Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2009, 17:56   #121
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Post zawiera sceny drastyczne.

Ból nie obudził elfa, było trzeba zrobić to tradycyjnie. Niedaleko stało wiadro z wodą, nie wiadomo po co gospodarz je postawił, oczekiwał od orków umycia się?! Druchii sięgnął po nie i skrzywił się z odrazą, któryś prymityw zdążył nasikać do wiadra. Z kim mu przyszło pracować... Ale co było robić? Woda z sikami wylądowała na twarzy elfa. Niedoszły zabójca zerwał się, jednak nie udało mu się wstać, ręce zerwały się pod nim a twarz wykrzywił grymas bólu. Civril delikatnie popchnął jego ramię dając do zrozumienia by nie wstawał.
-Leż bracie...
Upadły ściszył głos, mówił prawie łagodnie, ktoś kto mocno by tego pragnął mógł w jego głosie doszukać się ciepła.
-Ci prymitywi są zbyt agresywni... Widzisz tego brzydala z strzykawką? Chcą Ciebie skrzywdzić. Jednak ja nie chcę na to pozwolić. Niestety ręce mam związane... Oni żyją zemstą, obce im jest wybaczenie. Jednak ja mogę przekierować ich złość, nakierować ich na Twego mocodawce. Powiedz mi tylko kim on jest...
Elf milczał, patrząc się na niego tępo. Ork mu chyba za mocno przydzwonił. Civril ujął delikatnie dłoń elfa.
-Bracie... Nic Ciebie nie wiąże z Twoimi byłymi pracodawcami. Wystawili Ciebie do wiatru, puścili samego na hordę orków. Ledwo udało mi się ich powstrzymać przed egzekucją. Powiedz mi tylko jedną rzecz... tylko jedną a unikniemy nieprzyjemności.
Cisza.
-Powiedz mi bracie, nie wiąż mi rąk. Pozwól sobie pomóc.
Cisza.
-Bracie, nie zmuszaj mnie do drastyczniejszych metod.
Cisza.
-Nie pozostawiasz mi wyboru bracie. Przykro mi z tego powodu.
Twarz upadłego mówiła dokładnie co innego, oczy mu błyszczały a usta wykrzywiały się w uśmiech. Elf znów zamknął i otworzył oczy by zobaczyć wzorzec. Ciągle trzymał elfa za dłoń i obserwował jego wzorzec. Patrzył jak srebrne żyłki nerwów się skręcają, wiją jakby chciały uciec przed jego wzrokiem. Leśny elf pobladł na twarzy i mocniej zacisnął zęby. Nerwy nagle naprężyły się do granic możliwości i... pękły. Po pomieszczeniu rozległ się odgłos uderzenia, to nogi i głowa niedoszłego zabójcy uderzyły o podłogę. Twarz torturowanego zbladła jeszcze bardziej a z nosa pociekła mu krew, Civril nie zadawał już pytań. Wstał i kucnął za elfem, trzymając jego głowę miedzy kolanami, nie chciał by ofiara przedwcześnie umarła rozwalając czaszkę o podłogę. Leśny elf na chwilę zamarł, w oczekiwaniu na dalszą dawkę bólu. Doczekał się jej szybko. Na lewej nodze zaczęło powstawać powoli wybrzuszenie a elf zaczął znowu tracić dopiero co odzyskane kolory. Wybrzuszenie ciągle się powiększało, wszystkich dobiegł okropny trzask rozrywanej skóry. Nogawka spodni assasyna była cała mokra od krwi a pod nią rysowało się wyraźne wybrzuszenie. Zabójca otworzył usta do krzyku jednak żaden odgłos się z nich nie wydobył. W ciszy jaka zapanował w pokoju rozległ się trzask łamanej kości. Kość, która wyszła z nogi złamała się na pół i przebiła materiał spodni. Na bladych z bólu policzkach torturowanego pojawiła się krew, palce trzymającego go Civrila rozorały mu policzek. Upadły wyglądał jak w ekstazie, błyszczące oczy, język oblizujący co raz usta, palce drapiące skórę ofiary... Nie zauważył nawet, że jego ofiara jest niema, że nie istnieje sens dalszego torturowania. A może nie chciał zauważyć? Pod jego spojrzeniem kość zaczęła przesuwać się dalej, rozrywając skórę. Krew buchnęła z rany ochlapując wszystkich w około. Po chwili obie części kości piszczelowej wystawały prawie pod kątem prostym. Leśny elf zemdlał, nie mogąc znieść bólu i widoku własnej kości. Civrilowi to nie przeszkadzało. Obie części kości zaczęły rosnąć i zbliżać się do siebie. Po chwili, nienaturalnie długie piszczele (a raczej niegdysiejsze piszczele) zaczęły się splatać tworzyć upiorne dzieło sztuki, spirale kości wyrastającą z jeszcze żywego materiału. Gdy obie kości skończyły się przeplatać i ich końce złączyły się w jedno upadły powstał. Oczy miał roziskrzone, zakrwawione dłonie mu drżały z podniecenia a na twarzy widniał błogi uśmiech.
-Jest Twój goblinie.
Głos mu drżał z podniecenia. Powoli kierował się ku wyjściu z pokoju, nagle jakby sobie coś przypomniał, wrócił się do elfa (a raczej po zabiegach Takiego trupa) i zabrał zawiniątko. Rozejrzał się po pokoju nie do końca przytomnym wzrokiem i usiadł na jednym z wolnych łóżek. Błądził po otoczeniu nie do końca rozumiejącym wzrokiem.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 26-11-2009, 16:04   #122
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Cisza. Jego pytanie zbyte zostało milczeniem zarówno przez lembasa jak i goblina ze strzykawką. Nie miał posłuchu w drużynie, ignorowali go. Czyżby był za słaby? Czyżby kierowali się oni siłą i możliwością zadania jak największego bólu w swych ocenach? Czyżby byli aż tak okrutni? Takie myśli kłębiły by się w głowie małego kucharza, gdyby nie wychowanie w zielonej wiosce. Znał dobrze te prawa, prawa silniejszego. Starał się dostosowywać do reguł gry najdokładniej jak umiał. I mimo wątłej postury miał pewien atut.

Jednakże oni woleli brudniejsze metody wyciągania informacji. Pomimo słodkiego i w miarę ciepłego tonu w jaki przybrał bladolicy elf swe słowa, jego intencje były demoniczne. Elf albo zbyt bardzo ogłuszony albo nadal nieufający Civrilowi milczał. Tym samym sprowadzając na siebie jego zemstę. Nie. On tego nie robił z zemsty. Nie chciał wymierzyć sprawiedliwości za okropny czyn jakiego dopuścił się assasyn. On to robił z przyjemności. Widać to było w jego oczach.
Na samym początku Zank nie wiedział co się dzieje. Dziwne konwulsje, niemy krzyk, widoczne cierpienie. Jakby jakieś niewidzialne maszyny zadawały nie liche tortury niedoszłemu pogromcy wesołek gromadki. Jednak gdy zobaczył wybrzuszenia na nogach i wystające kości makabrycznie splatające się w zawiły wzór, czuł że to skutek magii. Czuł, że nie chciał być na jego miejscu. Odczuć tego bólu. Po prostu nie chciał.
Gdy upadły odchodził, Zankowi przypomniało się coś. Miał mu kupić kuszę. Myślał nad oddaniem jej rano, ale lepiej mieć takiego osobnika po swojej stronie. Spojrzał tylko na "elfie" dzieło sztuki i wzdrygnął się mimowolnie. Szybko podbiegł do swego klepiska i podniósł leżącą tam kusze wraz z kołczanem.
- Eee... Civril! Zank kupić Ci ta kusza, tak jak ty prosić. Proszę. Zank jest dobry. Zank pamiętał.

*

Gdy wracał już do swego łóżka drugi karzełek o zielonej skórze majstrował swą strzykawką przy głowie zmarłego skrytobójcy.
- Zank, mówiłeś coś, że chcesz pomóc w przesłuchiwaniu, tak? Dobrze się składa, bo bardzo nam jest potrzebna pomoc. - Szarozielone zęby pojawiły się na wykrzywionej twarzy Takiego.
- A tak! Zank dobry. Zank pomorze!
- Ghardulu możesz go przytrzymać? Pomożecie?
- A nie! Zank dobry! Zank nie chce! - jednak jego głos szybko zanikł pod stertą zielonych ciał. Akcja obezwładnienia była szybka i sprawna. Nie obyło się też bez jednego guza szybko rosnącego pod dziurawą miską. Ostatnim co pamiętał to goblin przykładający mu metalową i ostrą igłę do ucha. Ból. Ciemność.

*

Głos. Męski, niski, stanowczy. Głos pełen złości. Niosący ze sobą wiązki pogróżek i wyzwisk. Owy głos powoli docierał do jego jaźni.
- Czołgaj się! Tak! Szybciej! No gdzie te dupsko wystawiasz?! Jak będziesz je tak wypinać to jaki khazad ulży sobie! Wstawaj! Biegiem! Piruet! No jak go kuźwa robisz! Przez lewe ramię! Nie widzisz manekina?! I jak ty trzymasz ten sztylet?! Mamusia tak lizaczek uczyła? Zrób to porządnie bo wrócisz do tego swego zapyziałego lasku! No! Następny... - głos dudnił w głowie goblina. tylko czemu wszystko było po elfiemu?

Ciemność.

Polana. Kilka krzaków. Jedna latryna i pieniek. Na pieńku wysoki elf odziany w czarne szaty. Stoi z rękami z tyłu. Oczy ma zamknięte. Twarz spokojną. Za nim jakieś szmery. Z lewej przyczajona sylwetka ze sztyletem w dłoni. Nagle elf otwiera oczy. Szybkie spojrzenie na okolicę. Spokój. Opanowanie.
- Czterdzieści, koniec! Azymut dwadzieścia trzy stopnie! Za krzakiem, Silvas! Azymut trzydzieści siedem! W latrynie, Kalhatis! Azymut sto dziewięćdziesiąt dwa! W trawie, Elesis! Wymienieni oblali, reszcie gratuluję i zapraszam dalej.

Ciemność.

Wciąż ciemność. Jednak słabe zarysy i kontury przedmiotów wskazują na jakieś mieszkanie. Trzy łóżka. Trzy śpiące postacie. Już się nigdy nie obudzą. Nie zauważyli nawet chwili swej śmierci. Cień wymykający sie chyłkiem przez okno.

Ciemność.

- On jest najlepszy, książę.
- Zawsze znajdzie się ktoś lepszy.
- Nie od niego. O n NIE ma wad.
- Nie odcięliście mu jeszcze języka! Jeśli wpadnie...
- Nie wpadnie. Zapewniam Cię, książę.
- Zawołaj go. Chce go zobaczyć skoroś tak go wychwalasz.
- On stoi za tobą...
Sztylet. Ciecie. Krew. Osuwające się ciało.

Ciemność.

Pokój. Prosty, jedno łóżko, bez narzuty, jedna skrzynia. Na łóżku skulona postać. Trzyma coś przy ustach, jednak nie widać dokładnie co. Ukrywa się. Zank odczuwa przerażenie, podekscytowanie, podniecenie. Nie wiedząc czemu. Jakby tam był. Jakby coś skrywał. Nagle drzwi do pokoju otwierają sie z hukiem. Wpada trzech młodych długouchych.
- A nie mówiłem? On to naprawdę robi!
- Chłopaki... Nie mówcie...
- Heh! Królik! Dziwoląg. A na panienki z nami wyjść nie chciał!
- Chłopki! Litości! Nie mówcie mistrz...
- Mamy milczeć? Nie dość że wpieprzasz to świństwo to jeszcze mamy milczeć? Mistrz już tu idzie.
- Nie... - ciche słowo niczym łkanie.
Strach. Panika. Sztylet w dłoni...

Ciemność.

Smród. Wilgoć. Rynsztok. Ciemny zaułek. Elf, ubrany w szmaty czołga się w strudze ścieków i bogowie wiedzą czego. Zwija się. Płacze.
To nie tak miało być. To nie tak...
- Chcesz zarobić trochę monet? - głos z góry. Ciepły, miły, dający nadzieję - Chodź ze mną. To nie będzie trudne... masz to jako zachętę. - Mały, podłużny, pomarańczowy przedmiot. Szybko zniknął w szczękach elfa.

Mężczyzna postawnej budowy. Okuty blachą. Mistyczne symbole przypominajace różę wygrawerowane na zbroi. Siedzieli na przeciwko sobie w jakiejś karczmie. Gwar i zapach gorącego piwa. I błogi smak w ustach. Mężczyzna uważnie przyglądał się elfowi. Co chwila przeczesywał swe szatynowe włosy. Zza jego pleców widniała rękojeść miecza dwuręcznego.
- Ich nie jest dużo. Dasz sobie radę. Masz tutaj... - skórzana sakiewka wielkości czaszki gnoma wylądowała na stole - Przyda Ci się to. Resztę zapłaty po zleceniu. Liczę na ciebie. To tylko kilku zielonych.

Ciemność.

Ciepły głos. Wręcz dodający otuchy.
-Bracie, nie zmuszaj mnie do drastyczniejszych metod.
Cisza.
-Nie pozostawiasz mi wyboru bracie. Przykro mi z tego powodu.
Nagły ból. Wręcz nie do opisania. Nogi. Pękające kości. Cierpienie. Ciemność.

*

Znów ból. Tym razem słabszy. W głowie. Zank obudził się. Otworzył oczęta. Wspomnienia zostawiły mały ślad w jego umyśle. Taki jak tępe łupanie w czaszce. Do tego to ukłucie... Taki chyba nie był wprawnym pielęgniarzem. Światło powoli wstającego dnia wdarło się do izby dodając nieco otuchy. Ale tylko nieco.
- Zank, pamiętasz kto wysłał tego skrytobójce? Czemu nas zaatakował? - powiedział jego oprawca.
- A żeby cię... Zrobić mi coś takiego... Mnie? - Zank otrzepał głowę. Chciał pozbyć się bólu. Nie tak łatwo. Do tego ten nagły głód. Głód czegoś... soczystego? - Taa... Zank pamięta. Szatyn. Duża blacha i wielki miecz... I taki kwiatek na płycie. To przez niego Zank tak cierpieć?
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 26-11-2009, 17:18   #123
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
YouTube - Fryderyk Chopin - Etiuda Rewolucyjna
Obecny władca księstwa Merske był człekiem ze wszech miar uważanym za osobę poczciwą, dobrego, sprawiedliwego władcę… jednym słowem personę, która była wręcz stworzona do noszenia korony na swych skroniach.
Monarcha, czy też może raczej marionetka w rękach Cesarza Arkanusa (bo do tej roli zostali sprowadzeni wszelcy monarchowie w dalszych lub bliższych okolicach Arkanii), wypełniał swe obowiązki w sposób zdecydowanie lepszy niż pozostałe koronowane głowy. Oprócz wysokiego urodzenia, miał on jeszcze po prostu głowę na karku. Potrafił w sposób odpowiedni ocenić sytuację, tak aby jego księstewko zawszy wyszło na plus. Czasem niewielki ale zawsze plus….

…. Jakież było zatem zdziwienie służby, gdy po wejściu rano do komnaty monarszej, zastali swego Pana, z poderżniętym gardłem. Robota została ewidentnie wykonana przez profesjonalistę…. Zadziwiającym był również fakt, iż przy wezgłowiu trupa ktoś pozostawił… marchewkę.

***

Karczma
YouTube - Metallica - I Disappear: Video

Przesłuchania jakie prowadziliście nad ranem, nie pozostały nie zauważone. Bite szyby, krzyki, błagalne, spazmatyczne wrzaski musiały zwrócić czyjąś uwagę. Zwróciły.
Na całe szczęście (nie wiadomo czy ich, czy Wasze) osoby, które usłyszały co się dzieje nagle zrobiły się ślepe i głuche. Tak, jakby nie chciały widzieć, słyszeć, wiedzieć czegokolwiek. Tak jakby bały się tego co ta wiedza może przynieść, co sprowadzić na tę wioskę. Zadziwiającym był fakt, iż w tak zabitej dechami wsi… zamordyzm był tak dobrze rozwinięty, wszyscy jak na komendę odwrócili głowy. Albo tego typu działania miały tu już miejsce, albo…. Albo?

Zank
Twa pomoc okazała się być nieoceniona. Może nie do końca planowałeś w ten sposób pomagać, może uważałeś że Twe talenta mogą być wykorzystane inaczej… kompania miała jednak inne zdanie. Używając, jakże dobitnych argumentów przekonali Cię do swych racji. Ból, zawroty głowy… i to coś zupełnie nowego, co się w niej pojawiło było zarazem uczuciem strasznym jak i szalenie Ciekawym. Poczułeś się tak, jakby do twej jaźni ktoś zaszczepił coś jeszcze. To co zostało wprowadzone było mroczne, było wręcz przerażające…. Było jednak pociągające zarazem, momentami dziwne.
Poczułeś zarazem nieodpartą potrzebę. Coś, co determinowało Cię do działania. Obojętnie jakiego działania. Emocje, szał wręcz w jakim się znalazłeś, spowodował iż Twój organizm, Twój umysł domagał się tego… w dużej ilości, szybko!

Taki
Udało się. No powiedzmy, że częściowo. Wkłuwając się w ucho kamrata, miałeś wrażenie, że w kluczowym momencie igła ześlizgnęła Ci się odrobinę. Nie miało to jednak większych skutków, no może po za tym, że zabieg był jeszcze bardziej bolesny…
Ale się udało. Zank przeca żył. Miał się dobrze, dobrze wyglądał… no może tylko zieleniał jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Pewien jednak byłeś, że dojdzie do siebie… Tylko dlaczego oczy zaczęły mu się świecić dokładnie tak samo jak temu elfowi???

Civril
Cóż… Nie zawsze można uzyskać informacje. Czasem po prostu nie ma się odpowiednich narzędzi do tego celu, czasem obiekt jest na tyle głupi by opierać się za długo…czasem jest to zabawne. Gorzej, gdy okazuje się, że ofiara nawet gdyby chciała i tak by nic nie powiedziała. Owszem, zadawanie bólu dalej daje olbrzymią satysfakcje… ale oprócz zabawy można by z tego jeszcze coś wyciągnąć…

Wszyscy
Nocne zabawy z elfami na parapecie i strzykawkami pakowanymi w naturalne otwory ciała macie już za sobą. Ponieważ zanim zebraliście się do przysłowiowej kupy, minęło trochę czasu, słonko wzeszło już odrobinę. Dnieje. Jesteście przekonani, że to najwyższy czas na to aby w końcu zebrać się i wyruszyć. Wszakże czeka na Was zadanie. Wychodzicie na trakt, który do złudzenia przypomina te jakimi już nie raz podróżowaliście.
205 .... by ~serkes on deviantART

Droga zdawała się być Całkiem znośna. Mieliście też czas na to aby podyskutować na tematy natury wyższej, ot choćby o wierzeniach Waszych plemion, o dzisiejszej sytuacji politycznej… takie tam pogaduchy, jakie zazwyczaj ucinali sobie zieleni. Alternatywą były oczywiście przechwałki na temat tego, kto ile głów urąbał, w jakim tempie i jak bardzo był przy tym pijany. To oczywiście pozostawało tylko i wyłącznie do Was.

Około wczesnych godzin popołudniowych ujrzeliście strumień płynący środkiem traktu. Czynił on tak przez dość krótki dystans, jednak już sam ten fakt był wielce uciążliwy. Trzeba było zamoczyć Wasze nóżki… wleźć do zimnej wody i przejść dalej. Teren stawał się też coraz bardziej pagórkowaty. Nie były to jeszcze żadne góry, jednak pofalowania terenu były już zdecydowanie widoczne.
W końcu Waszym oczom ukazał się następujący widok:
Sunlight by ~shannadv on deviantART

Sashivei
Nie dałaś się ponieść widokowi. Twe czujne i bystre oczy nieustannie wyszukiwały zagrożenia, jakie przecież zawsze mogło się pojawić. Ta banda zadufanych w sobie, tępych jednokomórkowców, mogła sobie pozwolić na folgowanie sobie… Ty, nie!
Badając teren dostrzegłaś, że całkiem niedawno musiał tędy przechodzić jakiś niewielki oddział. Był on zdecydowanie pieszy. Po wielkości śladów ocenić możesz, że byli to najprawdopodobniej ludzie… ewentualnie elfy.

Wszyscy
Przez środek wąwozu prowadzą bardzo wyraźne ślady. Ktoś obuty w pancerne kalosze wyraźnie tędy przechodził. Czyżby ktoś zdecydował się zająć tę miejscówkę przed Wami???

Parów pozornie wygląda na opuszczony. Nie widać żadna miarę śladów czyjejś bytności. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej… dobrze by było przeprowadzić coś na kształt zwiadu…
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 26-11-2009, 23:05   #124
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
***

„Faktów nie można unicestwić – można je tylko przemilczeć. Milczenie zaś to nic innego jak ciche kłamstwo.”


Nikt nie przybiegał z wrzaskami, co wyczyniają. Nikt nie zwrócił im najmniejszej uwagi i nie zapytał co się dzieje. Jakby odgłosy stłuczonej szyby, wrzaski, uderzenia i inne tym podobne wybryki były nieme, niesłyszalne. Jakby bariera iluzji otoczyła całą ferajnę i pomieszczenie, w którym urzędowali. W to jednak drowka nie wierzyła. Właściciel dobytku zawsze troszczy się o swój lokal i nie pozwoliłby na jego dewastowanie. Co milszy jegomość zapytałby czy nic się nikomu nie stało, czy wszystko w porządku.
Jednak tego nie doświadczyła i to ją zaniepokoiło. Milczenie zawsze jest niepokojące, szczególnie w takiej sytuacji. Przyglądała się temu co Civril wyprawiał z elfem i jak podniecenie sięgało u niego zenitu, do tego stopnia, że drżał i nie zwracał uwagi co się dzieje wokół niego, gdy już oddał więźnia w ręce Takiego. Mimo, że jakoś nie poszkodowała ich niedoszłego zabójcę, to jednak aż tak chorej przyjemności z tego nie czerpała. Wolała po prostu zabijać i czuć satysfakcję, a nie napawać się ową chwilą. Cóż, nie krytykowała, nie oceniała, stwierdziła, że ma inne upodobania. Jednak otworzyła szerzej oczy, gdy Taki użył swojej strzykawki. Ba nawet z wrażenia przekręciła lekko głowę, gdy ten najpierw wbił igłę do wewnątrz ucha elfa, a potem Zanka. Po ki grzyb? Nie czekała na tłumaczenia, bo z chwili na chwilę drażnił ją fakt nieinteresowania się ichnim hałasowaniem. ~ Czemu nikt tu nie zagląda? ~ pomyślała ~ nie zżera nikogo ciekawość?
Gdy już ferajna skończyła swoje zabiegi ona była lekko podirytowana. Poszła do pokoju, z którego wzięła swój tobołek. Słońce już muskało promieniami ten śmiertelny padół, dając nieznaczne ciepło, a ona z wesołą gromadką ruszyła wreszcie wykonać powierzone im zadanie. Drowka szła odpowiednim tempem, aby nie snuć się za zielonymi i bladym, wolała być bardziej na przedzie i obserwować drogę. Nie wdawała się w jakże elokwentną rozmowę z resztą grupy. Choć słuchała ich, to stwierdziła, że oni nie chcą słuchać jej historii, a i ona nie musi się nią chwalić. Może ktoś z nich, choć wątpliwe, zasłuży na dowiedzenie się czegoś więcej na jej temat, to i uchyli rąbka tajemnicy. Jak na razie nie zanosiło się na taki przełom.

***

~ Kto wysłał tego nieudolnego zabójcę?
~ Nie wiem, ale dobrze było by dowiedzieć się.
~ A mieszkańcy nawet nie zareagowali…
~ Czas pokaże…
~ Nie wątpię, tyko czy przeżyjecie do momentu poznania prawdy?
~ Dalej rozżalona, że tak Cię wykorzystano?
~ Dałam podejść się w taki infantylny sposób.
~ Tia, chciałabyś być wykorzystana, ale w, ekhm, inny sposób, co?
~ Nie drwij!
~ Nie śmiałabym.
~ Uważaj na drogę, może i jest tu ładnie, świeże powietrze oczyszcza płuca, ale licho nie śpi.


***
Muzyka

„Lenistwo jest łagodną formą samobójstwa.”


Przyjemny spacer przerodził się w brodzenie w ziemnej wodzie, ponieważ strumień przepływał przez trakt. Chcesz, czy nie chcesz, ale musisz, trzeba iść dalej. Jednak zmysły dalej lustrowały okolicę, nie zostały uśpione. I dobrze, bo nie mogła polegać na swoich „towarzyszach”, którzy za nic mieli bezpieczeństwo i ciszę.
W pewnym momencie wzrok Sashivei napotkał coś niepokojącego, a mianowicie ślady, z początku nieukładające się w trop. Gamonie za nią również to zauważyły, ale czy ktokolwiek potrafił je odczytać, wątpliwe.

Tropienie nie jest łatwą sztuką. Wymaga doświadczenia i dobrze rozwiniętej wyobraźni. Po co wyobraźnia? Żeby podjąć trop, trzeba umieć zrekonstruować wydarzenie od początku do końca jego trwania. Ślady są układanką, której kawałki trzeba w odpowiednich miejscach umieścić i wtedy dadzą całość, wyraźny zarys sytuacji jaka miała miejsce w przeszłości. Często nie zauważa się różnicy między tropem, a śladem, choć jest ona istotna. Trop, to zespół śladów, które można logicznie połączyć ze sobą. Natomiast ślady dają nam wskazówki, dzięki którymi możemy dociec prawdy i faktów.

Sashivei zatrzymała się i uniosła rękę, w geście zatrzymania reszty kompanii. Wiedziała doskonale, że część zatrzyma się, ale część niekoniecznie, więc będąc plecami do nich powiedziała:
- Zatrzymajcie się i dajcie mi chwilę.
Podeszła do odcisków podeszew na ziemi i kucnęła. Dłoń oparła na rękojeści miecza, aby pochwa nie szorowała po podłożu.


Najpierw zaczęła przyglądać się i analizować, delikatnie dotknąwszy koniuszkami palców ziemi. Po wstępnych oględzinach mogła stwierdzić, że przechodziła tędy grupa osobników, która poruszała się wyłącznie pieszo. Nie zauważyła charakterystycznych wgnieceń kół od wozu, tudzież kopyt zwierząt pociągowych, jucznych czy też wierzchowych. Głębokość wgnieceń nasuwała wniosek iż część osób była opancerzona, miała okute buty, a część nie, ponieważ jedne z wgnieceń były głębsze, jakby ciężkie, a pozostałe delikatniejsze, płytsze. Przypisała je, po długości i wielkości rasie ludzkiej, choć dopuszczała również i elfy. Drowka postawiła kolejne pytanie, aby dowiedzieć się jak najwięcej, a mianowicie, kiedy ta grupa osób tędy przechodziła. Swój wzrok skupiła na krawędziach śladów, jak i połamanych gałązkach. Gdy ślad, w tym przypadku stopy, ma wyraźną krawędź i jest głębszy oznacza, że jest świeży. Po upływie paru godzin warunki atmosferyczne sprawiają, że ślad staje się łagodniejszy, krawędzie są bardziej obsypane, przez działanie chociażby wiatru. Po upływie nocy ślad może być już bardzo niewyraźny, a w przypadku gdy zrobiono go na trawie kompletnie nie widoczny, ponieważ źdźbła naturalnie prostują się dzięki porannej rosie.
W tym przypadku odcisk był świeży, ale żeby upewnić się, Sashivei wzięła do ręki połamaną gałązkę. Im leży tutaj dłużej, tym ciemniejsza jest w miejscu złamania. Jednak ta była jasna. Odrzuciła na bok to co miała w dłoni i podniosła się. Spojrzała w którą stronę poruszali się owi osobnicy. Ona znajdowała się przed zwężeniem jaru. Wodząc wzrokiem po odciskach, mając na uwadze ich ułożenie stwierdziła, że przeszli przez owy jar.

Szybko ułożyła zebrane informacje w całość, po czym postanowiła podzielić się wnioskami z resztą, nie bacząc na to czy ktoś zrozumie co do nich mówi, czy też nie. Oględziny, jak i wnioskowanie nie trwało długo, jednak drowka nie spieszyła się, ponieważ nie chciała błędnie ocenić sytuacji.
- Niewielki oddział, poruszający się pieszo przeszedł tędy stosunkowo niedawno. Prawdopodobnie ludzie, albo elfy.
Jej ton był rzeczowy, konkretny, przedstawiające suche fakty. Jednak barwa głosu nie zmieniła się, nadal była kobieca i ponętna, z delikatnym pazurem.
- Część z nich posiadała uzbrojenie. Ślady prowadzą przez jar.
Zrobiła pauzę, aby każdy mógł przyswoić przedstawione przed chwilą fakty, po czym dodała.
- Przydałoby się zrobić zwiad, a nie wpadać, jak to macie w zwyczaju, na pohybel i bawić się dobrze, hałasując przy tym niemiłosiernie, albo liczyć na łut szczęścia, że wróg nie czai się za rogiem - nie miała najmniejszej ochoty nimi dowodzić, jednak nie chciała napytać sobie biedy przez ignorancję. Dlatego też rzuciła luźną sugestię czekając co kto wymyśli i czy raczą zgodzić się z nią.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 27-11-2009, 13:18   #125
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Mały wzniesienie w lesie było widoczne tylko w przypadku gdy ktoś wiedział jak szukać. Na szczęście w oddziale był ktoś kto akurat zapamiętał sobie to miejsce więc i szybko cały oddział stanął u stup..





Grupa składała się ze zbrojnych oraz kapłana. Ten ostatni dość ostentacyjnie obnosił się sobą. Elfickie cechy były wyolbrzymione i trochę przeszkadzały wszystkim wokół. Ale jeszcze bardziej przeszkadzały żołnierzom jaskrawo-błękitne szaty i broń. Sami wychowani w praktycznej sztuce nie umierania mieli w genach zapisane że kamuflaż to cześć składowa zadania na obcym terenie. Ich wyszkolenie nie obejmowało do tej pory współpracy z członkiem Specjalnej Grupy Operacyjnej Heinrich'a.

Bycie "sługusem" Szarego Orka nikomu nie przynosiło zaszczytów. Było ze wszech miar ujemne ale było coś co powodowało że siatka rozrastała się i pęczniała z każdym rokiem i miesiącem. Zakres kontaktów był naprawdę szeroki. Wszystkie rasy, profesje, klany czy nawet narodowości były tu reprezentowane. Wszystko to pracowało dla niego, chodź rzadko kto na poważnie zastanawiał się nad tym co na prawdę robię i po co. Pół-elf miał taką wiedzę. Tak samo Hollyorc, i jeszcze pewnie innych kilkunastu zaufanych...

Przed kurhanem Vireless stał opierają się o staff. Miły cień i lekki wiaterek pozytywnie nastrajały wszystkich wokół. Drużyna szybko rozproszyła się i zabezpieczyła obszar.

-Zico - Dowódca patrolu natychmiast się stawił przed elfem. Bez salutu ale z szacunkiem.
-Wracacie do poprzedniego miejsca odpoczynku. Zabezpieczyć się przed zaskoczeniem i oczekiwać rozkazów. Nie szwędać się po okolicy.
-Rozumiem
-To dobrze, trzymaj to
- Z ręki do ręki powędrował pergaminowy zwój w skórzanym etui. - Wiesz co to jest
-Tak zaklęcie do rzucenia
-Zgadza się napisałem je tak byś mógł je sam rzucić. Gdy już to zrobisz, nie możecie się nigdzie ruszać do czasu rozkazu mojego lub Hollyorc lub do przypadku nawiązania kontaktu z wrogiem.
-Tak się stanie.
-Zmykać mi stąd.


Pół-elf poczekał chwilę aż cały oddział opuści okolicę. W tym czasie się przygotowywał. Wypakował torbę i narysował wokół siebie krąg. Następnie zaczął modlić się o zaklęcia.
 
Vireless jest offline  
Stary 27-11-2009, 15:52   #126
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Civril z sekundy na sekundę przytomniał coraz bardziej. Błogi uśmiech został szybko zastąpiony przez zwykły dla druchiego obojętny wyraz. Wspomnienia, które w jakiś sposób zostały przeniesione z mózgu martwego elfa do mózgu goblina były interesujące, interesujące jednak na daną chwilę nieprzydatne. Szybko został zarządzony wymarsz, druchii chwilę poczekał i jeśli nikt nie sięgnie po zwój martwego zabójcy sam się nim zaopiekuje.
-Czy ja powiedziałam, że tylko zadaję pytania i nie chcę działać? Trzeba myśleć i potrafić wykorzystać wiedzę w działaniach - zrobiła pauzę jakby się nad czymś zastanawiała - Kto nie chce myśleć jest bigotem. Kto nie potrafi - durniem. Kto nie ma po temu odwagi - niewolnikiem - skwitowała w końcu.
Civril wzruszył gwałtownie ramionami, zły humor go nie opuszczał.
-Czasem lepiej być niewolnikiem niż władcą, szczególnie gdy nie ma się odwagi by działać a wybacz póki co tylko filozofujesz.
-Możliwe, wcale nie zaprzeczam - uśmiechnęła się lekko - jednak ja nie chcę być niewolnikiem samej siebie. Wtedy wiele osób było by lepszych ode mnie. Co to za istnienie, które nie jest panem swego życia, swego losu?
-Szczęśliwe i żywe. Zakładasz, że teraz jesteś lepsza od wielu osób?
-Wiele to pojęcie względne. Chce być lepsza we własnych oczach. Mądrzejsza, wytrwalsza, zdolniejsza... Po prostu jestem ambitna. Nie mówię, że każdy jest śmieciem i powinien padać do mych stóp, ale i nie każdy zasługuje na szacunek mój.
Druchii wzruszył ramionami, powoli się uspokajał. Drowka okazała się inna, zdecydowanie inna niż na pierwszy rzut oka. Dużo myślała i się zastanawiała jak na gust upadłego za długo. Sashivel nie dawała jednak za wygraną.
-Kto jak kto, ale Ty zapewne uważasz, że na świecie jest niewiele osób, które są lepsze od Ciebie, o ile w ogóle takowe istnieją - zaśmiała się subtelnie - A już na pewno w tej całej kompanii nie ma nikogo lepszego - dalej na ustach widniał uśmiech, może i lekko ironiczny.
Próbowała go zranić, wytknąć mu błędy a właściwie to co jej mniemaniu było błędami.
-Skoro tak twierdzisz...
Złość w głosie znów została zastąpiona przez chłód a skrzywione w złości usta wyciągnęły się w drwiącym uśmiechu.
-Skoro tak twierdzisz...
-Obserwuję Was od samego początku. To nie ja tak twierdzę, tylko Ty.
Uśmiech się poszerzył.
-Może mam podstawy. Ale nie martw się, nie lekceważę Was i nie traktuje wszystkich jak śmieci.
-Kiedyś przyjdzie czas, że dowiemy się o tym. Kiedyś...
-Na razie martwmy się konwojem.
-Przydałoby się w ogóle zacząć nim martwić, bo zieloni jakoś nie dają oznak zmartwienia po sobie.
Civril wzruszył ramionami.
-Czego się po nich spodziewasz? Zresztą ślepiec i jego towarzysz ze strzykawką wbrew pozorom się martwią i okazują szczątkowy spryt. Zajmijmy się drogą.
Nie czekał na odpowiedź, zwolnił dając się wyminąć zielonym i oddzielić się od rozmyślającej drowki.

***

Marsz był monotonny. Co może być pięknego w lasach i rzeczkach? Nic. Dlatego Civril zamiast oglądać przyrodę oglądał sztylet Assasyna. Wodził po nim delikatnie palcem, obracał na wszystkie strony po to by go w końcu schować do pochwy przy pasie. Wtedy podszedł do niego goblin, ten od strzykawki (Civril rozróżniał gobliny na podstawie gadżetów dlatego w drużynie wyróżniał goblina z miską, goblina z strzykawką oraz goblina z goglami). Druchii zaszczycił go tylko krótkim spojrzeniem, ten jednak niezrażony zagaił elfa. Rozmowa była owocna, goblin mógł się okazać cennym sprzymierzeńcem jak i niebezpiecznym wrogiem. Szczątkowa inteligencja, spryt, niestandardowe umiejętności oraz bogata wyobraźnia tworzyły z niego interesującą personę. Upadły z lekkim uśmiechem wysforował się do przodu i zrównał z drowką.
-Walczysz sztyletami?
Drowka spojrzała na niego zdziwiona, ewidentnie nie spodziewała się, że wda się z nią w rozmowę.
-Jak widać, tak
Poklepała dłonią większy sztylet, po czym skrzyżowała ręce na piersi. Civril spojrzał na sztylet, spojrzał na piersi. Odpiął od pasa sztylet elfiego zabójcy i podał go drowce.
-Jest runiczny, oznaczony jako "Zguba". Nigdy nie słyszałem o takim przedmiocie ale jest bez wątpienia obłożony czarem ofensywnym. W Twoich rękach będzie bardziej użyteczny, ja nie lubię walki.
Drowka popatrzyła na niego z jeszcze większym zdziwieniem, jakby nagle oświadczył, że lubi orki czy inne zwierzęta.
-Chcesz mi go dać? Gdzie tu haczyk, podstęp jakowyś? Z powodu tego, że dobrze posługuję się sztyletami, ponieważ od razu przypadły mi do gustu, jak i w dłoni dobrze leżały, chcesz, TY dać mi sztylet? Świat jest pełen sprzeczności...
Westchnęła i przekręciła głowę, jakby nie dowierzała w to co słyszy.
-O ironio, losie bezczelny, jakie jeszcze niespodzianki dla mnie niesiesz? -znów spojrzała na elfa- nie pozostaje mi nic innego jak przyjąć podarek i podziękować.
Wzięła od niego sztylet i lekko skinęła głową w akcie podzięki, Civril natomiast spojrzał na nią jakoś tak dziwnie, skrzywił lekko usta, wzruszył ramionami.
-Nie ma haczyku, chcę zwiększyć szanse naszej drużyny w nadchodzącej walce. Ja nie jestem zabójcą, Ty jesteś więc logiczne, że Ty dostaniesz sztylet.
-Mądre z Twojej strony, jednak nie powiesz mi, że typowe zachowani? W momencie, gdy chcemy przeżyć jesteśmy w stanie wiele rzeczy zrobić, nawet sprzecznych z naszą naturą, czy też charakterem.
-Nie rozumiem o co Ci chodzi? Szukasz na siłę ukrytych intencji i dokonujesz rozbioru mego charakteru, po co? Będziesz chciała to się odwdzięczysz, nie będziesz chciała nie odwdzięczysz się. Rozumiem jednak. Niektórym ciężko uwierzyć w bezinteresowność. Uwarunkowania rasowe.
-Jaki zirytowany! Patrzcie go, drażni Cię fakt, że ja, w porównaniu do niektórych tutaj, myślę? To co myślimy to jedno, to co robimy drugie, a do tego dochodzi jeszcze podświadomość i instynkt. Robię to z ciekawości, a może podłości, a może jeszcze coś innego. Bezinteresowność na tym świecie jest na wymarciu. Nawet Twój czyn nie jest bezinteresowny. Liczysz na to, że sprawienie mi podarunku w formie Twojego sztyletu pomoże, uchroni życie, krótko mówiąc będzie przydatne drużynie, a że ty do niej należysz, to i Tobie.
Chciał ją zranić, wytknąć znieczulicę jej społeczeństwa, odejście daleko od elfów zamiast tego ona zaczęła go irytować, wciągać w bezsensowne dyskusje filozoficzne. Ledwo się powstrzymał by nie podnieść głosu a zwykle chłodny ton zabarwiła wściekłość.
-Masz rację, bezinteresowność nie istnieje. Jestem egoistą i chce przeżyć. Tylko, że każdy taki jest, każdy jest egoistą. Nienawiść, przyjaźń, miłość... Wszystko to robimy z nadzieją na rewanż, by czuć się lepszemu lub by ułatwić sobie życie. Nie istnieje nikt kto by nie był egoistą.
-Tak, każdy jest egoistą i tego nic nie zmieni. Świat jest namiętnością, jest także wola, ale nie mądrością. Poddajemy się emocją i chęci przetrwania. Dążymy do szczęścia. Niektórzy nawet za wszelką cenę, inni sposobem, a jeszcze inni liczą na łut szczęścia.
Drowka wyczuła ewidentnie rozdrażnienie w tonie głosu Civrila. Druchii miał pecha natrafić na mroczną elfkę z zacięciem do filozofowania i poznawanie psychiki innych.
-Niestety niektórzy nie potrafią pogodzić się z niektórymi rzeczami, albo tego nie chce uczynić. Prada potrafi zaboleć, a my, śmiertelnicy wystrzegamy się cierpienia, jeśli jest kierowane w naszą stronę.
Utkwiła w nim wzrok, patrząc czy trafiła, druchii dalej wkurzony nie patrzył w jej stronę, chciał uciąć tę rozmowę.
-Zostawmy więc prawdy oczywiste i skupmy się na zadaniu. Filozofowanie nikogo jeszcze ani nie uczyniło szczęśliwszym ani nie uchroniło od żelaza.
-A byś zdziwił się - drowka postanowiła dalej naciskać i ciągnąć rozmowę - czasem zastanawianie się nad sensami przeróżnych rzeczy potrafi pomóc, dodaje doświadczenia. Gdy stoi na przeciw Ciebie wróg, to nie znaczy, że od razu masz go atakować, trzeba najpierw ocenić. Dzięki tejże wiedzy może obyć się bez walki, albo bez nieprzyjemnych i niepotrzebnych ran. Trzeba wybadać grunt i zastanowić się czy przeciwnik jest wprawnym wojownikiem, czy też wypłoszoną zwierzyną, która zabija, aby móc jeść i żyć. Ponadto filozofia próbuje odpowiedzieć na ważne tematy i niektórym odpowiedzi dają radość i ukojenie, albo są motorem do działania.
-Filozofia nie powie Ci czy ktoś na przeciwko Ciebie jest dobrym wojownikiem. Powie Ci to doświadczenie, sposób w jaki trzyma broń, postawa i wiele innych czynników. Filozofia czyni tylko elfa nieszczęśliwym. Nieświadomość jest błogosławieństwem.
Zły humor bynajmniej druchiego nie opuścił, wzmagał się.
-Doprawdy? A czy istota filozofowania nie jest sposobem dowiadywania się? Z fachowego punktu widzenia, to określisz czy wojownik jest dobry, wybitny, przeciętny, czy słaby, jednak jeśli nie postawisz sobie odpowiednich pytań, nie będziesz mógł dowiedzieć się niczego więcej. Filozofia to umiejętność zadawania pytań i szukania na nich odpowiedzi, jednak gdy dodasz do tego psychologię, to owa wiedza może uratować życie. A tak w ogóle, to czemu powiedziałeś, że filozofia czyni elfa nieszczęśliwym? Zabrzmiało to tak, jakbyś powiedział, że rozmyślanie sprawia, że jesteś postacią tragiczną w opowieści, którą snuje los.
Irytowała go, wyprowadzała z równowagi. Musiał ją sprowadzić na ziemię a był jeden skuteczny sposób by zdenerwować wojownika.
-Widać jak filozofia pomaga w walce. Od samego filozofowania w końcu hydra padła. Czemu filozofia czyni elfa nieszczęśliwym? Jednostka nie uświadomiona społecznie nie jest świadoma zmartwień, podczas gdy ta zadająca cały czas pytania ma ciągle nowe zmartwienia. Proste.
-Cóż za pesymizm. Jednak odpowiedzi potrafią być przyjemnym aspektem zadawania pytań. Na dodatek "ciągłe zadawanie pytań" - przedrzeźniała jego ton głosu - nie musi być czymś nieprzyjemnym. Przecież pytania nie sprawiają zawsze przykrości, świadczą o tym, że zastanawiamy się nad wieloma aspektami życia, tego co nas otacza. Popadanie w skrajność, to nic dobrego...
"Zaraz coś mnie trafi!"
-To zadawaj pytania, ja wolę działać.
Chciał uciąć tą rozmowę, uciąć jak najszybciej

***

W wąwozie ktoś był i by to stwierdzić nie było trzeba być zboczeńcem, który pół życia spędził w lesie. W sumie to można być zboczeńcem mieszkającym pół życia pod ziemią co udowodniła Sashivel skutecznie odczytując ślady. Civril wysłuchał jej a potem zamknął oczy, po sekundzie gdy je otworzył widział już wzorce swoich towarzysze i jednolity brąz materii nieożywionej. Próbował dostrzec gdzieś w oddali wzorce innych istot żywych. Dostrzegł, obraz był zamazany i niepewny, uniemożliwiał dokładną lokalizacje czy choćby policzenie oddziału. Jednym słowem ktoś maskował najemników i to skutecznie bo Civril nie był wstanie nawet określić odległości, mogły to być trzy metry jak i trzy kilometry. Styl czarowania był ewidentnie kapłański jednak moc wyglądała jak ta wydzielona przez maga i to potężnego, gdyby nie maskował ludzi druchii by go nie wykrył. Sytuacja nie wyglądała za ciekawie, druchii jednak nie panikował, bardzo rzadko pozwalał sobie na luksus paniki.
-Niedaleko stąd ukrywa się kilkunastu humanoidów, są maskowani przez silnego kapłana dlatego nie mogę dokładnie określić ich liczby, rasy czy choćby odległości. Mogą się znajdować zarówno trzy metry stąd jak i trzy kilometry. Nie wiem czy zwiad jest rozsądnym wyjściem, oni się już zasadzili i obserwują okolice, możliwe, że już nas obserwują i zastanawiają się dlaczego stoimy. Reasumując mamy w okolicy silnego kapłana, nieznaną liczbę zbrojnych najprawdopodobniej ludzi lub elfów i jednego ciężkozbrojnego wszyscy dobrze ukryci i znający teren lepiej od nas. Mogą to być dwie grupy, albo dobrze nam znana para bękarcio-orcza z najemnikami albo najemnicy pod przywództwem człowieka w zbroi, który wynajął elfa. Jest jeden sposób by się przekonać.
Druchii cały czas mówiło cicho i spokojnie, patrzył się gdzieś w horyzont teraz jednak utkwił wzrok w Zanku.
-Skontaktuj się z Virellesem i powiedz mu, że nie lubię się bawić w chowanego. Jeśli znajdę kogoś na mnie zasadzonego to stanie się on integralną częścią terenu.
Civril z powrotem odwrócił się i zapatrzył w horyzont.
-Acha, powiedz jeszcze, że ktoś próbował nas zabić i znaleźliśmy przy nim magiczny dokument, niech potraktuje to jako naszą inwencje i premie do adamantytu.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 30-11-2009, 15:41   #127
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Od razu poczuł że jego modlitwa spotkała się odzewem Palladine. Czuł to całym sobą, wiedział, słyszał i czuł. Zaklęcia zostaną mu ofiarowane i będzie mógł kierować je zgodnie ze swą wolą. Wszystko potoczyło się tak jak zaplanował.

Ziemia się zatrzęsła i zapadła, spod popękanej bruzdy wyłoniła się ręka, potem druga. Zaraz za nią stwór wylazł stwór z nieprzyjemnym stukotem suchych kosci. W oczodołach widać było bladoniebieskie i przeraźliwie zimne światło. Stwór rozejrzał się wokół po czym skierował się w stronę kapłana. Czysta i pierwotna nienawiść zatrzymała się około 3 kroków przed pół-elfem. Stwór stanął jak wryty, dołączyły do niego kolejne szkielety. Vireless szybko zakończył walkę o przejęcie władzy nad przywołańcami. Szkieletami dowodził największy z nich

-Wezwałeś nas
-Tak, a wy będziecie słuchać moich rozkazów. Tylko w taki sposób możecie wrócić do stany śmierci
-Co chcesz
-Niedługo drogą w pobliżu podróżować będą ludzie. Macie ich zatrzymać.
-Tak, panie.
-A teraz odejdzie stąd!


Pierwsza część planu była za Virelessem. Postanowił jeszcze chwilkę zostać w sanktuarium. Będzie mógł chwilkę odpocząć i skupić się przed nadchodzącą zawieruchą...

Obserwował jak banda szkieletów idzie w kierunku jaki im pokazał. Po chwili nic już nie wskazywało na to co miało miejsce. Kapłan usiadł i oparł się na staffie. Jakże się zmienił odkąd opuścił nowicjat. Odkąd ruszył w świat dawać dobro i głosić sławę Palladine. A nawet odkąd spotkał Hollyorca, Heinricha, Ekrona, Katarzynę i Dwarfa z rodu Wręcemocny. Czas leciał wszystko się zmieniało. Zmieniły się również i jego poglądy na świat. Kiedyś nie pozwoliłby szkieletom wędrować po zamieszkanych terenach. Nawet jeżeli je zamieszkiwały orki i gobosy. A teraz na pomoc wezwał siły z którymi przysiągł walczyć.

Przerwał trans na chwilkę by zbadać i przeskanować okolicę. Nie umarli oddali się w stronę drogi ale mimo to czuł ich obecność. Całkiem jakby stali tuż obok. Coś w jego duszy powiedziało że powinien ich zniszczyć. To było by dla niego takie proste. Krótkie zaklęcie i ich kości rozsypią się w pył a dusze wrócą na swoje miejsce. Gdyby był bliżej mógłby samą siłą woli zmusić ich do katatonii i samounicestwienia.

-Nie! Oni mają swój cel. A ja swój.

Jeszcze jedną informacją jaka postanowił zapamiętać, była kwestia Civrila. Ponieważ każdy mag potrafi skanować obszar wokół na obecność magii on również to potrafił. W pewnym ograniczonym stopniu posiadł tę wiedzę i Vireless. Fakt że żył na tym świecie już długo oraz poznał różnych osobników parających się magią pozwoliło mu liznąć trochę "Sztuki". W sumie przydawała się...
Gdy Kapłan skanował okolicę w stronę nieumarłych, nie mógł nie zauważyć że Druhii roztaczał wokół siebie tyle magicznej poświaty co cały korpus magów bitewnych w sobotni wieczór... Świecił i to strasznie. Jeżeli mają skutecznie działać na nieprzyjaznym polu to będzie trzeba to zmienić. Można to porównać do sytuacji gdy robi się misję nad wodą gdy połowa drużyny twierdzi że nie umie pływać. Takie sytuacje deprymują.

Wrócił do odpoczywania. Dalsza część planu wymagała kolejnych zaklęć.
 
Vireless jest offline  
Stary 02-12-2009, 13:13   #128
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
- A żeby cię... Zrobić mi coś takiego... Mnie? - Zank otrzepał głowę. Chciał pozbyć się bólu. Nie tak łatwo. Do tego ten nagły głód. Głód czegoś... soczystego? - Taa... Zank pamięta. Szatyn. Duża blacha i wielki miecz... I taki kwiatek na płycie. To przez niego Zank tak cierpieć?

Taki spojrzał na Zanka uważnie.
- Uważam, że tak, przez niego. Jak chwilę poleżysz bez ruchu to szybciej przejdzie ból głowy.
Urwał patrząc na trupa skrytobójcy.
- Nie wiesz czemu nas zaatakował? Czemu rzucił się na bandę zwyrodnialców?

Mały goblin postąpił jak mu oprawca polecił. Faktycznie. Ból nieco zelżał... to nie była już rozpędzona lokomotywa waląca w czachę goblina tylko tramwaj... ale każda ulga dobra. Zank chwilkę się zastanowił.
- Czemu nas zaatakował? Dla złota. Potrzebował je na coś... Raczej to nie było nic osobistego - Powiedział po czym zamilkł zaskoczony. Tak jakby to nie były jego słowa, a jednak dochodziły z jego ust. Dziwne. - Zank pamięta, duży człowiek z róża, zapłacić za nas sakiewke złota. Ale czemu to Zank nie wie. - to już nieco uspokoiło kucharza. Może wcześniej mu się tylko zdawało? Albo to z tego niewyspania mówił tak "nie gramatycznie".

Taki się uśmiechnął lekko.
- Zawsze robią to dla kas. A nie wiesz czemu ten człowiek z róża chciał nas zabić i skąd o nas wiedział?
Taki miał wrażenie, że zna odpowiedź na to pytanie. Ale kontynuował.
- Czy wiesz Zanku, czy mamy się obawiać tego jegomościa z kwiatkiem?

- Zank dobry ale Zank nie wie czemu... może Uthgor wychędożył jego dziewice? Uthgor mówić, że on to często robić. A człowiek być duży, mieć wielki miecz i ładna zbroja, ale Kazik większy. I silniejszy. - Standardowe rozumowanie zielonoskórego. Jakaś wewnętrzna intuicja krzyczała, że człowiek ten pewnie jest wpływowy. Pewnie ma więcej takich sakiewek. I znajdzie więcej skrytobójców, ale nie uzyskała poparcia ze strony konserwatywnych zwojów mózgowych.
*

Ruszyli. Podróż nie była by męcząca gdyby wspomnienie bólu i wewnętrzny głód... czegoś. Zank czuł lekkie ssanie w żołądku, i mimo iż nie chciało mu się jeść był nienasycony. Chciał coś. Jeszcze tylko nie wiedział co. Musiał działać. Zdobyć, zabić by mieć. Ale co?

Nagle ich podróż zatrzymała się za sprawą czarnego lembasa. Drowka stwierdziła, iż ktoś tedy niedawno się przechadzał. Kto - nie była pewna. Zbrojni okuci w ciężkie buciory. Ludzie bądź elfy. Chciała by ktoś to sprawdził. Szpieg. Zwiadowca. Normalnie Zank by nawet by o tym nie pomyślał, jednak coś w nim wyrwało się do odpowiedzi.
- Ja mogę sprawdzić kto tam jest. - Zank nagle zakrył usta dłońmi. To nie on, to kto inny za niego przemówił! - Zank sie pomylił... Zank nie...
Z opresji wyrwał go bladolicy długouchy. Upadły.

-Skontaktuj się z Virellesem i powiedz mu, że nie lubię się bawić w chowanego. Jeśli znajdę kogoś na mnie zasadzonego to stanie się on integralną częścią terenu.
Civril z powrotem odwrócił się i zapatrzył w horyzont.
-Acha, powiedz jeszcze, że ktoś próbował nas zabić i znaleźliśmy przy nim magiczny dokument, niech potraktuje to jako naszą inwencje i premie do adamantytu.

- O! Zank to zrobi! Zank dobry! Zank zrobi! - zakrzyknął uradowany i uratowany. Jednakże przeszedł go nie miły dreszczyk i jakby głos w głowie rzekł mu: "Ciszej idioto! Tu może być zasadzka!". - Hyk! Kto? A dobra... - zrezygnowany zrzucił omamy na konto bólu głowy i nie wyspania. Do tego ta prymitywna kolacja.
- Kapłunie, kapłunie. Tu Zank. Ten kucharz. - Odrzekł aktywując kolczyk. Mimo, iż uważał głos w głowie za omamy, nie zignorował go i mówił ściszonym głosem. - Civril nie lubi bawić się w chowanego. Wy być ukryci koło nas? Bo jak Civril znajdzie kogoś zrobi z niego "inter... intergrającą cześć terenu" czy jakoś tak. I dziwny elf bez język chcieć w nocy nas zabić, to Uthgor go buum i ten martwy tera... gdzieś tam... A elf miał jakiś papier co Civril chce kapłun dać na prezent. Mówi że to jakaś wencja do tego metalu. - Zank zameldował jak potrafił po czym czekał na odpowiedź. Całkiem zapomniał, że jeszcze niedawno zgłosił się na straceń... ochotnika zwiadu.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 02-12-2009, 21:42   #129
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Pastwienie się nad nieudolnym napastnikiem nie zainteresowało, ani nie zdziwiło Uthgora. Jego własne plemię, jak i cała zielonoskóra rasa miała w zwyczaju znęcać się nad pokonanymi. Bywa różnie - raz się nad kimś znęcasz, raz znęcają się nad tobą. Normalka.

Jednak dziwna fascynacja bladego torturami była jakaś... chora? Ten chudy i blady miłośnik kóz był na tyle porąbany, by nawet gruboskórnemu orkowi zrobiło się żal więźnia... Z tym współczuciem to oczywiście żart, ale na zielonej gębie Uthgora pojawił się grymas oznaczający niesmak.

Po pierwsze dlatego, że elfina była żylasta, łykowata i w ogóle ciężka do przyrządzenia - słowem - jeśli nie masz nic innego pod łapą, choćby goblinka jakiego, to może być...
A po drugie dlatego, że ten cały ghulopodobny korożerca coraz bardziej nie podobał się prawdziwemu wojownikowi, za jakiego uważał się Uthgor. Na tyle się mu nie podobał, że zaczął rozważać, czy nie wkomponować maczugi w jego czerep. Dokładnie pomiędzy te obciachowe spiczaste uszka. I mógłby zrobić to jak prawdziwy wojownik - właśnie wtedy, gdy ten zajęty jest pastwieniem się nad bezbronnym lembasem.

Ponieważ jakiekolwiek impulsy pomiędzy synapsami w mózgu orka (właściwie to nie mózg, tylko taka dziwna nazwa na zapasowy żołądek, który nie zmieścił się w jamie brzusznej), jeżeli w ogóle zaistnieją, to zwykle powodują reakcję nosiciela (i jest to właściwe słowo) na długo zanim nadejdzie informacja zwrotna głosząca: "Uciekaj! Tam jest czterdziestu brodaczy, a was dziesięciu, nie - dziewięciu... ośmiu... pięciu... dwóch... - właściwie to ty sam zostałeś, wiesz?"
Dlatego też Uthgor popluł w grabę, ujął mocniej buzdygan i już miał przywalić, gdy... zombioskóry elfiak wstał i se poszedł. Do tego zarąbał łup orka w postaci kawałka wyprawionej skóry, której Uthgor zamierzał użyć zgodnie z przeznaczeniem przy najbliższym wypróżnianiu. Bezczelny typ jeden, no!


* * *

Opuszczenie wioski mile połechtało próźność, tfu! - to jest dumę wojownika Złamanych Kłów. Wszyscy bali się jego gniewu i unikali kontaktu wzrokowego z potężnym wojownikiem. Słusznie! Albowiem wielki może być gniew Uthgora, któremu dorównują jedynie jego apetyt, zamiłowanie do alkoholu i chędożenia...
- Zaraz, zaraz! Gdzie ta panienka? - rozejrzał się po grupie, szukając wzrokiem druhii.
- Błeee... Uthgor woli zjeść całą brodę pokurcza. Bez popitki! - ostatecznie zniechęcił się do wizji tego konkretnego elfa w roli kurtyzany. Dla wzmocnienia wagi słów splunął na piach pokrywający trakt.
- Tylko czego sam chciał... jako baba? - zastanawiał się jeszcze.

Zanim dotarli na wzgórza, próbował zaprzyjaźnić się z durszlakogłowym. Właściwie nie - przecież oni już byli przyjaciółmi! Jak inaczej nazwać kogoś, kto ciągle funduje żarcie i stawia kolejki. Złoto, a nie goblin!

- Ty wiedzieć, czemu my są Złamane Kieł.. Kieły? - zagadał, uśmiechając się przyjaźnie do malca, najpierw podnosząc go za uprząż plecaka i stawiając obok siebie. Nie trzeba dodawać, że na każdy krok Uthgora Zank musiał robić trzy-cztery swoje.
Nie czekając na zachętę najwyraźniej onieśmielonego (i słusznie!) majestatem większego pobratymca powiernika kolczyka sam odpowiedział.
- Bo my wszystkie takie coś mamy - tu pokazał na ułamany lewy dolny kieł. Napotkał jego przestraszone spojrzenie. - Nie bój się, takie coś boli tylko przez... - zaczął coś liczyć na paluchach - ras... czy... szeźdź... yyy... no trochę boli, wiesz? - Zank kiwał głową, jakby zgadzając się z rozmówcą. A może po prostu chciał, żeby ten wielki bydlak w końcu się odczepił.
- Ale i tak nie jezd źle - niezrażony rozglądaniem się kucharza na boki, w poszukiwaniu możliwości, jak tu gdzieś prysnąć, Uthgor kontynuował. - W końcu tamte zez Jednołokich majom gorzej, nie? - ork zarechotał. Dziwne, ale goblin wydał z siebie jedynie wymuszone "hehe". Zupełnie, jakby nie podzielał poczucia humoru Uthgora.

- A wiesz, że jak począsnądź dżewołazem, to grzechotanie w makówie słychać dopiero za tyla dniów? - ork pokazał łapę z pięcioma wyprostowanymi sękatymi paluchami. Na jednym jeszcze było można dostrzec ślad niedawnego grzebania w nochalu w postaci przyschniętych resztek zielono-niebieskiego gluta. Odpowiedziała mu pełna rezygnacji cisza.
- Haha! - Uthgor naprowadził swojego towarzysza na właściwy trop.
- Haha... - reakcja była równie apatyczna, jak nastrój Zanka. Tyle jednak wystarczyło zielonemu olbrzymowi, by stwierdzić, że z durszlaka jest prawdziwy przyjaciel. Aż mu się łezka w oku zakręciła... - a nie, to tylko natrętna mucha w kąciku oka, którą zaraz zgarnął zielono-fioletowy jęzor orka. Takiej akcji kameleon mógłby pozazdrościć. Imponujące.

Nagle całą ferajnę zatrzymała przypalona elfka. Uthgor tak był tym zaskoczony, że wpadł na szerokie plecy człapiącego przed nim Kashyyka. Korzystając z zamieszania, Zank oddalił się na bezpieczną odległość.
Nie zdążyli wziąć się za łby, gdyż drowka nakazała milczenie. O dziwo posłuchali. Dalej zachowując dziwne, jak na zielonoskórych, milczenie poczekali, aż pieczony lembas wróci. Jednak z jej wywodu na temat możliwej strategii działania Uthgor nic nie zrozumiał. W sumie nic dziwnego, w końcu finezja była zupełnie obca zielonoskórym.
Swoje niezadowolenie z bezsensownej paplaniny oznajmił nabierając w usta powietrza, spinając się i... puszczając głośno wiatry. Poprawił jeszcze głośniejszym beknięciem, w którym udało mu się wyartykułować "Uthgor rzondzi". Ten to ma talent, nie ma co.

Kiedy paplanina rozpoczęła się na dobre, ork zaczął się nudzić. W pewnym momencie, kopiąc leżący na ziemi kamień, wpadł na pomysł, by kamień podrzucić w górę i uderzyć go maczugą, kiedy będzie spadał.
Za kilka chwil w różnych, zupełnie przypadkowych kierunkach zaczęły ze świstem fruwać kamienie, niejednokrotnie niebezpiecznie blisko głów towarzyszy, czemu towarzyszyły uderzenia o nabijaną żelazem głowicę buzdyganu. Kręcący się w kółko, zasapany, ale szeroko uśmiechnięty ork był naprawdę szczęśliwy.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 03-12-2009, 14:57   #130
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Gdzie się podział martwy goblin?

Taki po rozmowie z Zankiem, doszedł do wniosku, że nie za dużo się dowie od niego. Bo kucharz nie za dużo pamięta. Wierzył w słowa Zanka, bo uważał go za naiwną osobę, która nie miała by interesu w oszukaniu swoich kompanów. Tym, niemniej wiedział, że wspomnienia mogą powracać z czasem, a sztuczka ze strzykawką pozwala przejąć wspomnienia innej osoby. Zatem zanotował w pamięci, by spytać Zanka raz jeszcze o te sprawy, kiedy tylko nadarzy się następna okazja.

Pokój szybko opustoszał. Wymarsz był prawie natychmiastowy i dopiero na trakcie Taki, zreflektował się, że nikt nie pomyślał, o goblinie czarodzieju. Jeszcze kilka dni wcześniej Taki, rozważał zastosowanie golińskiej magii do swoich eksperymentów. Teraz ów goblin leżał, śmierdząc coraz bardziej, w pokoju jakiegoś zajadu. Już więcej nie dostaną tam izby na noc. Trudno, doszedł szybko do wniosku.

Trak był zwyczajny. Nie był może za bardzo uczęszczany ale musiał prowadzić do jakichś krasnoludzkich szybów kopalnianych, bo po drodze napotkali jedną ze sławnych maszyn bojowych tego brodatego ludu. Taki obchodząc zbrojną maszynę, był zdumiony. Dziwnie wyglądające, jakby napompowane koła. Lampy po dwie z przodu, i po dwie z tyłu. Musieli korzystać z dziwnych świec skoro z tyłu były czerwone. Najbardziej zdumiewające było jednak umieszczenie czegoś, co, chyba stanowiło lusterka. Po obu stronach. Że też taki sam na to nie wpadł. Znał lusterka i ich zastosowanie. Ale nie pomyślał, że dzięki odpowiednio ustawionych można widzieć co się dzieje z tyłu będąc zwróconym do przodu. Te brodate karły mają łeb, pomyślał.

Wóz bojowy szybko zniknął za zakrętem a grupa przypadkowych zielonych i nie tylko, szła dalej. Taki zamienił kilka zdań przez chwilę z Cevrilem, elfem sadystą. Ów elf jednak był raczej wpatrzony w żyć innego elfa, a raczej elfki. Zresztą, dla Takiego byli przedstawicielami tej same rasy. Nie wiedział jednak co z niego za elf, który nie patrzy na las. Nie podziwiał drzewek, nie macał ich. Ręce natomiast miał zajęte sztyletem. Natomiast goblin był pod wrażeniem elfki. A to dlatego, że mimo zajmującej rozmowy ze swoim krewnym, zauważyła ślady. Co się później okazało, ślady należące do jakiegoś oddziału.

Elka, co zaimponowało Takiemu, stwierdziła, że mamy towarzystwo. Taki odruchowo spojrzał na Ghardula. Jeśli to prawda, a nie wątpił w zdolności elfki, chociaż, nie wiedział czy są aż tak precyzyjne, Ślepiec też mógł se z tego zdawać sprawę. Zanim rzucił zdawkowe "co jest?", odezwał się Cevril, elf sadysta.

-Niedaleko stąd ukrywa się kilkunastu humanoidów, są maskowani przez silnego kapłana dlatego nie mogę dokładnie określić ich liczby, rasy czy choćby odległości. Mogą się znajdować zarówno trzy metry stąd jak i trzy kilometry. Nie wiem czy zwiad jest rozsądnym wyjściem, oni się już zasadzili i obserwują okolice, możliwe, że już nas obserwują i zastanawiają się dlaczego stoimy. Reasumując mamy w okolicy silnego kapłana, nieznaną liczbę zbrojnych najprawdopodobniej ludzi lub elfów i jednego ciężkozbrojnego wszyscy dobrze ukryci i znający teren lepiej od nas. Mogą to być dwie grupy, albo dobrze nam znana para bękarcio-orcza z najemnikami albo najemnicy pod przywództwem człowieka w zbroi, który wynajął elfa. Jest jeden sposób by się przekonać.

Dywagacje elfa zdawały się nie być rozsądne, a przede wszystkim nic nie dawały. Trzy metry a 3 kilometry to była precyzja niedopuszczalna. trzy kilometry stąd może być jakaś wioska i wtedy cała dedukcja długouchego bierze w łeb. Poza tym stwierdzenie, że znają teren lepiej niż my, jest tak samo daleko posunięte jak to, że bóg Mia jest albo go nie ma. Jakieś 50 procent szans na powodzenie. Jedynym posunięciem było wypytanie się tego kapłana, Vira czy jak mu tam, o to czy nie zabłądził gdzieś z jakimś oddziałem w okolicy. Mimo to chyba czas by zacząć uważać. Więc Taki mimo rozważań nic nie rzekł, skinął tylko głową.

Zważywszy na to, że Wieli Zielony, zaczął miotać kamieniami - do tego, trzeba zrobić zwiad, a oni tak już nahałasowali, że wszystkie istoty w promieniu kilku kilometrów mogą wiedzieć o ich obecności - Taki rzekł:
- Trzeba się rozdzielić. - Zrobił pauzę. - Na hałaśliwych i na tych co pójdą na zwiad. Hałaśliwi udają się w paszczę lwa. A reszta sprawdzi co i jak. Teraz nie widać innego wyjścia. - Wskazał lecące w dal kamienie.

Taki zamierzał udać się razem z Hałaśliwymi. Liczył, że Wielki Zielony ma jeszcze w zanadrzu jakiś trunek - czym mocniejszy tym lepszy. Bo przecież nie rzuci się w paszczę lwa na trzeźwego. Liczy też, że Ghardul pójdzie na zwiad. Szaman umiał się zachować gdy tego było trzeba.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172