Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2009, 00:11   #11
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Kapral Tim O'Donell
Pierwszy szok minął równie szybko jak się pojawił. O'Donell zdawał sobie sprawę, że musi kontrolować swoje odruchy i lęki, tylko to dawało mu choć cień szansy na przeżycie w tym piekle.
Udało mu się co prawda wylądować, ale to przecież nawet nie połowa drogi i zadania, która czeka go dzisiejszej nocy.
Zadanie było dość ogólne, jakby ktoś przewidział to jak ich rozrzuci przy lądowaniu.
To była trudna decyzja, ale kapral nie miał wyjścia. Widział, że szeregowy jest wstrząśnięty i w takim stanie nie na wiele mu się przyda. Poruszanie się dalej samemu także nie gwarantowało sukcesu, ale dawało choć nadzieję że się uda.

O'Donell ruszył, sprawdziwszy uprzednio broń. Czołgał się osłonięty przez krzaki w stronę gniazda ckm-u. Huk wystrzeliwany seriami pocisków był ogłuszający i przyprawiał o dreszcze. O'Donell nie wiedział dlaczego akurat ten dźwięk tak bardzo wbija mu się w duszę.
Czołgając się cały czas z głową przy ziemi, obmyślał plan co dalej zrobić. Mimo przejściu już kilkunastu metrów nie spotkał nikogo ze swoich.
- To niemożliwe - krzyczały jego myśli.
Uniósł ostrożnie głowę powyżej lini żywopłotu. Znajdował się zaledwie dwadzieścia metrów od niemieckiego stanowiska obrony. Aż trudno było uwierzyć, że szkopy dały mu spokój i najwyraźniej uwierzyli, że nie żyje.
To co ujrzał mu zmroziło mu krew w żyłach. Przed nim znajdowało się stanowisko niemieckiej obrony przeciwlotniczej. Obłożone workami z piaskiem stało dumnie wymierzone w niebo pełne alianckich samolotów i spadających niczym conffetti spadochroniarzy. Jeden rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić że działo sieje krwawy postrach zarówno wśród samolotów i ludzi. O'Donell nie raz widział już to działo i nie raz o nim słyszał na szkoleniach. Oto stało przed nim w całej okazałości legendarne działo Flak 36, kaliber 88mm.
Przy każdym wystrzeliwanym pocisku powietrzę przecinał przejmujący do szpiku kości nieprzyjemny dźwięk.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bVPLdRReUZ8&feature=related[/MEDIA]
Kapral stwierdził ze zdziwnieniem, że załoga działa jest osłabiona, bo składa się tylko z czterech ludzi. Dawało to szansę na podjęcie jakiś działań, trzeba było tylko to dobrze rozegrać.


Szeregowy Steven "Kruk" Learndor
Learndor czołgał się dalej wśród krzaków. Nadal nie miał pewności czy patrol zauważył go lub kogokolwiek innego ze spadających w pobliżu spadochoroniarzy. Nie mógł pogodzić się z myślą, że zostawił kolegę na śmierć. To czy mógł mu pomóc pozostawało kwestią dyskusyjna i pewnie będzie prześladować go do końca życia, przecież sytuacja mogła wyglądać całkowicie odwrotnie. To on mógł leżeć w kałuży własnej krwi, dogorywający i wołający o pomoc. Czy Peterson też by go zostawił?
Nie mógł już nic zrobić patrol był zbyt blisko by ponownie wychylać się z krzaków i ryzykować własną śmierć.
Niemiecki motocykl już był na tyle blisko, że widać było już światła jego reflektorów na drodze. Kruk zamarł z przerażenia. Czuł jak ręcę mu drżą. Przygotował broń i ułożył się w odpowiedniej pozycji do strzału.
Rozpędzony patrol właśnie przemknął tuż koło ukrytego w krzakach szeregowego. Ten jednak zamiast otworzyć ogień zamarł. Wstrzymał oddech i modlił się w duchu, by pojechali dalej. Czuł, że jego ciało odmawia mu posłuszeństwa. Choć myśli duch krzyczały, by coś zrobił ciało pozostało głuche na te rozkazy. Leżał sparaliżowany na wilgotnej ziemii i obserwował z przerażeniem jak motocykl zwalnia. Wyglądało jednak na to, że zatrzymają się przy Petersonie.
Wtedy stał się cud, bo tylko tak można to określić. Kruk nie mógł uwierzyć, że jego kumpel miał tyle sił i odwagi by to zrobić. Nie pojęte było skąd znalazł sobie tyle sił. Kruk zauważył tylko jak Peterson rzucił pod koła motocykla granat. Czas jakby nagle zwolnił. Wszystko było takie wyraźne i przejrzyste. Learndor widział to wszystko i nadal leżał bezczynnie. Kierujący motocyklem niemiecki żołnierz skręcił gwałtownie w lewo, próbując oddalić się od nieuchronnej eksplozji. Jego manewr być może ocalił mu życie, ale jego kolega siedzący w koszu nie miał tyle szczęścia. Motocykl przewrócił się na bok dwóch niemieckich żołnierzy odleciało w przeciwnych stronach. Nie było wątpliwości, że ten który wylądował na drodze nie żyje. Siła wybuch oderwała mu rękę i wyrwała ogromną dziurę w klatce piersiowej. Kierowca który w ostatnim momencie rzucił się w krzaki przeżył i teraz próbował szybko się ukryć i znaleźć bezpieczną kryjówkę. Szeregowy Learndor stracił go z oczu, ale po chwili usłyszał serię z karabinu i krzyk dobiegający z drogi.


Szeregowy Greg ‘Black’ Sheen
Czy ja jestem tchórzem? To pytanie kołatało sie w głowie młodego szeregowego, gdy biegł po francuskim polu. Wolał uciec przed niemieckim patrolem i ukryć się w bezpiecznym miejscu niż zaryzykować atak. A tam na drodze został przecież ranny żołnierz. Jego towarzysz broni, być może kolega.
- To mogłem przecież być ja, kurwa! - rugał się w myślach.
Pocieszał się tylko tym, że przecież nie był jeszcze przygotowany do walki, a odległość do drogi była dość znaczna. Czy jednak było to wystarczające usprawiedliwienie?
Greg przebieg kilkadziesiąt metrów i rzucił się na ziemię, gdy usłyszał że niemiecki motocykl jest niebezpiecznie blisko. Lepiej było nie rzucać się w oczy. Słyszał wszystko wyraźnie. Cały dramat jaki rozegrał się na drodze. Najpierw patrol zwolnił, a chwilę później powietrze wypełnił huk eksplozji granatu. Minęły dwie, może trzy sekundy gdy seria z automatu pozbawiła kogoś życia. Greg leżał twarzą do ziemi słuchając tego wszystkiego i zastanawiał się co teraz.


Porucznik Patrick George Kelly
Maszerowanie w przemczonym mundurze nie należało do najprzyjemnieszych rzeczy. Porucznik Kelly cieszy się jednak z tego że żyje. Brakowało przecież tak niewiele, a wojna skończył by się dla niego zanim tak naprawdę się zaczęła. Idąc wraz z sierżantem Montanom w stronę drzew, zastanawiał się czy ktoś z dowództwa przewidział taki rozwój wypadków. Wyglądało na to, że nic z zaplanowanych przed inwazją rzeczy się nie sprawdziło. Starcili wiele samolotów i szybowców, a przede wszystkim ludzi. Sprzęt można odbudować i uzupełnić, ale ludzi nic nie zastąpi. Kelly dokładnie pamiętał słowa prowadzącego kurs oficera, jeszcze w Stanach. "Nie macie nic cenniejszego niż życie waszych ludzi. Chrońcie je za wszelką cenę. Każdy pojedynczy żołnierz jest bezcenny dla armii"
Gdy słyszał je po raz pierwszy, to wydawało mu się że trącą strasznym patosem, ale teraz... Teraz widział, że każdy kolejny spadochroniarz którego spotkają zwiększy ich szanse przeżycia na obcej i wrogiej ziemi.
Odnalezienie kogokolwiek w tych warunkach było jednak nieprawdopodobnie trudne. Rozrzuceni w promieniu wielu kilometrów, nieznający terenu, po wrogim ostrzałem, nie mieli na kogo liczyć.
- Czy cała inwazja nie zakończyła się już właśnie teraz? Czy mamy jeszcze jakieś szanse na powodzenie misji? - zastanawiał się Kelly.
Odrzucił jednak od siebie czarne myśli, mieli wszak zadanie do wykonania. Trzeba było zostawić rozterki i rozmyślania na inny czas. Teraz konieczne było działanie.
Porucznik Kelly pomyślał jeszcze o żołnierzach, którzy teraz są na morzu i za parę godzin będą forsować francuskie plaże, bez wsparcia jego ludzi będą skazani na porażkę. Trzeba było zająć drogi prowadzące na plaże i nie dopuścić, by Niemcy przesłali nimi wsparcie dla obrony wybrżeża.
Parę metrów przed linią drzew obaj żołnierze padli i zaczęli się czołgać. Jak się okazało przed nimi ciągnęła się wiejska droga. Nie była to na pewno główna droga prowadząca na plaże, ale dzięki niej będzie można określi swoje położenie.
Porucznik Kelly wraz z sierżantem Montanom zalegli w przedrożnym rowie.
- Diego obserwuj drogę, ja poszukam mapy.
- Tak jest - odparł sierżant.
Kelly wyjął przemoczoną mapę i w bladym świetle księżyca próbował choć w przybliżeniu zlokalizować swoje położenie. Miał jednak za mało danych by precyzyjnie wskazać miejsce w którym się znaleźli.
- Niech pan spojrzy, panie poruczniku.
Montana wskazał ręką na drogę. Zza zakrętu wyjechał niemiecki patrol motocyklowy. Obaj zareagowali automatycznie, sięgając po broń i przygotowując się do walki. Nie było to jednak konieczne, gdyż jak się okazało w przydrożnych krzakach odalonych od nich o jakieś dwieście metrów, najwyraźniej znajdowali się ich koledzy. Ktoś cisnął granat pod koła motocykla i ten wyleciał w powietrze. Po chwili słychać, było jeszcze tylko krótka serię z automatu, po czym walka ucichła.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline