Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2009, 17:51   #62
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Parsknął w stronę tamtych, kiedy to wszystko się skończyło. Jak gdyby trzy trupy, których krew była na ich rękach, stanowiły swojego rodzaju żart. Gdy podniósł się, stwierdził, że tamtym to parskanie nie za bardzo w smak. Gdy doprowadził się do względnego porządku, odczekał jeszcze chwilę, ale i tak nic nie dochodziło z korytarza; czekał, bo fałszywa cisza mogła zadać kłam jego podejrzeniom. Ale nie, nikt nie przychodził. Przynajmniej na razie. Zatem bez większej ceremonii zbliżył się do zabitych i wziął jednego z H&K i zapas magazynku, który był przy nim. Niewiele, ale taki karabinek to większa szansa, że przeżyje w tym piekle.
- Szczepionka to jedno – zauważył. - A wydostanie się z Everett to drugie. Czy któryś z was myślał, dokąd pójdziemy, kiedy już wydostaniemy się z tego kompleksu?
Nie chciał powiedzieć, ale nawet, jeśli wszyscy, których znał, nie żyli, to czuł coś, czego nie potrafił nazwać, a co miało coś wspólnego z tym, że to wszystko się skończyło i chciałby się pożegnać z ludźmi, których znał, albo chociaż widzieć ich trupy.

Tak, w tym piekle. Spojrzał na tą, do której przemówił poprzednio i stwierdził, że całkiem nieźle się trzyma, to jest po dostaniu kulki w nogę i usłyszeniu kolejnych wystrzałów nie załamała się psychicznie. Detektyw podniósł ją. Radcliffe myślał; czy robią źle, że pozwalają jej żyć? Przecież to kolejny naukowiec, to jest lekarz, to jest ktoś przydatny. Ale myśl nie dawała spokoju – będzie ich zwalniać, czy się na coś przyda? Był pewien, że gdy tak będzie, nie będzie żałował, nawet, jeśli teraz nie miał odwagi się do tego przyznać.

Choć trochę zaufał Marii – w końcu zapamiętał jej imię – po tym, jak wstrzyknęła sobie szczepionkę. Słyszał, że ten wirus przenosi się przez powietrze, dlatego wolał mieć w swoich żyłach coś, co przynajmniej sprawi, że nie stanie się jeszcze jednym z tych łaknących krwi sukinsynów, jakkolwiek słyszał o nich tylko w opowieściach reszty. Każda okazja do uratowania jego życia była dobra.

Może chcieli coś powiedzieć, ale sytuacja była zbyt oczywista. Mają to, po co przyszli, to jest mogą wreszcie iść stąd do diabła.
Szedł w korytarzu w ciszy. Nie było nic do powiedzenia, a zresztą, być może za rogiem czaił się kolejny wróg. Ale nie, to w windzie czaił się kolejny wróg. Wyglądało na to, że chyba niewiele domyślili się z tego, że ktoś zabił poprzednią trójkę. Ale i tak nie było czasu.
Padł. Z jego nogami, padanie wychodziło mu niemal po mistrzowsku, dwie uszkodzone kończyny po prostu na chwilę przestawały funkcjonować. W dziwnym odruchu chwycił leżące obok zwłoki, dziękując jakiemuś bogu, że nie pokarał go słabymi rękami. Zasłonił się zwłokami, a zza zmasakrowanej twarzy jakiegoś biednego gnojka zaczął oddawać kolejne strzały. Świetna akcja, pomyślał. Już czuł smród rozkładu, od którego nie uwolni się od paru godzin.
 
Irrlicht jest offline