Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2009, 17:43   #22
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Christoper w milczeniu przyjął manę od Kamahla. Zielona mgiełka znalazła się między jego dłońmi, gdy jego usta szeptały zaklęcie. Mgła zawirowała, gdy uczeń Radanda tkał zaklęcie. Spod zielonej mgiełki zaczęło się sączyć złociste światło, świadczące o tym, że chłopak zmieszał energię magiczną druida z własną, pochodzącej z jakiegoś Równiny.

Na ziemi przed chłopcem utworzył się złoty krąg przywołania, a powietrze lekko zafalowało, gdy wewnątrz zaczynała się tworzyć istota. Znikąd pojawiła się mgła, przesuwając i formując w kobiece kształty. Półmaterialny, powietrzny stwór miał cztery metry wysokości i postać pięknej, nagiej anielicy z delikatnymi, rozłożonymi skrzydłami. Anielica miała delikatne kształty i piękną twarz, nie wydawała się stworzona do walki. Mgła, która ją tworzyła, choć gęsta, nie była w stanie stanowić jakiegokolwiek zagrożenia.

- Angelic Wall- wyjaśnił krótko Christoper- potrafi latać, poza tym to creature z zdolnością defender.

Głos chłopaka był smutny i widać było, że nad czymś poważnie rozmyśla. Pozwolił swojej ścianie odejść, co wyzwoliło potężną ilość mgły, która wypełniła ogród. Chłopak zdawał się w niej jaśnieć, gdy podszedł do kamiennego posągu, który również przedstawiał anielicę, tym razem jednak ludzkich rozmiarów. Położył na niej ostrożnie dłoń i zamknął oczy. Po chwili najwidoczniej zebrał w sobie siły, gdyż po ciężkim westchnięciu podjął dialog z Radpolem.

- My… nie jesteśmy tacy, jak nas pan opisał. Zakon jest nie tylko szkołą magii, ale też etyki. Uczymy się w nim, jak dbać o innych, jakich wyborów dokonywać w życiu, a także, jak wielka jest odpowiedzialność magów za każde życie, zwłaszcza te, które sami stworzyli. To prawda, przywołujemy na stałe świadome istoty, podobnie jak inni magowie. Jedyna różnica polega na tym, że z wszystkich Tradycji Magii nasza posiada najwięcej istot o świadomości ludzkiej, jak i najwięcej ludzi. Wiem, jak to wygląda. Nie myślcie o nas źle, nie znęcamy się nad tymi istotami i nie niewolimy ich. Traktujemy ich z pełnym szacunkiem i rozumiemy ich wolność oraz prawo do własnego życia. Mamy najwyższą kulturę względem naszych [/i]creature[/i] z wszystkich Szkół. Jeśli już zdecydujemy się przywołać człowieka lub anioła na zawsze, co poprzedza długi czas rozmyślań, to uznajemy go za swego brata, takiego samego, jak wszyscy inni, którzy nas otaczają. Nasi słudzy, jak mogliby państwo to określić, są dla nas niczym rodzina. Kochamy ich i dokładamy starań, by byli szczęśliwi, czymkolwiek jest dla nich szczęście. Zawsze mogą nas opuścić, jeśli tego właśnie pragną.

Było widać, że słowa Nekromanty zadały chłopcu ból. Mimo to odpowiadał rzeczowo, nie dając się ponieść emocjom. Gdyby nie melancholiczny ton jego głosu, moglibyście uznać, że przeprowadza wykład, mówiąc do młodszych magów o odpowiedzialności i trudnych pytaniach etycznym, z jakimi muszą sobie poradzić.

- Nigdy w całej historii Zakonu Czystości nie zdarzyło się, żebyśmy rozmyślnie dopuścili się okrucieństwa względem naszych przywołanych istot lub ludzi, z którymi dzielimy teren do życia. Owszem, niekiedy musieliśmy dokonywać trudnych wyborów, poświęcić jedne życia, by inne mogły wzrastać w pokoju. Taki jest już świat. Nasza mana nigdy jednak nigdy nie pozwoliła nam zbaczać z tej ścieżki. Im potężniejsi byliśmy, tym bardziej wzrastały nasze dusze.

Rzeczywiście, tu zarówno Radpol, jak i Kamalh musieli się zgodzić. Mimo kontrowersji związanych z zaklęciami przywołania Białych, słynęli oni z wszelkich cnót i troski o innych.

Christoper odwrócił się wreszcie od marmurowego, trochę już podniszczonego posągu anioła i zwrócił się prosto w stronę Honissa. Tym razem z jego oczu biła wściekłość, ale jeszcze większa była w nich pogarda, gdy mówił o Mrocznych Magach.

- Właśnie dlatego, panie Radpol, Zakon tak nie cierpi Akademii. Nekromanci nigdy nie potrafili wziąć odpowiedzialności za ohydztwa, które tworzyli, a także za ludzi, którzy mieszkali na ich Bagnach. Gdyby było inaczej, nie musielibyśmy ratować teraz biednych wieśniaków z Skullhod. Z tego właśnie powodu nasze „misterium”, jak to pan ładnie określił, przewyższa Pańskie. Może pan sobie mówić o świadomych niewolnikach, ale to Pańska Akademia była i jest przyczyną cierpień tysięcy ludzi, a nie mój Zakon. Radzę o tym pamiętać na następny raz.

Jak więc było widać, Christoper również potrafił pokazać pazurki, choć nie wyglądał na takiego, który potrafi to zrobić. Radpol musiał naprawdę go rozwścieczyć, gdyż odwrócił się na pięcie od dwójki magów i wyszedł z Ogrodu Wewnętrznego, nawet nie żegnając się z sympatycznym druidem.

Wkrótce mgła również się rozwiała, zupełnie, jakby drażliwego Białego Maga nigdy tu nie było. Pozostał po nim tylko niesmak.

~*~

- Hmmmmm…- zamyślił się Miroth, poprawiając swoje okulary.

- Nie jestem przekonany. Twój plan jest dobry, ale nie wiem, czy dalibyście sobie radę, gdyby Radpol i ten półelfi kultysta zawiązali przeciwko wam przymierze. Martwi mnie zwłaszcza Kethenai z jego nieznanymi nikomu zaklęciami. Wolę nie myśleć, jaką mocą może dysponować. Z tego co mówisz wynika jednak, że nie darzą się sympatią. To dobrze, będziesz mogła to wykorzystać. Wedle moich danych, Honiss opuścił Morgul ze względu na „bluźnierstwa”, jak to określają Biali. Nie lubi zarówno Najwyższego, któremu oddaje cześć Zakon, jak i demonów, do których modlą się niekiedy Mroczni. Gdyby zaczęli być zbyt blisko z renegatem, mogłabyś wywołać między nimi konflikt na tym polu…

Miroth zmarszczył brwi, po czym spojrzał badawczo na swą rozmówczynię i postanowił szybko dodać:

- Nie myśl, że chcę sabotować to przedsięwzięcie, jednak czuję obrzydzenie na myśl, że będziesz musiała pracować z takimi osobami. Zarówno Góra Dharmyth, jak i Krąg Elethian oraz Zakon Czystości zrobiły wszystko co w ich mocy, by współpraca między czarodziejami przebiegała bez zarzutu. Wybraliśmy osoby spokojne, zrównoważone i w naszej opinii dobrze przygotowane nie tylko magicznie, ale i społecznie do tego ważkiego zadania. Niestety, Wieża kompletnie zawaliła sprawę. Nie przepadam za Beine’m, ale on przynajmniej wybrał całkiem dobrego maga. Może nieco nieprzyjemnego, ale o płonnym umyśle i pozbawionego okrutnych zamiłowań innych Nekromantów. W tym składzie moglibyście być spokojni. Jednak Hiram i ten jego mag, który powinien zgnić w lochu… to zaburza równowagę, którą z takim trudem chcieliśmy wprowadzić do waszej grupy. Możliwe, że mylę się co do Radpola, ale to, co mi przed chwilą o nim powiedziałaś, wcale mnie nie uspokaja.

Mężczyzna chwycił się za brodę i zamknął oczy. Widocznie znowu coś rozważał, a Marika stała grzecznie, czekając, aż skończy swoją analizę sytuacji. Po minucie jej przełożony otworzył oczy i spojrzał na nią.

- No nic, życzę Ci pomyślnej podróży. Ze swojej strony zapewniam, że będziemy razem z Eredin obserwować w radzie Błękitnych i Czarnych. Nie zawsze się rozumiemy, Druidka bywa dumna i niedostępna, ale jest dobrą osobą. Myślę, że Radand też się przejmuje obecnością pewnych osób w Grupie Zjednoczenia, ale nie okazuje tego po sobie. Zresztą, jest już stary i ma naprawdę dużo obowiązków, nie widzę powodu, dla którego miałbym mu zawracać głowę gierkami Hirama. Powinien obserwować was, a nie Radę- stwierdził przedstawiciel Góry w Radzie, po czym uśmiechnął się przepraszająco. Czasem zdarzało mu się rozgadać nad jakąś ważną dla niego kwestią, zazwyczaj był jednak konkretny i zrównoważony, zupełnie, jakby był Błękitnym, a nie Czerwonym Magiem.

- Pozdrawiam Cię i ponownie życzę udanej podróży- pożegnał się, tym razem na dobre, podając Marice rękę i obdarzając ją serdecznym, przyjacielskim uściskiem dłoni.

~*~

Następnego dnia, o poranku, wszyscy młodzi adepci magii zebrali się pod Wieżą Rady, by wyjechać do oddalonego Skullhod i wykonać swą pierwszą misję. Zadanie wydawało się łatwe, lecz kwestią równie ważną jak pokonanie Króla Szczurów było sprawdzenie, czy magowie tak różnych Szkół będą w stanie efektywnie z sobą współpracować.

Na swych wychowanków czekali wszyscy Arcymagowie z wyjątkiem tajemniczego Baine’a, który najwyraźniej nie uznał za ważne przybyć i pożegnać Radpola. Bardzo możliwe, że nie uważał go za małe dziecko i zostawił samego sobie, mógł też jednak pokazać tym gestem, że jest wściekły, iż ktoś tak uzdolniony śmiał opuścić Akademię Morgul, lub powiedzieć wszystkim, że ma ten cały cyrk głęboko w nosie. Nikt go bliżej nie poznał i naprawdę trudno było stwierdzić, co stoi za jego nihilistycznym i pogardliwym stosunkiem do świata.

Zabrakło również Króla Foltesta, który był zbyt zapracowany by przybyć, przesłał więc list za pomocą Radanda. Staruszek otworzył go swymi chudymi, zmarszczonymi dłońmi i przeczytał, co chwilę zatrzymując się i wytężając wzrok, by odczytać jakiś wyraz. Władca napisał, że jest bardzo dumny z wszystkich magów, którzy zajmują miejsce w Grupie Zjednoczenia, a także, że Grupa ta jest nadzieją królestwa. Sądząc jednak po tym, że Arcymag Światła musiał bardzo często się zatrzymywać, by rozszyfrować pismo króla, jak i po tym, że cała wiadomość była niezwykle krótka, obecni nie mieli problemów z uznaniem, że zapracowany Foltest po prostu napisał go w ostatniej chwili i wręczył Radandowi, najpewniej spiesząc się na spotkanie i wymieniając z nim tylko kilka słów.

Sam Radand był jak zwykle miły, traktując swych podopiecznych jak wnuczęta. Przytulił Christopera, złożył najserdeczniejsze życzenia Kamahlowi, komplementował wygląd Mariki, którą nazwał „Słońcem”, stwierdził, że obecność Nekromanty w drużynie bardzo go cieszy, a nawet uśmiechnął się podczas ściskania dłoni tajemniczemu Keth’enai’owi.

Eredin wydawała się być również w wyśmienitym humorze. Jak zwykle dumna, uśmiechała się leciutko, tym razem ubrana w złocisto-białą suknię. W dłoni trzymała kosz pełen czerwonych jabłek, które wręczyła odjeżdżającym czarodziejom, co było niezwykle zaskakującym i miłym gestem. Nagle kobieta wydała się wszystkim mniej niedostępna niż wczoraj.

Miroth zaś trzymał się z daleka, czytając jakąś książkę. Uścisnął dłoń każdemu, ale potem znów wrócił go lektury, mało interesując się innymi wydarzeniami i przerywając czynność tylko wtedy, gdy grzeczność absolutnie tego wymagała. Dziwny człowiek.

Hiram natomiast uśmiechał się swoim zwykłym uśmiechem, o którym mówiono, ze skrywa pod sobą wszystkie pragnienia i cele Niebieskiego. Jego oczy patrzyły jednak badawczo po kolei na wszystkich, najdłużej zaś na półelfa.

- Tak więc…- zaczął Arcymag Światła, widząc, że pożegnania się kończą- czas wam wyruszyć w drogę. Niedługo przybędzie kareta, która was odwiezie. Gdybyście mieli ostatnie pytania, spostrzeżenia lub życzenia, to nie obawiajcie się ich przedstawiać, dzieci. Jesteśmy tu dla was.

- Możecie mówić śmiało o wszystkim- dodała Eredin z wytwornym uśmiechem, który mógłby zaczerwienić niejednego mężczyznę.

- Ehe- dodał Miroth, nie odrywając się od książki, czym zaskarbił sobie pełne pogardy spojrzenie elfki.
 
Kaworu jest offline