Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2009, 08:42   #27
malkawiasz
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Kostas widział co się dzieje już po minie motocyklisty. W pierwszym odruchu chciał zareagować, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Zawsze warto wiedzieć do czego zdolni są współtowarzysze, nigdy nie wiadomo, który będzie krył ci plecy. Zgarbił się mimowolnie gdy cała buda zatrzęsła się jakby miała zawalić. Skrzywił się gdy zobaczył jak Nosferatu wchodzi przez sporych rozmiarów dziurę taszcząc nieprzytomnego hakera.

„No i kaucje za wynajem diabli wzięli” - pomyślał idąc do kuchni, klnąc niewyraźnie pod nosem w językach ze swoich rodzinnych stron. Ktoś zaznajomiony z językami śródziemnomorskimi wychwycił by pewnie takie słowa jak: matoł, dzieciak, nieokrzesany głupiec i tym podobne. Niestety, była mała szansa, żeby ktoś w tym pokoju docenił jego kunszt w układaniu inwektyw.

Wrócił akurat na koniec przemówienia Izzy. Rzucił trzy paczuszki z krwią na ciało i dodał przepraszająco.

- AB Rh-. Sorki, nie mam innej, to już ostatnia.

Przeszedł nad bałaganem jakiego narobili jego goście, usiadł na kanapie pod ścianą. Zmierzył wzrokiem jeszcze raz pobojowisko, westchnął ciężko, oparł się wygodnie i wywalił nogi na ławę stojąco przed nim.

- Posłuchaj, naprawdę nie mam na to ochoty, ani czasu, ale zachowujesz się jakbyś wczoraj zlazł z drzewa i nikt cię niczego nie nauczył. Nie wiem jak to jest praktykowane w twoim klanie i szczerze …
– zawiesił głos na chwilę –… mało mnie to interesuje.

Zabrzmiało to szczerze bo po zachowaniu tego osobnika dochodził do wniosku, że nie chce mieć nic wspólnego z tym klanem.

„Gdybym ja przynosił wstyd dla swoich w taki sposób, mój ojciec własnoręcznie wepchnął by mi łeb w młynek do kawy.”

- Nie mamy zbyt wiele czasu, więc będę się streszczał.

- Po pierwsze twój kompletny brak profesjonalizmu jest karygodny. Najpierw próbujesz nami manipulować, w dość żałosny sposób. Potem bijesz współtowarzysza, zdziwiony że odpłaca ci tym samym – Kostas westchnął i przemilczał już tak nieistotne szczegóły jak wyjebanie tak niegustownej dziury w ścianie. Jego ścianie.

- Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał. Ale skoro jesteś z nami w drużynie musisz być bardziej profesjonalny. Jeżeli kogoś próbujesz zmanipulować, upewnij się, że ci się uda. Musisz więcej myśleć, a nie działać na żywioł.

Konstantinos wskazał na ciało hakera, które powoli zaczęło nabierać kolorów.

- Uderzyłeś Pana Angelo. On w przeciwieństwie do ciebie pracuje swoją głową, więc z łaski swojej następnym razem pomyśl dwa razy zanim uderzysz go w twarz. Jeżeli musisz celuj w tułów
– pokręcił z dezaprobatą głową, jakby zniesmaczony, że musisz tłumaczyć takie proste rzeczy.

- Po drugie jesteśmy tutaj, żeby wykonać coś dla księcia. Jeżeli współpraca z nami ci nie odpowiada – Kostas pokazał drzwi – po prostu odejdź, nikt nie będzie za tobą płakał. My wykonamy to zadanie bez ciebie, ale ty bez nas – nie. Nie wiem jak reszta, ale ja mam już dosyć twoich dziecinny pokazów koguciku, więc jeżeli w jakiś sposób zaatakujesz kogolwiek po prostu zadzwonię do księcia i powiem, że przez ciebie rezygnuje z zadania. I każdy z nas zrobi to samo. W takim przypadku obawiam się, że nasz drogi książe – przy słowie drogi uśmiechnął się radośnie – w nagrodę pozwoli ci obejrzeć wschód słońca, po raz ostatni.

W tym momencie ton głosu Kostasa złagodniał i uśmiechając się lekko dodał.

- Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał. To, że trochę bałaganisz i czasem coś rozwalisz mało mnie obchodzi, ale słabo nad sobą panujesz i nie chciałbym, żeby ci się to przydarzyło podczas akcji. Chcę wiedzieć, że mogę ci zaufać i nie nawalisz w sytuacji krytycznej bo coś cię zirytuje.

- Po trzecie …


Gdy tylko Kostas usiadł coś złego zaczęło się dziać w pokoju. Za kanapą, za jego plecami światło zaczęło przygasać, jakby próbując uciec spod ściany. Ciemność zaczęła się kłębić, falować jakby coś tchnęło w nią życie. Wszystko to bezgłośnie. Słychać było tylko paplanie
Greka, który zdawał się być nieświadomy tego co się za nim działo. Nagle nad jego głowa pojawił się wąż stworzony z ciemności gęstej i błyszczącej niczym ropa naftowa. Długie na dwa metry cielsko, grube niczym udo drwala kołysało się w rytm słów Kostasa. Niczym kobra słuchająca fakira, chociaż trafniejszym było porównanie do anakondy lub wielkiego boa. Druga podobna macka wypełzła spod kanapy, na której leżała Izzy i podbiwszy jej rękę jak szczeniak domagający się drapania za uszami sprawiała wrażenie, że chce być głaskana. Gdyby nie przerażenie jakie budziła było by to prawie zabawne. Trzeci wąż stworzony z ciemności piekielnych pojawił się za stojącym brujahem i złapawszy zręcznie przewrócony wcześniej przez niego fotel postawił go cichutko i podsunął go Kingowi, niczym usłużny lokaj zachęcając do zajęcia miejsca.

- Po trzecie układ jest obustronny. Ty będziesz zachowywał się przyzwoicie to żadno z nas nie będzie próbować cię podporządkować – wskazał palcem Angelo, który już zaczynał chyba kontaktować – ani atakować.

W tym momencie macka, która kołysała mu się za plecami wystrzeliła niczym atakująca kobra i spadła na telewizor niczym stu kilowy kafar do wbijania pali. Siła była porównywalna i urządzenie zostało przepołowione wraz z szafką, na której stało. W huku pękającego plastiku i w chmurze pryskających odłamków macka wróciła do Kostasa, który poklepał ją jak klepie się grzecznego psiaka.

- Nie zrozum mnie źle – zaczął z uśmiechem zdjąwszy w końcu ciemne okulary, które do tej pory skrywały mu oczy. Może zresztą i lepiej, bo wzrok Greka wcale nie wyglądał jakby żartował.

- To …– machnął dłonią w stronę szczątków telewizora – To nie jest groźba. Każdy z nas był młody i szalony, ale dla ciebie przyszedł czas by dorosnąć.

Przy słowie groźba pstryknął palcami, a macki zaczęły się powoli rozwiewać w powietrzu.

- Jaka jest twoja odpowiedź. Zgadzasz się na układ, zostajesz – wskazał palcem fotel – i pomagasz nam w ułożeniu planu.

- Czy też stwierdzisz, że jesteśmy starymi zgredami, które nie umieją się bawić i nas opuszczasz
– wymownie wskazał drzwi – Osobiście wolałbym, żebyś został, a my udowodnimy ci niebawem, że tez potrafimy być „zabawni”.

Kostas zdjął nogi ze stołu i pochylił się w stronę Jacka czekając na jego odpowiedź. Przy słowie zabawni uśmiechnął się wysunąwszy kły. Nie był to śmiech niosący radość, raczej pewność, że jego autor jest cokolwiek szalony i jego definicja zabawy wykracza daleko poza to co ludzkie. Obserwował bikera, a wszystkie cienie w pokoju zdawały się również czekać na jego reakcję.
 

Ostatnio edytowane przez malkawiasz : 07-12-2009 o 10:58.
malkawiasz jest offline