Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2009, 00:25   #122
Bergtagna
 
Bergtagna's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumny
Mama wpatrywał się przez chwilę w skały, przywracając hełm do pierwotnej pozycji. Uznał, że to bardzo źle, gdy kamienie spadają z takiej wysokości. O tym, jak niebezpieczne bywają kamienie, wiedział nie od dziś.


Już jako młody ork, przyjaźnił się ze ścisłą elitą intelektualną swoich rówieśników. Jego najlepszym towarzyszem był Shabrug, uczeń wioskowego szamana, wielki talent. Nie dość, że niebywale szczwany, to na dodatek szalenie ciekawski. Szalenie.

Pewnego razu dwaj orkowie udali się nad pobliskie urwisko. Shabrug chciał przeprowadzić doświadczenie. Planował skoczyć w przepaść i sprawdzić co się stanie. Jako, że był niespotykanie szczwany, wpierw rzucił kamień. Usłyszawszy głuche uderzenie, pobiegł sprawdzić, co też się stało. Mama podążył za nim. Dotarłszy na miejsce, młody szaman podniósł kamień. Uważnie przyjrzał się przedmiotowi doświadczenia. Nie znalazł żadnego uszczerbku. Bardzo się tym rozradował. Skoro taki mały, a mały to słaby, kamień przetrwał skok, to bez wątpienia ktoś tak duży i silny jak ork też podoła! Z tą myślą Shabrug pobiegł nad urwisko, poprosiwszy uprzednio Mamę, by ten pozostał na dole i czekał na triumfalny powrót wesołego kompana.

Ork uważnie obserwował szczyt skalnej ściany. Nie czekał długo na pojawienie się Shaburga, który niemal z biegu rzucił się w dół. Mama ocenił, że jego towarzysz przemieszcza się znacznie szybciej niż zwykle, w dodatku prawie wcale nie poruszając nogami! Gdyby nie krzyk bólu, uderzenie byłoby niemal tak głuche jak poprzednika, kamienia. Mama podszedł do leżącego kolegi. Zdziwił się, bo leżący dziwnie drgał, a nie miał tego w zwyczaju.

-Nie ufaj kamycom… – Rzekł dość cicho jak na orka Shabrug.



Tak, zapamiętał ostatnie słowa kolegi, nie ufał kamycom. A te, które niedawno spadły, nie działały na dodatek same. Wszystko wskazywało na to, że współpracują z wrogiem. W głowie Mamy szybko zrodził się rozkaz:

-O! Oopp…opp..opppcy! Ruszszszać dupppy tam! – Łamiąc sobie język, wykrzyczał rozkaz i wskazał ręką na przeciwległą ścianę skalną.

Rój krzykliwych pokrak pognał we wskazanym kierunku, starając się nie wpadać pod nogi biegnących w stronę barykady orków. Mama podążył za podwładnymi, lecz już nie tak spiesznie. Był szefem, miał swoją godność. Niestety w jego godność uderzył barkiem jeden z pędzących orków. Grubianin nawet się nie zatrzymał, by przeprosić. Ciało Mamy zaczęło drgać, wargi wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie, ukazując zaciśnięte kły, których wachlarz kolorów zaczynał się od żółtej ochry, a kończył na palonej umbrze. Szczęki wyraźnie się rozluźniły. W powietrze wystrzeliło donośne:

-Łaaaaaaaaaaa!!!

Część orków odwróciła się w stronę źródła hałasu, widząc jak z paszczy Mamy wydobywa się niemal cielesna manifestacja dźwięku. Szefo ‘uczników z resztkami okrzyku w gardle ruszył gwałtownie w stronę barykady. Nie biegł za zuchwałym parszywcem, który swoim plugawym barkiem naruszył jego godność, biegł tam, gdzie kazała wrząca w jego ciele krew, najwyraźniej samotna i spragniona towarzystwa.

Gobliny wpatrywały się tępo w szaleństwo dowódcy. Najodważniejszy, czy też najmniej tchórzliwy z nich, Getrak, postanowił podążyć za szefem i w jakiś sposób przywrócić mu świadomość. Czy robił to z czystej dobroci, czy ze strachu przed tym, co zrobią mu i jego towarzyszom orkowie, gdy zniknie protekcja Mamy, nie wiedział.
 
__________________
-Próbuję zdobyć pieniądze na podróż do Ameryki.
-Gdzie to jest?
-Po drugiej stronie fiordu.

Normann Hætta bongo Utsi Saus

Ostatnio edytowane przez Bergtagna : 10-12-2009 o 00:28.
Bergtagna jest offline