"Ciekawe, co by się stało, gdyby trafił..."
Zdecydowanie mało rozsądna myśl przemknęła przez głowę Ekharda. Na szczęście rozsądek okazał się silniejszy, niż niezdrowa ciekawość i Ekhard szybko przykucnął.
Gwałtowne, zamaszyste gesty mają jedną, zasadniczą wadę - po wykonaniu takiego ruchu zazwyczaj traci się równowagę, a nawet jeśli ten pech ominie machającego bronią, to raczej małe są szanse, by oręż wrócił na swoje miejsce by ochronić właściciela przed kontratakiem.
A że trudno takiej sytuacji nie wykorzystać, zatem i Ekhard nie miał zamiaru czekać. Wyprowadzone z przyklęku pchnięcie nie napotkało żadnej przeszkody w drodze do celu. Trafiony zdecydowanie nieuczciwie, bo nieco poniżej pasa, ork wrzasnął ponownie. Cofnął się o krok. A potem rozpaczliwie zamachał łapskami w daremnej próbie odzyskanie równowagi utraconej w wyniku spotkania cofającej się stopy ze złośliwą nierównością powierzchni.
Krzyk bólu zmienił się w pełen przerażenia wrzask, który cichł powoli w miarę jak krzyczący oddalał się, spadając coraz niżej i niżej.
Nagła cisza oznajmiła nagły koniec lotu. Ekhard wyprostował się i rozejrzał.
Francesca wygramoliła się już z powrotem na ścieżkę, lecz zamiast przyłączyć się do walczących, albo też wziąć nogi za pas, prowadziła - nie wiedzieć czemu - jakiś dialog ze stojącym niedaleko niej snotlingiem. Nawet - czego Ekhard już całkiem nie potrafił zrozumieć - zniżyła się do poziomu stworka i uklęknęła. Może by móc popatrzyć mu prosto w oczka? A może nie chciała wzbudzać w snotlingu poczucia niższości? Kto to mógł wiedzieć... Któż mógł zrozumieć psychikę kobiet...
- Nie baw się z nim - krzyknął. A potem zagadkowe zachowanie Franceski wyleciało mu z głowy.
Sytuacja na placu boju zmieniła się diametralnie. Do kotłujących się obok barykady orków i obrońców dołączył kolejny ork, jakby nieco większy od pozostałych. I zdawać się mogło, że w tym momencie sytuacja po tej stronie świerkowej zapory jakby się pogorszyła...
Czy atakowanie orka stanowiącego największe zagrożenie było w pełni celowe? Człowiek zacznie atakować takiego osiłka, a tu z boku podsunie się byle chmyz i narobi kłopotów. Lepiej zatem wyeliminować tych słabszych... A jeden taki ork akurat się nasunął...
Ostrze wbiło się w ramię orka. Ten wrzasnął a potem, miast odpłacić pięknym za nadobne, odwrócił się na pięcie i rzucił do ucieczki. Ekhard nie miał zamiaru go gonić. Tuż obok miał wrogów pod dostatkiem. |