Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2009, 22:02   #115
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W Waterdeep panował spokój. Nocne wypadki przy bramie rozpaliły co prawda wyobraźnię kupców i rzemieślników w mieście, ale zamieszania nie wywołały. Stworzyły jedynie stado plotek. Jedni twierdzili, że to Cieniści Złodzieje obwieścili swój powrót z wygnania. Inni, że to była walka miedzy sektą Bane’a a Cyrika. Niektórzy wspominali coś o inwazji demonicznych psów i karłowatych bezskrzydłych smokach z piekieł rodem. Różne teorie krążyły po mieście, tym bardziej szalone, im więcej alkoholu krążyło w żyłach je wygłaszających.
Ale z czasem plotki wygasły. Incydent przy bramie, przyćmiły inne sprawy. I o tym wydarzeniu oraz o osobach w nich uczestniczących, pamiętała jedynie upokorzona kapłanka Maski, jej mocodawcy i... ktoś jeszcze. Ktoś, kto co prawda samym incydentem się nie interesował. Ale jednym z ich uczestników, bądź uczestniczek interesował się aż za bardzo...

Zakonu Czujnych Magów i Obrońców, gildia mająca kontrolować użytkowników Sztuki w obrębie miasta, miała imponującą siedzibę. Siedzibę obwarowaną magicznymi zabezpieczeniami i pułapkami. Siedzibę pełną wiedzy...czasem niebezpiecznej, czasem szalonej.

I wieczorem ktoś trochę wiedzy z tej siedziby wyniósł...


Wieczór też powolnymi krokami zbliżał się do karczmy „Pod Leśnym Ruczajem”. Większość gości się już zjechała. Reszta miała przybyć jutro. A roboty było co nie miara.
Panna młoda znalazła się pod kluczem, co zdziwiło ludzi z obsługi przyjęcia, jak i część gości. Dwóch krasnoludów na zmianę czuwało przy drzwiach, podczas gdy kolejna dwójka odpoczywała przy parterze.
Jednak nie to było zmartwieniem Valdro...wszak jutro miała się odbyć wielka uroczystość.
Ku uldze gospodarza, „awaryjna obsługa” przyjęcia radziła sobie nadspodziewanie dobrze... Przynajmniej ta część obsługi, która coś robiła.
Ale każdy z członków grupy coś robił.

Sorbus chętnie opowiedział o sobie, choć Sabrie miała wrażenie, że coś celowo pomija. Jak wynikało z jego słów, państwo Caelin zatrudnili go w roli kowala. Niemniej robił też jako medyk, konował stolarz i ogólnie osoba od wszystkiego. Nie lubił jednak harmideru związanego z przygotowania. I wolał ciszę natury. O samych możnych wiedział niewiele.
- O to powinnaś raczej Biankę i Valdro wypytać. To oni rozmawiali z przyszłymi teściami państwa młodych.- rzekł mężczyzna. Był też nieco ciekawy samej Sabrie. Pytał skąd pochodzi, kogóż to chroni, dokąd zmierza, jak jej się podoba gospoda i okolice. Nie był jednak dociekliwy.

Roger rozkoszował się kąpielą i parą w łaźni...Niedużej, acz schludnej przybudówce, na tyłach głównego budynku karczmy. Łaźnia była czteroosobowa co prawda. Lecz Morgan miał ją tylko dla siebie.

Trzeba przyznać, że jak budynek na uboczu głównego traktu, był luksusowo urządzony. Chichoty na zewnątrz i przekomarzania, a potem pojawiające się od czasu do czasu głowy w okienku łaźni mogły nieco zaskoczyć Morgana. Co prawda żadna ze służek nie chciała wraz z nim zażyć kąpieli. I choć każda wymigiwała się obowiązkami. To wyglądało na to, że zerknąć na relaksującego się w łaźni Rogera, chciała również każda.

Kuźnia stała się zaś punktem zbornym drużynki, a przynajmniej jej części. Pierwsza do kuźni zawitała Sabrie z Sorbusem. Na ich widok Drucilla spojrzała ponuro i dodała.- Trzymaj swojego chłopaka z dala od mojej kuźni i narzędzi.
- Mała sprzeczka? -
Sabrie jakoś nie zdziwiło, że ktoś znów naraził się Dru. - Czyżby ten pan - rozmyślnie podkreśliła dystans. - chciał ci pomóc przy naprawie?
- Nie znam tego pana/ Nie znam tej kobiety.-
odparli niemal jednocześnie Sorbus i Dru. A gnomka kontynuowała.- Nie mniej nie potrzebuję tu osiłka grzebiącego w moich rzeczach.
-To jest moja kuźnia.- wtrącił Sorbus i spojrzał na wóz.- Interesujący pojazd.
- I skomplikowany.-
odparł Kastus.
-A kuźnia należy do mnie. Dopóki nie wyjadę.- dodała z wyższością w głosie gnomka. Po czym machnęła dłonią. – Idźcie się migdalić, gdzie indziej. Tu się pracuje.
- Słyszałeś Sorbus, idź się migdalić gdzie indziej. -
powtórzyła Sabrie dusząc się ze śmiechu, a już ciszej i poważniej dodała - To moja pracodawczyni i, niestety, jej nie przegadasz, choćbyś pękł. Jakbyś był łaskaw zostawić nam kuźnię póki moja pani nie zakończy napraw, byłabym wdzięczna. I ona szybciej skończy i oszczędzi ci to nerwów. Ja tu zostanę i dopilnuję, żeby niczego nie zniszczyła.
- Chyba tak zrobię Sabrie. Miło się z tobą rozmawiało.- rzekł Sorbus i wyszedł. Sorbus zachwycał się wozem, ale najemniczka nie podzielała jego zachwytów. Dla Sabrie bardziej liczyło się bardziej nie to, jak skomplikowany jest pojazd. A to, że cała tylna część wozu była rozmontowana i części walały się dookoła. To wyglądało na poważną robotę, a nie tylko wymianę wadliwej części. I po kiego licha gnomka montowała te długie puste rurki. Kastus zaś, półnagi pracował w ogniu kuźni. Nie był co prawda Sorbusem. Ale też i ułomkiem nie był. A szeroka blizna w okolicy prawej łopatki świadczyła, że i część życia musiał w boju spędzić. Wkrótce też zanurzył swe dzieło w wodzie i wyciągnął gotową zębatkę.

I Dru od razu zatrudniła kapłana w roli „przynieś, podaj, pozamiataj” i innych nieskomplikowanych zadań.
Gdy kapłan zajmował się umieszczaniem kolejnego przenośnego wspornika, leżąca pod wozem Dru wskazała na leżącą na stoliku saszetkę z dziwnymi przedmiotami.

- Podaj mi klucz...podaj mi całą saszetkę, skoro się tu obijasz.- rzekła gnomka do Sabrie niecierpliwie ściskając i prostując palce.

Kuźnia nie była jednak spokojnym miejscem. Po chwili bowiem się pojawiła młoda służka ze słowami. –Panicz Roger prosi o symbol do zawieszenia .
Majstrujący przy wozie kapłan rzekł uśmiechając.- Leży na stole panienko, poświęcę go jutro. Dziś nie mam wyproszonych odpowiednich zaklęć.
Służka skinęła głową, wzięła zębatkę i szybko oddaliła się z miejsca. Za to wkrótce pojawił się ktoś inny. Tajemniczy elf ze swym nieodłącznym wilczkiem. Teu od razu zaczął wypytywać Kastusa o sprawy związane z państwem młodym, przewinęły się pytaniach nazwisko Lockgarrison. Jednak Kastus, tego nazwiska nie kojarzył. Zresztą jak powiedział.- Ja nie pochodzę z tych okolic. W Waterdeep przebywałem, dwa lata na...szkoleniu w nowej roli. Nie za bardzo miałem okazję poznawać tamtejsze środowisko kupców i rzemieślników.

W porze obiadowej zjawił się Sorbus z jedzeniem.

Z kilkoma tacami jedzenia, oraz winem dla pracujących w kuźni członków drużyny.
-Zamierzacie przesiedzieć tutaj cały dzień ?- spytał mężczyzna, który zdecydował że dołączy do nich podczas posiłku. Gnomka machnęła dłonią.- Kaktusik uprosił o godzinkę lub dwie wolnego. A tych tutaj sterczy tu bez powodu. Arm...ładunku, nikt nie ukradnie, skoro wóz jest w kawałkach.
Po czym spojrzała z lisim uśmieszkiem na Sorbusa.- To jak duże... jak wystawne będzie to przyjęcie?
- Całkiem spore i całkiem wystawne. Można się na nie wkręcić, bo zbyt wiele osób do upilnowania. Zabawne jednak jest to, że gości honorowych nie będzie. Pan młody będzie na wieczorze kawalerskim, a panna młoda... odpoczywa pod pilną strażą krasnoludów.-
stwierdził Sorbus.

Wieczór kawalerski...na ten wieczór magini szykowała niespodziankę. Pojawiła się u drzwi z pomocnicami. Hałas i pijackie okrzyki potwierdzały iż pan młody i jego goście mieli już nieco w czubie. Wejściu trzech kobiet towarzyszyły pijackie okrzyki.- Laseczki przyszły! Zdejmować ciuszki.
I tym podobne. Sylphia kręcąc bioderkami weszła pierwsza i zrzuciwszy szybkim ruchem płaszczyk wywołała pijackie gwizdy i oklaski. Natali i Aniela stały obok siebie zestrachane niczym trusie. Nakręcając wielotonową maszynę grającą musiała niestety wypiąć pośladki, co spowodowało kilka klapsów w tym miejscu, przy wtórze pijackiego rechotów. Przeklinając cicho pod nosem, głośniej dodała by zasłonięto kotary i zamknięto drzwi. A potem rozpoczął się pokaz. Rozpoczęła tańczyć zmysłowo w ruch muzyki, zachęcając siostry do tego samego. Najpierw Natali, potem Aniela włączyły się do tańca. Choć tańczyły raczej drętwo, a Aniela była mocno zestrachana. Niemniej pijana klientela nie była wybredna, za to bardzo napalona.
I rzucanym monetom towarzyszyły pijackie okrzyki i obleśne komentarze. Z których. "Pokażcie cycuszki panienki!" i "Ale Dupcie!" były najłagodniejszymi. Im dłużej trwał taniec tym bardziej rozochocone były typki. I starały się pomacać partnerki. Spanikowana Aniela wręcz przylepiła się do równie zestresowanej Natali. Na szczęście, gdy któraś z dłoni sięgała po dziewczęta, wciskała się magini zasłaniając je swym ciałem. Także dłonie rozochoconych imprezowiczów macały biust i pośladki Sylphii. Magini co prawda mocno waliła równie mocno odzywkami, co dłonią po łapach niechcianych zalotników. Jednak skutkowało na krótki dystans czasowy. Pijani goście bowiem stawali się coraz bardziej natrętni... i chyba właśnie magini stała się głównym celem.
Trzeba było sprawę zakończyć! Na szczęście sprawa zakończyła się sama. Gdy muzyczka zaczęła się kończyć pijani młodzieńcy skandowali.- Panienka dla młodego pana! Panienka dla młodego pana! Ostatnia noc wolności, więc daj mu, daj!
Pan młody wybrał palcem Sylphię na swą „oblubienicę”. Dla czarodziejki był to dobry moment do ewakuacji. Natali patrzyła na zgromadzonych pijaczków wilkiem, a Aniela była bliska płaczu. Magini więc porwała pana młodego, rzekła głośno.- Za mną panienki.Nie przejmując się okrzykami." Hej ! Zostańcie panienki! Jeszcze żeście nie rozebrały!"Magini wypchnęła pana młodego oraz dwie tancerki za drzwi i zamknęła je za sobą.
I o czymś sobie przypomniała. Pudełko grające melodie Rowana zostało w środku... Zostało i skończyło grać. Oznajmiło to hukiem i okrzykami balowiczów.- Moje jajka! O Sune, krew mi leci! Czy w pokoju jest medyk! Oberwałem fletem w...flecika! Niech ktoś wyjmie piszczałkę z tyłka! W moją stopę wbiła się fujarka! Ratunku! Och jak boli!
Zbyt pijany i zbyt napalony pan młody jednak nie zwracał uwagi na okrzyki boleści kamratów. Zamiast tego gapił się jak zahipnotyzowany na dekolt czarodziejki, z wyraźną chęcią obmacania go...i nie tylko.

Podczas gdy trwał wieczór kawalerski większość gości bawiła się przy regularnej uczcie. Podawano i przynoszono potrawy. Toczyły się też rozmowy między gośćmi.

Niemniej oprócz starych matron i ich mężów. Było tu także nieco młodzieńców i dziewcząt z dobrych rodzin. W tym i jedna, szczególnie śliczna młódka rozmawiająca z Castielem. Ale czas zajrzeć do kuźni.

W kuźni sterana pracą nad swym „dzidziusiem”, gnomka drzemała na kowalskim piecu.
Kastus zaś obmywał się zimną wodą z kubła i spoglądał na Rogera, Teu i Sabrie od czasu do czasu. Choć trzeba przyznać, że głównie na Sabrie. Wreszcie wyszykowawszy się, rzekł.- Co będziecie sterczeć tu jak trzy kołki? Może zobaczymy jak się bawią i co jedzą wyższe sfery. Taka okazja się może nie powtórzyć.
Gdy mówił te słowa Vraidem zawarczał lekko. I ruszył do przodu. A w zapadającym zmroku, cała trójka ujrzała zbliżającego się do karczmy samotnego osobnika, w ciemnej mnisiej szacie.

Nie można jednak było rozpoznać do jakiego zakonu on należy, bądź jakie bóstwo czci.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-12-2009 o 22:09.
abishai jest offline