Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2009, 11:12   #21
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Czuła się dziwnie, nawet bardzo dziwnie. Może przyczyną było to, że przebywała z dużą grupą ludzi, w jednym pomieszczeniu przez dłużej niż kilka chwil potrzebnych na zakupienie kilku rzeczy, jak to bywało wcześniej w jej życiu. Przyzwyczajona do życia tylko z matką, teraz nie do końca wiedziała jak się zachować. Jakie były zwyczaje, co można było robić w grupie, a czego nie. Kobiety spały w innym pokoju niż mężczyźni i to było dobre, Katrina kompletnie nic nie wiedziała o chłopakach. Że są inni i że lubią podglądać. Ale co tak bardzo ich fascynuje? Nigdy nie zastanawiała się nad swoim ciałem, za to postanowiła zachowywać się jak pozostałe dziewczyny. Powtarzała niektóre ich zachowania i próbowała nie robić nic poza to, co robiły pozostałe. Pewnie wyglądała jak wariatka, ale co jeśli obraziłaby ich jakimś gestem, nawet nie mając o tym pojęcia? Tak więc cicha była jak myszka, prawie przez cały następny dzień, który nadszedł zaraz po tym, który miał w jej życiu zmienić najwięcej.

Opowieść, którą usłyszała, była wręcz nieprawdopodobna. Cudowna, niesamowita, z miejscami, o których słyszało się tylko w legendach. Katrina wierzyła w jej prawdziwość - może gdyby nie poznała Martusa Kallora, nie zobaczyła co kryje się w jego oczach, to pomyślałaby, że to wszystko jest koloryzowane. Ale teraz wierzyła i ufała ludziom, pomiędzy których rzucił ją przewrotny los. Sama przecież chciała uciec jak najdalej od lasu, żyć pełnią życia i osiągnąć coś znacznie większego, od ukrywania się w chatce z prostych bali. Miała być twarda jak skała, a teraz w mieście, przypominała bardziej piasek, sklejony tylko wodą i niestabilny, jak jej magia na wietrznej równinie. Smok, świece, potężne istoty, których moc starczyła, by zakląć niezczniszczalną istotę w magicznym więzieniu. I to, którędy podążały ich ścieżki. Lilla miała dar do opowieści, Katrina patrzyła na nią wręcz zafascynowana, gdy z pięknych ust spływały kolejne słowa. Było w niej dużo z wojowniczki, ale gdzie nauczyła się tak opowiadać! Potem doszła i do tego. Zmienieli się, nikt tutaj już nie był dzieckiem, a jeśli był to dobrze to ukrywał. A podróżowali tylko dwa miesiące. Niebezpieczne, pełne przygód życie, które i korzyści przynosiło wymierne. Zaklinaczka była rozbita wewnętrznie po tej opowieści.

Niewiele zrobiła przez cały dzień. Chciała wyjść i oswoić się z miastem, nawet musiała to zrobić, ale wciąż nie mogła się przemóc. Proszenie innych o to, by jej towarzyszyli wydawało się głupie i śmieszne, a samej zgubiłaby się prawie od razu. Raz tylko przed próg wyszła, rozglądając się po brudnej uliczce. Miasta były brzydkie, śmierdziały, a drewniane rozpadające się chałupy pozostawiła bez komentarza. Co innego mury i zamek, który wznosił się trochę dalej. Piękna, kamieniarska robota, od której czuła wyraźnie promieniującą siłę. Może wcale nie była tu tak bezbronna, jak można by sobie wyobrażać? Odetchnęła głęboko, gdy płynąca w jej żyłach magia przebudziła się i zaczęła krążyć niecierpliwie, chcąc uwolnienia. W lesie rzadko się tak czuła. Zgięła się nagle w pół i zaczęła kasłać, gdy przez magię przecisnęły się macki odoru z czegoś, co płynęło, sunęło może, tuż obok niej, podążając w dół uliczki. Fuj! Ludzie w miastach swoje nieczystości wylewali przez okno?!
Szybko wróciła do domu, tam ten zapach nie był tak przejmujący.

***

Dopiero wieczorem poczuła się na tyle pewnie, że podeszła do Lilli i zaczęła rozmowę. Pewnie największe znaczenie miał fakt, że zostały w domu same, tak w cztery oczy było znacznie łatwiej. A i tak miała wrażenie, że popełniła wiele głupstw. Lepiej z wyrozumiałą złotowłosą niż z którymś z mężczyzn.Kto by pomyślał, że będzie kiedyś przymierzać sukienki tylko po to, by zobaczyć jak w niej wygląda! Jej matka nazwałaby to skrajną głupotą i marnowaniem energii. Zresztą ona wszystko co nie było niezbędne tak nazywała, nawet jak Katrina była dzieckiem, to najważniejsze były ćwiczenia nad darem, jaki otrzymała wraz z krwią. Czemu tak często wracała do tego wspomnieniami? Czy na prawdę tylko dlatego, że nie miała innych?

Ze snu wyrwało ją walenie do drzwi. Straż? Straż zawsze była posłuszna władzy danego regionu, a więc lepiej było otworzyć. Tylko czemu czuła wyraźny dotyk magii, a rzucenie prostego czaru tylko ją w tym upewniło? Na szczęście paladynka reagowała szybciej od zaspanej zaklinaczki, której ledwie udało się stoczyć z siennika i włożyć spódnicę. Nawet nie zastanowiła się, jak głupio wygląda w niej i długiej nocnej koszuli z szorstkiego płótna, jaką zawsze ubierała do snu. A potem już nie musiała. Świst bełtów, krzyk Lilli, szczęk metalu. Nie mogło się dziać nic dobrego! Stanęła na nogi i otrzeźwiała błyskawicznie.
Skoncentruj się dziewczyno!
Paladynka już miała miecz w dłoniach, ale po jej twarzy spływała krew. Niebezpieczeństwo, czy tak właśnie wyglądało poszukiwanie przygód? Katrina nie myślała teraz o tym, jej myśli skupiły się, a nici magii wyrywały z ziemii kolejne fragmenty, wraz z jej słowami i gestami kształtując efekt. Drewniana, spróchniała już nieco podłoga, eksplodowała nagle tuż przed drzwiami prowadzącymi do ich sypialni, a w dziurze błyskawicznie pojawiła się ziemia, zasypując pomieszczenie aż po sufit. Była mokrawa, ukształtowana tak, że mogła przypominać kruchą ścianę. Ale dało to chwilę wojowniczce, która poradziła sobie z zaskoczonymi chyba mężczyznami z bronią. Katrina złapała za medalion zawieszony na jej szyi, a ten zajaśniał, okrywając ją całunem mocy. Gdy blask po chwili zniknął, cera zaklinaczki była już szarawo-zielona, pokryta grudkami i zgrubieniami.

Wrogowie już przebijali się przez jej skromny mur, ale i dziewczyny były gotowe. Lilla zagrała na rogu, a potężny odgłos odbił się od ścian. Czy to miało jakąś moc? Katrina tkając kolejny czar, poczuła jakąś lekkość i nieugiętość w sercu, a resztki strachu uciekły gdzieś daleko. Zakreśiła dłonią skomplikowany gest, jednocześnie drugą krusząc mały kawałek miękkiej skały, wyjęty pospiesznie z sakiewki. Gdy skończyła, nie stało się nic efektownego, ale za to z uszkodzonej podłogi wygrzebywał się właśnie dziwny stwór, mierzący co najwyżej pół metra, ale zbudowany z samych kamieni, z łapami zaostrzonymi na końcu. Wraz z paladynką rzucił się na przeciwników, a jego płonące czerwienią oczy zdradzały złośliwość. Zaklinaczka nie mogła się temu przyglądać, bowiem znów wymawiała inkantę, tym razem mając zamiar oślepić i poparzyć wroga kwasem. To było jedno ze słabszych zaklęć, ale przecież tam gdzieś krył się jeszcze mag. Wiedziała, że musi oszczędzić część mocy właśnie na niego.
 
Lady jest offline  
Stary 05-12-2009, 14:03   #22
 
Oktawius's Avatar
 
Reputacja: 1 Oktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłość
Po wizycie Kallora, Gabriel po prostu poszedł spać. Był tego wieczoru dziwnie zmęczony, a i nie w humorze lekkim, to zapoznawanie się z nowo przybyłymi pozostawił na później. Zresztą... czy warto? Nie żeby nie spodobali się mu, ale koleś mu jakoś nie podpasił pod gusta. Źle mu się z oczu patrzy. Jednak ojciec zawsze powtarzał "Nie oceniaj zbyt pochopnie", więc i będzie czas na przekonanie się, co tak naprawdę reprezentuje nowy.
Z wiedźmą nie specjalnie się znali w Taldze, to i ciężko było coś o niej powiedzieć. Niby teraz mieli żyć razem, ale wspomnienia i opowiastki starszych na temat dwóch co mieszkają w lesie, zostały w głowie i porządnie ją zmęciły. Będzie czas na ich poznanie.
Teraz jednak.... Dobranoc.

Następnego dnia z rana, jak ma w swoim zwyczaju wielkolud, wziął bukłak z wodą i poszedł trochę poćwiczyć. Troszkę wchodziło mu na ambicje to że Lilla i Alex są lepsi od niego w władaniu bronią to i chciał ich dogonić w umiejętnościach, a nawet przegonić. Miał zamiar ćwiczyć ostro i sumiennie, ale prośba nożowniczki nie wydawała się zbyt bezpieczna to i mięśni dziś sforsować nie może.
Wrócił po południu do chaty z lekko markotną miną. Coś jego trapiło cały czas, chociaż sam nie mógł sprecyzować co. Poszedł do swojego łóżka i leżąc na plecach po prostu wpatrywał się w sufit.
Jego sielankowy nastrój przerwała Angela, która przyszła i zrobiła rozpoznanie w siłach.
Quinna potraktowała bardzo rzeczowo, ale co się jej dziwić. Trzeba wiedzieć co na kogo stać i czego się można po nim spodziewać. Po Gabrielu i jego minie można było się spodziewać jednego. Będzie rozróba.
Szczęściem czy nie szczęściem, minął się z Alexandrą i nie ujrzał jej w olśniewającej kreacji. Chociaż pewnie gdyby miał okazję ją zobaczyć i triumfalną minę Alexa, to by się wkurwił porządnie i tyle by było z niego porzytku.
Założył swoją umagicznioną zbroję. Nie miał noży, ani innej mniejszej broni, więc sejmitar ciężko będzie ukryć. Postanowił założyć płaszcz, co chociaż trochę pomoże w zamaskowaniu ostrza. Poprawił wszystko raz jeszcze i ruszyli za Angelą.

Czekanie na nią w alejce nie należało do najprzyjemniejszych zajęć. Quinn markował rozmowę, Jeans mu wtórował, a Gabriel robił za tępego osiłka, który sam nie wie co tutaj robi. W sumie całkiem dobrze mu to wychodziło.
Co raz trójka ochroniarzy rzucała wzrokiem na sylwetki paru postaci w alejce, czekając na jakiś znak czy coś takiego.
Niestety znak się pojawił... ale nie ten którego wszyscy chcieli.
Quinn i Gabriel ruszyli automatycznie do zaatakowanych. Olbrzym trochę na początku się skołował i nie wiedział co robić, ale szybka reakcja pozostałej dwójki, oprzytomniła go.
Ciężko było zejść z lini strzału Jeansa, nawet jeśli Gabriel bardzo tego chciał. Jego gabarytów nie dało się ot tak pomniejszyć, ale starał się biec tak żeby jak najbardziej ułatwić dla Łowcy strzelanie. W biegu odwiązał płaszcz oraz chwycił do swojej dłoni sejmitar. Trzymając go za rękojeść, jakiś dziwny dreszcz zajął jego dłoń i przypomniało się coś dla Wielkoluda.
- Przyśpieszenie i ostrość... - Silla wyjaśniła mu wcześniej jaką specjalną właściwość ma broń i teraz jakby nie patrzeć jest okazja żeby to sprawdzić.
Po wypowiedzeniu paru słów zaczął szybciutko nogami przebierać, a na ostrzu śmignęła jakaś błękitna iskierka. Oj będzie się działo.
Dopadł zaraz za Quinnem do ofiar zasadzki i runął na pierwszego przeciwnika który mu się napatoczył. Nie przypominali oni budową ani Palladynki, ani Alexa. Nie dlatego że nie mieli piersi, ale na ciężko zbrojnych nie wyglądali. Specjalistami od sztyletów też raczej nie byli, więc musi coś po między. Mógł teraz sprawdzić czy umiejętności nabyte podczas treningu na coś się przydadzą.
Zamarkował uderzenie w ramię, po czym szybką flintą zagłębił sejmitar prawie po rękojęśc w bebechach oprycha. Reszta nabrała rezonu.
Jednym potężnym szarpnięciem wyciągnał broń z przeciwnika, lekko naruszając jeszcze jego wnętrzności, a ciepła krew skapywała na ziemię.
Ktoś upadł za plecami Gabriela. Jeden z "zasadzkowiczów" chciał zajść go od tyłu, ale idealnie wypuszczona strzała Jeansa uratowała mu skórę. Uśmiechnął się. To będzie szybkie.
Z następnym nie było już tak łatwo, ale też nie był zbyt wymagający. Może dlatego że Wielkolud poczuł się "na fali", a może dlatego że tyle teori co sobie zafundował przez te parę dni, wkońcu znalazła zastosowanie.
Sejmitar znowu pokrył się krwią, a drugie już ciało upadło na ziemię.
Jednak nie tylko krew oprychów postanowiła zalać dziś ziemię. Na przedramieniu Gabriela pojawiła się dosyć głęboka i piekąca bruzda. Całe szczęście że adrenalina towarzysząca walce skutecznie zaleczała jego ból.
Z napastnikiem wymienił parę ciosów, a odgłosy metalicznych uderzeń rozchodziły się po uliczkach. Ten był póki co najlepszy, jednak sejmitar miał to do siebie że był zakrzywiony i idealnie nadawał się do takich potyczek. Po sparowaniu kolejnego cięcia, Gabriel złapał za lewę ramię przeciwnika i pociągnął go na miecz. Stęknięcie rozniosło się w ciemnościach.
Co jak co, w ferworze walki Gabriel nie pozwalał sobie na zbytnie oddalenie się od Angeli. Wkońcu jest jej ochroniarzem i póki nie jest pewny czy żyje czy nie, będzie jej chronił. Obiecał też zresztą dla Alexandry że będzie tym murem, który ochroni ich wszystkich. Jednak ciężko ochraniać stojąc parenaście metrów dalej. Głupia... powinna go wziąć ze sobą. Inaczej by się to potoczyło.
Szczęk metalu znowu rozniósł się echem. Zwarcie. Kolejny idiota. Który mądry chce dążyć do zwarcia z wielkoludem. Butnie uśmiechnął się blondyn i skorzystał ze swojej siły odpychając przeciwnika. Jednak robiąc to coś mu świsnęło przez myśl. Żaden taki idiota nie robił by tego gdyby nie drugi idiota będący gdzieś nie opodal. Jedynie zdążył Gabriel się odwrócić a jego oczom ukazało się idealne cięcie na wysokości jego oczu. Chyba dzięki jedynie treningowi i mocy sejmitara uniknął ciosu, który najprawdopodobniej zakończył jego popisy.
Ostrze lekko przejechało po policzku Wielkoluda, zostawiając już wieczną pamiątkę.
Niezbyt głośne warknięcie wydobyło się z ust wojownika. Wkurwił się. I to porządnie.
Napastnik chyba to widział, bo nie kontynuował ataku, a jedynie patrzył się jak Gabriel prostuje sylwetkę, gurując nad wszystkimi spokojnie o prawie dwie głowy, wyciera policzek z krwi i poprawiając uścisk na rękojeści broni. To było chyba ostatnie co zobaczył, bo nawet nie zarejestrował tego jak sejmitar wbija mu się idealnie w krtań, po bardzo szybkim jak na taką górę mięsa, wypadzie.

Krew dalej słpywała po policzku.
 
__________________
Wolę chodzić do studia niż na nie po prostu,
palić piątkę do południa niż mieć ją na kolokwium.

511409
Oktawius jest offline  
Stary 05-12-2009, 15:43   #23
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Albert siedział jak na szpilkach. Nie chciał się spóźnić na spotkanie, więc jak zwykle w takich wypadkach przyszedł sporo za wcześnie. Zdążył już dziesięć razy zapytać się w myślach co on tu robi. Dziesięć razy zdążył też podnosić się do wyjścia i dziesięć razy coś powstrzymywało go od wstania od stolika. Zamówił sobie małą czarkę czerwonego wina i czekał. Spojrzenia innych gości kłuły go trochę, ale nie przejmował się nimi zbytnio. Teraz jak już w końcu zdecydował się zostać, liczyła się już tylko Alissa. Dumanie nad powodem zaproszenia akurat jego, już dawno porzucił jako bezowocne. Siedział teraz po prostu i czekał. Bezwiednie wygładził rękaw najlepszego swojego ubrania i przygładził włosy. Mimo całego tego udawania, czuł się nieswojo. Nie przebywał wiele z kobietami z wyższych sfer, a jeśli już to na pewno nie zapraszały go one na intymne spotkania. Albert po prostu się denerwował.

Pojawienie się wojownika Ostrz nie zdziwiło go bardzo. Przypuszczał, że Alissa będzie się chciała spotkać w trochę ustronniejszym miejscu. Plotki plotkami, ale przecież oficjalnie musiała dbać o to aby nie wzbudzać większego poruszenia. Posłusznie poszedł za mężczyzną i wsiadł do powozu. Kelemvorze, ależ ona jest piękna! Kapłanowi odebrało mowę, uroda Alissy była obezwładniająca. Rude loki utrefione w wymodelowaną fryzurę, twarz posągowej bogini i te oczy… Banały o tym jakby można w nich utonąć, o tym że są jak jeziora odbijające rozgwieżdżone niebo same pojawiały się w głowie, ale Albert niewiele mówił. Przedstawił się jedynie, i odpowiadał krótkimi zdaniami na neutralne tematy poruszane przez kobietę. Zainteresował się tylko uprzejmie kilkoma z nich, zapytał trochę o historię miasta. Opięta suknia Alissy, jej zachowanie i spojrzenia, powodowały że Albert zapominał o dobrym wychowaniu. Najchętniej poddałby się czarowi kobiety, poddał się bezgranicznie jej woli. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżył.

Gdy dotarli na miejsce, Albert odprężył się wreszcie choć trochę. Miał też okazję bliższego przyjrzenia się Alissie. W świetle lampionów i świeczników luksusowego pokoju wyglądała nieziemsko. Jej śmiech zniewalał, a Albert usiłował ignorować wszystkie niepokojące nuty, które pojawiały się w jego głowie. Jednakże niepokój nie dawał za wygraną. Alissa zachowywała się… drapieżnie. Albert nie umiał sobie tego inaczej wytłumaczyć, ale wyraźnie wyczuwał inne akcenty oprócz zmysłowości i erotyzmu emanującego wprost z każdego słowa i gestu. Jakaś nutka zagrożenia, Albert całym sobą czuł kto tutaj jest panem, a raczej niepodzielną panią sytuacji. Kto kogo ma w garści. Nagle uświadomił sobie, że kilka szczegółów układa się w niepokojącą całość. Fakt, że Alissa nie tknęła żadnych potraw oprócz umoczenia ust w czerwonym winie. Mogła jednak być przecież po prostu nie głodna – podpowiadała zaraz rządzona hormonami część duszy chłopaka. Drapieżne zachowanie – mogła to być przecież część jej gry, część flirtu pewnej siebie kobiety. Zimny, emanujący wręcz chłodem dotyk… Chyba ta kropla przeważyła czarę, szczególnie że kiedy Alissa zbliżyła się do niego, Albert poczuł otaczającą go aurę. Był w pułapce. Najgorsze jednak, że jakaś jego część usilnie chciała tkwić w tej pułapce.

Dziewczyna smukłą dłonią wyciągnęła skrywany pod koszulą kapłana symbol Pana Zmarłych i zadała swe pytanie. Abert ujął swą dłonią jej rękę i powiedział:
- Jestem kapłanem Kelemvora. Pytasz czemu wybrałem śmierć? Bo ona jest prawdziwa, nikt jej nie oszuka, nikt przed nią nie ucieknie, a ci którzy próbują będą potępieni – powiedział patrząc jej w oczy. Śmierć zrównuje wszystkich ze sobą. Nie uważasz że, myśląc w ten sposób Kelemvor jest jedynym słusznym wyborem? Nie uważasz, że walka w jego imieniu, za to co wierzę nie jest koniecznością. Pytasz czym cię zainteresuję? A czymże ja mogę konkurować wśród tych wszystkich, którzy padają ci do stóp na każde skinienie. Jestem tylko zwykłym kapłanem.

Albert wstał z krzesła, ale nie odsunął się od Alissy i nie puścił jej ręki. Bliskość jej ciała, zapach urzekających perfum powodował że czas zatrzymywał swój bieg. Srebrny symbol Kelemvora trzymany za rzemień przez Alissę wysunął się zza koszuli i błysnął na sekundę lekkim, niepokojącym światłem.
 
Harard jest offline  
Stary 07-12-2009, 20:47   #24
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
-Och, interesujesz mnie Albercie. Niewielu ma okazję na taką rozmowę, wiesz? Zazwyczaj tylko... zaspokajamy swoje potrzeby.
Wciąż się uśmiechała, uroczo, nieziemsko i dojrzale. Nie jak rozkapryszona dziewczynka a kobieta, która dokładnie wie czego chce.
-Mówiłeś o śmierci. Przecież wielu ją oszukuje, prawda? Albo odkłada, to słowo bardziej chyba pasuje. Ludzie żyją krótko, czemu nie cieszyć się młodością przez setki lat. Nie chciałbyś? Czy nie tego pragniemy? Czy potępiony będzie Elminster, którego życie pamiętają wszystkie kroniki?
-Widzisz między odsuwać a oszukiwać jest jednak spora różnica. Elminster przedłużał swoje życie magią, on śmierci nie przeszedł. Co innego ci którzy umarli, a chcą żyć dalej. Nieumarli, licze... wampiry. To już nie jest życie, to już nie jest nawet jego iluzja. Trwanie w takim stanie jest... Nie wiem, nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić - kapłan nie spuszczał oka z Alissy.
Jeśli coś poruszało ją w słowach Alberta, to panowała nad sobą idealnie.
-Ciekawa byłam zawsze, czemu kapłani tak myślą. Wiele dusz zostaje spaczonych po ożywieniu, najczęściej jednak ich nie ma nawet w tych ciałach. Rozumiem niechęć do zła, ale czy chodzące... zwłoki to zło? Niektórzy magowie manipulują znacznie gorszą energią, nie ponosząc konsekwencji.
Drążyła temat, z zainteresowaniem wpatrując się w Alberta, tak samo jak on w nią. Wróciła tylko na swoje krzesło, dolewając wina.
-Pij, nie bój się, to zwykłe wino. Powiedz, co myślisz... o mnie?
Uniosła kielich, upijając kolejny łyk.

Albert upił niewielki łyk wina i usiadł z powrotem na krześle. Nie potrzebował alkoholu, chciał tylko podrażnić kubki smakowe doskonałym trunkiem. Obecność Alissy była wystarczająco intoksynująca. Chodzące zwłoki... jakże to zabrzmiało ohydnie w jej ustach. Kapłan nie wiedział co się z nim dzieje, a najgorsze było to że nie spostrzegł żadnej magicznej ingerencji w swój umysł. Kobieta chyba nie zauroczyła go, bo myśli i wolę zachował jasną. Z pewnym zdumieniem zrozumiał, że to on niemal chce aby to zauroczenie się okazało jakimś szarmem, złym okiem.
-Jesteś pani piękna jak noc - Albert nie umiał rozmawiać z kobietami, jednak komplement ten wydał mu się na miejscu.
Roześmiała się swobodnie, jakby to o czym przed chwilą rozmawiali nie miało miejsca.
-Jak noc? Bardziej to pasowałoby do mojej... siostry. Co w nocy jest takiego pięknego?
Nachyliła się lekko, tak, że widać było jak biust porusza się pod cienką suknią.
-Jak widzę, również nie jesteś głodny. Mają tu bardzo wygodne pokoje, może tam czułbyś się mniej spięty?
Prowokowała, wiedziała o tym. Miała coś z drapieżnika, tego rodzaju drapieżnika, który uwielbia długo bawić się ze swoimi ofiarami. Tylko czy taka zabawa nie była przyjemna? Albert przełknął ślinę, gdyż wiedział, że właśnie mija ostatni moment w którym mógłby się spróbować wycofać. Głos racjonalny w jego duszy od kilku chwil krzyczał mu do ucha "Uciekaj! Pamiętaj kim jesteś, w co wierzysz!". Jednak dużo głośniejszy był ten drugi, który kazał mu łowić wyraźne znaki wysyłane przez Alissę, jej spojrzenia i gesty. Sięgnął jeszcze raz po kielich i odrzekł:
-Twe słowo jest dla mnie rozkazem - po raz pierwszy uśmiechnął się lekko do kobiety. Nie dbał już o nic. Odruchowo tylko ścisnął w dłoni symbol Kelemvora i wstał od stołu podchodząc do niej i całując w delikatnie podaną dłoń. Chłód znowu owinął się wokół jego ciała, elektryzując, sprawiając że chłopak aż drgnął ze zniecierpliwienia.

Niewiele pamiętał z wydarzeń w ustronnym pokoiku z wielkim, wygodnym łóżkiem. Kilka gestów, smak zimnych, aksamitnych pocałunków. Rozpiętą suknie, jej gładki materiał zsuwający się swobodnie na podłogę i odsłaniający cudowne, nieskazitelne i zupełnie nagie ciało. Niecierpliwe pieszczoty, zamieniające się w coraz drapieżniejszą żądzę, która zaczęła kierować obojgiem. Cudowne, nie dające się opisać słowami spełnienie, trwające niemal w nieskończoność.
Potem, gdy mgła zasnuwała mu pole widzenia, a we wszystkich członkach czuł bardzo przyjemne zmęczenie, zastanawiał się, czy to nie był tylko sen. Był osłabiony i blady, jakby przyjemność wyssała z niego większość sił. No i miał na sobie tylko wisior z symbolem swojego boga. Pokój nie miał okien, nie mógł więc nawet w przybliżeniu określić pory nocy, a może już dnia? Alissa leżała obok, wciąż naga, wciąż nieskazitelnie piękna. Tylko w jej wnętrzu było teraz jego nasienie. Czy to coś zmieniało? Delikatne, ciche słowa, bardzo powoli docierały do jego świadomości.
-Wiem, że się domyślasz. Ale nie jesteśmy tacy, jak myślisz. Nasze dusze... moja dusza... Ja nie chcę tak żyć, Albercie. Dlatego cię wybrałam. Błagam, znajdź sposób, bym wróciła. Bym znów mogła cieszyć się życiem, tym prawdziwym. A jeśli nie chcesz, jeśli uznasz, że nie ma ratunku... zabij mnie. Ale chcę, byś najpierw spróbował. Ja... nie poddałam się klątwie w pełni. Wciąż jestem sobą, nawet jak doszło mi kilka kolejnych wad. Jeśli to będzie wymagało, bym była przy tobie do końca życia to... zrobię to. Błagam, zastanów się. Tylko od Kelemvora mogę otrzymać drugą szansę, tylko jego kapłan może stwierdzić, czy zasłużyłam. Starałam się dowiedzieć o tym jak najwięcej i tylko tyle odkryłam.
Wstała nagle, Albert zaś nie mógł się nawet za bardzo poruszyć. Zmęczenie było zbyt duże, może specjalnie wyssała z niego siły? Włożyła na siebie suknię i podeszła do niego jeszcze raz, składając pocałunek na jego czole. Do dłoni włożyła srebrny pierścień z czarnym kamieniem.
-Jeśli dotkniesz pierścienia i pomyślisz o mnie, usłyszę cię. Będę... czekała. Nie mów nikomu, jeśli potrafisz. Gdyby się dowiedzieli... ktokolwiek...
Przymknęła oczy i westchnęła. Potem odeszła, a kapłan jeszcze przez dłuższą chwilę zbierał siły, by unieść się na posłaniu. Czy mówiła prawdę?

***

Opera kończyła się powoli, a goście na balkonikach niewątpliwie nie zapamiętają z niej zbyt wiele. Z drugiej strony wystarczyło posłuchać na początku streszczenia, by potem móc komuś opowiedzieć co się działo. Tak jak ci za ścianą, których schadzka zakończyła się czymś znacznie głośniejszym niż westchnięcie. Sztuka sztuką, ale jej wartości ciężko było dostrzec większości ludzi. Gdy rozległy się końcowe oklaski, a artyści wyszli na scenę, by pokłonić się po raz ostatni, poruszyły się zasłony ich loży, do której wszedł ten sam strażnik, któremu Alexandra przekazała wiadomość. Skłonił się lekko.
-Lord Henry zaprasza na audiencję. Pojutrze wieczorem, w budynku rady miejskiej. Prosi również, by przybyli wszyscy zainteresowani.
Skłonił się i wyszedł, zostawiając ich znowu samych. Alex wzruszył ramionami.
-W mieście chyba nam nic nie zrobią, prawda? Czuję, że jakby chcieli nas wsadzić do lochu, to już dawno by to zrobili. Ale i za bardzo się im nie spieszy, ciekawe czemu?
Opera skończyła się, więc razem z tłumem im podobnych skierowali się do wyjścia. Na odchodnym wiele osób wciąż pozostawało w małych grupkach, dogadując do końca swoje sprawy. Powozy i dyliżansy podjeżdżały po kolei, wedle jakiejś tam hierarchii czy może na zasadzie kto pierwszy ten lepszy. Na swój musieli trochę poczekać, ale na szczęście tym razem udało się uniknąć niechcianego towarzystwa. Gdy już znaleźli się w pojeździe i ruszyli był niemal środek nocy. W środku powozu znaleźli jednak coś, przez co chęć snu odeszła daleko. Koperta zamknięta była bezherbową pieczęcią, a informacja w środku złożona była tylko z kilku słów.
"Nie ufajcie Władzy! Wykorzystują nas wszystkich! Spotkajmy się pojutrze wieczorem, karczma "Włos Jednorożca". Rozpoznam was. Pomogę zdobyć to, czego szukacie. "
Nie było podpisu, a woźnica mówił tylko tyle, że dostarczył to jakiś małoletni posłaniec.

***

Starcie w zaułku szybko się nasiliło, zamieniając w krwawe i brutalne mordobicie, z którego żadna ze stron nie mogła wyjść w pełni zwycięska. Quinn dopadł Angeli jako pierwszy, ale niedługo mógł działać nie niepokojony. Część noże trafiła, ale tylko jeden na tyle, by zatrzymać wroga. Za pas wsunął skórzaną tubę, po którą najwyraźniej przyszła tu Angela, ale potem już musiał walczyć o życie. Jej i swoje, chociaż miał odrobinę szczęścia - większość uwagi przyciągał ogromny Gabriel, którego sejmitar śmigał w powietrzu. Wzmocniony jego mocą wojownik wirował pomiędzy wrogami, ale widać też było, że to nie była broń, którą uczył się posługiwać. Przyzwyczajony do krótkiego miecza, głównie dźgał, niż używał długiego, zakrzywionego ostrza. A to go spowalniało, każde wyciągnięcie broni niwelowało jego przewagę. Otrzymał kilka cięć, których nie zauważył, otoczony wrogami nie zwrócił uwagi na plecy, które na szczęście starał się chronić Quinn. Wspomagani strzałami Jensa bronili się zawzięcie, ale przeciwnikom wcale nie chodziło o zabicie ich. W końcu których przemknął, unikając jakiegoś cięcia, a jego miecz przygwoźdźił dychającego jeszcze informatora Angeli. Dalej nie próbowali, zwinnie jak małpy wdrapując się na dachy budynków i uciekając w kilku różnych kierunkach. Ale i tak gonić nikt ich nie miał zamiaru. Zostawili cztery trupy, z których dwóch dobiło się samych, podrzynając sobie gardła. Pozostali, w większości ranni, nie mieli zamiaru kontynuować walki. To jednak nie mogły być zwykłe zbiry, ani nawet zwykli najemni zabójcy. Tacy nie zabijali sami siebie.

Gorączka bitewna opadła, podobnie jak zniknęło działanie zaklęcia przyspieszenia, które objawiło się z tej złej strony. Zmęczony nagle Gabriel zatoczył się, z trudem utrzymując równowagę. Pozostali mogli przyjrzeć się Angeli, którą trafiły dwa bełty. Jeden tylko drasnął jej udo, drugi przebił jej ramię, a trzeci - klatkę piersiową, trochę poniżej serca. Wciąż jednak oddychała, z trudem, ale łapiąc powietrze. Była niemal nieprzytomna, a tutaj nie dało się jej pomóc. Wyjście było tylko jedno - nieść dziewczynę. Wojownik nie był w stanie tego dokonać, ale nożowniczka była lekka, nawet bardzo lekka, jakby praktycznie nic ostatnio nie jadła. A Quinn pamiętał drogę. Pobiegli.

***

Mężczyźni, szturmujący dom w którym miały znajdować się tylko dwie kobiety, w dodatku zaspane i praktycznie bezbronne, powoli dochodziły do wniosku, że ich zadanie wcale nie było tak proste, jak się spodziewali. Wpierw mieli dobre rozeznanie i przewagę liczebną, którą mieli zamiar w oczywisty sposób wykorzystać, połączywszy z zaskoczeniem. Bełty co prawda nie trafiły, ale gdy wpadli w pięciu do izby, gdzie uciekała pospiesznie ubrana blondynka, to byli pewni, że wygrają. Nagła ściana ziemi, która wyrosła w środku ich zbitej masy była co najmniej zaskakująca, bowiem nikt nic nie mówił o tym, że będzie tu jakiś mag. Dwóch odgrodzonych nagle stało się obiektem ataku uzbrojonej kobiety, która mimo ciasnoty pomieszczenia całkiem nieźle radziła sobie z długim mieczem. Pierwszy został powalony zanim zdążył zarejestrować co się stało, drugi zaś uderzył, przejeżdżając mieczem po jej biodrze, chociaż był pewien, że nadzieje ją aż po rękojeść. Chwilę potem już nie żył, a ci, którym już udawało się przebić ziemną barierę, nie zdążyli z pomocą.

Chwilę później musieli zresztą sami ratować swoje życie. Małe, kamienne stworzenie wbiło swoje szpony w ciało pierwszego zaskoczonego. Nie miał nawet zbyt wiele czasu na reakcję, gdy na środku pomieszczenia, w którym się znajdowali, nastąpił rozprysk żrącego kwasu, bez litości wgryzającego się w każdy centymetr odsłoniętego ciała. A gdy pierwszemu udało się zrzucić z siebie i przebić mieczem dziwnego stwora, sam bardziej zobaczył niż w pierwszej chwili poczuł, jak wzmocnione magią żelazo wnika w jego własne trzewia. Wciąż nie wierząc w to co się działo, spojrzał błagalnie w oczy paladynki. A pozostali dwaj mieli dość. Trzymając się za poparzone twarze rzucili broń i salwowali się bezładną ucieczką. Mag, którego wyczuła Katrina gdzieś zniknął, albo nie miał nawet zamiaru uczestniczyć w tym ataku, nieudolnym trzeba dodać. Ale to mogło być tylko rozpoznanie, a ci ludzie wynajęci na pewno tanim dość kosztem, mogli być tylko sprawdzianem. Tak czy inaczej, chata wymagała sprzątania, chociaż uszkodzenia nie były takie duże - prócz walającej się wszędzie ziemi i krwi zabitych, która wnikała w deski podłogi była tylko dziura, którą dało się w miarę sprawnie załatać, jeśliby tylko kupić materiały. Dziewczyny nie zdążyły nic z tym zrobić, gdy do domu zaczęli wracać ich towarzysze.

***

Pierwsi wrócili mężczyźni, niosący ze sobą umierającą Angelę. Potem Alexandra i Alex, a dopiero na sam koniec - wciąż wycieńczony Albert. To co zastawali na miejscu każdy przyjmował inaczej, ale najgorzej było z nożowniczką. Lilla zajęła się nią najlepiej jak umiała, wyjmując tkwiące w niej bełty i używając jednej z kupionych mikstur leczniczych. Rany zasklepiały się jednak bardzo powoli i Angela będzie potrzebowała dłuższego odpoczynku, to na pewno. A co dalej? Teraz była nieprzytomna, a wstrząśnięty Alex siedział przy jej łóżku, na zmianę załamując ręce lub złorzecząc.
-Wiedziałem, że w końcu tak skończy! Wystarczy, że przestałem jej pilnować...

Ale to nie była jedyna sprawa. Wracający z miasta zauważyli w jednym z zaułków trupa w długich, powłóczystych szatach koloru purpury, jak nic pasującego do stereotypu maga. Prócz szat nie miał przy sobie już nic więcej, ale jego gardło było poderżnięte od ucha do ucha. A więc jednak mag miał pomagać, tylko że nie skończył. I mało kto wierzył w to, że zabił go jakiś zwykły tutejszy rzezimieszek, magowie nie ginęli tak łatwo.
Trzeba też było zrobić coś z trupami w domu, róg Lilli przywabił bowiem do okien sporo ludzi, tak jak zresztą wszystkie wydarzenia tej nocy. A jeśli ktoś mógł na tym zarobić przy powiadamianiu straży, to można było się spodziewać ich wizyty.
No i ostatnie - zawartość skórzanej tuby, za którą dwóch ludzi i prawie, że Angela oddało swoje życie. Była tam mapa z dziwnymi symbolami, których nie potrafił odczytać nawet Quinn. Oraz notatki, może legenda, tyle, że... napisana szyfrem. Czy Angela ów znała, tego dowiedzieć się będzie można, gdy się obudzi. Jeśli się obudzi. Mikstura nie była za mocna, a rany poważne. Dziewczyna będzie musiała wiele zregenerować sama, chyba, że ktoś zakupiłby poważniejszy napój leczący. Kolejne słabe bardziej pomóc nie mogły.



***

Podróż z Ellendilem była przede wszystkim... cicha. Elf nie mówił wiele, w zasadzie odzywał się tylko pytany, albo mając do powiedzenia coś konkretnego na temat samej podróży. Był inny, niż praktycznie wszyscy, których Silia wcześniej spotykała, ale może to właśnie dlatego, że należał do innej rasy, a dziewczyna odziedziczyła tylko część jego krwi. Za to wydawał się słuchać uważnie wszystkiego, co ona mówiła do niego. Podróż była więc bardziej duchowa, pogłębiająca wzajemne, zerowe wcześniej przecież, relacje i stosunki. Lata życia w odosobnieniu sprawiły, że Ellendil czasem zachowywał się dziwacznie, i chociaż się w pewien sposób starał, nie był ojcem idealnym. Nie wychodziły mu słowa pocieszenia ani czułości, jeśli na jakieś się zdobywał. Tylko iskra w jego oczach, gdy patrzył na swoją córkę, była w pełni naturalna i prawdziwa. Tylko czy była to iskra bezgranicznej miłości? Dziewczyna mogła zadawać sobie takie pytanie setki razy podczas tej wędrówki.

Zeszli ze wzgórz, szybko zostawiając potężne góry daleko ze sobą. Nie orientująca się za dobrze w terenie Silia mogła tylko iść za swoim ojcem, który z kolei znał najwyraźniej każdą przynajmniej większą ścieżkę, przełęcz dolinę czy równinę w okolicy. Raz natknęli się nawet na stado dzikich koni, a Ellendil w sobie tylko znany sposób sprawił, że na dwóch z nich podróżowali dalej, przemierzając teren znacznie szybciej.
-Poprosiłem je o pomoc, gdy dojedziemy do miasta, pozwolimy im wrócić do swojego stada.
Czy tak właśnie działała elfia magia?
Nauka jazdy konnej, była szybka, ale i skuteczna. Mimo braku siodła, wierzchowiec był bardzo spokojny, dzięki czemu Silia była w stanie utrzymać się na jego grzbiecie, a po dwóch dniach potrafiła nawet całkiem swobodnie galopować, wczepiona w końską grzywę. Inna sprawa, że cztery litery i uda bolały straszliwie, niewyćwiczone i nieprzystosowane do ciągłego obijania.
Od południa minęli Cienistą Knieję, od północy - starożytne ruiny Harson Morr, których tajemnicy ponoć nie odkryto do dziś. Za to z oddali obserwował ich ubrany w granatowe mundury oddział jeźdźców.

Prócz Ostrz, podczas całej drogi natknęli się tylko na kilka ludzkich osad i praktycznie nie spotkali żadnych podróżnych. Na szczęście utrzymywała się ładna pogoda a z każdym dniem Silia nabierając wprawy w konnej jeździe, mogła przemierzać coraz większą ilość kilometrów. Pod koniec jednego z takich dni, dostrzegli jednak samotnego jeźdźca kierującego się prosto w ich stronę. Elf zdjął nawet z pleców swój łuk, ale jego użycie nie było konieczne. Elev zmienił się dość mocno, wydoroślał, zmężniał, ogolił na łyso a twarz pokrywały mu tatuaże, ale czarodziejka poznała go bardzo szybko.


Podjechał do nich i przywitał skinieniem głowy. Na jego ustach pojawił się tylko niewielki uśmiech. W tym wyrażaniu emocji zmienił się najbardziej.
-Witajcie. Ty musisz być Ellendil... Ja jestem Elev. Mistrz Kallor czeka na ciebie w Midd. Mnie wysłał, byście nie pobłądzili, ale chyba niepotrzebnie się obawiał.
Dopiero po tej prezentacji podjechał do Silii i uśmiechnął się w pełni, mrugając zaczepnie.
-Zmieniłaś się, czarodziejko! Teraz to już na pewno nikt cię palcem nie wytknie, ale raczej pomyśli o tym, jak do łożnicy zaciągnąć. Teraz to ja jestem największym dziwakiem.
Roześmiał się, naturalnie i szczerze, chociaż poczucie humoru miał dziwne. Czyżby cecha Kallora z jego własnej młodości?
-Do miasta pozostał dzień drogi.
Chłopak nie miał przy sobie nic, prócz sakwy z kocami. Zniknęły gdzieś nawet jego nieodłączne wcześniej miecze.
-Jedziemy?
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 07-12-2009 o 21:00.
Sekal jest offline  
Stary 08-12-2009, 23:47   #25
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
we współpracy: Mart, Aschaar, Oktawius

Ostatni z napastników wdrapał się po ścianie... Zupełnie bez niczego, z biegu i strzałą wbitą na wysokości biodra. Tylko trochę utykał. Kim oni byli??! Wymierzył jeszcze raz, ale cel już zniknął na tle ciemnych chmur. Szkoda strzały marnować. I tak nie był specjalnie celny... Większość pokonanych i tak była dziełem Gabriela... Angela! Zeskoczył z daszku przybudówki i dopadł do nożowniczki, oraz klęczącego nad nią Quinna. Gabriel ledwo stał na nogach i oddychał jakby narąbał przed chwilą zapasu drewna na dwie zimy w rekordowym tempie. To przez ten scimitar... wywijał nim jak opętany.
Myśliwy obrzucił ciało dziewczyny mimowolnie wystraszonym spojrzeniem. Zastrzyk adrenaliny ustępował, bo przymykała oczy i pogrążała się w nieprzytomności. W gasnącym spojrzeniu nie było błagania o pomoc, ani strachu przed śmiercią. Odpłynęła. Nie przepadał za nią. Ukrywała swoje motywy i swoją przeszłość. Pomagała im gdy było jej to na rękę... ale jednak pomagała. A teraz trzy krótkie drzewce nieregularnie unosiły się wraz z przygasającym oddechem. Krwawy bąbelek nierówno opadał, to unosił się na ustach, z których powolutku ciekła stróżka krwi.
- Nie... - myśliwy pokręcił bezradnie głową jakby w zaprzeczenie, że wcale do tego nie doszło. Cwana była. Musiała to przewidzieć. Dlaczego tego nie zrobiła? Zawsze się mądrzyła i wyciągała kogoś z nich tarapatów. Już się przyzwyczaił do tego. Nie mogła tak po prostu tu umrzeć.
- TYM będziemy zajmować się później - Quinn nie podnosił wzroku, ale sam ton jego głosu przywoływał do porządku. Teraz nie mieli czasu na rozczulanie się nad tym co zaszło. Kilka jego ran mogło spokojnie poczekać na swoją kolejność - Nie mieliśmy nic wiedzieć o tym co jest w tej tubie... To przez jej zawartość... Któryś z Was jest poważniej ranny? Ranę na udzie i ramieniu da się opatrzyć...
Quinn wyjął bełt z uda dziewczyny i obwiązał ranę. To samo uczynił Jens z tym w ramieniu. Drzewców z piersi dziewczyny żaden nie odważył się ruszyć. Krwawa plama na jej kaftanie rosła w oczach.
- Musimy ją prędko zanieść do domu nim się wykrwawi.
Quinn kiwnął głową.
- Ale bełtu nie można ruszyć... Opatrzę to jak jest, co choć trochę unieruchomi bełt... A co z tymi tu? - zajęty wiązaniem wskazał ruchem głowy martwych informatorów, oraz napastników - teraz jest jedyne parę chwil, żeby sprawdzić co to za jedni. Pod murami twierdzy trupy nie będą długo leżeć...
Myśliwy spojrzał na cały czas ciężko oddychającego Gabriela i wysoki na dobrych paręnaście metrów mur cytadeli. Czas biegł nieubłaganie.
- Dasz radę ukryć się w razie problemów? - spytał Quinna.
Ten kiwnął głową: - Z tym nie powinno być problemów. Mogę spróbować to trochę poustawiać... Choć nie wiem czy to ma sens... Prawdopodobnie nas widzieli, ci co sami się dobili też nie zrobili tego tak sobie. Niewiele da się znaleźć, jeżeli cokolwiek w ogóle.
- Dobra... daj mi tubę i sprawdź ile się da. Ja pójdę z nią najkrótszą drogą do domu - wyciągnął rękę, po przedmiot, który miała przejąć Angela. Quinn cofnął się o krok i pokręcił głową.
- Nie wydaje mi się...
Jens spojrzał na niego zaskoczony i cokolwiek wkurzony.
- Quinn, do cholery! Nie ma czasu! Jeśli ci się nie uda i cię ktoś złapie, to to za co Angela umiera, przepadnie z naszych rąk.
- A niby co sprawia, że mam Ci ufać? Zresztą jeżeli ktoś was złapie to to za co umiera Angela również przepadnie z naszych rąk!
Gabriel nie miał zamiaru z nim się kłócić, czy wymieniać argumenty. Czas był teraz na wagę złota.
Złapał za chabety Quinna i podniósł go, zdawało by się ostatkiem sił, troszkę nad ziemię.
- Nie dyskutuj - krótko uciął.
- Ty również - odparł lodowato Quinn kiedy sztylet już opierał się o krtań wojownika - Zauważę, a nawet wyda mi się, że zauważam jakikolwiek ruch... Skoro mamy czas na dyskusję... nad umierającą. Teraz nie radzę mnie puszczać - to też ruch.
- Gabriel, Quinn... - Jens położył rękę na ramieniu blondyna nadal unoszącego Quinna. Wielki talganin może i był wyczerpany, ale na pewno nie obojętny. Wyglądał jakby nadal czuł walkę. Ostatnie czego myśliwy by sobie teraz życzył to bijatyka tych dwóch, choć widząc chwyt Gabriela i sztylet Quinna pewnie nawet do tego by nie doszło - Zostawcie... Quinn, nas przynajmniej jest dwóch...
Gabriel nic nie powiedział, w zamian za co ręka mężczyzny cofnęła się o centymetr, może więcej... Za to zluzował chwyt i postawiwszy współtowarzysza i odszedł na bok.
Quinn, mimo że napięta sytuacja nie sprzyjała, a argument wydawał się mocny, jeszcze przez sekundę się wahał. Jak ktoś nie nawykły do pokładania zaufania w kimkolwiek poza sobą niezdecydowanie oddał Jensowi tubę:
- Trafisz do domu? - spytał.
Myśliwy przytaknął i ostrożnie podniósł dziewczynę na ręce. Z przebitym płucem bał się brać ją przez ramię, żeby się nie udusiła własną krwią.
- Dzięki Quinn - cieszył się, że tamten mimo wszystko mu zaufał - Gabriel, musimy biec.
- Znikajcie stąd - Quinn poczekał aż znikną za zakrętem ulicy.

***

Rękawy jego koszuli i tak były zakrwawione, nie bawił się więc i każdy podnoszony sztylet wycierał w rękawy. Rozejrzał się po zaułku i znalazł załom muru, jakby wnękę... Wielka nie była, ale musiała starczyć. Z pierwszego z napastników zerwał płaszcz i położył na nim zbroję. Przeszukał go dokładnie w poszukiwaniu sakiewki, kluczy, biżuterii, czegokolwiek... Zostało już tylko jedno - blizny, tatuaże, znamiona mogące być znakiem rozpoznawczym przynależności do czegokolwiek... To był zbyt dokładnie zaplanowany, zbyt dokładnie przeprowadzony i zbyt profesjonalny atak, aby ci ludzie nie należeli do jakiejś gildii, organizacji, sekty... Światło nie było najlepsze, ale cóż - jakoś nie zamierzał wynosić ciał w bardziej jasne miejsce. Pierwszy dokładnie obejrzany trup wylądował w załomie muru. Gdzieś w pobliżu słychać było szczury... ~Doskonale~ Kilka głębokich nacięć pojawiło się na twarzy i klatce piersiowej trupa. ~Hiena cmentarna... Może lepiej że poszli, nikt nie musi tego widzieć i o tym wiedzieć~

Kolejno wszyscy, nadzy do połowy, obejrzani i... przygotowani lądowali we wnęce. Informatorzy Angeli również. Wnioskami z obserwacji postanowił zająć się później... Zbroje, i wszystko co pozostało odciągnął kilkanaście metrów dalej - prawie pod mur i upchnął pod ścianą budynku. Teraz pozostało tylko urwać rękawy własnej koszuli, wytrzeć ręce, zabrać zdobyczny płaszcz i udać się do domu - oczywiście inną drogą niż najkrótsza... Nie zauważył nikogo, kto by go obserwował, ale ostrożności nigdy za wiele... Szybkie i ciche kroki zniknęły w mroku. Zaułek, na pierwszy rzut oka wyglądał jakby nigdy nic tutaj nie zaszło...

***

Pobiegli. Późna pora ułatwiła spotkanie po drodze tylko paru osób, które i tak nie obdarzyły ich specjalnym zainteresowaniem. Podgrodzie twierdzy Henrych nie było najbezpieczniejszym miejscem i nie stanowiło to żadnej tajemnicy. Paru biedaków tylko obrzuciło i bardziej ciekawym spojrzeniem. Czegóż mogli chcieć od nich?
Tylko raz pomylili drogę źle skręcając na jeden z pomniejszych rynków. Czy to naprawdę było tak daleko? Twarz Angeli wydawała się śmiertelnie blada gdy na nią spojrzał w biegu. Gałki oczne zdawały się słabo poruszać pod powiekami. Żyła. Dlaczego nie wzięli ze sobą ani jednej mikstury leczącej??? Zmełł w ustach przekleństwo. Przeżyje. Musi. Inaczej to nie będzie miało sensu.
- Do diabła gdzie teraz Gabriel??
Blondyn rozejrzał się półprzytomnie. Bieg nie dawał mu specjalnie okazji odpocząć. W końcu wskazał główną ulicę na prawo. Pobiegli.

Dom był niedaleko, a wokół niego niezłe zbiegowisko ludzi. Coś się musiało wydarzyć...
Gabriel poroztrącał parę niefortunnych przechodniów w drodze do drzwi... Jens nie miał już siły na niespodzianki.

- Albert! - krzyknął gdy wpadli do środka uderzając drzwiami o framugę. W środku były jednak tylko Lilla i Katrina. Wyraźny bałagan, powbijane w deski bełty i nieruchome ciała świadczyły o niedawnym starciu. Na chwilę się zatrzymał. Na bardzo krótko. Pytania później. Szybko doszedł do największego z łóżek dziewczyn i położył na nim nożowniczkę. Była tak bardzo lekka. Nadal oddychała. Płytko. Czerwone bąbelki powietrza miarowo unosiły się na jej pomazanych krwią ustach. Kaftan był już cały przesiąknięty. Sprawdził czoło – gorące. Walczyła z ranami. Żadna szczęśliwie nie śmierdziała trucizną. Wbił pełne napięcia spojrzenie w Lillę zerkając na tkwiące pomiędzy żebrami pod sercem drzewce pocisku – Zrób ile zdołasz. Ja nagotuję wody i wyparzę jakieś szmaty – Dopiero teraz zobaczył ranę na biodrze paladynki. Wyobrażał sobie jak to musi boleć.– Postaraj się Lilla...
- Katrina, rozpal ogień - rzucił chwytając za wiadra i wychodząc w stronę studni. Chrzanił tłum.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 09-12-2009, 20:46   #26
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wiadomość w powozie zaniepokoiła Alexandrę. Jednak Alex nie wyglądał na szczególnie przejętego więc nie drążyła tematu. Doszła do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli porozmawiają o tym w domu, ze wszystkimi. Gdy jednak dotarli na miejsce co innego przyciągnęło cała ich uwagę.
Dziewczyna popatrzyła z niepokojem na bladą twarz nożowniczki. Wydawała się zawsze taka pełna życia. Prawie niezniszczalna.
Nie było ludzi niezniszczalnych... myśl o Drago znowu przemknęła przez jej głowę.
Pobladły Alex z troska wpatrywał się w przyjaciółkę. Rozumiała jego ból i złość na samego siebie.
On bawił się dobrze w czasie kiedy ona prawie nie zginęła.
Wyrzuty... nie powinien był jej zostawiać.
Dotknęła delikatnie jego ramienia w geście pocieszenia:
- Nie zostawimy jej tak Alex...

Stan Angeli wyglądał na bardzo poważny. Może i z czasem jej organizm byłby w stanie zwalczyć skutki obrażenia, ale nie wiadomo czy ten czas mieli do dyspozycji. Zarówno Lilla jak i Albert zgodnie stwierdzili, że w stanie w jakim jest skutecznie pomóc jej może tylko bardzo silna mikstura lecząca.
Mocna i koszmarnie kosztowna. Alexandra westchnęła:
- Wygląda na to, że nie mamy innego wyjścia – Odezwała się do zgromadzonych w chatce towarzyszy – Angela została ranna robiąc coś dla nas. Teraz my powinniśmy zrobić coś dla niej. Potrzebujemy 75 sztuk złota, mogę pokryć więcej niż połowę tej ceny, ale nie starczy mi na całość, czy możecie się dołożyć?
Na reakcję nie było trzeba długo czekać. Pierwszy Gabriel rzucił na stół jedenaście monet otrzymanych ze sprzedaży elfiej broni, potem odwrócił się podszedł do łóżka i padł na nie wyraźnie wykończony, Jens wyciągnął z placaka i wysypał na blat czterdzieści sztuk złota, Albert prawie trzydzieści z zastrzeżeniem, że pięć potrzebuje na konieczne wydatki. Lilla bez wątpliwości poczęła grzebać w poszukiwaniu swojej sakiewki. Dom lekko został zdemolowany podczas walki, a jej rzeczy rozrzucone po całym pokoju. W końcu koło tarczy odnalazła to co trzeba i wysypała zawartość na stół. Dwadzieścia pięć sztuk złota posypało się dźwięcząc barwnie i zatrzymując się przed krawędziami blatu.
- Mi się chwilowo nie przyda - Lilla machnęła ręką - A jak bym potrzebowała na coś pieniędzy zawsze mogę zacząć dawać publiczne występy...
Uśmiechnęła się do swojego pomysłu, wcale nie był tak szalony jak się wydawał.
- I pewnie byś na tym dobrze zarobiła Lillu – Psioniczka popatrzyła na paladynkę, a jej uśmiech stał się cieplejszy

Kiedy monety z przyjemnym dla ucha dźwiękiem toczyły się po stole Quinn sięgnął do swojej kieszeni namacując dwie sztuki złota i kilka miedziaków... ~Świetnie~ - pomyślał rozważając czy lepiej po prostu się przyznać, czy to jakoś zamaskować. Sytuacja nie układała się najlepiej tego wieczoru; niepotrzebne spięcie w zaułku; teraz jeszcze to...
- Zrozummy się dobrze - powiedział wyciągając zawartość kieszeni - tyle mam i to jest główny powód dla którego nie dołożę się do tej zrzutki...
Bez większych problemów można było zauważyć, że zamierzał powiedzieć coś jeszcze, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Schował pieniądze do kieszeni i usiadł z boku na lekko sfatygowanym krześle.
Katrina spuściła wzrok, patrząc na to wszystko. Przygryzła wargę i odezwała się dopiero na końcu.
- Ja nie mam prawie nic. Razem z matką nie potrzebowałyśmy monet prawie w ogóle. A tutaj w mieście tylko za nie można się wyżywić.

- Nie musicie oddawać wszystkich swoich pieniędzy. Nie muszą tego robić zwłaszcza Ci co ich nie mają - Alexa uśmiechnęła się blado - Jakoś to sensownie podzielimy, by coś każdemu zostało. Nie musisz się tez martwić o jedzenie Katrino – Zwróciła się bezpośrednio do nowej towarzyszki - Jesteś teraz jedną z nas. Dopóki my będziemy mieli co jeść i tobie jedzenia nie zabraknie. Jeśli będziesz potrzebować pieniądze na coś, powiedź. Mogę Ci pożyczyć. Zwrócisz jak będziesz mogła.
- Dziękuję, ale myślę, że sobie poradzę. Zawsze tak było
– Z pewną spokojną rezygnacją odpowiedziała dziewczyna.

Alexandra skłoniła głowę, rozumiała potrzebę godności i szanowała ją:
Jak już mówiłam nie ma potrzeby oddawania wszystkiego. Wezmę od was po piętnaście złociszy i dołożę resztę. Mam jeszcze trochę z pieniędzy, które dostałam od Kallora na bagnach.
Odliczyła kwotę i ponownie zwróciła się do Lilli:
- Kupowałaś ostatnio eliksiry. Wiesz gdzie jest sklep? Czy to daleko? Teraz już pewnie będzie zamknięty i trzeba będzie poczekać do rana, ale może pójdziesz jutro po miksturę, albo wytłumaczysz komuś gdzie jest to miejsce?
- Niedaleko, jak wyjedziesz z tej dużej ulicy obok karczmy "Pod jemiołą", to w prawo, do ryneczku; tam będzie z prawej jego strony zasłonięty kotarami sklep. Tylko sprzedająca była jakaś dziwna...
- To znaczy?
- Taka trochę oszalała starsza pani z kotem jeśli wiesz co mam na myśli...
- Tak... wiem
– Fioletowooka dziewczyna pokiwała głową – W takim razie mogę sama pójść dokonać zakupu.

Przez chwilę wpatrywała się w zniszczona podłogę i leżące na niej trupy, a potem powiedziała:
- Jest jeszcze jedna ważna sprawa. W operze byli dziś lord i lady Henry. Podczas przedstawienia udało mi się przekazać im wiadomość. Mamy wyznaczoną audiencje na pojutrze w budynku rady miejskiej. To jednak nie wszystko – Alexandra wyjęła kartkę i podała reszcie – To, jakiś chłopiec dostarczył do miejskiego powozu, który wynajęliśmy. Wygląda na to że ktoś nas dokładnie obserwuje. Nasuwają się pytania czy można mu, a może im zaufać, co wiedzą i czego tak naprawdę od nas chcą? No i oczywiście kto uda się w które miejsce? Co do mnie zdecydowanie muszę iść na audiencję w końcu to ja o nią prosiłam. Trzeba też założyć, że zarówno jedna wizyta, jak i druga może się okazać niebezpieczna.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 10-12-2009 o 10:11.
Eleanor jest offline  
Stary 09-12-2009, 21:30   #27
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Quinn odszedł kilkanaście, może kilkadziesiąt kroków od zaułka. Dopiero teraz całe napięcie związane z walką minęło i nogi dosłownie ugięły się pod mężczyzną. Oparł się o ścianę i przez chwilę łapał powietrze. Jego rany były powierzchowne, ale źle opatrzone. Sobą zajął się na końcu, już po wszystkim, a samemu to opatruje się siebie...
Poszedł dalej obchodząc duży kwadrat budynków, bardziej z własnego przyzwyczajenia niż z powodu ewentualnych śledzących. Pogoda nie poprawiła się i dojrzenie kogoś w mroku graniczyło z cudem. W domu też okazało się, że doszło do niewielkiej potyczki.

Jego status materialny nie pozwalał na dorzucenie się do składki. Zresztą uważał, że praktycznie cała wina za taki obrót spraw spoczywała na Angeli...

Kiedy Alexandra poinformowała o liściku i audiencji Quinn ożywił się.
- Kolejny zbieg okoliczności? Oba spotkania mają się odbyć w tym samym czasie, a więc znów się podzielimy. Zupełnie jak dzisiaj. Ktoś usilnie stara się nas podzielić i wyeliminować, a przynajmniej zniechęcić do dalszego szukania czegokolwiek w tym mieście. Napastnicy z zaułka to nie była banda przypadkowych, wynajętych na rogu bandziorów. Nie mieli przy sobie absolutnie nic co pomogłoby ich zidentyfikować, żadnych rzeczy osobistych, biżuterii, standardową broń, byli też dobrze wyszkoleni - moim zdaniem gildia zabójców. Na ramieniu każdy miał wypalony znak wyglądający na sztylet... A ci tutaj? - wstał i podszedł do jednego z leżących na podłodze ciał. Rozciął rękaw na ramieniu i dokończył - No, przynajmniej ci nie są z tej samej paczki... Te usługi nie są tanie, nie są łatwo dostępne i są nielegalne. Za chwilę się okaże, że w więzieniu było bezpieczniej... Możemy chyba założyć, że jesteśmy pod stałą obserwacją, a o części z nas wiedzą już jak walczymy. Każdy jeden ruch to potencjalna szansa na strzał w plecy. Ze swej strony proponuję poruszać się najmniej dwójkami i obejrzeć jutro tę karczmę "Włos Jednorożca"... Bo nie ulega wątpliwości, że pójdziemy na oba spotkania.

Kiedy Quinn skończył mówić usiadł ponownie na krześle i zdjął opatrunek na ramieniu i tak się już prawie zsunął. Zajął się jego poprawianiem.
- Myślę, że do gospody powinna iść Lilla. Będzie w stanie przynajmniej określić czy mamy do czynienia z kimś złym. Pytanie jednak czy to nie będzie niebezpieczne, w końcu to moc boska... - Alexandra zastanawiała się na głos.
- Na spotkanie główne na pewno.
- odparł Quinn - Jutro powinien tam iść ktoś kto byłby w stanie obejrzeć miejsce jako takie. Sprawdzić ewentualne możliwości ucieczki, zasadzki, takie tam..
- Rozumiem, że zgłaszasz się na ochotnika
- Dziewczyna obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
- Tak
- odparł krótko i zwięźle kończąc opatrunek
- W sumie można przygotować się na spotkanie... może są tam pokoje do wynajęcia. Coś prewencyjnego na wypadek ewentualnej pułapki.
- To też niezła myśl. Możemy nawet przyjść dużo wcześniej i posiedzieć w karczmie w pokoju do spotkania - jakby ktoś czekała na nas na zewnątrz... Zresztą mnie znają napastnicy z zaułka, a nie ktoś kto podał kartkę...
- Zdecyduj więc kogo chcesz ze sobą zabrać. Jednak myślę, że zbyt dużo osób za bardzo będzie rzucać się w oczy.
- Może powiązać to z wyjściem po miksturę? Lepiej nie dzielić się na zbyt wiele grup.
Aleksandra zastanowiła się:
- W takim wypadku ja nie powinnam iść. Byłam w teatrze i napastnik z pewnością mnie widział. Z drugiej strony - mikstura potrzebna jest jak najszybciej, a sprawdzenie gospody zajmie trochę czasu...
- Co do samej audiencji - Alexsa milczała przez chwilę - Powinno na nią iść jak najmniej osób. Nie ufałabym przesadnie tutejszym władcom. Jeśli zdecydują się nas aresztować. Lepiej by było jak najwięcej osób do wyciągnięcia nas z kłopotów. Jeśli zaś spopielą na miejscu... cóż wtedy też lepiej by było nas tam jak najmniej.
- W takim przypadku - odparł Quinn - może taki sam układ jak dzisiaj? Ale... Ja tu nie decyduję...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 11-12-2009 o 14:58. Powód: dialog przy wspólpracy z Elanor.
Aschaar jest offline  
Stary 10-12-2009, 16:15   #28
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Cisza... Powolny zabójca jej dobrego humoru. W małych dawkach nieszkodliwa, na dłuższą metę nie do wytrzymania. Przejmująca, wibrująca, upierdliwa... Minął cały dzień a Elendill słowem się nie odezwał. Skupiła się wobec tego na monotonnym przebieraniu nogami. Ciężko jej było dotrzymać mu tempa. Tężyzny fizycznej to jej bogowie ewidentnie poskąpili. „Jak ktoś nie ma w głowie, musi mieć w nogach” - mawiał jej stary mistrz. Ale ona przecież w głowie miała aż nadto, dlatego hartowanie ciała odpuściła sobie z kretesem. A teraz musiała sprostać konsekwencjom. Żeby chociaż jej drogę umilił jakąś przyjemną konwersacją.
Wykrzywiła kpiąco usta i szepnęła do siebie:
- Podróżował niemy z głuchym...
Tę małą rodzinną wyprawę można było podsumować jednym zaledwie słowem. Rozczarowanie.

***

Ojciec okazał się typem, delikatnie mówiąc, małomównym. On po prostu ust praktycznie nie otwierał, jakby mu je ktoś żywcem nicą zaszył. Fenomen. Miała nawet zapytać czy złożył jakieś śluby milczenia czy coś w ten deseń, ale pewnie nie pojąłby dowcipu.
Chłód i powaga wyzierały z każdego jego ruchu podkreślając dzielący ich dystans. Silię praktycznie ignorował. Równie dobrze mógłby ciągnąć za sobą kozę na powrozie. Nie zrobiłoby mu to pewnie żadnej różnicy. Milczał bez przerwy. Ta jedna rzecz wychodziła mu, o zgrozo, naprawdę perfekcyjnie. Była na niego wściekła. Tak wiele oczekiwała po tej wyprawie. A on wszystko partaczył...
Postanowiła, że pierwsza gęby nie otworzy choćby ją to miało doprowadzić do białej gorączki.
Jak była mała bawiła się w coś podobnego ze swoim, pozbawionym piątej klepki, mistrzem. Kto się pierwszy odezwie ten zmywa naczynia po kolacji. Zawsze przegrywała. Ale teraz nie ulegnie, bogowie świadkiem. Nie da mu tej satysfakcji. Nie będzie się swoim gadulstwem nikomu narzucać! Umie przecież pomilczeć. Umie, prawda?

- Czy ty mnie w ogóle kochasz? - wymsknęło jej się nagle.
Niby miała nic nie mówić, ale jakoś tak się zagotowała i wybuchnęła. Odłożyła z trzaskiem miskę na nienaturalnie płaski i gładki głaz, przy którym rozbili wieczorny obóz i jedli właśnie posiłek. Miała dość. Czy do tego się to właśnie sprowadzało? Czy nic więcej nie mieli sobie do powiedzenia? Spotkali się, poznali i koniec? Kwestia odfajkowana?
- Nieważne, spać idę – rzuciła zaraz, nim tamten mógł zareagować. - Padam z nóg.

* * *

O świcie Elendill oddalił się wgłąb lasu, bogowie jedni wiedzą po co. On nic nie wyjaśniał, ona nie pytała. Silia wdrapała się wtenczas na szczyt pobliskiego pagórka aby się rozejrzeć. Zapach kniei wypełnił nozdrza. Przyjemny nawet. Mieszanka igliwia, wiatru i leśnego runa. Zamknęła oczy, wytężyła słuch.
Wszechobecne odgłosy natury... Jens by się może zachwycił ale Silia była raczej znudzona. Szelest trawy pod stopami, szum wiatru, śpiew ptaka... Generalnie całość można zaokrąglić i skatalogować jako "cholerna przygnębiająca cisza". Tortura istna, żeby nie było do kogo gęby otworzyć...
Złożyła dłonie w tubę, przytknęła je do ust i krzyknęła z całych sił. Ze złości i bezsilności. Żeby przerwać ten parszywy krąg milczenia.
- Aaaaaaaaaaa!
Poczuła nawet ulgę.
Ojciec pojawił się za kilka chwil, wyrósł dosłownie spod ziemi niby leśny duch.
- Coś się stało? - zmarszczył brwi w wyrazie niepokoju. Musiał biec bo oddech miał przyśpieszony.
- Nie – szepnęła cichutko. Poczuła jak zalewa ją wstyd i wykwita na twarzy w formie płonącego rumieńca.
- Krzyczałaś – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Miałam ochotę.
- Uprzedź mnie kiedy następnym razem najdzie cię ochota na coś szalonego. Spłoszyłaś mi zająca.
Zmrużyła oczy i parsknęła gniewnie.
- Może chociaż zając będzie miał dziś dobry dzień.

* * *


Aż szczękościsku z nerwów dostała gdy przez połowę kolejnego dnia ani słowem się do niej nie odezwał. Patrzył tylko. Jakoś tak przenikliwie, jakby ją oceniał. Może się na niej zawiódł? Myślał, że jego córka będzie uosobieniem szlachetności i dobroci a tymczasem miała więcej wad niż zalet? Gniew w niej kipiał. Znowu. Jakby była jakąś parszywą rozpuszczoną szlachcianką. Choć w sumie za taką właśnie mogłaby uchodzić. Silia Horn, pani na włościach. „Talga i okolice są moją własnością, padajcie na twarze kmiecie....”
Straszna perspektywa.
Już chyba wolała być Silią, córką Garricka. Bękartem lokalnego pijaczyny.

* * *


- Nie jesteś zbyt rozmowny, prawda?
Kolejna próba.. Czarodziejka nie lubiła się łatwo poddawać. Zagadnie, co jej w zasadzie zależy.
- Nie jestem – odparł rozniecając ogień. A później dodał z powagę – Przepraszam.
- Nie przepraszaj – złapała go za dłoń. Bez namysłu, spontanicznie. - Po prostu czasem coś powiedz. Mam wrażenie, że jestem dla ciebie powietrzem. Że wolałabyś, żeby mnie nie było.
Naprawdę się strapiła. Aż jej łzy wezbrały pod powiekami, ale wytarła je niepostrzeżenie rękawem i znów się oddaliła. Nie myślała, że budowanie więzi z ojcem będzie tak dalece skomplikowane.


* * *

Pot spływał na czoło leniwą strużką gdy ojciec zarządził popas. Najpewniej się nad nią zlitował widząc ile kosztuje ją to wysiłku. Dlatego właśnie powinni zainwestować w wierzchowce. Raptem o tym pomyślała a na linii horyzontu dostrzegła szlachetne sylwetki koni. Pojawiły się znienacka, jakby na nieme wezwanie elfa.
- Tyś to uczynił? Jak? - wszystko co tyczyło się magii wzbudzało w półelfce niezdrową ciekawość. Cały czas jej się zdawało, że wie niewiele i potrafi za mało. Niedosyt drażnił ją od środka jak uporczywe ssanie w żołądku.
- Tak, to była moja prośba do tych zwierząt - jego głos trącił nienaturalnym ręcz spokojem. Uwielbiała jego barwę. - To jedna z cech, które odziedziczyłem po rodzicach. My, elfy, jesteśmy bardzo związane z naturą i ta czasem odpowiada na nasze prośby. Jestem też tropicielem, żyję razem z lasem i zwierzętami.
Kolejne pytanie czarodziejki zawierało nutę fascynacji i pożądania. Pożądania wiedzy, na się rozumieć.
- Mógłbyś mnie tego nauczyć? Proszę, naucz mnie tego.
- Musiałabyś się poświęcić temu całą duszą, by zwierzęta ci uwierzyły. Nauka trwałaby bardzo długo. Ale może kiedyś? Jak to wszystko się rozwiąże...
- Szkoda. Ładny czar śmignie mi koło nosa... – półelfka zmarszczyła nos w wyrazie rozczarowania. - Może wy, elfy, jesteście związani z naturą – z premedytacją podkreśliła „wy”. Przez ostatnie dni utwierdzała się coraz gorliwiej w przekonaniu, że może wygląda teraz jak pełnokrwista elfka ale duszą przypomina ludzkiego mieszczucha. - Ja więzi z naturą nie odczuwam i wątpię bym kiedykolwiek miała zacząć. A kiedy to wszystko się rozwiąże... co planujesz?

- Nie wiem. Nie myślę o rzeczach, które mógłbym zrobić kiedyś, jeśli nawet nie wiem, czy to przeżyję. Nie wybiegam naprzód, tak jest łatwiej. Mniej boleśnie.
- Zakładając jednak, że przeżyjesz... i że ja przeżyję, chociaż coraz bardziej w to powątpiewam, czy wówczas będziesz chciał mnie... - ciężko Silii to pytanie przechodziło przez gardło. Tym bardziej, że brzmiało jak błagalna prośba - mieć przy sobie? Mam wrażenie, że się na mnie zawiodłeś. Zostawisz mnie znowu, prawda? Tym razem na dobre.
Wreszcie wypowiedziała głośne swoje największe obawy. Ostatnio nawet po nocach jej się to śniło, że Elendill odchodzi. Po przebudzeniu szukała go panicznie wzrokiem a raz nawet dotknęła jego włosów kiedy nadal spał. Aby się przekonać, że to nie ułuda.
- Nie zostawię cię już nigdy, Silio. Nie tak. Nie znałaś nikogo z rasy elfów, prawda? Niewielu z nas jest wylewnych. Ty masz w sobie dużo ludzkiej krwi, twoja matka to silna kobieta, przekazała ci wiele swoich cech. Ale nie osądzaj mnie, jeszcze nie teraz. Te wszystkie lata... tego po nas nie widać, lecz ich piętno odciska się na wszystkich. Kiedyś zrozumiesz... mam nadzieję.
Półelfka przytuliła się do niego zachłannie. Gorzkie łzy piekły w gardle, wzruszenie odbierało mowę. Tak bardzo chciała mu wierzyć, zostać z nim już na zawsze. Czy Elendill zdawał sobie w ogóle sprawę jak mocnym uczuciem go darzyła? Zrobiłaby dla niego wszystko byle tylko jej nie odtrącił. Poszłaby za nim na koniec świata. Nawet pośród tej cholernej ciszy.

* * *

Nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok Eleva. Ześlizgnęła się z końskiego grzbietu i rzuciła się chłopakowi na szyję uczepiwszy się palcami końcówek jego włosów, ostrzyżonych teraz krótko, tuż przy samej skórze
- Jak dobrze cię widzieć – szepnęła łapiąc go za ramiona i przyglądając mu się badawczo jakby go pierwszy raz w życiu widziała. - Gdzie twoje miecze? Wojowanie już ci się znudziło?
- Ja również się cieszę. - po jego twarzy emocje się raczej ześlizgiwały, niż gościły na dłużej - A co do mieczy, nie lubię się chwalić, ale patrz.
Uniósł jedną rękę, a dłoń nagle rozbłysła lekko a z niczego zmaterializowało się ostrze krótkiego miecza, przylegając ściśle do dłoni chłopaka.

- Bajer – Silia z podziwem otworzyła usta i klasnęła w dłonie. A później zaczepnie, po siostrzanemu klepnęła go w tyłek - Śliczny chłopiec się z ciebie zrobił Elevie. Ten tatuaż dodaje ci uroku. Pewnie panny teraz ochoczo przed tobą kolana rozkładają, co? - parsknęła śmiechem, gubiąc po drodze całą powagę, którą pielęgnowała w sobie podczas podróży z ojcem. - Kallor ci go zrobił?
- Dostałem w prezencie, razem z tą całą świeczką. A co do panien, to, ekhm, mistrz mi zabronił, póki nie będę w pełni kontrolował swojej mocy. Nie chciał by jakaś, ekhm, ucierpiała.
- A jakie w zasadzie moce się w tobie obudziły? Psioniczne? Jak u Aleksy? - pozazdrościła mu nagle. Silia była łasa na moc, sama wiedziała to doskonale chociaż nieco się tego własnego wewnętrznego głodu brzydziła.
- Tak, ale niezupełnie. Potrafię tworzyć broń, wciąż umiem nią walczyć, ale nigdy nie będę nawet w połowie tak silny... umysłowo, jak Alexandra. Nie umiem wpływać na umysły, ale za to znam kilka sztuczek. A ty, czego się nauczyłaś? Bo jestem pewien, że też użyłaś którejś ze świec.
- Hehe, skąd ta pewność? Masz mnie za taką pazerną co to nie odpuści żadnej okazji żeby nabrać więcej mocy? - zamilkła na chwilę nadal się uśmiechając. Miała nadzieję, że Elev zmieni temat ale on nadal czekał na odpowiedź. - No dobra, jest trochę w tym racji. Użyłam jednej niedawno. Jeszcze nie rozgryzłam do końca płynących z niej... - szukała właściwego słowa. Może nie było rozsądnym chwalić się tym, że potrafi teraz splatać cieniste pasma magii. - profitów – zakończyła w końcu, na odczepnego. - Chodźmy lepiej. Po drodze opowiem ci co cię ominęło.

***

Midd powitało ją znajomym jazgotem i mieszanką wszelakich zapachów. Otumaniało zmysły, jak najbardziej w pozytywnym znaczeniu. Lubiła kłębowiska ludzkie, towarzyszący im zgiełk i gwar. Miejsca tętniące życiem optymistycznie ją nastrajały. Z Elendillem i Elevem pożegnała się u wrót miasta. Chciała od nich odpocząć, pobyć trochę sama. Obiecała przybyć do wieży Kallora gdy tylko załatwi swoje sprawy. Ojciec jej nie zatrzymywał. Elev zaproponował, że może jej towarzyszyć ale grzecznie odmówiła. Zatopiła się w kręte i wąskie uliczki miasta uśmiechając się do siebie pod nosem. Czuła się zupełnie jak pies spuszczony z łańcucha.

To zabawne jak łatwo wydaje się pieniądz na zbytki. Kupiła sobie perfumy, szminkę w cudnym kolorze ciemnego burgunda oraz nowe ubranie. Dała krawcowi wytyczne i, choć łypał na nią jak na niespełna rozumu, na miejscu poczynił stosowne poprawki. Dekolt poszerzył i wydłużył, tak, że sięgał teraz pasa. Odkrywał drobne piersi obleczone w delikatny półprzezroczysty materiał, odkrywał płaski wychudzony brzuch, a nawet pępek, w którym tkwił teraz niewielki srebrny kolczyk.
Jeden rękaw kazała odpruć, u nasady drugiego doszyć ozdobę z czarnych lśniących piór. Kaptur nasunęła głęboko na oczy i ukryła pod nim skrupulatnie ciemne niesforne kosmyki. Na chwilę zajrzała jeszcze do wieży Kallora, w zasadzie po to tylko aby zostawić swoje bagaże.
- Na drugi rękaw już cię stać nie było? - dobiegł ją głos Eleva, który opierał się o framugę drzwi i bacznie ją obserwował. Krzywy uśmieszek tańczył na jego wytatuowanej twarzy. - Trzeba było powiedzieć, pożyczyłbym ci trochę grosza.
- Nie drwij – Silia opadła na krzesło. Zarzuciła prowokacyjnie nogi na blat stołu i wgryzła się łapczywie i czerwoniutkie jabłko. - Zmieniam wizerunek. Odkąd świeczkę zdmuchnęłam mam za ładną buzię. Muszę sobie choć strojem powagi dodać. No przyznaj, że niepokojąco wyglądam?
- Iście niepokojąco... Od tego dekoltu wzroku nie mogę oderwać.
- Głupiś – czarodziejka palnęła go w głowę. - A na gołym ramieniu sprawię sobie tatuaż. Zrobisz mi takowy? Smoka bym chciała. - jej smukły palec powędrował ku górze, wzdłuż kości przedramienia – Przy obojczyku chcę pysk, najlepiej ogniem ziejący. Niżej tułów i ogon. Taki długaśny, co by zawijał się kilka razy wokoło nadgarstka i na dłoni kończył swój bieg. O tutaj.
- Nie jestem w tej sztuce biegły. Nie boisz się, że mi nie wyjdzie i będziesz mieć spaskudzone ramię do końca swoich dni?
- Najwyżej każę sobie rękaw doszyć – parsknęła szczerym śmiechem.
Stali na przeciwko siebie dłuższą chwilę. Aż śmiechy umilkły a wokoło zawisła niezręczna cisza.
- Dlaczego odszedłeś? - zapytała nagle sunąc palcem po tatuażu na policzku chłopaka. - Nawet nie uprzedziłeś, po prostu odszedłeś.
- Czemu? Sam nie wiem. Wydawałem się niepotrzebny. Teraz, gdy się zmieniłem, nie wiem do końca co mną powodowało. Bethy i Aldym to dwa największe powody, jak sądzę.
- Aldym już ci w niczym nie będzie przeszkadzał – słowa te rzuciła ostrzej niźli zamierzała. Rozdrażniona wsunęła zbłąkany kosmyk pod kaptur – Widziałam jak umierał, wiesz? Śmierć łazi za nami jak wygłodniały kundel. Pójdę już. Nie czekajcie na mnie z kolacją.
Elev nie skomentował. Ale nie sposób było nie dostrzec gniewnych błysków w jego oczach.

* * *

Wróciła wcześniej niż zamierzała. Zapukała do pokoju Eleva i od progu zaczęła się kajać.
- Nie miałam tego na myśli, wiesz przecież? Przepraszam. Mam za długi jęzor.
- Zawsze miałaś – uśmiechnął się nieznacznie.
Rzuciła się z impetem się na łóżku chłopaka wypuszczając ze świstem powietrze. Schodziło z niej napięcie podróży, za to odzywało się wyczerpanie.
- Zrobisz mi ten tatuaż? Proszę, zrób mi go – uderzyła w marudny, dziecinny ton.
- Teraz?
- Bardzo bym chciała.
- Zdajesz sobie sprawę, że to czasochłonne zajęcie? Będzie to trwało dobry miesiąc, zakładając, że co dzień choć pół dzwonu nad tobą posiedzę.
- Oddaje się w twoje ręce.
- W takim razie pójdę po narzędzia. Może zdołam na razie choć kontury zrobić. Ale uprzedzam, będzie bolało.

- To dobrze. Ból przypomina, że się jeszcze żyje.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 10-12-2009 o 16:35.
liliel jest offline  
Stary 11-12-2009, 14:41   #29
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Aschaar, Eleanor, Mart

Alexandra popatrzyła na Alexa, który tylko skinął głową wyrażając swoją zgodę. Uśmiechnęła się do niego, a potem powiedziała:
- Dobrze. Pójdziemy więc we dwójkę.
- Zaczekajcie chwilę z tymi ustaleniami - milczący do tej pory myśliwy zeskoczył ze służącego mu za siedzisko miejsca po drewnie na opał. Podszedł do stołu i wyciągnął z plecaka tubę nożowniczki - Angela ustawiła spotkanie z jakimiś ludźmi, by jej przekazali te rzeczy nie po to, byśmy teraz ryzykowali spotkania o których nic nie wiemy. Mordercy jednak, którzy nas zastawili pułapkę nie byli w najmniejszym stopniu zainteresowani nami. Chodziło im o tych, z którymi się spotkała. Zauważyłeś Quinn, jak szybko się zmyli gdy dobili jej informatorów?
Na stół wypadła zwinięta mapka i plik spiętych ze sobą kartek zakreślonych nic nie mówiącymi znakami.
- Wygląda jak część miasta... - rzekł przyglądając się - Przez tę bramę można wyjść na spore pola więc to chyba dzielnica biedoty... i jakieś nakreślone na niej miejsca... i znaczki. To jakiś język? Ktoś to rozumie?
Podniósł zawiedziony cokolwiek wzrok znad mapy i wbił nagle spojrzenie w psioniczkę.
- Alexa... właściwie jaką wiadomość przekazałaś tym Henrym?
- Powiedziałam dokładnie, że jestem uczennicą Kallora, że potrzebujemy świecy Strigorija i że Asterghornossorodin sie budzi. Nic mniej nic więcej.

Przez chwilę milczał.
- Czyli właściwie powiedziałaś wszystko co powinni wiedzieć ci, którym zależy na naszym niepowodzeniu... Założyłaś w ogóle, że Strigorija i Henrych możemy obchodzić tyle samo co Aerandira?
Psioniczka pokiwała głową:
- Założyłam, po tym jak potraktują nas na audiencji, będziemy wiedzieć... pewnie to trochę ryzykowne... z drugiej strony nie wiem czy bardziej, niż droga nielegalna zdobycia świecy.
- Już raz o tym rozmawialiśmy Alexa... Pamiętasz? W sprawie Amidali... Dostaliśmy już na samym początku radę, by nie wyjawiać celu naszej misji. Teraz to już bez znaczenia, ale następnym razem ustal to z nami gdy będziesz chciała zaryzykować los nas wszystkich. Tak czy inaczej uważam, że powinniśmy rano wybudzić Angelę i dowiedzieć się czy zamachy mogą się powtórzyć i czy pchanie się na jedno z tych spotkań nie jest samobójstwem. Cokolwiek dziewczyna wie, wie zdecydowanie więcej niż my i omal za to nie zginęła.
- Gdyby był czas na dyskusje i pytania, zapytałabym - Alexa nie wygladała na zadowoloną z upomnień tropiciela, ale z drugiej strony musiała sama przed sobą przyznać, że w jego słowach było sporo racji - niestety decyzję musiałam podjąć szybko. Dlatego jest słuszne, że to ja głównie wezmę na siebie jej ewentualne negatywne skutki.
- Nie ma sensu debatować o tym co się stało i się nie odstanie... - odparł Quinn - Faktycznie to nie my byliśmy obiektem zainteresowania, a i sama Angela wyraźnie chciała to - wskazał na papiery - zachować dla siebie. Przynajmniej w tej chwili... Nie mam pojęcia co to za znaki, a przynajmniej nic co znam. Tyle, że każda gildia ma swój sekretny język... Jednak mapa, jeżeli to jest mapa, z tym można by coś zrobić; to miejsce można spróbować znaleźć... Mogę spróbować je znaleźć...
- Spróbuj - myśliwy skinął głową. Nie miał już zamiaru wracać do tematu, który uznał za bardzo ryzykowną samowolę psioniczki - Do wybudzenia Angeli wstrzymajmy się jednak ze spotkaniami.
- Mam nadzieję, że mikstura jej pomoże i będzie nam w stanie odpowiedzieć na kilka pytań - Alexa odetchnęła, gdy Jens przestał drążyc temat audiencji. Nikt nie lubi kiedy publicznie wytyka mu się błędy. Czy jednak jej postępowanie było błedem czy nie, okaże się za dwa dni.
- Czy jesteś pewny, że Angela gra w tej samej drużynie co my? Zrozum - ja nie ufam nawet sobie. To co dziś się stało... - Quinn ugryzł się w język.
- Będę uważnie słuchać jej wypowiedzi - Powiedziała psioniczka patrząc na tropiciela znacząco.
Jens wychwycił spojrzenie. Czy ona mogła mieć na myśli... Nie. Chyba nie...
- Chyba zaczynamy się kłócić o detale z przyszłości... - Quinn spojrzał na pozostałych - przygotujmy się do nocy; a przede wszystkim zróbmy tu trochę porządku... - wskazał trupy, które zaczynały już leżeć w kałużach krwi...
Alexandra popatrzyła ze zdziwieniem na nowego członka ich drużyny:
- Nie zauważyłam by ktoś się kłócił...
Myśliwy spojrzał na milczącego na razie Alexa.
- Problem z zaufaniem polega na tym, że oni oboje wiedzą o nas wszystko, a my o nich nic.... Angela oberwała jednak bełtem prawie dokładnie w serce. Ufam, że tego nie chciała i to mi teraz wystarczy.... Quinn jednak ma rację. Musimy tu posprzątać nim straże się nami zainteresują. Jeśli Gabriel pozbył się już wszystkich gapiów, to przerzuciłbym te ciała do pustostanu dwa domy dalej. Inaczej trzeba by iść do kanału odpływowego, a to trochę daleko...
- Można wziąć pod pachy i niby się pijanego odprowadza zataszczyć - odrzekł Quinn.
- W porządku. Tylko im jakieś kaptury załatwmy i w drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 11-12-2009 o 18:39.
Marrrt jest offline  
Stary 11-12-2009, 18:44   #30
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Biodro bolało nieznośnie, ale Lilla siłą woli powstrzymywała się przed modlitwą do swego boga. Zamiast tego znalazła w miarę czysty kawał materiału i zrobiła prowizoryczny opatrunek, była nieomal pewna, że do wesela się zagoi (jak miała w zwyczaju mawiać jej matka).

Niestety pewność ta nie mogła zaistnieć w przypadku Angeli, przyniesionej wkrótce po walce. Dziewczęta nie zdążyły nawet pozornie uprzątnąć domu, kiedy należało zająć się ranną. Pobieżnie zbadanie jej obrażeń kazało wyciągnąć ponure wnioski: Lilla dysponowała za małą mocą, a co gorsza Albert także. Mikstura wlana do ust mrocznej dziewczyny przyniosły pewne ustabilizowanie jej stanu, ale niestety nie poprawę. Jedyne wyjście jakie im pozostało to, to zaproponowane przez Alexandrę i przez nią koordynowane: zakupienie strasznie drogiego eliksiru. Zanim jednak doszło do ostatecznego podjęcia decyzji padło wiele gorzkich słów; zostali dziś dwukrotnie zdradziecko zaatakowani, Albert gdzieś przepadł jak kamień w wodę i wrócił kompletnie nieswój, Alex i Alexandra dostali propozycje dwóch konkurencyjnych spotkać. Nie ma siły; to musiało wpłynąć na ich nerwy. Paladynka nie wdawała się w dyskusję i wzajemne oskarżenia: czuła się zbyt zmęczona i obolała by mieć na to jakiekolwiek siły. Zresztą jaki to miało sens?
- Myślę, że możemy zaryzykować sprawdzenie charakteru tych tajemniczych osób. To niej duże zaklęcie i niczyjej uwagi specjalnie przyciągnąć nie powinno.

Schowała do mieszka pieniądze, które jej zostały i rozpoczęła porządki. Chłopcy już wynieśli martwych, więc Lilla zajęła się przygotowaniem spokojnego kąta dla Angeli. Ciągle nieprzytomna nożowniczka powinna mieć zapewniony spokój i w tym celu Kalvarówna przewiesiła zasłonę przez belkę stropu koło jej materaca, tym samym odgradzając ją chociaż prowizorycznie od pozostałych. Obok, na stołku, została położona miska z ciepłą wodą i bawełniane szmatki do zmiany opatrunku. Spierzchnięte usta dziewczyny również co jakiś czas musiały być zwilżone i tym zajęła się paladynka.
To prawda, mrok nieustannie czający się w Angeli odstręczał i wzbudzał niepokój, ale ona ciągle szła z nimi, pomagała, a teraz umierała za ich sprawę. I to wystarczało, w końcu każdy powinien mieć szansę odkupić swoje winy. Prawda?
 
Nadiana jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172