„Że co kurwa?” pomyślał Sorin. „Najpierw to wychwalają, jacy to oni są najlepsi w swoim fachu, ale jak trzeba popracować to już nie?”. Krew w nim wezbrała. Opanował się jednak. Nie był to ani czas ani miejsce na takie dyskusje. Zresztą jak chcą zarobić i tak na statek będą musieli wejść. A tam ich admirał odpowiedni potraktuje. Szczerze wątpił, żeby Harvel zawracał sobie dupę paroma nieudacznikami co to nawet liny porządnie zawiązać nie umieją, więc i tak pewnie by mieli spokój. Jak go znał nawet takie zadanie jak szorowanie pokładu wolał powierzyć ludziom, których znał. Gdyby się jednak stawiali, to im jakieś zajęcie wymyśli łącznie z wymianą olinowania głównego masztu. „Jak nożem porobić trzeba to pierwsi, ale żeby kark zgiąć do pracy to oni rezygnują. Jęczą jak dziewica przed chędożeniem.” Te myśli kołatały w głowie. Jednak szybko je odpędził i skupił się na obecnym zadaniu.
Szczerze nie podobał mu się pomysł kleryka. Za dużo gadaniny, za mało działania. A poza tym jakby zrobili włam, to by im złoto na łapówki zostało w rękach. Zwrócił się do pomysłodawcy. -Z łapówkami i gadaniem, to jest tak, że sypie się nimi na prawo i lewo a i tak najwyżej jaką dziewkę na słomę rzucić można. Według mnie, czasu na to nie ma, bo jak mniemam ruszać mamy jak najprędzej, a wypadało by też, aby nasz pijaczyna otrzeźwiał trochę. A i złoto do podziału zostanie. -Jeżeli mamy to Panowie robić po naszemu to najlepiej w środku nocy – zrobił tutaj gest w stronę łotrzyka – czyli raczej niedługo. Jednak jakiś minimalny rekonesans też by się przydał. Panie czarodzieju, nie masz pan ze sobą jakiegoś kompana co by się mógł niepostrzeżenie wślizgnąć do środka i podać pozycję klawiszy? Nie chodzi nawet o liczbę, ale o to gdzie się znajdują. Jak się któryś nam wymknie i będzie się stawiał to mu się ostrze do gardła przyłoży. Pojęcia nie macie jak chętnie wtedy współpracują. Ewentualnie zrobić szybki włam z kilku stron, po cichu, obuchem w łeb, związać i do celi, co by szybko nie wyszli. Zanim się połapią co i jak dawno będziem na okręcie. Natomiast w jednym się z panem Paulem zgadzam. Nikt zginąć nie może! Żołdacy nie bardzo to lubią...
Wsparł rękę na głowni swojej karabeli i czekał na odpowiedź kompanów. Zaczął się jednak już mocno niecierpliwić. Nużyło go dłuższe przebywanie na lądzie.
Ostatnio edytowane przez Nathias : 08-12-2009 o 08:23.
|