Steven podszedł do Salvatore. Dyskretnie pokazał mu legitymację i głową skinął, aby szedł za nim.
Kiedy znaleźli się w ustronnym miejscu, nakazał mu się zatrzymać. - Wielki człowiek powrócił. - stwierdził zmieniając głos, aby brzmieć jak Clint Eastwood w brudnym Harrym - jeśli wiesz o czym mówię. Po co?
Poczekał na odpowiedź. Jeśli Salvatore zacząl coś kręcić, Novack pchnął go na ścianę. - Pytanie pomocnicze - powiedział wyciągając Berettę - Ile kolan potrzebujesz, aby żyć?
Zrobił pauzę. - Wiem o czym myślisz. Że mi nie wolno. A kto mi udowodni, że nie rzuciłeś się na mnie, aby chronić ukochanego Dona? Komu uwierzą? Funkcjonariuszowi z pięcioletnią służbą i pochwałą od samego rozporkowego Billa, czy takiej szui jak ty?
Jeżeli dalej nie odpowiadał Steven walnął go w łeb i dalej zaczął przesłuchiwać. W ostateczności, jeśli dalsze bicie nie skutkowało zamknął go zakneblowanego w jednym z opuszczonych domów na przedmieściu na noc. Nagiego. W towarzystwie szczurów.
Jeśli w końcu uzyskał odpowiedź, to pochwalił Maranzano obiecując mu scooby chrupkę i zadał kolejne pytanie? - O co chodzi z tymi robalami?
Jeśli nie wiedział o co chodzi, to zaczął tłumaczyć: - Jeden z moich ludzi obserwował wczoraj transakcję. Niby chodziło o fałszywe pieniądze, ale przy jednym z gości znaleziono jakiegoś robala. Nie wiemy na razie co to jest, ale jeśli będziesz niegrzeczny sprawdzimy na tobie jakie choróbska roznosi. W każdym razie doszliśmy do wniosku, że skoro Don ma kasy jak lodu, a w transakcji brał udział jakiś gość z dziwnym robalem, to chyba nie chodziło o paru martwych prezydentów. Wiesz coś o tym?
Po wyduszeniu i wysłuchaniu odpowiedzi Steven kiwnął głową. - Jescze dwa turbopytania. Kto to jest Frank Shuttle i gdzie jest Don?
Kiedy otrzymał odpowiedź, pożyczył Salvatorowi miłego dnia i puścił nakazując ciszę i przytaczając mądrą bajkę o wilku i jagnięciu.
A w nocy poszedł włamać się do mieszkania Franka. |