Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2009, 21:27   #116
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Oprócz łaźni jest jeszcze jedno takie miejsce, niedaleko - mówiła Mary idąc obok Rogera. - Pan Valdro kazał wodę spiętrzyć i utworzył się tam mały stawek, w którym goście popływać mogą. Gdyby pan wolał...
Nie wolał. Ruczajów będzie miał pod dostatkiem, w przeciwieństwie do łaźni.

Po solidnie wykonanej pracy należał się każdemu solidny odpoczynek. Stara jak świat prawda, z którą Roger nie zamierzał się spierać. Szczególnie jeśli tym odpoczynkiem byłaby kąpiel w ostatniej gospodzie na szlaku.
Łaźnia była niezbyt wielka, czteroosobowa. Cała do dyspozycji Rogera.
- Mydło. Ręcznik. Sole pachnące, gdyby pan potrzebował... - Mary tonem i gestem uprzejmej gospodyni wskazywała poszczególne, przydatne w kąpieli - i po - akcesoria.
Gąbki, szczotki, gorąca i zimna woda. Czegóż można chcieć więcej. Najwyżej łaziebnej, która umyłaby plecy.
Mary stała, jakby czekała, aż Roger rozpocznie kąpiel.
- Zostajesz? - spytał Roger uprzejmie, zapraszającym gestem wskazując balię.
Mary otworzyła szeroko oczy, obróciła się na pięcie i zniknęła.

Roger zanurzył się cieplutkiej wodzie. Swoje zrobił i nie miał dokąd i po co się spieszyć. Do ochrony armaty pozostawali wszak Sabrie, Teu, Castiel, Kastus. I oczywiście Dru, która jak lwica walczyłaby w obronie swych maleństw.
Siedział sobie zatem z przymkniętymi oczami, rozkoszując się kąpielą, gdy nagle do jego uszu dobiegł zza okna cichy głos. I założyłby się, że w okienku pojawił się jakby cień czyjejś głowy.
Zanurzył się głębiej w wodę i udając, że drzemie wsłuchał się w nadpływające dźwięki. Nie mylił się. Co najmniej dwie dziewczyny siedziały pod okienkiem. Prawdę mówiąc założyłby się, że siedzą tam wszystkie cztery. Jakby nie mogły wejść i dotrzymać mu towarzystwa.
Należała się pannom mała nauczka.
Gdy za oknem rozgorzał cichy spór o to, na kogo kolej, Roger wyślizgnął się z balii i z cebrzykiem zimnej wody podkradł pod okno.
Chlust.
Krzyk, piski i tupot oddalających się stóp świadczył o tym, że 'pocisk' był celny.
Roger uśmiechnął się.

Ubrany wrócił do swego pokoju. Akurat na czas, by zobaczyć przyjazd pierwszych gości. A to znaczyło, że nie może się wylegiwać. Nigdy nie było wiadomo, czy któremuś z gości nie strzeli coś do głowy i nie trzeba będzie chronić armaty przed nadmierną ciekawością przyjezdnych.

- Pójdę się przejść - powiedział Roger do Sabrie po dobrej godzinie siedzenia i 'nicnierobienia'. - Zobaczę, czy dokoła nic się nie dzieje.
Wyszedł z kuźni i ruszył w mały obchód brzegiem polany. Dużej polany. Otoczonej dość młodym lasem. I od razu widać było, że polana została sztucznie powiększona, bowiem komuś nie chciało się najwyraźniej wyciągać wszystkich pniaków. A może plany miał do nich jakieś.
Był też oczywiście uwieczniony w nazwie gospody ruczaj, zgodnie ze słowami Mary rozlewający się w niewielki stawek. Wodny zbiornik otoczony był krzewami, tworząc złudzenie odizolowania od reszty terenu, a niewielka połać piasku nad samym brzegiem zachęcała do wyciągnięcia się...
Roger nie dał się zachęcić. Ruszył dalej, wypatrując jakichkolwiek intruzów. I nic.
Widoki były ładne, ale nie o to wszak chodziło. Wszędzie było cicho i spokojnie. Nie tak jak na wiejskich weselach, gdzie za płotem kłębiły się zawsze tłumy oglądających. Z pewnością była to zasługa znacznej odległości od skupisk ludzkich.

Zawrócił w stronę kuźni.
Obchodził właśnie główny budynek gospody, który kokardami służki dekorowały, na drabinach stojąc, gdy usłyszał nagle pisk dochodzący z góry. Roger zrobił krok do tyłu i spojrzał do góry... przekonany, że za chwilę spadnie na niego upuszczony przez którąś z dziewczyn młotek... Stojąca na szczycie drabiny dziewczyna straciła do końca równowagę i spadła prosto na niego, piszcząc z przerażenia. Roger odruchowo, niewiele myśląc, wyciągnął ręce, usiłując ją złapać.
Chwycić się dziewczynę udało, utrzymać już nie. Upadła na Morgana, a ten na cztery litery... dość boleśnie.
Roger syknął.
- Dz... dziękuję - rzekła zszokowana dziewczyna ledwo dukając słowa, i nadal siedząc na Rogerze. Nie znał jej. Była nieco starsza od tamtych, które mu pomagały. I z pewnością cięższa.
"Nie mogła to być Pearl?"
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział Roger, zdecydowanie mijając się z prawdą. W tym przypadku bycie bohaterem okazało się odrobinę bolesne. - Nic ci się nie stało? - spytał, widząc że dziewczyna, a w zasadzie młoda kobieta, nie opuszcza jego ramion. - I jak to się stało?
- Poślizgnęłam się, gdy się wypięłam by lepiej kokardę umieścić - odparła służka gramoląc się przy wstawaniu.
"Wypięłam się..." - powtórzył Roger w myślach. - "A ja nie dość, że straciłem ciekawy widok, to jeszcze tyłek sobie potłukłem..."
- Dobrze, że nic ci się nie stało - powiedział, pomagając jej wstać. Zaraz potem też się podniósł, czując ból pleców i ich dolnej okolicy.
-Nnie, nic... - odparła nerwowo służka, a po chwili dookoła zaczęło robić się zbiegowisko. Oczywiście, jak na złość, wszyscy ją o stan pytali, zapominając o jej wybawcy.
Z drugiej strony... nieco to cieszyło Rogera. Zbyt wielką finezją przy ratowaniu spadającej się nie wykazał. Nie bardzo było się czym chwalić... jeśli weźmie się pod uwagę sposób załatwienia całej sprawy. Dość mało elegancki i niezbyt widowiskowy. Chociaż osobę postronną mógłby rozbawić.
Korzystając z powstałego zamieszania Roger powoli, krok po kroku, zaczął się wycofywać.

Do obolałego Rogera podeszła od tyłu Bianka. Kobieta klepnęła mężczyznę po pośladku zapewne w żartobliwej formie flirtu. Problem jednak w tym, że pośladki Rogera miały już dość "czułości" na dziś. I mężczyznę przeszył ból. Bianka zaś ukróciła ewentualne podteksty tego klepnięcia słowami:
- Skoro pan się obija, to może chce zarobić coś ekstra?
- Na razie nie tyle 'obijam się', co obiłem sobie, za przeproszeniem, tyłek, ratując tę pannę, której spadać się zachciało
- powiedział Roger, nie dodając garści poglądów na temat tego rodzaju pieszczot. W tym momencie. - W czym mogę być pomocny? - spytał.
- Sorbusowi trzeba pomóc przy.... - Bianka zastanowiła się jak to rzec. - Głowa jednego z klientów utknęła... - kobieta się zaczerwieniła i dodała szeptem. - Utknęła w wychodku.
"W wychodku? Co ten kretyn robił w wychodku?"
Roger spojrzał na nią z niedowierzaniem. Najwyraźniej jednak Bianka mówiła prawdę.
- Może by tłuszczu jakiego użyć? - zaproponował. - Inaczej trzeba by wychodek rozebrać. Tak delikatnie. Jak tam trafić? - spytał. Cały czas mówił szeptem, by nikt inny nie słyszał.
- Sorbus coś kombinuje - rzekła nerwowo Bianka prowadząc Rogera. - Najpierw chciał łomem i mężczyzna... Powiedzmy, że delikatne nerwy klienta nie wytrzymały tego żartu.
"Może trzeba było idiocie uszy obciąć. Pewnie by nawet nie zauważył..."
Wychodki były dyskretnie ukryte w karczmie, co by goście mogli z nich skorzystać i się odświeżyć. Zaś Roger wkrótce poczuł, co znaczyły dyplomatyczne słowa Bianki. Facet narobił w gacie ze strachu. Z wyciąganiem go męczył się już jakiś najemnik oraz Sorbus właśnie. I Morgan zdał sobie, że wykrakał. Problemem, rzeczywiście były duże uszy półelfa. Bowiem to półelf właśnie tkwił głową w kibelku.
- Tłuszczem jakimś posmarować - powiedział. - A jak to nic nie da, to wypiłowac trzeba delikatnie. Ale to dłużej potrwa.
- Albo też - spojrzał na krawędzie desek - deski z boków podważyć.
- Gdzieś tu miałem łom - rzekł Sorbus. A z kibla dobył się piskliwy głos. - Żadnych łomów!
Bianka zaś dodała:
- Żadnego psucia wychodków... zbyt wielu gości.
"Gości, gości... Najwyżej po krzaczkach zaczną biegać..."
- Z tłuszczem już próbowałem...
- rzekł Sorbus - ale te przeklęte uszy...
Spojrzał na dłonie Rogera potem na swoje... dość duże.
- Może ty spróbujesz wcisnąć dłonie i zrobić coś z jego uszami? - spytał.
- Delikatnie wyciągnięte deski dałoby się zaraz wstawić z powrotem - powiedział Roger. - Ale skoro nie... Mam zatem inny pomysł... - kontynuował. - Może by tak opaskę jakąś założyć? To mniej miejsca zajmie, niż ręce.
- Można spróbować - rzekł Sorbus i wskazał miejsce Rogerowi. - Stań tam, chwycisz za drugi koniec.
Opaska... Sorbus wsunął ją jak tylko Roger zajął swoje miejsce. Po czym rzekł:
- Przesuwamy powoli, aż trafimy mniej więcej na uszy.
Paskudna robota. Warta sutej zapłaty. I godna opowiadania we wszystkich knajpach na szlaku. Tylko kto w to uwierzy...
Roger zabrał się do pracy. Miał nadzieję, że się uda. Opaska powoli sie przesuwała. Zahaczyli o uszy...chyba... Jeśli nie klient dozna urazu szyi. Na szczęście kapłani pracowali lub/i upijali się w kuźni.
- Na trzy - Sorbus mrugnął porozumiewawczo i tajemniczo się uśmiechnął. - Raz, dwa, trzy! - Sorbus szarpnął.
Roger pociągnął w tej samej chwili.
Na "trzy" upaprana gównem i wymiocinami głowa pijanego klienta wyskoczyła z dziury niczym korek z butelki. A Roger poczuł bolesne strzyknięcie w biodrach, boleśnie przypominając sobie o niedawnym urazie.
- Dobra robota - pochwaliła Bianka. Ochroniarz odprowadził ufajdaną ofiarę losu do jego pokoju, Sorbus zaś rzekł:
- Zasłużyliśmy na kufel piwa. Ten duży.
- Udało się - ucieszył się Roger. Wizja tkwienia w toalecie nie wiadomo jak długo zdecydowanie mu nie odpowiadała. Radość z sukcesu została nieco przytłumiona przez ból w krzyżu.
- Lepiej dobre wino - poprawił Sorbusa. Nie zamierzał tłumaczyć, że piwo niezbyt mu odpowiada. - Czego on tam szukał? - spytał. - Zgubił złoty pierścionek?
- Spił się przed przyjazdem, wytrzęsło go po drodze, to poszedł zwrócić. - Sorbus wzruszył ramionami. - Tylko że przy wymiotowaniu za głęboko głowę wsadził.
- Dzięki bogom, że już po wszystkim - powiedział Roger. - Chodźmy stąd. Mam wrażenie, że jeszcze trochę i przydałaby mi się znów łaźnia. Ręce i tak muszę umyć.
- Do głównej izby, tam piwo serwują - rzekł wesoło Sorbus, a Bianka spojrzała na niego krzywym okiem.
- Tylko bez przesady, amore - powiedziała. - Nie potrzeba mi tu pijanego osiłka.
- Nigdy ponad miarę - zapewnił Roger. - Wino też tam dają? - spytał. - Coś na przepłukanie gardła zda się, bo średniej przyjemności to była robota i premii jakiejś warta - dodał.
Bianka podeszła do Rogera i cmoknęła go w policzek.
- Wystarczy? Pewnie nie - kontynuowała, nie czekając na odpowiedź. - Wy bohaterowie chciwi bywacie. - Wyciągnęła coś z kieszeni sprytnie ukrytej w sukni i podała mężczyźnie. - Zostawił to jeden, taki jak ty...może ci się przyda.
Było to piórko z jakimś malunkiem... w którym Roger rozpoznał przedmiot magiczny. Pierzasty talizman. Tak zwany "Wachlarz".
- Starczyłoby - Roger w rewanżu dłoń Bianki ucałował. - Nawet z naddatkiem by starczyło. A za to dziękuję. - Piórko z malunkiem wachlarza schował za pazuchę. - Czy mimo obowiązków zechcesz nam towarzyszyć i choćby naparstkiem wina sukces uczcić? - spytał.
- W głowach by się wam przewróciło, gdybym się z wami spoufalała za bardzo - rzekła Bianka i dodała - Ja tu jestem pracodawczynią, a wy pracownicy. Ja tu mam całe wesele na głowie, a i wy z piciem nie szalejcie. Wystarczy jeden stupido z głową w kiblu na raz.
Po tych słowach ominęła Sorbusa i Rogera, by kolejne służki pogonić do roboty.

Długo przy barze nie zabawili.
Sorbus, chłop na schwał, o gardle przepastnym, kufel piwa w mig wypił, a potem, robotą różną się usprawiedliwiając, pożegnał się i odszedł.
Roger wiele dłużej nie zabawił.
Kusztyczek wina wypiwszy od baru odszedł, by do reszty kompanii dołączyć.

Dru, zmęczona pracą, lub też z innej przyczyny, spała twardo.
- Ciekawa jestem - powiedziała Sabrie - po co ona przymocowała puste rurki do wozu.
- Jesteś pewna, że były puste? - spytał Roger lekko kpiącym tonem. - A może kraniki jakieś do nich zamontowała?


Zmrok już zapadał, gdy nagle niedaleko nich pojawiła się zakapturzona postać. Gość nieproszony, jak można by sądzić, i kłopotów być może zwiastun.
Roger, gotowy do ewentualnej reakcji na wrogi gest nowo przybyłego, zrobił parę kroków w jego stronę.
- Szuka pan kogoś? - spytał. - Boję się, że to - głową skinął w stronę gospody - prywatne przyjęcie i wpuszczają tylko osoby z zaproszeniem.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 13-12-2009 o 12:55.
Kerm jest offline