Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2009, 22:44   #17
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Porywacza zwłok zdziwiła nieco zmiana nastroju medyka, gdy zapraszał ich w głąb swej posiadłości. Pokonując kolejne metry korytarza Bartosz miał uszy i oczy szeroko otwarte, wszak znał Zeitera na tyle dobrze, że mógł podejrzewać, iż mężczyzna coś knuje. Rosa również nie wyglądała na zbyt zadowoloną z tego faktu. Ba! Jej twarz zdradzała lęk i dziwny niepokój, co zresztą nie dziwiło Ostrowskiego. Sam nie czuł się przyjemnie w tym miejscu.

Chwilę trwało, nim medyk przyprowadził ich do przestronnego salonu z kominkiem, otoczonego regałami pełnymi książek. Niemiec nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, gdy patrzyli po sobie, a on wygrzebywał coś ze swego pokaźnego zbioru. W końcu odnalazł jakieś sporej wielkości tomisko i odczytał swoim gościom coś o jakimś demonie. I zaczęła się litania…

- Słuchaj pan bardzo uważnie – zaczęła Rosa, jak tylko starzec skończył gadać. – Żadnego demona nie przyzywałam, jedynie oddawałam duszę matki pod opiekę Czterech Żywiołów, by mogła spocząć w spokoju. Czy pan wie, że bez tego nie zaznałaby spokoju? Zapewne tak, więc dalsze wyjaśnienia w tej kwestii uważam za zbędne… Ceremonia jest prosta, wręcz banalna i nic by się nie stało, gdyby nie ten idiota – tu wskazała na Bartosza – który musiał mi przeszkodzić. Bo co? Bo gołej baby nie widział?
- Wypraszam sobie! Widywałem i to dużo lepsze! – prychnął obrażony. – Poza tym wcale nie jesteś taka świetna jak jesteś bez ubrania. Chuda szkapa i nic więcej. Do tego sucha jak pieprz!
- Ostrowski, do wszystkich diabłów! – wtrącił się Zeiter. – Fizjonomia tej dziewki jest teraz najmniej ważna, opanuj się!
Mężczyzna zmarszczył brwi i odgarnął kosmyk włosów. To mu się już w głowie nie mieściło.
- Czyli co? Teraz ja jestem wszystkiemu winien, tak?
- Tak – skwitowała krótko Rosa.
- O nieeee… - Bartosz pokręcił głową. – Nie dam się w to wrobić. Ja tylko byłem w pracy i akurat przechodziłem, a ona tańczyła nago. No to se ją pooglądałem. I żadnego Doppelpierdolca nie sprowadzałem! Na Boga przyrzekam.
- Bóg nie ma z tym nic wspólnego, więc się zamknij w końcu, idioto.
- Bo cię zaraz strzelę!
- HOLA! – warknął Zeiter. – Jesteście w moim domu, a tu obowiązują jakieś zasady. – medyk westchnął patrząc na mężczyznę. – Mów dalej, dziewczyno.

Młoda czarownica skinęła głową i nabrała powietrza do ust, co chwila rzucając Ostrowskiemu ukradkowe spojrzenia, jakby obawiając się, że znowu jej przerwie.
- Mówiłeś o bezcielesnej formie, myślałam, iż to tylko jakaś zjawa i kazałem jej odejść. Widać nie poskutkowało – westchnęła cicho. – Nigdy się z czymś takim nie spotkałam, jak mogę to odesłać? – zapytała.
Wyglądało na to, że stary medyk dysponował nie tylko wielką wiedzą, ale i mocą, o której ona mogła tylko pomarzyć. Mimo wszystko dobrze się stało, że Bartosz ją tutaj przyprowadził.
- Najlepiej opowiedz wszystko bardzo dokładnie, od początku. Jakich komponentów użyłaś, jakie słowa zostały wypowiedziane i jak ceremonia została przerwana – Zeiter zerknął na Bartosza, który tylko skrzyżował przedramiona na piersi i zrobił urażoną minę. Dziewczyna skinęła głową i, bardzo niechętnie, opowiedziała o całym zajściu.

- Przy pomocy athame utworzyłam krąg i w każdej ćwiartce zapaliłam świeczkę. Następnie rozrzuciłam prochy matki i oddałam ją Czterem Żywiołom.
- A konkretnie?
- Ech… „Oddaję czterem żywiołom to, co z nich powstało, niech szczęśliwie powróci do Ziemi. Oddaję Bogini i Bogu ich wierną kapłankę, niech przyjmą jej duszę i pomogą się narodzić na nowo...” – wyrecytowała z pamięci. – Następnie zaczęłam nucić pieśń dla Bogini i tańczyć w jej blasku. Nagromadzona energia ściągnęła wiatr, który podsycił płomienie świec i poderwał prochy mojej matki do góry. Już zaczęły wirować, gdy ten idiota mi przerwał! – stwierdziła, wskazując oskarżycielsko na Bartosza. Mężczyzna od razu poderwał się.
- Ja byłem tylko w pracy, więc kto komu przeszkadzał, co? Jestem tylko uczciwym obywatelem, który ciężką pracą zarabia na chleb, wiedźmo!
- Nieważne – mruknął medyk. – Co stało się dalej? Wyszłaś z ochronnego kręgu? – zapytał, zerkając na dziewczynę i tymczasowo ignorując Ostrowskiego.
- Tak, wyszłam z niego, żeby się ubrać – skinęła głową, rumieniąc się delikatnie. – Wtedy stało się coś dziwnego. Wiatr uniósł prochy matki dookoła cmentarza, a z grobów zaczęły wychodzić…
- Trupy – Bartosz rzucił beznamiętnie.
- A potem w środku okręgu pojawiła się ta zjawa. Była czarna… Zaczęła iść w moim kierunku, więc zaczęłam rysować Pieczęć Salomona, która to jest dobra na radzenie sobie z upiorami. Następnie kazałam zjawie odejść…
- A konkretnie? – Zeiter zapytał jeszcze raz, stukając palcem w oparcie fotela.
- „Aniele Ciemności, w imieniu Pana, rozkazuję ci... usłuchaj mnie i odejdź przed moim oddechem. Pełzaj u mych stóp, nim przepędzę cię świętym ogniem i czystą wodą. Zatrzymaj się i zamilknij, by mogła cię pochłonąć ziemia pode mną i niebo nade mną. W imię Archanioła Michała, który walczył i pokonał moce piekielne, pętam cię w świętym Trójkącie Salomona. Odejdź.”
- Co zjawa zrobiła?
- Krzyknęła przeraźliwie, świeczki zgasły i zaraz zniknęła – odpowiedziała Rosa, a medyk spojrzał się porozumiewawczo na Bartosza. Ten jedynie pokiwał twierdząco głową.
- Prawdę mówi, byłem tam przecież i tak to właśnie wyglądało – odrzekł już nieco spokojniej. – To co mamy zrobić, hm? Pan to jest dobry w tych sprawach, ja to się nie znam. A ona widać też nie, skoro tak poknociła – wzruszył ramionami i nie zwracał uwagi na to, jak dziewczyna gromi go morderczym wzrokiem. O tym co potem zaszło między nimi, nie wspominali. Ale Bartosz dobrze pamiętał tę drugą część, jak przyciskał ją do zimnej ziemi i wbijał się w nią mocno. Westchnął cicho, rozmarzony.

Odwrócił wzrok w stronę okna i skupił się na oglądaniu wirujących na wietrze płatków śniegu. To było realne, namacalne i proste. Jak seks wczorajszej nocy. Nie to, co wygadywała ta nawiedzona dwójka. W powietrzu czuć było dziwną atmosferę i ten wewnętrzny niepokój, jakby jakieś siły nieczyste grały z nimi w jakąś grę, a oni byli jedynie pionkami. Bartosz przyznał sam przed sobą, że tak zaniepokojony nie czuł się nawet wtedy, gdy nocami przemykał niczym zjawa między starymi grobami.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 30-11-2009 o 22:52.
Serge jest offline