Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2009, 12:08   #118
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Barykada, zmierzch


Stojący naprzeciwko Ekharda ork wrzasnął przeraźliwie i zaatakował mężczyznę. Jego topór mignął nad głową człowieka, gdy ten przykucnął jednocześnie wyprowadzając cios.
Zielonoskóry wrzasnął po raz drugi, tym razem z bólu i cofnął się o krok. Zawadził pietą o nierówność drogi i runął w mgielną przepaść.
Weber odsapnął i otarł pot z czoła.
Miał czas by rozejrzeć się wokół. Chwilowo sytuacja wydawał się ustabilizowana. Chwilowo. Bo oto na zakręcie ścieżki ukazał się olbrzymi ork prący do przodu jak ... hmmm po prostu ogromny ork prący naprzód.


Kurt niewątpliwie uratował Hugo, bowiem snotlingi uznawały wyłącznie przewagę trzy do jednego. Ostatni z nich wyprysnął w górę zbocza, ale nie był szybszy od miecza najemnika. A ten dosłownie rozpłatał kurdupla na pół. Wkoło trysnęła czarna jucha.
Jednak ten moment wykorzystał nadchodzący ork, który rzucił się na Fluchera zadając zamaszysty cios szablą, odbity dosłownie w ostatniej chwili. Jednak wybiło to człowieka z rytmu i musiał się cofnąć. Stali teraz naprzeciw siebie ciężko dysząc. Pierwszy znów ciął zielonoskóry, ale cios chybił celu, kolej na ripostę mężczyzny...


Hugo odzyskał już równowagę ducha, raczej wskazówka wychyliła się w druga stronę. Halflinga zaczął ogarniać słynny szał niziołków - było to szaleństwo wywołujące przerażenie wśród dużych i małych mieszkańców Imperium, o czym opowiadały ze zgrozą w głosie ocalałe ofiary pączków szpinakowych z majonezem, czy sardynkowej galaretki z buraczkami.
- Oż wy... - tu zabrakło mu dostatecznie mocnych słów by wyrazić swą wściekłość.
Pod nogami walały się szczątki snotlinga rozpołowionego przed dużego ludzia, ale drugi pomykał w górę zbocza.
W oczach zamigotały mu złe błyski. Wyciągnął procę i rozkołysał ją nad głową. Pocisk pomknął i trafił gnypla w jedną z nóg. Ten pisnął i zaczął niezdarnie podskakiwać na drugiej.
Następny pocisk trafił go w kolano i snotling sturlał się wprost pod nogi halflinga.


Lalunia ?
Zamajtała wściekle nogami nad przepaścią Franceska. Ja ci dam lalunie, ty... ty... tylko wyjdę cholera !
Na szczęście szpic buta znalazł wreszcie jakieś oparcie i mogła poprawić uchwyt. Powoli wciągała się na skałę. Wszyscy wokół chcą się zabić, aj gramolę się jak...
No właśnie jakby myśl dziewczyny w złą godzinę została pomyślaną przed nią pojawiła się wredna mordka snotlinga z czymś co przypominało olbrzymi dwuzębny widelec skradziony z jakiejś kuchni.
Z zaciekawioną miną dźgnął ją w bok. Ostrze przebiło kaftan i lekko przecięło delikatną skórę dziewczyny. Tileanka zacisnęła zęby i podciągnęła się wyżej, tak że kolanem i obiema rękoma była już na ścieżce. Snotling jakby niezadowolony z efektu pierwszej próby ponowił ja. Tym razem kilka kropel szkarłatu pojawiło się na ramieniu, ale Franceska tkwiła już mocno oboma kolanami na górze.
- Dobry zwierzaczek - zamruczała.
Ten musiał być chyba najgłupszym snotlingiem jakiego nosiła ziemia, bo opuszczając "rożenek" zbliżył się nieznacznie patrząc czarnymi oczętami na dziewczynę.


Strzały poszybowały w ciemność i jak się wydawało trafiły przynajmniej dwie. Tyleż bowiem podniosło się wściekłych orczych przekleństw obiecujących co zrobią "ucznikom" jak ich dorwą, a szczególnie 'miłe i ciepłe" były skierowane przeciwko Mamie.
Ten podrapał się po łepetynie. To przeciez niemożliwe by taki wielki łuk zmieścić w...
Rozważania na ten temat postanowił zostawić na później, gdy będzie mógł ten problem przemyśleć ogryzając jakaś ratkę białoskórca. Albo białoskórki.
Mama był orkiem i bystrym, nie miał więc złudzeń, co stanie się z nim jeśli nastepna salwa znów trafi w plecy kompanów. Z powątpiewaniem spojrzał na skalną ścianę. Stamtąd jego "chopcy" rozstrzelali by w mig nawet chodzące konserwy kurdupli.
Echhh - w głowie Mamy zazgrzytały trybiki wprawiając w ruch skomplikowane procesy. Przerwano je dość nieoczekiwanie, oto bowiem coś łupnęło w jego hełm. A że ten zdobył na jakimś zdychającym białoskórcu to zjechał szefowi uczników na sam nos wprawiając go w stan zblizony do furii.
- Kkkk...kkk... który ? G.. g... Getrak to ty ?
- Nie szefie -
dziarsko odmeldował Getrak- z nieba lecom.
Jakby na potwierdzenie jego słów kolejny goblin wrzasnął i chwycił się za twarz. Mama podniósł wzrok w górę. Na szczycie skał mignęła mu jakaś postać...


Morglum czul jak opanowuje go szał. Łupnął o siebie rękawicami wywołując zgrzytliwy dźwięk, aż kilka orków na wszelki wypadek odsunęło się nieco.
Wrzasnął, a ryk odbił sie echem od skał i runął na przód. Rozgarniał swych podopiecznych, aż dotarł do przewężenia. Nie zatrzymał się jednak i parł dalej. Jakiś ork nie zdążył usunąć się na czas i poszybował z wrzaskiem w dół.
Dotarł do mizernej barykady , lecz ta nie była w stanie go zatrzymać. Przebił sie przez nią i stanął oko w oko z kurduplem z toporem. Kurdupel był niski, ale prawie tak szeroki w barach jak Karkołamacz. Machnął toporem i Ork poczuł jak ostrze przebija się przez jego pancerz kalecząc skórę.
Morglum nie poczuł nawet rany szykując się by zdeptać krasnala.






U -
Mama i jego łucznicy

X - miejsce głównych walk. Tu jest Morglum walczący z Torim. Są tu również Ekhard, Grob i Bruno, oraz 3 orki. Wszystko to bardzo przemieszane.

1 - Tu są Hugo, Kurt, ork i uszkodzony nieco snotling

2 - Franceska i snotling
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 06-12-2009 o 15:40.
Arango jest offline