Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2009, 23:47   #25
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
we współpracy: Mart, Aschaar, Oktawius

Ostatni z napastników wdrapał się po ścianie... Zupełnie bez niczego, z biegu i strzałą wbitą na wysokości biodra. Tylko trochę utykał. Kim oni byli??! Wymierzył jeszcze raz, ale cel już zniknął na tle ciemnych chmur. Szkoda strzały marnować. I tak nie był specjalnie celny... Większość pokonanych i tak była dziełem Gabriela... Angela! Zeskoczył z daszku przybudówki i dopadł do nożowniczki, oraz klęczącego nad nią Quinna. Gabriel ledwo stał na nogach i oddychał jakby narąbał przed chwilą zapasu drewna na dwie zimy w rekordowym tempie. To przez ten scimitar... wywijał nim jak opętany.
Myśliwy obrzucił ciało dziewczyny mimowolnie wystraszonym spojrzeniem. Zastrzyk adrenaliny ustępował, bo przymykała oczy i pogrążała się w nieprzytomności. W gasnącym spojrzeniu nie było błagania o pomoc, ani strachu przed śmiercią. Odpłynęła. Nie przepadał za nią. Ukrywała swoje motywy i swoją przeszłość. Pomagała im gdy było jej to na rękę... ale jednak pomagała. A teraz trzy krótkie drzewce nieregularnie unosiły się wraz z przygasającym oddechem. Krwawy bąbelek nierówno opadał, to unosił się na ustach, z których powolutku ciekła stróżka krwi.
- Nie... - myśliwy pokręcił bezradnie głową jakby w zaprzeczenie, że wcale do tego nie doszło. Cwana była. Musiała to przewidzieć. Dlaczego tego nie zrobiła? Zawsze się mądrzyła i wyciągała kogoś z nich tarapatów. Już się przyzwyczaił do tego. Nie mogła tak po prostu tu umrzeć.
- TYM będziemy zajmować się później - Quinn nie podnosił wzroku, ale sam ton jego głosu przywoływał do porządku. Teraz nie mieli czasu na rozczulanie się nad tym co zaszło. Kilka jego ran mogło spokojnie poczekać na swoją kolejność - Nie mieliśmy nic wiedzieć o tym co jest w tej tubie... To przez jej zawartość... Któryś z Was jest poważniej ranny? Ranę na udzie i ramieniu da się opatrzyć...
Quinn wyjął bełt z uda dziewczyny i obwiązał ranę. To samo uczynił Jens z tym w ramieniu. Drzewców z piersi dziewczyny żaden nie odważył się ruszyć. Krwawa plama na jej kaftanie rosła w oczach.
- Musimy ją prędko zanieść do domu nim się wykrwawi.
Quinn kiwnął głową.
- Ale bełtu nie można ruszyć... Opatrzę to jak jest, co choć trochę unieruchomi bełt... A co z tymi tu? - zajęty wiązaniem wskazał ruchem głowy martwych informatorów, oraz napastników - teraz jest jedyne parę chwil, żeby sprawdzić co to za jedni. Pod murami twierdzy trupy nie będą długo leżeć...
Myśliwy spojrzał na cały czas ciężko oddychającego Gabriela i wysoki na dobrych paręnaście metrów mur cytadeli. Czas biegł nieubłaganie.
- Dasz radę ukryć się w razie problemów? - spytał Quinna.
Ten kiwnął głową: - Z tym nie powinno być problemów. Mogę spróbować to trochę poustawiać... Choć nie wiem czy to ma sens... Prawdopodobnie nas widzieli, ci co sami się dobili też nie zrobili tego tak sobie. Niewiele da się znaleźć, jeżeli cokolwiek w ogóle.
- Dobra... daj mi tubę i sprawdź ile się da. Ja pójdę z nią najkrótszą drogą do domu - wyciągnął rękę, po przedmiot, który miała przejąć Angela. Quinn cofnął się o krok i pokręcił głową.
- Nie wydaje mi się...
Jens spojrzał na niego zaskoczony i cokolwiek wkurzony.
- Quinn, do cholery! Nie ma czasu! Jeśli ci się nie uda i cię ktoś złapie, to to za co Angela umiera, przepadnie z naszych rąk.
- A niby co sprawia, że mam Ci ufać? Zresztą jeżeli ktoś was złapie to to za co umiera Angela również przepadnie z naszych rąk!
Gabriel nie miał zamiaru z nim się kłócić, czy wymieniać argumenty. Czas był teraz na wagę złota.
Złapał za chabety Quinna i podniósł go, zdawało by się ostatkiem sił, troszkę nad ziemię.
- Nie dyskutuj - krótko uciął.
- Ty również - odparł lodowato Quinn kiedy sztylet już opierał się o krtań wojownika - Zauważę, a nawet wyda mi się, że zauważam jakikolwiek ruch... Skoro mamy czas na dyskusję... nad umierającą. Teraz nie radzę mnie puszczać - to też ruch.
- Gabriel, Quinn... - Jens położył rękę na ramieniu blondyna nadal unoszącego Quinna. Wielki talganin może i był wyczerpany, ale na pewno nie obojętny. Wyglądał jakby nadal czuł walkę. Ostatnie czego myśliwy by sobie teraz życzył to bijatyka tych dwóch, choć widząc chwyt Gabriela i sztylet Quinna pewnie nawet do tego by nie doszło - Zostawcie... Quinn, nas przynajmniej jest dwóch...
Gabriel nic nie powiedział, w zamian za co ręka mężczyzny cofnęła się o centymetr, może więcej... Za to zluzował chwyt i postawiwszy współtowarzysza i odszedł na bok.
Quinn, mimo że napięta sytuacja nie sprzyjała, a argument wydawał się mocny, jeszcze przez sekundę się wahał. Jak ktoś nie nawykły do pokładania zaufania w kimkolwiek poza sobą niezdecydowanie oddał Jensowi tubę:
- Trafisz do domu? - spytał.
Myśliwy przytaknął i ostrożnie podniósł dziewczynę na ręce. Z przebitym płucem bał się brać ją przez ramię, żeby się nie udusiła własną krwią.
- Dzięki Quinn - cieszył się, że tamten mimo wszystko mu zaufał - Gabriel, musimy biec.
- Znikajcie stąd - Quinn poczekał aż znikną za zakrętem ulicy.

***

Rękawy jego koszuli i tak były zakrwawione, nie bawił się więc i każdy podnoszony sztylet wycierał w rękawy. Rozejrzał się po zaułku i znalazł załom muru, jakby wnękę... Wielka nie była, ale musiała starczyć. Z pierwszego z napastników zerwał płaszcz i położył na nim zbroję. Przeszukał go dokładnie w poszukiwaniu sakiewki, kluczy, biżuterii, czegokolwiek... Zostało już tylko jedno - blizny, tatuaże, znamiona mogące być znakiem rozpoznawczym przynależności do czegokolwiek... To był zbyt dokładnie zaplanowany, zbyt dokładnie przeprowadzony i zbyt profesjonalny atak, aby ci ludzie nie należeli do jakiejś gildii, organizacji, sekty... Światło nie było najlepsze, ale cóż - jakoś nie zamierzał wynosić ciał w bardziej jasne miejsce. Pierwszy dokładnie obejrzany trup wylądował w załomie muru. Gdzieś w pobliżu słychać było szczury... ~Doskonale~ Kilka głębokich nacięć pojawiło się na twarzy i klatce piersiowej trupa. ~Hiena cmentarna... Może lepiej że poszli, nikt nie musi tego widzieć i o tym wiedzieć~

Kolejno wszyscy, nadzy do połowy, obejrzani i... przygotowani lądowali we wnęce. Informatorzy Angeli również. Wnioskami z obserwacji postanowił zająć się później... Zbroje, i wszystko co pozostało odciągnął kilkanaście metrów dalej - prawie pod mur i upchnął pod ścianą budynku. Teraz pozostało tylko urwać rękawy własnej koszuli, wytrzeć ręce, zabrać zdobyczny płaszcz i udać się do domu - oczywiście inną drogą niż najkrótsza... Nie zauważył nikogo, kto by go obserwował, ale ostrożności nigdy za wiele... Szybkie i ciche kroki zniknęły w mroku. Zaułek, na pierwszy rzut oka wyglądał jakby nigdy nic tutaj nie zaszło...

***

Pobiegli. Późna pora ułatwiła spotkanie po drodze tylko paru osób, które i tak nie obdarzyły ich specjalnym zainteresowaniem. Podgrodzie twierdzy Henrych nie było najbezpieczniejszym miejscem i nie stanowiło to żadnej tajemnicy. Paru biedaków tylko obrzuciło i bardziej ciekawym spojrzeniem. Czegóż mogli chcieć od nich?
Tylko raz pomylili drogę źle skręcając na jeden z pomniejszych rynków. Czy to naprawdę było tak daleko? Twarz Angeli wydawała się śmiertelnie blada gdy na nią spojrzał w biegu. Gałki oczne zdawały się słabo poruszać pod powiekami. Żyła. Dlaczego nie wzięli ze sobą ani jednej mikstury leczącej??? Zmełł w ustach przekleństwo. Przeżyje. Musi. Inaczej to nie będzie miało sensu.
- Do diabła gdzie teraz Gabriel??
Blondyn rozejrzał się półprzytomnie. Bieg nie dawał mu specjalnie okazji odpocząć. W końcu wskazał główną ulicę na prawo. Pobiegli.

Dom był niedaleko, a wokół niego niezłe zbiegowisko ludzi. Coś się musiało wydarzyć...
Gabriel poroztrącał parę niefortunnych przechodniów w drodze do drzwi... Jens nie miał już siły na niespodzianki.

- Albert! - krzyknął gdy wpadli do środka uderzając drzwiami o framugę. W środku były jednak tylko Lilla i Katrina. Wyraźny bałagan, powbijane w deski bełty i nieruchome ciała świadczyły o niedawnym starciu. Na chwilę się zatrzymał. Na bardzo krótko. Pytania później. Szybko doszedł do największego z łóżek dziewczyn i położył na nim nożowniczkę. Była tak bardzo lekka. Nadal oddychała. Płytko. Czerwone bąbelki powietrza miarowo unosiły się na jej pomazanych krwią ustach. Kaftan był już cały przesiąknięty. Sprawdził czoło – gorące. Walczyła z ranami. Żadna szczęśliwie nie śmierdziała trucizną. Wbił pełne napięcia spojrzenie w Lillę zerkając na tkwiące pomiędzy żebrami pod sercem drzewce pocisku – Zrób ile zdołasz. Ja nagotuję wody i wyparzę jakieś szmaty – Dopiero teraz zobaczył ranę na biodrze paladynki. Wyobrażał sobie jak to musi boleć.– Postaraj się Lilla...
- Katrina, rozpal ogień - rzucił chwytając za wiadra i wychodząc w stronę studni. Chrzanił tłum.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline