Lalunia.
Na sam dźwięk tego przezwiska gorąca krew przodków gotowała się w jej żyłach. Tileanka wściekle zamajtała nogami za wszelką cenę próbując znaleźć punkt oparcia. Miała teraz motywację – nikt nie będzie nazywał jej lalunią! Jej wściekłość przełożyła się na siłę i w końcu…
Tak! Czubek buta w końcu natrafił na skalny występ. Podciągnęła się trochę, czując jak mięśnie niemal odmawiają jej posłuszeństwa. Drugą nogą znalazła oparcie nieco wyżej, tak samo jak i ręka. Przez jej głowę przebiegało tysiące myśli – od tego co zrobi Kurtowi jak już stanie na pewnym gruncie do tego, że marzną jej palce u rąk.
Nagle nad jej głową pokazała się mordka zaciekawionego snotlinga. Przyglądał się dziewczynie jak mozolnie wdrapywała się po ścianie. I nagle zobaczyła to: trzymał coś, co wyglądało na wieki widelec i na pewno było niesamowicie ostre.
- Wsadź to sobie w dupę – warknęła przez zaciśnięte z wysiłku zęby. Jednak snotling chyba jej nie zrozumiał, gdyż gdy jej ręce dotknęły ścieżki nadstawił ostrze i boleśnie zranił ją w bok. Tileanka jęknęła z bólu, ale dzielnie podciągnęła się wyżej, a kiedy klęczała już na ścieżce jej ramie zaczęło palić żywym ogniem. Spojrzała na nachalnego stwora.
- Dobry zwierzaczek – powiedziała odruchowo. Ku jej niepomiernemu zdziwieniu stworek opuścił rożenek, na który chciał ją przed chwilą nadziać i zbliżył się do niej. Patrzył się na nią jak bezbronne kocię na swojego właściciela.
- Gdyby twoje instynkty były trochę mniej mordercze to bym cię ze sobą zabrała – mruknęła, a lewą chwyciła rączkę ostrej broni. – Ale jesteś złym, zielonym potworkiem. A teraz… spadaj!
Szarpnęła mocno widełki, próbując wyrwać broń z łap snotlinga, którego mordka przeorała kilka centymetrów kamienia. Broń wysunęła się z jego rąk i szybko ostry jej koniec zwrócony był przeciw niemu. Stwór cofnął się, ale Francesca już zaszła go z boku, odcinając drogę ucieczki. Mógł teraz jedynie iść w stronę przepaści.
Tak zrobił. Po chwili zdecydowanie stracił grunt pod nogami i z przeraźliwym piskiem spadł w przepaść. Francesca spojrzała za nim.
- I pamiętaj. Nie wolno kłuć pani – mruknęła. Za jej plecami wciąż trwała walka i, choćby nawet chciała, nie mogła nie usłyszeć donośnego głosu Kurta, który znów jej rozkazywał.
Zirytowana tonem najemnika przewróciła oczyma, ale natychmiast wycofała się z pola najcięższej walki. Nie chciała znów zawisnąć na tej zimnej skale ani zostać nadzianą na snotlingowy rożen.
__________________ Nie rozmieniam się na drobne ;) |