Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2009, 12:47   #19
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Kolejny dzień minął spokojnie, Lilla się trochę wyalienowała z zadania, w całości biorąc na siebie rolę gospodyni. To ona wytłumaczyła nowym na czym polega ich misja i to ona zadbała by było im wygodnie i by czuli się jak najmniej obco. Kiedy te wszystkie ważne rzeczy zostały wykonane wróciła do ćwiczeń, mandoliny ciągle jej było mało, ciągle dźwięk był niedoskonały, ciągle było tyle do poprawienia w jej technice. Zaabsorbowana nawet nie zauważyła gdy wszyscy się rozeszli do swoich spraw i została sama z Katriną. No dobrze, to nie do końca prawda; zwróciła uwagę na olśniewający wygląd Alexandry, ale on nie zabolał. Nie zadurzyła się w przyjaciółce dla olśniewającej urody, a przynajmniej nie dla urody ciała.

Gdy zostały same w domu, Katrina dość niepewnie zbliżyła się do ćwiczącej Lilli, siadając obok.
- Czy... Jak bardzo zmieniają ludzi te niebezpieczeństwa, z którymi się spotykaliście? Zawsze chciałam uciec z tego lasu, a nawet nie wiem, czy było warto. Boisz się tego wszystkiego? Ja czuję się zagubiona, mówiąc całkiem szczerze. A w czasie całego swojego życia poznałam mniej ludzi, niż mam palców u rąk.
- Czy się zmieniają? - Lilla zastanowiła się głęboko, minęło w sumie tak niewiele czasu od kiedy opuściła dom, a tak wiele się zdarzyło - Teoretycznie najwięcej powinno się zmienić kiedy przeczytałam imię Elyssy ze świeczki, ale to nieprawda, to dało mi tylko nowe możliwości. Zmieniliśmy się już wcześniej, głównie wtedy kiedy umierali bądź odchodzili nasi przyjaciele, a my nadal parliśmy na przód. Jak trafiliśmy do Midd byliśmy banda dzieciaków zdumionych ogromem miasta, a teraz... Widzieliśmy wiele wspaniałych rzeczy one pozwalają nie myśleć o niebezpieczeństwie.
- Teraz to ja czuję się jak dziecko. Już Talga była dla mnie dużą osadą, miasta przytłaczają. - ściszyła głos - Głównie zapachem, jeśli mam być szczera - Roześmiała się, bardziej rozluźniona. Złotowłosa okazywała się najsympatyczniejszą z osób, które tu poznała - A moc? Zdolności? Uczyłam się od matki od dziecka i... gdy zmarła... umiałam prawie tyle co ona, uważając, że to dużo. Ale gdy poznałam Kallora... Wiesz, wydaję się być taka malutka, jak kamyczek na ścieżce.
- Ohh.. przy Kallorze to wszyscy się tak czują -
paladynka roześmiała się szczerze - może poza Alexą, ale ona zna go od dziecka, no i Angelą. A swoją drogą na Angele uważaj, ona jest... Pomaga nam, długo i chyba bezinteresownie , ale to nie jest dobra osoba. Powiedz mi jak byłaś w Taldze.. widziałaś kogoś z mojej rodziny?
- Przepraszam, ale nie przebywałam tam długo. Wciąż jestem dla nich wiedźmą z lasu, takiej reputacji ciężko się pozbyć. Zwłaszcza jak na prawdę praktykuje się magię. Silia jest również czarodziejką, prawda?

Nagłe zainteresowanie zabłysło w jej oczach i spojrzała paladynce w oczy. Wątek Angeli wolała pominąć milczeniem, przecież nikogo jeszcze nie znała.
- Tak, jest czarodziejką. Chwilowo wybrała przebywanie z ojcem, brakuje tu jej bardzo. W sumie wpierw ruszyliśmy w świat dla niej. Wiesz zupełnie cię nie pamiętam z Talgi...
- Nie dziwię się. Przychodziłam do wioski tylko wtedy, gdy potrzebowałyśmy czegoś, czego nie da się znaleźć w lesie lub wyczarować. Moja matka... była bardzo zamkniętą osobą. Pokłóciła się nawet z mistrzem Silii kiedyś, gdy spotkali się pierwszy i ostatni raz w życiu. Obie urodziłyśmy się z magią we krwi, jak mi potem tłumaczyła, a on nauczył się wszystkiego z ksiąg. Zdaje się, że Jens mnie tylko rozpoznał, zapuszczali się czasem w las. Matka wciąż powtarzała, że w końcu zrobi z nich ropuchy.

Uśmiechnęła się do wspomnień, ale uśmiechem, który gaśnie bardzo szybko.
- Ahhh.. Derek mi coś opowiadał! No, ja głównie czas spędzałam w świątyni Pana Poranka. Jej, czuje się jakby to wszystko było stulecia temu
- Czas chyba mija wam inaczej? Zupełnie nie przypominacie psotliwych podglądaczy z lasu. Czy... czy to śmierć tak działa? Myśl, że mogę być zabita przez jakiegoś potwora podpowiada mi też, że w lesie było chociaż bezpiecznie. Nie licząc tych, którzy mieli ochotę na ładne wiedźmy.

Skrzywiła się. Nie miała nawet o czym mówić, wszelkie jej wspomnienia dotyczyły lasu i matki.
- Nie jest bezpiecznie - Lilla pokręciła głową, czy Kallor jej nic nie powiedział, na co się decyduje? - Dwóch z nas juz poniosło śmierć, a kilka dni temu wszyscy śniliśmy ten sam sen; o mrocznych mężczyznach chcących nas zabić. Może powinnaś wrócić? Jak Kallor ci nie powiedział co się dzieje nikt niema prawa od ciebie wymagać pozostania, to nie twoja walka przecież.
- Zgodziłam się pomóc. Może matka nie była idealna, ale nauczyła mnie dotrzymywania obietnic. Mogłabym tylko wrócić do lasu, nie znam innego życia. A wy nie wydajecie się uważać mnie ani za straszną wiedźmę, ani za naiwną, zagubioną dziewczynkę, którą można by w jakiś sposób wykorzystać. -
zamilkła na chwilę, spuszczając na chwilę wzrok, ale szybko znów uniosła głowę, a ciemnoskóra twarz wyrażała determinację - Podejmę to ryzyko, nie da się wiecznie chować w lesie za plecami matki.
- Przecież to nie są jedyne opcje. Możesz budować swoje życie tu, w Midd, gdziekolwiek. świat jest bardziej otwarty niż Talga. Ale oczywiście ucieszę się jak zostaniesz z nami. Niedługo całą Talgę wyludnimy.

Po chacie rozniósł się wesoły śmiech paladynki.
- Dla i tak było w niej dużo osób. - uśmiechnęła się również - Podjęłam już decyzję. Niełatwo mnie zniechęcić, jestem uparta.

- Jak my wszyscy, każdy na swój sposób. Aż dziw, że tak długo udało nam się wytrzymać razem - kolejny wybuch wesołości odbił się od ścian - A powiedz mi.. zajmujesz się magią ognia jak Silla?
- Nie, brońcie bogowie! Obawiam się, że magia ognia to ten podtalgijski las by nie wytrzymał. -
była zupełnie poważna - Moją domeną jest ziemia, skała i duchy. Ale Silia może rzucać inne czary prawda? Ja nie, magia siedzi mi w głowie i za nic nie pozwala się zmieniać. To... ciężko wyjaśnić.
- Chyba tak, ja nie rozeznaje się w tym. Swoje dary dostaje w prezencie od bogów. Skoro lubisz skały spodobało by ci się chyba w krasnoludzkich miastach, które odwiedziliśmy. Były piękne, wykute w kamieniu i ciągnące się kilometrami pod ziemią...

- Ja... nie wiem. W życiu widziałam tylko las, nigdy nawet nie byłam pod ziemią, nie wspominając o górach. Czy krasnoludzkich miastach. To wszystko brzmi tak... nierzeczywiście. Jakby istniało tylko w opowieściach, a przecież wiem, że tak nie jest.
- To może pominę opowieści o balu u krasnoludzkiego króla, na którym byliśmy honorowymi gośćmi, co? -
Kalvarównie wybitnie dopisywał humor tego wieczora, tak i teraz się roześmiała - Albo jeszcze lepiej; pokaże ci sukienkę w jakiej wystąpiłam.
Nie czekając na odpowiedz poczęła przeglądać swoje tobołki by po chwili wyjąć białą, prostą suknię z niebieskimi dodatkami.
Katrina starała się nie okazywać nadmiernej ciekawości, ale i tak dotknęła materiału, pieszcząc go dłońmi.
- Piękna. Ja mogę o takiej tylko pomarzyć. Może kiedyś... Przebywanie z wami może jest niebezpieczne, ale wydaje się mieć i dobre strony. Ja nawet nie mam zapasowej spódnicy.
Puściła materiał, gdy zrobiło się jej głupio. Czuła... zazdrość? Nie była pewna tego uczucia, przecież Lilla nie chciała jej dokuczyć.

- To może przymierz co? Zdaje się, że mam trochę szersze ramiona, ale i tak powinna dobrze leżeć. W sumie raz ją miałam na sobie, męskie ubrania i zbroja jednak najlepiej mi pasują.
- Trochę... mi głupio. Przed wami nawet nie widziałam kobiet ubierających się w męskie ubrania.
Wstała, biorąc do rąk suknię i przyglądając się jej. Nie była niska i malutka, czemu miałaby nie spróbować.
- Skoro... skoro i tak niedługo czas do łóżka... wiem, nędzna wymówka.
Zaczęła się rozbierać, chichocząc przy tym jak mała dziewczynka i nie krępując się w obecności innej kobiety. Z matką miały tylko jedną izbę.
Lilla z uwagą przyglądała się rozbierającej Katirnie, jakoś od czasu wchłonięcia części jaźni Elyssy inaczej patrzyła na otaczających ją ludzi, a magiczka była śliczną dziewczyną, zgrabna i proporcjonalnie zbudowaną, a o jej ciele niejeden mężczyzna mógł śnić. Fakt, że najwidoczniej kompletnie nie zdawała sobie z tego sprawy też był uroczy.
- Wyglądasz bardzo ładnie, ale myślę, że jak kiedyś będziesz kupować suknię zdecyduj się na wiśniową. Wspaniale podkreśliła by Twoje włosy...
Dziewczyna nigdy nie patrzyła na siebie w taki sposób i nie określała w kwestiach atrakcyjności. A teraz podziwiała się w białym, opinającym przyjemnie ciało materiale sukni, prezentując się też nieświadomie Lilli.
- Zawsze nosiłam brązy i czernie. Ciemne i najtańsze. I zdecydowanie nie tak przyjemne. Dziękuję.
Nie sprecyzowała czy dziękuje za możliwość przymierzenia czy miłe słowa i ściągnęła strój, ciągle pilnując by nie pobrudzić lub o zgrozo nie zahaczyć nim o coś. Oddała go z niemal czcią i błyskiem w oczach.
- Zatrzymaj, mi się raczej nie przyda i tak wolę przede wszystkim wygodne ubrania. A ty jak stwierdziłaś nie masz nawet spódnicy na zmianę. A z czerni i brązów powinnaś zrezygnować. Słuchaj znawczyni, która wiedzę tą zdobyła w sekundę.
- Czerń i brąz pasuje do mojej natury. I mocy, którą się posługuję. Sprawię sobie własną suknię, gdy już będzie mnie stać. Zresztą, kto by zwracał uwagę na to, czy ładnie wyglądam? Ubranie wybierałam ze względu na praktyczność. - uśmiechnęła się do paladynki sympatycznie
- To zupełnie jak ja, ale suknie na razie zatrzymaj, u mnie i tak tylko czekają na nią mole. I zdecydowanie powinnaś się wybrać do krasnoludzkich miast; ziemia ma znacznie więcej barw niż czerń i brąz...
- Ale nie biel. Czuję się... dziwnie odsłonięta w tym kolorze.
- No.. jak wolisz. Chociaż wyglądałabyś jak pierwsza sasanka wczesną wiosną.

Karina zarumieniła się.
- Wiesz, Lilla... to moja pierwsza taka... babska rozmowa w życiu. A to jak mówisz... czuję się dziwnie.
- Nie chciałam cię wprawić w zakłopotanie, naprawdę. To... to wszystko co się dzieje, co nas otacza, to sprawia, że musimy ufać sobie nawzajem. Bez przyjaźni zaufanie jest ciężką sprawą, a bez zaufania jest śmierć. Ufamy Kallorowi i to, że wybrał ciebie i Quinna to nam całkowicie wystarczy by otoczyć was przyjaźnią
- Dziękuję. To... miło mieć się do kogo odezwać...
- Proszę uprzejmie, zawsze do usług.
-ciepły uśmiech znów pojawił się na twarzy paladynki - Potrafisz śpiewać?
- Zupełnie nie umiem. I lepiej bym nie próbowała, nie znam nawet żadnej piosenki. Pamiętaj, że czerpię moc z ziemi i skał. Mało w nich romantyzmu.
- Nie zgodzę się, jest wiele pieśni opiewających piękno ziemi. Wszak to ucieleśnienie samej matki natury, źródło życia, symbol płodności. Oddajemy ziemi swych zmarłych, dzięki niej egzystujemy, żyjemy.
- I zdecydowanie lepiej, gdy śpiewają je inni. Wczoraj pierwszy raz w życiu poznałam wiele różnych rzeczy. Twój śpiew był jedną z tych piękniejszych, przebił nawet moje kamienne serce.

- I uwierz nauczyłam się go całkiem niedawno, to jeden z tych darów, które przyniosły nam podróże.
- Może i ja nauczę się czegoś nowego? Ile masz lat, Lillo? -
spytała dość niespodziewanie
- Na jesieni skończę 18
- Ja dziewiętnaście. Prawie wszystkie w lesie. Ja... ja nawet nie wiem, jak to jest z nami i mężczyznami. -
powiedziała to zwyczajnie, bez skrępowania - Pewnie będziecie się śmiali z moich głupich pytań i niezrozumienia.
- No cóż, ja też z żadnym mężczyzną dotąd nie byłam -
Lilla spłoniła się lekko; wiedza przekazane przez świecę swoją drogą a wrodzona nieśmiałość swoją - Ale pytaj o wszystko. Nie ma głupich pytań są tylko takowe odpowiedzi. W sumie nie wiem czy Kallor powiedział by coś podobnego, ale pasowało bu to do niego.
- Kallor nie powiedział mi prawie nic. W zasadzie to dopiero Ty... oczywiście nie licząc wcześniej waszej opowieści. A i ona sama była niesamowita...
- Myślę, że najważniejsze dopiero przed nami. Późno w sumie już się zrobiło... czas chyba położyć się spać...
- W lesie żyłyśmy swoim rytmem, ale masz rację. Szkoda, że nie ma tu strumienia lub jeziorka, w którym można by się wykąpać...
- Mamy sporą miskę pełną wody. No i w mieście można skorzystać z łaźni.
- Chyba nie jestem gotowa na wyjście do miasta i to jakiejś łaźni, jakkolwiek wygląda. Miska musi wystarczyć.

Uśmiechnęła się i znów zaczęła rozbierać, tym razem już całkiem. Dopiero po chwili spostrzegła, że Lilla się jej przygląda.
- Yyy... pewnie nie powinnam pozbawiać się ubrania tak bezpośrednio, prawda? Przepraszam.
Zakryła się szorstką, nocną koszulą.
- Oh nie przejmuj się mną, ale na chłopaków uważaj. To znaczy na pewno nie zrobią ci nic złego, ale po co mącić im w głowach.
- Oczywiście, mam trochę przyzwoitości. Tylko nie wiem, czy dobrze ją pojmuję. Dziękuję za rozmowę. - uśmiechnęła się i zadziwiając siebie samą, przytuliła się na chwilę do Lilli, szybko odskakując, to też był przecież prawie zapomniany już przez nią gest.
Paladynka odwzajemniła uścisk, a przynajmniej próbowała kiedy Katrina odskoczyła jak oparzona. No cóż... Najwyższa pora była by kłaść się położyć.

Niestety dziewczynom nie dane było się wyspać, ledwo się rozdziały i położyły głowy na poduszkach odezwał się potężny łomot zwiastujący kłopoty.
-W imieniu straży otwierać drzwi!

Wojowniczka odruchowo chwyciła miecz i na palcach zbliżyła się do drzwi, przez wnękę w nich dostrzegła ponuro wyglądającego strażnika. Przez ułamek sekundy zastanawiała się czy nie poprosić, któregoś z bogów o łaskę poznania charakteru, ale to chyba by podpadało pod magię kapłańską, toteż zrezygnowała. Wyglądało na to, że mieli wystarczająco dużo kłopotów. Nie myśląc już wiele wdziała ubranie i otworzyła drzwi.

Tylko niesamowity instynkt i refleks zawdzięczany Elyssie ocalił ją od śmierci. Krew trysnęła jej z brwi na oko chwilę psując widoczność, ale już wycierała się rękawem, już chwytała swój miecz, już gotowa była do walki. Nadrzędnym celem było nie dopuścić wrogów do Katriny i skupić całą swoją uwagę na sobie. W gruncie rzeczy nie było to nawet specjalnie trudne; przeciwnicy rzucili się na widoczne zagrożenie, z mieczem w ręku dając chwilowo spokój magiczce. Po pokoju poniósł się szczęk metalu. Wspólne treningi z Gabrielem i Alexem na wydawały w końcu swój owoc, Lilla broniła się zaiście błyskotliwie. Tyle, tylko, że nie atakowała; ciężko było jej atakować bez zbroi i tarczy, które spokojnie leżały na stołku.
Zbijała i parowała ciosy cofając się w kierunku swojego ekwipunku. Krew nieustannie zalewająca oko stawała się niemałym utrudnieniem i paladynce już cisnęły się na usta słowa modlitwy. Nim zdążyła je wymówić pojawił się błysk, zrozumienie i olśnienie. Momentalnie skuliła się i szczupakiem skoczyła obok jednego z napastników, upadła na kolano za jego plecami i cięła szeroko poprzez plecy. Zawył i padł, trudno było przewidzieć czy umarł, ale na chwilę na pewno został wyłączony z walki. Drugi z okrzykiem wściekłości rzucił się na znajdującą się na wysokości jego pasa dziewczynę. Krótki miecz świsnął tylko koło jej ucha, gdy odskoczyła na jego prawą stronę. Błyskawicznie wstała na nogi i rzuciła się do przodu, mężczyzna nie zapanował nad zmieniającą położenie dziewczyną i po chwili ostrze zatopiło się w jego gardle. Padł bez tchu, a paladynka rozejrzała się za kolejnymi wrogami.

Nie było nikogo więcej, ziemna bariera postawiona ani chybi przez Karinę powstrzymała na chwilę napaść. Za nią kotłowali się ludzie, trudno było określić ich liczbę, gorąco usiłujący się przebić. Nie mając czasu do stracenia Lilla chwyciła róg i zagrała. Potężny ryk poniósł się po dzielnicy, a Kalvarówna zamknęła oczy skupiając się głęboko. Pierwej chciała dodać odwagi tym wszystkim, którzy mogli ją usłyszeć, po drugie skupiła się na przekazaniu informacji dla Alexandry.
~ Zaatakowali nas w domu. POMOCY!!! ~
Nie miała bladego pojęcia, czy psioniczka może odbierać wiadomości od osób pozbawionych tego talentu, nierozsądne było jednak zaniedbywać jakąkolwiek szanse na ratunek.
Bariera została nieomal przebita, kiedy odrzuciła róg i chwyciła tarczę. Stanęła z prawej strony drzwi podnosząc miecz do ciosu, który miał paść na głowę pierwszego nieszczęśnika przekraczającego próg.
 
Nadiana jest offline