Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2009, 21:42   #129
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Pastwienie się nad nieudolnym napastnikiem nie zainteresowało, ani nie zdziwiło Uthgora. Jego własne plemię, jak i cała zielonoskóra rasa miała w zwyczaju znęcać się nad pokonanymi. Bywa różnie - raz się nad kimś znęcasz, raz znęcają się nad tobą. Normalka.

Jednak dziwna fascynacja bladego torturami była jakaś... chora? Ten chudy i blady miłośnik kóz był na tyle porąbany, by nawet gruboskórnemu orkowi zrobiło się żal więźnia... Z tym współczuciem to oczywiście żart, ale na zielonej gębie Uthgora pojawił się grymas oznaczający niesmak.

Po pierwsze dlatego, że elfina była żylasta, łykowata i w ogóle ciężka do przyrządzenia - słowem - jeśli nie masz nic innego pod łapą, choćby goblinka jakiego, to może być...
A po drugie dlatego, że ten cały ghulopodobny korożerca coraz bardziej nie podobał się prawdziwemu wojownikowi, za jakiego uważał się Uthgor. Na tyle się mu nie podobał, że zaczął rozważać, czy nie wkomponować maczugi w jego czerep. Dokładnie pomiędzy te obciachowe spiczaste uszka. I mógłby zrobić to jak prawdziwy wojownik - właśnie wtedy, gdy ten zajęty jest pastwieniem się nad bezbronnym lembasem.

Ponieważ jakiekolwiek impulsy pomiędzy synapsami w mózgu orka (właściwie to nie mózg, tylko taka dziwna nazwa na zapasowy żołądek, który nie zmieścił się w jamie brzusznej), jeżeli w ogóle zaistnieją, to zwykle powodują reakcję nosiciela (i jest to właściwe słowo) na długo zanim nadejdzie informacja zwrotna głosząca: "Uciekaj! Tam jest czterdziestu brodaczy, a was dziesięciu, nie - dziewięciu... ośmiu... pięciu... dwóch... - właściwie to ty sam zostałeś, wiesz?"
Dlatego też Uthgor popluł w grabę, ujął mocniej buzdygan i już miał przywalić, gdy... zombioskóry elfiak wstał i se poszedł. Do tego zarąbał łup orka w postaci kawałka wyprawionej skóry, której Uthgor zamierzał użyć zgodnie z przeznaczeniem przy najbliższym wypróżnianiu. Bezczelny typ jeden, no!


* * *

Opuszczenie wioski mile połechtało próźność, tfu! - to jest dumę wojownika Złamanych Kłów. Wszyscy bali się jego gniewu i unikali kontaktu wzrokowego z potężnym wojownikiem. Słusznie! Albowiem wielki może być gniew Uthgora, któremu dorównują jedynie jego apetyt, zamiłowanie do alkoholu i chędożenia...
- Zaraz, zaraz! Gdzie ta panienka? - rozejrzał się po grupie, szukając wzrokiem druhii.
- Błeee... Uthgor woli zjeść całą brodę pokurcza. Bez popitki! - ostatecznie zniechęcił się do wizji tego konkretnego elfa w roli kurtyzany. Dla wzmocnienia wagi słów splunął na piach pokrywający trakt.
- Tylko czego sam chciał... jako baba? - zastanawiał się jeszcze.

Zanim dotarli na wzgórza, próbował zaprzyjaźnić się z durszlakogłowym. Właściwie nie - przecież oni już byli przyjaciółmi! Jak inaczej nazwać kogoś, kto ciągle funduje żarcie i stawia kolejki. Złoto, a nie goblin!

- Ty wiedzieć, czemu my są Złamane Kieł.. Kieły? - zagadał, uśmiechając się przyjaźnie do malca, najpierw podnosząc go za uprząż plecaka i stawiając obok siebie. Nie trzeba dodawać, że na każdy krok Uthgora Zank musiał robić trzy-cztery swoje.
Nie czekając na zachętę najwyraźniej onieśmielonego (i słusznie!) majestatem większego pobratymca powiernika kolczyka sam odpowiedział.
- Bo my wszystkie takie coś mamy - tu pokazał na ułamany lewy dolny kieł. Napotkał jego przestraszone spojrzenie. - Nie bój się, takie coś boli tylko przez... - zaczął coś liczyć na paluchach - ras... czy... szeźdź... yyy... no trochę boli, wiesz? - Zank kiwał głową, jakby zgadzając się z rozmówcą. A może po prostu chciał, żeby ten wielki bydlak w końcu się odczepił.
- Ale i tak nie jezd źle - niezrażony rozglądaniem się kucharza na boki, w poszukiwaniu możliwości, jak tu gdzieś prysnąć, Uthgor kontynuował. - W końcu tamte zez Jednołokich majom gorzej, nie? - ork zarechotał. Dziwne, ale goblin wydał z siebie jedynie wymuszone "hehe". Zupełnie, jakby nie podzielał poczucia humoru Uthgora.

- A wiesz, że jak począsnądź dżewołazem, to grzechotanie w makówie słychać dopiero za tyla dniów? - ork pokazał łapę z pięcioma wyprostowanymi sękatymi paluchami. Na jednym jeszcze było można dostrzec ślad niedawnego grzebania w nochalu w postaci przyschniętych resztek zielono-niebieskiego gluta. Odpowiedziała mu pełna rezygnacji cisza.
- Haha! - Uthgor naprowadził swojego towarzysza na właściwy trop.
- Haha... - reakcja była równie apatyczna, jak nastrój Zanka. Tyle jednak wystarczyło zielonemu olbrzymowi, by stwierdzić, że z durszlaka jest prawdziwy przyjaciel. Aż mu się łezka w oku zakręciła... - a nie, to tylko natrętna mucha w kąciku oka, którą zaraz zgarnął zielono-fioletowy jęzor orka. Takiej akcji kameleon mógłby pozazdrościć. Imponujące.

Nagle całą ferajnę zatrzymała przypalona elfka. Uthgor tak był tym zaskoczony, że wpadł na szerokie plecy człapiącego przed nim Kashyyka. Korzystając z zamieszania, Zank oddalił się na bezpieczną odległość.
Nie zdążyli wziąć się za łby, gdyż drowka nakazała milczenie. O dziwo posłuchali. Dalej zachowując dziwne, jak na zielonoskórych, milczenie poczekali, aż pieczony lembas wróci. Jednak z jej wywodu na temat możliwej strategii działania Uthgor nic nie zrozumiał. W sumie nic dziwnego, w końcu finezja była zupełnie obca zielonoskórym.
Swoje niezadowolenie z bezsensownej paplaniny oznajmił nabierając w usta powietrza, spinając się i... puszczając głośno wiatry. Poprawił jeszcze głośniejszym beknięciem, w którym udało mu się wyartykułować "Uthgor rzondzi". Ten to ma talent, nie ma co.

Kiedy paplanina rozpoczęła się na dobre, ork zaczął się nudzić. W pewnym momencie, kopiąc leżący na ziemi kamień, wpadł na pomysł, by kamień podrzucić w górę i uderzyć go maczugą, kiedy będzie spadał.
Za kilka chwil w różnych, zupełnie przypadkowych kierunkach zaczęły ze świstem fruwać kamienie, niejednokrotnie niebezpiecznie blisko głów towarzyszy, czemu towarzyszyły uderzenia o nabijaną żelazem głowicę buzdyganu. Kręcący się w kółko, zasapany, ale szeroko uśmiechnięty ork był naprawdę szczęśliwy.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline