„Trzeba było się posłuchać elfa i pójść do lekarza” pomyślał Albrecht, patrząc jak jego towarzysze podnoszą ciało krasnoluda, uginając się pod jego ciężarem. Sam przy tym nie pomagał, gdyż do zbyt silnych nie należał. Potarł energicznie swoje ramiona i wzdrygnął się z zimna.
„Ulrykowska pogoda, psia krew. Najlepiej by było teraz wrócić do domu ich usiąść przed piecykiem. „ pomyślał mężczyzna patrząc w stronę stajni gdzie nadal znajdował się Ashin i elf.
„ Mam wrażenie, że coś podejrzewa. Mam nadzieje, że mnie nie spali”
W momencie w którym odwrócił głowę, ujrzał biegnących w ich stronę strażników. O szczęściu z pewnością nie mogło być mowy. Zrobił kilka kroków przed trójkę towarzyszy i uniósł ręce do góry w geście bezbronności.
- Spokojnie panowie, spokojnie. O co tutaj chodzi? – krzyknął do biegnących ludzi. Miał już dosyć walki na dzisiaj i z pewnością nie miał zamiaru wpadać w konflikt z prawem. Szczęście w nieszczęściu, że krasnolud nie domagał.
__________________ you will never walk alone |