgłosem do krasnoluda. Odpowiedzią znów było skinięcie, tym razem pewne, wojskowe, takie któremu towarzyszy ciężka mina i myśli w stylu - "Ta-jest, k***a twoja mać, właśnie po to się urodziłem." -
W chwilę po tym, łopot ogromnych skrzydeł wypełnił echem cały korytarz. Kamienna posadzka zajęczała zgrzytem rażona pazurskami potwora. Zazgrzytały również wagoniki pod naporem cielska. Słychac było ciężki oddech kreatury, gdy miarowo człapała w ich kierunku.
Kozak i krasnolud postąpili kilka kroków w tył kryjąc się całkowicie w mroku. Na środku komnaty kiwała się niepewnie latarenka wpadając w rezonans drgań grajka. Wielki jak u konia łuskowaty łeb wysunął się ze światła tunelu. Jaszczur gdy tylko zauważył intruza wydał z siebie sykliwy ryk i natychmiast począł gramolić resztę pokaźnego cielska do środka komnaty.


by tanja_tyw

Wiwerna postąpiła dwa kroki do przodu co najwyraźniej uruchomiło u grajka jakiś samozachowawczy odruch gdyż do tej pory dyndająca latarenka przeleciała w powietrzu nieduży łuk i roztrzaskała się o kamienna podłogę dobre 5 łokci przed stworem. Jaszczur zatrzymał się na moment, wydał z siebie ponownie jazgot i znów ruszył przed siebie omijając płonący krąg. Leonard panicznie wycofał się tyłem teatralnie potykając się na resztkach niedorzutych kości jakiegoś nieszczęśnika, lądując centralnie w spore kupsko.
Z bojowym okrzykiem na ustach Bazanov wyskoczył z ciemności zamierzając się toporem. Po drugiej stronie w podobny sposób ujawnił swój talent wokalny Caleb.
Celując w podbrzusze kozak zadał pierwszy cios. Toporzysko wgryzło się w grubą skórę i uwięzło między łuskowatymi fałdami. Stwór szarpnął się wyjąc z bólu, gdy drugi topór rozorał jego bok. Rozjuszona wiwerna ruszyła przed siebie na oślep ciągnąc za sobą upartego kozaka wciąż kurczowo ściskającego trzonek topora. Bazanov wydarł się gniewnie, szorując po podłodze. Zamiatał sobą łajno mocując się równocześnie z toporem. "Zajebal tjebia sobaku" wydarł sie kislevczyk gdy jedna ze świeższych i bardziej miękkich kup rozbryznęła się na nim. Kątem oka zauważył siedzącego Leonarda, który nie mógł się zdecydować pomiędzy strachem a śmiechem. Widowiska dopełniał krasnolud biegający w kółko za stworem, co rusz, okładający jego zad toporzyskiem.
Nabrawszy nieco animuszu, grajek "powstał z gówna" i sięgnął po swoje sztylety. Mierząc w potwora wypuszczał je niczym krasnoludzka automatyczna kusza bełty. Niestety twarda skóra pseudosmoka była odporna i sztylety niczym natrętne insekty odbijały się z głuchym stukiem. Zaledwie jeden utkwił w okolicach gardła poczwary niestety nie czyniąc mu większych szkód.
Zbierając kolejną porcję ekskrementów Liev szarpną wściekle toporzysko oswobadzając je z mokrym chrzęstem wyrywanych tkanek. Impet wyrzucił go na zakręcie i kozak przeturlał się jeszcze kilkanaście łokci po podłodze po czym zatrzymał boleśnie na ścianie pieczary. Stwór zatrzymał się gwałtownie a goniący go krasnolud wyrżnął w gadzi zad. Padł z hukiem odbijając się od pancernego tyłka wiwerny. Kreatura odwróciła się i widząc gramolącego się do pionu krasnoluda zaatakowała oprawcę. Caleb zareagował szybko, lecz jedyne co mógł zrobić to zasłonić się opancerzoną ręką. Wiwern chwycił nieszczęśnika za ramię i tarmosząc cisnął w przeciwległy kąt komnaty. Krasnolud wyrżnął tym razem solidnie o podłogę po czym ślizgiem poprawił o ścianę co poskutkowało utratą przytomności.
Leonard przyciśnięty do ściany uskoczył przed pociskiem przeciwpancernym o imieniu Caleb, który trafił czerepem w miejscu gdzie przed chwilą stał grajek.
Bazanov próbował pozbierać myśli. Gramolił się teraz starając się przyjąć bardziej naturalną dla ludzkiego ciała pozycję.
Kreatura zamiotła ogonem i ogłuszająco zawyła podkreślając triumfalnie swoje zwycięstwo nad napastnikami.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."

Ostatnio edytowane przez katai : 11-12-2009 o 00:09.
katai jest offline  
Stary 12-12-2009, 01:11   #89
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Przed wejściem do kopalni

Maleńka figurka brnęła poprzez śnieg. Nawet gdyby ktoś zbliżył się do niej na odległość dwóch metrów jedyne co zobaczyłby to krwistoczerwony czub wystający z pomiędzy zasp.
Grungan klął głośno na czym ten świat stoi. Kiedy tydzień temu, pijąc kufel piwa smakującego jak kocie szczyny, usłyszał od karczmarza opowieść o przeklętej kopalni porzuconej przez jego rodaków, nie spodziewał tak długiej i nudnej drogi. Gospodarz mówił coś o trzech dniach drogi. Nie wspominał jednak o tym że żeby pokonać tą trasę w tym tempie potrzebny był koń. Na dodatek żadnej porządnej walki przez całą podróż. Nawet durnych zwierzoludzi zabrakło. Nie przejmował się za to śniegiem. Ten mróz był niczym w porównaniu do zim panujących w górach. Mimo to z ulgą powitał zarówno koniec śniegu, jak i kamień graniczny głoszący "Keraz Skerdul". Niedługo potem dotarł do wrót kopalni, zauważając stojący w pobliżu wagonik. Właśnie przymierzał się do wejścia gdy usłyszał tętent kopyt. Natychmiast odwrócił się, i przygotował na ewentualny atak. Minęła zaledwie chwila od czasu gdy Archaon został pokonany pod Middenheim i w dalszym ciągu w całym imperium można było spotkać bandy zwierzoludzi jak i wojowników chaosu. Na szczęście, a może nieszczęście, podróżnymi byli dwaj towarzysze, niziołek i człowiek. Ten pierwszy zresztą od razu podbiegł do wagoniku i zaczął do przeszukiwać z entuzjazmem. Dopiero po chwili odwrócił się w stronę krasnoluda i powiedział:
- Witaj, Jestem Tupik "Grotołaz", jesteś strażnikiem kopalni czy co? Słyszałem, że jest opuszczona. A możeś z tych co po czarodzieja przyszli? I co znaleźliście? - Wesołość w głosie niziołka podziałała na niego jak czerwona płachta na byka. Irytacja gromadzona w krasnoludzie od kilku dni uwolniła się w jednej chwili.
- Nie jestem strażnikiem - Warknął krasnolud - Jestem Zabójcą. I nie powinieneś wchodzić mi w drogę. - Niziołek nie zważając na wrogi ton krasnoluda kontynuował z uśmiechem.
-Ach to całe szczęście, bo z takim strażnikiem kopalni to bym nie zadzierał, musiałbym zabrać się z powrotem, a tak to przynajmniej wiadomo iż okolica bezpieczna bo wytępiona z zielonoskórych. - Szczerząc się halfling kontynuował wypowiedź - Wiesz bo my się tu właśnie do kopalni wybieramy, wchodzić w drogę nie zamierzamy...ani też jej zachodzić, blokować czy tarasować też nie...Droga wolna mości panie krasnoludzie, którego imienia nie dane mi jeszcze było poznać, my skromnie ruszymy za Panem, pilnując by to co się zakradnie z tyłu ujść Pańskiemu toporowi nie mogło.- Niziołek nieświadomie w dalszym ciągu prowokował zabójcę trolli. Krasnolud spojrzał na niego wrogim wzrokiem - Nazywam się Grungan. I możesz za mną iść, ale pod warunkiem że nie będziesz przeszkadzał. Inaczej cię zabiję. – Powiedziawszy to zabójca zarzucił topór na ramię i wkroczył w mrok kopalni. Ruszając westchnął cicho i sięgnął za pazuchę, skąd wyciągnął butelkę najprzedniejszego spirytusu. Pociągnął potężny łyk i pomyślał że chyba jednak zbyt ostro potraktował halflinga. Może przynajmniej dzięki temu będzie bardziej ostrożny- pomyślał- No i przynajmniej będzie miał kto gotować.

***

Wewnątrz kopalni

Grungan szedł w głąb kopalni wzdłuż równo ociosanej ściany. Czuł się tu jak w domu. To miejsce nie dorównywało kunsztem salom Karaz-a-Karak ani nie było tak imponujące jak Karak-Kadrin, ale od razu było widać w tym budownictwie rękę krasnoludów. Porządne budownictwo które wytrzymało setki lat i wytrzyma następne. Z tyłu widać było słabe lśnienie latarni Tupika jak i rżenie jego kuca. Nie był pewny czy zabieranie tego zwierzęcia do środka to dobry pomysł, ale postanowił nie protestować. Nagle na wprost przed sobą zobaczył rozwidlenie dróg. Gdy podszedł bliżej zauważył więcej szczegółów. Obelisk z kierunkowskazem napisanym w khazalidzie, ślady obozowiska, a także dwie skrzynie, do których natychmiast podbiegł niziołek. Grungan podążył za nim mając nadzieję że jeżeli jakaś bestia wyskoczy i postanowi zjeść niziołka, będzie mógł ją zabić. W pobliżu nie było widać niebezpieczeństwa, ale mimo to nie tracił czujności. Halfling otworzył skrzynie i rozpoczął pracowite przeszukiwanie ich zawartości. Grungan podszedł do niego i spojrzał fachowym wzrokiem na zawartość skrzyń.
- To bezwartościowy szmelc - powiedział - Za to, to ognisko jest interesujące. Nie ma więcej niż jednego dnia. A to oznacza że ktoś przed nami wszedł do kopalni i prawdopodobnie dalej tam jest.
Spojrzał raz jeszcze na kierunkowskaz.
- Ruszam w lewo, w kierunku szybu Galan-uz. Możecie kontynuować wędrówkę wraz ze mną, lub podążyć w kierunku odwrotnym. Jest mi to całkowicie obojętne.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 12-12-2009, 12:21   #90
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- To bezwartościowy szmelc - powiedział zabójca, Tupik spojrzał na niego tak jakby nie rozumiał co do niego właśnie powiedziano. Już miał zaprotestować i bronić swego wspaniałego znaleziska ale szybko przypomniał sobie, iż faktycznie pozostałe rasy nie potrafią cieszyć się drobiazgami. Przytaknął więc swoimi ślepkami na znak zrozumienia, po czym wrócił do namiętnego przeszukiwania zawartości skrzyń.

- Za to, to ognisko jest interesujące. Nie ma więcej niż jednego dnia. A to oznacza że ktoś przed nami wszedł do kopalni i prawdopodobnie dalej tam jest. - kontynuował krasnolud.

Potwierdzało to wcześniejsze informacje jakie zdobył Tupik o grupie poszukującej czarodzieja, najwyraźniej dotarli do kopalni. Tupik ciekaw był gdzie są teraz, czy odnaleźli czarodzieja, wracają czy też sami zostali pojmani...no i przez co? Co takiego mogło zatrzymać maga w kopalni? Nie znał tych odpowiedzi, ale kopalnia z pewnością je zawierała.

Grungan spojrzał raz jeszcze na kierunkowskaz.

- Ruszam w lewo, w kierunku szybu Galan-uz. Możecie kontynuować wędrówkę wraz ze mną, lub podążyć w kierunku odwrotnym. Jest mi to całkowicie obojętne.

Tupikowi oczywiście obojętne to nie było. Zamierzał iść za krasnoludem, była to jedyna "bezpieczna" droga w tej kopalni, a względy bezpieczeństwa halflingi ceniły sobie wysoko. Tupik nie przeoczył tego drobnego gestu Grungana, jakim było zwrócenie się do niego i do człowieka i poinformowanie ich o własnych zamiarach. Co więcej był na tyle uprzejmy iż wyjaśnił im dokąd zmierza i że nie jest mu obojętne ich towarzystwo. "Gdyby był nam nieprzychylny kazałby się nam wynosić albo nie iść za nim, natomiast obojętność wykazałby milczeniem, nie zwracaniem uwagi, tak więc bez wątpienia należy to uznać za gest przyjaźni i zachęty" halfling rozpromienił się po raz kolejny, po dokładnej analizie słów Grungana, był już niemal pewien iż spokojnie może mu towarzyszyć. Jak do tej pory nie zauważał specjalnych oznak wrogości, początkowe chłodne przywitanie szybko zrzucił na szorstkość i brak ogłady krasnoludów, a szczególnie wśród tych którzy szukali śmierci więc towarzyskie konwenanse mieli głęboko w rzyci.

Halfling oczywiście chętnie pozwiedzałby całą kopalnie, powoli eksploatując każdą odnogę, korytarz czy pomieszczenie. W chwili obecnej czuł się jednak jak turysta na wycieczce z przewodnikiem, tyle że ten przewodnik był mało rozmowny a jego funkcja bardziej przypominała ochroniarza niż oprowadzacza... Tupik nie przejmował się jednak takimi drobiazgami, wziął się nawet na odwagę i zadał króciutkie pytanie, mając nadzieję, że "nie przeszkadza" lub, że fakt przeszkadzania zostanie mu wytknięty w inny sposób niż przez ucięcie głowy.

- A dokąd prowadzi odwrotny kierunek ?

- Do Sztolni Brekk- Powiedział krasnolud- Z tym że w szybach zazwyczaj prowadzone są większe wykopaliska. No i większe prawdopodobieństwo znalezienia jakiś porządnych łupów.


Dopiero po udzieleniu mu odpowiedzi halfling postanowił to zapisać. Pośpiesznie wyjął przybory do pisania, przerysował do notatnika ( kilkanaście czystych kart pergaminu, pocięte na cztery równe części, zszyte i obszyte skórą ) możliwie najdokładniej znaczek, pod nim umieścił tłumaczenie "Szyb Galan-uz", obok dorysował drugi znak i dopisał "Sztolnia Brekk" Zamierzał też rozrysować mapę kopalni. Marzyło mu się w przyszłości stworzenie przewodnika po jaskiniach , kopalniach i innych podziemnych miejscach. W dziale porady dopisał trafną uwagę krasnoluda, kto mógł bowiem wiedzieć więcej niż on? Jego poradnik zaczynał nabierać już pierwsze kształty, nie bez znaczenia była przy tym wydatna pomoc Grungana.

Kurtuazja i dobre wychowanie kazały Tupikowi zapytać się Maxa dokąd on idzie, jednakże Tupik bardziej polegał w tej chwili na instynkcie samozachowawczym niż na etykiecie. Pytanie człowieka o jego zamiary mogło być uprzejme jedynie jeśli mogły one zmienić zamierzenia Tupika...a nie mogły. Niezależnie od wyboru trasy przez człowieka, halfling zamierzał trzymać się krasnoluda, czuł się z nim po prostu bezpieczniej, nie bez znaczenia był też fakt iż Grungan dobrze orientował się w tej kopalni, potrafił czytać tutejsze znaki i co ważniejsze tłumaczył ich znaczenie. Wybór za kim podążać gdyby się rozdzielili był dla halflinga jednoznaczny i żadne słowa ludzia nie mogły tego zmienić.

Tupik postanowił zaryzykować raz jeszcze po poprzednim sukcesie pytania.

- Komu mam opowiedzieć jak już znajdziesz to czego szukasz?

- Klanowi Az Drakk z Karaz-a-Karak - Odparł zabójca z kamienną twarzą - Ale przekaż też wiadomość rodzinie Durgina Groriksona. Myślę że chcieliby wiedzieć.

- Dobrze tak zrobię jeśli tylko przeżyję. Masz moje słowo. - dodał po raz pierwszy z bardzo poważną miną. Z pewnością nie żartował wiedział, że dla krasnoluda była to poważna sprawa - taką stała się i u halflinga.

Tupik przypomniał sobie, że sama honorowa śmierć zabójcy nie wystarczy, no bo przecież ktoś musi zawiadomić o tym jego klan. Poza tym halfling uratowany od śmierci, z pewnością poczytałby to wydarzenie jako wyjątkowo chwalebne, honorowe i warte wszelkich poświęceń, krasnolud miałby wręcz pewność, że opowieść o jego heroicznej śmierci, opuści jego własny grobowiec. Co więcej znając halflingi można było słusznie przypuszczać, że opowieść może zostać nieco ubarwiona, choć jedynie w taki sposób który nadałby jej jeszcze większego znaczenia. W tym przypadku wywerna widziana oczyma halflinga stawała się przecież smokiem, a byle snotling był jak czarny ork.

Co więcej halfling, wbrew pozorom miał największe szanse na przeżycie spotkania z tym co mogłoby doprowadzić do śmierci zabójcy. Wynikało to z prostego założenia, że tam gdzie jedni szukają jeszcze sposobności walki, tam halfling już szuka sposobności ucieczki. Dlatego zabrał ze sobą kuca, nie dość, że roślinożerne zwierze miało bardzo wyczulony węch i słuch, to jeszcze potrafiło szybciej ewakuować halflinga, niż zrobiłby to on sam. Nóż myśliwski jaki zwisał przy pasie Tupika, nie wisiał tam od parady, halfling nie raz już wprawnym ruchem odcinał tobołki, aby mieć więcej miejsca i szybciej uciekać na mule. Nie raz jego wierny towarzysz podróży "Skała' odpowiednio wcześnie wyczuwał zwierzoludzi czy mutantów i nie raz Tupik zmuszony był do ucieczki. Doskonale wiedział po co bierze ze sobą muła, nie zamierzał się też z tego tłumaczyć, nikt przecież nie wynajął go do oczyszczania kopalni, ani do walki.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 13-12-2009 o 21:28.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172