Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2009, 14:39   #111
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Barykada, zmierzch


Impet gwałtownego natarcia zepchnął w pierwszej chwili obrońców parę kroków w tył. Przez tę lukę przedarło się kilka orków, nie mówiąc już o snotlingach sprawnie przepełzających między nogami walczących. Widać uznały ze lepiej zginać od miecza, niż zostać zadeptanymi ciężkimi buciorami orków.
I choć Tori i Grob zaraz zapełnili lukę, a Bruno i Franz zajęli się tymi, którzy przebili się przez linie obrony to jednak na moment zapanował chaos.
Zresztą Upherr zapłacił sroga karę za to chwilowe zamieszanie. Jakiś gnany szałem bojowym ork rzucił się na niego na niego i obaj tracąc równowagę runęli w akompaniamencie ochrypłego ryku potwora i krzyku człowieka w skrytą mglą przepaść.





Francesca walcząca rozpaczliwie z nacierającym wściekle orkiem kątem oka zobaczyła całą sytuację i na chwilę zmrożona przerażeniem zawahała się. Wykorzystał to jej przeciwnik i uderzeniem tarczy posłał na kamienistą ziemię.
Miecz wypadł jej z rąk i zniknął pod nogami kłębiących się za barykadą ciał.
Potoczyła się jak piłka, po drodze rozpaczliwie starając się uchwycić czegokolwiek. Niestety, śliskie podłoże nie dawało oparcia i dziewczyna poczuła jak jej ciało przewala się przez krawędź ścieżki.
Na szczęście w tym momencie jej lewa ręka uchwyciła skalny występ i teraz zawisła rozpaczliwie majtając nogami w powietrzu i starając się znaleźć jakieś oparcie dla stóp.
*(Francesca)
Wzdrygnęła się, a nad nią zamajaczyła wysoka, ohydna postać, obuta w ciężki bucior stopa uniosła się w górę.


Niziołek znalazł się w nie lada opałach.
Trzy snotlingi nie mające widocznie odwagi zaatakować większego przeciwnika zbliżały się ze swymi dzidami. Najwyraźniej uznały, że przewaga trzech do jednego zapewni im powodzenie. Powolutku, lecz konsekwentnie spychały go dalej wzdłuż ścieżki, najwyraźniej starając się go odizolować od reszty. Niestety kukri było nieco za krótkie, by pokusić się o zaatakowanie kurdupli, mógł jedynie rozpaczliwymi wymachami odbijać niezbyt zresztą groźne pchnięcia.
W końcu snotlingi zrobiły rzecz, która zdumniała niziołka.
W pewnym momencie odrzuciły swe włócznie i z wrzaskiem rzuciły się do zwarcia. Hugo pchnięty impetem trzech ciał poślizgnął się i wyłożył jak długi. Poczuł obrzydliwy smród brudnych łachów i niemytych ciał.
Paskudna łapa starała zatkać mu usta, inne próbowały wykręcić dłonie. Ostatkiem sił zaczerpnął powietrza by wrzasnąć.





Przez chwilę na Ekhardzie skupiła się cala furia atakujących orków. Dwoił się i troił, odbijając i zadając ciosy, jego uwadze umknęły więc wydarzenia za jego plecami. Na szczęście za chwile stanęły przy nimi krasnoludy. Zamaszyste ciosy toporów wysłały w przepaść dwa orki i tyleż samo snotlingów. Wrzask zielonoskórcych brzmiał długo odbity od stromych grani, dowodząc, że przepaść naprawdę jest głęboka.
Mieli kilka sekund wytchnienie, Weber chciał posłać solidnym kopniakiem za jego kompanami zabłąkanego przy barykadzie snotlinga ale chybił. Ten na widok niebezpieczeństwa wrzasnął, kiszki jak się zdaje odmówiły mu posłuszeństwa, ale wiedziony jakimś szaleństwem wpił się zębami w nogę Ekhard tuż nad cholewka buta. Klnąc na czym świat stoi człowiek usiłował pozbyć się uciążliwego ciężaru, bo orki przynaglane wrzaskliwymi rozkazami ruszyły znów naprzód.


Kurt nie pchał się w samo centrum potyczki woląc mieć oko na całą sytuację. Dzięki temu mógł lepiej ocenić sytuacje i znaleźć się tam gdzie był akurat potrzebny.
*(Kurt)
Zamarł na chwile i potrząsnął głową, jakby odganiając natrętna myśl.
Naciągnął kuszę i rozejrzał się za następnym celem. Sytuacja przy barykadzie zdawała się być opanowana, ale stracili Franza, a to nie rekompensowało zabicie nawet kilku napastników.
Francesca i Hugo byli nie w lada kłopotach. Dziewczyna staranowana dosłownie przez rosłego orka zawisła teraz nad przepaścią, a maluch kłębił się w walce wręcz z trzema pokurczami. W jego stronę przemykał też nisko pochylony ork. Widząc z kim walczą snotlingi odwrócił się w stronę szturmujących barykadę i wrzasnął triumfująco.


Na razie nie opisuję sytuacji z punktu widzenia orków. Wszystkie informacje dla graczy je prowadzących wyślę jutro rano na PW.
Dziś jeszcze uzupełnię historię i statystyki.

Proszę koniecznie zajrzeć do Komentarzy.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 04-11-2009 o 15:11.
Arango jest offline  
Stary 04-11-2009, 18:04   #112
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przeraźliwy krzyk Franceski odwrócił na moment uwagę Ekharda od tego, co dzieje się pod jego nogami. A snotling, miast uciekać, gdzie pieprz rośnie, wbił się zębami w nogę Ekharda.
Ten skrzywił się z bólu.
Zęby snotlinga, choć wielkością dostosowane do właściciela, były dość ostre. Całkiem jakby człowieka użarł dość spory pies.

Ekhard wierzgnął nogą, usiłując pozbyć się natręta.
Na szczęście siła szczęk snotlinga nie była olśniewająca.
Zielony stworek pofrunął nad barykadą i zanurkował w tłumie atakujących.

"Oby cię rozdeptali" - pomyślał mściwie Ekhard.

Spojrzał w stronę, z której dobiegł go krzyk Franceski.
W stronę przepaści...

Dziewczyny nie było widać.
W pierwszej chwili Ekhard pomyślał, ze to kolejna ofiara krótkiego starcia, jednak... Stojący na skraju przepaści ork najwyraźniej przymierzał się do zepchnięcia kogoś w głąb. W miejsce, skąd raczej nie było już powrotu.
Mało logiczne, skoro orki lubiły ludzkie mięso, ale kto by od orka wymagał logiki...

- Odwróć się, ty zielona pokrako! - krzyknął Ekhard, ruszając w stronę orka.

Ten, widocznie bardziej zainteresowany nadciągającym niebezpieczeństwem i ocaleniem własnego życia niż bezbronną ofiarą odwrócił się. W łapie trzymał całkiem solidny topór.

Nie zamierzając dawać przeciwnikowi zbyt wielkich szans Ekhard zadał cios.
Ostrze minęło nieporadną zastawę i przecinając skórzany kaftan wbiło się w ciało orka.
Skóra i ostrze miecza błyskawicznie zrobiły się czerwone, jednak ork nie zamierzał umierać.
Cofnął się o tylko o krok, odsuwając się tym samym od miejsca, gdzie, chyba, znajdowała się Francesca.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-11-2009 o 20:17.
Kerm jest offline  
Stary 05-11-2009, 13:40   #113
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kurt przeklną siarczyście. Burdel to najlepsze słowo oddające to, co się tutaj dzieje… dzierlatka zamiast się trzymać z tyłu to biegnie na złamanie karku naprzeciw cięższej o blisko 100 kilogramów zielonej gnidzie. Efekt najbardziej ograniczone umysły mogą przewidzieć. Jeżeli próbuje uniknąć zbiorowego gwałtu zanim stanie się posiłkiem to jest na dobrej drodze. Kolejny tytan, geniusz taktyczny, pogromca ogrów tudzież innej kiełbasy… skończy, jako szaszłyk dla snotlingów.

- Kurwa mać, czy tu już wszystkim się popierdoliło w głowach! Karkołomne było to całe przedsięwzięcie związane z obroną, ale to, co się tutaj dzieje to już jakaś wielka granda. Nic tak nie wkurzało starego najemnika jak bezsensowna brawura, za którą płacą inni!

Tym razem nie było inaczej. Kurt szybko zmienił cel. Wielki ork próbujący zrzucić dziewczynę. Bełt chybił. W Y B O R N I E! Odrzucił kuszę, z tarczą i mieczem w dłoni ruszył do zwarcia. Wtedy Ekhard zdecydował się na interwencję… Odchodząc od barykady, od pieprzonej barykady, która póki, co była ich jedyną obroną. Tylko ona pozwalała wyhamować impet przeważającego liczebnie wroga. Zostawił i ruszył na ratunek tileańskiej księżniczce. Bajka! Dzięki Sigmarowi krasnoludy miały na tyle oleju w głowie lub żądzy rozłupywania zielonych łbów, że któryś wskoczył w miejsce człowieka… w najlepszym momencie, aby przełażący przez barykadę ork nie wlazł Erhardowi na plecy.

Do starych uszu dobiegł niski ryk… chyba nie tylko oni są w opałach – pomyślał - Może jaskinia była zamieszkana. Jednak nie to było zmartwieniem najemnika, jeżeli będzie jakieś potem, to właśnie wtedy będzie się tym martwił. Potem! Teraz trzeba użyć miecza!

Doskoczył na odsiecz leżącemu halflingowi. Bojowym okrzykiem spowodował to, iż snotlingi straciły na chwilę animusz do wybebeszania wielkiego brzuszyska gadatliwego kurdupla. Baaa nawet jeden na widok obnażonego ostrza wykonał krótki skok w tył, a drugi ze strachu chyba popuścił na Hugo. Ale ten miał powód, tileańska stal ze świstem przecięła powietrze zaledwie kilka centymetrów przed jego główką. Szanse się nieco wyrównały, nawet licząc nadchodzącego orka… Gadatliwy pokurcz powinien przeżyć… dopóki go Kurt własnoręcznie nie ukatrupi!



- Wstawaj i wypierdalaj na tyły! I ta lalunia też niech się tu nie pcha – jego okrzyk poniósł się nad głowami walczących. Miał nadzieje, że go usłyszała. Jednak nie zastanawiał się nad tym dłużej teraz trzeba było zająć się orkiem i snotlingami.
 
baltazar jest offline  
Stary 05-11-2009, 21:57   #114
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Wystarczyła chwila nieuwagi. Chwilowe odwrócenie wzroku i zawahanie. Chwilę po tym ork zdzielił ją tarczą tak mocno, że poleciała na kamienistą ziemię. Miecz wypadł jej z ręki, a ona poturlała się niczym piłka kopnięta przez chłopca bawiącego się na ulicy.

Ręce rozpaczliwie szukały oparcia, ale każdy głaz wyślizgiwał się jej z rąk. Nagle poczuła się tak jakby spadła z łóżka – nagle zabrakło jej twardego gruntu, a ona sama zdawała się lecieć w dół.

„To koniec” pomyślała, a w tym samym momencie jej lewa ręka chwyciła skalny występ. Szarpnięcie niemal wyrwało jej rękę ze stawów. W pierwszym odruchu paniki majtała nogami próbując znaleźć dla nich oparcie. Po chwili jednak uspokoiła się, oddychając głęboko przez nos. Drugą ręką chwyciła skalny występ i zawisła tak kołysząc się wraz z podmuchami zimnego wiatru. Na górze trwała walka, więc nie sądziła, że ktokolwiek zauważył to, co się rozegrało.

Podmuch zimnego wiatru, sprawił, że niemal przestała czuć swoje ręce. Zapewne już przymarzły do zimnej skały. Jednak w tym przenikliwym zimnie było jeszcze coś… Nadstawiła uszu, a kolejny podmuch wiatru przyniósł ze sobą stłumione krzyki i niski ryk. Trwało to krótko, ale wiedziała, że grupa która wyruszyła do jaskini miała kłopoty.

Wzdrygnęła się i znów zaczęła majtać nogami, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Prawa noga znalazła oparcie, Francesca podciągnęła się trochę, ale po to by było na tyle – stopa ześlizgnęła się z kamienia. Spojrzała w górę. Nad sobą zobaczyła zarys wielkiej sylwetki orka. Z powodu mgły nie widziała go dokładnie, ale była pewna, że to nie wróży jej nic dobrego.
- Ty skurwielu – warknęła, gdy wielka stopa uniosła się w górę.
Nagle ork odwrócił się i ruszył na coś, co było poza zasięgiem jej wzroku. Najważniejsze, że się odczepił.

Odetchnęła z ulgą i powoli, ostrożnie zaczęła stopą badać ścianę przed sobą. Musiała tu być jakaś szczelina.
- Wstawaj i wypierdalaj na tyły! I ta lalunia też niech się tu nie pcha – usłyszała głos Kurta ponad odgłosami walki. Za lalunię miała ochotę napluć mu w twarz.
- Nigdzie się nie pcham – mruknęła pod nosem. – Ja tu tylko, kurwa, wiszę. I marzną mi plecy.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 08-11-2009, 22:51   #115
 
Lance's Avatar
 
Reputacja: 1 Lance nie jest za bardzo znany
- I co? Napieprzajom siem?
Goblin Nerglum Krzywopalcy wyjrzał zza skały, a potem cofnął się i odpowiedział do kamrata:
- Ano napieprzajom.
- Idziem tyż siem napieprzać?
Nerglum machnął ręką.
- Eee... miejsca ni ma. Orkowie niech sie bijom. A gdzie siem orkowie bijom… – goblin podrapał się po głowie - ...tam goblin korzysta. Czy tak jakoś.
Nagle dwa ukrywające się gobliny zakrył złowrogi cień. Krzywopalcy zgarbił się, a potem powoli uniósł oczy... (zobaczył mocarne nogi)… potem trochę wyżej… (zaciśnięte wielgachne pięści w pancernych kolczastych rękawicach)… wyżej (potężna klatka piersiowa) i wreszcie… Widząc błyszczące gniewem oczy Morgluma Karkołamacza, Nerglum pisnął i prędko pomknął na swoje miejsce w szeregu. Jego towarzysz już dawno tam stał.

Obrońcy usłyszeli pomruk, który przyprawił ich o dreszcze. Na początku niezrozumiały, potem układał się w coraz wyraźniejsze słowo:
- Mo…m… Mo…um Mo…lum… Mo…glum… Morglum! Łaaaaaaa!
Zza skał wyłonił się potężny ork. Wielkie łapska wzniósł w geście zwycięstwa… I z rykiem i tupotem runął na barykadę…



 
Lance jest offline  
Stary 08-11-2009, 23:51   #116
 
Bergtagna's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumny
W imię czego zabijamy? Dlaczego już pierwszy nasz kontakt ze światem jest obficie przystrojony krwią? Dlaczego nie oszczędza nam się tej złej wróżby i pozbawia nas choćby krótkiej chwili błogiej nieświadomości? Czemu jedynie śmierci możemy być pewni? Czemu życie zwalcza życie dla życia? Czy jest w tym jakikolwiek sens? Dlaczego zielonoskórzy nienawidzą wszystkich, a wszyscy przeklinają zielonoskórych? Czy tak było zawsze i czy zawsze tak będzie?

Taka myśl mogła zawitać w głowie „Mamy”. Na szczęście nie zawitała ani w głowie „Mamy”, ani w żadnej innej zielonej głowie . I pewnie długo jeszcze nie zawita. Za to błogosławieni niech będą Gork i Mork. Ciężko wyobrazić sobie większe zagrożenie dla szczwanej i silnej rasy Zielonoskórych, niż zatruwające egzystencję myśli tego typu. Dlaczego Orkowie są lepsi od słabych, białoskórych ludzi? Zamiast marnować czas na myślenie, Zielonoskórzy działają. Choć są i tacy, którzy obdarzeni zostali darem myślenia. Dar ten pieczołowicie pielęgnują, jednocześnie pilnując, by się nadto nie rozzuchwalił. Przed tymi nielicznymi otwierają się wrota kariery. Zostają Szefami, Szamanami, pustelnikami, samobójcami, a także łucznikami (w tej ostatniej kategorii bywają też ci zmuszeni do kariery ‘ucznika). Ci myślący, którzy zostają ‘ucznikami z własnej woli, charakteryzują się ambicją i dostrzegają szansę kariery w życiu, a nie jak niektórzy – w nieżyciu. Taki był właśnie „Mama”, choć dla niego wybór ‘uku był trudniejszy niż dla innych. Lecz nie pora na analizę psychiki mężnego i szczwanego Orka, gdy ten bierze udział w bitwie.

Po salwie wystrzelonej na ślepo w stronę barykady, Mama dał znać goblinom, by zaprzestały ostrzału. W stronę blokady biegli już orkowie. Szefo ‘uczników wiedział z doświadczenia, że gobliny trafiają całkiem często, ale nie zawsze w to, co trzeba. Mimo swojej gwałtownej natury, Mama wolał zajmować w bitwie bezpieczną pozycję i mieć przed sobą żywą tarczę. Wśród szarżujących dojrzał Warghlaka, którego szczerze nienawidził za to, że ten po kryjomu wykradał groty strzał, by potem wygrzebywać sobie nimi resztki strawy, tkwiącej między zębami. Slugoth nie złapał go na gorącym uczynku, ale jeden z goblinów zaklinał się na Gorka, że był świadkiem tego podłego procederu. Dobra okazja, by trafić go teraz szczałą w plecy. Łapa zaczęła go świerzbić, oczy nabiegły krwią, słabo, ale dało się słyszeć zachrypły śmiech z głębi wyszczerzonej w głupawym i jednocześnie złowrogim uśmieszku paszczy. Świerzb nieco ustąpił, gdy łapa nałożyła szczałę na cięciwę ‘uku. Był już gotowy do strzału, gdy zauważył, że Warghlak atakuje jednego z białoskórców. Mama poskromił mordercze podniecenie. Spojrzał w stronę Morgluma. Ten złowił wzrok Szefa ‘uczników i wrzasnął:

-MAMA! WEPNIJ SIEM NA SKAŁEM I NAPIERDALAJ!

„Mama” nigdy nie kwestionował rozkazów Wielkiego Szefa. Przywiązał się do swojego karku. Nie widział jeszcze nikogo żyjącego ze złamanym karkiem. Dziwiło go to, bo znał wielu orków połamanych na różne sposoby, a jednak wciąż żywych. Dlaczego można żyć ze złamanym kulasem, a z karkiem już nie? Nie potrafił rozwikłać tej zagadki. Cóż, w końcu nie byle kto łamie karki, a sam wielki Morglum.

-Oo…o…ooopcy! Szyy…kkujta ukki! Www…wwwyyy…wł…właźta na kammmulce i sz…cz…cz…czelajta! – krzyknął.

Gobliny zaczęły rozglądać się wokoło, szukając jakichś wzniesień. Część z nich znalazła niewysokie kamienie, które w żaden sposób nie poprawiły ich widoczności. Cały oddział wraz z Mamą napiął cięciwy i oddał strzał. Niezgrabne pociski poszybowały w powietrze.
 
__________________
-Próbuję zdobyć pieniądze na podróż do Ameryki.
-Gdzie to jest?
-Po drugiej stronie fiordu.

Normann Hætta bongo Utsi Saus

Ostatnio edytowane przez Bergtagna : 09-11-2009 o 00:02.
Bergtagna jest offline  
Stary 17-11-2009, 20:44   #117
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Smród uryny i nigdy nie mytych ciał przydusił Hugo chyba bardziej, niż ciężar trzech małych pokrak. Mimo przewagi wzrostu i masy niziołka nad każdym z nich, trzy zielonoskóre stwory razem były trudne do pokonania. Nie były przy tym zbytnio groźne, chociaż widok ich czarno-żółtych zębisk, w szczególności wystających ze szczęk kłów, nie wspominając o całkiem długich i mocnych pazurach, nie nastroiłby żadnego niziołka zbyt optymistycznie.
Szarpał, miotał się, ale gdy tylko udało mu się zrzucić z siebie jednego z małych napastników, dwóch innych podwajało wysiłki, by wykręcić mu ręce, spróbować ugryźć, czy choćby połaskotać. Przed oczyma stanęła mu wizja samego siebie na wpół zjedzonego przez tańczące i fetujące zwycięstwo małe zielone stwory. I jak miałby wytłumaczyć się Esmeraldzie? Przecież miał zdobyć głowę ogra, nie wspominając o jego skarbie, a tu takie "byleco" zamierza go pokonać!

- Wy nędzne... śmierdz... - zduszonym głosem zaczął robić wyrzuty snotlingom. - Uhh... - ucichł po raczej przypadkowym ciosie w żołądek. Jednak pobudzony przez uderzenie organ odezwał się na swój uroczy sposób, a głośne beknięcie owionęło najbliższego snotlinga. Ten, na wpół ogłuszony, na wpół oczadziały (a przypomnieć trzeba, że w żołądku naszego bohatera znajdowało się mnóstwo różnych i pysznych rzeczy, nie wyłączając porzeczkowego winka, podsuszanej kiełbaski, cebuli i czosnku...) zamarł bez ruchu, a o tym, że nie zszedł świadczyły jedynie mrugające powieki i drżąca broda.
W tym czasie uwagę dwóch innych paskud odwrócił od halflinga Kurt. Mały i waleczny niziołek podkulił uwolnione nogi pod siebie i gwałtownym wyrzutem wyskoczył jak sprężyna, wykonując przepisowe, choć niezamierzone salto w tył i lądując niezgrabnie po kolana w śnieżnej zaspie.

Zamroczony snotling dalej się nie ruszał.

Mając chwilę, kiedy nic nie próbowało go użreć, Hugo pomacał się po bolących nie wiedzieć czemu plecach. Proca. Zatknięta za pas proca drzewcowa przekręciła się podczas szamotaniny z pokurczami i złośliwie, jak tylko martwe kawałki drewna potrafią, uwierała go tam, gdzie plecy powoli kończą swoją szlachetną nazwę. I niżej też.

Teraz jednak niziołek wydobył broń zza paska, wsunął przegub dłoni w przymocowany do trzonka rzemień chroniący przez wypadnięciem, czy wytrąceniem procy i gmerając w sakiewce z kamieniami namierzał gniewnymi oczami cel.

Hugo się wkurzył. Zielonoskórce chcieli walki, to zobaczą z kim mają do czynienia. Nawet zgrzytnął bojowo zębami. Zabolało, więc przestał się wygłupiać...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 06-12-2009, 12:08   #118
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Barykada, zmierzch


Stojący naprzeciwko Ekharda ork wrzasnął przeraźliwie i zaatakował mężczyznę. Jego topór mignął nad głową człowieka, gdy ten przykucnął jednocześnie wyprowadzając cios.
Zielonoskóry wrzasnął po raz drugi, tym razem z bólu i cofnął się o krok. Zawadził pietą o nierówność drogi i runął w mgielną przepaść.
Weber odsapnął i otarł pot z czoła.
Miał czas by rozejrzeć się wokół. Chwilowo sytuacja wydawał się ustabilizowana. Chwilowo. Bo oto na zakręcie ścieżki ukazał się olbrzymi ork prący do przodu jak ... hmmm po prostu ogromny ork prący naprzód.


Kurt niewątpliwie uratował Hugo, bowiem snotlingi uznawały wyłącznie przewagę trzy do jednego. Ostatni z nich wyprysnął w górę zbocza, ale nie był szybszy od miecza najemnika. A ten dosłownie rozpłatał kurdupla na pół. Wkoło trysnęła czarna jucha.
Jednak ten moment wykorzystał nadchodzący ork, który rzucił się na Fluchera zadając zamaszysty cios szablą, odbity dosłownie w ostatniej chwili. Jednak wybiło to człowieka z rytmu i musiał się cofnąć. Stali teraz naprzeciw siebie ciężko dysząc. Pierwszy znów ciął zielonoskóry, ale cios chybił celu, kolej na ripostę mężczyzny...


Hugo odzyskał już równowagę ducha, raczej wskazówka wychyliła się w druga stronę. Halflinga zaczął ogarniać słynny szał niziołków - było to szaleństwo wywołujące przerażenie wśród dużych i małych mieszkańców Imperium, o czym opowiadały ze zgrozą w głosie ocalałe ofiary pączków szpinakowych z majonezem, czy sardynkowej galaretki z buraczkami.
- Oż wy... - tu zabrakło mu dostatecznie mocnych słów by wyrazić swą wściekłość.
Pod nogami walały się szczątki snotlinga rozpołowionego przed dużego ludzia, ale drugi pomykał w górę zbocza.
W oczach zamigotały mu złe błyski. Wyciągnął procę i rozkołysał ją nad głową. Pocisk pomknął i trafił gnypla w jedną z nóg. Ten pisnął i zaczął niezdarnie podskakiwać na drugiej.
Następny pocisk trafił go w kolano i snotling sturlał się wprost pod nogi halflinga.


Lalunia ?
Zamajtała wściekle nogami nad przepaścią Franceska. Ja ci dam lalunie, ty... ty... tylko wyjdę cholera !
Na szczęście szpic buta znalazł wreszcie jakieś oparcie i mogła poprawić uchwyt. Powoli wciągała się na skałę. Wszyscy wokół chcą się zabić, aj gramolę się jak...
No właśnie jakby myśl dziewczyny w złą godzinę została pomyślaną przed nią pojawiła się wredna mordka snotlinga z czymś co przypominało olbrzymi dwuzębny widelec skradziony z jakiejś kuchni.
Z zaciekawioną miną dźgnął ją w bok. Ostrze przebiło kaftan i lekko przecięło delikatną skórę dziewczyny. Tileanka zacisnęła zęby i podciągnęła się wyżej, tak że kolanem i obiema rękoma była już na ścieżce. Snotling jakby niezadowolony z efektu pierwszej próby ponowił ja. Tym razem kilka kropel szkarłatu pojawiło się na ramieniu, ale Franceska tkwiła już mocno oboma kolanami na górze.
- Dobry zwierzaczek - zamruczała.
Ten musiał być chyba najgłupszym snotlingiem jakiego nosiła ziemia, bo opuszczając "rożenek" zbliżył się nieznacznie patrząc czarnymi oczętami na dziewczynę.


Strzały poszybowały w ciemność i jak się wydawało trafiły przynajmniej dwie. Tyleż bowiem podniosło się wściekłych orczych przekleństw obiecujących co zrobią "ucznikom" jak ich dorwą, a szczególnie 'miłe i ciepłe" były skierowane przeciwko Mamie.
Ten podrapał się po łepetynie. To przeciez niemożliwe by taki wielki łuk zmieścić w...
Rozważania na ten temat postanowił zostawić na później, gdy będzie mógł ten problem przemyśleć ogryzając jakaś ratkę białoskórca. Albo białoskórki.
Mama był orkiem i bystrym, nie miał więc złudzeń, co stanie się z nim jeśli nastepna salwa znów trafi w plecy kompanów. Z powątpiewaniem spojrzał na skalną ścianę. Stamtąd jego "chopcy" rozstrzelali by w mig nawet chodzące konserwy kurdupli.
Echhh - w głowie Mamy zazgrzytały trybiki wprawiając w ruch skomplikowane procesy. Przerwano je dość nieoczekiwanie, oto bowiem coś łupnęło w jego hełm. A że ten zdobył na jakimś zdychającym białoskórcu to zjechał szefowi uczników na sam nos wprawiając go w stan zblizony do furii.
- Kkkk...kkk... który ? G.. g... Getrak to ty ?
- Nie szefie -
dziarsko odmeldował Getrak- z nieba lecom.
Jakby na potwierdzenie jego słów kolejny goblin wrzasnął i chwycił się za twarz. Mama podniósł wzrok w górę. Na szczycie skał mignęła mu jakaś postać...


Morglum czul jak opanowuje go szał. Łupnął o siebie rękawicami wywołując zgrzytliwy dźwięk, aż kilka orków na wszelki wypadek odsunęło się nieco.
Wrzasnął, a ryk odbił sie echem od skał i runął na przód. Rozgarniał swych podopiecznych, aż dotarł do przewężenia. Nie zatrzymał się jednak i parł dalej. Jakiś ork nie zdążył usunąć się na czas i poszybował z wrzaskiem w dół.
Dotarł do mizernej barykady , lecz ta nie była w stanie go zatrzymać. Przebił sie przez nią i stanął oko w oko z kurduplem z toporem. Kurdupel był niski, ale prawie tak szeroki w barach jak Karkołamacz. Machnął toporem i Ork poczuł jak ostrze przebija się przez jego pancerz kalecząc skórę.
Morglum nie poczuł nawet rany szykując się by zdeptać krasnala.






U -
Mama i jego łucznicy

X - miejsce głównych walk. Tu jest Morglum walczący z Torim. Są tu również Ekhard, Grob i Bruno, oraz 3 orki. Wszystko to bardzo przemieszane.

1 - Tu są Hugo, Kurt, ork i uszkodzony nieco snotling

2 - Franceska i snotling
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 06-12-2009 o 15:40.
Arango jest offline  
Stary 07-12-2009, 18:26   #119
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Ciekawe, co by się stało, gdyby trafił..."
Zdecydowanie mało rozsądna myśl przemknęła przez głowę Ekharda. Na szczęście rozsądek okazał się silniejszy, niż niezdrowa ciekawość i Ekhard szybko przykucnął.
Gwałtowne, zamaszyste gesty mają jedną, zasadniczą wadę - po wykonaniu takiego ruchu zazwyczaj traci się równowagę, a nawet jeśli ten pech ominie machającego bronią, to raczej małe są szanse, by oręż wrócił na swoje miejsce by ochronić właściciela przed kontratakiem.
A że trudno takiej sytuacji nie wykorzystać, zatem i Ekhard nie miał zamiaru czekać. Wyprowadzone z przyklęku pchnięcie nie napotkało żadnej przeszkody w drodze do celu. Trafiony zdecydowanie nieuczciwie, bo nieco poniżej pasa, ork wrzasnął ponownie. Cofnął się o krok. A potem rozpaczliwie zamachał łapskami w daremnej próbie odzyskanie równowagi utraconej w wyniku spotkania cofającej się stopy ze złośliwą nierównością powierzchni.
Krzyk bólu zmienił się w pełen przerażenia wrzask, który cichł powoli w miarę jak krzyczący oddalał się, spadając coraz niżej i niżej.
Nagła cisza oznajmiła nagły koniec lotu.

Ekhard wyprostował się i rozejrzał.
Francesca wygramoliła się już z powrotem na ścieżkę, lecz zamiast przyłączyć się do walczących, albo też wziąć nogi za pas, prowadziła - nie wiedzieć czemu - jakiś dialog ze stojącym niedaleko niej snotlingiem. Nawet - czego Ekhard już całkiem nie potrafił zrozumieć - zniżyła się do poziomu stworka i uklęknęła. Może by móc popatrzyć mu prosto w oczka? A może nie chciała wzbudzać w snotlingu poczucia niższości? Kto to mógł wiedzieć... Któż mógł zrozumieć psychikę kobiet...
- Nie baw się z nim - krzyknął. A potem zagadkowe zachowanie Franceski wyleciało mu z głowy.
Sytuacja na placu boju zmieniła się diametralnie. Do kotłujących się obok barykady orków i obrońców dołączył kolejny ork, jakby nieco większy od pozostałych. I zdawać się mogło, że w tym momencie sytuacja po tej stronie świerkowej zapory jakby się pogorszyła...
Czy atakowanie orka stanowiącego największe zagrożenie było w pełni celowe? Człowiek zacznie atakować takiego osiłka, a tu z boku podsunie się byle chmyz i narobi kłopotów. Lepiej zatem wyeliminować tych słabszych... A jeden taki ork akurat się nasunął...
Ostrze wbiło się w ramię orka. Ten wrzasnął a potem, miast odpłacić pięknym za nadobne, odwrócił się na pięcie i rzucił do ucieczki.
Ekhard nie miał zamiaru go gonić. Tuż obok miał wrogów pod dostatkiem.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-12-2009, 12:48   #120
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Ork zaskoczył weterana. Cholerne snotlingi pałętały się wszędzie i były wielce irytujące. Wprawdzie dla niego były dużo mniejszym zagrożeniem niż dla Hugo czy mniej opancerzonych ludzi… jednak w kupie mogły zrobić krzywdę. Zapędził się w ty tępieniu szkodników. Zielony skurwiel znalazł się dużo szybciej w odległości odpowiedniej do zadania ciosu niż Kurt sądził.

Pośpiesznie zaatakował… gdyby wyczekał ułamek sekundy dłużej najemnik miałby spore problemy. Na szczęście udało się w ostatniej chwili odbić ciężkie orcze szablisko. Ustawili się naprzeciwko i chwilę oceniali możliwości… oddech. Na drugi nie było czasu. Człowiek wyprowadził pchnięcie mając zamiar włożyć stal w śmierdzące czarne trzewia. Zielony nie był taki narwany jak się wydał na początku. Krótki obrót i się wywinąłby nie czekając chwili spróbował cięciem z ramienia użądlić Kurta. Cios okazał się jednak zbyt słaby, aby przebić się przez obronę. Kilkukrotnie, klingi nawiązywały dźwięczny dialog. I tym razem wyszkolenie wzięło górę nad tępą żądzą krwi. Najemnik bardzo precyzyjnie przygotował sobie drogę do kończącego ciosu. W chwili, gdy karkołomny orczy atak musiał doprowadzić do utraty równowagi chlasnął zielonego silnym ciosem. Klinga trafiła od spodu w żuchwę i praktycznie rozpołowiła ją wraz ze sporą częścią twarzy. To skutecznie powstrzymało zapędy goblinoida!

Teraz była chwila na to, aby ogarnąć sytuację. Panienka i grubasek finalizowali sprawy ze smrodliwymi pokurczami. Tyle dobrze. - Skończcie wreszcie to sranie po krzakach i cofnijcie się.

Chyba po raz ostatni rzucił propozycję zajęcia jedynego rozsądnego miejsca dla tej dwójki w tych marnych szeregach. Za parę chwil czy będą chcieli czy nie to i tak skończy się jakakolwiek możliwość ostrzału. Zielońce zwiążą ich walką. Z przodu nie wyglądało to dobrze oczywiście nikogo to nie powinno dziwić, bo i jak miało wyglądać… Każdy był zajęty swoim zielonym, następni czekali w kolejce a na dokładkę wpadł jakiś wielki pojebany bydlak. Wyraźnie górujący sylwetką nad pozostałymi… praktycznie gdzieś pod jego nogami nikła sylwetka krasnoluda wyraźnie rysował się tylko jego toporzysko. Wielkolud był na tyle głupi, że nie miał broni a co za tym idzie dawał nieomalże każdemu możliwość wyprowadzenia pierwszego ciosu. Pomimo, że jego mocarne łapy były dość długie to znacznie ustępowały krasnoludzikiemu toporowi i krasnoludzkim rączką już nie mówiąc o długim mieczu i ramieniu Kurta. Czyli nie powinno być aż tak źle. Do czasu, gdy te łapska cię nie złapią…

Najemnik wystąpił parę kroków do przodu. Był gotowy szybko zaatakować każdego zielonoskórca, któremu uda się przejść przez zaporę z Ekharda, Groba i Bruna… lub po prostu kogoś zastąpić i dać któremuś z nich chwilę na odsapnięcie lub wieczny odpoczynek.
 
baltazar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172