Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2009, 11:17   #11
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Wieczór był spokojny, a przynajmniej na taki się zapowiadał. Po fiasku, jakim zakończyło się poszukiwanie Elizabeth, Lilla rzadko opuszczała dom. To wrogie religii miasto wyraźnie jej nie sprzyjało i rozsądniejszym wydało się poświęcić czas na udoskonalanie swych zdolności i dążeniu do perfekcji.
Jeśli chodziło o walkę czuła się całkiem dobrą wojowniczką (choć Alex kilka razy udowodnił jej, że pewne ćwiczenia ciągle pozostają niezbędne), zaś jeśli chodziło o śpiew i grę coraz więcej informacji wyciągała otchłani podświadomości i coraz więcej radości jej to sprawiało. Przed kilkoma dniami zaledwie, udała się z Jensem za miasto, gdzie w końcu odważyła się zadąć w róg. Była jakaś pierwotna siła i potęga w niskim dźwięku, który niósł się po lesie. To nie był instrument, na którym mogła grać Elyssa, ale Lilla czuła, że dobrze pasuje do niej.

Jak już była mowa tego spokojnego wieczora spokojnie ćwiczyła kantaty, kiedy rozwarł się portal. Paladynka instynktownie chwyciła za leżący obok miecz, ale odłożyła go gdy tylko dostrzegła łysą czaszkę Kallora. Mistrz Alexandry zdecydowanie nie przejmował się czymś takim jak takt, dobre wychowanie i na przykład nieteleportowanie się ludziom niespodziewanie na środek pokoju, aż dziwne, że jego uczennica reprezentowała cechy osoby świetnie wychowanej, aż w nadmiarze. Jednak nie sam mistrz był na tyle interesujący, że Lilla odłożyła instrument, ale dwójka przybyła wraz z nim. Dziewczyna swym wizerunkiem (i brakiem efektów ubocznych teleportacji) nieomylnie przypominała wiedźmę, ale zdecydowanie z tych sympatycznych, gdy stała tak zalękniona nie bardzo wiedząc co się dzieje, mężczyzna zaś, biedak, męczył się pokonując negatywne skutki tego najszybszego sposobu podróżowania. Zdaje się, że to był jego pierwszy raz, cóż jeżeli miał z nimi zostać powinien zacząć się przyzwyczajać.

Lilla nie miała głowy na wyszukane pytania do psiona. W gruncie rzeczy do głowy przyszły jej tylko dwa, na które dostała natychmiastowe odpowiedzi.
- Wiadomym nam jest, że strażnicy świec znali tylko swoich następców ale skoro mamy kilka nazwisk wiesz coś o poniektórych?- dziewczyna sięgnęła po listę i zaczęła spokojnie czytać
-Nie wiem więcej o tych ludziach niż to, co można znaleźć w księgach. Niektórych z nich znałem osobiście, żadnego nie widziałem od bardzo dawna, od czasów wojny. Wątpię, by moja wiedza była pomocna i takie opowieści nie mają sensu - sprecyzuj pytania.
- Skoro nie wiesz, gdzie mogli by być teraz, nie mam więcej pytań odnośnie tej sprawy. Mam za to inne: skąd wynika i z czego się wzięło prawo zakazujące magii kapłańskiej w Tursgol?
-Nie ja ustalałem to prawo, należałoby spytać Strigoriego, prawda? Żadem z jego następców nie chciał zdjąć zakazu, ale czemu - zostawiam to wam do przemyśleń. Kapłani to dość... natrętna i wpływowa grupa społeczna. Bez nich jest prościej. Oczywiście na pewno nie jest to jedyny powód.

Odpowiedzi nie były satysfakcjonujące, ale na to Lilla nie liczyła. tylko chciała spróbować, ot tak po prostu, a nuż. Podczas, gdy inni zadawali swoje pytania paladynka zajęła się gośćmi, spytała czy są głodni (a pozieleniałego mężczyznę czy chciałby może coś do picia) i gdy tylko wyrazili chęć, ruszyła by przygotować posiłek. Oczywiście nie pominęła w tym Kallora.

Dopiero, gdy wszystkie pytania miały się ku końcowi zadała jeszcze jedno pytanie.
- Jak się miewa Elev? jak mu się powodzi?
- Elev ma się dobrze, wysłałem go, by ściągnął Silię. Potem może do was dołączy? Coraz lepiej radzi sobie ze swoją mocą.


Skinęła głową, taka odpowiedź była w pełni satysfakcjonująca.
 
Nadiana jest offline  
Stary 27-11-2009, 13:03   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
~Widzieć nie patrząc, słyszeć nie nadstawiając uszu; zdobywać informacje nie pytając~ kiedyś się tego nauczył... nie – uczył się, a przynajmniej zaczynał się uczyć. Gdyby się nauczył to nie wylądował by w więzieniu... a teraz nie był częścią „Wyprawy Smoka”. Cała dyskusja dotyczyła jakichś świec, przekazywanych kolejnym strażnikom... ~Jak zwykle – jak coś jest wartościowe i wygląda nijako to ktoś to zgubi, lub zepsuje; w najlepszym wypadku sprzeda... Gra warta świeczki~ mięśnie jego twarzy długą chwilę walczyły ze sobą wzajemnie, aby nie pokazać jakiegokolwiek uśmiechu – po tym pewnie sam mógłby wziąć łopatkę i zacząć kopać gdzieś za domem, albo w pobliskim lesie... Niektórzy nie mieli tyle szczęścia aby skończyć w więzieniu tylko gdzieś „znikali”...

Żołądek jakoś doszedł do siebie, choć i tak ścianki pozostały sklejone na dobre. Przez chwilę zastanawiał się czy wymioty były spowodowane starym chlebem czy przenoszeniem się w nietypowy sposób...

Pytania i odpowiedzi, nie poszerzały jego wiedzy, czasami były zbyt szczegółowe, czasami odpowiedzi były wieloznaczne... Jednego był pewny, a w zasadzie potwierdził tylko swoje przypuszczenie – ludzie tutaj stanowili zbiór – dość charakterystyczny i pozornie chaotyczny. Każdy reprezentował inną profesję...

Kiedy kobieta podeszła do niego szybko skojarzył kilka szczegółów. Poruszała się jak wojskowy przyzwyczajony do ciężkiej zbroi, ale z postawy biła też jakaś duma. Nie dostrzegł co prawda żadnych symboli religijnych, ale i tak celował w rycerza zakonnego lub paladyna... To ona wykonała także pierwszy krok w kierunku obcych, proponując jedzenie – czuła się tu gospodarzem i zapewne dowódcą...

~Świetnie. Jak wszyscy tutaj są święci i praworządni to chyba lepiej było stracić łapę.~

- Bardzo chętnie skorzystam z tej propozycji – powiedział cicho, żeby nie przeszkadzać w rozmowie – w zasadzie to poza jedzeniem mam jeszcze jedną prośbę. Oczywiście jeżeli można...

Zabrał ze sobą miskę i podążył za kobietą. W sąsiednim pomieszczeniu spojrzała na niego z niewypowiedzianym: „O co chodzi?”

- Chciałbym się umyć... Gdzie się znajdujemy? - zapytał gdy wskazała mu miejsce obmycia. - A, przy okazji jestem Quinn... Dziękuję Ci.

Zniknął na kilka minut doprowadzając się do lepszego stanu. Nie było to jakieś szczególne osiągnięcie, ale na dobrą sprawę potrzebował kąpieli nie mycia... Ile się dało tyle się udało... Koszula nadawała się tylko na szmaty, ale paradowanie z nagim torsem mogło być co najmniej nieodpowiednie... Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś co nadawałoby się na koszulę, przynajmniej tymczasową... Chociaż od razu coś pożyczyć – też było nieodpowiednie... Wytrzepał więc koszulę przez okno i założył ją na powrót.

- Doskonałe – skwitował pałaszując przygotowany posiłek. Starał się jeść normalnie, ale chyba i tak przypominało to dzikie młócenie łyżką...

Kobieta powróciła do pokoju w którym rozmawiano, ale i tak dostatecznie dużo było widać i słychać przez pootwierane drzwi.
 
Aschaar jest offline  
Stary 27-11-2009, 20:27   #13
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Stolik zbity z prostych, nieheblowanych desek, który stał w kącie chaty zaczynał powoli przypominać małe laboratorium. Albert jeszcze w Procampur bardzo lubił przesiadywać wśród szkła, dziwnych i egzotycznych zapachów jakie niezmiennie towarzyszyły sadybie Tregotora, kapłana – alchemika w Mauzoleum. Oczywiście jego wiedza w tej dziedzinie była niewielka w porównaniu do starego mistrza, ale zawsze go fascynowała. Teraz wśród retort, kalcynatorów i alembików znalazły się też miedziane rurki chłodnicy i atanator. Albert pędził bimber, jak powiedział z rozmarzeniem Gabriel. Zresztą kapłan dał mu spróbować pierwszej partii swojego destylatu. Ciecz, według narzekań wojownika była ostra jakby ją ze skorpionów pędził ale bez smaku, a kapłan zaś rzeczowo wyjaśniał, że nie o walory smakowe mu idzie a właśnie o tą moc i czystość. Alkohol był jedną z podstawowych baz wszystkich mikstur leczniczych, napojów wzmacniających i ziołowych specyfików.
Kapłan rankami wybierał się z Jensem za miasto i zbierał zioła i korzonki. Wiedza łowcy pod tym względem okazała się bardzo przydatna. Klimat w okolicach Tsuralgol, choć podobny do tego z Procampur był jednak nieco inny. Tutaj morze dużo bardziej wpływało na pogodę i przede wszystkim wilgotność, co z kolej wpływało znacznie na florę. W miarę upływu czasu kuferek zapełniał się destylatami. W czterech fiolkach kapłan przygotował bazę, tak aby później przy użyciu mocy Kelemvora stworzyć z nich proste mikstury leczenia. Modlitw jednak nie przeprowadzał, gdyż bardzo serio podchodził do malowniczych opowieści o wieszaniu kapłanów przy bramach. Nie miał dużej wprawy w zaklinaniu cząstki mocy bóstwa w miksturach i musiał do tego używać modlitw wymagających dużego skupienia i długiego czasu, tak aby uzyskać zadowalający efekt. A to z kolei powodowało, że każdy mag mógłby łatwo to wyśledzić.

Chodził też do karczem i słuchał opowieści, plotek i gędźby bardów. To miasto było niesamowite! Oprócz tego durnego prawa o religii, ma się rozumieć. Jednego wieczora zasiedział się trochę i omal nie wpadł na kobietę, która akurat wchodziła do gospody. Jej uroda i słowa uderzyły go jak obuchem. Kiedy płomiennowłosa piękność oderwała usta od jego warg, kapłan pomyślał że świat się właśnie skończył. Nimb niemalże czarodziejski odszedł wraz ze zwinnymi krokami kobiety. Kapłan stał jeszcze dłuższą chwilę zastanawiając co też właściwie się przed chwilą stało. Dopiero kpiące spojrzenia siedzących bliżej drzwi gości i nie skrywane już nawet uśmiechy spowodowały że Albert spłonił się czerwienią jak panna i wyszedł wreszcie na zewnątrz. Nie był przyzwyczajony do takiego traktowania, wiara nie nakazywała mu celibatu, ale srebrny symbol boga śmierci skutecznie z reguły tłumił wszystkie zapędy do zalotów. Srebrna waga odstraszała bardzo skutecznie. W końcu gdy pęd hormonów uspokoił się nieco Albert skojarzył wreszcie z kto zwrócił na niego uwagę. Najmłodsza córka lorda Henry`ego, Alissa. Cichutkim głosem odezwał się pragmatyk w duszy kapłana – może od niej udałoby się uzyskać jakieś bliższe informacje o Strigoriim. Tubalny głos napędzany hormonami przytaknął skwapliwie.

Wkrótce jak wrócił do chatki, pojawił się Kallor z dwoma nowymi osobami. Kapłan jednak był zbyt rozkojarzony, aby wypytywać z sensem arcypsiona. Myśli ciągle wracały do chwili kiedy zimna dłoń Alissy dotknęła jego piersi, a karminowe usta musnęły jego wargi. Zapytał tylko czy wzór ochronny się wzmocnił, po dostarczeniu przez Eleva zdobytych świeczek. Kallor spojrzał na niego jak na kapcana i potwierdził. Bo cóż innego mogło się stać. Na pytanie o szczegóły dotyczące wielce enigmatycznej osoby Strigoriego, mistrz Alexy wzruszył tylko ramionami.
Albert za to przypatrzył się dziewczynie i chłopakowi, którzy wypadli razem z Kallorem z teleportu. Przez chwilę pomyślał, że niedługo cała Talga ruszy im w sukurs i rozbawiony tą myślą, przywitał się z nowymi towarzyszami. Twarzy kobiety z wioski nie pamiętał, no ale nie było w tym nic dziwnego – Talgę opuścił sam tak dawno temu. Mężczyzna przedstawiający się jako Quinn nie był zbyt rozmowny, ale po jego zachowaniu widać za to było, że Kallor nie wtajemniczał ich w szczegóły zadania. Albert uśmiechnął się tylko na wspomnienie czasu kiedy to jemu Lilla opowiadała o tych wszystkich cudach, świeczkach, smokach.

Zaraz gdy zniknął arcypsion, Albert poprosił Angelę na stronę. Bywalcy karczem niewiele mówili o rodzinie Henrych a wiedza historyczna Alberta nie była zbyt rozległa. Angela rozszyfrowała go bezbłędnie zaledwie po kilku zamienionych zdaniach. Kapłan znów zaczerwienił się słuchając tego co wie towarzyszka o najmłodszej córce władcy Tsulargol. Niewielki uśmiech nie schodził z twarzy Angeli, kiedy mówiła że podobno miała ona w zwyczaju wielokrotnie odwiedzać gospody w poszukiwaniach, jak to ujęła adoratorów. Niezmiennie widywano ją przy takich okazjach z nieodłączną obstawą Ostrzy. Gdy wspomniała, że udało jej się znaleźć sposobność do dostania się do Twierdzy, kapłan powiedział towarzyszom o swoim spotkaniu, pomijając oczywiście te fragmenty, które go peszyły. Czyli w zasadzie powiedział tyle że spotkał Alissę Henry i spotka się z nią jeszcze dziś wieczorem i może coś uda mu się dowiedzieć. Resztę dnia spędził na przygotowaniach do wieczornego spotkania.
 
Harard jest offline  
Stary 27-11-2009, 21:34   #14
 
Oktawius's Avatar
 
Reputacja: 1 Oktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłość
Trening, trening i jeszcze raz trening.
Jak inaczej może spędzić czas chłop w sile wieku, który obiecał być tarczą dla innych?
Wielkiego wyboru niestety nie miał. Biegał sam, walczył z Alexem i Lillia. Idealne połączenie.
Podczas konfrontacji z sztyleciarzem wyostrzał swój refleks, a i opanował szybsze blokowanie, bardziej witalnych punktów. Za to podczas walki z Palladynka, szlifował umiejętności walki nowo nabytym mieczem, oraz zdobycznym sejmitarem.
Szło mu lepiej niż na początku, jednak dalej to nie było fechtmistrzostwo. Jednak ma jeszcze czas. Kupę czasu.

W domu Alex również zaskakiwał. Wynajął paru chłopa do posprzątania, zburzenia ściany i umeblowania sąsiedniego domu. Teraz jest raz że więcej miejsca, to dwa dziewczęta nasze spać będą oddzielnie. Druga opcja może i nie była jakoś specjalnie wspaniała, to jednak zachowa jakieś namiastki prywatności. No ale nic lepiej nie budziło z rana widok krzątających się kobiet w kusych strojach. No nic to, będzie trzeba znaleźć inne rozwiązanie... na przykład wiadro wody...

Mało ze sobą rozmawiali. Każdy w sumie gdzieś wychodził, załatwiając własne sprawy, albo zajmował się nimi w domu. Lillia grała coraz lepiej. Jak Jeans zauważył, gdy muzyka wydobywająca się spod jej palców, zagościła w ścianach chaty, pojawiał się mimowolnie uśmiech na niektórych twarzach, a i usiąść się wtedy chciało jedynie, wziąć do ręki coś do jedzenia, popitkę i posłuchać pięknej melodi. Pomyśleć nad paroma sprawami, zastanowić się co dalej.
I właśnie jedną z takich sielankowych chwil przerwał swoim wejściem Kallor. Co jak co, facet ma efektowne wejścia. I wysyłania zresztą też. Przypomniało się dla Gabriela jak jego właśnie wyrzucił do nowo-starych towarzyszy. Blondyn dosłownie został wypluty na środku wioski, zamieszkałej przez jakieś dzikie plemię. No kulturalne to raczej nie było, ale robiło swoje.
Chłopak, który wyglądał na starszego od Gabriela, nie miał mocnego żołądka. Głośne "blee" dało się pewnie i słyszeć na ulicy. Zwrócenie śniadania, przy nowo, jeszcze nie poznanych, ludziach, było pewnie bardzo upakarzające. No ale co poradzisz?
Kobieta, która towarzyszyła dla Łysego Psiona, oraz żygmistrza, była..... hmmm, intrygująca? Twarz tak jakby znajoma, jednak przypomnieć sobie dokładnie nie mógł skąd ją kojarzył.
Na pewno z okolic Talgi. Dokładniej się dla niej przyglądając, zwracając baczną uwagę na ubiór i laskę. Jednak gdy dopiero usłyszał jej głos, skojarzył że jest to ta, która z matką mieszkała poza "murami" rodzinnej wioski. Parę razy z ojcem i pozostałą częścią "straży", zapuszczali się do nich kontrolnie. I szybko wracali...

Gabriel nie miał pytań do Kallora. Sam do końca jeszcze nie połapał się w tych sprawach. Wiedział coraz więcej, wszystko jakoś się układało, ale dalej to był temat obcy dla blondyna. Świeczki, magia, smok, zaczerpnięcie pierwiastka duszy i umiejętności jakichś potężnych bohaterów i zaszczepienie ich w sobie. To jest kuszące. Nawet bardzo. Widząc zmiany które zaszły w każdej z osób, które wykorzystały moc świec, sam chciał spróbować. Jednak pozostało coraz mniej takich szans. I ciężko będzie trafić na jakąś odpowiadającą jemu. No ale na wszystko przyjdzie pora. Teraz trzeba się uporać z... no właśnie. Więc gdzie my teraz do cholery ruszymy?
 
__________________
Wolę chodzić do studia niż na nie po prostu,
palić piątkę do południa niż mieć ją na kolokwium.

511409
Oktawius jest offline  
Stary 27-11-2009, 23:45   #15
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Zwiedzanie miejskich bibliotek Tsurlagol jedno przyniosło zdecydowanie – wielkie rozczarowanie. Miasto było ogromne, ale zasób jego w wiedzy w formie pisemnej zaiste niewielki. Z pewnością było to w znacznym stopniu spowodowanie zakazem przebywanie w mieście kapłanom, którzy przy swych świątyniach posiadali zazwyczaj spore biblioteki.
To co udało jej się wynaleźć zupełnie nie zaspokoiło głodu wiedzy, jaki ostatnio się w niej obudził. Co było dziwne informacje o czasie przebudzenia Asterghornossorodina były bardzo enigmatyczne, ale i tak Alexa skrzętnie zapisała wszystkie co udało jej się znaleźć. Nigdy nie było wiadomo jakie informacje mogą się przydać. Dziwna była także skąpa ilość informacji o władcach Tsurlagol. Teoretycznie to im powinna być poświęcona większość zgromadzonej w miejskich archiwach wiedzy, tak przynajmniej sądziła psioniczka. Tymczasem było tego więcej niż wzmianek o Czasach Ognistej Zagłady, ale i tak zdecydowanie mało.
Z kolei ogromny natłok wiedzy o rodzie de Blight raczej ją przygnębił niż ucieszył. Wiedziała, że ród jest potężny, ale nie sądziła, że aż tak. Ilość rozgałęzień i potomków bardzo niwelowała szanse na ewentualne odnalezienie jakiegokolwiek powinowactwa. Próbowała je zapisać zrozumieć, ale w końcu postanowiła dać sobie spokój. Teraz i tak było to bezcelowe.
Wracała do domu codziennie zmęczona i rozczarowana, może właśnie dlatego propozycja Alexa, by spędzić jeden wieczór inaczej bardzo jej się spodobała, tym bardziej że nigdy wcześniej nie była nawet w prawdziwym teatrze nie mówiąc już o operze. Pomysł wspólnego kupowania sukni uznała jednak za nie najlepszy. Wydało jej się to zdecydowanie zbyt intymne.

Powiedziała Alexowi, że chętnie wybierze się z nim na przedstawienie, nie zdążyła jednak dodać nic więcej gdy zaraz obok pojawił się portal, a z niego wyłonił się mistrz Martus z kolejnymi „ochotnikami.”
To było dziwne. Myślała o nim ostatnio tak wiele, tyle miała pytań, a teraz gdy siedział w tym samym pomieszczeniu czuła jakby wszystkie te myśli gdzieś wyparowały. Jakby znowu była małą dziewczynką, a on surowym i wymagającym nauczycielem. Czekała aż swoje pytania zadadzą inni dawało jej to potencjalny czas na przemyślenia. Popatrzyła z ciekawością na nowo przybyłych, oczywiście wyglądali na takich co o niczym nie mają pojęcia. Jakoś jej to nie dziwiło w końcu Gabriel też został przysłany zupełnie „nieoświecony”.
Szalona lawina pytań jednak nie nastąpiła. Zaledwie Lilla zadała dwa pytania, a potem uciekła do kuchni pod pretekstem przygotowania jakiegoś posiłku. Popatrzyła na Kallora ich oczami. Dla niej był potężny i niezwykły, ale jakie uczucia wzbudzał w reszcie? Czy bali się jego mocy? Tego, ze ogląda ich dusze i myśli? Co powodowało, ze spuszczali oczy i unikali jego wzroku? Czy na nią ludzie też będą tak patrzeć? A może już patrzą?
Uśmiechnęła się do Martusa chyba coraz lepiej zaczynała go rozumieć:
- Mistrzu może znałeś Aleandila na tyle by wiedzieć kogo mógł on na swej liście zaznaczyć słowem „On”, wskazuje to prawdopodobnie na spory ładunek emocjonalny i raczej będzie to wróg niż przyjaciel... masz jakieś przypuszczenie, kto to może być? Zastanawia mnie też Strigorii, Twoje słowa.. że należałoby go zapytać... to jest realne? Czy on nadal żyje? Poza tym może obejrzenie twarzy tych ludzi ze snu pomogłoby Ci w rozpoznaniu kim są? Chyba całkiem dobrze zapamiętałam ten obraz, trudno byłoby go zapomnieć, więc cały czas mam go przed oczami.

Skoro Kallor miał pozostać w ich chatce cała noc, to będzie jeszcze okazja zadać pytania, które w międzyczasie pojawią się w jej głowie. Przynajmniej taką miała nadzieję. Może też znajdzie się chwila by porozmawiać na osobności?

***

Następnego dnia rano poszła na miasto znaleźć coś odpowiedniego do ubrania. Szukała długo, bo choć sukien wszelkiego rodzaju było na sprzedaż zatrzęsienie to jakoś nic jej nie odpowiadało. W końcu jednak znalazła: Idealny kolor fason i rozmiar. Zapłaciła żądaną cenę bez targów, obiecując sobie, że tę kreację zachowa zdecydowanie także i na inne okazje. Kupowanie sukien było zbyt kosztowne, by rozdawać je na prawo i lewo. Po drodze wstąpiła jeszcze do miejskiej łaźni. Potrzebowała nie tylko nowej sukni, ale także porządnej kąpieli. Wszystko to zajęło jej zdecydowanie więcej czasu niż przypuszczała, więc prawie biegiem wróciła do domku.
Do opery, z dzielnicy w której mieszkali, był spory kawał drogi, wprawdzie Alex postanowił wynająć miejski powóz by ich tam dowiózł, ale nie chcieli wzbudzać sensacji i umówili się z woźnicą dwie uliczki dalej. Jednak Alexandra nie miała już wiele czasu na przebranie się i przygotowanie. Poszła do pokoju, który dzięki zaradności Alexa miały do dyspozycji dziewczyny i szybko założyła swój nowy nabytek. Potem rozpuściła i rozczesała włosy, które także dziś umyła w łaźni czymś poleconym przez łaziebną z dodatkiem wonnego olejku. Teraz pachniały bzem. W końcu przygotowana wróciła do wspólnego pomieszczenia gdzie czekał na nią Alex.

 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 28-11-2009 o 16:48.
Eleanor jest offline  
Stary 01-12-2009, 22:29   #16
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kallor nie okazywał postawą ani gestami żadnych konkretnych emocji, ale można było odnieść wrażenie, że całkiem się cieszy z niewielkiej ilości pytań, które mu zadano. Mógł oczywiście myśleć, że albo wiecie już tak dużo, albo pytań nie umiecie sformułować, ale tak czy inaczej, odpowiadało mu to. Nie był z tych towarzyskich i rozmownych, a sprawy wyjaśniał prosto i szybko. Konkretnie też odpowiedział Alexandrze.
-Nie wiem, co oznacza "ON". Ale przemyślę to, masz rację, że musiał być to ktoś ważny. Ale możemy brać pod uwagę również pomniejszych bogów. Nie znałem tego elfa osobiście.
Nad kolejnymi pytaniami myślał dłużej, w swoim zwyczaju siedząc przez ten czas nieruchomo i nie zwracając na nic uwagi. Ale odpowiedź była bardziej konkretna.
-Elf najwyraźniej wiedział co wpisuje. Nie pamiętam, który z Henrych rządził wtedy podczas Ognistej Zagłady, ale oni nie różnią się od siebie za wiele. Prawdopodobnie Lord Henry to właśnie Strigorii, kim lub czym jest - nie wiem, ale jakoś umie przedłużać swoje życie. Jestem też pewien, że tutaj w Tsurlagol część osób to wie, ale wszyscy milczą, nie chcąc zawisnąć. Każda legenda ma cząstkę prawdy, może ów czarodziejka jest przy nim od dawna i to jej moc daje im wieczne życie? Ciężko powiedzieć. Córki za to pojawiły się dość niedawno.
Napił się wody, z kubka, który zmaterializował się w jego dłoni.
-Widziałem już tych osobników, ale nie wiem jeszcze kim są. Dowiem się niedługo, poinformuję.
Wstał, jako, że pytania się skończyły.
-Miejcie się na baczności i podążajcie za tropem. Każdy wasz sukces przybliża nas do celu. Alexa wie jak się ze mną skontaktować, bedę w Midd przez chwilę, potem w wieży Hornów. Żegnajcie i... powodzenia.
W jego beznamiętnym głosie zabrzmiała jakaś nuta emocji, ale chwilę potem już go nie było. Zniknęła również psioniczka, ale ona powróciła po dość krótkiej chwili. Czas w innej czasoprzestrzeni biegł inaczej, tam bowiem trafiła, chociaż sama nie do końca zdawała sobie z tego sprawy. Za to miała chwilę na osobności ze swoim mistrzem.

Reszta wieczoru, noc i następny dzień wróciły do normalności - każdy wykonywał swoje proste czynności, a nowo poznani zostali dokładniej przedstawieni, albo przynajmniej poznali imiona wszystkich tych, którzy już w sprawę byli zamieszani. Nocą nie było sensu już nic tłumaczyć, toteż utuleni do snu muzyką Lilli położyli się do łożek, których znów zrobiło się nieco za mało.
A potem, w dzień, trzeba było tłumaczyć i opowiadać. Który to już raz? Opowiadać o dwunastu zagubionych świecach strzegących więzienia potężnego smoka. Na szczęście skrócona część tej opowieści nie była trudna - ot, dwunastu osobników żyjących sto siedemdziesiąt lat temu stworzyło wzór i przelało część swojej mocy do świec strzegących więzienia. A teraz świece wróciły do właścicieli - odzyskali już pięć z nich, kolejne siedem czekało. I następny cel - Strigorii - znajdował się gdzieś w tym mieście, Tsurlagol. Bo gdzie indziej szukać jego założyciela, lub szczątek owego założyciela. Tylko potem były pytania, dopytywania i szczegóły. O tych, którzy już byli, o mocy świec, o tym, że tylko jedna osoba najczęściej zna prawdę o tym, kto jest następny. Na szczęście dzień jest długi, a niewielu z nich miało jakieś konkretne zajęcia. Tylko Jens znów poszedł na krótkie polowanie, chcąc zdążyć powrócić przed wieczorem. Tak, właśnie. Wieczór tego dnia miał być zupełnie inny, dla wszystkich.

***

Albert spędził na prawdziwym szykowaniu się wcale nie tak wiele czasu. Najlepsze posiadane przez niego ubranie, zadbanie o czystość i schludność, nawet wyczesanie czarnych włosów. Ale na dobrą sprawę, ileż to czasu mogło zająć? Niewiele, niestety dla pochłoniętego przez myśli młodzieńca. Gdy nie miał co robić, atakowały go myśli. Jak będzie? Jak zachować się przy członkini szlacheckiego rodu, którego głowa jest namiestnikiem miasta? Co powiedzieć? Wiedział dokładnie jakie krążyły plotki na temat Alissy, ale nawet nie wiedział, czy były prawdziwe. Spotykała się z różnymi ludźmi, ale każdy z nich mógł potem równie dobrze kłamać, nawet zmuszony przez aparat władzy. Nie mógł skupić się na niczym, a coś tak skomplikowanego jak tworzenie mikstur w ogóle nie wchodziło w grę. Wreszcie jednak nadszedł wieczór i jak tylko słońce chyliło się ku zachodowi, Albert ruszył ku karczmie.

Gdy przyszedł, oczywiście jeszcze jej nie było. Zresztą pospieszył się, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach i czekał jeszcze z pół dzwonu na pojawienie się Alissy. Najgorzej było wytrzymać spojrzenia tutejszych bywalców, taksujące go od góry do dołu, zawistne, nieprzyjemne lub ciekawskie. Plotki rozchodziły się w tempie błyskawicy w tym mieście, a zdawało się, że im mieścina większa, tym trudniej będzie im krążyć. Ale i kilku ludzi z poprzedniego wieczora kojarzył. W pewien sposób zdobył tu uznanie, ale niekoniecznie sympatię. Każde z nich chciałoby być tym wybrańcem. Ale Albert nie doczekał się na pannę Henry w tym przybytku, zjawił się za to członek Ostrzy w pełnym uzbrojeniu, po czym wskazał kapłanowi wyjście.
-Panna Alissa czeka. Proszę ze mną.
Cóż, dziewczyna najwyraźniej nie miała zamiaru zawierać bliższych znajomości w podrzędnej karczmie.

Powóz, którym podjechała, był piękny i ogromny. W środku pewnie i z kilkanaście osób by się zmieściło, a na zewnątrz wciąż było miejsce dla woźnicy i czterech Ostrzy. Czarny, zdobiony srebrnymi ornamentami, był na prawdę cudownym okazem. Ale to nie dla niego tu przybył, a to, co kryło się w środku, było znacznie piękniejsze od jakiegoś tam przedmiotu. Alissa Henry przywitała go pięknym, pełnym uśmiechem, podając mu do ucałowania swoją smukłą, zimną dłoń. Ubrana była w jedwabną, czerwono-złotą suknię, która nie miała ani dekoltu, ani rozcięć na dole, za to była tak lekka i zwiewna, że Albert już po kilkunastu sekundach wiedział, że dziewczyna pod nią nie ma zupełnie nic, a i wyobrażać sobie nie musiał wiele, gdy materiał napinał się na jej kształtnych piersiach. Prowokowała i była tego świadoma. Gdy drzwiczki się zamknęły, powóz ruszył.
-Wybacz niedogodności, ale nie wiedziałam, gdzie mieszkasz. Następnym razem podjadę pod same drzwi.
Roześmiała się perliście, a kosmyk rudych włosów wyrwał się z pięknie ułożonej fryzury i opadł na oko. Odepchnęła go bezwiednie i niespodziewanie podała chłopakowi dłoń.
-Nie mieliśmy ostatnio czasu nawet się odpowiednio przywitać. Jestem Alissa.
Znów ten uśmiech. Opanowała jego umysł i nawet mu to nie przeszkadzało. Ledwo wypowiedział swoje imię. Przez całą drogę mówiła prawie tylko ona, nawiązując do spraw całkowicie neutralnych. Ale w końcu dojechali.

Karczma była jakieś pięć razy większa od tej, w której spotkał dziewczynę po raz pierwszy. I nawet nie trudziliście się z wejściem przez główne wejście - otworzono boczne drzwi, gdzie poprowadzono intymnym korytarzem do zupełnie odizolowanego pomieszczenia, gdzieś na uboczu. Był tu stół i dwa bardzo wygodne, wyściełane krzesła. Sam wystrój również obfitował w atłas, jedwab i miękkie, przywożone z daleka materiały pełne wzorów i kolorów. Lokal dla wyższych sfer. Kelner nalał wina. Były również potrawy, ale raczej nawet Alissa nie przyjechała tu jeść. Upiła łyk wina, trzymając przez chwilę kielich przy ustach i uśmiechając się tajemniczo. Byli sami, kelner wyszedł, podobnie Ostrza. Gdy przemówiła, Albert aż zadrżał. Jej głos był hipnotyczny i tak zmysłowy, jak tylko można było sobie wyobrazić.
-Pewnie zastanawiasz się, czemu ty? Wszyscy na początku się zastanawiają.
Wstała nagle, powoli okrążając stół. Wszystkie jej krągłości kołysały się pobudzająco.
-Znam opowieści na swój temat. - zachichotała, teraz zupełnie jak młoda dziewczynka - Wiedz jednak, że niewiele jest prawdziwych. To tylko... wstęp. Jeśli mnie zaciekawisz, mogę być zadziwiająco wierna. Bardzo zaciekawisz.
Podeszła blisko, bardzo blisko. Czuł chłód jej dłoni na swojej szyi, dotyk materiału sukni na swojej głowie. Jej piersi były niemal na wysokości jego oczu. Przełknął ślinę.
-Nie bój się, gryzę delikatnie.
Znów ten hipnotyzujący śmiech. Nagle sięgnęła po rzemień, wyciągając na wierzch symbol Kelemvora.
-Tym mnie zainteresowałeś, Albercie. Opowiedz o tym. Czemu czcisz śmierć?
Wciąż się uśmiechała. Przysunęła bliżej krzesło i usiadła na nim, zakładając nogę na nogę. Była cudownie piękna. Idealna. I tylko gdzieś głęboko w umyśle kapłana pojawiała się ostrzegawcza nuta. Że nie wszystko jest tak, jak być powinno. Że to nie on jest tu drapieżnikiem mającym swoją ofiarę na wyciągnięcie ręki. Oj, nie on. Brązowe oczy dziewczyny lśniły, czekając na odpowiedź. Podniecające było nawet to, jak piła czerwone jak krew wino. Zauroczyła go? Nie czuł przymusu, a ona nie rzucała czarów. Nie musiał odpowiadać, ale wiedział, że tylko tak może ją zainteresować.

***

Alexandra wywołała swoją kreacją niemałą sensację. Była piękna, to pewne, ale gdy widziało się ją na dodatek w takiej dzielnicy... nie można było przejść bez oglądających się głów. Alex był wyraźnie w niebie, a jego policzki pokrywał rumieniec.
-P... Pięknie wyglądasz.
Uśmiechnął się, a potem roześmiał.
-Wybacz, kompletnie nie wiem jak się zachować. W operze byłem raz i było to z Pugglem, sama rozumiesz...
Wzięła go pod ramię i poszli, na szczęście niedaleko - powóz już czekał. Nie był jakiś wystawny, ale wystarczający do tego, by wygodnie przejechać na drugi koniec Tsurlagol. Towarzyszący jej chłopak również ubrał się całkiem ładnie, ale po mieszczańsku - nie szlachecku. Prosta tunika i spodnie, chociaż z dobrego materiału, wszystko w ciemnych barwach - niektóre przyzwyczajenia ciężko zmienić. Nie wziął tylko broni, z którą nie wpuszczali do takich przybytków jak opera, zresztą w końcu miasto miało być bezpieczne, a powóz miał również odwieźć do domu po skończonym przedstawieniu.

Podróż była dość długa, ale wyruszyli również ze sporym wyprzedzeniem - przed budynkiem opery pojawili się nawet za wcześnie. Co też miało swoje zalety - ich powóz był jednym z biedniejszych, które podjeżdżały pod główne wejście i możliwe, że był jedynym wynajętym i przeznaczonym dla zwyczajnych mieszkańców. Niewielu go jednak widziało, gdyż odjechał szybko. Zaś sam gmach był... imponujący. Zbudowany z białego kamienia, przypominał trochę największe krasnoludzkie świątynie i bardzo możliwe, że to brodaci rzemieślnicy go projektowali i budowali. Ogromna kopuła była widoczna już z daleka, a marmurowe schody pięły się całkiem wysoko w górę. A dalej? Było tylko lepiej. Czerwone dywany, piękne gobeliny i atłasy. Wystrój surowy i bardzo gustowny, co i rusz pokazujący kunszt budowniczych - nawet każda balustradka była małym dziełem sztuki. Nie było dziwne, że bilety były drogie i trudno dostępne.

Ludzie również odpowiadali temu wystrojowi. Preferowano tu najwyraźniej kolorowy, pstrokaty styl kupców, którzy dorobili się małych fortun i tak chcieli okazać swój status. Podobnie jak ich żony - albo próbujące zaimponować ozdobami, albo ozdobami i pokazaniem sporego kawałka ciała. Ale i było sporo znacznie gustowniej i nie oszukujmy się - lepiej ubranych ludzi. Alexandra łatwo rozróżniała grupy społeczne, w przeciwieństwie do Alexa - sama przyciągając bardzo wiele spojrzeń. Prezentowała się pięknie, zwłaszcza na tle przeciętnych kupieckich żon. Wzrok wielu mężczyzn śledził ją uważnie, zaś towarzyszący jej chłopak nie do końca wiedział co można było z tym zrobić. Aż wreszcie jeden z pstrokatych i trochę zbyt przy tuszy mężczyzn w średnim wieku podszedł do niej i ucałował w dłoń.
-Moja piękna pani, wygląda pani na zagubioną. Jam Torres de Avinion! - prawdopodobnie sam sobie to wymyślił - Może szuka pani męskiego ramienia?
Jawna obelga nie uszła uwadze Alexa, który zacisnął pięści i poczerwieniał jeszcze bardziej. Ale zanim stało się coś złego, uwagę wszystkich zwrócił kto inny.

Do środka weszła para wysokich ludzi. On w czarnym smokingu, gustowny i majestatyczny, z krótko przyciętymi czarnymi włosami i niewielką bródką. Za ramię trzymała go posągowo piękna kobieta w karminowej sukni, ciągnącej się za nią po podłodze. Rozmowy umilkły, gdy wszyscy pochylali się w ukłonach. Lord Victor Henry wraz ze swoją małżonką budzili powszechny podziw i szacunek, to było widać od razu. Przeszli, wymieniając delikatne ukłony z niektórymi ludźmi. Otworzono sale i można było ruszyć ku wejściu. Ku uldze Alexy, chłopak pociągnął ją ku innemu wejściu, pstrokaty kupiec z wielkim rozczarowaniem odprowadził ich wzrokiem.
-Mamy bilety na balkonik. Znajomości Pugglego.
Mrugnął do niej, teraz bardziej rozluźniony. Weszli na mały balkonik, na którym stały dwa krzesła i zasłonili zasłony. Na dole gromadzili się ludzie w ogromnej sali, a jeszcze dalej znajdowała się scena, na którą wychodził właśnie jakiś mężczyzna. Widać było też część innych balkonów, w tym ten, na którym zasiadła namiestnicza para, ale wszystkie były dobrze zaciemnione. Ciekawe czy wszyscy w takich intymnych miejscach w pełni skupiali się na sztuce.
-Byłaś już kiedyś w takim miejscu?
Wyglądał teraz na całkiem zadowolonego. Przyglądał się jej, ale nie nachalnie. Raczej z czystym podziwem.

***

Angela znów zniknęła na pół dnia, ale kazała Jensowi, Gabrielowi i Quinnowi być przed wieczorem w budynku. Sama zjawiła się, gdy słońce jeszcze stało na niebie dość wysoko, dokonując "przeglądu". Przy "nowym" skrzywiła się i wcisnęła mu w ręce ubranie z ciemnej, wytrzymałej skóry.
-Przebierz się, może się przydać.
Gdyby chciała, mogłaby dowodzić jakimiś ludźmi. Była ładna, chociaż zimna i niedostępna. I groźna, w czarnej dopasowanej skórze, na której pobłyskiwały ćwieki i rękojeści noży. Większość była dobrze schowana, ale to nie polepszało sytuacji - wszyscy wiedzieli, jak jest uzbrojona. Tego dnia niektóre ostrza pokryła trucizną.
-Idziemy głęboko do slumsów. Miejcie oczy dookoła głowy.
Podeszła do Quinna i pomacała go po bicepsie, jakby sprawdzając czy coś jest warty.
-Mam nadzieję, że nie tylko przystojną mordką możesz się pochwalić, chłopcze.
Spojrzała mu głęboko w oczy i lekko poklepała po policzku. Dwóch pozostałych już znała, więc uniknęli tych "badań".
-Gotowi? To idziemy.

Prowadziła pewnie. Ściemniło się już, a na niebie pojawiły się jakieś chmury, częściowo zasłaniając gwiazdy. Widoczność w mrocznych alejkach była niewielka, a groźny cień Cienistej Twierdzy nawiedzał to miejsce nawet w nocy, czy to przez złudzenie czy działanie jakieś całkiem nieprzyjemnej magii. Może dało się do tego przyzwyczaić, ale ta dzielnica była najbiedniejsza raczej nie przez przypadek. Coraz węższe, coraz słabiej utrzymane i coraz bardziej pokryte błotem i syfem uliczki, przy których stały coraz bardziej rozpadające się chałupy, pobudowane jedna przy drugiej, bez jakiegoś większego planu, sensu i rozumu. Wiele z nich prawie się zapadało. Przy nieźle utrzymanej reszcie miasta było to nawet dziwne, chociaż z drugiej strony - nikt rozsądny nie chciał mieszkań w wiecznym cieniu. Dusza również mogła się nim pokryć.

W końcu prowadząca ich dziewczyna skręciła w boczną alejkę bez wyjścia. Dalej był już tylko miejski mur, sięgający wysoko w górę. Nawet nie dało się zobaczyć na nim strażników, o ile jacyś byli. Dała im znak, by zatrzymali się u jej wylotu.
-Tylko pilnujecie. Ja załatwię resztę.
Ustawili się w cieniach, próbując wyglądać całkiem niepozornie i na miejscu. Dookoła były piętrowe, drewniane i rozpadające się chaty, których ściany przeżarte były pleśnią, spróchniałe często całkowicie. Brak słońca zabijał i budynki.
Angela ruszyła dalej i mogli widzieć, jak z cieni przy murze rusza się dwóch ludzi. Zaczęli rozmawiać, za daleko by słyszeć słowa. Coś przeszło z rąk do rąk. Podanie sobie dłoni na pożegnanie. Kilka krótkich chwil, prosta wymiana. Świst bełtów był niespodziewany.

Nie celowali w nieistotnych ochroniarzy przy wylocie alejki. Pociski były dobrze wymierzone, przynajmniej kilka trafiło zarówno czarnowłosą dziewczynę jak i dwóch jej rozmówców. Zagrała stal, gdy ostrza były wyjmowane z pochew. To nie było daleko, ale ludzkie postaci w kapturach na głowach pojawiły się praktycznie znikąd. Kilka zeskoczyło z dachów, kilka wybiegło z budynków. Nie mogli ich śledzić, ale najwyraźniej udało się im z kontaktami Angeli. Teraz z krótkimi mieczami i sztyletami biegli dokończyć swoje dzieło. Nożowniczka i przynajmniej jeden z trafionych mężczyzn jeszcze dychali. Ale ci tutaj na nowicjuszy nie wyglądali. Osiem sylwetek morderców wyłaniających się z ciemności. Nie ładowali kusz, one były tylko na początek. Zaczął się taniec. Pierwszy zagrał łuk Jensa, strzała zatrzymała jednego z nich. Ale to nie była broń na zwarcie. I nie trójka ochroniarzy była głównym celem. Głównym celem było dobicie trafionych.

***

Lilla i Katrina zostały w chacie same. Jako ostatni wyszła Angela, ciągnąc za sobą pozostałych mężczyzn. Kobietom nie zaproponowała i nie do końca było to dziwne. Chociażby biorąc pod uwagę profesję paladynki. A magiczka na miastową nie wyglądała zdecydowanie i nawet nie wychodząc na zewnątrz czuła się niepewnie i obco. Ktoś przez większość żyjący w lesie powoli przyzwyczajał się do smrodu, wiecznego gwaru i wielkości miasta. Ale dziewczyna miękka nie była, więc i lęk powoli chował się głęboko. Zaś wieczór był po prostu spokojny, pozwalający się lepiej poznać, zaś Katrina miała darmowy występ i to całkiem prywatny - gdy Lilla wzięła swój instrument do rąk. Stawała się całkiem inna, gdy grała lub śpiewała. Znacznie delikatniejsza, a zaklinaczka wychwyciła w tym nutę magii. Świat zaskakiwał na każdym kroku, a nowe możliwości pojawiały się na każdym kroku.

Spokój zmienił się w niepokój w chwili, gdy wieczór powoli zamienił się w noc. Obie zdążyły przebrać się już do spania i ułożyć na siennikach - teraz już w odpowiedniej ilości, gdyż Alex zadbał o to wcześniej tego dnia. Nie zdążyły jednak usnąć. Pierwsza usiadła Katrina, szepcząc ciche słowa. Jej palce wykreśliły jakiś wzór, jakby chciała się czegoś upewnić. Rozgniotła grudkę ziemi i aż westchnęła.
-Magia! Ktoś sonduje ten budynek.
Wstały obie, coraz bardziej zaniepokojone. Gdzieś skrzypnęła jakaś deska. A może to złudzenie? Gdy rozległo się łomotanie do drzwi, podskoczyły obie. Gruby, męski głos pobrzmiewał stanowczością.
-W imieniu straży otwierać drzwi!
Lilla chwyciła miecz i podbiegła do drzwi, wyglądając przez szparę na zewnątrz. Stał tam mężczyzna, w barwach Ostrzy, chociaż było na tyle ciemno, że nie dało się bliżej przyjrzeć. Obie włożyły na siebie jakieś normalne ubrania, paladynka podeszła do drzwi, otwierając je.

Tylko bojowe wyszkolenie uchroniło ją przed natychmiastową śmiercią. Mężczyzna faktycznie był ubrany jak strażnik, ale tylko na pierwszy rzut oka. Za to widząc otwierane drzwi rzucił się w bok, a gdzieś za jego plecami po drugiej stronie wąskiej uliczki pojawiło się dwóch kuszników. Lilla nie zastanawiała się, rzucając się na podłogę. Celowali w pierś, a ona nie była tak szybka, jakby chciała. Jeden z bełtów zahaczył o skroń, zostawiając krwawą szramę, płytką, ale bardzo bolesną. To w pełni przywróciło dziewczynie trzeźwe zmysły. Drugi z bełtów wbił się w ścianę za nią, ale tamci już sięgali po miecze. Rzuciła się do pokoju, chwytając swój. Katrina tkała już jakieś zaklęcie. Ale były tu same, uwięzione w jednym z pokoi, z małym i brudnym oknem na zewnątrz. Gdzieś tam byli zabójcy i prawdopodobnie - mag. Pierwsi z nich już wpadali do pomieszczenia. Mieli zabić dwie kobiety, czy spodziewali się oporu? Mieli kolczugi i krótkie miecze, dostosowane do walki w ciasnych pomieszczeniach. Rozpoczęła się walka na śmierć i życie.
 
Sekal jest offline  
Stary 03-12-2009, 22:14   #17
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Alexandra przyzwyczajona była do ludzkich spojrzeń: Męskich pełnych aprobaty i pożądania, oraz kobiecych przepełnionych uczuciami zazdrości, niechęci, a czasami wręcz nienawiści. W Midd gdy chodziła w odwiedziny do dziadków lub chodziła po mieście zdarzało się to nagminne. Oczywiście nie mogła zaprzeczy, że męskie zachwyty nie sprawiały jej przyjemności, potrafiła też to zainteresowanie wykorzystywać dla własnych celów, by przekonać rozmówcę do swych racji lub obniżyć cenę. Mężczyźni byli bardzo podatni na olśniewający uśmiech fioletowookiej dziewczyny. Jednak od czasu poznania Aldyma, a zwłaszcza od momentu jego śmierci, starała się jak najmniej rzucać w oczy. Zaczęła nosić tylko męskie stroje i spinać włosy w ścisły warkocz. By jednak zupełnie przestano na nią zwracać uwagę powinna chyba zacząć nosić worek i to taki zasłaniający nie tylko twarz, ale i figurę.
Pytanie brzmiało jednak: Czy naprawdę tego chciała?
Musiała szczerze sobie na nie odpowiedzieć i zdecydowanie nie była to odpowiedź twierdząca.
Ostatnio zbyt często patrzyła w twarz swoim niskim instynktom.
Lodowej księżniczce groziło rozpuszczenie i zamiana w błotnistą kałużę.

Uśmiechnęła się do siebie ironicznie, a jakiś otyły mężczyzna obserwujący ją z uwagą, chyba potraktował to jak zaproszenie. Zanim zdążyła zareagować chwycił jej dłoń i zaproponował swe towarzystwo. Nie musiała się oglądać by czuć niechęć płynącą od strony Alexa. Gdyby uczucia mogły zabijać pstrokaty lowelas już leżałby martwy. Na szczęście uwagę wszystkich odwróciło pojawienie się lordowskiej pary, Elegancki dystyngowany mężczyzna i przepiękna kobieta. Władcy Tsurlagol wyglądali doprawdy imponująco. Czy ten mężczyzna rzeczywiście był Strigorim? Jeśli tak, być może miała właśnie niepowtarzalną okazję by go poznać.
Alex pociągnął ją w druga stronę, ku wielkiemu rozczarowaniu pana Torresa. Chłopak wyraźnie się ucieszył możliwością utarcia mu nosa. Z dumą wprowadził ją do maleńkiej zaledwie dwuosobowej loży, oddzielonej od korytarza zasłonami. Alexandra popatrzyła w dół na kotłujący się tam tłum, potem na scenę, na której pojawił się jakiś mężczyzna, ale jej wzrok kierował się mimowolnie w kierunku loży władców. Niestety z powodu zaciemnienia nic nie było tam widać.

Z zamyślenia wyrwały ją słowa Alexa. Uśmiechnęła się do chłopaka, był taki zadowolony pomysłu tej wyprawy i sympatyczny. Tak bardzo się starał, by sprawić jej przyjemność, a ona cały czas myślała tylko o misji. Powróciły do niej słowa Kallora, które usłyszała wczoraj podczas ich prywatnej rozmowy. Balans, równowaga i świadomość, że na wszystko można i należy znaleźć złoty środek.
- W Midd nie było nawet osobnego budynku teatru. Występowały tam tylko wędrowne trupy ze swoimi przedstawieniami, a ja nie wystawiłam nosa po za to miasto do momentu poznania Talgijczyków - odpowiedziała skupiając się na ty co działo się na scenie. Mężczyzna najwyraźniej opowiadał o tym co zaraz będzie się działo.
Wydało jej się to trochę dziwne, skoro mieli sami oglądać akcję, ale kiedy rozpoczęło się właściwe widowisko zrozumiała dlaczego to robił. Cała historia była śpiewana i to nie normalnym głosem, ale z jakimiś dziwacznymi modulacjami, które do tego stopnia zniekształcały słowa, że zupełnie nic nie można było zrozumieć. Po chwili dopiero psioniczka zorientowała się, że tekst nie był nawet w języku damarskim. jeszcze dziwniejsze było to, że mężczyzna na wstępie opowiadał o tragicznej miłości jakiejś pięknej, delikatnej i młodziutkiej ciemnoskórej księżniczki zakharyjskiej, a na scenę wylazło blade babsko, stare i tak grube, że scenę pod nim chyba wzmacniano magicznie, by się nie zawaliła.
Najpierw Alexandra sądziła, że to może opiekunka wzmiankowanej piękności, ale jak do kobiety podszedł wypomadowany, o głowę od niej mniejszy i ze trzy razy chudszy mężczyzna i zaczął robić do niej wielkie maślane oczy, co miało chyba oznaczać głębokie uczucie, musiała zweryfikować swoje przypuszczenia. Ogólnie wyglądało to dosyć śmiesznie, ale muzyka była raczej przygnębiająca i jakoś nikt się nie śmiał. Ludzie nie wyglądali też jednak na specjalnie przejętych tragiczną miłosną historią rozgrywającą się na scenie. Zbyt byli bowiem zajęci własnym towarzystwem i rozmowami. Wyglądało na to, że do opery nie chodziło się dla wątpliwych przeżyć natury estetycznej, ale w celu nawiązania kontaktów towarzyskich i handlowych, a przytulne balkoniki, takie jak ten w którym siedziała z Alexem miały jeszcze jedno zastosowanie, sądząc po odgłosach dobiegających do jej uszu zza ściany mimo dość głośnego scenicznego piania.

Popatrzyła na chłopaka sprawdzając czy i do jego uszu dotarły te dźwięki.
Okazało się, że Alex cały czas obserwował ją całkiem uważnie, powstrzymując uśmiech.
- To bardzo poważna sprawa. Ta sztuka. - mrugnął do niej - Ciesz się, że nie musisz wysłuchiwać komentarzy Pugglego. Przy nim zastanawiałem się co jest gorsze. Ludzie tu przychodzą pokazać się, nawiązać nowe znajomości, załatwiać sprawy. Przeróżne.
Zerknął bardziej rozbawiony niż zniesmaczony czy zażenowany w stronę ścianki do sąsiedniej loży.
- Tak – Alexandra roześmiała się – Jak widać, a raczej słychać nawet te bardziej osobiste. Myślisz, że mamy szanse zbliżyć się jakoś do Lorda Henry'ego?
Przez twarz chłopaka przemknął dziwny grymas, ale szybko zniknął, a sam Alex wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Może podczas jednej z przerw? Tylko pewnie jest dobrze chroniony i chce z nim porozmawiać jakaś setka osób na raz. O ile w ogóle wychodzi ze swojej loży.
Uwadze dziewczyny nie umknął cień na jego twarzy. Zbyt mocno była nastawiona na odbieranie emocji, by tego nie zauważyć. Dotknęła jego dłoni i powiedziała:
- Przepraszam. Wiem jestem beznadziejna, zamiast cieszyć się tym wieczorem i twoim przemiłym towarzystwem znowu myślę o naszej misji. Taka już jestem, więc będziesz musiał mi pomóc czasami oderwać się od głównego celu – Mrugnęła do niego wesoło.
- Staram się, ale nawet nie wiem, czy tak na prawdę chcesz się odrywać. A ja nie będę naciskał - spoważniał szybko, to dodało mu lat - A ty wcale nie jesteś beznadziejna, bo jeśliby się nam udało to faktycznie ułatwiłoby wiele spraw. Tylko ja nawet nie mam pomysłu co z tym zrobić, jego żona to arcymagini. Nie żebym był tchórzem...
- ...ale spopielenie na miejscu nie stanowi z pewnością przyjemnej alternatywy
– dokończyła Alexa kiwając głową smętnie – Tak wiem, myślałam o tym czy by nie wysłać mu wiadomości... ale to mogłoby nie zostać zbyt dobrze odebrane. Musimy zwrócić ich uwagę, jednocześnie nie wzbudzając gniewu. Tylko jak to zrobić?
- Ty bardziej się tu nadajesz do myślenia
- mrugnął, chociaż niezbyt wesoło.
- Nie martw się może coś jeszcze przyjdzie mi do głowy. Mówiłeś, że to przedstawienie ma przerwę, może wtedy uda nam się coś wskórać. Swoją drogą... jak Puggle oceniał tego typu sztukę pod względem walorów artystycznych? - Alexa niespodziewanie zmieniła temat.
- Mówił coś w stylu "och, biedne uszy Pugglego, za cóż on musi tak cierpieć, oglądając księżniczkę, która wprawia szczupły brzuch Pugglego w kompleksy". Znasz go - Roześmiał się cicho - Ale myślę, że trochę oszukiwał, bo wcale mu się do wyjścia nie spieszyło.
Psioniczka zawtórowała mu wesoło wyobrażając sobie wesołego grubaska komentującego na swój osobliwy sposób.
- Nie brakuje Ci go? Bo mnie czasami bardzo... polubiłam go. Ciekawe czy będziemy mieli okazję jeszcze kiedyś się spotkać.
- Jeśli tylko nie sprawimy, że spopieli nas jakaś wkurzona czarodziejka? Na pewno. Puggle... jest osobliwy, był dla mnie prawie jak rodzina, przez wiele lat. Nawet jakby padła krasnoludzka twierdza, to on cudownie uszedłby z życiem i wrócił by nękać nas swoim marudzeniem. Czasem tęsknię, czasem się cieszę, że nie muszę go słuchać.


Alexandrę nagle olśniło być może sama rozmowa o Pugglem spowodowała, że jej myśli stały się tak przejrzyste jak język tamtego zawiły:
- Może po prostu poprosić o chwilę rozmowy? Przedstawiłabym się jako uczennica Martusa Kallora, lord Henry z pewnością zna mojego mistrza, zwłaszcza jeśli jak przypuszczamy jest Strigorim. Co myślisz by pójść i zapytać jego ochrony?
-To najprostsza metoda. Ale zobaczysz, takich chętnych będzie setka. Każdy ze swoją, głównie zmyśloną wymówką.
- Już moja w tym głowa by ochroniarz był przekonany, że to moją prośbę musi przedstawić jako jedną z pierwszych
– Alexandra mrugnęła do chłopaka – To co idziemy? Przerwa chyba zacznie się niedługo?
Alex pokiwał głową, ale nie wyglądał na do końca przekonanego.
- Sam powiedziałeś, że to by nam wiele ułatwiło... gdyby się udało. Potem zaś, niezależnie czy uda mi się porozmawiać z władcami Tsurlagol czy nie, wieczór poświęcę wyłącznie tobie.
Dziewczyna pochyliła się i pocałowała go delikatnie w policzek. Wywołało to lekki uśmiech na jego twarzy, ale w oczach nadal nie było przekonania co do takiego ryzykownego postępowania.

Tak jak przypuszczali korytarz przed lożą władców wypełniony był petentami pragnącymi choć chwilę zabłysnąć w blasku ich obecności. Dziewczyna wygładziła suknię. Twarz przyoblekła w pewny siebie uśmiech i dumnym krokiem podeszła do jednego ze stojących w pobliżu wejścia strażników. Alex trzymał się dyskretnie na uboczu.
- Chciałabym porozmawiać z lordem Henrym i jego żoną. Jestem uczennicą Martusa Kallora – Popatrzyła uważnie na mężczyznę. Po czym ściszyła głos, by nie słyszeli jej tłoczący się wokół ludzie - To bardzo ważna sprawa dotycząca bezpieczeństwa.
Strażnik popatrzył na nią z góry nie opuszczając nawet głowy:
- Proszę zostawić swoją wiadomość. Zostanie ona doręczona lordowi Henry i rozpatrzona. O wyniku zostanie pani powiadomiona.
Alexandra popatrzyła na niego zastanawiając się chwilę. Najlepiej byłoby napisać wiadomość, ale kto zabiera ze sobą do opery inkaust i pergamin? Ona z pewnością nie. Nie miała wyjścia musiała zaufać przekazowi słownemu:
- Dobrze. Proszę przekazać lordowi Henremu, że Asterghornossorodin budzi się ze snu i potrzebujemy świecy Strigoriego.
- Od kogo mam przekazać tę wiadomość
- Zapytał strażnik chłodno, nadal nie ruszając się z miejsca nawet o cal.
Dziewczyna zawahała się chwilę, a potem powiedziała pewnym dumnym tonem:
- Nazywam się Alexandra de Blight.

***

Nie było sensu dalej stać na korytarzu, więc wrócili oboje z Alexem do swojej loży.
- Skoro teraz nie pozostaje nam już nic poza czekaniem, możemy sobie to czekanie uprzyjemnić. - Powiedziała dziewczyna gdy usiedli w ciemności, a ze sceny napłynęły dźwięki muzyki. Musiała przyznać, że bez śpiewów było ona całkiem przyjemna dla ucha i pomyślała, że Lilla pewnie zdecydowanie lepiej od niej, byłaby w stanie docenić to piękno. Zwłaszcza teraz, gdy po przejęciu mocy bardki otwarł się przed nią nowy, niezbadany dotąd świat.
- Erm... nawet nie wiem co powiedzieć. Jesteś szalona, wiesz? Widziałaś, jak ta magini łypała na wszystkich? Och, gdybyś tylko wiedziała! Ona skazuje ludzi na najgorsze tortury. Nie żeby to był umilający temat, przepraszam.
Speszył się nagle i westchnął, a Alexa pogładziła go delikatnie po ręce:
- Kto nie ryzykuje ten nie ma. To nie jest chyba bardziej ryzykowne od zadania jakie wyznaczyła nam gadzia boginka... przynajmniej taka mam nadzieję. Nie ma się jednak co martwić na zapas.
- Czy ja wiem... tamten wróg był zwyczajny. Ja w każdym razie najchętniej trzymałbym się od tych ludzi z daleka.
- odetchnął już nieco, a na jego twarz wracały kolory.
- Tak właśnie zrobimy – Dziewczyna pokiwała głową – pójdę na to spotkanie sama. Jeśli mnie nie wypuszczą... cóż... szukajcie mnie wtedy w lochach Cienistej Twierdzy – Uśmiechnęła się blado, teraz z kolei jej zaczął się udzielać przestrach Alexa, ale starała się to ukryć.
Alex dziecinnie pokazał jej język i przy okazji wziął ją za rękę.
- Ratując cię z lochu będę miał chociaż motywację.
- Skoro musisz mieć motywację, może rzeczywiście powinnam dać się uwięzić?
- Alexa popatrzyła na niego przeciągle.
Zakaszlał, spuszczając wzrok.
- Nie o to mi chodziło. No wiesz, nie chcę by stało ci się coś złego. Pewnie i tak z tobą pójdę. Przecież wiesz co czuję.
Zaczerwienił się.
Uścisnęła jego dłoń:
- Tak wiem... i nie, lepiej będzie jeśli pójdę sama. Będziesz mógł powiadomić resztę i chociaż jedno z nas będzie bezpieczne.
- Na razie nawet nie wiadomo, czy poproszą cię teraz. Czy w ogóle ich to zainteresuje! Lepiej zmieńmy temat, będziemy się potem martwić.
- Dobrze
– Psioniczka zgodziła się skwapliwie – Co więc proponujesz?
- Mamy jeszcze dwie części opery.

Spojrzał na nią tajemniczo.
- No tak. Rzeczywiście przyszliśmy tu na przedstawienie... zapomniałam. - Alexandra zaśmiała się cicho.
- Straciłabyś wiele... walorów - zakreślił rękami duże łuki - oczywiście artystycznych.
- Ach tak...
- Dziewczyna zasłoniła sobie ręka usta, by nie parsknąć głośnym śmiechem – Zwłaszcza jeśli chodzi o „walory” primadonny...
- Ponoć to właśnie... duża klatka piersiowa pozwala mieć taki głos.
- Aha... i podobno takie...
- Dziewczyna powtórzyła gest chłopaka – wrażenia artystyczne, robią ogromne wrażenie na męskiej części ludzkiej populacji. Niestety nie mam się w tym względzie czym pochwalić... co innego Elisabetha po zdmuchnięciu krasnoludzkiej świeczki.
- Elizabetha... nie była w moim guście, jeśli rozumiesz o co mi chodzi. A na nikogo innego na tym balkoniku bym i tak cię nie zamienił!
- roześmiał się, już zupełnie rozluźniony.
- Nie boisz się, że zacznę czytać twoje myśli...?
- No cóż, wtedy wyjdą moje brzydkie myśli, ale nie, nie boję się. Nie mam sekretów, jak Angela.
- Żartowałam
– Psioniczka uśmiechnęła się do niego – Tak naprawdę nie mam takich umiejętności, przynajmniej na razie. Zaledwie powierzchowne, proste myśli. Nic skomplikowanego, Nie obdzieram ludzi z ich tajemnic Alex.
- A ja nie będę się bał, nawet jeśli będziesz umiała odczytać wszystko z mojego małego rozumku. W pewien sposób to nawet byłoby ciekawe, nie musiałbym nic mówić, a i tak byś wszystko wiedziała
- mrugnął.
- Och tak, wiem. Mężczyźni nie lubią mówić, oni wolą działać.
Podrapał się po głowie, z dość głupim wyrazem twarzy.
- Na to już nic nie poradzę. Za to myślmy dużo, pewnie zupełnie inaczej niż kobiety.
- Nie wiem jak inne kobiety, ja na pewno dużo myślę... czasami mam wrażenie, że zdecydowanie za dużo.
- U ciebie to chyba naturalne... znaczy wiesz, przecież wszystkie twoje moce i to wszystko... czy użycie umysłu to nie to samo, co myślenie? Ja często najpierw robię, dopiero myślę.

Zastanowiła się chwilę, a potem odpowiedziała:
- Nie, nie umiem tego do końca wytłumaczyć, ale moce nie są tym samym co myślenie. Tak jakby zupełnie inna część mózgu była za to odpowiedzialna. To umiejętność, jak mowa, czy czytanie i pisanie. Doskonalą się, rozwijają w miarę używania i ćwiczeń. Kallor powiedział mi wczoraj, że to dar i przekleństwo. Nie masz pojęcia Alex ile w tym jest prawdy.
- Tu masz rację... nie mam pojęcia.
- uśmiechnął się delikatnie.
Dziewczyna machnęła ręką:
- Nie rozmawiajmy o poważnych rzeczach. Przecież przyszliśmy tu by dobrze się bawić.
- Przynajmniej w teorii. Ta kobieta zaraz pęknie.
- spojrzał na scenę, na której diva właśnie straszliwie wyła.
- Może o to chodzi? Na koniec główna bohaterka podobno umiera... teraz już wiemy w jaki sposób. Dobrze, że siedzimy na balkonie, wolałabym nie mieć na sukni kawałków jej „wielkości” - Alexandra zaśmiała się – Najgorzej ma chyba jej amant, dzieli ich tylko kilka centymetrów, ale nie wszystko się zgadza, on też umiera, pewnie zabija go siła wybuchu.
- A może to on wybucha słuchając tego, a ona umiera z rozpaczy?
- Albo zabija ich reszta aktorów, bo nie mogą już tego słuchać?

Alex roześmiał się, przez chwilę patrząc na scenę i pewnie sobie to wyobrażając.
- Ale miejsce jest całkiem przyjemne, prawda? A jak wyją, to nie trzeba się przejmować, że ktoś słyszy co tu robimy.
- Tak. Sam budynek i wnętrze bardzo mi się podoba. To miłe być chwilę bez innych ludzi. Nasz mały domek, dzięki twojej interwencji, stał się ostatnio bardzo przytulny, ale niestety nie ma tam żadnej intymności.
- Głupi jestem, prawda? Teraz nawet nie mogę popatrzeć jak się ubierasz
- wyszczerzył się i przekrzywił trochę głowę, przyglądając się, ciekawy reakcji Alexy.
- Pewnie i tak byś wolał zobaczyć jak się rozbieram – mrugnęła do niego - i to raczej nie publicznie...
- No cóż, nie można mieć wszystkiego. I przecież nie zaprzeczę.
- roześmiał się.
Dziewczyna zawtórowała mu wesoło.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 03-12-2009, 23:59   #18
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Kiedy Wytatuowany zniknął z chaty i wyglądało na to, że już nic się nie wydarzy Quinn zwinął się w kłębek na wskazanym mu miejscu i zasnął. Jakiekolwiek czuwanie czy próby dowiedzenia się większej ilości informacji z rozmów obecnych były niepotrzebne. A jeżeli miał coś dnia następnego robić to wypadałoby się w końcu wyspać. Więzienny hamak był co najmniej mało wygodny i mocno śmierdzący...

Historia o świecach, smoku i tak dalej – opowiedziana Quinnowi następnego dnia systematyzowała to czego dowiedział się z rozmowy dnia wcześniejszego... I pośrednio tłumaczyła również zróżnicowanie person w tej drużynie... Nikt chyba nie miał do wieczora nic do zrobienia i z prawdziwą przyjemnością Quinn wykąpał się rankiem, przebrał w niezniszczoną koszulę i starał się nie zadawać za dużo pytań podczas opowieści. Zresztą, odpowiedzi same wyłaniały się podczas rozmowy... Czas również działał na jego korzyść... Reszta drużyny zdążyła już otrząsnąć się z szoku, czy może raczej zdziwienia wywołanego niespodziewanym dołączeniem dwu osób i teraz zachowywali się naturalnie. Wykonując swoje zwykłe czynności, które więcej mówiły o osobie niż wielu chciałoby powiedzieć...

Przed południem, kiedy nikomu do niczego nie był potrzebny, a niektórzy nawet wyszli załatwiać swoje sprawy, on też na kilkadziesiąt minut wyszedł. Każde miasto miało swój swoisty charakter i klimat. To również miało. Przede wszystkim – bezreligijny. W mieście, przynajmniej tej części, którą obejrzał podczas tego krótkiego spaceru; było za dużo kapliczek... Często nawet nie kapliczek, ale wnęk w ścianie poświęconych różnym bóstwom. Taka ilość kapliczek świadczyła o braku świątyń, czy innych miejsc oficjalnie poświęconych praktykom religijnym... To była główna obserwacja, było jeszcze kilka pomniejszych, ale analizę Quinn zostawił sobie na później. Znalazł sklep z bronią i uzupełnił zapasy sztyletów. To była jego słabostka – lubił mieć dokładnie siedem sztuk przy sobie; po jednym w każdym bucie i pięć przy pasie. Jak się tym rzucało to potrafiły się skończyć w najmniej oczekiwanym momencie... Wrócił do chaty zastanawiając się, czy ma się wieczorem wygłupiać z nożami, czy raczej z krótkim mieczem... Jak nie możesz się zdecydować wybierz obie opcje.

Poobiednie popołudnie spędził starając się nie zawadzać nikomu. Wieczorem poczuł się jak koń na targu... którego kupiec obmacuje, ogląda kopyta i zagląda w zęby. Powiedziałby coś Królowej Noży, ale mieli przynajmniej dzisiaj pracować razem i po prostu lepiej było nie zaczynać niepotrzebnej kłótni, która do niczego nie prowadziła. Ona powiedziałaby swoje, on swoje i dalej byliby w tym samym miejscu...
Nie powiedział więc niczego tylko przymierzył zbroję. Wziął swoją z pokoju, kiedy zajrzał do niego z Psionem, ale... wprawnie poprawił paski i po chwili był gotowy do drogi. Sztylety nigdy nie były na widoku. Przypiął miecz i był gotowy. Nie mógł się jednak powstrzymać przed rżeniem kiedy zakomunikowano wyjście... Nie interesowało go, czy ktoś pojął aluzję czy nie.



Noc zapowiadała się paskudnie dla strony, którą dzisiaj grali. Księżyc, mimo, że prawie w pełni, zasłonięty był grubymi chmurami. Po kilkunastu minutach znaleźli się w tutejszej „nikt nie chce tu mieszkać” dzielnicy. ~Wiedziałem, że tak się to skończy.~ Spojrzał na rozsypujące się, zgrzybiałe budynki... Dalsze działanie Angeli było dla niego niebezpieczne i zaskakujące . Kazała im pozostać przy wylocie ślepej uliczki, gdy sama poszła dalej. Dobrze, że chciała załatwić wszystko bez świadków, ale... ~Uliczka jest ślepa – daje doskonałą okazje do zasadzki, przylega do wysokiego muru, dając doskonałą pozycję dla strzelców; na dodatek odeszła za daleko doprowadzając do podziału drużyny... Idiotka!~

- To miejsce jest doskonałe na zasadzkę... Jeżeli coś ma się stać... To się stanie. Teraz poczekamy, udawajmy rozmowę. - powiedział zimno opierając się o róg domu. Wyglądał jakby rozmawiał zawzięcie z pozostałymi od czasu do czasu podnosząc rękę jakby usiłując ich do czegoś przekonać, w rzeczywistości wypatrując w półmroku wszystkiego co mogłoby być zagrożeniem. Mijały minuty. ~Czy oni tam omawiają wczorajszy obiad?~ - przemknęło mu przez myśl i wtedy dostrzegł sylwetkę.
- Zasadzka – jego szept zlał się w jedno ze świstem lecących bełtów.

Dźwięk zwalnianej cięciwy drgał jeszcze w powietrzu, kiedy ręka automatycznie powędrowała do pasa i ułamek sekundy później nóż szybował w jednego, najbliższego z przeciwników. Nie wyglądali oni na takich co noszą ciężkie zbroje, ale pierwszy rzut odpowie na to pytanie...

Cholera, walczyli po raz pierwszy zupełnie nie znając swoich preferencji i zachowań. Jedno było jednak oczywiste – nie oni byli celem ataku i nie na nich skoncentrowany został atak. ~Wiedziałem, że to za daleko!~

- Dystans – szepnął w powietrze i rzucił się w kierunku Angeli oraz ludzi z którymi się spotkała. W biegu wykonał długi skok, aby choć trochę zwiększyć szanse trafienia, choć nawet tak... liczył na szczęście kiedy puszczał drugi sztylet w najdogodniejszy cel... Nie usłyszał przeładowania, nie mieli zamiaru ładować kusz ponownie... Biegli w kierunku rannych... Jeżeli Jens był dobry z łukiem miał pole do popisu... Uskoczył w kierunku ściany zostawiając jak najwięcej miejsca łucznikowi. Posłał kolejny sztylet w najbliższego. W przyklęku dopadł miejsce, w którym leżeli ranni doskonale zdając sobie sprawę, że ma kilka, kilkanaście sekund. ~Mieliśmy być daleko, nie chciała, abyśmy coś słyszeli, czy widzieli... Gdzie jest to co sobie przekazali???~ Jeżeli napastnikom na tym zależało... Istniała szansa, że skoncentrują się na pakunku, co może dać chwilę na działanie... Z przyklęku posłał kolejny sztylet, tym razem pożyczony od Angeli...
 
Aschaar jest offline  
Stary 04-12-2009, 12:47   #19
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Kolejny dzień minął spokojnie, Lilla się trochę wyalienowała z zadania, w całości biorąc na siebie rolę gospodyni. To ona wytłumaczyła nowym na czym polega ich misja i to ona zadbała by było im wygodnie i by czuli się jak najmniej obco. Kiedy te wszystkie ważne rzeczy zostały wykonane wróciła do ćwiczeń, mandoliny ciągle jej było mało, ciągle dźwięk był niedoskonały, ciągle było tyle do poprawienia w jej technice. Zaabsorbowana nawet nie zauważyła gdy wszyscy się rozeszli do swoich spraw i została sama z Katriną. No dobrze, to nie do końca prawda; zwróciła uwagę na olśniewający wygląd Alexandry, ale on nie zabolał. Nie zadurzyła się w przyjaciółce dla olśniewającej urody, a przynajmniej nie dla urody ciała.

Gdy zostały same w domu, Katrina dość niepewnie zbliżyła się do ćwiczącej Lilli, siadając obok.
- Czy... Jak bardzo zmieniają ludzi te niebezpieczeństwa, z którymi się spotykaliście? Zawsze chciałam uciec z tego lasu, a nawet nie wiem, czy było warto. Boisz się tego wszystkiego? Ja czuję się zagubiona, mówiąc całkiem szczerze. A w czasie całego swojego życia poznałam mniej ludzi, niż mam palców u rąk.
- Czy się zmieniają? - Lilla zastanowiła się głęboko, minęło w sumie tak niewiele czasu od kiedy opuściła dom, a tak wiele się zdarzyło - Teoretycznie najwięcej powinno się zmienić kiedy przeczytałam imię Elyssy ze świeczki, ale to nieprawda, to dało mi tylko nowe możliwości. Zmieniliśmy się już wcześniej, głównie wtedy kiedy umierali bądź odchodzili nasi przyjaciele, a my nadal parliśmy na przód. Jak trafiliśmy do Midd byliśmy banda dzieciaków zdumionych ogromem miasta, a teraz... Widzieliśmy wiele wspaniałych rzeczy one pozwalają nie myśleć o niebezpieczeństwie.
- Teraz to ja czuję się jak dziecko. Już Talga była dla mnie dużą osadą, miasta przytłaczają. - ściszyła głos - Głównie zapachem, jeśli mam być szczera - Roześmiała się, bardziej rozluźniona. Złotowłosa okazywała się najsympatyczniejszą z osób, które tu poznała - A moc? Zdolności? Uczyłam się od matki od dziecka i... gdy zmarła... umiałam prawie tyle co ona, uważając, że to dużo. Ale gdy poznałam Kallora... Wiesz, wydaję się być taka malutka, jak kamyczek na ścieżce.
- Ohh.. przy Kallorze to wszyscy się tak czują -
paladynka roześmiała się szczerze - może poza Alexą, ale ona zna go od dziecka, no i Angelą. A swoją drogą na Angele uważaj, ona jest... Pomaga nam, długo i chyba bezinteresownie , ale to nie jest dobra osoba. Powiedz mi jak byłaś w Taldze.. widziałaś kogoś z mojej rodziny?
- Przepraszam, ale nie przebywałam tam długo. Wciąż jestem dla nich wiedźmą z lasu, takiej reputacji ciężko się pozbyć. Zwłaszcza jak na prawdę praktykuje się magię. Silia jest również czarodziejką, prawda?

Nagłe zainteresowanie zabłysło w jej oczach i spojrzała paladynce w oczy. Wątek Angeli wolała pominąć milczeniem, przecież nikogo jeszcze nie znała.
- Tak, jest czarodziejką. Chwilowo wybrała przebywanie z ojcem, brakuje tu jej bardzo. W sumie wpierw ruszyliśmy w świat dla niej. Wiesz zupełnie cię nie pamiętam z Talgi...
- Nie dziwię się. Przychodziłam do wioski tylko wtedy, gdy potrzebowałyśmy czegoś, czego nie da się znaleźć w lesie lub wyczarować. Moja matka... była bardzo zamkniętą osobą. Pokłóciła się nawet z mistrzem Silii kiedyś, gdy spotkali się pierwszy i ostatni raz w życiu. Obie urodziłyśmy się z magią we krwi, jak mi potem tłumaczyła, a on nauczył się wszystkiego z ksiąg. Zdaje się, że Jens mnie tylko rozpoznał, zapuszczali się czasem w las. Matka wciąż powtarzała, że w końcu zrobi z nich ropuchy.

Uśmiechnęła się do wspomnień, ale uśmiechem, który gaśnie bardzo szybko.
- Ahhh.. Derek mi coś opowiadał! No, ja głównie czas spędzałam w świątyni Pana Poranka. Jej, czuje się jakby to wszystko było stulecia temu
- Czas chyba mija wam inaczej? Zupełnie nie przypominacie psotliwych podglądaczy z lasu. Czy... czy to śmierć tak działa? Myśl, że mogę być zabita przez jakiegoś potwora podpowiada mi też, że w lesie było chociaż bezpiecznie. Nie licząc tych, którzy mieli ochotę na ładne wiedźmy.

Skrzywiła się. Nie miała nawet o czym mówić, wszelkie jej wspomnienia dotyczyły lasu i matki.
- Nie jest bezpiecznie - Lilla pokręciła głową, czy Kallor jej nic nie powiedział, na co się decyduje? - Dwóch z nas juz poniosło śmierć, a kilka dni temu wszyscy śniliśmy ten sam sen; o mrocznych mężczyznach chcących nas zabić. Może powinnaś wrócić? Jak Kallor ci nie powiedział co się dzieje nikt niema prawa od ciebie wymagać pozostania, to nie twoja walka przecież.
- Zgodziłam się pomóc. Może matka nie była idealna, ale nauczyła mnie dotrzymywania obietnic. Mogłabym tylko wrócić do lasu, nie znam innego życia. A wy nie wydajecie się uważać mnie ani za straszną wiedźmę, ani za naiwną, zagubioną dziewczynkę, którą można by w jakiś sposób wykorzystać. -
zamilkła na chwilę, spuszczając na chwilę wzrok, ale szybko znów uniosła głowę, a ciemnoskóra twarz wyrażała determinację - Podejmę to ryzyko, nie da się wiecznie chować w lesie za plecami matki.
- Przecież to nie są jedyne opcje. Możesz budować swoje życie tu, w Midd, gdziekolwiek. świat jest bardziej otwarty niż Talga. Ale oczywiście ucieszę się jak zostaniesz z nami. Niedługo całą Talgę wyludnimy.

Po chacie rozniósł się wesoły śmiech paladynki.
- Dla i tak było w niej dużo osób. - uśmiechnęła się również - Podjęłam już decyzję. Niełatwo mnie zniechęcić, jestem uparta.

- Jak my wszyscy, każdy na swój sposób. Aż dziw, że tak długo udało nam się wytrzymać razem - kolejny wybuch wesołości odbił się od ścian - A powiedz mi.. zajmujesz się magią ognia jak Silla?
- Nie, brońcie bogowie! Obawiam się, że magia ognia to ten podtalgijski las by nie wytrzymał. -
była zupełnie poważna - Moją domeną jest ziemia, skała i duchy. Ale Silia może rzucać inne czary prawda? Ja nie, magia siedzi mi w głowie i za nic nie pozwala się zmieniać. To... ciężko wyjaśnić.
- Chyba tak, ja nie rozeznaje się w tym. Swoje dary dostaje w prezencie od bogów. Skoro lubisz skały spodobało by ci się chyba w krasnoludzkich miastach, które odwiedziliśmy. Były piękne, wykute w kamieniu i ciągnące się kilometrami pod ziemią...

- Ja... nie wiem. W życiu widziałam tylko las, nigdy nawet nie byłam pod ziemią, nie wspominając o górach. Czy krasnoludzkich miastach. To wszystko brzmi tak... nierzeczywiście. Jakby istniało tylko w opowieściach, a przecież wiem, że tak nie jest.
- To może pominę opowieści o balu u krasnoludzkiego króla, na którym byliśmy honorowymi gośćmi, co? -
Kalvarównie wybitnie dopisywał humor tego wieczora, tak i teraz się roześmiała - Albo jeszcze lepiej; pokaże ci sukienkę w jakiej wystąpiłam.
Nie czekając na odpowiedz poczęła przeglądać swoje tobołki by po chwili wyjąć białą, prostą suknię z niebieskimi dodatkami.
Katrina starała się nie okazywać nadmiernej ciekawości, ale i tak dotknęła materiału, pieszcząc go dłońmi.
- Piękna. Ja mogę o takiej tylko pomarzyć. Może kiedyś... Przebywanie z wami może jest niebezpieczne, ale wydaje się mieć i dobre strony. Ja nawet nie mam zapasowej spódnicy.
Puściła materiał, gdy zrobiło się jej głupio. Czuła... zazdrość? Nie była pewna tego uczucia, przecież Lilla nie chciała jej dokuczyć.

- To może przymierz co? Zdaje się, że mam trochę szersze ramiona, ale i tak powinna dobrze leżeć. W sumie raz ją miałam na sobie, męskie ubrania i zbroja jednak najlepiej mi pasują.
- Trochę... mi głupio. Przed wami nawet nie widziałam kobiet ubierających się w męskie ubrania.
Wstała, biorąc do rąk suknię i przyglądając się jej. Nie była niska i malutka, czemu miałaby nie spróbować.
- Skoro... skoro i tak niedługo czas do łóżka... wiem, nędzna wymówka.
Zaczęła się rozbierać, chichocząc przy tym jak mała dziewczynka i nie krępując się w obecności innej kobiety. Z matką miały tylko jedną izbę.
Lilla z uwagą przyglądała się rozbierającej Katirnie, jakoś od czasu wchłonięcia części jaźni Elyssy inaczej patrzyła na otaczających ją ludzi, a magiczka była śliczną dziewczyną, zgrabna i proporcjonalnie zbudowaną, a o jej ciele niejeden mężczyzna mógł śnić. Fakt, że najwidoczniej kompletnie nie zdawała sobie z tego sprawy też był uroczy.
- Wyglądasz bardzo ładnie, ale myślę, że jak kiedyś będziesz kupować suknię zdecyduj się na wiśniową. Wspaniale podkreśliła by Twoje włosy...
Dziewczyna nigdy nie patrzyła na siebie w taki sposób i nie określała w kwestiach atrakcyjności. A teraz podziwiała się w białym, opinającym przyjemnie ciało materiale sukni, prezentując się też nieświadomie Lilli.
- Zawsze nosiłam brązy i czernie. Ciemne i najtańsze. I zdecydowanie nie tak przyjemne. Dziękuję.
Nie sprecyzowała czy dziękuje za możliwość przymierzenia czy miłe słowa i ściągnęła strój, ciągle pilnując by nie pobrudzić lub o zgrozo nie zahaczyć nim o coś. Oddała go z niemal czcią i błyskiem w oczach.
- Zatrzymaj, mi się raczej nie przyda i tak wolę przede wszystkim wygodne ubrania. A ty jak stwierdziłaś nie masz nawet spódnicy na zmianę. A z czerni i brązów powinnaś zrezygnować. Słuchaj znawczyni, która wiedzę tą zdobyła w sekundę.
- Czerń i brąz pasuje do mojej natury. I mocy, którą się posługuję. Sprawię sobie własną suknię, gdy już będzie mnie stać. Zresztą, kto by zwracał uwagę na to, czy ładnie wyglądam? Ubranie wybierałam ze względu na praktyczność. - uśmiechnęła się do paladynki sympatycznie
- To zupełnie jak ja, ale suknie na razie zatrzymaj, u mnie i tak tylko czekają na nią mole. I zdecydowanie powinnaś się wybrać do krasnoludzkich miast; ziemia ma znacznie więcej barw niż czerń i brąz...
- Ale nie biel. Czuję się... dziwnie odsłonięta w tym kolorze.
- No.. jak wolisz. Chociaż wyglądałabyś jak pierwsza sasanka wczesną wiosną.

Karina zarumieniła się.
- Wiesz, Lilla... to moja pierwsza taka... babska rozmowa w życiu. A to jak mówisz... czuję się dziwnie.
- Nie chciałam cię wprawić w zakłopotanie, naprawdę. To... to wszystko co się dzieje, co nas otacza, to sprawia, że musimy ufać sobie nawzajem. Bez przyjaźni zaufanie jest ciężką sprawą, a bez zaufania jest śmierć. Ufamy Kallorowi i to, że wybrał ciebie i Quinna to nam całkowicie wystarczy by otoczyć was przyjaźnią
- Dziękuję. To... miło mieć się do kogo odezwać...
- Proszę uprzejmie, zawsze do usług.
-ciepły uśmiech znów pojawił się na twarzy paladynki - Potrafisz śpiewać?
- Zupełnie nie umiem. I lepiej bym nie próbowała, nie znam nawet żadnej piosenki. Pamiętaj, że czerpię moc z ziemi i skał. Mało w nich romantyzmu.
- Nie zgodzę się, jest wiele pieśni opiewających piękno ziemi. Wszak to ucieleśnienie samej matki natury, źródło życia, symbol płodności. Oddajemy ziemi swych zmarłych, dzięki niej egzystujemy, żyjemy.
- I zdecydowanie lepiej, gdy śpiewają je inni. Wczoraj pierwszy raz w życiu poznałam wiele różnych rzeczy. Twój śpiew był jedną z tych piękniejszych, przebił nawet moje kamienne serce.

- I uwierz nauczyłam się go całkiem niedawno, to jeden z tych darów, które przyniosły nam podróże.
- Może i ja nauczę się czegoś nowego? Ile masz lat, Lillo? -
spytała dość niespodziewanie
- Na jesieni skończę 18
- Ja dziewiętnaście. Prawie wszystkie w lesie. Ja... ja nawet nie wiem, jak to jest z nami i mężczyznami. -
powiedziała to zwyczajnie, bez skrępowania - Pewnie będziecie się śmiali z moich głupich pytań i niezrozumienia.
- No cóż, ja też z żadnym mężczyzną dotąd nie byłam -
Lilla spłoniła się lekko; wiedza przekazane przez świecę swoją drogą a wrodzona nieśmiałość swoją - Ale pytaj o wszystko. Nie ma głupich pytań są tylko takowe odpowiedzi. W sumie nie wiem czy Kallor powiedział by coś podobnego, ale pasowało bu to do niego.
- Kallor nie powiedział mi prawie nic. W zasadzie to dopiero Ty... oczywiście nie licząc wcześniej waszej opowieści. A i ona sama była niesamowita...
- Myślę, że najważniejsze dopiero przed nami. Późno w sumie już się zrobiło... czas chyba położyć się spać...
- W lesie żyłyśmy swoim rytmem, ale masz rację. Szkoda, że nie ma tu strumienia lub jeziorka, w którym można by się wykąpać...
- Mamy sporą miskę pełną wody. No i w mieście można skorzystać z łaźni.
- Chyba nie jestem gotowa na wyjście do miasta i to jakiejś łaźni, jakkolwiek wygląda. Miska musi wystarczyć.

Uśmiechnęła się i znów zaczęła rozbierać, tym razem już całkiem. Dopiero po chwili spostrzegła, że Lilla się jej przygląda.
- Yyy... pewnie nie powinnam pozbawiać się ubrania tak bezpośrednio, prawda? Przepraszam.
Zakryła się szorstką, nocną koszulą.
- Oh nie przejmuj się mną, ale na chłopaków uważaj. To znaczy na pewno nie zrobią ci nic złego, ale po co mącić im w głowach.
- Oczywiście, mam trochę przyzwoitości. Tylko nie wiem, czy dobrze ją pojmuję. Dziękuję za rozmowę. - uśmiechnęła się i zadziwiając siebie samą, przytuliła się na chwilę do Lilli, szybko odskakując, to też był przecież prawie zapomniany już przez nią gest.
Paladynka odwzajemniła uścisk, a przynajmniej próbowała kiedy Katrina odskoczyła jak oparzona. No cóż... Najwyższa pora była by kłaść się położyć.

Niestety dziewczynom nie dane było się wyspać, ledwo się rozdziały i położyły głowy na poduszkach odezwał się potężny łomot zwiastujący kłopoty.
-W imieniu straży otwierać drzwi!

Wojowniczka odruchowo chwyciła miecz i na palcach zbliżyła się do drzwi, przez wnękę w nich dostrzegła ponuro wyglądającego strażnika. Przez ułamek sekundy zastanawiała się czy nie poprosić, któregoś z bogów o łaskę poznania charakteru, ale to chyba by podpadało pod magię kapłańską, toteż zrezygnowała. Wyglądało na to, że mieli wystarczająco dużo kłopotów. Nie myśląc już wiele wdziała ubranie i otworzyła drzwi.

Tylko niesamowity instynkt i refleks zawdzięczany Elyssie ocalił ją od śmierci. Krew trysnęła jej z brwi na oko chwilę psując widoczność, ale już wycierała się rękawem, już chwytała swój miecz, już gotowa była do walki. Nadrzędnym celem było nie dopuścić wrogów do Katriny i skupić całą swoją uwagę na sobie. W gruncie rzeczy nie było to nawet specjalnie trudne; przeciwnicy rzucili się na widoczne zagrożenie, z mieczem w ręku dając chwilowo spokój magiczce. Po pokoju poniósł się szczęk metalu. Wspólne treningi z Gabrielem i Alexem na wydawały w końcu swój owoc, Lilla broniła się zaiście błyskotliwie. Tyle, tylko, że nie atakowała; ciężko było jej atakować bez zbroi i tarczy, które spokojnie leżały na stołku.
Zbijała i parowała ciosy cofając się w kierunku swojego ekwipunku. Krew nieustannie zalewająca oko stawała się niemałym utrudnieniem i paladynce już cisnęły się na usta słowa modlitwy. Nim zdążyła je wymówić pojawił się błysk, zrozumienie i olśnienie. Momentalnie skuliła się i szczupakiem skoczyła obok jednego z napastników, upadła na kolano za jego plecami i cięła szeroko poprzez plecy. Zawył i padł, trudno było przewidzieć czy umarł, ale na chwilę na pewno został wyłączony z walki. Drugi z okrzykiem wściekłości rzucił się na znajdującą się na wysokości jego pasa dziewczynę. Krótki miecz świsnął tylko koło jej ucha, gdy odskoczyła na jego prawą stronę. Błyskawicznie wstała na nogi i rzuciła się do przodu, mężczyzna nie zapanował nad zmieniającą położenie dziewczyną i po chwili ostrze zatopiło się w jego gardle. Padł bez tchu, a paladynka rozejrzała się za kolejnymi wrogami.

Nie było nikogo więcej, ziemna bariera postawiona ani chybi przez Karinę powstrzymała na chwilę napaść. Za nią kotłowali się ludzie, trudno było określić ich liczbę, gorąco usiłujący się przebić. Nie mając czasu do stracenia Lilla chwyciła róg i zagrała. Potężny ryk poniósł się po dzielnicy, a Kalvarówna zamknęła oczy skupiając się głęboko. Pierwej chciała dodać odwagi tym wszystkim, którzy mogli ją usłyszeć, po drugie skupiła się na przekazaniu informacji dla Alexandry.
~ Zaatakowali nas w domu. POMOCY!!! ~
Nie miała bladego pojęcia, czy psioniczka może odbierać wiadomości od osób pozbawionych tego talentu, nierozsądne było jednak zaniedbywać jakąkolwiek szanse na ratunek.
Bariera została nieomal przebita, kiedy odrzuciła róg i chwyciła tarczę. Stanęła z prawej strony drzwi podnosząc miecz do ciosu, który miał paść na głowę pierwszego nieszczęśnika przekraczającego próg.
 
Nadiana jest offline  
Stary 05-12-2009, 02:39   #20
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Myślisz, że wróci? - myśliwy przyglądał się niewielkiemu staremu wyrębowi zza gęstych krzewów pachnącej trzmieliny, które rosły na skraju niewielkiego lasu. Leżący na ziemi wilk strzygł co i rusz uszami choć nie wyglądał na specjalnie zaabsorbowanego polowaniem. Sporadycznie tylko poruszał ogonem, lub zerkał na Jensa. Wyglądał na spokojnego i chyba zadowolonego. Jak widać można było żyć bez stada. Uniósł na chwilę głowę jakby zaalarmowany jakimś odgłosem, ale po chwili znów opuścił ją na ziemię i sapnął z niemal ludzkim zniecierpliwieniem. Można było pomyśleć, że pytanie Jensa go rozdrażniło. Ponownie spojrzał na niego orzechowymi oczami i znów odwrócił wzrok. To nie było zniecierpliwienie. Wilk po prostu pojmował świat inaczej i nie widział w tej sytuacji niczego co mogłoby kazać mu się bać, czy denerwować. Wszystko więc MUSIAŁO być w porządku. To też przekazywał myśliwemu pozornie nic nie znaczącym zachowaniem. Jens nie musiał się zastanawiać. Znał już wilka wystarczająco dobrze.
Czekali więc. W ciszy ucywilizowanych ostępów. Trudno było okolicę nazwać inaczej. Ślady ludzi były wszędzie. Zbieraczy, drwali, zielarzy, myśliwych i innych. Nie miał nic przeciwko temu tak długo jak nie dochodziła do tego bezmyślność prowadząca do stworzenia z każdej morgi pola uprawnego. W tym jednak miejscu już od początku nie widzieli dziś innego człowieka. A i śladów było mniej. Za to tropów zwierząt nie brakowało. Dlatego właśnie tu się zaczaili z Miszką na parę saren, która tędy zwykła wychodzić do pobliskiego strumienia. Przyuważył je dwa dni temu, gdy szukali z Albertem paru rzadszych ziół na ugorze po drugiej stronie. Tutaj się jednak nie zapuścili. Dopiero dziś Jens to zrobił. Nie specjalnie zważał na to, że go dwóch chłopów ostrzegało, iż w okolicy wieczorami dytko straszy. Wielki świński korpus na pajęczych nogach uwitych ze słomy. Tak powiadali. Aż się dziwnie na sercu robiło na myśl, że rok temu samemu się podobne brednie wygadywało...

Miszka podniósł łeb i zamarł w bezruchu. Rozbiegane po okolicy, ciekawskie oczy skupiły się na ofierze. Odruch drapieżnika był bezwarunkowy. Jens też je dostrzegł. Cztery niewielkie kozice i nie większy od nich kozioł. Sarny rozejrzały się po wyrębie. Wiatr był od strony płaskiego wzgórka. Nie mogły go wyczuć. Myśliwy zdjął z pleców stary łuk i ostrożnie nałożył strzałę. Jakoś tak instynktownie wyszeptał krótkie podziękowanie. Strzała pomknęła. Przeciągłe jęknięcie roznosiło się po okolicy nim nie podszedł do trafionej zwierzyny i nie dobił sprawnym ruchem. Dziś nie wróci z pustymi rękoma jak dwa dni temu. Spojrzał na Miszkę.
- Po prostu mi jej brakuje.
Dytka nie widzieli.

***

Klepnął Quinna po plecach gdy ten zarżał donośnie.
- Przyzwyczaisz się

Angela umiała czytać miasto. Czy to dlatego, że było jej rodzinnym, czy po prostu było bardziej zrozumiałe niż dzicz, tego Jens nie wiedział, ale nie miał wątpliwości, że choć intencje Angeli nie koniecznie są jasne, to dziewczyna wie co robi. Quinn, który ruszył z nimi wydawał się również rozumieć te wszystkie niuanse. Pozornie droga bez różnicy, a jednak... Dobrze było jednak mieć przynajmniej wrażenie, że wiedzą gdzie idą. W końcu się zatrzymali. Ciemność alejki była trudna do przeniknięcia wzrokiem. Stojąca pod murem postać Angeli dobijającej jakichś interesów z nieznajomymi, nie budziła najlepszych skojarzeń. Ale z drugiej strony idąc tu, zdecydował się jej zaufać. W końcu na swój delikatny sposób poprosiła o pomóc. Starał się więc jak mógł. Patrząc na Quinna jakby słuchał jakiegoś dłuższego opowiadania, co jakiś czas kiwał głową ze zrozumieniem i ręką przejeżdżał po ostrym zaroście brody. Odkąd czarodziejka odeszła, nie specjalnie czuł potrzebę golenia się. Czas był po temu... No niechże ta dziewczyna już wraca. Chwile jednak mijały. W ciemności nie wszystko było wystarczająco widoczne... Co raz bardziej kusiło go, by założyć znaleziony w grobowcach pas... Szczęk cięciwy był twardy i głuchy. Prawie bez charakterystycznego dla łuku drżenia. Kusze zakończyły spotkanie nożowniczki. Zobaczył jeszcze jak jej sylwetką targnęła siła samego uderzenia bełtów, nim na ulicę wyległy z domostw i z dachów ciemne postaci... Już po niej. Tego nie można było przeżyć... Niech to szlag! Łuk Lorei błyskawicznie znalazł się w jego rękach. Przyzwyczajony już do walk nie pozwalał, by zbierająca się w gardle gula spowodowana śmiercią antypatycznej towarzyszki przeszkodziła w strzale. Krzyk był krótki. Quinn biegiem pognał w kierunku Angeli.
- Walcie prosto do niej! Prosto! - krzyknął do Gabriela i Quinna, by się nim nie przejmowali i szybko wskoczył w biegu na jakąś beczkę stojącą przy jednym z domostw obok, a z niej na daszek przybudówki. Spróchniałe drewno zatrzeszczało pod miękkimi butami myśliwego gdy mając już zdecydowanie lepszą widoczność z góry, instynktownie wybierał najbliższych Angeli zbirów. Stąd też zobaczył, że dziewczyna jeszcze żyje. Quinn dopadł jej pierwszy, a zaraz za nim Gabriel. Jens odetchnął. Chociaż tyle... Znów strzelił. Łuk dźwięcznie zadrżał. Strzały nie zabijały równie skutecznie co bełty z kuszy. Zwłaszcza gdy nie było ani czasu ani widoczności na dokładne celowanie. Ale trafieni, choćby lekko ruszali się dużo ślamazarniej. Trucizna działała. Tamci też w końcu dopadli rannych. Przy murze zakotłowało się, a Jens musiał mierzyć dokładniej, by nie trafić swoich. Strzelał do tych, którzy próbowali obejść dwóch obrońców, lub podstępnie ich usunąć. Cała nadzieja w wielkim Gabrielu...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172